Spacery nad Sekwaną - ebook
Spacery nad Sekwaną - ebook
Australijska pisarka Shari Lacey nie sądziła, że kiedykolwiek zgodzi się na przygodę na jedną noc. Do czasu, gdy poznała francuskiego biznesmena Luca Valentina. Zraniona w poprzednim związku, nie szukała miłości, a jedynie chwili zapomnienia. Po kilku tygodniach spotykają się ponownie w Paryżu i decydują na niezobowiązujący romans. Sytuacja skomplikuje się, gdy okaże się, że Shari jest w ciąży…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3266-1 |
Rozmiar pliku: | 634 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Luc Valentin od dnia, w którym zerwał z Manon, wieloletnią partnerką, nie był zbyt podatny na kobiece wdzięki. Doświadczenie nauczyło go, że związki zawsze niosą ze sobą ryzyko i wprowadzają niepotrzebne zamieszanie w życiu. Zaczyna się niewinnie, a potem, nim się człowiek obejrzy, ląduje się w emocjonalnej pułapce.
Kiedy więc przekroczył próg D’Avion Sydney, zalotny uśmiech ślicznej sekretarki nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia.
– Luc Valentin – przedstawił się, podając wizytówkę. – Chciałbym się widzieć z Rémym Chénier.
Dziewczyna skamieniała.
– Luc Valentin? Ten Luc Valentin?
– Tak, ten z Paryża. – Uśmiechnął się, lekko rozbawiony przerażonym spojrzeniem sekretarki. Rzadko kiedy jego pojawienie się w jednej z siedzib firmy wywoływało tak dramatyczny efekt. – Czy jest Rémy, mademoiselle?
Sekretarka spuściła wzrok, wyraźnie podenerwowana.
– Pan Rémy… jest nieobecny. Bardzo mi przykro, panie Valentin, ale nie ma z nim kontaktu od wielu dni. Nie odpowiada na telefony i mejle. Nie wiadomo, gdzie jest. – Pochyliła się nad biurkiem i napisała coś na kartce. – Proszę spróbować pod tym adresem. Jeśli tam jest, na pewno się ucieszy z pańskiej wizyty.
Luc szczerze w to wątpił. Chyba że kuzyn miałby doskonałą wymówkę, skąd się wziął deficyt w budżecie firmy.
Pewnie wplątana jest w to kobieta, rozmyślał, jadąc pod wskazany adres. Przy Rémym zawsze kręciła się jakaś spódniczka, jednak nie zdarzyło się, by Luc widział go z jakąś kobietą więcej niż jeden raz.
Bez problemu znalazł elegancki kompleks apartamentów na północnym wybrzeżu Sydney. Nacisnął guzik domofonu i po chwili usłyszał kobiecy, dziwnie zduszony, zachrypnięty głos, jakby jego właścicielka cierpiała na poważne przeziębienie albo przed chwilą płakała.
– Kto tam?
– Luc Valentin. Chciałbym widzieć się z Rémym Chénier.
– Jest pan z jego biura?
– Z siedziby głównej D’Avion.
– No cóż, nie ma go tu – odparła krótko, po czym dodała ledwie słyszalnie: – I chwała Bogu.
– Ale to jego mieszkanie, czy tak? – upewniał się nieco już zniecierpliwiony. Ta luksusowa dzielnica, wydawała się bardzo w stylu Rémy’ego.
– Nie, choć czasem je tak traktował – odrzekła ściszonym głosem. – W każdym razie nie ma go tu. Nie wiem, gdzie jest i nie obchodzi mnie to. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
– Proszę wybaczyć, mademoiselle, ale kiedy ostatni raz go pani widziała?
– Miesiące temu. – Po chwili dodała: – Wczoraj.
– Wczoraj? Czyli jest nadal w Sydney?
– Mam nadzieję… Mam nadzieję, że nie. Może. Nie wiem. Proszę posłuchać, jestem bardzo zajęta i…
– Proszę pani! Jeszcze jedna rzecz – zawołał, nim zdążyła się rozłączyć. – Czy zabrał swoje rzeczy?
– Hmm… – zrobiła wymowną pauzę. – Powiedzmy, że jego rzeczy wylądowały za drzwiami.
Luc zawahał się, próbując wyobrazić sobie właścicielkę głosu.
– Proszę wybaczyć niedyskretne pytanie, ale czy jest pani dziewczyną Rémy’ego? Czy może pokojówką?
W domofonie zaległa głucha cisza. Po chwili usłyszał zdawkowe:
– Owszem. Pokojówką.
– Pardonnez-moi, ale czy mogłaby mnie pani wpuścić, żebyśmy mogli porozmawiać twarzą w twarz? Jest kilka spraw…
Odpowiedziała mu cisza. Przez chwilę czekał, aż otworzą się drzwi, a kiedy to nie nastąpiło, raz jeszcze nacisnął dzwonek domofonu.
– Zgubił się pan czy co? Proszę odejść, nie mogę pana wpuścić.
– Ale ja tylko chciałbym…
– Nie! – W jej głosie pobrzmiewały ostrzegawcze nuty. – Proszę odejść albo zawołam policję.
Zrezygnowany wrócił do samochodu, zastanawiając się, co się stało z jego siłą perswazji. Dawniej nie prosiłby o pozwolenie, tylko bezceremonialnie wszedł do środka, a pokojówka oczarowana jego wdziękiem, jadłaby mu z ręki, udzielając potrzebnych informacji.
Nie zdawał sobie sprawy, że zza zasłonki obserwuje go młoda kobieta. Shari Lacey patrzyła, jak mężczyzna wsiada do samochodu i pospiesznie odjeżdża. Kimkolwiek był, miał miły głos. Głęboki, spokojny, mocny, a nawet urzekający, choć daleka była od zachwytów nad francuskim akcentem. Jakie to jednak miało znaczenie? Wzruszyła ramionami i opuściła z powrotem zasłonkę.
W ciągu następnych trzydziestu sześciu godzin Luc przetrząsnął biuro D’Avion w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu, który naprowadziłby go na trop Rémy’ego. Sprawdzał mejle, pisemne wiadomości, notatki, długo przepytywał pracowników, a najdłużej osobistą asystentkę kuzyna, która chlipiąc w chusteczkę zapewniała, że nic nie wie. W końcu wziął na dywanik kierownika działu finansowego. Wszystko wskazywało na to, że Rémy zapadł się po ziemię. Jakie to było do niego podobne. Nabroić, a potem uciekać przed odpowiedzialnością, zupełnie jak wtedy, kiedy byli dziećmi.
Luc nie zamierzał ustąpić. W taki czy inny sposób musi znaleźć drania, dopaść i sprawić, by odpowiedział za nadużycia. Może dowie się czegoś od jego siostry?
Emilie, bliźniaczka Rémy’ego była teraz żoną Australijczyka. Z tego, co Luc pamiętał, rodzeństwo zawsze było blisko ze sobą. Mimo że nie widział Emilie od kilku lat, myślał o niej z sympatią. Miała, tak jak Rémy, rude loki i błękitne oczy, ale na tym podobieństwo się kończyło.
Pośród wszelkich zalet miała jedną jedyną wadę. Jak wszystkie kobiety w jego rodzinie chciała za dużo wiedzieć.
Shari, trzymając w dłoni czarną maskarę, zbliżyła się do lustra. Zamrugała powiekami i skrzywiła się nieznacznie. Opuchlizna wokół oka powoli schodziła, ale siniak był nadal wyraźny. Wspaniała pamiątka po kimś, na kim dawniej jej tak zależało. Wspaniały pożegnalny prezent. Cóż mogła poradzić na to, że tak bardzo różniła się od tych wszystkich fascynujących kobiet, z którymi Rémy spotykał się we Francji. W przeciwieństwie do nich była zbyt wymagająca, zbyt podejrzliwa, za mądra, zbyt emocjonalna – no, w tym przypadku przynajmniej miał rację. A do tego była jeszcze zazdrosna, oziębła, źle się ubierała i miała wiktoriańską mentalność. Niejednokrotnie musiała wysłuchiwać podobnych epitetów pod swoim adresem. Była do niczego, nic więc dziwnego, że musiał szukać pocieszenia u innych kobiet.
