Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spadkobierca skarbów ojcowskich - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
4,40

Spadkobierca skarbów ojcowskich - ebook

Zbiór baśni pióra znakomitego, chociaż niszczonego przez krytykę literacką autora, tworzącego krótko, zmarłego przedwcześnie, który nie został przyjęty do grona podziwianych, o których także dziś się już nie pamięta. Niniejszy zbiór opowieści dla dzieci zawiera baśnie: „Henryk z Góry”, „Litość nagrodzona”, „Chora mateczka”, „O królewiczu, pastuszku i gniazdku”, „Zniszczony obraz”, „Trzy mądre rady”. Te baśnie naprawdę warto przeczytać.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-206-6
Rozmiar pliku: 51 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Henryk z Góry

opowiadanie dla młodzieży

na tle przeszłości.

I.

Któreż dziecko nie zapytuje, skąd pochodzi choinka, któreż nie myśli o tych pięknych lasach iglastych, gdzie ona rośnie, kiedy zbliża się Boże Narodzenie, wszystkie drzewa straciły już dawno swoje liście, a tylko choinka i nieliczne inne drzewa iglaste zachowują swoją zieloną szatę. Dziecko, rozradowane świętami, myśli, że sama ziemia, na której boże drzewko rośnie, jest tajemnicza i święta. I dziecko wypytuje, wypytuje o wszystkie baśnie, gdzie jest mowa o drzewkach bożych, o takich drzewkach, które rosły kiedyś w głębi zamkowych podwórców, gdy na górach były wspaniałe i groźne zamki, a zbrojni rycerze wyjeżdżali z nich na łowy lub na wojny w kraje dalekie.

I gdy coraz bardziej zbliża się czas Narodzin Bożych, gdy wieczory są coraz dłuższe i gdy coraz silniej bije dzieciom serce z ciekawości do niespodzianek świątecznych – coraz częściej wypytują się one wtedy o baśnie, opowieści i klechdy, które mają swoje mieszkania w lesie, wysoko na szczytach ogromnych choinek. Bardzo prędko zbiega dzieciom czas przy takich opowiadaniach. A gdzież w naszym kraju rodzinnym jest takie miejsce, gdzieby nie było bożych drzewek i gdzieby nie opowiadały o przeszłości stare zamki, wielkie lasy, lub duże jeziora? Na brzegach rzek, na wzgórzach i na skałach wszędzie są miejsca, do których przywiązane są piękne miejscowe podania i gdzie rzeczywiście wymowny bajarz zawsze znajdzie chętnych słuchaczy, szczególniej wśród dzieci, gdy na dworze śnieg pada i wiatr hula po świecie.

Wiem to z własnego doświadczenia, bo gdym jeszcze był dzieciakiem, to sam robiłem cudowne odkrycia wśród murów mojej okolicznej ruiny zamkowej, zaglądałem w głąb zawalonych piwnic, które lud nazywał mieszkaniem diabła, lub też roiłem sobie opowiadania o ogromnych wężach, które zamieszkiwały smocze jamy, a ponieważ wiem, że dzieci chętnie przysłuchują się starym ojczystym podaniom i baśniom, że pomimo wielu nowych rzeczy, nie zapominają o starych historiach swojego kraju, dlatego to chętnie zabieram się do opowiedzenia dawnej historji, jaka się działa w stronach mojego dzieciństwa, w miejscu, skąd miałem jako malec moje radosne boże drzewka.

Drzewka te rosły na górze zamkowej między murami i zwaliskami kamieni, na które gdy się stąpnęło, to dźwięczały, jakby pod nimi były lochy ogromne, a starzy ludzie mówili, że w lochach tych zakopane było bardzo dawne wino, tak dawne, że beczki się rozpadły i wino trzymało się we własnej skorupce gęste jak oliwa. I mówili ludzie, że kto się tego wina napije, to, jeśli był stary, twarz jego okrasi młodzieńczy rumieniec, i raz jeszcze swoją młodość przeżyje. A gdy zapytywano, skąd to było wiadome, i kto widział wino we własnej skorupce, to wtedy się słyszało, że bardzo dawno przychodził do wsi staromodnie ubrany człowieczek w bucie jednym czerwonym a drugim żółtym i ten ludziom opowiadał o winie i piwnicach.

W stronie mojego dzieciństwa prawie do stóp góry zamkowej dochodziła dawniej wieś, leżąca w dolinie, a znacznie dalej znajdowało się miasto, którego nazwisko nie dochowało się już w powieści. U stóp góry zamkowej, w kilkadziesiąt lat po najazdach szwedzkich, stał mały domek, pierwszy z wioski, w którym mieszkał owczarz Maciej, z jedyną córeczką Elżbietą. Domek był jednym z niewielu jakie ocalały pośród ciągłych wojen i zamieszek, gdy to dzisiaj Szwedzi, jutro znów Węgrzy, przeciągając przez wioskę, niszczyli ostatni dobytek włościan. Biedny ludek ciągle był rozpędzany jak stado owiec przez wilków. Owczarz Maciej pamiętał, jak przerażony, rad był, że uchodził z życiem do lasu. Stamtąd widział on płonące naokoło wsie i aż do jego uszu dochodził krzyk nieszczęśliwych ludzi, którzy się zostali we wsi, by cośkolwiek ze swego dobytku uratować. Co prawda próżne to były chęci. Mogli się wieśniacy przy rabunku zostać lub też odejść, gdyż i tak ich obecność nie przeszkadzała zabraniu ostatniego barana lub kury.

Po takich rabunkach cóż mogło ludzi utrzymać, na ich zniszczonej ziemi. Na odbudowanie się nie było czasu ani pieniędzy, na zasiewy nie zostało się ani garści ziarna, to też wiciu ojców rodziny brało kije wędrowne w ręce i wychodzili ze swojej wsi rodzinnej na wędrówkę szukać miejsc mniej przez, wojnę nawiedzonych. Dzieci zostawały się na łasce losu, synowie zaciągali się do szeregów walczących i gdy przychodził wreszcie gorąco upragniony pokój, w wiosce znajdowała się najwyżej trzecia część poprzedniej ludności.

Owczarz Maciej, bardzo przywiązany do swej wsi, doskonale ukrywał się w czasie tych niepokojów w lesie i gdy wróciły czasy spokojne i odezwały się znów dzwony wioskowe, wrócił do wsi z powrotem ze swoją córką i wziąwszy sobie do pomocy wyrostka, zaczął jak mógł gospodarzyć i hodować owce, które mu ocalały.

W miarę jak powiększało się stado, powiększał się i dobrobyt w domku i gdy córka Macieja, Elżbieta, tak już podrosła, że mogła się zająć gospodarstwem; domowym, wtedy było Maciejowi zupełnie dobrze w małym domku swoich rodziców, czy to na górze u źródła w zaroślach dzikich róż, między którymi rosły poziomki a jeszcze lepiej wśród murów zamkowych, skąd widać było szeroki widnokrąg, aż do mglistych łańcuchów gór.

Gdy kto chciałby się teraz dostać do źródła na wzgórzu, musiałby iść ścieżką między uprawnymi polami, lecz wtenczas było to zbyteczne. Gęste krzaki i chwasty zarastały całą górę, las szerokimi pasami rozchodził się ze wzgórza i otaczał naokoło wioskę i tylko gdzieniegdzie widać było płaszczyzny zamieszkałych miejsc w dolinie, a między zaroślami i lasem znajdowały się na nizinach łąki.

Najlepiej lubił owczarz Maciej paść swoje stado na górze zamkowej, skąd widział i wioskę i daleki obszar kraju rodzinnego. Gdy się tam kiedyś znajdował w gorący dzień i spoglądał na okolicę, zalaną blaskiem słonecznym, a jaskółki wesoło latały nad jego głową, wyszedł z lasu i zbliżył się do niego jakiś nieznajomy i zaczął się wypytywać go o górę i o jej przeszłość i prosił o opowiedzenie wszystkiego, co tylko Maciej o tym wiedział. Nieznajomy kiwał przytem głową, jakby to wszystko znal już dawno, a tylko chciał sprawdzić słowa pasterza.

Tak czynił to ten człowiek całemi dniami, nawet tygodniami, aż wreszcie pasterz znużył się opowiadaniem, gdyż już mu zabrakło wątku. Lecz nieznajomy był niestrudzony, prosił on Macieja o dalsze opowiadania jak dziecko prosi czasem matkę o często powtarzaną bajkę. A gdy Elżbieta przynosiła ojcu obiad, wypytywał się i jej, i z jej ust opowiadania o górze zamkowej zdawały się nieznajomemu jeszcze bardziej zajmującemi.

Tak przeszły całe miesiące, aż kiedyś zapytał się Maciej:

– Ale skąd wy panie pochodzicie i gdzie chcecie się ztąd udać?

