Spadkobierca - ebook
Spadkobierca - ebook
Czy podbój świata pozbawi go wszystkiego, co jest mu najdroższe?
Kiedy chłopiec stajenny Nolan Price dowiaduje się od swojej umierającej matki, że jest synem lorda Stainsby, czuje, że jego plany na przyszłość właśnie legły w gruzach. Gdy zostanie już oficjalnie dziedzicem majątku i tytułu, nie będzie mógł poślubić Hannah Burnham – dziewczyny z niskich sfer.
Nolan nie chce rezygnować z ukochanej i planuje ożenić się z nią potajemnie. Ucząc się jednak zwyczajów panujących w arystokratycznym świecie, dostrzega, że uwiązł pomiędzy marzeniami o jutrze a surowymi wymaganiami lorda.
Los rozdziela zakochanych na każdym zakręcie, a szczęśliwe rozwiązanie problemów coraz bardziej się oddala. I chyba tylko cud może połączyć ich na nowo.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66297-20-3 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
i będą mieszkać na niej na zawsze.
Psalm 37,29
Dla Iris Irene Colver Farrell, babci,
której nie miałam zaszczytu poznać.
Podczas poszukiwań Twojej historii rodzinnej
odkryłam, że moi pradziadkowie,
Charles Henry Colver i Mary Hannah Burnan,
służyli w Stainsby Hall położonym w Derbyshire w Anglii.
Ich romans i późniejsze małżeństwo stało się inspiracją
dla fabuły tej książki. Jestem niezmiernie wdzięczna
za podróż, w jaką mnie zabrali!ROZDZIAŁ 1
Derbyshire, Anglia
Marzec 1884
Nolan Price wpatrywał się w łany pączkującej zieleni, które rozciągały się przed nim tak daleko, jak sięgał wzrokiem, wdychając wolno zapach trawy, gleby i świeżo rozrzuconego łajna. Zalała go fala ciepła i radości tak ogromnej, że chętnie uderzyłby w dzwony, aby podzielić się z mieszkańcami wioski swoim szczęściem. Chwile te miały na zawsze pozostać w jego pamięci jako dzień, w którym uczynił śmiały krok ku przyszłości. Przyszłości z Hannah.
Odwrócił się do pana Simpsona, gospodarza, właściciela posiadłości, który właśnie do niego podszedł. Simpson był niskim, żylastym mężczyzną; mimo podeszłego wieku wciąż rozpierała go energia.
– Miło robić z tobą interesy, synu. – Wyciągnął rękę. – Cieszę się, że nowy właściciel będzie kochał tę ziemię i dbał o nią tak samo jak ja.
– Dziękuję, sir. Nawet pan nie wie, jakie to dla mnie ważne.
Nolan uścisnął spracowaną dłoń mężczyzny, dłoń rolnika naznaczoną latami ciężkiej, uczciwej pracy. Takie życie już wkrótce miało się stać udziałem Nolana, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego posada w stajni Stainsby Hall nie była z całą pewnością tak wymagająca, jak czekające go obowiązki. Mimo to chciał ją jak najszybciej zamienić na zajęcia we własnej posiadłości, by stać się kowalem własnego losu, a nie służącym bogatego szlachcica.
– Jesteś bystrym młodzieńcem – odezwał się gospodarz, gdy obaj ruszyli w kierunku stodoły. – Zaoszczędziłeś na swój własny, nawet jeśli niewielki, kawałek ziemi. Ja i moja Sarah, świeć Panie nad jej duszą, przeżyliśmy tutaj dobre lata. Jestem pewien, że ty i twoja żona też będziecie zadowoleni. – Uśmiechnął się, odsłaniając poważne braki w uzębieniu. – Wróć pod koniec miesiąca, przepiszemy majątek na ciebie. Wystarczy krótki wyjazd do Derby i będzie po wszystkim.
– Już się nie mogę doczekać. – Nolan poprawił czapkę i odczepił wodze od konowiązu. – Jeszcze raz bardzo panu dziękuję. – Podciągnął się na grzbiet Kinga i skinąwszy głową gospodarzowi, ruszył ścieżką na główną drogę.
Nie mógł się jednak powstrzymać, by nie odwrócić się raz jeszcze i nie zerknąć na posiadłość, która już wkrótce miała należeć do niego. Poczuł przypływ dumy. Miał się stać właścicielem ziemskim w wieku dwudziestu jeden lat. Niewielu nisko urodzonych mężczyzn mogłoby się poszczycić takim osiągnięciem.
Uśmiechnął się do siebie. Równie niewielu miało tak ogromną motywację do działania – dziewczynę niezwykłej urody o nazwisku Hannah Burnham. Pamiętał zadziwiająco wyraźnie chwilę, gdy ją poznał. Ta samotna panna o smutnych oczach barwy wiosennej trawy od pierwszej chwili skradła mu serce. Już wtedy, będąc jeszcze wrażliwym czternastolatkiem, poprzysiągł sobie, że kiedyś pojmie ją za żonę.
Czarny rumak prychnął i zarzucił głową, co znaczyło niezaprzeczalnie, że zbliżają się do domu.
Nolan ścisnął mocniej wodze i uniósł wzrok. Tak, w oddali, ponad drzewami, majaczyły już iglice Stainsby Hall. Za kolejnym zakrętem jego oczom ukazała się cała wspaniała posiadłość, którą od czasu, gdy jego matka przyjęła w niej posadę pokojówki przed jedenastoma laty, nazywał domem.
Po raz pierwszy mógł ocenić Stainsby Hall obiektywnie, jak ktoś, kto nie będzie już wkrótce należał do grona jego mieszkańców. Ponad drzewami górowały surowe mury, a wieżyczki z iglicami sięgały chmur. Nolan nigdy nie uważał tej budowli za piękną. Majestatyczną – tak. Imponującą – owszem. Nie dostrzegał w niej jednak niczego kojącego ani ujmującego. Żadnego ciepła czy otwartości.
Stainsby Hall przypominało po prostu swojego właściciela. Apodyktyczny lord Stainsby z pewnością nie należał do tych mieszkańców rezydencji, za którymi Nolan mógłby tęsknić.
Młodzieniec popatrzył w słońce, by odgadnąć, która jest godzina. O ile się nie mylił, zbliżało się południe. Kończył się jego czas wolny, musiał wracać do pracy. Szturchnął delikatnie konia i zmusił go do szybszego kłusa. Po chwili znalazł się już na drodze wiodącej bezpośrednio do rezydencji. Gdy dotarli do stajni, Nolan zeskoczył z siodła i wprowadził Kinga do imponującego budynku, o którym Bert mawiał, że są to najwspanialsze stajnie po tej stronie Londynu. A Nolan musiał się z nim zgodzić.
Bert pracował jako kowal w Stainsby Hall od ponad trzydziestu lat i był najlepszym człowiekiem, jakiego Nolan miał dotąd okazję poznać. Chłopak poczuł lekki ucisk w piersiach na myśl, że po wyjeździe z Stainsby nie będzie się codziennie spotykał z tym krzepkim Szkotem i nieraz zatęskni za jego mądrością.
Zdjął szczotkę z haka i zaczął czyścić czarną sierść Kinga. Znów poczuł ukłucie żalu.
– Chciałbym cię ze sobą zabrać, mój mały. Ale nawet gdybym mógł cię kupić, nie miałbym z ciebie pożytku w gospodarstwie. Potrzebuję tylko koni roboczych, a ty nie pasujesz do pługa. – Uśmiechnął się do siebie na tę absurdalną myśl.
Z nowym postanowieniem nabrał siana na widły i wrzucił je do boksu. Nie chciał, by jakiekolwiek nieprzyjemne myśli popsuły mu ten wspaniały dzień. Wolał się skupić na fakcie, że już niedługo zabierze stąd matkę i jej ciężkie życie zmieni się na lepsze. Jako przełożona służby, pracowała całe dnie, a jej obowiązki polegały nie tylko na kontroli podwładnych, lecz na zajmowaniu się praktycznie wszystkimi szczegółami związanymi z prowadzeniem domu. Ciężka praca zrujnowała jej zdrowie, a ostatniej zimy nabawiła się kaszlu, który wciąż ją jeszcze męczył.
Nolan zamknął Kinga w boksie i odłożył szczotki na miejsce. Gdyby dopisało mu szczęście, miał szansę spotkać się z Hannah, która podczas przerw w pracy siadywała pod wysokim wiązem nieopodal. Chciał jak najszybciej podzielić się z nią radosną wiadomością o tym, że namówił pana Simpsona do sprzedaży ziemi i wkrótce będą mogli wziąć ślub.
Podszedł szybkim krokiem do miednicy z wodą, nabrał trochę w dłonie i ochlapał zakurzoną twarz. Wilgotnymi palcami próbował poskromić niesforną czuprynę i ułożyć z niej jakąś przyzwoitą fryzurę, po czym stanął w drzwiach stajni w doskonałym nastroju – znów miał szansę, by spędzić kilka bezcennych, kradzionych chwil z ukochaną. Według wszelkich reguł powinien kupić pierścionek i odpowiednio oświadczyć się Hannah. Przynajmniej tyle z pewnością jej się należało.
Z pierścionkiem czy bez, oboje mieli wieczorem wolne i Nolan zamierzał jej powiedzieć, jak wiele dla niego znaczy, i poprosić ją o rękę.
– Dinna mówi, że znowu rozmyślasz o młodej Hannah.
Donośny głos sprawił, że Nolan wrócił do rzeczywistości. Odwrócił głowę i zobaczył Berta McTeague, który stał obok i uśmiechał się do niego.
– O nikim nie rozmyślam – uciął, patrząc na kowala z irytacją.
Zwalisty Szkot wybuchnął gromkim śmiechem, a w jego niebieskich oczach pojawiły się iskierki.
– Nie ma nic złego w tym, że podoba ci się taka śliczna panienka. Byłoby dziwne, gdybyś nie zwracał na nią uwagi. Szczególnie teraz, gdy przyszła wiosna. – Mrugnął porozumiewawczo. – Skradłeś już jej całusa?
Nolan odepchnął się od framugi, czując, jak fala gorąca zalewa mu szyję.
– To na co czekasz, chłopcze? Nie młodniejesz!
Barczysty kowal wziął go pod swoje skrzydła, gdy chłopak zaczął pracować jako stajenny. Stało się tak może dlatego, że Nolan nie miał ojca, a może dlatego, że Bert i jego żona Franny nie doczekali się potomstwa. Tak czy inaczej, młodzieniec przywiązał się mocno do tego człowieka, najpierw jako do swego mentora, teraz bardziej przyjaciela. Stąd też zwykle znosił pogodnie jego nieszkodliwe docinki, lecz tego dnia uwagi Berta sprawiały mu przykrość.
– To sprawa pomiędzy mną i Hannah. Poza tym wiesz, jak Jego Lordowska Mość patrzy na... poufałości wśród służby. – Nolan schylił się po zapomniany sznur leżący na podłodze stajni i powiesił go na haku. – Już i tak tych parę kradzionych chwil dziennie to wielkie ryzyko.
– Och, jestem pewien, że pod nosem Jego Lordowskiej Mości odbywa się wiele romansów – powiedział Bert.
– Nigdy bym nie skompromitował jej w ten sposób. Nie mógłbym też przynieść wstydu matce. – Postanowił, że on i Hannah opuszczą Stainsby Hall na własnych warunkach, a nie dlatego, że bezduszny lord pozbawi ich posady.
Twarz Berta przybrała łagodny wyraz.
– Już niedługo twoje własne życie będzie dla ciebie ważniejsze niż potrzeby matki – stwierdził.
– Nic nie jest ważniejsze od niej. Poza nią nie mam żadnej rodziny. – Nolan czuł ogromną pokusę, by zwierzyć się przyjacielowi ze swoich planów, ale najpierw chciał o nich opowiedzieć Hannah.
– Chyba już się nie zamartwiasz brakiem ojca, co? Sam stałeś się mężczyzną odpowiedzialnym za swoje życie. – Bert skrzyżował ręce na okazałym torsie, napinając materiał koszuli. – Odkrycie, kto cię spłodził, tego nie zmieni.
Znajomy ból ukryty gdzieś głęboko w sercu Nolana znów podniósł swoją paskudną głowę, powodując poczucie zagubienia. Dlaczego Bert nie rozumiał, że tak bardzo zależy mu na poznaniu tożsamości ojca? Czasem młodzieńcowi wydawało się, że dopóki do tego nie dojdzie, nigdy nie zazna spokoju. Nie chciał jednak znów drążyć tego tematu.
– Nie martw się, Bert. Przestałem się tym zajmować.
Przynajmniej na razie. Przed trzema laty Nolan był gotów wyjechać ze Stainsby, by poszukać odpowiedzi, której odmówiła mu matka, ale Hannah błagała go, żeby został. Tylko jego miłość do dziewczyny zatrzymała go w posiadłości. Postanowił jednak, że kiedyś, w stosownym czasie, wyruszy do miejsca swego urodzenia i rozwiąże tę zagadkę, niezależnie od jej wyniku.
Na dochodzący z oddali dźwięk poczuł przyspieszone bicie serca. Popatrzył przed siebie i dostrzegł, że Hannah zmierza przez podwórze prosto do kurnika.
Uśmiechnął się lekko i poklepał Berta po plecach.
– Wybacz, przyjacielu, jest coś, co muszę zrobić, zanim wrócę do pracy.
Hannah, która miała właśnie parę wolnych chwil po południowym posiłku, szła przez trawnik w nadziei, że słońce i lekki wietrzyk przegonią zmartwienia z jej duszy. Przystanęła nieopodal kurnika i usiadła na drewnianej skrzynce pod gościnnymi gałęziami dostojnego wiązu. Przez moment wpatrywała się w bujną zieleń ogrodów Stainsby i lustrzaną powierzchnię wspaniałego stawu w ich centrum, marząc, by schronić się gdzieś między pachnącymi wiosennymi kwiatami. Służbie jednak nie wolno było spacerować w ogrodach, gdyż w tym czasie pan posiadłości lub jeden z jego gości mógłby nabrać ochoty, by rozkoszować się ich pięknem. Pomyślała, że pewnego dnia być może stanie się właścicielką ogrodu, w którym będzie mogła siedzieć i podziwiać kwiaty, ilekroć tego zapragnie.
Szybko jednak przestała śnić na jawie, a jej myśli powędrowały znów w stronę niepokojących nowin zawartych w ostatnim liście od matki. Gdy wyjęła kopertę z kieszonki wykrochmalonego, białego fartuszka i przebiegła wzrokiem kartki, których treść znała już na pamięć, znów poczuła ucisk w piersi. Opuściła wstęp zawierający zwyczajny opis życia w gospodarstwie ojczyma i doszła szybko do fragmentu, w którym matka wspominała o Molly.
Teraz, gdy twoja siostra osiągnęła już wiek zamążpójścia, Robert wybrał dla niej odpowiedniego małżonka. Pan Elliott stracił w ubiegłym roku żonę i potrzebuje kogoś do pomocy w gospodarstwie i przy dzieciach. Robert z przyjemnością połączy ziemię ze swoim sąsiadem z południa, a powiększony areał będzie korzystny dla obu rodzin. Wkrótce Molly i pan Elliott ogłoszą zaręczyny.
Hannah zacisnęła palce, gniotąc kartki. Już samo zmuszanie Molly do małżeństwa było wystarczająco okropne, ale jeśli już, to czy musiał to być związek z panem Elliottem? Hannah miała okazję zamienić z nim parę słów podczas ostatniego pobytu w rodzinnych stronach. Przed oczyma widziała obraz mężczyzny ze zmierzwioną brodą, w przepoconej koszuli skrywającej opasły brzuch, z zębami poczerniałymi od tytoniu... A jeszcze gorszy niż jego odrażająca powierzchowność był wiek – Elliott zbliżał się do czterdziestki.
Tak jak obawiała się tego Hannah, Molly stała się narzędziem przetargowym dla ojczyma, który oddał ją temu, kto zalicytował najwyżej. Dlaczego matka pozwalała na takie okrucieństwo?
Naprawdę się dziwisz? – odezwał się cichy, gorzki głos w jej głowie. A czy nie oddała cię na służbę dokładnie w tym samym wieku?
Wtedy jednak matka działała w desperacji – owdowiała, straciła dach nad głową i została bez grosza przy duszy. Teraz jej sytuacja wyglądała daleko lepiej. Była żoną Roberta Fieldinga, właściciela dwustuakrowego gospodarstwa. To on musiał wpaść na ten pomysł – okropny człowiek zawsze stawiający swoje dobro na pierwszym miejscu. I teraz skazał Molly na małżeństwo bez miłości, małżeństwo z człowiekiem, który z pewnością zamierzał traktować siostrę Hannah jak swoją własność. Tak jak pan Fielding traktował mamę.
Hannah ukryła twarz w dłoniach.
Boże, pomóż mi ocalić Molly przed tym strasznym losem.
Nolan wyszedł zza kurnika i stanął jak wryty. Widok ukochanej siedzącej na skrzynce z głową ukrytą w dłoniach rozwiał wszystkie radosne myśli. Modliła się czy płakała? Tak czy inaczej, nie przypominała w niczym radosnej dziewczyny, którą znał.
– Hannah? Co się stało?
Podniosła na niego załzawione oczy i mrugnęła parę razy.
– Nolan... Nie słyszałam cię.
– Nic dziwnego. Jesteś... bardzo zamyślona. – Wyjął z kieszeni spodni chusteczkę i podał ją dziewczynie.
Otarła rożkiem chustki kąciki oczu. Spod czepka wysunęło się kilka jedwabistych, jasnych kosmyków i przywarło do mokrego policzka.
Nolan przykucnął przy niej, czując, jak wzbiera w nim niepokój.
– Chodzi o tego Bellowsa? Znowu cię zaczepia?
– Nie, to nic takiego, naprawdę.
Uspokoił się trochę, napięcie nieco zelżało. Byłby jednak najszczęśliwszy, gdyby mógł natychmiast pojąć ją za żonę, a wtedy wszyscy kawalerowie, zwłaszcza pewien podejrzany lokaj, musieliby zostawić ją w spokoju.
Hannah pociągnęła nosem, oddała Nolanowi chusteczkę i złożyła ręce na podołku, nie wyjaśniając powodu swoich łez.
– Skoro nie chodzi o Bellowsa, dlaczego płaczesz?
Wzięła do ręki list.
– Myślę o Molly.
– Co się stało? – Nolan wiedział, że Hannah zamartwia się nadmiernie o swoją młodszą siostrę, ale nigdy dotąd nie płakała z jej powodu. – Jest chora?
– Nie. Ale mój ojczym... Znalazł dla niej męża i zamierza niebawem ogłosić ich zaręczyny.
Nolan zmarszczył brwi.
– Co on sobie myśli? Molly jest za młoda na ślub.
– Pana Fieldinga to nie obchodzi. – Hannah wsunęła z powrotem list do kieszonki fartucha. – Tak bym chciała, żeby mama pozwoliła jej przyjechać tutaj. Miałaby godne życie i nie musiałaby się zajmować jakimś starym rolnikiem i jego dziećmi. – Dolna warga drżała jej lekko.
Potrzeba, by ją pocieszyć, przeważyła nad szacunkiem dla konwenansów. Nolan wstał, podniósł Hannah, rozejrzał się szybko, by sprawdzić, czy nikt nie patrzy, i mocno ją przytulił. Dziewczyna oparła mu policzek na ramieniu i westchnęła.
Wzmocnił uścisk, wzbierało w nim pragnienie, aby ją chronić. Chciał jej ofiarować cały świat, a mógł zaproponować tylko małżeństwo z rolnikiem. Miał jednak nadzieję, że to wystarczy.
Pogłaskał ukochaną uspokajająco po plecach, wdychając zapach świeżego chleba i jabłek, który zawsze wydawał się ją otaczać.
– Znajdziemy sposób, by jej pomóc, obiecuję. Jak tylko...
– Wiem, jak tylko stąd wyjedziemy. – Znów pociągnęła nosem i podniosła głowę. – Och, nie zapytałam, jak tam rozmowa z panem Simpsonem.
Mimo jej smutnego nastroju nie mógł powstrzymać triumfalnego uśmiechu.
– Przyjął moją ofertę. Pod koniec miesiąca zostanę właścicielem roli.
– Och, Nolanie! To cudownie. Jestem z ciebie taka dumna. – Uścisnęła go mocno i odsunęła się z rumieńcami na policzkach.
Podziw bijący z jej twarzy sprawił, że spokorniał. Jak to możliwe, że zasłużył na uczucie tej niezwykłej kobiety? Zamierzał zaczekać na jakiś dogodniejszy moment na oświadczyny, ale być może lepszy się nigdy nie zdarzy. Odwrócił dłoń ukochanej, by złożyć na niej pocałunek. Hannah wydała stłumiony okrzyk, a jej oczy się rozszerzyły.
Czy skradłeś już jej całusa? Pytanie Berta przemknęło mu przez głowę, gdy wpatrywał się w usta dziewczyny. Wiedział, że powinien zwalczyć pokusę, ale już tak długo zwlekał... Serce waliło mu w piersi. Wyobrażał sobie słodki smak jej ust. Pochylił głowę, czując pulsowanie w skroniach.
Odgłos zbliżających się kroków sprawił, że Nolan wyprostował się jak struna i wypuścił Hannah z objęć. Cofnął się z nadzieją, że to chyba nie lord szuka go w takim miejscu.
– Nolanie? Jesteś tam...? – rozległo się niecierpliwe wołanie Mickeya, przyjaciela Nolana.
Doznał natychmiastowej ulgi. Mickey z pewnością nie zamierzał rozpuszczać plotek. Podobnie jak on, stajenny ich nie znosił.
– Jestem tutaj. O co chodzi?
Mickey Gilbert niezwłocznie do nich podbiegł, aż rękawy jego koszuli załopotały na wietrze. Nie uśmiechał się jednak jak zwykle, jego czoło przecinała zmarszczka niepokoju.
– Przykro mi, Nolanie, twoja matka...
Nolan poczuł, że brakuje mu powietrza.
– Co z mamą?
– Upadła nagle w kuchni. Zabrali ją do pokoju i posłali po doktora. – Mickey patrzył na niego ze współczuciem. – Lepiej się pospiesz. Mama prosi, żebyś przyszedł.ROZDZIAŁ 2
Pokonując po dwa stopnie naraz, zaniepokojony Nolan pospieszył wąskimi schodami na tyłach domu na trzecie piętro, do pokoi służby. W głowie kłębiły mu się rozmaite myśli. Rozmawiał z matką zaledwie wczoraj i nie wydawała się chora. Teraz jednak przypomniał sobie, że była bardzo blada, ale on złożył to na karb przeciągającego się osłabienia.
Jednak to omdlenie świadczyło o nagłym pogorszeniu stanu zdrowia... chyba że matka dotąd ukrywała słabość w obawie przed utratą posady. Tak czy inaczej, pracowała na pewno zbyt ciężko, nie dając sobie szansy na zwalczenie ciągłych napadów kaszlu, który prześladował ją już od minionej zimy.
Nolan dziękował w duchu za to, że może przynajmniej podzielić się z nią dobrymi nowinami. Chciał powiedzieć matce, że jej niewolnicza praca dla bezdusznego lorda Stainsby dobiega końca. Będzie mogła teraz zamieszkać z Hannah i Nolanem, zajmując się wyłącznie tym, co sprawia jej przyjemność, choćby sadzeniem kwiatów, czytaniem, drzemką o dowolnej porze i opieką nad wnukami, którymi Nolan i Hannah zamierzali ją obdarzyć. A gdy odzyska zdrowie, wszyscy będą razem, tworząc szczęśliwą rodzinę.
Nolan szedł szybko ciemnym korytarzem w stronę ostatniego pokoju. Zatrzymał się na chwilę pod drzwiami, by poskromić emocje i odsunąć od siebie falę niepokoju. Musiał być teraz silny, choćby dla jej dobra. Zaczerpnął głęboko powietrza, zapukał i wszedł do środka.
Ciężkie kotary zasłaniały okna, pokój tonął w ciemnościach rozproszonych tylko przez migającą świeczkę stojącą przy łóżku. Młodzieniec przymrużył oczy i dostrzegł, że matka leży pod narzutą uszytą z kolorowych kwadratów. Widok jej kruchej postaci podziałał na niego jak kopnięcie ogiera. Przez głowę przebiegły mu niewypowiedziane słowa rozpaczliwej modlitwy: Dobry Boże, wiem, że ostatnio niezbyt często z Tobą rozmawiałem, ale teraz błagam o uzdrowienie mojej matki. Spraw, by pokonała chorobę i odzyskała siły.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się słabo.
– Nolan... Dzięki Bogu, że przyszedłeś.
– Jestem, mamo. – Stanął z boku łóżka i ujął jej dłoń.
– Muszę ci powiedzieć coś ważnego, dopóki jeszcze mogę.
– Nie możesz tak mówić. – Przysunął krzesło bliżej do łóżka, próbując nie zwracać uwagi na stęchły zapach przenikający pokój. – Teraz, gdy skończyła się już zima, na pewno poczujesz się lepiej. Mam zresztą dla ciebie parę wiadomości, które pomogą ci dojść do zdrowia. – Zmusił się do uśmiechu, by ją pokrzepić. – Pamiętasz to gospodarstwo, o którym ci mówiłem?
W oczach matki błysnęło zdziwienie i coś na kształt żalu.
– Pamiętam.
– Widziałem się dzisiaj z panem Simpsonem i ustaliłem warunki zakupu. Już za kilka tygodni będziesz miała własny dom, w którym wreszcie odpoczniesz i nabierzesz sił. A kiedy poczujesz się lepiej, założysz ogródek warzywny. Wiem, jak bardzo ci tego brakowało.
– Proszę, Nolanie... chcę, żebyś posłuchał.
Jej kościste palce ścisnęły rękę syna jak sokole szpony. Natarczywość w jej głosie sprawiła, że zjeżyły mu się włosy na karku.
– Dobrze, mamo, słucham. – Próbował pokonać narastające emocje. Teraz, w godzinie próby, to on musiał dodawać jej sił, choć dotąd było odwrotnie.
Patrząc na niego czule, odgarnęła mu włosy z czoła, tak jak wtedy, gdy był jeszcze małym chłopcem.
– To nie ja dałam ci życie, ale pod każdym innym względem jesteś moim synem. Kocham cię bardziej niż wszystko na świecie. Mam nadzieję, że to wiesz, Nolanie. – Po jej bladym policzku spłynęły dwie łzy.
Poczuł ucisk w gardle. Dlaczego to zabrzmiało jak pożegnanie?
– Ja też cię kocham, mamo – szepnął ochryple. – Ponad życie.
– Wiem. Ale chcę ci coś wyjaśnić i mam nadzieję, że mi wybaczysz, gdy to usłyszysz.
Udręka w jej oczach odbierała mu oddech.
– Już dawno powinnam ci była powiedzieć prawdę, a teraz nie ma czasu, by łagodzić cios. – Jej głos drżał lekko. – Musisz poznać prawdę o swoim ojcu.
Nolan otworzył usta ze zdziwienia. Przez te lata matka rzadko wspominała o swojej siostrze, która go urodziła. A kilka razy, gdy ośmielił się zapytać o ojca, mówiła, że nie wie, kim jest. Temat jednak wyraźnie ją martwił, więc młodzieniec zaniechał dociekań, uznając, że w stosownym czasie sam się wszystkiego dowie.
– Przed śmiercią moja siostra Mary tuliła cię jeszcze przez chwilę w ramionach. Kazała mi przysiąc, że nigdy nie zdradzę ci nazwiska twego ojca. – Po jej policzku spłynęła kolejna łza. – I choć było mi ciężko dotrzymać obietnicy, milczałam.
Krew odpłynęła Nolanowi z mózgu, jego myśli zaczęły się plątać.
– Nie... nie rozumiem...
– Czas mijał, a ja nie wiedziałam, jak ci to wyznać. I nie byłam pewna, czy mam do tego prawo.
Straszne podejrzenie, które snuło się latami w jego głowie, przybrało konkretny kształt. Czy był dzieckiem z nieprawego łoża, zrodzonym w wyniku jakiegoś haniebnego związku? A co gorsza, czy jego ojciec mógł okazać się przestępcą? Przestępcą odsiadującym wyrok od dwudziestu lat? Przeszył go dreszcz. Jego świat i wszystko, co o nim wiedział, zmieniał się gwałtownie na jego oczach. Z trudem przełknął ślinę.
– Powiedz, mamo. Kto jest moim ojcem?
Zerknęła na kołdrę, a na jej twarzy malowała się rozpacz. Zwilżyła językiem suche wargi, nie patrząc na syna.
– Arystokrata. Twoja matka pracowała w jego majątku jako pokojówka. To była zakazana miłość i gdy Mary odkryła, że spodziewa się dziecka, twój ojciec poślubił ją w sekrecie, wbrew woli rodziny.
Nolan próbował uporządkować myśli. Jego rodzice przynajmniej się pobrali, co zdjęło z niego znamię nieślubnego dziecka. Ale jak to się stało, że Mary rodziła w domu siostry i nie było przy niej męża? I z jakiego powodu chciała zachować w tajemnicy jego tożsamość?
– Dlaczego mój ojciec się o mnie nie upomniał, gdy umarła? – spytał. – Nie chciał wychowywać syna?
Matka ścisnęła kurczowo kołdrę.
– Twoi dziadkowie nie aprobowali ich małżeństwa i nie chcieli zaakceptować... – Zasłoniła usta i pokręciła głową.
Nolan czekał, podczas gdy matka wyraźnie ze sobą walczyła. Czego się obawiała?
Nagłe pukanie do drzwi przerwało niezręczne milczenie.
– Pani Price? Przyszedł doktor Hutton.
Drzwi się otworzyły i do środka wszedł rozczochrany, siwowłosy lekarz. Zmarszczki na czole matki się wygładziły, jakby kobieta doznała nagłej ulgi na widok doktora.
– Dziękuję, że pan przyszedł, doktorze. Pamięta pan mojego syna, Nolana?
– Tak. Witaj, Nolanie. – Mężczyzna postawił skórzaną torbę na toaletce przy łóżku. – Bądź tak dobry i zostaw nas na chwilę. Muszę zbadać twoją matkę. – Wydawał się zmartwiony, jakby nie spodziewał się dobrej diagnozy.
– Oczywiście, zejdę na dół i zajmę się pańskim koniem. – Wstał z kulawego krzesła i spojrzał matce w oczy. – Wrócimy do naszej rozmowy później.
Nolan odwiązał jabłkowitego siwka, zaprowadził go do stajni i poszedł po wodę. Jednocześnie próbował zrozumieć znaczenie tego, czego zdołał się na razie dowiedzieć, walcząc z narastającym gniewem. Wszystkie założenia, jakie czynił na temat swego pochodzenia, okazały się błędne. W jego żyłach płynęła błękitna krew. Teraz jeszcze pozostawało się przekonać, czy matka zdradzi mu nazwisko ojca, i jeśli tak, co będzie to oznaczało dla Nolana. Czy ruszy na jego poszukiwania?
Znów zatliło się w nim chłopięce pragnienie. Marzył, że pewnego dnia ojciec go odnajdzie i chwyci w objęcia, racząc opowieścią o przygodach, które trzymały go z dala od syna przez tak wiele lat. A potem zabierze Nolana i jego przybraną matkę ze służby, by mogli we trójkę żyć z Bożym błogosławieństwem w szczęśliwej rodzinie. Czy choć część tego marzenia mogła się urzeczywistnić?
Natrafił butem na coś miękkiego, a do jego nozdrzy dotarł paskudny zapach. Zmełł przekleństwo i sięgnął po patyk, by oczyścić podeszwę z łajna.
Wrócił do rzeczywistości z myślą o spotkaniu z tajemniczym arystokratą, która podobnie jak zapaskudzony but przyprawiała go o mdłości. Jak by zareagował na wieść o tym, że Nolan jest jego synem? A może już w ogóle nie żył? To by wyjaśniało, dlaczego nigdy nie próbował nawiązać kontaktu z potomkiem i zadzierzgnąć z nim więź rodzinną.
Nolan nie wiedział zbyt wiele o prawach dziedziczenia w szlacheckich rodach, ale i on rozumiał, że jeśli naprawdę okazałby się synem arystokraty, dziedziczyłby również jego majątek.
Koń zarżał i położył Nolanowi głowę na ramieniu.
– Masz rację, mały, co ja bym zrobił z tytułem i bogactwem? – Na myśl o problemach, jakie mogłyby wyniknąć, gdyby zgłosił swoje prawa do spadku, aż się skurczył. Lepiej zostawić tę sprawę w spokoju i podążać wcześniej wybraną ścieżką. Zapomnieć, że w ogóle miał ojca.
Przymknął oczy, gdyż zalała go nagle fala złości, wzbierającej w nim już od dłuższego czasu. Czuł się zdradzony i oszukany. Dlaczego matka wcześniej nie powiedziała mu prawdy? Jaką to jej robiło różnicę? Zaczerpnął powietrza i głęboko odetchnął. Wiedział, że matka jest prawą chrześcijanką, zatem musiało istnieć jakieś ważne wytłumaczenie jej postępowania. Postanowił, że nie będzie jej osądzał, dopóki nie usłyszy całej historii.
Turkot kół powozu na kamieniach przerwał mu potok myśli. Z pewnością wrócił lord Stainsby, który przebywał cały dzień poza rezydencją. A to oznaczało, że Nolan musiał się teraz zająć jego końmi. Powóz zatrzymał się tuż obok, a zwierzęta parsknęły na powitanie.
Nolan wyprostował plecy i splótł ręce z tyłu, czekając, by stangret zeskoczył na ziemię i otworzył drzwi.
W chwilę później pojawił się lord. Jak na czterdziestolatka cieszył się znakomitą sprawnością fizyczną. Był wysoki, szczupły, pełen życia, zapewne dzięki upodobaniu do rozrywek na świeżym powietrzu. Ubrany w czarne palto i cylinder, prezentował się wspaniale.
Zbierając się na odwagę, Nolan czuł ucisk w żołądku. Nie znosił swego chlebodawcy, ale teraz, dla dobra matki, musiał odłożyć na bok swoje uczucia. Jej zdrowie miało w tej chwili pierwszeństwo.
– Wybacz, mój panie...
– O co chodzi? – Lord zmarszczył ciemne brwi, nie kryjąc irytacji faktem, że niepokoi go nagle pracownik stajni.
Nolan stłumił złość.
– Moja matka, pani Price, znowu zachorowała. Zemdlała i teraz leży w łóżku.
Lord Stainsby zmełł przekleństwo, po czym odszedł parę kroków dalej.
– Jest u niej lekarz – zawołał za nim Nolan. – Ale może będzie musiała pojechać do szpitala do Derby.
Lord przystanął i popatrzył na niego z niedowierzaniem.
– A ty pewnie chcesz, żebym zapłacił za leczenie?
– Myślę, że jako przełożona...
– Jako przełożona pokojówek – warknął lord – Price zaniedbywała całkowicie swoje obowiązki przez ostatnie trzy miesiące. Niech się cieszy, że nie zastąpiłem jej kimś młodszym i zdrowszym. – Dziwaczny grymas sprawił, że jego twarz stała się nagle brzydka.
Jedynie troska o matkę powstrzymała Nolana przed wybuchem. Gryząc się w język, by nie powiedzieć, co myśli, przybrał prawidłową służebną postawę, ale nie spuszczał oczu z lorda.
– Przepraszam, że pana niepokoiłem, Wasza Lordowska Mość.
– Dobrze, ale teraz zajmij się końmi. Trzeba je napoić. – Z tymi słowami rzucił Nolanowi pełne irytacji spojrzenie i odszedł.
Zachowanie spokoju wiele go kosztowało, ale gdy tylko lord zniknął w drzwiach domu, młodzieniec przeszedł przez trawnik do wejścia dla służby. Z każdym krokiem narastała w nim nienawiść. Jego matka poświęciła wszystkie swoje siły na prowadzenie majątku. A jakie otrzymała podziękowanie za lata wiernej służby? Żadnego. Ani słowa współczucia, propozycji pomocy...
Nolan otworzył drzwi i wszedł do rezydencji. Chciał się dowiedzieć, czy lekarz sądzi, że jego matka powinna iść do szpitala. Jeśli tak, postanowił, że sam za to zapłaci, nawet gdyby musiał w tym celu poświęcić gospodarstwo.ROZDZIAŁ 3
Edward Fairchild wypił ostatni łyk wina, osuszył serwetką usta i położył ją na porcelanowym talerzu. Siedział wyprostowany na tapicerowanym krześle i patrzył aż na koniec stołu zajmującego całą długość bogato zdobionego salonu.
Pięć metrów stołu i tylko jedno nakrycie na końcu.
Spojrzenie Edwarda przesunęło się ze złoceń na ścianach na elegancko wykończony sztukaterią sufit. Cały ten luksus – dwudziestopokojowa rezydencja z kompletem służby – dla jednego mieszkańca.
Wypuścił głośno powietrze. Może to ten drugi kieliszek wina wprawił go w stan melancholii. Wyjątkowo zatęsknił za obecnością córek. Ilekroć jednak Evelyn i Victoria przyjeżdżały z wizytą, Edward marzył, żeby zostać sam.
Skrzywił się na myśl o Evelyn i jej infantylnym mężu, co przypomniało mu natychmiast o liście, który dostał wczoraj od swojego londyńskiego adwokata. Jego treść utwierdziła tylko Edwarda w przekonaniu, że Evelyn popełniła kolosalny błąd, poślubiając Orville’a, który teraz stał się dziedzicem całego majątku Fairchilda. Orville okazał się kompletnie nieodpowiedzialny, jego hazardowe długi wciąż rosły, a pieniądze rozchodziły się również na konie i kosztowne trunki. Nie czekał nawet na śmierć Edwarda i już zaczął trwonić rodzinny majątek. Co się stanie ze spadkiem, gdy dostanie się w ręce tak nieudolnego zarządcy?
Edward wyjął z kieszeni list i przeczytał niepokojącą wiadomość od pana Graysona.
Lordzie Stainsby,
piszę, by powiadomić Pana o ostatniej wizycie Pańskiego zięcia, utrzymującego, że został on do niej przez Pana upoważniony.
Proszę wybaczyć ten brak zaufania, ale nie dałem wiary jego oświadczeniu. Moje podejrzenia potwierdziły się, gdy pan Fairchild poprosił mnie o wycenę całego majątku Fairchildów, ze szczególnym uwzględnieniem rezydencji Stainsby Hall i otaczających ją nieruchomości. Kiedy odmówiłem jego prośbie, stwierdzając, że bez Pańskiego pisemnego upoważnienia nie mam prawa mu przekazać takiej informacji, młody Fairchild zapytał, czy posiadłość Stainsby może zostać sprzedana, gdyby przyszły właściciel potrzebował gotówki. Udało mi się go zbyć prawniczym żargonem, pomyślałem jednak, że powinien Pan znać jego intencje wobec swojej rodzinnej własności. Zważywszy jego skłonność do hazardu, obawiam się, że uzna Pan moje informacje za niepokojące.
Niepokojące? Edward prychnął pogardliwie. Co za eufemizm. Zresztą on również nie potrafił znaleźć właściwych słów. Na myśl, że wszystkie jego poświęcenia, aby zachować majątek Fairchildów w nienaruszonym stanie, mogą zostać teraz obrócone wniwecz przez tego zasmarkanego męża Evelyn, Fairchild zacisnął ręce w pięści, by dać upust frustracji.
Do stołu podszedł lokaj.
– Czy mam podać coś jeszcze, mój panie? Może deser?
– Nie dzisiaj.
– Tak jest, sir.
Służący natychmiast zaczął zbierać ze stołu talerze i przykryte półmiski z jedzeniem. Świece palące się na stole migotały pod wpływem ruchu powietrza, jaki wytwarzał, przemieszczając się.
Wciąż rozmyślając o niegodziwych planach Orville’a, Edward złożył list i wsunął go z powrotem do kieszeni. Gdyby tylko kuzyn Hugh nie uległ wypadkowi na polowaniu, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Hugh Fairchild wydawał się absolutnie odpowiednim kandydatem na spadkobiercę, natomiast jego syn stanowił dokładne przeciwieństwo ojca.
Bezmyślnie potarł palec w miejscu, gdzie niegdyś tkwiła jego ślubna obrączka. Po dziesięciu latach wdowieństwa ślad po niej już dawno znikł, podobnie jak chęć, by powtórzyć to małżeńskie szaleństwo. Ostatnio jednak jego pewność, że postępuje słusznie, mocno się zachwiała i decyzja o pozostaniu wdowcem zaczynała ciążyć. Gdyby zrobił, co należy, i znalazł kolejną żonę, która urodziłaby mu syna, uniknąłby tych wszystkich kłopotów. To prawda, jego małżeństwo z Penelope było koszmarem, ale czy tak złe doświadczenia dawały mu prawo do tego, by zapomniał o swoim zobowiązaniu, aby przekazać tytuł wraz z majątkiem odpowiedzialnemu spadkobiercy?
Nawet teraz, w wieku czterdziestu dwóch lat, wciąż mógł się ożenić i począć syna. Nie miał jednak gwarancji, że spłodzi męskiego potomka. A jeśli jego kolejna żona okaże się tak próżna i samolubna jak Penelope? Ta, która dawała mu tylko córki, o które musiał się martwić?
Przeszedł go dreszcz. Nie, lepiej będzie spożytkować całą energię na przysposobienie obecnego spadkobiercy, przygotowanie Orville’a do przyszłych obowiązków. Gdyby udało mu się wpoić zięciowi przywiązanie do rodzinnej tradycji, znaczenie tytułu i konieczność zachowania Stainsby Hall w rodzinie, z pewnością poszłoby za tym zrozumienie ogromu odpowiedzialności związanej z dziedzictwem. Może nastał czas, by Edward wrócił do domu w Londynie i poobserwował zięcia. Odnowiłby też znajomości ze starymi przyjaciółmi i partnerami w interesach, którzy mogliby się stać mentorami Orville’a. Po długiej, dokuczliwej zimie nastała wreszcie piękna aura, która mogłaby wpłynąć pozytywnie na ponury nastrój Edwarda, do czasu, kiedy nie znudziłby go nadmiar obowiązków towarzyskich.
Tak, postanowił, że od jutra zacznie się przygotowywać do wyjazdu. Nieco pocieszony tą decyzją, odsunął do tyłu krzesło i skinął na innego lokaja, który krążył dyskretnie w okolicy.
– Wypiję brandy w gabinecie.
– Oczywiście, sir. – Młody człowiek skłonił się nisko i otworzył karafkę w chwili, gdy Edward wstał od stołu.
Lord wszedł energicznie do holu. W połowie drogi do gabinetu usłyszał za sobą kroki... kroki zdecydowanie kobiece, w niczym nieprzypominające statecznego chodu jego kamerdynera Dobsona, który zwykle kręcił się w tym miejscu.
– Proszę wybaczyć, mój panie.
Edward pokonał niechęć, odwrócił się i zobaczył jedną ze starszych pokojówek, która oddychała tak ciężko, jakby właśnie ukończyła długi bieg.
– O co chodzi, panno Hatterley? – Edward obciągnął rękaw surduta.
– Bardzo mi przykro, że przeszkadzam. – Zwykle opanowana kobieta wydawała się wytrącona z równowagi. – Jak pan wie, sir, pani Price jest bardzo chora.
– Rozumiem. – Zaczynał się niecierpliwić. Tej przeklętej kobiecie stale coś dolegało. Skoro nie mogła wykonywać swoich obowiązków, będzie musiał rozważyć inne kandydatury na stanowisko przełożonej pokojówek.
– Pani Price prosi o rozmowę z panem. W jej pokoju, gdyż jest zbyt słaba, żeby zejść na dół. – Panna Hatterley złożyła szczupłe dłonie.
Edward zmarszczył brwi.
– Niezwykła prośba. Czy podała powód?
– Nie, sir. Ale wszystko wskazuje na to, że nie pożyje długo. Może chce pomówić o przygotowaniach...
Edward uniósł brwi.
– To tak poważne?
– Tak, sir.
Poczucie winy zaczęło go uwierać jak niewygodny fular. Nie zdawał sobie sprawy, że ta kobieta jest tak ciężko chora. Westchnął głęboko. Służba już i tak go oskarżała, że jest zbyt wymagający, nie mógł odmówić prośbie umierającej. Nawet on miał jakieś uczucia. Brandy musiała zaczekać.
– Dobrze, prowadź.
Wszedł na trzecie piętro, na którym jego noga nie postała od czasów dzieciństwa, i poszedł za panną Hatterley w kierunku pokoju chorej.
Pokojówka zapukała do drzwi i otworzyła je, po czym wskazała Edwardowi, że może wejść.
Gdy przekroczył próg, owiał go odór stęchlizny. Stał przez moment w drzwiach, by przyzwyczaić zmysły do tej przykrej woni, i po chwili usłyszał ich trzask. Niepokój chwycił go za gardło, poczuł się jak aresztant zamknięty w celi przez strażnika.
Z żołądkiem ściśniętym ze strachu podszedł do łóżka, z którego patrzyła na niego jego zmieniona chorobą gospodyni. Z trudem ją rozpoznał.
– Dziękuję, że pan przyszedł – szepnęła.
Edward poruszył się niespokojnie, ogarnęło go nieprzyjemne poczucie winy. Jak mógł nie dostrzec ciężkiego stanu tej kobiety?
– Przykro mi z powodu pani choroby. Co mogę dla pani zrobić?
Jasne oczy zapadnięte w wychudzonej twarzy lśniły. Zauważył w nich coś, co wyglądało na strach. Kościste dłonie chwyciły wyblakłą kołdrę.
– Chyba będzie pan chciał usiąść, mój panie. Obawiam się, że to, co mam do powiedzenia, może pana zaszokować.
Idąc wreszcie do pokoju matki, Nolan kipiał ze złości. Wcześniej nie zdołał dotrzeć do doktora, gdyż jeden z koni okulał i potrzebował nowej podkowy. Potem, kiedy wraz z Bertem zajęli się zwierzęciem, pan Dobson poprosił o pomoc przy przesuwaniu mebli. Teraz zrezygnował z kolacji, by w końcu porozmawiać z lekarzem, przeciwko czemu zbuntował się wyraźnie żołądek Nolana. Przynajmniej był pewien, że doktor Hutton jeszcze nie pojechał, bo jego koń stał spokojnie w stajni.
Zobaczył go w połowie korytarza siedzącego na krześle z torbą w ręce. Doktor wstał na jego widok.
– Pan Price. Cieszę się, że możemy porozmawiać – powiedział z ponurą miną.
– W jakim ona jest stanie?
Płomień w ściennym kinkiecie zamigotał, rzucając na podłogę dziwaczne cienie.
Doktor Hutton pokręcił głową.
– Wolałbym mieć lepsze wiadomości. U pańskiej matki rozwinęło się zapalenie płuc.
Nolan poczuł, że ogarnia go strach. Zapalenie płuc to było coś znacznie gorszego niż bronchit.
– Co może pan dla niej zrobić?
– Obawiam się, że nikt już nie może zrobić zbyt wiele. Pozostaje modlitwa. – Poklepał Nolana po ramieniu, a w jego słowach pobrzmiewał smutek.
Modlić się? To była rada lekarza?
– Musimy ją zabrać do szpitala, poproszę lorda o...
– To nie ma sensu, synu. Ona ma zbyt słabe serce i płuca, by wytrzymać taką podróż. – Na pooranej zmarszczkami twarzy doktora pojawiło się współczucie. – Przykro mi, ale to naprawdę tylko kwestia czasu. Wezwij pastora, jeśli twoja mama czuje taką potrzebę. To może przynieść jej pocieszenie w tych ostatnich chwilach.
Zimny prąd zaatakował mu pierś i rozlewał się dalej, aż w końcu Nolan poczuł się tak, jakby utkwił w bryle lodu. Jego matka umierała? Jak to możliwe?
– W razie potrzeby będę w salonie. A teraz, jeśli chcesz do niej wejść, chyba musisz zaczekać. Ma gościa.
Kiedy doktor Hutton odszedł, Nolan oparł się ciężko o ścianę. W oczach czuł palące łzy, które zamgliły mu widok. Jego matka nie mogła umrzeć. Nie zamierzał na to pozwolić. Zaczerpnął powietrza z determinacją. Sprowadzi innego lekarza! Najlepiej specjalistę. Musiał zrobić wszystko, co możliwe, niezależnie od kosztów, byle ocalić jej życie.
Gdy doszedł do jej pokoju, przez drzwi przebił się donośny męski głos. Co, na Boga, lord Stainsby robił u jego mamy? Może nie uwierzył Nolanowi i przyszedł sprawdzić, jaki jest jej stan?
W słowach lorda wyraźnie dało się wyczuć wielki gniew i choć Nolan nie rozumiał, co Fairchild dokładnie mówi, stało się dla niego jasne, że lord ma o coś pretensje do jego matki. Jak śmiał się tak wydzierać na bezbronną kobietę? Drżąc z wściekłości, bez pukania otworzył drzwi i wszedł do środka.
– Co się tu dzieje?
Lord Stainsby odwrócił się nagle z wyrazem zaciętości na twarzy i spojrzał twardo na Nolana. Stał prosto, tak jak jego rzeźby w ogrodzie, lecz emanował złością i oburzeniem. W ręce ściskał Biblię Elizabeth Price.
– Chyba nie krzyczy pan na moją mamę? Przecież pan widzi, jak bardzo jest chora.
– Wszystko w porządku, Nolanie. – Na wychudłej twarzy jej oczy wydawały się większe, wodziła nimi od syna do lorda.
– Nie, nic nie jest w porządku. Nie pozwolę, żeby on się nad tobą znęcał. – Nolan po raz pierwszy w życiu patrzył na lorda bez strachu. Nie bał się nawet utraty pracy.
Z rozdętych nozdrzy lorda buchał gniew.
– Nawet nie wiesz, w czym przeszkodziłeś.
– Nic mnie to nie obchodzi. Proszę teraz wyjść. Moja matka potrzebuje spokoju.
Lord zacisnął szczęki, obrzucił Nolana długim spojrzeniem, po czym zwrócił się do chorej.
– Dobrze. Ale my jeszcze sobie porozmawiamy. – Odłożył Biblię na szafkę nocną i wymaszerował z pokoju.
Nolan zaczekał, aż lord zamknie za sobą drzwi, i podszedł bliżej. Niezwykłym wysiłkiem woli odrzucił trujące wzburzenie, które zalewało mu duszę. Jego matka potrzebowała siły i opanowania, to właśnie zamierzał jej dać.
Leżała na poduszkach, prawie zupełnie nieruchomo, jak martwa. Opuściły ją resztki energii.
– Mamo, chcę cię zabrać do szpitala w Derby. Tam mają lepsze lekarstwa. Takie, które cię wyleczą...
Pokręciła głową.
– Nie da się nic zrobić. Już od jakiegoś czasu podejrzewałam, że ze mną źle, ale nie chciałam ci zawracać głowy. – Uśmiechnęła się słabo i uniosła rękę.
Chwycił ją w dłonie i ścisnął tak, jakby pragnął jej przekazać swoją siłę.
– Zależało mi zawsze tylko na twoim szczęściu – szepnęła posiniałymi ustami. – Obiecaj mi, że zrealizujesz swoje plany. Kup tę rolę i ożeń się z Hannah. Prowadź dobre życie.
Ucisk w gardle sprawił, że nie mógł wydobyć głosu. Jak mogła się tak poddać? Dlaczego nie walczyła o życie?
Ścisnęła jego dłoń.
– Muszę ci powiedzieć, dlaczego był tutaj lord.
– Nic mnie to nie obchodzi. Nie miał prawa tak wrzeszczeć.
– Nolanie. – Powaga w jej głosie natychmiast go uciszyła.
Poczuł ukłucia zimnych igieł w sercu. Z pewnością nie miał ochoty słyszeć tego, co zaraz zostanie powiedziane.
Zaczekała, aż na nią spojrzał.
– Nolanie, lord Stainsby jest twoim ojcem.