- W empik go
Śpiewanki Joanki i kolorowanki - ebook
Śpiewanki Joanki i kolorowanki - ebook
Świat dziecka staje się tak wielobarwny, ile kolorów potrafi dostrzec lub my dorośli opiekunowie jesteśmy w stanie mu dostarczyć. „Śpiewanki Joanki i Kolorowanki” to książeczka, która ofiarowuje bardzo młodemu człowiekowi, dziecku, możliwość pobudzenia jego nieograniczonej wyobraźni i kreatywności na wielu płaszczyznach. Muzyka, śpiewanie, tańczenie w jej rytmie, malowanie przy jej dźwiękach czy nawet próby własnego komponowania to zabawowe, jedne z najbardziej radosnych form uczenia się, rozwijania twórczych postaw czy pełnego inwencji myślenia.
Wszystkie treści zawarte w książeczce powstawały pod wpływem naturalnych potrzeb moich własnych dzieci. Tematy, które w jakiś sposób były trudne dla rozumienia przez kilkulatka rozwiązywaliśmy w piosenkach. Dzieci w ten sposób oswajały się ze strachem przed Babą Jagą, uczyły się liczyć w różnych językach, wyrażały swoje uczucia wobec zwierząt czy przyswajały wiedzę np. o podróżach wielkimi samolotami.
Książeczka jest nie tylko zbiorem piosenek z nutkami, ale także kolorowanką, dzięki czemu dziecko może ją współtworzyć, może nadać jej swój osobisty, oryginalny charakter.
Publikacja wzbogacona jest o trzy opowiadania o przygodach Tymonka i Nel. Tymonek, niejadek dowiaduje się od magicznej Nel jak ważne jest jedzenie w życiu człowieka, jak również to, co zjadamy. Mali bohaterowie mają przy tym dużo zabawnych i zaskakujących przygód.
Mama bliźniaków, Tymonka i Nel
Joanna Morea
Joanna Morea
muzyk, wokalistka, flecistka, saksofonistka, autorka tekstów, kompozytorka, aranżerka, absolwentka Królewskiego Konserwatorium w Brukseli na wydziale jazzu i muzyki rozrywkowej.
Podróżniczka. Zwiedziła ponad sześćdziesiąt krajów na niemal wszystkich kontynentach, jak również odbyła dwuletnią podróż dookoła świata czego efektem jest pierwsza książka autorki „Bezdroża, lodowce i rum” (2011)
Zarówno muzyka jak i zwiedzanie świata są jej wielką fascynacją. Muzyką dzieli się ze sceny zaś podglądaniem świata i ludzie w opowieściach i książkach.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-342-3 |
Rozmiar pliku: | 5,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszystkie treści zawarte w książeczce, jak i na płycie, powstawały pod wpływem naturalnych potrzeb moich własnych dzieci. Tematy, które w jakiś sposób były trudne dla rozumienia przez kilkulatka rozwiązywaliśmy w piosenkach. Dzieci w ten sposób oswajały się ze strachem przed Babą Jagą, uczyły się liczyć w różnych językach, wyrażały swoje uczucia wobec zwierząt czy przyswajały wiedzę np. o podróżach wielkimi samolotami.
Książeczka jest nie tylko zbiorem piosenek z nutkami, które w wersji audio znajdują się na płycie, ale także kolorowanką, dzięki czemu dziecko może ją współtworzyć, może nadać jej swój osobisty, oryginalny charakter.
Publikacja wzbogacona jest o trzy opowiadania o przygodach Tymonka i Nel. Tymonek, niejadek dowiaduje się od magicznej Nel jak ważne jest jedzenie w życiu człowieka, jak również to, co zjadamy. Mali bohaterowie mają przy tym dużo zabawnych i zaskakujących przygód.
Opowiadania zostały tak napisane, żeby można było je czytać dziecku podczas granych instrumentalnie kołysanek, znajdujących się na płycie jako ostanie.
Mama bliźniaków, Tymonka i Nel
Joanna MoreaBABA JAGA
Joanna Morea Bargiełowska
Gdzie jest baba Jaga, czy ktoś ją zna?
A może ktoś ją widział bo na pewno nie ja.
Może skryła się w kącie lub wyskoczy zza drzewa
Nie ona jest w bajkach, o których ja śpiewam.
A może jednak usiadła w domu na kanapie
I czeka aż nabroję i za ucho mnie złapie.
Zabierze mi śniadanie i sama je zje,
a potem na swej miotle odleci byle gdzie.
Bo baba Jaga wcale nie jest taka zła
i tylko w bajkach swój straszny domek ma,
w książkach się ukrywa pomiędzy stronami
lub z telewizora postraszy nas czarami
bo baba Jaga wcale nie jest taka zła
i każdy przecież ją bardzo dobrze zna,
nie ma jej w domu, nie ma jej w lesie
choć lepiej być grzecznym bo rózgę przyniesie.
Złapała raz Małgosię, złapała też Jasia, uhu ha...
A może jakąś Kasię albo jeszcze Stasia.
Wszyscy się jej boją bo jest bardzo zła
Ma wielki apetyt, a tylko zęby ma dwa.
Nie chce pracować dlatego łapie dzieci,
żeby u niej w domu sprzątały wszystkie śmieci.
Myślicie, że was złapie ależ nie, ależ nie
bo baby Jagi nie ma i każdy o tym wie.
Bo baba Jaga wcale nie jest taka zła...
Tymonkowe bajki Joanki
Tymonek w krainie gwiazdeczek
Mały Tymuś obudził się nagle w środku nocy. Chciał zapłakać, żeby przywołać śpiącą obok w pokoju mamę, ale coś bardzo dziwnego przykuło jego uwagę. Cały pokój zalewały ciemności, których Tymuś bał się, sam nie wiedząc dlaczego. Jednak tym razem nad jego łóżeczkiem wirowały kolorowe kółeczka. Nie, to nie kółeczka, to maleńkie gwiazdeczki otoczone światełkiem. Prześliczne, nieduże, wielobarwne, mieniące się w bladym świetle cieniutkiego księżyca gwiazdeczki wyglądały jakby uśmiechały się do Tymusia. „Co to jest?” – pomyślał. W tym momencie jedna zamigotała i raptownie podleciała przed jego twarzyczkę. Nagle w uszach Tymonka zabrzmiały słowa.
– Chcesz się z nami pobawić?
– Z wami pobawić? – odpowiedział w myślach.
Gwiazdka mrugnęła okiem, które nagle odkrył Tymuś, a którego wcześniej nie widział.
– Tak, pobawić się z nami, w naszym świecie! – raz jeszcze powiedziała gwiazdeczka i dotknęła czoła Tymonka.
Nagle wszystko zawirowało dookoła. Cały pokój wypełnił się tęczą barw. Coraz szybciej wirujące kolory stworzyły tunel, który wciągnął Tymonka. W tym momencie w uszach małego rozwibrowała się piękna i radosna muzyka. Wszystko to trwało dosłownie sekundy. I tak jak szybko się zaczęło, tak szybko skończyło i zniknęło. Chłopiec nie był już w swoim pokoju. Przed jego oczami rozpościerała się właśnie szeroka dolina pokryta lśniącym w słońcu śniegiem. Właśnie odkrył, że stoi na powierzchni stromego, ośnieżonego zbocza. Nóżki mu zadrżały ze strachu. Bał się ruszyć, żeby się nie ześlizgnąć. Na końcu zbocza dostrzegł brązowe, nie pokryte śniegiem skały. Teraz strach jego stał się wielki jak największy olbrzym, jak nadmuchana ciężarówka.
– Ja nie chcę wpaść na te skały! – zaczął krzyczeć najgłośniej jak potrafił. – Ja się boję! – Tupnął nóżką.
W tym momencie jego ciałko się zachwiało i zaczął się zsuwać. Szybko, coraz szybciej. Nie było już czasu na żadną pomoc. Zresztą nikogo nie było dookoła. Rozłożył szeroko ramionka i krzycząc zjeżdżał w dół z prędkością rozpędzonej lodowej kuli. Brązowe skały zbliżały się z każdą sekundą. Nie mógł jednak nic zrobić. Powierzchnia zbocza była całkowicie oblodzona i tak stroma, że prawie pionowa. W końcu stracił równowagę i z całym impetem wpadł na skały krzycząc wniebogłosy. Nic go nie zabolało, więc ze zdziwienia natychmiast ucichł. „Co to jest?” – pomyślał. Skały, które z góry wyglądały na niezwykle groźne okazały się miękkie i przyjemne jak pierzynka. Tymonek nie dość, że się nie uderzył, to nawet pomyślał, że to lądowanie było bardzo przyjemne. Usiadł i przetarł dłonią buzię. Okruszek z brązowej skały, miękkiej jak pierzynka zatrzymał się na jego ustach. Tymuś zbadał go językiem.
– Słodka skała – powiedział zdziwiony do siebie. – Ojej, muszę zacząć jeść skały, są lepsze niż obiadki w domu.
– Bo to nie są zwykłe głazy, to są rodzynkowe skałki – odpowiedziała jedna z gwiazdeczek, która nagle pojawiła się nad Tymusiem.
– Rodzynkowe! Przecież ja nie lubię rodzynek! – wrzasnął chłopczyk.
– Na pewno? – zaśmiała się gwiazdeczka. – A przecież właśnie przed chwilą rodzynkowe skały bardzo ci smakowały, a próbowałeś już lody z waniliowego zbocza?
– To jest lodowe, to znaczy waniliowe, zbocze?! – ponownie krzykną ciągle niezadowolony.
– To jest waniliowa góra, czyli najlepsze waniliowe lody w okolicy otoczone rodzynkami wprost ze słonecznej doliny – wyjaśniła gwiazdka.
– Ja nie lubię ani tych rodzynek, ani tej góry.
– Szkoda, bo lody schładzają twoje ciało, kiedy jest zbyt gorący dzień, a rodzynki mają w sobie bardzo dużo słonecznej energii, która daje ci dużo siły i możesz wtedy bawić się i skakać, zjeżdżać i biegać i...
– I mogę być silniejszy niż inni chłopcy?
– No, żeby być silnym to musiałbyś spróbować czegoś innego, same rodzynki nie wystarczą.
– A czego?
– No, nie wiem czy ci powiedzieć, bo ty tego nie lubisz i kiedy twoja mama wkłada ci to na talerz to tego nie dotykasz, a kiedy próbuje włożyć ci do buzi, wtedy to wypluwasz.
– Wypluwam? Naprawdę? A co to jest?
– Chodź ze mną, to ci pokażę.
Gwiazdeczka zbliżyła się do czoła Tymonka i lekko dotykając przeniosła do wielkiego zielonego ogrodu. Ile tu było bawiących się istot. Wszyscy rozbawieni, roześmiani i zadowoleni. Gwiazdeczka zamigotała do Tymonka i skierowała się w stronę niezwykle wysokich drzew. Tymonek ruszył za nią. W miarę zbliżania się do nich, chłopiec odkrywał podobnych sobie małych chłopców, którzy z łatwością wspinali się na potężne drzewa. Jeden podbiegł do Tymonka i chwycił go za rękę.
– Jesteś nowy, prawda? A umiesz wspinać się szybko na drzewa?
– Nie.
– Ale potrafisz wejść tam, do pierwszych gałęzi – mówiąc to, wskazał ogromne drzewo, którego pierwsze gałęzie zaczynały się bardzo, bardzo wysoko.
– Nie – odpowiedział Tymonek, patrząc błagalnie na gwiazdeczkę – bo ja jeszcze nie wiem...
– Nie wiesz, co robić, żeby być silniejszym?
– Właśnie – odparł cichutko Tymuś.
– Stary, nic prostszego, spójrz tam. – Chłopiec wskazał ręką miejsce, gdzie stały rzędy czerwonych, błyszczących w słońcu buraków. – Trzeba je jeść.
– Buraki? – aż krzyknął z przerażenia. – Przecież ja nie lubię buraków, nie lubię!
– Dobrze, już dobrze – skwitował chłopiec – trudno, to nie będziesz umiał wspinać się po tych magicznych drzewach i…
– I co?
– I nie staniesz się szybko silnym chłopcem. Z burakami jest najłatwiej – mówiąc to, odwrócił się i pobiegł przed siebie, po chwili zatrzymał się i, odwracając się do Tymonka, dodał: – Buraki dają bardzo dużo energii, ale jak nie lubisz, to twoja strata, żegnaj! Idę się bawić. A, jeszcze coś, spróbuj z innymi warzywami, też są super i tak samo mogą sprawić, że będziesz silny i zdrowy!
Chłopiec zniknął w gąszczu drzew, a smutny Tymonek został sam. W pobliżu nie było także gwiazdki. Otaczały go kolorowe kwiaty, wysokie drzewa i mnóstwo warzywniaków. Z daleka dostrzegł nadjeżdżający rower. „Jak ja lubię jeździć na rowerze, tylko nie wszystko jeszcze potrafię” – pomyślał.
– A czego nie potrafisz? – natychmiast odpowiedział głos, który usłyszał myśli Tymonka. Głos dochodził zza jego pleców. Chłopczyk odwrócił się gwałtownie. Za nim stała pietruszka. Chuda, biała, może trochę zbyt duża pietruszka. Do tego szczerzyła zęby uśmiechając się do Tymonka. Jej zielona część, czyli natka, trzymała nieduży rowerek.
– Pietruszka? Żywa? Mówiąca? – Tymonek aż usiadł z wrażenia. – To niemożliwe. Ja chyba śnię.
– Zaraz śnię! – obruszyła się pietruszka. – Nawet jeżdżąca na rowerze – dodała, chichocząc przyjaźnie. – Zobacz! – Pietruszka wskoczyła na rower i zaczęła jeździć dookoła Tymonka, wskakując i zeskakując, podskakując pomiędzy siodełkiem i kierownicą.
– Ty naprawdę to robisz?
– Nie! Udaję przed tobą, sterczę na siodełku jak bezmyślna pietruszka i tylko układam fryzury z zielonej natki na głowie przy okazji pedałując na rowerku.
– Ok, ok. A jak ty to robisz?
– To dzięki moim zielonym gałązkom jestem taka giętka, elastyczna i zwinna. Ty też możesz taki być. Wystarczy nie wyrzucać mnie z zupy i ziemniaków.
– Dlaczego wszyscy każą mi jeść to, czego nie lubię?
– Bo pewnie brakuje ci mocy z warzyw, owoców czy innych zdrowych artykułów, których nie jesz.
– A dlaczego trzeba jeść to, czego się nie lubi?
– A próbowałeś nas?
– Chyba tak.
– No widzisz, nawet nie pamiętasz. Zapamiętaj, jesteś taki, jak to, co jesz!
Pietruszka wskoczyła na rower i odjechała. Tymonek nawet nie zdążył się z nią pożegnać. Chciał jeszcze o coś zapytać, ale ona zniknęła tak szybko jak się pojawiła. W tej samej chwili przed noskiem Tymonka zamigotała gwiazdka.
– Jak dobrze, że jesteś! – krzyknął Tymuś uradowany. – Możesz mi wyjaśnić, co to znaczy: „Jesteś taki jak to, co jesz”?
– Niestety, nie możesz dłużej tu zostać. Musimy wracać do twojego domu.
– Ale ja chcę być silniejszy!
– Już wiesz, co masz robić, a więcej wyjaśnię ci następnym razem.
Tymuś chciał jeszcze coś powiedzieć, ale gwiazdeczka zbliżyła się do jego czółka i pociągnęła za sobą w wielokolorowy tunel. Zaraz też Tymuś usłyszał znajomą, piękną i radosną muzykę. Wszystko trwało jedną chwilę i chłopiec znalazł się na powrót w swoim łóżeczku. Ciemny pokój wydał się tak znajomym i bezpiecznym miejscem dla Tymonka, że nawet, kiedy zniknęła ostatnia migająca gwiazdeczka, malec zupełnie zapomniał o płaczu. Przytulił się do swojej miękkiej poduszeczki i przypomniał sobie zdanie wypowiedziane przez pietruszkę „Jesteś taki, jak to, co jesz”, a potem spokojnie odpłynął w krainę bardzo głębokiego snu.
Tymonek spotyka Nel
Tymuś usłyszał znajome trzaśnięcie drzwiami. To tata powrócił z pracy. Tata chłopca pracuje całe dnie i zwykle wraca do domu na wspólną kolację, po której jest czas na oglądanie bajek, a potem już tylko mycie i marsz do spania. Tym razem chłopiec nie pobiegł przywitać taty, tylko szybko przebrał się w piżamkę i jeszcze szybciej wskoczył do łóżeczka. Mama chłopca przechodziła właśnie obok jego pokoju i aż zatrzymała się, nie wierząc własnym oczom.
– Synku, a co tobie się stało? – zapytała zmartwiona.
– Nic, a co miało się stać?
– No jak to co? Już leżysz grzecznie w łóżeczku? To do ciebie niepodobne!
– Mamusiu, bo ja chcę się dowiedzieć od pietruszki na rowerze czy…
– Synku! – mama otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. – Jakiej pietruszki, na jakim rowerze?
– A nic, tak tylko...
– Dziecko, czy ty masz gorączkę? Majaczysz może? – Mama dotknęła głowę chłopca, żeby sprawdzić czy ma temperaturę.
– Mamusiu, ja chcę tylko spać – powiedział uśmiechając się niewinnie.
– Ale tak wcześnie?
– Tak. Zmęczony jestem.
Mama spojrzała uważniej na swojego małego synka. Nic już więcej nie mówiąc lekko zaniepokojona odeszła. Odwróciła się jednak w połowie drogi.
– A nie przeczytać ci bajki na dobranoc? Tej o spotkaniu ze zwierzątkami? – zapytała jeszcze.
– Nie, nie. Ja mam inne spotkanie z warzywkami.
– Co masz? – zdziwiła się nie na żarty.
– Nic, nic. Dobranoc, mamusiu.
– Tymuś, czy wszystko z tobą w porządku?
– Tak. Dobranoc.
Ucałowała małego. Po czym zgasiła światło i przymknęła drzwi od pokoju chłopca. Tymonek chciał jak najszybciej znowu zobaczyć kolorowe gwiazdeczki, które poznał poprzedniej nocy. Już nie mógł się doczekać, kiedy w pokoju zalegnie całkowita ciemność. Podkradł się więc do drzwi i zamknął je całkowicie. Nie bał się ciemności. Stała się ona bardziej przyjazna niż kiedykolwiek. W ciemności czekał na swoje nowe przyjaciółki gwiazdki. Czekanie przeciągało się i przeciągało. Czas płynął i płynął. Dom ucichł, a Tymuś wciąż nie mógł zasnąć, czekając na gwiazdeczki. W końcu, ziewając co kilka chwil, zasnął.
– Hej, hej! Nie ma spania! – zamigotała jedna gwiazdka. Za nią pojawiły się kolejne.
– No wreszcie jesteście! – ucieszył się Tymonek.
– A ty wreszcie zasnąłeś! – zamigotały wesoło.
Gwiazdeczki podleciały nad poduszeczkę chłopca. Jedna dotknęła jego czoła i zaraz rozległa się znajoma, piękna i radosna muzyka. Tymuś wpłynął w wirujący kolorami tunel. Już wyobrażał sobie, że znajdzie się na lodowym, waniliowym zboczu i że zjedzie szybko w dół, spadając na przepyszne rodzynki ze słonecznej doliny, których smak czuł już w ustach. W ciągu jednej chwili znalazł się, ale nie na lodowym zboczu tylko coś dosłownie kopnęło go w pupę i wyrzuciło wysoko do góry. Zanim się spostrzegł, poszybował w górę, jakby został wystrzelony z wiatrówki. A potem tylko spadał i spadał, żeby po chwili ponownie być wyrzucony w przestrzeń. Wyglądał jak przerażona, wierzgająca nogami księżniczka na trampolinie, krzyczał przy tym tak głośno, że słyszała go cała dolina.
– Porwali mnie, porwali! – wrzeszczał z całych sił.
– Nie porwali, tylko wystrzelili! – dobiegło do jego uszu, kiedy opadał po raz kolejny.
– No to wystrzelili, wystrzelili! – krzyczał dalej.
– Krzykuś, krzykuś! – zawtórował głos.
– Nie Krzykuś, tylko Tymuś – odburknął. – A kto do mnie mówi? – zdziwił się i nagle przestał krzyczeć, mimo że ponownie opadał na pupę.
– Uważaj, nie wchodź na magiczny szpinak – stanowczo poradził dziewczęcy głos. Ale Tymuś nie wiedział, co zrobić i kolejny wyrastający w tempie pociągu ekspresowego szpinak wyrzucił go wysoko w górę.
Chłopiec znalazł się na ogromnym, zielonym polu. Rosły na nim potężne liście i dosłownie co chwila wyskakiwały z ziemi wysoko, wysoko do góry, bo tak szybko rosły. To było pole magicznego szpinaku.
– Na co nie wchodzić, na szpinak? Brrrr, ja nienawidzę szpinaku! – krzyczał, ponownie fikając w górze koziołki.
– Wiem. Nie lubisz buraków, rodzynek i lodów waniliowych. A co ty w ogóle lubisz? – pytał głos.
– Ja nie chcę, już nie chcę tak fruwać, ani podskakiwać. Nie lubię tego skaczącego szpinaku!
Nagle spomiędzy liści wyłoniła się prześliczna, jasnowłosa dziewczynka. Chwyciła Tymonka za ramię i pomogła zsunąć się z liści na ziemię.
– Mam na imię Nel – powiedziała podając mu rękę, którą Tymuś chwycił najmocniej jak mógł, patrząc jednocześnie pod nogi czy przypadkiem znowu jakiś liść nie wyrzuci go w powietrze.
– Puść moją rękę, już jesteś bezpieczny. Chodź, pokażę ci coś.
Tymuś przestał narzekać i bez słowa ruszył za dziewczynką. Weszli do ogrodu pełnego prześlicznych, kolorowych kwiatów. Ze środka wypływało niewielkie źródełko. Woda była tam tak błękitna, jak błękitne jest niebo w słoneczny dzień. Dziewczynka trzymała w ręku liść magicznego szpinaku, który, o dziwo, tym razem nie skakał. Włożyła go do źródełka. Umyła. Potrzymała chwilę na słońcu i podała Tymonkowi.
– A co ja ma z tym niby zrobić? Znowu fruwać do góry jak balon na trampolinie?
– Masz to zjeść! – stanowczo odrzekła Nel.
– Znowu jeść? Tu wszyscy tylko jedzą i jedzą!
– Przecież chciałeś być najsilniejszym chłopcem w grupie.
– No tak, ale jak taki szpinak-skoczek ma mi pomóc? – spytał zdziwiony.
– Oj, Tymusiu! Jak ty jeszcze mało wiesz.
– Ja wiem już wszystko! – obruszył się.
– Pewnie, a najlepiej wiesz, jak mówić słowa: „nie” i „nie chcę”.
Dziewczynka usiadła w cieniu drzewa, przywołała do siebie chłopca i zaczęła wyjaśniać.
– Bawisz się samochodami, prawda?
– Jasne, i to jakimi!
– A wiesz o tym, że prawdziwe samochody potrzebują paliwa, żeby jeździć, bo jak go nie mają, to nie ruszą z miejsca.
– Pewnie, że wiem – odparł dumnie Tymonek.
– Jak ty nie będziesz miał paliwa, a najlepiej najlepszego, najsilniejszego, też nie będziesz miał wystarczająco siły.
– Żeby jeździć?
– Nie jeździć, bo ty nie jesteś autem. Nie będziesz miał wystarczająco energii, żeby rosnąć i stawać się silnym!
– To chcesz powiedzieć, że mam jeść benzynę? – chłopiec wytrzeszczył oczy ze zdumienia. – Wczoraj jeździłem po waniliowych lodach, spadałem na rodzynkowe głazy, gadałem z pietruszką jeżdżącą na rowerze, a nie sterczącą jak pietruszka, a dziś mam pić benzynę!
– Nie pić benzynę, tylko jeść zdrowe jedzenie, czyli paliwo dla ludzi. A tym paliwem jest na przykład magiczny szpinak albo radosna marchewka, albo papryka czy ogórki...
– Dobrze, dobrze i co jeszcze?
– No ja dopiero zaczęłam od warzyw, a przed nami jeszcze pełno owoców, ziół, zbóż, nabiału, ryb..
– Przynudzasz jak moja mama – przerwał chłopiec.
– Przynudzam? – zapytała obruszona. – No to zobacz.
Nel wzięła do buzi kawałek wcześniej umytego szpinaku i zjadła. Po niedługiej chwili jej mięśnie ramion zaczęły powiększać się jak u siłacza, zaczęła rosnąć jak pompowany balon, nogi wydłużyły się tak, że pewnie nie potrzebowałaby butów siedmiomilowych, bo i tak by wszystkich przegoniła. Stała się tak duża i tak groźnie wyglądała, że w końcu Tymuś się jej wystraszył.
– Jesteś olbrzymką? – krzyknął przerażony, bo był teraz przy niej bardzo malutki, tak że ledwie go widziała, kręcącego się pomiędzy pod jej stopami.
– Nie. Ja kumuluję moc w komórkach mojego ciała – odpowiedziała dumna.
– Co robisz?
Dziewczynka uśmiechnęła się do trzęsącego się ze strachu Tymonka i błyskawicznie powróciła do normalnych rozmiarów. Tymonek otworzył buzię i przez chwilę nie mógł jej zamknąć z wrażenia.
– Ale byłaś!
– Jaka?
– Wielka byłaś i silna też.
– No właśnie, dlatego trzeba jeść szpinak i wszystkie zielone warzywa. Nawet nie wiesz, ile one dają siły, jak wzmacniają nasz organizm, oczyszczają krew!
– Daj mi proszę, ja też chcę spróbować! – Tymuś skoczył do dziewczynki.
– Przecież nie lubisz szpinaku.
– Nie lubię, ale też chcę być taki wielki i silny jak ty.
– Ale przecież ja przynudzam jak twoja mam, tak?
– Nie, nie przynudzasz, jesteś najbardziej super kumpelką, świetną, najlepszą, szpinakową koleżanką.
Nel podała Tymonkowi umyty liść szpinaku. Chłopiec chwycił i łapczywie zaczął przełykać. Robił to tak szybko, że prawie zabrakło mu tchu.
– Poczekaj, bo się zakrztusisz! – spowolniała go Nel.
– Ja bardzo, ale to bardzo lubię ten szpinak – mówiąc to krzywił się, ale wpychał w siebie tyle liści ile się dało. Przełknął ostatni kąsek i wpatrywał się w swoje mięśnie. Nic jednak niezwykłego nie zaczęło się z nimi dziać. Nie stawał się umięśnionym olbrzymem tak, jak przed chwilą Nel.
– Dlaczego ja nie rosnę?
– Hmm… myślę, że jesteś trochę za słaby i jak zaczęłyby ci rosnąć mięśnie to pusty w środku uniósłbyś się do góry.
– Jak balonik?
– Gorzej. Jak wielki, nadmuchany helem balon – wyjaśniła Nel pokazując rękoma wielki kształt balonu. – Powinieneś zacząć jeść codziennie dużo warzyw i owoców – dodała. – Staniesz się wtedy ogólnie silniejszy i następnym razem magiczny szpinak zadziała.
Tymonek zrezygnowany odszedł. Chciał usiąść w cieniu drzewa, ale ledwie usadowił się na trawie, nagle rozległ się krzyk. Tymuś wystraszony skoczył na równe nogi.
– Stać. Tu policja! Nie siadać na sadzonkach!
Chłopiec przerażony chciał schować się za Nel, ale ona gdzieś zniknęła. Odwrócił się więc w stronę głosu i zobaczył dużego ziemniaka w czapce policjanta. Obok wsparty o trawę stał, a może leżał najbardziej czerwony z czerwonych pomidor. Policyjny ziemniak odezwał się pierwszy.
– A co ty, chłopcze, tu robisz? Myślisz, że na sadzonkach ziemniaczanych się siedzi? To nie jajka, które trzeba wysiadywać. To porządne ziemniaki. Bo przecież nie chciałeś wysiadywać ziemniaków, prawda?
– Nie, ja chciałem być tylko silny – odpowiedział Tymonek.
– Czy tak silny, jak największy kartofel? – Tymonek pogłaskał się po brzuszku. – Czyli ja?
– Nie – odpowiedział cicho – jak Nel.
– To poznałeś już naszą ślicznotkę, Nel? – Uśmiechnął się ziemniak. – A wiesz, dlaczego ona ma taką śliczną i gładką twarzyczkę? – zapytał Tymonka.
– Nie.
– Bo je pomidory.
– Takie jak ja – wtrącił najbardziej czerwony z czerwonych pomidor i potrząsnął pomidorowymi piersiami lub pośladkami, bo to u niego wszystko jedno czym potrząsa.
– A co z wielkimi mięśniami? – zapytał raz jeszcze Tymuś.
– Myślisz o tych, jakie rosną po zjedzeniu magicznego szpinaku?
– Tak.
– Trzeba jeść wszystkie warzywa i owoce, a najlepiej świeże prosto z krzaka, bo sam szpinak działa w zwolnionym tempie, kiedy nie ma innych warzyw, które go wspierają.
– Wszystkie?
Tymonek zmartwił się, no bo jak tu jeść te wszystkie warzywa i owoce, których on nie lubi.
– Wszystkie, przyjacielu! – zawołała Nel, jadąc na grzbiecie potężnego bakłażana. – Zobacz!
Chwyciła Tymonka za ramiona i nagle oboje na grzbiecie bakłażana przenieśli się do zwariowanej, warzywnej krainy.
– Uwaga! Wpadamy! – krzyknęła Nel.
W tym momencie wszyscy wpadli w dużą grupę pomidorów, które wyglądały jak zupa pomidorowa.
– Aaaaaaa! – wrzeszczał przerażony Tymuś. – Ja nie umiem pływać!
Nie zdążył dokończyć, bo wpadł buzią w pomidorową mamałygę. Poczuł sok pomidorowy w ustach i pestki pomidorów pomiędzy zębami. Chciał je zaraz wypluć, ale wydały mu się takie smaczne, słodkie, że zaczął je połykać.
– Jaka dobra ta kupa pomidorów! – westchnął.
– Nie kupa, tylko pomidory – poprawiła go Nel. – A jakie dobre na urodę, gładką skórę.
– To dla bab, nie dla chłopców!
– Stary, a jakie dobre na dobry wzrok, dostrzeżesz wszystko wszędzie, nawet w nocy! – rozprawiała Nel.
– Ale gadasz, zaświecą mi się żarówki w głowie od pomidorów? – zaśmiał się Tymon.
– Sam się świecisz jak żarówka, bo cały jesteś w czerwonym soku. Jak ci się nie podoba, to zostań sam.
– No nie obrażaj się. Dobrze, będę miał piękną skórę, świecące oczy i może nawet zęby.
– Chcesz mieć świecące zęby?
I nie czekając na odpowiedź, chwyciła Tymusia za ramiona i ponownie na grzbiecie bakłażana przelecieli do wielkiego sadu. Rosły tam drzewa z jabłkami, gruszkami, śliwkami, czereśniami i dziesiątkami różnych owoców. Nel chwyciła jedno z czerwonych jabłek i wbiła w nie swoje zęby. Potem szeroko uśmiechnęła się do Tymusia. Jej zęby lśniły, a właściwie świeciły wszystkimi kolorami od seledynu po błękity.
– Coś ty zrobiła?
– Nie widziałeś? Ugryzłam kawałek jabłka.
– Czary jakieś.
– Nie czary tylko jabłko, normalne jabłko – odpowiedziała Nel.
– A czy ja też tak mogę?
– Oczywiście.
Tymuś popatrzył na wszystkie jabłka i miał wrażenie, że się do niego uśmiechają.
– Czy też będę się tak świecił jak ty?
– Przecież dopiero nie chciałeś się świecić! – zaśmiała się Nel. – Musisz już wracać, Tymonku. Zobaczymy się innym razem.
– Ale...
Nagle wszystko zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki. Dookoła Tymonka nie było ani ziemniaka policjanta, ani najbardziej czerwonego z czerwonych pomidora, ani jabłek, ani Nel. Nad głową chłopca pojawiły się za to znajome, kolorowe gwiazdki.
– Poczekajcie jeszcze – zaczął prosić Tymonek – ja jeszcze chcę porozmawiać z Nel.
– Nie możesz. Już czas wracać do domu.
– Ale ja chcę jeszcze Nel!
– Co, spodobała ci się?
– Nie! Ja...
– Nie podoba ci się nasza ślicznotka? – pytały zdziwione gwiazdki.
– Tak podoba, ale ja chcę poznać tajemnicę świecących zębów!
Tymonek prosił i prosił, ale gwiazdeczki nie mogły już dłużej czekać. Jednym dotknięciem uniosły chłopca, a ten w tęczy kolorów przeniósł się do swojego pokoju i spokojnie spał dalej.