– Jestem znikąd i nigdzie się nie oddalę – odrzekł nieznajomy. – Chcę się tutaj zostać dopóki mi życia starczy, zbuduję sobie na górze zamkowej chatkę i będę żył z tego co w lesie rośnie, a gdy zapragnę chleba, to udam się do wsi i przyniosę sobie zapas żywności.

Maciej wstrząsnął na to głową i odrzekł; – tak, jest to możliwe dopóki w lesie są poziomki, dopóki skowronki śpiewają i w trzosie są pieniądze, lecz gdy to wszystko się wyczerpie i zima przyjdzie cóż będzie wtedy?

– Mam i na to radę – odrzekł nieznajomy – wtedy zamieszkam we wsi i codzień będę chodził na moją górę, dlatego że moją jest ta góra i zdaleka do niej przyszedłem.

Maciej nic na to nie odpowiedział, lecz pomyślał sobie, że nieznajomy jest niespełna rozumu, jednakże rozmawiał chętnie z dziwnym człowiekiem, który się nazwał panem góry zamkowej i gdy jednego dnia nie zobaczył go jak zwykle, zasmucił się. Nieznajomy nie zjawił się na drugi i trzeci dzień i Maciej napróżno się za nim oglądał, i napróżno zapytywała o niego Elżbieta, która poszła, nucąc, do źródełka na górze. Gdy Elżbieta doszła do źródła i spojrzała w wodę jak w zwierciadło, to wydało jej się jakoby ujrzała tam twarz nieznajomego, lecz tak bladą i zachmurzoną, że zatrwożyła się wtedy, zerwała kwiat rumianku rosnący nad strumieniem i obrywając listki mówiła do siebie: – mogę czy nie mogę – i gdy ostatni listek upadł ze słowem mogę – zwróciła się znów ku górze zamkowej. Wdrapała się na wysoki wał zamkowy, chwytając się rękoma za krzaki i stanęła wreszcie zadyszana na wysokości nizkich murów zamkowych. – Gdzie ja go znajdę? –

Stary Maciej zdziecinniał już zupełnie. Jego mętne spojrzenie, siwy włos i zgarbione barki wróżyły mu prędki spokój wieczny. I stało się tak za nadejściem jesieni. Elżbieta stała się jeszcze cichszą i bardziej milczącą.

Wkrótce potem przyszły i przeczuwane złe czasy. Zbiory zaczęły niedopisywać, owce się pochorowały i zdychały prawie na ręku właściciela. Wkrótce pasterz został się sam. Filuś wył z nudy w swojej budzie, a gdy go puszczono obiegał górę, jakby szukając zaginionego stada.

Powoli zaczęły dochodzić i do wsi wiadomości o nowej strasznej wojnie, a przynosili je rozpędzeni po całym kraju mieszkańcy popalonych miast i wsi.

Całemi dniami oczekiwał teraz Henryk przybyszów, a gdy ich zdaleka dojrzał, śpieszył naprzeciw i wypytywał. I im wieści były straszniejsze i bardziej żałobne, tym bardziej stawał się on milczącym i zamkniętym.

A gdy z nowym rokiem rozległy się po całym kraju głosy, powołujące do obrony przed potężnym wrogiem, jak kiedyś przeciw turkom, wtedy widziała nieraz Elżbieta łzę w oku swego męża, gdy szedł na zamkową górę. aby jego płaczu nie widziało żadne szyderskie oko.

Jak długo mogła tak długo znosiła biedna Elżbieta zmianę jaka zaszła w jej mężu, lecz gdy kiedyś szła przez wieś i zobaczyła oficerów królewskich werbujących przy odgłosie bębna młodzież, zawróciła i poszła na górę zamkową, gdzie znajdował się wtedy Henryk. Tam zobaczyła go leżącego pod drzewem i patrzącego daleko na południe, gdzie horyzont ćmił się od dymu pożarów. Zdawał się jakby zamyślony i gdy ją zobaczył, tak się zdziwił i przeraził jakby ujrzał ją po raz pierwszy.

– Henryku – rzekła Elżbieta – a głos jej był silny i spokojny. Wziąłeś mnie za żoną wiele lat temu, gdym była córką pasterza, a ty byłeś potomkiem dumnego rodu. Byłeś wtedy zmęczony światem i chciałeś u nas znaleźć spokój. Teraz, gdy cię znów pociąga świat daleki nie mogę się zatrzymywać. Gdy będziesz znużony, wrócisz tu znów, Lecz zostaw mi naszego chłopca, będzie on się uczył ode – mnie spokoju i wytrwania.

Henryk wracał przez ten czas jakby z odległej krainy marzeń i przy ostatnich słowach żony zarumienił się.

– Jesteś lepszą Elżbieto, niż cię sądziłem – rzekł – lecz ja nie mogę być innym. Nie mogę się oprzeć chęci pójścia w świat. Gdy byłem pasterzem, codzienny mój trud nie pozwalał mi wiele myśleć nad tem, lecz teraz gdy jestem bezczynny, obudzą się znów we mnie nie przemożona chęć odejścia daleko. Muszę coś uczynić, aby odzyskało moje imię dawną świetność, a wtedy wrócę tutaj, ujrzysz mnie znów wesołym i będziemy żyli szczęśliwie jak za dawnych dni.

Gdy Henryk z Elżbietą powrócili do domu, Henryk zdjął swój strój pasterski i oddał go żonie, zapytywała się przytem siebie – i czy jest potrzebnem abym go szukała? jednakże litość przezwyciężyła w niej i po cichu weszła Elżbieta w zarośla jakie otaczały źródło na górze.

Wszystko tam było spokojnie. Woda płynęła czysta i jasna, a wazki unosiły się nad jej powierzchnią pod cieniem gęstych gałęzi. Tam gdzie krzaki były najgęstsze stała pleciona z gałęzi chatka, której drzwi, wychodzące na trzy strumienia, były otwarte. Gdy Elżbieta spojrzała do wnętrza przekonała się że nie omyliły ją przeczucia. Nieznajomy tak blady, jakim go widziała w strumieniu, leżał na posłaniu z mchu. Nie odpowiadał on na żadne zapytania, a lęka której dotknęła Elżbieta była zupełnie zimna.

– Ach Boże, on umarł! – rzekła przerażona dziewczyna, lecz w tej chwili zdało jej się, że chory lekko oddycha. Wtedy jak strzała pobiegła coprędzej do ojca i opowiedziała mu to wszystko co widziała, prosząc o pomoc dla nieznajomego.

Maciej poruczył córce pilnowanie stada i udał się sam na górę. Za dobrą chwilę zobaczyła go córka jak schodził ostrożnie z powrotem, niosąc na piecach chorego. Widziała jak, schylając się pod ciężarem, udał się najbliższą drogą do domku ich nad strumieniem a potem raz jeszcze wrócił do lasu. Po chwili ujrzała jak wyniósł stamtąd torbę i kij nieznajomego, lecz Elżbietę ucieszyło najwięcej to, iż ojciec niósł jakieś zioła. Wiedziała, że Maciej ma sposoby leczenia ziołami i uwierzyła w powrót do zdrowia chorego.

Po zamieszkaniu w chacie Macieja, młody człowiek nie był im już więcej nieznajomym. Pod staranną opieką ojca i córki, poprawiał się szybko i gr„y wstał pierwszy raz i mógł już wkrótce powrócić do swej chaty na górze, wtedy rzekł:

– Ojcze Macieju, gałęzie na mojej chatce już pożółkły i ptactwo pociągnęło do ciepłych krajów. Myślę, że i mnie byłoby teraz zimno na górze zamkowej. Przyjmij mnie więc ojcze Macieju do siebie, daj mi swoją Elżbietę za żonę. Będę was kochał jak syn i pomagał wam o ile sił starczy. Zdaleka tutaj przyszedłem, nie mam wcale rodziny, a wędrówka zmęczyła mnie bardzo. Co mnie do tej góry przywiodło to powiem wam, gdy Elżbieta będzie moją żoną, a wierzę, że góra zamkowa z tem co w sobie zawiera, może nas wszystkich uczynić szczęśliwymi.

– Dlaczegóż – spytał Maciej – tak dużo o tem wiedziałeś zanim jeszcześ był tutaj?

– Jak tylko mogłem zrozumieć co się na świecie dzieje, matka moja dużo zaczęła mi opowiadać o górze zamkowej. Działo się tutaj wiele rzeczy, związanych ściśle z moim rodem. Nazywamy się – z Góry – a ja jestem ostatnim z rodu Henrykiem z Góry i przyszedłem tutaj, aby szukać mojej ojcowizny, która się tu znajduje. Wiem z opowiadań mojej matki o zakopanych tutaj niezliczonych skarbach i wszystko mogę wam sztuka po sztuce wyliczyć. To wszystko było spisane na pergaminie, który mój ojciec przechowywał w żelaznej szkatułce. Lecz gdy przyszła wojna i spalił się dom mojego ojca, spalił się też i pergamin, a mnie została się tylko ta szabla, z którą przyszedłem. Służyłem z nią długo po świecie, lecz teraz wolę być pasterzem, jak wy ojcze Macieju, niż płatnym żołnierzem. Jeśli znajdę skarb mój to podzielimy się nim wszyscy, jeśli zaś go nie znajdę to będziemy wspólnie pracowali na chleb. Oddajcie mi ojcze Elżbietę i bądźcie pewni że was nie skrzywdzę.

I pasterz Maciej oddał Henrykowi za żonę swoją jedyną córkę i nie zawiódł się.

Tajemnica rodu nieznajomego została się w domu Macieja, a okoliczni ludzie nazywali Henryka pasterzem z Góry.

Swoją szablę, torbę podróżną i napierśnik w jakim tutaj przyszedł, zamknął Henryk w skrzyni, a sam ubierał się w wełnianą opończę, jaką mu Elżbieta utkała.

Najpiękniejszemi dla wszystkich trojga były długie wieczory zimowe, gdy stado z powodu śniegu musiało zostać pod dachem, Elżbieta przędła, a obaj mężczyźni czesali i przygotowywali wełnę. Wtedy Henryk opowiadał o wydarzeniach, jakie działy się w czasie jego wędrówek, o przyszłem szczęśliwem życiu i o swoich nadziejach na przyszłość. Elżbieta przysłuchiwała się z zachwytem opowiadaniom swojego męża i wierzyła tym nadziejom, tak jak wierzył w nie Henryk. Tylko inaczej trochę myślał stary Maciej. Wierzył on też zapewne w owe skarby, jakie leżały zakopane na górze zamkowej, lecz tyle już przeszedł zawodów w czasie swojej młodości, że wątpił o odnalezieniu ojcowizny Henryka. I dlatego często mawiał, że nadzieja jest pięknym kwiatem, który prędko śnieg zasypuje.

II.

W pracy i nadziei na przyszłość przeszło wiele lat mieszkańcom małej chatki u stóp góry zamkowej. Na świecie szalały wojny, lecz tutaj dochodziły o nich tylko niejasne wieści, które przerażały Elżbietę, smuciły starego Macieja, a Henrykowi mąciły spokój domowy. Wtedy zaciskał on piacie i mówił do siebie: „o gdy bym mógł nauczyć tych rabusiów“. Lecz wkrótce się uspakajał i wyganiał swoje stado na górę i tylko ztamtąd wodząc okiem po okolicy wzdychał i zamyślał się, jakby oczekując jakiegoś dobrego ducha, któryby mu wskazał jego los właściwy.

Z wesołego młodzieńca, dla którego świat był zamały, i który dlatego szukał spokoju w tym kącie, stał się Henryk człowiekiem zamkniętym w sobie, zamyślonym, który wyglądał jakby zanadto wiele Hfności włożył w spokój szczęścia domowego.

Lecz była jeszcze jedna przyczyna, która go przywiązywała silnie do nowej ojczyzny i domu. Przyczyną tą był jedyny syn Stanisław. Stanisław był żywym obrazem ojca. Ta sama porywczość, jaką Henryk miał za lat młodych, odbijała się w jego synie. Góra zamkowa była też dla niego najdroższem miejscem na świecie. Całemi dniami mógł chodzić po ruinach, a gdy ojciec wracał z pastwiska i zaczynał opowiadać swoje opowieści chłopiec, zapominał o napoju i posiłku. Nie nęciły go kwiaty i drzewa chciał być górnikiem i z oskardem i lampką schodzić wgłąb ziemi. Bardzo często zastawał go ojciec kopiącego ziemię łopatką, ażeby znaleźć zaczarowane skarby.

– Patrz ojcze! – wykrzykiwał on z błyszczącemi oczami, pokazując odkopaną siekierkę kamienną.................................Litość nagrodzona.

