Spełnione marzenia. Ella i Micha - ebook
Spełnione marzenia. Ella i Micha - ebook
Jeśli kiedykolwiek chcą usłyszeć dzwon weselny, Ella i Micha muszą znaleźć równowagę między lękami, marzeniami i miłością
Dzień, na który czekała Ella jest tuż, tuż. Poślubi Michę, miłość jej życia i światło, które ją wyprowadziło z mroku. Lecz nagle pojawia się niespodziewana przesyłka, przypominając brutalnie o przeszłości Elli. Dziewczyna traci pewność, z którą spoglądała w przyszłość. Czy rzeczywiście „będą żyli długo i szczęśliwie”, skoro nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała?
Micha będzie stał u boku Elli bez względu na to, co dzieje się w jej głowie, choć przepełnia go strach, że narzeczona znów mu ucieknie. Gdy otrzymuje życiową szansę, by ruszyć w trzymiesięczną trasę koncertową ze swoimi ulubionymi zespołami, wie że nie może zostawić Elli samej. Ale czy będzie w stanie poprosić ją, by rzuciła całe swoje życie i dołączyła do niego…
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-595-2 |
Rozmiar pliku: | 691 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Micha
Próbuję nie myśleć o tym, co się pokręciło w głowie Elli, że mogłaby się nie pojawić na naszym ślubie, ale przychodzi mi to z trudem. Tyle razem przeszliśmy, a ona nawet nie zadzwoniła ani nie zostawiła liściku. Wracam myślami do dnia, gdy pocałowaliśmy się na moście, a potem powiedziała, że mnie kocha. Następnego ranka poszedłem do jej domu, gotowy do rozmowy o tym — o nas — w nadziei, że na trzeźwo nie zmieniła zdania.
Wspiąłem się po drzewie i wetknąłem głowę przez okno do jej pokoju, ale zastałem tylko puste łóżko. Odeszła i okazało się to jeszcze gorsze niż wtedy, gdy cierpiałem, widząc, jak zaprzecza, że cokolwiek do mnie czuje. Wiedziałem, że mnie kocha, nawet gdy nie chciała się do tego przyznać. Mogłem to znosić, dopóki wciąż była obecna w moim życiu. Ale gdy odeszła, zniknęła z mojego życia, a ja nie wiedziałem, gdzie jest, czułem, jakbym stracił rękę — albo serce. A teraz znów czuję się tak, jakbym stanął na skraju przepaści.
Kierowca taksówki wlecze się jak ślimak w drodze ku osiedlu na uboczu, gdzie mieszkamy z Ellą. Chyba zaraz oszaleję. Zresztą spojrzał na nas jak na wariatów, na Lilę, Ethana i na mnie, gdy wskoczyliśmy do kabiny, a ja kazałem mu jechać jak najszybciej i nie zwracać uwagi na ograniczenia prędkości.
— Nie może pan choć trochę przyspieszyć? — pytam, bębniąc palcami o uda. — Ledwo się posuwamy.
Kierowca rzuca mi wredne spojrzenie w tylnym lusterku.
— Jadę z maksymalną dozwoloną prędkością.
— Mówi pan tak, jakby nie miał sobie nic do zarzucenia. — Pochylam się ku plastikowej przegrodzie, oddzielającej przód kabiny od reszty samochodu.
— Micha, wyluzuj. — Lila dotyka mojego ramienia, próbując mnie uspokoić. Jej blond włosy i czerwona sukienka są mokre po tym, jak wraz z Ethanem skoczyli z klifu do oceanu. Bawili się, gdy ja czekałem, aż pojawi się Ella. Wszyscy powinniśmy się bawić. Ale ja zostałem wystawiony.
Wystawiony. Do diabła.
Walę dłonią w plastik, tracąc panowanie nad sobą. Rzadko mi się to zdarza, ale teraz myślę tylko o tym, że uciekła. Znowu.
— Przysięgam na Boga, jeśli pan nie doda gazu, to…
— Micha — syczy Lila, wbijając we mnie spojrzenie swych błękitnych oczu. Łapie mnie za ramię i szarpie w tył, odsuwając od plastikowej przegrody. Kierowca taksówki mruży oczy. — To nic nie da.
Przebiegam palcami przez włosy, a potem rozpinam guzik koszuli przy szyi, bo się duszę. Lila wciska ponowne wybieranie na swoim telefonie, próbując dodzwonić się po raz setny do Elli, ale od razu zostaje przekierowana na pocztę głosową. Ethan prawie się nie odzywa, jednak wiem, co myśli — że powinienem się tego spodziewać. Ale on nic nie rozumie. Tak, Ella często robi coś takiego, ale tylko dlatego, że się boi, czuje zagubienie albo nienawiść do siebie. Zachowuje się tak, odkąd byliśmy dziećmi. Wiem o tym. Tak samo jak jestem pewien, że bez względu na wszystko i tak będziemy razem.
W końcu taksówka zatrzymuje się przed małym piętrowym domkiem, w którym od jakiegoś czasu mieszkamy z Ellą. Nawet nie czekam, aż samochód się zatrzyma, tylko otwieram drzwi. Wrzucam kilka banknotów przez szczelinę w przegrodzie. Niemal przewracam się o własne buty, wyskakując na krawężnik. Ethan wrzeszczy, bym się, do cholery, uspokoił, ale zbywam go wzruszeniem ramion i biegnę przez trawnik, depcząc kwiaty rosnące wzdłuż ścieżki wiodącej do drzwi.
Pamiętam, jak pierwszy raz przyjechaliśmy obejrzeć ten dom. Mama znała pośrednika nieruchomości w San Diego i powiedziała, że może nas umówić na spotkanie w sprawie wynajmu ślicznego domku. Mieliśmy płacić psie pieniądze, ponieważ właścicielka, starsza pani, kupiła go jeszcze za czasów, gdy domy nie kosztowały fortuny. Razem z Ellą wędrowaliśmy niespiesznie, przyglądając się malutkim pokojom, wąskiej, ale przyzwoitej kuchni i szerokiemu podwórku na tyłach domu. Widziałem, że Ella udaje brak zainteresowania, ale po jej oczach można było poznać, jak bardzo jej się spodobał ten dom.
— Jak uważasz? — Trąciłem ją ramieniem, gdy wpatrywaliśmy się w żółte okiennice ozdabiające dom.
Wzruszyła nonszalancko ramionami, ale zagryzła wargę, co oznaczało, że próbuje powstrzymać entuzjazm.
— Wygląda jak każdy inny dom.
Stanąłem za jej plecami i otoczyłem ją rękoma w pasie, powstrzymując uśmiech. Zbliżyłem usta do jej ucha.
— Taki, w którym widzisz siebie?
Uchyliła się, a w jej głosie pojawiło się rozbawienie:
— Cóż, siebie tak. Co do ciebie, nie jestem taka pewna. Może będziemy ci musieli poszukać innego mieszkania. Albo jeszcze lepiej, zawsze możesz zająć garaż.
Uszczypnąłem ją w tyłek, aż pisnęła.
— Nie udawaj, że nie wyobrażasz sobie wszystkich tych miejsc, w których mógłbym cię zerżnąć — wyszeptałem gorąco w jej ucho.
Zadrżała, a ja już wtedy wiedziałem, że to nasz pierwszy dom. Wprowadziliśmy się tydzień później. Wszystko szło dobrze, aż coś się zmieniło przed sześcioma miesiącami. Pracowałem nad nagraniem albumu w małym studiu nieopodal. Dawałem koncerty z mnóstwem podobnych do mnie muzyków. Graliśmy wszędzie, gdzie się dało, byle mieć szansę zagrać, zaś Ella pracowała w galerii i chodziła na zajęcia do szkoły z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. Wydawała się szczęśliwa i nawet zadowolona, kiedy w końcu stwierdziliśmy, że chyba już czas na ślub. Przyznaję, że wolałbym wziąć ślub w domu, by mogła widzieć nas mama, ale wraz z Ellą postanowiliśmy, że pobierzemy się tutaj, tylko ona i ja, a wszystkim powiemy później, bo dzięki temu Ella mogła oswajać się z myślą o ślubie. Nie przejmowałem się tym, że podczas ceremonii nie będzie nikogo prócz Elli, mnie, Ethana, Lili i pastora. Nie rozmawiałem ze swoim ojcem, odkąd oddałem mu krew i szpik, więc zacznijmy od tego, że nawet bym go nie zaprosił. Ale wiem, że moja mama wpadnie w szał, kiedy się dowie, że pobraliśmy się bez niej… albo wpadłaby w szał. Teraz nawet nie jestem pewien, czy w ogóle ślub się odbędzie.
Otrząsam się z tych strasznych myśli i idę w stronę domu. Otwieram frontowe drzwi i wpadam do środka, przeczesując wzrokiem salon. Szukam oznak mogących świadczyć o tym, że Ella odeszła. Wszystko wygląda normalnie, ale trzeba pamiętać, że gdy uciekła po raz pierwszy, wzięła ze sobą tylko kilka rzeczy.
Podchodzę do tylnych drzwi i sprawdzam trawiaste podwórko i drewniany taras, ale nikogo tam nie ma. Nadzieja gaśnie, gdy mijam pustą łazienkę i wchodzę do naszej sypialni. Czuję rosnący ucisk w piersiach na samą myśl, że odeszła. Opuściła mnie. Lecz gdy otwieram na oścież drzwi sypialni, odskakuję w tył, zaskoczony jej widokiem. Siedzi na łóżku, przejmująco piękna w czarno-białej sukni ślubnej. Przyciągnęła kolana do piersi i oparła brodę na kolanach. Jej upięte wysoko kasztanowe włosy spływają w dół w splątanych lokach. Zadarty spód sukni ukazuje czarne glany. Większość dziewcząt założyłaby szpilki. Już mam się uśmiechnąć, bo nawet gdybym się starał, nie mógłbym wyobrazić sobie, by wyglądała jeszcze piękniej i była jeszcze bardziej podobna do siebie.
Ale kiedy podnosi na mnie wzrok, a jej wielkie zielone oczy przepełnia ogromny smutek, uśmiech natychmiast znika z mojej twarzy. Nie mówię nic, tylko podchodzę do niezasłanego łóżka, omijając porozrzucane ubrania, szkice i swoją gitarę. Siadam obok niej. Wyciągam rękę i odgarniam kosmyki kasztanowych włosów znad jej oczu, zakładam je za ucho, a potem kreślę palcem linię na jej policzku. Czekam, aż odezwie się pierwsza, bo nie mam pojęcia, co się dzieje w jej głowie, i nie wiem, co powinienem powiedzieć.
Siedzimy tak chyba całą wieczność, wpatrując się w siebie nawzajem. Im dłużej to trwa, tym bardziej się denerwuję, co mi powie. Słyszę, jak Ethan i Lila podchodzą do drzwi, rozmawiając półgłosem, ale ich głosy szybko cichną, bo zaraz się oddalają, jakby wyczuwali, że musimy zostać sami.
— Tak mi przykro — przerywa w końcu ciszę Ella. Wzdycha głęboko, zerkając na mnie spod rzęs, i zagryza dolną wargę.
Zwalczam pragnienie, by zamknąć oczy. Czuję ukłucie w sercu.
— Co się stało? Sądziłem… — Przykładam dłoń do jej policzka i nakazuję mojemu drżącemu głosowi się uspokoić. — Sądziłem, że obydwoje tego chcemy.
Uwalnia dolną wargę spomiędzy zębów. Unosi brodę znad kolan i siada prosto.
— Chcieliśmy… Chcę… Tylko… — Oddycha z frustracją i pada na materac.
Ucisk w piersiach znika, lecz czuję się zdezorientowany.
— Nie rozumiem… Nie pojawiłaś się i nie odbierałaś telefonu… Sądziłem, że… — Muszę walczyć ze sobą, by się nie rozsypać. To jeden z moich największych lęków: ucieknie i zostawi mnie. Pewnie to żałosne, ale nic nie mogę na to poradzić. Nie chcę już, by kiedykolwiek ktoś mnie porzucał. Zwłaszcza Ella.
— Tak cię przepraszam, Micha — mówi, otwierając szeroko oczy — ale nie mogłam z tobą porozmawiać, dopóki nie wymyśliłam odpowiednich słów.
— O czym chciałaś porozmawiać? — głos załamuje mi się ze strachu. Odchrząkuję.
— O ślubie. — Rozgląda się wokół, jakby szukała drogi ucieczki, ale w końcu znów kieruje wzrok na mnie. — Któregoś dnia rozmawiałam z twoją mamą. Zadzwoniła do mnie, żeby spytać, czy wiem, co chcesz na urodziny. Chciała się też dowiedzieć, czy przyjedziemy do domu na święta Bożego Narodzenia.
Unoszę brwi ze zdziwieniem.
— To chyba miłe… ale co to ma wspólnego z tym, że nie pojawiłaś się na ślubie?
Wzdycha markotnie.
— Zapytała, czy już ustaliliśmy datę ślubu. Nie wiedziała o naszych planach pobrania się tutaj, bez nikogo.
Moje palce zamierają na jej policzku.
— Powiedziałaś jej o tym?
— Wiesz, że kłamię jak zawodowiec.
Parskam śmiechem.
— Nie do końca, ale możemy na razie udawać, że tak jest.
Potrząsa głową, a jej usta wyginają się w uśmiechu.
— Przestań żartować. Próbuję być teraz szczera i poważna.
— Ty… szczera i poważna? — powątpiewam, uśmiechając się do niej z rozbawieniem. — Naprawdę?
— Wiem, że to dziwne. — Milknie, a jej piersi z każdym nierównym oddechem prawie wypadają z dekoltu. — Myślę… — Zmienia pozycję, chowając nogi pod siebie, gdy klęka. — Tylko że… — Jej rzęsy drżą, gdy wpatruje się w słońce za oknem. — Nawet nie wiem, jak to powiedzieć.
Przysuwam się do niej blisko na łóżku, odgarniając fałdy jej sukni.
— Ślicznotko, cokolwiek by to nie było, powiedz. Możesz mi wszystko powiedzieć. Wiesz o tym. — Mam tylko nadzieję, że, na Boga, nie powie mi tego, o czym myślę. Że zmieniła zdanie. Nie chce brać ślubu.
Odchyla głowę i nasze spojrzenia się łączą.
— Wiem, ale wcale nie jest mi przez to łatwiej mówić. Wiesz, ile trudu mnie kosztuje wypowiedzenie tego, co czuję.
Gładzę kciukiem wnętrze jej nadgarstka.
— Wiem, ale zawsze jestem przy tobie. — Próbuję zachować spokój, choć przychodzi mi to z trudem. Przeraża mnie strasznie, zwłaszcza że nie mam pojęcia, co próbuje mi powiedzieć. Sądziłem, że mamy już wszystko za sobą. Ten dzień, gdy przełożyła pierścionek na drugi palec serdeczny, był najszczęśliwszym dniem w moim życiu. Pomyślałem, że czeka mnie z nią jeszcze wiele szczęśliwych chwil, ale teraz się martwię, że zbyt szybko wyciągnąłem wnioski.
— I z trudem czasem przychodzi mi wyznanie, czego chcę — ciągnie, zaciskając powieki.
— Wiem. Ale jak już powiedziałem, możesz mi mówić o wszystkim, nawet o złych rzeczach.
Rozchyla powieki, a jej źrenice kurczą się pod wpływem światła.
— Wiem i sądzę… sądzę, że powinniśmy… — Jej ręka drży w mojej dłoni, gdy wypowiada pospiesznie: — Myślę, że powinniśmy wrócić do domu i zorganizować normalny ślub z naszymi rodzinami. — Zaciska wargi i wstrzymuje oddech.
Siedzę w bezruchu, walcząc ze sobą, by nie wybuchnąć śmiechem, bo wiem, że się wkurzy, ale w końcu przegrywam. Z moich ust wyrywa się:
— O mój Boże. — Prawie się dławię, obejmując rękami brzuch. — Nie wierzę, że o to w tym wszystkim chodziło.
— Micha. — Szczypie mnie w pierś przez koszulę. — Przestań się śmiać. Mówię poważnie.
— Och, wiem, że tak jest. — Nadal się śmieję. Im dłużej to trwa, tym bardziej ona się denerwuje, aż w końcu zgarnia suknię i przesuwa się po łóżku, by sobie pójść. Szybko otaczam ją ramionami w pasie i przyciągam z powrotem. Pada na materac, a ja przykrywam ją ciałem, walcząc z fałdami materiału, by być bliżej niej. Przyciskam ją swoim ciężarem, a ona wije się, by się spode mnie wydostać, odpychając moją pierś rękami, ale ja przytrzymuję jej ręce po obu stronach głowy.
— Micha, to wcale nie jest śmieszne — mówi kategorycznie, ale widzę, że z trudem udaje jej się na mnie gniewać. — Próbowałam ci powiedzieć, co czuję, a ty mnie wyśmiałeś.
— Wiem, że tak zrobiłem. Przepraszam. — Tłumię śmiech z całych sił. — Ale jesteś zbyt śliczna, by ci to wyszło na dobre.
Krzywi się.
— Nie jestem śliczna, wiesz o tym dobrze.
— Kiedy mówisz mi takie rzeczy jak ta, że chcesz wziąć ślub w obecności naszych rodzin, i się tym denerwujesz, jesteś cholernie śliczna. — Opuszczam głowę i całuję ją delikatnie w policzek. — Kocham cię i możemy wziąć ślub gdziekolwiek, jakkolwiek i kiedykolwiek zechcesz, jeśli tylko pobierzemy się, a ty już nigdy, przenigdy mnie nie wystawisz.
Wydyma błyszczącą dolną wargę.
— Przepraszam za to. Ja tylko spanikowałam.
Skubię zębami jej dolną wargę, bo jest zbyt pyszna, by się jej oprzeć.
— Następnym razem powiedz mi to, proszę. Albo przynajmniej wyślij wiadomość. — Całuję ją ponownie, a potem unoszę się nieco, by móc spojrzeć jej w oczy. — Proste S.O.S, czy coś w tym rodzaju.
— Zgoda — odpowiada, ale wciąż wygląda na zaniepokojoną.
Waham się.
— Na pewno tylko o to chodziło?
Kiwa pospiesznie głową.
— Oczywiście.
Coś mi się nie podoba w jej zielonych oczach. Już kiedyś widziałem to spojrzenie, gdy razem dorastaliśmy. Smutek połączony ze strachem i zmartwieniem. Otwieram usta, by zmusić ją do opowiedzenia o tym, ale ona wygina plecy w łuk i przyciska usta do moich warg. Oddaję pocałunek z roztargnieniem, wsuwając język głęboko w jej usta, a wszelkie myśli o porzuceniu i lęk od razu znikają.
Z pewnością to najlepsze zakończenie dnia, w którym miał się odbyć ślub. Gdybym tylko mógł sam siebie przekonać, że już nie trafimy na naszej drodze na wyboje. Ale martwi mnie to spojrzenie w jej oczach, tak jak powrót do domu, by tam wziąć ślub. Martwię się o Ellę. Nawet mimo tego, że sprawy między nią a ojcem i bratem w końcu się ułożyły, i że czasem podczas rozmów telefonicznych któryś z nich wspomina przeszłość. Wiem, że to ją zasmuca. Nie próbują jej zranić. Tak naprawdę to muszę pochwalić jej ojca za to, jak się zmienił, choć wciąż się wkurzam, że nie zrobił nic, by wszystko nie stało się takie złe. Za to, że pozwolił, by jego córka czuła się winna śmierci matki do tego stopnia, że sama zaczęła myśleć o odebraniu sobie życia.
Ale ostatnio nieźle sobie radzi, a ja napominam siebie, że jeśli Ella może teraz się cieszyć milszą wersją swojego taty, to niech ją ma. Z nią też jest dobrze, tylko że czasami wciąż walczy z depresją i lękiem przed zaangażowaniem. A ja się martwię, że za tym, co się wydarzyło, kryła się obawa przed oddaniem. Że zwleka, bo nie jest gotowa, by wyjść za mnie. I może tak naprawdę nie chce mnie poślubić.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki