Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Spadające gwiazdy - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
11 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spadające gwiazdy - ebook

Zimowa opowieść od autorki docenianej przez The New York Times!

Emily Ammerman zawsze czuła się dobrze na narciarskich trasach i stokach Snowdrift Summit – kurortu w Kolorado – prowadzonego od dziesięcioleci przez jej rodzinę. Śnieg jest jej żywiołem, a ona zawsze z zapałem uczy nowych klientów jazdy na nartach. Zach Ryder słynie z ekranowej roli odważnego oficera CIA, który zawsze ratuje sytuację. W prawdziwym życiu jest tak samo przystojny i czarujący. I tak się składa, że Emily jest jego największą fanką. Ale jest też profesjonalistką, która nie może pozwolić sobie na to, aby zakochać się w znanym kliencie. Jednak nie wszystko można w życiu zaplanować, a czasami, bez względu na to jak bardzo się starasz, po prostu nie możesz powstrzymać się od upadku…

Fern Michaels, autorka bestsellerowych powieści, zabiera nas w urokliwą, zimową scenerię, przepełnioną emocjami, ciepłem i świąteczną atmosferą!

 

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83292-89-2
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Emily Ni­cole Am­mer­man wy­piła pierw­szy łyk szam­pana po­da­nego, aby uczcić wiel­kie wy­da­rze­nie, które miało zo­stać ogło­szone tego wie­czoru. Sto­jąc na szczy­cie scho­dów i spo­glą­da­jąc w dół na sa­lon, ob­ser­wo­wała kłę­biący się w nim tłum. Na uro­czy­stość przy­byli lu­dzie, któ­rych znała przez całe ży­cie, i ci, któ­rzy spę­dzili w jej ro­dzin­nym ośrodku nar­ciar­skim tak wiele zim, że uwa­żano ich za bli­skich przy­ja­ciół ro­dziny.

Cho­ciaż do świąt Bo­żego Na­ro­dze­nia po­zo­stało tylko kilka ty­go­dni, Emily wy­pa­trzyła w ca­łym domu drobne zmiany, które wkrótce miały się prze­ro­dzić w praw­dzi­wie świą­teczną oprawę. Blask świec od­bi­jał się od ścian ze zło­ci­stych bali, które jej ro­dzina utrzy­my­wała w do­sko­na­łym sta­nie przez po­nad pięć­dzie­siąt lat. Pod­czas wa­ka­cji matka za­wsze za­trud­niała ze­spół lo­kal­nych de­ko­ra­to­rów, aby po­mo­gli jej ozdo­bić dom. Zro­bie­nie tego ze sma­kiem, jak mó­wiła, zaj­mo­wało kilka mie­sięcy. Przez dwa­dzie­ścia dzie­więć lat ży­cia Emily, a przy­naj­mniej tak długo, jak się­gała pa­mię­cią, jej matka za­wsze de­ko­ro­wała dom ina­czej niż po­przed­nio. Wy­ko­rzy­sty­wała po­now­nie je­dy­nie nie­liczne sen­ty­men­talne dro­bia­zgi, które Emily stwo­rzyła jako mała dziew­czynka.

Li­sto­pad uzna­wano za po­czą­tek se­zonu nar­ciar­skiego w Snow­drift Sum­mit, choć cza­sem matka na­tura za­ska­ki­wała ich wcze­snymi opa­dami śniegu. Wtedy przy­spie­szali przy­go­to­wa­nia, aby przy­jąć tych, któ­rzy nie mo­gli się do­cze­kać, żeby sko­rzy­stać z pierw­szych opa­dów bia­łego pu­chu. Emily rów­nież na­le­żała do tego grona en­tu­zja­stów i kiedy nie udzie­lała lek­cji jazdy na nar­tach, czuła się w gó­rach jak w raju. Nie miało zna­cze­nia, że po­ru­szała się po tych sto­kach setki – nie, ty­siące razy. Za­wsze, gdy wjeż­dżała wy­cią­giem na szczyt góry, czuła na ple­cach dreszcz pod­nie­ce­nia.

– Hej, Nick. – Głę­boki głos ojca przy­wró­cił ją do te­raź­niej­szo­ści. Użył wy­my­ślo­nej przez sie­bie wer­sji jej dru­giego imie­nia. Ro­bił to tylko wtedy, gdy na­prawdę za­le­żało mu, żeby zwró­ciła na niego uwagę.

– Cześć, tato. Ale dziś z cie­bie przy­stoj­niak – po­wie­działa Emily, po­chy­la­jąc się, by go przy­tu­lić. – Wy­gląda na to, że za­pro­si­li­ście całe mia­sto. – Ski­nęła głową w stronę po­więk­sza­ją­cego się tłumu.

– Dzięki. Za to ty je­steś piękna jak za­wsze. – Wska­zał na lu­dzi zgro­ma­dzo­nych po­ni­żej. – Wiesz, jaka jest matka. Na­wet naj­mniej­szy po­wód do świę­to­wa­nia spra­wia, że jest szczę­śliwa jak skow­ro­nek.

Emily unio­sła brew.