Pewien nauczyciel wiejski posłał swoją córkę Emilję do odległego o parę godzin miasta, w celu załatwienia bardzo pilnego sprawunku. Ojciec dał przytem córce kilkadziesiąt groszy, mówiąc, aby po załatwieniu interesu posiliła się w jednej z jadłodajni miejskich, gdyż rodzina nauczyciela nie miała wmieście ani krewnych, ani znajomych, u których by się dziecko posilić mogło. Gdy Emilja przeszła lasek, oddzielający rodzinną wioskę od gościńca, ujrzała szybko przejeżdżający powóz, a za nim w obłoku kurzu głośne lamenty. Wtedy przyśpieszyła kroku i ujrzała na brzegu drogi człowieka, stojącego nad wywróconym ręcznym wózkiem i skarżącego się głośno na złego stangreta, który, szybko jadąc, przewrócił mu jego wózek z jajami. Jaja te były zakupione za pożyczone pieniądze a za zysk ze sprzedaży w mieście biedny człowiek miał zakupić żywności dla swojej rodziny. Teraz cała jego nadzieja przepadła i nic mu jego straty nie powetuje.

Tak żalił się człowiek i choć Emilja pocieszała go jak mogła, stał z załamanemi rękoma nad swoim zniszczonym towarem.

Wtedy dziewczynka sięgnęła do swego koszyczka i dała mu swoje pieniądze, aby za nie kupił sobie chleba, a dobrzy ludzie może mu dalej dopomogą.

Człowiek wziął z dziękczynieniem pieniądze, a Emilja uradowana, że spełniła dobry uczynek, poszła dalej.

Wkrótce przyszła do miasta lecz nie mogła załatwić zaraz swojej sprawy. Kupiec, do którego się udała, wyszedł i miał dopiero za dwie godziny powrócić do domu. Dziewczynka w oczekiwaniu obeszła ulice, obejrzała wystawy sklepowe i po upale i po pustych ulicach zauważyła, że nadeszło południe.

Emilji zaczął dokuczać głód i sięgnęła ręką do kieszeni, aby wyjąć pieniądze dane jej na śniadanie. Lecz wtedy dopiero przypomniała sobie, że pieniądze oddała biednemu sprzedawcy jaj.

Zmęczona i głodna wyszła Emilja za miasto, aby odpocząć w cieniu przydrożnych lip. Wtedy wzrok jej padł na otworzone drzwi cmentarza i weszła tam. Kwitnące krzewy i płaczące brzozy, zasadzone kochającemi rękoma na grobach, rzucały na nie gęsty cień i Emilja usiadła około jednego grobowca, aby odpocząć. Grobowiec ten był pięknym pomnikiem, a gdy przeczytawszy napis, dziewczynka się dowiedziała, że spoczywa tu młoda kobieta, wtedy zatrzymała swe oko na pięknej figurze, którą rzeźbiarz uczynił, jakby napół wyłaniającą się z twardego kamienia.

Z zamyśloną twarzą wyrzeźbiona postać schylała się ku rosnącemu u nóg kwiatowi, około którego unosił się piękny motyl.

Emilja wzruszona zrozumieniem pomnika, sięgnęła mimowoli.................................Zniszczony obraz.

W pewnem wielkiem mieście żył znany malarz Corradi. Obrazy jego, cenione przez znawców, znajdowały chętnych nabywców, to też malarzowi działo się nieźle. Nabył nawet na bocznej, lecz pięknej uliczce domek z ogródkiem, i osiadł w nim razem z żoną i dwiema córkami: Marią i Anną.

Życie płynęło mu spokojnie i szczęśliwie przy pracy, którą kochał, i śród rodziny, otaczającej go niezwykłą miłością.

Lecz czasy zmieniają się. Oto potężny sąsiad wypowiedział wojnę i dla całego kraju rozpoczęły się chwile bardzo ciężkie. Odbiło się to, naturalnie i na powodzeniu obrazów malarza, który nic nie mógł sprzedać. Nie porzucił jednak........................Trzy mądre rady.

Pewien bogaty człowiek wyszedł raz do swojego ogrodu. Była właśnie wiosna i kwitły jabłonie. Właściciel ogrodu cieszył się tym widokiem, i był bardzo zadowolony z życia. Wtem – spostrzegł małego ptaszka który się zaplątał w zastawione sieci.

Gdy się zbliżył do niego, ze zdziwieniem usłyszał, że ptaszek mówi ludzkim głosem:

– Daruj mi wolność – prosił ptaszek. – Na cóż ja ci się mogę przydać? Widok mój nie może ci być przyjemnym, bo, jak widzisz, mam szare, zwyczajne piórka. Nie mogę cię bawić śpiewem, bo śpiewać nie umiem wcale. Do jedzenia............................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: