- W empik go
Spisek bogów - ebook
Spisek bogów - ebook
Przystojny mężczyzna, który korzystając z uroków życia, bawi się wykorzystując każdą nadarzającą się okazję, nie stroniąc przy tym od alkoholu i narkotyków...
Tajemnicza nieznajoma, która wydaje się być uosobieniem kusicielek i egzotycznych famme fatale...
Pewnego dnia losy tych dwojga krzyżują się w ciemnym zaułku Kuala Lumpur zmieniając nie tylko ich przeznaczenie, ale budząc również duchy przeszłości.
Hathor, bogini miłości oraz Ah-Puch, zapomniany bóg śmierci za wszelką cenę próbują ingerować w coś, co wbrew pozorów łączy tą niezwykłą dwójkę ludzi. Jaki mają w tym cel? I dlaczego ktoś inny podgląda ich z daleka?
Monika Hołyk-Arora
Monika Hołyk-Arora posiada niesfornego psa i milion marzeń.
Urodziła się w grudniu 1980 roku. Od wczesnego dzieciństwa kochała czytać książki i snuć swoje własne opowieści. Pochodzi z Lublina, gdzie skończyła Kulturoznawstwo na UMCS-ie.
Pracując przez kilka lat jako pilot wycieczek, zadomowiła się m.in. w Turcji i Egipcie. Poznanie odmiennych kultur umożliwiło jej spojrzenie na świat z zupełnie innej perspektywy i na nowo pobudziło marzenia o pisaniu.
Książki odzwierciedlają jej charakter i pasje, dlatego też można w nich znaleźć: trzy krople miłości do podróży, cztery krople zamiłownia do słowa pisanego i jedną kropelkę zdrowego sarkazmu.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-806-0 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nagle, zupełnie niespodziewanie, mimo pozornie zamkniętych oczu, dostrzegł niewielką wiązkę światła. Pojawiła się ona w postaci małych kropel, które szybko opadając na szklistą powierzchnię szyby majaczącej gdzieś w oddali, rozchodziły się po niej niczym kręgi na spokojnej wodzie jeziora...
Do jego przytępionych zmysłów przemówił odgłos muzyki dobywającej się z niewidzialnych, a może po prostu doskonale ukrytych organów, jakie zwykle widywało się w starych, pamiętających czasy średniowiecza katedrach...
Pojedyncze tony rozbrzmiewały gdzieś daleko... Jakby musiały pokonywać tysiące metrów tylko po to, by trafić do jego uszu... Jednocześnie zaś były tak bardzo bliskie i rozpoznawalne, jakby stanowiły integralną część jego samego...
To właśnie ta niezwykła, dualistyczna natura owej melodii wzbudziła irracjonalny niepokój duszy, która, pomna czegoś nieznanego, zaczęła wyrywać się ku wywołującym tęsknotę dźwiękom...
Zanim zdążył na dobre przyzwyczaić się do tych nowych doznań stale atakujących jego umysł zapomnianymi dawno bodźcami, poczuł coś jeszcze. Coś, co stało się fizycznym i namacalnym impulsem wydobywającym go z krainy snów, w której błądził całą nieskończoność.
Lekkie muśnięcie ciepłego policzka zdawało się być tak prawdziwe, iż po prostu nie mógł go zignorować. Delikatny zapach, przywodzący mu na myśl bezkresne łąki Mayhalli, wypełnione najpiękniejszymi kwiatami stworzonymi zarówno przez naturę, jak i samego człowieka, drażnił jego nozdrza…
W ułamku sekundy otworzył powieki, pozwalając aby natłok bodźców, kształtów i kolorów ponownie wdarł się w jego oczy, zapełniając umysł obrazami, których nie potrafił nawet nazwać... Chciał, a może raczej po prostu musiał sprawdzić, czy nadal znajdował się w przedziwnym pokoju, w którym ocknął się poprzednio...
Tym razem zabrakło jednak błyszczących mebli, miękkich poduch uszytych z delikatnych materiałów oraz puszystych dywanów ogrzewających marmurową posadzkę pomieszczenia. Nie dostrzegł również dziwnych malowideł zapełniających kilkanaście chwil temu ściany, które zdawały się krzyczeć katatoniczną mieszaniną barw.
Pole widzenia całkowicie zasłaniała mu „zasłona” stworzona z długich, czarnych włosów, błyszczących niczym płynny jedwab rozlany na wypolerowanym hebanowym drewnie... Miał ochotę ich dotknąć, zatopić dłoń w ich miękkości i sprawdzić,czy są tak delikatne, jak sobie to wyobrażał… Wpatrując się w cudowne, gęste pukle, dopiero po kilku minutach dostrzegł wpatrzone w niego oczy... Duże, z iskierką radości igrającą w źrenicach ich właścicielki... Nie mógł uwierzyć, że ta mityczna kusicielka, o której marzył w swoich wszystkich snach, znajdowała się na wyciągnięcie ręki...
− Ty żyjesz! − wyszeptał z ulgą, odnotowując w myślach, by nie ufać w przyszłości zmysłom otępionym przez alkohol i środki odurzające, jakich czasami dla własnej przyjemności zwykł nadużywać...
Przecież jeszcze nie tak dawno zdawało mu się, iż widział ją martwą… A może było to tylko złudzenie? Sen, będący zapowiedzią nieuchronnych kolei losu... Leżała w nienaturalnej pozie, przygnieciona przez głaz, gdzieś pośrodku ogrodów położonych z dala od przedmieści Vaytlantis. Zresztą całe miasto zostało spustoszone przez falę, która przetoczyła się przez Piąty Okręg, niszcząc wszystko na swojej drodze.
Dziewczyna roześmiała się delikatnie, wyszarpując go tym samym z bezdusznych wspomnień przeszłości, czy też raczej majaków wywołanych przez używki, w których zasmakował ostatniego wieczora.
− Oczywiście – mruknęła cichutko, niczym leniwa kotka drażniąca się ze swym właścicielem. – Każde z nas żyje... Na swój własny sposób. A dlaczego sądziłeś, że jest inaczej? – dodała zaczepnie.
Coś w tonie jej głosu, a może samej grze słów, jakich użyła w tych kilku krótkich zdaniach sprawiło, iż gwałtownie usiadł na łóżku. Przyglądając się jej uważnie spod przymkniętych powiek, chwycił ją za ramiona, próbując dzięki temu nieco brutalnemu gestowi w namacalny sposób przekonać się o jej fizycznej bliskości. Z niemałym zaskoczeniem odkrył, iż jej skóra była ciepła, miękka i niezwykle kusząca. Zapragnął poczuć jej dotyk. Chciał, aby każda komórka jego ciała mogła napełnić się wewnętrzną mocą płynącą z tej filigranowej niewiasty. Zupełnie tak, jak nawykł czynić to wcześniej. W poprzednim życiu, którego nie powinien był nawet pamiętać…
− Chciałem... myślałem... – zaczął niepewnie, ale urwał, nie wiedząc jak skończyć. Przecież sny były jedynie majakami, które nie miały nic wspólnego z otaczającą ich rzeczywistością.
Uwolnił jej ramiona ze zbyt mocnego uścisku. Obawiał się, iż mógł naznaczyć delikatne ciało fioletowymi śladami, które pojawią się dopiero za kilka godzin, odciskając piętno będące bolesną pamiątką tego niecodziennego spotkania. Niechętnie zsunął dłonie z jej barków, odwlekając w czasie moment, kiedy straci z nią ostatni fizyczny kontakt.
Milczał, bo cóż takiego mógł powiedzieć? Przecież nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć swojego niecodziennego zachowania. Gdyby opowiedział jej o wszystkim, co podpowiadał mu niezrównoważony umysł, wyszedłby na szaleńca.
− Nieważne − rzucił w końcu zrezygnowany, nie siląc się nawet na przeprosiny.
Cisza wypełniona bezgłosem raniła jego uszy... Próbował usłyszeć chociażby szmer jej tchnienia, ale zdawało się, że egzotyczna piękność nadal pochylona nad łóżkiem zamarła, a wraz z nią nie tylko oddech, ale również bicie jej serca.
− Gdzie ja jestem? – zapytał po dłuższej chwili, próbując w jakikolwiek sposób przerwać męczące, nienaturalne milczenie panujące między nimi.
Kobieta siedząca obok przyjrzała mu się, szczerze zdziwiona, jakby odpowiedź na jego pytanie była oczywistością, której nie należało nawet tłumaczyć.
− Jak to gdzie, Alyanie? – szepnęła w końcu, spoglądając w jego błękitne tęczówki. – Jesteś w domu! Odnalazłeś mnie!
Jego przerażenie, narastające od dłuższej chwili, osiągnęło punkt krytyczny. Miał wrażenie, że ktoś pomieszał mu zmysły. Zastąpił wspomnienia niezdrowymi halucynacjami, które z minionych chwil uczyniły schizofreniczny koszmar.
Przecież ostatniej nocy... Zresztą czy warto było o tym myśleć? Czy w ogóle była ona realna? Musiał to dokładnie przeanalizować, zanim podejmie jakiekolwiek działania, mające na celu wybrnięcie z tej niecodziennej sytuacji.
Poruszył się nerwowo. Instynkt, który próbował zignorować, nakazywał mu wyrządzenie jej krzywdy! Przecież nieznajoma nie mogła być tą, za którą się podawała!
Zdecydowanie ktoś tu kompletnie zwariował... Teraz należało jedynie ustalić czy do leczenia ambulatoryjnego kwalifikowała się ta nieznajoma piękność, czy też on...***
Wykorzystując chwilę jego nieuwagi, poderwała się z łóżka i eleganckim, nieco uwodzicielskim krokiem podkreślającym ruch bioder, ruszyła w stronę ogromnych drzwi prowadzących na taras. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem i odreagować krótką, ale jakże niejednoznaczną wymianę zdań.
Spoglądał na jej kształtne ciało obleczone długą, zwiewną suknią wdzięcznie uwydatniającą zarówno wąską kibić, jak i kształtne piersi, przypominające mu o jego własnych słabościach oraz pragnieniach, których nie potrafił stłumić. Umykała z jego rąk, niczym łania szukająca bezpiecznego schronienia, w którym mogłaby przeczekać nagonkę zorganizowaną przez niebezpiecznego myśliwego. Czy faktycznie miała się czego obawiać? Być może. W końcu musiał się dowiedzieć czy była tą, za którą ją uważał.
Zmęczony, ale też zdezorientowany, opadł na poduszki. Nadal nie rozumiał gdzie się znajduje i jakie wiatry przygnały go do wnętrza tego eleganckiego, chociaż trochę nowobogackiego w swym stylu apartamentu. Zaś nieznajoma – znajoma stanowiła wisienkę na torcie niespodzianek, które tego dnia los postawił na jego drodze. A może raczej powinien był winić o to wszystko okrutne przeznaczenie, które nie pozwalało mu zapomnieć o przeszłości? Przeszłości powracającej do niego pod postacią psychodelicznych obrazów przewijających się przed jego oczyma niczym kolorowy, aczkolwiek niemy film, którego ukryty przekaz pozostawał dla niego tajemnicą.
W tym czasie ona, zdenerwowana, spacerowała po balkonie, z którego roztaczał się widok na zakorkowane o tej porze Kuala Lumpur... Małe, betonowe budynki kryjące w sobie jeszcze mniejsze mieszkanka. Tysiące obywateli metropolii znajdowało się o kilkadziesiąt poziomów niżej. To wszystko jawiło się w jej odczuciu niczym obca kraina, do której nigdy nie miała potrzeby zawitać. Płaskie dachy kwadratowych, szaroburych konstrukcji stanowiły dla niej nieprzekraczalny limes między biedą, przeciętnością, a niewyobrażalnym bogactwem… Uniosła wzrok, który natychmiast spoczął na strzelistych kształtach innych drapaczy chmur, które, pnąc się pod samo niebo, rzucały wyzwanie przestworzom, próbując awansować swych mieszkańców do pozycji nowoczesnych bogów. To niesamowite jak wysoko próżność potrafiła wynieść człowieka. Historia miała okazję obserwować przejawy pychy niepokornych, jednak ona odnosiła wrażenie, że z jakiegoś nieznanego powodu wrodzona ludzka buta nie przyczyni się do upadku rasy ludzkiej. A przynajmniej nie tym razem… Zganiła się natychmiast za te myśli, które tak skutecznie odciągnęły jej uwagę od spraw najważniejszych. A przecież to nimi musiała zająć się w pierwszej kolejności.
Coś poszło nie tak, chociaż nie potrafiła sprecyzować dlaczego tak właśnie sądziła... Po prostu to wiedziała... Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej ledwo słyszalnym szeptem, iż w jakimś momencie straciła kontrolę nad sytuacją, którą sama zainscenizowała… Obawa ta nagle zagościła w jej myślach i dręczyła ją, odbierając resztki spokoju, który usiłowała za wszelką cenę zachować... Było to dla niej niezwykłym doświadczeniem, bowiem doznawała takich emocji pierwszy raz od wielu, wielu lat…
Przecież on nie powinien był niczego pamiętać! Niczego! A już na pewno nie tego wszystkiego, co ciągle pojawiało się w jego podświadomości... On po prostu nie miał prawa znać żadnych szczegółów swego przeszłego życia... Nie mógł z taką łatwością przytaczać w myślach nazw, które brzmiały obco dla całego współczesnego świata… A jednak w niewytłumaczalny dla niej sposób był w stanie to zrobić... Udowodnił to kilka chwil temu, kiedy bezgłośnie odczytywała każdą z jego myśli...
Miał być tylko zabawką... Marionetką, która mogła przybliżyć ją do dawno obranego celu… Stanowił jedynie narzędzie w rękach pani losu... Uśmiechnęła się kpiąco, przypominając sobie wszystkie te określenia odnoszące się do niego, które nadal kołatały się w jej głowie. Wszystkie były chybione i nieadekwatne do charakteru oraz wewnętrznej siły mężczyzny leżącego w zaciszu jej własnej sypialni.
Dlaczego nie wyczuła tego wcześniej? Dlaczego po prostu nie odgadła, iż on nie był taki, jak inni? Dlaczego nie zorientowała się w porę, zanim sprowadziła odurzonego wielkoluda do swojej kryjówki wśród chmur? Dlaczego dopiero teraz jego niezwykła aura przemówiła do niej tak donośnym tonem? Dlaczego… Zbyt wiele pytań kłębiło się w jej myślach, by mogła zwerbalizować je wszystkie.
Jedno było pewne – jego wewnętrzne wibracje reagowały na jej obecność, snując swoją własną opowieść, ale jednocześnie nie pozwalały się zrozumieć i zinterpretować w żaden sensowny sposób. A to wywoływało w niej ogromną frustrację, której nie potrafiła zneutralizować.
Zostawiła go samego w zupełnie obcym miejscu... Można by było rzec, że nawyk ten wchodził jej w krew. Przecież nie pierwszy raz postąpiła w ten sposób. Już raz odeszła, zostawiając go samemu sobie… Dawno temu… W przeszłym życiu, którego nawet nie chciał już pamiętać…
Rozejrzał się po pokoju. Był on zapewne sypialnią egzotycznej piękności przechadzającej się nadal po przestronnym tarasie, którego zarys dostrzegał przez gęste firany wiszące w oknach. W jego wystroju było coś znajomego. Spoglądając na ściany pokryte abstrakcyjnymi obrazami, zrodzonymi zapewne z niezdrowej fascynacji autora kolorem oraz chaosem, zaczął przywoływać z mroków pamięci niezrozumiałe wizje, próbując nadać im jakiś sensowny kształt...
Jakaś dawno zapomniana nuta przez przypadek zaczęła intonować cichą melodię, poruszającą struny jego duszy... Materializowała jednocześnie niezwykłe postacie, ale też i miejsca.
Dziwne oblicza, niesamowite rysy twarzy oraz ludzie, których nie pamiętał... Błękitne jak letnie niebo oczy, lśniące złotem włosy, ale też pukle pyszniące się czernią najznamienitszych onyksów. Każda osoba z jego wspomnień była nieziemsko piękna… Wręcz idealnie zbudowana…
Za moment zobaczył miejsca, o których istnieniu nie miał pojęcia... Ogromne kryształowe wieże lśniły w promieniach słońca, ukazując połyskujące złotem kopuły… Wszystko to zostało stworzone ludzką ręką tylko w jednym celu – w namacalny sposób miało przypominać o błogosławieństwach zesłanych przez łaskawych bogów, przekupionych hojnymi ofiarami składanymi im rok rocznie przez wiernych kapłanów.
Te luźne myśli, strzępki obrazów oraz przeczuć, za które mógłby ręczyć własną głową, zapełniły jego umysł, spychając to, co oczywiste w najodleglejsze zakamarki mózgu… Rozpaczliwie próbując stworzyć z tych urywków zrozumiały ciąg wydarzeń, poczuł, że wreszcie podąża właściwą ścieżką...
Nagle, w zaciszu własnej głowy, we wspomnieniach, które wydawały się równie nierzeczywiste, co bajkowe, usłyszał dziwny język... Zupełnie obcy. Niepodobny do żadnej innej mowy ludzkiej jaką w życiu słyszał, a jednocześnie tak bardzo znajomy...
Pod natłokiem obrazów, które zaczęły przewijać się w jego wyobraźni poczuł smutek, chociaż chyba była to raczej nostalgia. Załkał niczym dziecko z powodu czegoś, co wywoływało w nim nieopisaną wręcz tęsknotę za tym, co minione... Czuł pragnienie powrotu do dawno zapomnianych miejsc, ludzi i sytuacji, których nawet nie potrafił właściwie nazwać.
I dopiero, gdy lawina dziwnych obrazów przetoczyła się przez jego głowę, pozostawiając po sobie uczucie niedosytu, powrócił w myślach do wydarzeń z poprzedniej nocy. Nie potrafił wymazać ze swej pamięci pocałunku jakim obdarzyła go piękna nieznajoma, która sama zaczepiła go w jednym z barów dla zachodnich turystów...
Pierwszy raz doznał podobnego uczucia... Przywarła do niego w wąskim zaułku bocznej uliczki, a jej gesty były przepełnione pasją, furią, ale też ogromną dawką pożądania graniczącego z brutalną dzikością. Przegryzła nawet jego wargę tak mocno, iż oboje przez chwilę poczuli słodki smak jego krwi. To właśnie wtedy zacisnął dłonie na jej wąskim gardle… Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Po prostu czuł pierwotną potrzebę podporządkowania jej sobie, ale też pozbawienia jej życia… Nagle zapanowała ciemność. Była tak gęsta, iż miał wrażenie, że w niej tonął, idąc na samo dno czeluści piekielnych, które kiedyś opisał Dante Alighieri w swojej “Boskiej komedii”… Zastanawiał się nawet, do którego z kręgów trafi… Zamiast tego ocknął się tutaj, w eleganckim apartamencie, u boku kobiety, która zgodnie z jego wspomnieniami miała już nie żyć!
Jeszcze raz przypomniał sobie ich pocałunek, który zdawał się wysysać z niego duszę, a przynajmniej ukryty w niej element człowieczeństwa… Na samo wspomnienie poczuł, jak życiowe siły ponownie opuszczają jego słabe jeszcze ciało...
Unosząc się z trudem na zwykle silnym ramieniu, doszedł do wniosku, iż reakcja organizmu nie była normalna!
Cała ta sytuacja, ale również mieszkanie, a przede wszystkim nieznajoma spacerująca nadal po tarasie, kryły w sobie jakąś tajemnicę...
Pora z tym wszystkim skończyć! Nie lubił być czyjąś zabawką, nieświadomie postępującą według zasad wyznaczonych przez kogoś innego. Dlatego doszedł do wniosku, iż nadeszła pora, aby to on przejął kontrolę nad sytuacją.
Wstał z trudem i wolnym, lekko chwiejnym krokiem, skierował się w stronę drzwi wyjściowych... Przeszedł kilka metrów dzielących go od holu, po czym, sunąc po kamiennej posadzce, dotarł wreszcie do celu. Zdecydowanym ruchem nacisnął klamkę... Niestety wrota do wolności nie ustąpiły... Zrozumiał, że znalazł się w pułapce... Zdany na jej łaskę i niełaskę.
− Przejrzała mnie – szepnął z przerażeniem, nie pojmując tak naprawdę, co miał na myśli, wymawiając cichutko te słowa.
Ruszył więc w drogę powrotną, szukając oparcia w ciepłej pościeli, w której mógł odzyskać utracone siły. Opadając na łóżko, doszedł do wniosku, że powinien obmyślić plan działania, a raczej ucieczki.
− Odpocznę, zanim przyjdzie mi stoczyć kolejną walkę ... – pomyślał, przymykając na moment oczy.***
− Spokojnie... Pomyśl... – nakazała sobie, nie przerywając nerwowego marszu, poruszając się jak dzikie zwierzę uwięzione nagle w klatce. – Przecież to niemożliwe, musiałam się pomylić... Przecież nie tak powinno było być!
Jej panika przybierała na sile i stawała się dławiącą kulką tkwiącą w przełyku. Co najgorsze, cały czas rosła, sprawiając wrażenie, iż za moment nie tylko odetnie dopływ świeżego tlenu do płuc, ale też rozsadzi całe jej gardło. Przełknęła nerwowo odrobinę śliny, by pozbyć się deprymującego uczucia. Było ono właściwe zwykłym ludziom, śmiertelnikom lub raczej odpadkom pozostawionym po dawnej rasie prawdziwych władców Ziemi.
Nagle, jak za sprawą jasnej błyskawicy przenikającej umysł, przypomniała sobie starą przepowiednię, a może tak właściwie klątwę, rzuconą przez starą piastunkę... Pamiętała tę kobietę jak przez mgłę. Pomarszczone rysy twarzy zatarły się z czasem w pamięci, ale wyraz oczu przepełnionych nienawiścią był tak żywy i realny, jakby służąca stała tuż przed nią. Właśnie tu i teraz!
Potrząsnęła nerwowo głową, jakby chcąc wyrzucić z myśli nie tylko obraz stanowiący wspomnienie przeszłości, która już nie istniała, ale też słowa brzmiące w uszach niczym wyrok, od którego nie ma ucieczki. Jakiś cichy, złowieszczy głos, który w ten sposób werbalizował nieprzyjemne uczucia, podszepnął jej, iż może jednak nie były to jedynie wymysły starej, zgorzkniałej niewolnicy... Może przekaz ten krył w sobie faktycznie jakiś głębszy sens... Coś, co można było nazwać zagubioną nutą prawdy?
− Nie, nie, nie! – krzyknęła w bezsilnej złości, ciskając o posadzkę balkonu kryształowym kieliszkiem stojącym do tej pory na stoliku...
Piękny przedmiot w jednej chwili roztrzaskał się o marmurową podłogę... Jego delikatne drobinki zaczęły skrzyć się w świetle ostatnich promieni słońca niczym drogocenne diamenty rozsypane przez jubilera szukającego perfekcyjnego klejnotu.
− Nędzne, nic nieznaczące pozostałości dawnej chwały... – szepnęła, patrząc na rezultat swego czynu, podyktowanego nie tyle złością, co strachem. – Może i ja właśnie tym się staję? Przemijam, jak wspomnienie, które hołubiąc swoją minioną świetność, nie zdaje sobie sprawy, iż tak naprawdę jest nic nieznaczącym śmieciem? – spytała samą siebie, przestępując z nogi na nogę pośród odłamków zaścielających cały balkon...
Zebrał w sobie wystarczająco dużo sił, by ponownie wstać z łóżka. Zawsze lepiej myślało mu się w czasie ruchu, dlatego też po raz kolejny przemierzał nerwowym krokiem zamkniętą przestrzeń pokoju... Za wszelką cenę próbował znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie całej tej absurdalnej sytuacji, w której znalazł się w trudny do wytłumaczenia sposób...
Nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Nic! Przecież wyszedł wieczorem, by zabawić się nieco w barze. Rozerwać się i zapomnieć o wszystkim, łącznie z dziwnymi wspomnieniami, których nie potrafił nawet wytłumaczyć! Wypił kilka drinków, łyknął tableteczkę szczęścia nabytą u znajomego dilera... No może było ich dwie... Poderwał fajną laskę, zabił ją, po czym obudził się tylko po to, by stwierdzić, iż wszystko to okazało się fikcją. Nieznajoma była nie tylko całkiem żywa, ale do tego porwała go, uwięziła w swoim mieszkaniu i jeszcze zdawała się go znać!
Wytężył umysł nadal zamroczony alkoholem i narkotykami, usiłując przypomnieć sobie cokolwiek, co mogło mieć jakiekolwiek znaczenie… Niestety wysiłki te nie przyniosły żadnej wymiernej korzyści, chyba że za takową można było uznać fakt, iż powoli odchodził od zmysłów...
− Co ja tu robię? Kim właściwie jest ta kobieta? A co najważniejsze, kim do cholery jest Alyan? – mruczał, przestępując z nogi na nogę w celu ominięcia niskiego stolika ustawionego niedaleko łóżka.
Na dźwięk imienia, które przed chwilą bezwiednie wypowiedział, poczuł nagły, kłujący ból w skroniach... Był on tak przeszywający, iż odniósł wrażenie, że tysiące ostrych jak brzytwa kolców wdziera się w jego mózg tylko po to, by przebić każdą, chociażby najmniejszą komórkę nerwową znajdującą się w obrębie jego czaszki.
Pod wpływem dojmującego fizycznego cierpienia opadł na kolana. Resztką sił próbował nie zderzyć się ze lśniącą, szklaną powierzchnią mebla, od którego dzieliły go zaledwie centymetry. Nagle wszystko stało się mało ważne, zupełnie jakby świat stanął w miejscu tylko po to, by nagle wciągnąć go w ogromny wir, z którego nie było żadnego ratunku. Dziwne obrazy... Urywki pewnych wydarzeń przemknęły przez jego umysł z szybkością błyskawicy... Minął moment, może dwa... W pamięci mężczyzny nie pozostało nic... Nic, z wyjątkiem jakiegoś odczucia, które miało go już nie opuścić...
Drzwi sypialni lekko się uchyliły, a gęste firany wiszące w oknie rozwarły się niczym niebiosa otwierające się przed nadejściem aniołów... W blasku ostatnich słonecznych promieni, złocących swą poświatą mijający dzień, ponownie ujrzał delikatną i gibką postać tajemniczej nieznajomej. Zdawała się być istotą nie z tego świata. Zupełnie jakby przyszła do niego z krainy snów, które miewał niemal od zawsze…
Jej jedwabna kreacja, opinająca ciało niczym druga skóra, lekko połyskiwała w wątłym świetle lampy, którą w międzyczasie włączył, oczekując na jej powrót...
− Kim jesteś? – spytał bezgłośnym szeptem, nie odrywając od niej wzroku nawet na sekundę.
Nie odpowiedziała... Jedynie uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w jego stronę...
Coś w układzie jej drobnych, ale pełnych ust sprawiło, iż poczuł jednocześnie chęć ucieczki i ataku... Jakby te dwa uczucia stały się sobie tożsame. Doznania te, chociaż sprzeczne, wydawały mu się właściwe. Nie panując nad szalejącymi w nim emocjami, wziął głęboki oddech. Zrobił wszystko, co było w jego mocy, by stłumić je na tyle, by nie miały wpływu na ewentualne zachowania… Z na pozór stoickim spokojem oczekiwał na dalszy rozwój sytuacji...
Ona tymczasem wyminęła go bez słowa, pozostając głuchą na jego pytanie... Zupełnie, jakby cichy, opanowany głos nie docierał do jej uszu. Odwracając się na moment, zerknęła w jego kierunku. Nie przerywając swego milczenia, podeszła do nocnej szafki...
Ciszę, podkreślającą każdy jej krok, przerwało krótkie pstryknięcie... W pokoju zapanowała ciemność potęgująca doznania pozostałych dostępnych mu zmysłów...
Poczuł jej zapach... Delikatny i drapieżny zarazem... Była w nim nuta drzewa sandałowego, odurzającego opium, ale też delikatnych kwiatów akacji, przywodzących na myśl niewinną nastolatkę szykującą się na pierwszą randkę. Ta niezwykła kobieta stanowiła wybuchową mieszankę cech rasowej famme fatale i bajkowej dziewicy, nieskalanej cielesną żądzą… Ale nie to było teraz najważniejsze. Nie chciał skupiać się na prywatnych wrażeniach, jakich doznawał rozkoszując się tym niezwykłym aromatem stanowiącym plątaninę woni kosztownych perfum i kobiecego ciała. Musiał przejrzeć grę, którą z nim prowadziła.
W tym czasie znajomy zapach nasilił się, a to mogło oznaczać tylko jedno… Była blisko... Może nawet zbyt blisko... Pod osłoną mroku skradała się w jego kierunku, a on nie wiedział czy powinien spodziewać się ataku, czy też kolejnej dawki przyjemności.
− Z chęcią przypomnę ci, kim jestem... Kim ty byłeś... – szepnęła mu do ucha, stając tuż za nim.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, czy nawet pomyśleć, jej usta dotknęły delikatnego zagłębienia na jego szyi... Były ciepłe, zmysłowe, pociągające... Ich dotyk wypalał na nim niewidoczne piętno, naznaczając go wzmagającym się pożądaniem...
Nie był to nawet klasyczny pocałunek, jakim może obdarzyć mężczyznę czuła kochanka... Jej kuszenie można było raczej określić mianem muśnięcia... Zupełnie jakby sama wahała się czy powinna to zrobić, czy też nie...
Drażniła się z nim, sprawdzając jego reakcję na nieoczekiwaną pieszczotę, chcąc posiąść władzę nad jego ciałem i zmysłami…
Przez jeden, krótki ułamek sekundy zdawało mu się, iż próbowała smaku jego skóry, zupełnie jakby stanowiła ona jakiś egzotyczny przysmak... Mruczała przy tym niezrozumiałe dla niego słowa...
Jej drobna dłoń spoczęła na męskiej piersi... Ten dotyk zaskoczył go tak bardzo, iż musiał powstrzymać się całą swoją wolą przed odsunięciem się od niej. W tym czasie nieznajoma, stojąc za jego plecami, przytuliła się do niego mocno... Poczuł ciepło jej ciała, które rozchodząc się po wszystkich komórkach, dotarło wreszcie do jego serca. Nie zamierzał nawet ukrywać jak wielką przyjemność mu to sprawiło... W końcu był tylko człowiekiem...
Przymykając powoli oczy, pozwolił sobie odetchnąć z ulgą. Nic mu nie groziło z jej strony... Nieznajoma stanowiła doskonałe dopełnienie jego samego. Była elementem, który wreszcie trafił na właściwe miejsce w układance jaką było jego życie.
Ponownie odetchnął głęboko, po czym wziął spokojny wdech, pozwalając by powietrze przesycone jej zapachem trafiło do jego płuc. Nagle, zupełnie nie kontrolując naturalnego odruchu, odwrócił się w jej kierunku i gwałtownie chwycił ją w niewolę swoich ramion... A jego usta same wyszeptały...
− Haslayna...***
Starszy, siwowłosy mężczyzna stojący na balkonie pobliskiego wieżowca, wyrastającego wysoko ponad budynkami azjatyckiej metropolii, odsunął od oczu nowoczesną, wojskową lornetkę...
Jego pogodny, chociaż też lekko kpiący uśmiech jednoznacznie wskazywał, iż zaobserwowana właśnie scena niezwykle go ucieszyła... Nie, nie zamierzał nawet ukrywać, że bezczelnie podglądał całkiem prywatne spotkanie młodych ludzi w sąsiedniej szklanej wieży, zbudowanej ku bałwochwalczej czci współczesnego bogactwa.
Spoglądając na tę dwójkę, kipiącą nieokiełznaną życiową energią, zamyślił się na moment, wspominając czas i miejsca, które nigdy oficjalnie nie istniały. Przypomniał sobie złote kopuły kryjące się w tle kryształowych wież, broniących dostępu do pałacu rodziny książęcej. Pałacu, w którym rezydował on i jego cała familia!
Po chwili milczenia niechętnie wyrwał się ze świata wspomnień… A może raczej dopiero co czynionych planów, których nie chciał zdradzać zbyt wcześnie.
− Prawdopodobnie wreszcie nadszedł właściwy czas – wyszeptał w końcu bezgłośnie.
Słowa te skierowane były do osoby skrytej w mroku mieszkania.
− Nasza kruszyna sama wpadła w zastawione przez siebie sidła... – kontynuował, nie czekając na odpowiedź – Wystarczyło tylko podsunąć jej właściwą przynętę...
Starsza kobieta, której arystokratyczne, delikatne rysy twarzy były zauważalne mimo licznych zmarszczek mimicznych, milczała, zastanawiając się nad słowami męża. W końcu niezdecydowana pokręciła głową z lekkim niezadowoleniem, wprawiając tym samym w taniec liczne pukle srebrnych loków, stanowiących dekorację jej misternie upiętego koka.
− Myślisz, że to odpowiednia pora? – rzekła, zabierając głos, chociaż tak naprawdę nie była pewna, czy powinna zdradzać się ze swoimi wątpliwościami.
Pytanie to zawisło między parą staruszków niczym zapowiedź klęski, a może nawet katastrofy, która ponownie mogła obrócić ich świat w perzynę.
Dystyngowana starsza dama jeszcze raz nerwowo zerknęła na niewyraźne, ledwo majaczące za firanami pokoju sylwetki młodych ludzi znajdujących się w apartamencie po drugiej stronie ulicy.
− Może należałoby poczekać jeszcze trochę... – stwierdziła nie doczekawszy się odpowiedzi ze strony mężczyzny. – W końcu kilka lat nie uczyni żadnej różnicy... – dodała, rozważając przez moment tę kwestię, jakby nagle wydała się ona najlepszym rozwiązaniem.
− Powtarzasz to od wieków... – wytknął jej towarzysz, opadając zniechęconym ruchem na ratanowy fotel stojący na tarasie...
Oboje wiedzieli, że nie było w tych słowach ani odrobiny przesady... Zwykła przenośnia, stosowana przez miliony ludzi na całym świecie, w ich ustach nabierała całkiem innego, jakościowo nowego sensu...
Przypomniał sobie swoje dawne życie... Obrazy z przeszłości, tak wyraźne jakby te zdarzenia miały miejsce zaledwie przed kilkoma laty, w jednej chwili zapełniły jego umysł...
Wszystkie wspomnienia powróciły za sprawą jej dotyku, zapachu, a nawet tego, w jaki sposób unosiła swój smukły podbródek, zerkając na niego zalotnie... Właśnie dlatego bezwiednie, niemal spontanicznie wyszeptał jej imię. I chociaż w pomieszczeniu panował mrok, to nagle oczyma swojej wyobraźni zobaczył ją niezwykle dokładnie. Tak jak teraz, tak i wtedy stała przed nim w długich, zwiewnych szatach podkreślających jej doskonałą figurę...
Przystrojona w delikatną, srebrną biżuterię, wyglądającą niczym krucha, pajęcza nić snuta przez najprzedniejszego z jubilerów, sprawiała wrażenie snu, jaki mógł przyśnić się tylko wybranym szczęśliwcom... Pamiętał, jak przyglądał się jej z daleka... Ukryty za pałacowymi żywopłotami... Marząc, by zaszczyciła go chociaż jednym spojrzeniem swoich pięknych, ciemnych jak mroki nocy oczu. Ona jednak nie miała nawet pojęcia o jego istnieniu... Przechadzała się z gracją godną królowej po pięknym, pełnym egzotycznych roślin ogrodzie... Ze wszystkich stron otaczali ją arystokraci, bogacze, krótko mówiąc – śmietanka świata... Tamtego świata...
Haslayna była damą... Godną uwielbienia i szacunku... Jedynym dzieckiem władcy Piątego Okręgu, siostrzenicą króla Atlantydy – krainy umiłowanej przez wszystkich bogów zsyłających wszelkie błogosławieństwa na ziemię wybrańców.
On, Alyan, był zaś nikim... Przynajmniej w świetle systemu wartości wyznawanego powszechnie przez mieszkańców tego niezwykłego terytorium... Ot, jeden z wielu – niewolnik żyjący jedynie ku uciesze swych „panów”... Śmiertelnik, którego zawsze można było zastąpić następnym, przywiezionym z ziem stojących na niższym poziomie cywilizacyjnym. Ktoś wierzący, iż doskonałe, smukłe postacie zamieszkujące królewskie, niemal rajskie posiadłości, są bogami od których zależy jego los...
Było w tej sytuacji dużo ironii przeznaczenia... Wtedy bowiem żadne z nich nie zdawało sobie sprawy, iż to od niego zależeć będzie ich wspólny los... Jedynie stara piastunka, naznaczona znamieniem wieszczki, wyjawiła wąskiemu gronu osób prawdę, która kosztowała ją utratę życia…
Haslayna, obejmując czule męskie ciało, które nagle wydało się jej tak bliskie, przymknęła z rozkoszą oczy i również dała się ponieść fali wspomnień... Tuliła się do swego kochanka... Kochanka, z którym doprowadziła do zagłady swego świata... Nienawidziła się za to! Nienawidziła też jego, gdyż okazał się bardziej pociągający niż reguły, które wpajano jej przez lata... Teraz jednak nie potrafiła wykrzesać z siebie ani odrobiny tych negatywnych emocji. Fala dawno zapomnianej miłości, ale też cielesnego pożądania, porwała ją swym rwącym nurtem, odciągając daleko od brzegu zdrowego rozsądku.