Próbowała racjonalnie podchodzić do jego zarzutów i nie przejmować się nimi, ale w głębi serca… Już jakiś czas temu zrzucił maskę uroczego, szarmanckiego mężczyzny i wiedziała, czego się może po nim spodziewać, ale mimo to ostatnia kłótnia była szokiem. Nie spodziewała się tego. A przecież mogło być jeszcze gorzej. I pomyśleć, że kiedyś przyjaciółki zazdrościły jej seksownego Francuza. Do czasu. Szybko zorientowały się, jakim kobieciarzem jest Rémy, i choć taktownie milczały, Shari widziała w ich oczach współczucie. Co by zrobiły, gdyby dowiedziały się, że stosował wobec niej przemoc? I co by powiedziały na to, że ona tak długo to tolerowała?
Wolała nie myśleć o tych wszystkich bitych, poniżanych i upokarzanych żonach, które wielokrotnie widywała w różnych programach informacyjnych. O żonach, które były zbyt przestraszone, by się bronić, które wierzyły, że zasługują na karę wymierzaną przez ukochanego mężczyznę, szukały wymówek i usprawiedliwień dla ich występków.
Oddech Shari stał się coraz szybszy, jakby brakowało jej tchu. Nie było sensu powracać do tego, co skończone. Ona nie była taka jak tamte kobiety. Potrafiła wyrwać się z toksycznego związku, zakończyć szybko i zdecydowanie relację, która była nieprzerwanym pasmem rozczarowań i upokorzeń. Nie obyło się bez walki, ale udało się i teraz nikt nie będzie mógł powiedzieć, że Shari Lacey jest ofiarą.
Teraz już była bezpieczna. Powinna to sobie codziennie powtarzać, przecież była racjonalną osobą, a nie emocjonalną idiotką, jak zwykł ją określać Rémy. Przejdzie przez to i już nigdy nie pozwoli się skrzywdzić. Najważniejsze to przełamać lęk, nie drżeć z przerażenia na dźwięk męskiego głosu w domofonie czy słuchawce telefonu. Przecież nie każdy mężczyzna jest takim draniem jak Rémy, więc może w przyszłości pozwolić sobie na flirt, a nawet na coś więcej…
Właściwie to dobrze, że Neil zaprosił ją na przyjęcie. Może pozna kogoś odpowiedniego, kogoś takiego jak kochany brat. To będzie świetny test dla jej podnoszącego się z gruzów poczucia własnej wartości. Nie może uciekać i chować się po kątach tylko dlatego, że niewłaściwie ulokowała uczucia.
Przez kilkanaście minut cierpliwie pracowała nad makijażem, po czym cofnęła się, by z odpowiedniej perspektywy ocenić efekt swoich działań. Odetchnęła z ulgą, stwierdziwszy, że siniec pod okiem dzięki solidnej warstwie korektora i pudru był prawie niewidoczny, a rzęsy podkreślone ciemnym tuszem pięknie uwydatniają morską zieleń tęczówek. Zazwyczaj preferowała dyskretny makijaż, ale tym razem mocno pomalowała oczy, chcąc odwrócić uwagę od podpuchniętych powiek. Na czterdziestych urodzinach Neila powinna prezentować się jak należy. On i Emilie nie muszą wiedzieć, jak twardą rękę ma Rémy. A może Emilie wie? Przecież była jego siostrą, dorastała z nim.
W każdym razie ona nie zamierza już dłużej cierpieć przez człowieka, który nie jest zdolny do prawdziwej miłości. Przyszedł czas, by zacząć wszystko od nowa. Jak się spadło z konia, trzeba, nawet wbrew sobie, dosiąść go ponownie.