– Tak, dzi­siej­szy wie­czór jest do­kład­nie taki sam jak wszyst­kie inne im­prezy, które urzą­dzała. – Nie po­tra­fiła po­wstrzy­mać się od sar­ka­zmu. Ta­kie wy­da­rze­nie miało miej­sce tylko raz w ży­ciu. Do­piła ostatni łyk szam­pana i od­sta­wiła kie­li­szek na sto­lik. – Mu­szę po­roz­ma­wiać tro­chę z ludźmi – do­dała, po­wta­rza­jąc słowa matki.

– Nick, chcę z tobą po­mó­wić, za­nim za­cznie się całe to za­mie­sza­nie – oznaj­mił jej tata to­nem, który re­zer­wo­wał tylko na naj­waż­niej­sze roz­mowy.

Serce za­biło jej szyb­ciej, a w żo­łądku za­wią­zał się su­peł. Przyj­rzała się uważ­nie ojcu. Może był chory? A może mama? Bab­cia lub dzia­dek?

– Tato, prze­ra­żasz mnie. Kto jest chory? – wy­pa­liła, po­mi­ja­jąc wstęp.

– Tu­taj je­steś! – wy­krzyk­nęła z en­tu­zja­zmem matka Emily, kiedy do­tarła na szczyt wiel­kich scho­dów. – Po­win­ni­ście być na dole z go­śćmi. Ma­so­nie, obie­ca­łeś, że dziś wy­jąt­kowo bę­dziesz uda­wał, że lu­bisz im­prezy – do­dała ze swoim śpiew­nym i słod­kim po­łu­dnio­wym ak­cen­tem.

– Ju­lio, wiesz, że uwiel­biam twoje przy­ję­cia. To go­ście do­pro­wa­dzają mnie do szału – od­parł, kła­dąc rękę na jej ra­mie­niu. Pu­ścił oko do Emily.

Emily ob­ser­wo­wała swo­ich ro­dzi­ców. Byli jesz­cze mło­dzi; choć prze­kro­czyli już pięć­dzie­siątkę, mo­gliby ucho­dzić za znacz­nie młod­szą parę. Jej matka była tak samo drobna jak w dniu, w któ­rym po­znała ojca. Blond włosy bez śladu si­wi­zny upi­nała w gładki kok. Miała ja­sno­nie­bie­skie oczy, które błysz­czały, kiedy uśmie­chała się do męża. Oj­ciec miał sto dzie­więć­dzie­siąt cen­ty­me­trów wzro­stu, więc był od matki dużo wyż­szy. Je­śli cho­dzi o jego włosy, na­dal były gę­ste i czarne, wy­jąw­szy lekką si­wi­znę po bo­kach. Jego orze­chowe oczy lśniły, gdy zwra­cał je ku ma­mie. Emily ich uwiel­biała.

– Je­steś taką im­pre­zo­wiczką, ale i tak cię ko­cham. A te­raz zaj­mijmy się go­śćmi.

Oj­ciec Emily, pro­wa­dzony na dół przez matkę, spoj­rzał przez ra­mię i bez­gło­śnie wy­szep­tał: „póź­niej”.

Ski­nęła głową, nie­pewna, czy chce wie­dzieć, co było tak ważne, że od­szu­kał ją, by po­wie­dzieć jej to na osob­no­ści. Dzi­siej­szy wie­czór miał być nie­zwy­kły. Czy ta roz­mowa na­prawdę nie mo­gła po­cze­kać? Przy­ję­cie z oka­zji przej­ścia ro­dzi­ców na eme­ry­turę nie było ide­al­nym mo­men­tem na zrzu­ce­nie bomby ze złymi wia­do­mo­ściami.

Wzięła swój pu­sty kie­li­szek po szam­pa­nie i zbie­gła na dół z uśmie­chem na twa­rzy. Pla­nu­jąc, że wy­pyta tatę o wszystko przy naj­bliż­szej moż­li­wej oka­zji, od­szu­kała wzro­kiem bab­cię i dziadka po dru­giej stro­nie po­koju. Roz­ma­wiali z Bo­bem i Ca­rol Clar­kami, swo­imi naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi. Dziad­ko­wie wy­da­wali się zdrowi. Bab­cia, na którą Emily mó­wiła Mimi, śmie­jąc się, od­rzu­ciła głowę do tyłu, jak to miała w zwy­czaju. Nie­dawno ścięła siwe włosy w na­prawdę słod­kie pi­xie. Emily uznała, że cał­kiem do­brze wy­gląda w tej fry­zu­rze. Bab­cia była drobna jak jej mama i zda­niem Emily przy­po­mi­nała ma­łego skrzata. Dzia­dek był wy­soki, choć nie tak jak jej oj­ciec; wiele lat jeż­dże­nia na nar­tach spra­wiło, że na­dal był w świet­nej for­mie. Wnuczka uwiel­biała tę dwójkę. Ku­pili ośro­dek za­raz po ślu­bie i pra­co­wali dwa­dzie­ścia cztery go­dziny na dobę, aby osią­gnąć suk­ces, któ­rym cie­szyli się do dzi­siaj.

Kiedy ro­dzice Emily się po­brali, po­świę­cili się ro­dzin­nemu in­te­re­sowi tak samo jak jej dziad­ko­wie. Dzięki temu ośro­dek stał się po­pu­lar­nym miej­scem wśród lu­dzi z oko­licy i tu­ry­stów. W dniu, w któ­rym jej dziad­ko­wie uznali, że jej ro­dzice są, jak to ujęli, od­po­wied­nio przy­go­to­wani, prze­ka­zali im pa­łeczkę. Nie prze­stali jed­nak po­ma­gać w ra­zie po­trzeby. Snow­drift Sum­mit za­wsze było przed­się­wzię­ciem ro­dzin­nym. Miej­scowi tłum­nie przy­by­wali do ku­rortu, a tu­ry­ści z ca­łego świata przy­jeż­dżali na narty na słynne stoki, w szcze­gól­no­ści Plunge.

Emily spę­dziła całe ży­cie w Lo­ve­land w Ko­lo­rado, miesz­ka­jąc i pra­cu­jąc w ro­dzin­nym ośrodku, który ko­chała. Opu­ściła go tylko na sześć lat, gdy koń­czyła stu­dia li­cen­cjac­kie i ma­gi­ster­skie na Uni­wer­sy­te­cie Ko­lo­rado. Od ja­kie­goś czasu czuła, że chce spró­bo­wać cze­goś in­nego. Nie mu­siał to być nowy za­wód, ale na przy­kład praca w in­nym ośrodku. W ca­łym sta­nie było ich kilka, a wiele z nich miało w ofer­cie bar­dziej wy­ma­ga­jące trasy niż Snow­drift Sum­mit. Wy­jąt­kiem był Plunge, ma­sywny spa­dek w po­kry­tej śnie­giem roz­pa­dli­nie, gdzie zjazd roz­po­czy­nał się od po­nad dzie­wię­cio­me­tro­wego lotu. Na­stęp­nie, po uda­nym lą­do­wa­niu na zbo­czu o na­chy­le­niu pięć­dzie­się­ciu stopni, trzeba było prze­rzu­cić cały cię­żar ciała do przodu tak szybko, jak to tylko moż­liwe, aby unik­nąć zde­rze­nia z pre­kam­bryj­ską skałą. Po­tem Plunge o kształ­cie od­wró­co­nego lejka za­mie­niał się w tor po­kryty wy­jąt­kowo syp­kim śnie­giem, który sta­no­wił wy­zwa­nie na­wet dla naj­lep­szych nar­cia­rzy.

Emily wie­działa, że dzięki swo­jemu do­świad­cze­niu mo­głaby zna­leźć pracę w każ­dym z naj­lep­szych ośrod­ków, ale nie­ła­two by­łoby po­wie­dzieć o tym bli­skim, zwłasz­cza że jej ro­dzice za­mie­rzali wkrótce przejść na eme­ry­turę. Mieli świet­nych pra­cow­ni­ków – trzech do­świad­czo­nych me­ne­dże­rów, któ­rzy znali stoki na pa­mięć i z ła­two­ścią prze­ję­liby stery. Emily nie prze­my­ślała tego wszyst­kiego do­głęb­nie.

Prze­szedł obok niej kel­ner z szam­pa­nem. Się­gnęła po ko­lejny kie­li­szek, po czym za­częła prze­ci­skać się przez tłum go­ści. Uśmie­chała się, po­zdra­wiała ski­nie­niem głowy osoby, które ko­ja­rzyła, i ma­chała do przy­ja­ciół, któ­rzy to­wa­rzy­szyli jej w pracy. W ten spo­sób udało jej się prze­do­stać przez ob­szerny po­kój do głów­nej kuchni, nie za­mie­nia­jąc z ni­kim ani słowa.

W pro­fe­sjo­nal­nie urzą­dzo­nym po­miesz­cze­niu pa­no­wał wy­jąt­kowy har­mi­der. Emily mi­mo­wol­nie się uśmiech­nęła. Ka­th­ryn, ich dłu­go­let­nia sze­fowa kuchni, i jej asy­stenci na­le­gali, że sami przy­go­tują ca­te­ring na to wy­da­rze­nie, za­miast za­trud­niać ze­wnętrzną firmę. Zmar­twiło to bar­dzo matkę Emily, po­nie­waż chciała, aby wszy­scy przy­szli na im­prezę jako go­ście, ale w końcu przy­stała na ich prośby.

– Po­win­naś być z ro­dziną – po­wie­działa Ka­th­ryn, kła­dąc ozdobny kwiat na ta­le­rzu z przy­staw­kami.

– Prze­cież je­stem. Chcia­łam tylko zo­ba­czyć, jak tam z je­dze­niem. Je­stem głodna. – Emily do­piła szam­pana. – Szumi mi w gło­wie. – Za­śmiała się. – Od tego. – Od­sta­wiła kie­li­szek na blat.

Ka­th­ryn wzięła mały ta­lerz i wy­peł­niła go po brzegi zim­nymi kre­wet­kami i ja­kąś mik­sturą z ogórka. Do wszyst­kiego do­dała kromkę cie­płego chleba z ma­słem.

– To po­winno ci po­móc. Ko­niec z szam­pa­nem, młoda damo – oświad­czyła Ka­th­ryn z uśmie­chem.

– Dzięki – od­parła Emily, po czym szybko opróż­niła ta­lerz. – Ura­to­wa­łaś mnie.

– Bez prze­sady. Ja tylko go­tuję – od­parła Ka­th­ryn.

Ka­th­ryn po­cho­dziła z Hisz­pa­nii i uczęsz­czała do pre­sti­żo­wej szkoły go­to­wa­nia Le Cor­don Bleu w Pa­ryżu. Jej praca była czymś o wiele waż­niej­szym niż tylko go­to­wa­niem.

– Co po­dasz jako da­nie główne? – za­py­tała Emily.

– Na­prawdę mu­sisz o to py­tać? – Ciemne oczy Ka­th­ryn błysz­czały z roz­ba­wie­nia.

– Nie. Po­my­śla­łam, że za­sko­czysz go­ści jed­nym ze swo­ich wy­śmie­ni­tych spe­cja­łów dla sma­ko­szy, to wszystko.

Ka­th­ryn po­krę­ciła głową.

– Nie ma mowy. To ich wy­jąt­kowy dzień. Mu­szą do­stać to, czego chcą, na­wet je­śli nie jest to wy­kwintny obiad. Za­wsze go­tuję po to, żeby za­do­wa­lać in­nych – do­dała. – Przy­rzą­dzam ich ulu­bioną wo­ło­winę z ziem­nia­kami.

Ro­dzice Emily uwiel­biali tra­dy­cyjne że­berka z za­pie­ka­nymi ziem­nia­kami. Naj­bar­dziej sma­ko­wała im wer­sja przy­go­to­wy­wana przez samą Ka­th­ryn, a nie przez jej asy­sten­tów.

– Je­stem ci za to bar­dzo wdzięczna – po­wie­działa Emily, ma­cha­jąc ręką.

– Cała przy­jem­ność po mo­jej stro­nie. A te­raz idź świę­to­wać z ro­dziną. Zo­ba­czymy się za chwilę. – Ka­th­ryn wy­go­niła ją z kuchni.

Nie­pewna, czy ro­dzice ogło­szą swoje no­winy przed ko­la­cją czy po niej, Emily uznała, że naj­le­piej bę­dzie wmie­szać się w tłum, za­nim mama przy­ła­pie ją w kuchni.

Główne po­miesz­cze­nie, do któ­rego go­ście zwy­kle przy­cho­dzili na lunch czy drinka albo żeby po pro­stu sta­nąć przy ogrom­nym ka­mien­nym ko­minku i się ogrzać, było pełne lu­dzi, któ­rzy za­mie­nili stroje nar­ciar­skie na fan­ta­zyjne suk­nie wie­czo­rowe i smo­kingi. W sali swo­bod­nie mie­ściło się pięć­set osób. Emily do­my­śliła się, że za­pro­szono co naj­mniej tylu go­ści. Naj­wy­raź­niej wszy­scy po­sta­no­wili się po­ja­wić, zwa­żyw­szy, jak ważna była to oka­zja. Zo­ba­czyła bur­mi­strza i jego żonę, a także szefa po­li­cji i wielu in­nych lu­dzi na wy­so­kich sta­no­wi­skach, do­brych przy­ja­ciół ro­dziny. Warto było ich znać, na wy­pa­dek gdyby ktoś bli­ski kie­dy­kol­wiek zde­cy­do­wał się za­cząć ła­mać prawo. Emily prze­wró­ciła oczami w re­ak­cji na wła­sne głu­pie my­śli.

Ro­zej­rzała się po po­koju w po­szu­ki­wa­niu ojca. Zo­ba­czyła go z grupą nar­cia­rzy z Flo­rydy, któ­rzy od­wie­dzali ich od­kąd była małą dziew­czynką. Co­kol­wiek miał do po­wie­dze­nia, nie mo­gło być aż tak po­ważne, po­my­ślała, pa­trząc, jak się śmieje i kle­pie jed­nego ze swo­ich kum­pli po ple­cach. Wy­da­wał się szczę­śliwy jak zwy­kle. Emily nie miała po­ję­cia, dla­czego chciał z nią wcze­śniej po­mó­wić na osob­no­ści. Co było tak istotne, że nie mo­gło po­cze­kać? Po­my­ślała, że z pew­no­ścią nie cho­dziło o coś, co miało zna­cząco wpły­nąć na jej ży­cie. Zo­ba­czyła grupę in­struk­to­rów, z któ­rymi pra­co­wała. Prze­cho­dząc przez po­kój, by do nich do­łą­czyć, wbrew roz­sąd­kowi wzięła od kel­nera ko­lejny kie­li­szek szam­pana.

– Naj­wyż­szy czas, że­byś za­częła się ba­wić – stwier­dziła Ky­lie, jej naj­lep­sza przy­ja­ciółka. Miała dłu­gie czarne włosy, ciemne oczy i oliw­kową skórę, które czy­niły ją na­prawdę piękną. Była drobna jak jej matka i tak mu­sku­larna, na ile po­zwa­lała jej drobna syl­wetka. Emily ją uwiel­biała. – Za­czy­na­łam się za­sta­na­wiać, czy się dziś po­ja­wisz.

Emily i Ky­lie Espo­sito były naj­lep­szymi przy­ja­ciół­kami od dru­giej klasy. Wspólna mi­łość do jazdy na nar­tach zwią­zała je tak, jak buty łą­czą się z nar­tami. Miesz­kały na­wet na tym sa­mym osie­dlu.

– Oto je­stem. Mu­sia­łam tylko po­za­glą­dać tu i tam. Wiesz, jak bar­dzo lu­bię przy­ję­cia.

Je­śli cho­dzi o roz­rywkę, była praw­dziwą córką swo­jej matki. Na­uczyła się ba­wić w bar­dzo mło­dym wieku, cie­sząc się każdą im­prezą or­ga­ni­zo­waną przez ro­dzi­ców. Bab­cia i mama na­le­gały, by po­zna­wała taj­niki za­ba­wia­nia go­ści.

Wszy­scy chęt­nie przy­cho­dzili na przy­ję­cia uro­dzi­nowe ma­łej Emily ze względu na ta­lent or­ga­ni­za­cyjny jej matki. Dzięki temu była jedną z naj­po­pu­lar­niej­szych dziew­czyn w szkole, nie wspo­mi­na­jąc o tym, że jej uro­dziny wy­pa­dały w Boże Na­ro­dze­nie. Wszy­scy jej przy­ja­ciele mieli wów­czas wolne, więc za­wsze zja­wiali się na jej im­pre­zie dwu­dzie­stego szó­stego grud­nia. Matka Emily uwa­żała, że nie na­leży prze­szka­dzać lu­dziom w ob­cho­dze­niu świąt.

Emily ła­two za­przy­jaź­niała się z ko­le­żan­kami z klasy, nie­za­leż­nie od ich po­zy­cji w hie­rar­chii spo­łecz­nej szkoły. W szkole śred­niej szło jej bar­dzo do­brze. Ni­gdy nie na­le­żała do klik, które two­rzyły nie­które jej zna­jome; to nie było w jej stylu. Póź­niej spę­dziła sześć lat na Uni­wer­sy­te­cie Ko­lo­rado w De­nver. Z ty­tu­łem ma­gi­stra biz­nesu ukoń­czyła stu­dia jako naj­lep­sza ze swo­jego rocz­nika. Jej ro­dzice byli za­chwy­ceni, kiedy zde­cy­do­wała się pra­co­wać w ośrodku. Wró­ciła do domu ze swoją nową przy­ja­ciółką, Cla­rice, prę­go­waną kotką, którą zna­la­zła jako ko­ciaka. Cla­rice rzą­dziła do­mem do dziś. Emily nie przy­po­mi­nała so­bie, by kie­dy­kol­wiek po­wie­działa ro­dzi­com, że chce pra­co­wać w Snow­drift Sum­mit przez całe ży­cie, tak jak oni. Cie­szyli się, że jest bli­sko. To było naj­waż­niej­sze. Ro­dzina była na pierw­szym miej­scu, bez względu na wszystko.

Dziś wie­czo­rem te po­glądy miały zo­stać zwe­ry­fi­ko­wane.Roz­dział 2

– Tu je­steś – po­wie­działa gło­śno Mimi. – Naj­wyż­szy czas, że­byś do nas do­łą­czyła, ko­cha­nie. Już my­śla­łam, że po­sta­no­wi­łaś po­mi­nąć dzi­siej­szą uro­czy­stość, żeby pójść na go­rącą randkę.

– Do zo­ba­cze­nia póź­niej – rzu­ciła Emily do Ky­lie, za­nim do­łą­czyła do ro­dziny.

– Ja­sne – od­parła Ky­lie z chy­trym uśmie­chem na twa­rzy. Jako naj­lep­sza przy­ja­ciółka Emily do­brze znała jej ro­dzinę i wie­działa, że przez resztę wie­czoru praw­do­po­dob­nie nie znaj­dzie na­wet mi­nuty dla swo­ich przy­ja­ciół.

Mimi wzięła Emily pod ra­mię i po­pro­wa­dziła ją na drugą stronę domu, rzu­ca­jąc po dro­dze iry­tu­jące ko­men­ta­rze na te­mat „go­rą­cych ran­dek”, któ­rych jej wnuczka nie miała od mie­sięcy. Co prawda uma­wiała się z męż­czy­znami, ale ża­den z nich nie wy­dał jej się tym je­dy­nym i nie chciała de­cy­do­wać się na ko­goś, kto nie do końca jej od­po­wia­dał. Zbli­żała się do trzy­dziestki i draż­niło ją, ile­kroć w roz­mo­wie po­ja­wiały się słowa „randka”, „chło­pak” lub, co naj­gor­sze, „za­mąż­pój­ście” – co ostat­nio zda­rzało się bar­dzo czę­sto. Więk­szość tych roz­mów to­czyła się mię­dzy jej matką a bab­cią i za­wsze, gdy Emily była w za­sięgu słu­chu. Ni­gdy tak na­prawdę nie mó­wiły bez­po­śred­nio do niej, cho­ciaż bab­cia wtrą­cała coś na ten te­mat, kiedy tylko mo­gła. Ko­men­ta­rze te były po­zba­wione złych in­ten­cji; miały jej po pro­stu coś za­su­ge­ro­wać. Emily wie­działa, że wszy­scy na nią li­czą, po­nie­waż nie miała ro­dzeń­stwa. Poza tym nie była już taka młoda.

Zda­wała so­bie sprawę, że jej ro­dzina w pełni wy­ko­rzy­sta swoje umie­jęt­no­ści w za­kre­sie swa­ta­nia za­raz po Świę­cie Dzięk­czy­nie­nia. Po­tem jej matka za­cznie or­ga­ni­zo­wać dzie­siątki przy­jęć bo­żo­na­ro­dze­nio­wych dla jej or­ga­ni­za­cji cha­ry­ta­tyw­nych, klubu książki, zna­jo­mych z jogi, ko­le­ża­nek gra­ją­cych z bab­cią w karty i tak da­lej. Cho­ciaż ni­gdy nie bra­ko­wało wy­mó­wek, by urzą­dzać im­prezy, Emily prze­stała lu­bić co­ty­go­dniowe bo­żo­na­ro­dze­niowe spo­tka­nia w pierw­szym roku po ukoń­cze­niu col­lege’u. Wtedy matka ogło­siła jej za­rę­czyny z Ha­rol­dem Wil­so­nem. Emily na­wet za bar­dzo go nie lu­biła. Byli po pro­stu zna­jo­mymi; od czasu do czasu jeź­dzili ra­zem wy­cią­giem nar­ciar­skim. Uczęsz­czali do tego sa­mego li­ceum. Mi­nu­sem było to, że matka Ha­rolda, Lu­cille Wil­son, była naj­lep­szą przy­ja­ciółką mamy. Naj­wy­raź­niej Ha­rold po­wie­dział jej, że za­mie­rza po­pro­sić Emily o rękę w wi­gi­lię Bo­żego Na­ro­dze­nia. Za­miast tego jej matka sama to ogło­siła. Za­wsty­dzona i upo­ko­rzona Emily uni­kała te­raz wszel­kich bo­żo­na­ro­dze­nio­wych za­jęć, w któ­rych uczest­ni­czyła naj­lep­sza przy­ja­ciółka jej matki i jej syn.

– Emily?

– Prze­pra­szam... Za­my­śli­łam się. – Po­słała Mimi je­den ze swo­ich naj­pięk­niej­szych uśmie­chów.

– Spójrz na sie­bie. Przy­się­gam, z ta­kim uśmie­chem mo­gła­byś wy­stą­pić w re­kla­mie Ul­tra­brite – od­parła bab­cia.

– Dzięki.

Mimi po­wie­działa jej to po raz pierw­szy, kiedy Emily zdjęła apa­rat or­to­don­tyczny. Wnuczka nie miała wów­czas po­ję­cia, o czym mowa. Bab­cia, jak to bab­cia, po­ka­zała jej starą re­klamę na YouTu­bie, wy­ja­śnia­jąc w ten spo­sób swój ko­men­tarz. Na­dal na­wią­zy­wała do niej, kiedy tylko mo­gła.

– Mamo, prze­stań – stwier­dziła Ju­lia. – My­ślę, że Emily już wie, że ma naj­ład­niej­szy uśmiech po tej stro­nie wo­do­działu kon­ty­nen­tal­nego.

Emily po­dzię­ko­wała matce, a po­tem za­py­tała:

– Gdzie jest tata? Wi­dzia­łam go kilka mi­nut temu, ale gdzieś mi znik­nął.

Dwie star­sze ko­biety spoj­rzały na sie­bie, obie z uśmie­chami tak sze­ro­kimi jak Wil­lie’s Way, naj­szer­sza i naj­ła­twiej­sza trasa w gó­rach, jedna z oślich łą­czek.

Emily czuła, że coś knują.

– Co? Wiem, że coś jest nie tak. Mo­że­cie mi po pro­stu po­wie­dzieć.

– Po­cze­kajmy na ide­alny mo­ment, ko­cha­nie – od­parła Mimi. – Od­pręż się i ciesz im­prezą. Wy­pij kie­li­szek bar­dzo dro­giego szam­pana, który za­mó­wiła twoja matka.

– Wy­pi­łam już trzy i je­stem lekko pod­chmie­lona, więc nie są­dzę, że po­win­nam roz­sma­ko­wy­wać się w nim bar­dziej niż do tej pory. – Po je­dze­niu tro­chę do­szła do sie­bie, ale nie była cał­kiem trzeźwa.

– Dla­czego, Emily Ni­cole Am­mer­man? Po­win­naś... na­pić się jesz­cze – stwier­dziła Mimi, od­rzu­ca­jąc głowę do tyłu i śmie­jąc się tak gło­śno, że Emily nie mo­gła się po­wstrzy­mać i do­łą­czyła do niej. Jej matka, która tak samo jak one lu­biła do­brą za­bawę, rów­nież do­łą­czyła do chóru. Cała trójka re­cho­tała jak trio hien.

– Mnie już na­prawdę nic nie trzeba, po­waż­nie – oświad­czyła Emily, le­dwo kon­tro­lu­jąc śmiech. – Będę abs­ty­nentką przez resztę wie­czoru.

Mimi po­krę­ciła głową.

– Do­prawdy, psu­jesz nam za­bawę. Ju­lio, my­śla­łam, że wy­cho­wa­ły­śmy ją na im­pre­zo­wiczkę?

– Nie. Na­uczy­ły­ście mnie urzą­dzać przy­ję­cia, a nie jak być pi­janą dziew­czyną, która leży na pod­ło­dze i za­sta­na­wia się, jak tra­fiła na im­prezę.

Przy­wo­łała wspo­mnie­nie owej kosz­mar­nej Wi­gi­lii, ale nie chciała o tym wspo­mi­nać tego wie­czoru. Jej ro­dzice za­słu­żyli na to przy­ję­cie. To dla nich ko­niec jed­nej przy­gody i po­czą­tek no­wej.

– To prawda – zgo­dziła się matka.

– Oczy­wi­ście, że nie – przy­po­mniała im Mimi. – Poza tym to się ni­gdy nie wy­da­rzy, przy­naj­mniej do­póki bę­dziemy na tej sa­mej im­pre­zie, prawda, Ju­lio? Mu­szę po­wie­dzieć, że to cud, że wy­ro­słaś na taką po­rządną ko­bietę. Mia­łaś na­prawdę dużo wol­no­ści.

Emily unio­sła brwi.

– Wol­no­ści? Pa­mię­tam, że mu­sia­łam was pro­sić, żeby móc pójść spać go­dzinę póź­niej, kiedy chcia­łam po­czy­tać. I to w week­endy!

Ju­lia spoj­rzała na matkę.

– Wy­star­czy, mamo. Nie mogę po­zwo­lić, aby moja córka my­ślała o mnie jak o ja­kiejś dzi­waczce.

– Ni­gdy nie po­my­śla­ła­bym o to­bie w taki spo­sób – od­parła Emily. – Cho­ciaż przy­po­mi­nam so­bie, że by­łaś na swój spo­sób dziwna.

– Tak, była i na­dal jest. Po pro­stu do­brze to ukrywa – za­uwa­żyła Mimi, po czym mru­gnęła do Emily.

Ju­lia prze­wró­ciła oczami.

– Wy­star­czy, mamo – oznaj­miła z na­ci­skiem.

Emily uwiel­biała pa­trzeć, jak jej mama i bab­cia się kłócą. Przy­po­mi­nały jej So­phię i Do­ro­thy z sit­comu _Złotka_. Po­mi­ja­jąc nie­przy­zwo­ite in­sy­nu­acje, na które od czasu do czasu so­bie po­zwa­lały.

– Do­koń­czymy tę dys­ku­sję póź­niej – po­wie­działa Mimi do Emily. – Mam mnó­stwo hi­sto­rii, któ­rymi mo­gła­bym się po­dzie­lić.

– Mamo! – rzu­ciła Ju­lia na tyle gło­śno, że kilku go­ści od­wró­ciło się, by na nie spoj­rzeć.

– To prawda – zwró­ciła się Mimi do córki, a po­tem do Emily. – Póź­niej opo­wiem ci wszystko z pi­kant­nymi szcze­gó­łami.

– Przy­po­mnę ci o tym – od­parła Emily i do­koń­czyła: – na­stęp­nym ra­zem.

Mimi za­chi­cho­tała, zwra­ca­jąc uwagę na grupę ko­biet zmie­rza­ją­cych w ich kie­runku.

– Zo­ba­czymy się póź­niej, dziew­czyny! – za­wo­łała przez ra­mię i do­łą­czyła do swo­ich przy­ja­ció­łek.

– Czy to nie są kar­ciane damy? – za­py­tała Emily matkę, która zo­stała przy niej.

– Tak, ale nie wszyst­kie. Wil­low­deen i Ma­bel wciąż do­cho­dzą do sie­bie po walce z tym pa­skud­nym wi­ru­sem.

– Do­brze wie­dzieć. Wiele osób za­cho­ro­wało pod­czas dru­giej fali. Je­stem wdzięczna, że nie do­tknęło to ni­kogo z na­szej ro­dziny. – Wie­działa, że wszy­scy są za­szcze­pieni, choć nie da­wało to stu­pro­cen­to­wej gwa­ran­cji, że się nie za­rażą.

– Mamy silne geny – wy­ja­śniła jej matka, cho­ciaż Emily nie mo­gła o tym wie­dzieć, po­nie­waż je­dyną ro­dziną, jaką kie­dy­kol­wiek znała, byli jej ro­dzice i dziad­ko­wie ze strony matki. Jej oj­ciec miał brata, Wil­liama, z któ­rym od lat nie utrzy­my­wał kon­taktu z po­wodu ro­dzin­nej wa­śni, o któ­rej ni­gdy nie roz­ma­wiano. O ile było wia­domo Emily, jej li­nia ro­dzinna nie była w stu pro­cen­tach po­twier­dzona. Dziad­ko­wie ze strony ojca zmarli na długo przed jej na­ro­dzi­nami, więc nie była pewna co do dłu­go­wiecz­no­ści tych przod­ków. Pew­nego dnia, po­sta­no­wiła, kiedy znaj­dzie tro­chę wol­nego czasu, wej­dzie na jedną z tych stron in­ter­ne­to­wych, na któ­rych bu­duje się drzewa ge­ne­alo­giczne. Może od­kryje, że ist­nieje wię­cej Am­mer­ma­nów, ta­kich, o któ­rych jej tata nie miał po­ję­cia.

– Mam taką na­dzieję – od­parła Emily.

– Przy­naj­mniej je­śli cho­dzi o moją ro­dzinę – do­dała mama.

Emily ski­nęła głową i ro­zej­rzała się w tłu­mie lu­dzi, szu­ka­jąc Ky­lie. Po­trze­bo­wała prze­rwy od to­wa­rzy­stwa matki.

– Idę po­ga­dać z ludźmi – oznaj­miła, po czym po­spiesz­nie ode­szła. Choć bar­dzo ko­chała swoją ro­dzinę, cza­sami czuła się przez nią przy­tło­czona.

Emily wy­mknęła się z przy­ję­cia i po­szła na górę do pry­wat­nego ga­bi­netu, z któ­rego ko­rzy­stała jej ro­dzina. Zo­ba­czyła, że drzwi do biura ojca są otwarte, i zaj­rzała do środka, aby upew­nić się, że go tam nie ma, za­nim za­mknęła za sobą drzwi. Le­żąc na skó­rza­nej so­fie na­prze­ciwko du­żego dę­bo­wego biurka, które wy­ko­nano dla niego na za­mó­wie­nie wiele lat temu, wyj­rzała przez okno. De­ko­ra­to­rzy za­trud­nieni przez jej matkę po­wie­sili białe świa­tełka na so­snach, które pro­wa­dziły na szczyt Ruby’s Ride, ko­lej­nej oślej łączki. Emily za­mknęła oczy i wy­obra­ziła so­bie pierw­szy śnieg, mięk­kie płatki spa­da­jące z góry i ukła­da­jące się w głę­bo­kie kopce na szla­kach. Pierw­szy zjazd se­zonu – świeży za­pach zi­mo­wej so­sny, po­ru­sza­nie się w dół, lo­do­wate, od­mła­dza­jące po­wie­trze, po­liczki za­czer­wie­nione od zimna. Przy pierw­szym opa­dzie śniegu za­wsze wsta­wała o świ­cie, żeby zna­leźć się na stoku, za­nim za­pełni się on miej­sco­wymi i tu­ry­stami. Czuła się wów­czas jak kró­lowa gór. Po to wła­śnie żyła. Chwile spę­dzone sa­mot­nie w oto­cze­niu na­tury były bez­cenne. Myśl o tym spra­wiła, że nie mo­gła do­cze­kać się śniegu.

Wstała, po­de­szła do okna i wyj­rzała na ze­wnątrz. Zo­ba­czyła kilka osób zgro­ma­dzo­nych wo­kół jed­nego z wielu pa­le­nisk przed głów­nym wej­ściem do domu. W nocy było chłodno, ale nie aż tak, żeby trzeba było do­grze­wać się ogniem. Przy­pusz­czała, że to wszystko jest czę­ścią do­świad­cze­nia nar­ciar­skiego dla no­wi­cju­szy, cho­ciaż sama na­dal lu­biła sie­dzieć przed ko­min­kiem po dłu­gim dniu spę­dzo­nym na stoku, nie chcąc wcho­dzić do środka. Zdej­mo­wa­nie bu­tów i ubrań nar­ciar­skich ozna­czało ko­niec dnia. Na zim­nym po­wie­trzu, z przy­ja­ciółmi i cza­sem grzań­cem w ręku, dzień na­dal na­le­żał do niej i mo­gła ro­bić to, na co miała ochotę.

Te my­śli przy­wró­ciły ją do te­raź­niej­szo­ści. Uwiel­biała uczyć nar­ciar­stwa osoby śred­nio za­awan­so­wane. Dwóch jej uczniów do­stało się na igrzy­ska olim­pij­skie i cho­ciaż ni­gdy nie zdo­byli me­dali, wciąż była z nich nie­zwy­kle dumna. Od ja­kie­goś czasu pra­gnęła cze­goś wię­cej – więk­szych wy­zwań, zmiany sce­ne­rii. Chciała po­wie­dzieć to wszystko ojcu, ale nie mo­gła tego zro­bić w ten wy­jąt­kowy dla ro­dzi­ców wie­czór. Za­mie­rzała od­cze­kać ty­dzień lub dwa, tyle, ile za­ję­łoby prze­ję­cie wła­dzy przez me­ne­dże­rów, a po­tem oznaj­mi­łaby ro­dzi­com i dziad­kom, że za­mie­rza za­jąć się czymś in­nym. Byli do­brymi ludźmi; wie­działa, że po­prą jej de­cy­zję. Za­wsze to ro­bili. Skoro jej ro­dzice prze­cho­dzili na eme­ry­turę, żeby po­dró­żo­wać po świe­cie, była to do­bra oka­zja, żeby Emily rów­nież zmie­niła coś w swoim ży­ciu. Przy­naj­mniej miała taką na­dzieję. Nie była pewna, czy bab­cia i dzia­dek, któ­rych dom zo­stał wy­bu­do­wany w po­bliżu ośrodka, za­mie­rzają za­an­ga­żo­wać się w pracę na pełny etat. Po­dej­rze­wała, że rów­nież będą chcieli po­dró­żo­wać. Ale zna­jąc ich i wie­dząc, jak bar­dzo ko­chają Snow­drift Sum­mit, uwa­żała, że naj­praw­do­po­dob­niej zo­staną. Tak czy ina­czej, była go­towa na zmianę.

Rzu­ca­jąc ostat­nie spoj­rze­nie przez okno, opu­ściła ga­bi­net taty z my­ślami o swo­jej przy­szło­ści i uczu­ciem lek­kiej eks­cy­ta­cji. Ży­cie było do­bre, a miało stać się jesz­cze lep­sze.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: