- nowość
Sposób bycia - ebook
Sposób bycia - ebook
Wizja człowieka przyszłości w duchu podejścia nastawionego na osobę.
Sposób bycia jest najbardziej osobistą i filozoficzną książką Rogersa. Składają się na nią teksty odzwierciedlające jego rozwój zawodowy i osobisty – od pierwszych lat pracy z młodzieżą, poprzez tworzenie systemu psychoterapii niedyrektywnej, aż po koncepcję grup spotkaniowych. Rogers nie ukrywa prywatnych opinii o psychologii akademickiej, którą traktuje jak skostniałą strukturę, otwarcie pisze o kontrowersjach, jakie wzbudzał on sam i jego koncepcje w środowisku psychologów i psychiatrów, ale także spogląda w przyszłość – kreśli wizję człowieka przyszłości w duchu podejścia nastawionego na osobę.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8338-930-1 |
Rozmiar pliku: | 969 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wprowadzenie
Pracujący na swojej pierwszej nauczycielskiej posadzie Carl Rogers siedział wciśnięty w grupę studentów psychologii. Miał wówczas niemal czterdzieści lat. Działo się to krótko po wynalezieniu taśm magnetycznych i grupa z zapartym tchem wysłuchiwała nagrania wywiadu psychoterapeutycznego. Rogers co chwila cofał taśmę i ponownie odtwarzał fragmenty sesji, aby zwrócić uwagę na miejsca, w których wywiad szedł w złym kierunku, lub aby podkreślić te, w których klient robił znaczący krok naprzód.
Oto jeden z wizerunków Carla Rogersa, jakie odnajdziemy w _Sposobie bycia_, lecz jest także wiele innych. Wyobraźmy sobie inną scenę, która rozegrała się, gdy był on o dwadzieścia lat starszy.
Na sympozjum akademickim poświęconym Ellen West, szeroko analizowanemu przypadkowi pacjentki, która kilkadziesiąt lat wcześniej popełniła samobójstwo, Rogers poruszył słuchaczy głębią i siłą swej reakcji. Mówił o Ellen West tak, jak gdyby dobrze ją znał – jak gdyby otruła się zaledwie wczoraj. Wyraził nie tylko swój żal z powodu jej tragicznie zaprzepaszczonego życia, ale także gniew na lekarzy i psychiatrów, którzy przez brak ludzkich odruchów i opętanie chęcią dokonania precyzyjnego rozpoznania uczynili z niej przedmiot. Jak oni mogli tak postąpić? – pytał Rogers. Szkoda, że nie wiedzieli, że traktowanie osoby jak przedmiotu zawsze jest przeszkodą na drodze do sukcesu terapii. Gdyby traktowali ją jak osobę i podjęli ryzyko doświadczenia jej rzeczywistości oraz jej świata, mogliby zaradzić jej śmiertelnej w skutkach samotności.
Oto jeszcze jeden obraz, późniejszy o piętnaście lat. Carl Rogers miał wówczas ponad siedemdziesiąt lat i został zaproszony, by wygłosić uroczysty odczyt na dorocznym zjeździe American Psychological Association . Uczestnicy zjazdu rozsiedli się wygodnie w fotelach, oczekując dojrzałej retrospektywy otoczonego szacunkiem siedemdziesięciolatka. Rogers tymczasem zaszokował ich, wskazując na wiele czekających ich wyzwań. Naglił, by psychologowie szkolni nie ograniczali się jedynie do zajmowania się uczniami, którzy doznali uszczerbku z winy przestarzałego i nieodpowiedniego systemu edukacji, lecz aby zmienili ten system, aby uczestniczyli w edukacyjnym doświadczeniu, które wyzwoliłoby ciekawość uczniów i wzbudziło w nich radość uczenia się. Wystąpił przeciw ograniczeniom ram profesji i stwierdził, że wysiłki zmierzające do wydawania certyfikatów i licencji nie są warte swoich kosztów. Jest równie wielu nielicencjonowanych, jak i licencjonowanych szarlatanów. Zbyt wielu utalentowanym terapeutom uniemożliwia się uprawianie zawodu. Sztywna biurokracja American Psychological Association zahamowała rozwój i kreatywność na tym polu. Podczas wystąpienia Rogersa żaden ze słuchaczy nie zasnął.
W tych i w wielu innych przywoływanych w _Sposobie bycia_ zdarzeniach wyraźnie dostrzegamy zaangażowanie Carla Rogersa w rozwój ludzi. „Nastawienie na osobę” – tak Rogers najchętniej określał swoje podejście. Już od początków kariery zawodowej, kiedy to przez dwanaście lat pracował w Rochester z dziećmi ze środowisk ubogich i przestępczych, główny akcent w swoich pracach kładł na uznanie i poszanowanie świata doświadczeń klienta. Rogers zaczął formułować pomysły dotyczące terapii, które opierały się na przekonaniu, że przy określaniu kierunków postępowania terapeutycznego należy polegać przede wszystkim na kliencie. To klient wie, co go rani, jakie doświadczenia wymagają odsłonięcia i które problemy mają dla niego zasadnicze znaczenie. W wieku trzydziestu kilku lat Rogers napisał podręcznik z zakresu postępowania z dziećmi sprawiającymi problemy. Dzięki tej książce skupił na sobie uwagę środowiska akademickiego, co pozwoliło mu objąć profesurę na Ohio State University.
W podręczniku tym Rogers przedstawił pionierski kurs doradztwa psychologicznego (pamiętajmy, że w latach trzydziestych naszego stulecia psychologia kliniczna w jej obecnym rozumieniu jeszcze nie istniała). Gdy jego koncepcje dotyczące terapii wykrystalizowały się, napisał podręcznik _Counseling and Psychoterapy_ . Wydawcy opublikowali go niechętnie. Woleliby, żeby zaproponowano im tekst z dziedziny, która już istniała! W końcu jednak właśnie tej książce, wraz z _The Art of Counseling_ Rollo Maya, dane było odegrać znaczną rolę w narodzinach psychologii klinicznej i kształtowaniu w terapii podejścia o orientacji humanistycznej.
Carl Rogers był nieustępliwym wojownikiem – stoczył wiele bitew na polach medycyny i psychiatrii, które usiłowały uniemożliwić psychologom leczenie pacjentów: walczył z redukcjonistami, takimi jak B.F. Skinner, którzy zaprzeczali zasadniczej roli, jaką w życiu człowieka odgrywa możliwość dokonywania wyboru, wola i celowość; ścierał się w proceduralnych bitwach z psychoanalitykami, którzy uznawali terapię nastawioną na klienta za uproszczoną i antyintelektualną.
Dzisiaj, pół wieku później, terapeutyczne podejście Rogersa wydaje się tak właściwe, tak oczywiste i tak dalece potwierdzone przez dziesięciolecia badań psychoterapeutycznych, że trudno pojąć intensywność tamtych sporów, a nawet zrozumieć, czego właściwie one dotyczyły. Doświadczeni terapeuci obecnie zgadzają się, że – jak zauważył Rogers już u progu swojej kariery – najważniejszym aspektem terapii jest relacja terapeutyczna. Prawdziwe i szczere przywiązanie terapeuty do pacjenta jest imperatywem: im bardziej terapeuta jest rzeczywistą osobą i unika ochronnych lub zawodowych masek czy gier, tym chętniej pacjent odwdzięczy się mu tym samym i będzie działać konstruktywnie. Terapeuta powinien akceptować pacjenta bezwarunkowo, nie osądzając go. I oczywiście musi wkroczyć w świat swojego klienta z empatią.
Jednak idee Rogersa były wówczas tak nowatorskie, że musiał on wręcz zmusić profesjonalistów, by raczyli je dostrzec. Jego główną bronią były obiektywnie potwierdzone wyniki. Kreatywność pozwalała mu wykorzystać rezultaty badań do objaśnienia tego, na czym polega proces psychoterapii i jej wynik. Jego badania nad najistotniejszymi cechami relacji terapeuta–klient – empatycznym zrozumieniem, szczerością oraz bezwarunkową, pozytywną uwagą poświęconą przez terapeutę klientowi – zostały przyjęte przez przedstawicieli nauk społecznych jako model właściwego podejścia.
W trwających przez całe życie wysiłkach na rzecz stworzenia i podtrzymania humanistycznej postawy w psychoterapii Rogersa wspierał wpływowy głos Rollo Maya. Chociaż zgadzali się oni w kwestii podejścia do terapii i jej celów (i chociaż obydwaj uczyli się w Union Theological Seminary), wywodzili swoje przekonania z różnych źródeł. Carl Rogers z badań empirycznych, Rollo May zaś ze studiów literackich, filozoficznych i poświęconych mitologii.
Rogersowi w ciągu całej kariery zawodowej zarzucano uproszczone podejście do terapii, a wielu praktyków wręcz karykaturowało terapię skupioną na kliencie jako metodę, w której terapeuta jedynie powtarza ostatnie słowa wypowiedziane przez klienta. Jednak ci, którzy znali Rogersa, którzy śledzili sposób, w jaki przeprowadza wywiady, lub też przeczytali uważnie jego prace, wiedzieli, że zaproponowane przez niego podejście nie jest ani uproszczone, ani ograniczone.
Prawdą jest, że Rogers podążał raczej od podstaw ku górze niż od góry ku podstawom. Opierał się najpierw na bezpośrednich obserwacjach własnej pracy terapeutycznej i pracy innych. Formułował konkretne, możliwe do zweryfikowania hipotezy. (Była to zawsze zasadnicza różnica między podejściem Rogersa a podejściem psychoanalizy, w której na podstawie daleko idących wnioskowań tworzono niemożliwe do zweryfikowania teorie, mające następnie wskazywać na wybór procedury terapeutycznej i w pewnym sensie nią sterujące). Jest jednak również prawdą, że już w początkach swojej kariery Rogers przyjął kilka fundamentalnych założeń, na których oparły się jego późniejsze prace.
Był on przekonany o realności i znaczeniu ludzkiego wyboru. Wierzył, że uczenie się poprzez doświadczanie jest znacznie bardziej wartościowym podejściem do zrozumienia samego siebie i zachodzącej zmiany niż usiłowania oparte na pojmowaniu intelektualnym. Rogers wierzył, że jednostka dąży do urzeczywistnienia własnych możliwości, że cechuje ją wrodzona skłonność do rozwoju i spełnienia. Rogers często wspominał o swojej wierze w istnienie impulsów tworzących (równoważących siłę entropii) w całym życiu organicznym. Głosząc przekonanie, że człowiek dąży do samourzeczywistnienia, dołączył do takich myślicieli, jak Nietzsche, Kierkegaard, Adler, Goldstein, Maslow i Horney, wierzących w istnienie w jednostce wielkiego potencjału, umożliwiającego jej samozrozumienie i osobistą przemianę. Wszak pierwsza „granitowa sentencja” Nietzschego mówiąca o ludzkiej doskonałości brzmiała „Stań się, kim jesteś”. Karen Horney, niekonwencjonalna psychoanalityczka, powiada, że „tak jak żołądź staje się dębem, tak dziecko dorosłym”. Zadanie terapii wynikające z takiego podejścia nie polega zatem na konstrukcji, rekonstrukcji, manipulacji czy kształtowaniu. Polega ono na wspomaganiu wzrostu lub usuwaniu przeszkód stojących na jego drodze oraz na pomocy w uwolnieniu tego, co od zawsze tkwiło w człowieku.
Rogers uważał, że podejście nastawione na osobę wytwarza tak wielką moc osobistej przemiany, że nie ma powodu, by ograniczać jego stosowanie do osób z problemami psychicznymi. Konsekwentnie próbował wykorzystać je w wielu sytuacjach pozaklinicznych. Przez dziesięciolecia aktywnie uczestniczył w programach edukacyjnych, podkreślając, że obok aspektów poznawczych nauczanie powinno obejmować również aspekty afektywne, że nauczyciele powinni skupiać się na całej osobie ucznia, że powinno się tworzyć w szkole środowisko akceptacji, szczerości i empatycznego zrozumienia. Personel szkoły powinien być uczony podejścia nastawionego na osobę i powinno się podjąć wysiłki, aby wytworzyć w uczniach poczucie własnej wartości i wyzwolić ich naturalną ciekawość.
„Grupy spotkaniowe” niekiedy określało się mianem „grup terapii dla ludzi normalnych”. Balansowały one na granicy między edukacją a terapią lub – jak ujęto to z mniejszym poważaniem – między „zawężaniem się a poszerzaniem umysłu”. W latach sześćdziesiątych Rogers zrozumiał, że intensywne doświadczenia grupowe dają ludziom ogromny potencjał na rzecz przemian. Zanurzył się w ruchu grup spotkaniowych i wniósł znaczący wkład w rozwój technik ich prowadzenia. Występując przeciw stylowi wykorzystującemu przymus i manipulację, z naciskiem twierdził, że to samo nastawione na osobę podejście tak istotne dla indywidualnego doradztwa psychologicznego jest równie niezbędne w wypadku doświadczeń grupowych. Liderzy powinni być zarazem uczestnikami grup; własnym przykładem powinni tworzyć środowisko ułatwiające postęp innym członkom grupy. Rogers stosował się do swoich wytycznych, a zapisy z jego sesji grupowych pokazują niewiarygodną uczciwość psychologa: podobnie jak w pracy indywidualnej, ujawniał nie tylko trapiące go problemy osobiste, lecz również fantazje dotyczące innych członków grupy – przynajmniej w takim stopniu, w jakim jego zdaniem mogły one poprowadzić innych w kierunku konstruktywnego wglądu w siebie (introspekcji).
Wszystko to, co sprawdzało się w wypadku małych grup, okazało się odpowiednie również dla grup dużych. W wieku siedemdziesięciu pięciu lat Rogers prowadził zajęcia kilkusetosobowych grup w ramach projektu tworzenia wspólnoty. Uważał, że grupy nastawione na osobę dają do rąk potężne narzędzia rozwiązywania międzyludzkich konfliktów, zarówno w ramach jednego państwa, jak i międzynarodowych. Pragnąc mieć wpływ na łagodzenie napięć międzykulturowych i etnicznych, Rogers przez ostatnie dziesięć lat życia wiele podróżował. Prowadził grupy komunikacji ludności czarnej i białej w Republice Południowej Afryki. Do wielkich audytoriów w Brazylii (wówczas pod panowaniem dyktatury) kierował słowa o wolności indywidualnej i samourzeczywistnieniu. Wspomagał czterodniowe warsztaty rozwiązywania konfliktów dla wysokich urzędników siedemnastu narodowości Ameryki Środkowej, a przykłady doradztwa nastawionego na klienta przedstawiał podczas cieszących się wielką popularnością warsztatów w Związku Radzieckim. Jego międzynarodowe działania i wysiłki były tak intensywne, że został nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla.
Książka _Sposób bycia_ zaczyna się od przedstawienia poglądów Rogersa na komunikację. Niewiele rzeczy było dla niego ważniejszych niż precyzyjne i uczciwe komunikowanie własnych uczuć i myśli. Konsekwentnie wystrzegał się wszelkich pokus skłaniających do wzbudzania podziwu, przekonywania lub manipulowania. Sprawia to, że pisanie wstępu do jego pracy staje się w pewnym sensie zbędne. Chociaż niewielu zasługuje na wstęp bardziej niż Rogers, nikomu nie jest on mniej potrzebny. Jak czytelnik sam się przekona, Rogers mówi we własnym imieniu, czyniąc to z niezwykłą jasnością i wdziękiem.
Irvin D. Yalom
1995------------------------------------------------------------------------
Przedmowa
Niekiedy zadziwiają mnie zmiany zachodzące w moim życiu i w pracy. Książka niniejsza przedstawia te, które dokonały się w ostatnim dziesięcioleciu, czyli – z grubsza ujmując – w latach siedemdziesiątych. Obejmuje ona zróżnicowaną tematykę, której w ostatnich latach dotyczyły moje prace. Część z przedstawionych tutaj myśli już zaprezentowałem w wielu periodykach naukowych, innych zaś jeszcze nigdzie nie przedstawiłem. Zanim wprowadzę czytelnika w treść tej książki, chcę spojrzeć wstecz na kilka kamieni milowych znaczących zmiany w moim życiu.
W roku 1941 napisałem książkę o doradztwie i psychoterapii, którą opublikowano rok później. Do podjęcia tego tematu skłoniła mnie świadomość, iż mój sposób pracy i myślenia o terapii zasadniczo różni się od reprezentowanych przez innych doradców psychologicznych. Książka ta skupiała się całkowicie na komunikacji werbalnej między osobą udzielającą pomocy a osobą, która jej potrzebuje. Nie zawierała żadnych komentarzy na temat szerszych konsekwencji tego procesu.
Dziesięć lat później, w roku 1951, ów punkt widzenia został przedstawiony pełniej i z większym przekonaniem w tomie traktującym o terapii nastawionej na klienta. W pracy tej uznałem, że zasady takiej terapii mają zastosowanie również w innych dziedzinach. W rozdziałach napisanych przez innych autorów lub też w dużym stopniu opartych na cudzym doświadczeniu terapeutycznym zawarte są rozważania nad terapią grupową, zarządzaniem i przewodniczeniem grupie, jak i nauczaniem nastawionym na ucznia. Pole zastosowań poszerzało się.
Nie mogę uwierzyć, jak wolno wyciągałem wnioski z tego, nad czym pracowałem sam i nad czym pracowali moi koledzy. W roku 1961 napisałem książkę, której nadałem tytuł _A Therapist’s View to Psychotherapy_ , zastrzegając, iż wszystkie artykuły ogniskują się na pracy indywidualnej, chociaż poszczególne rozdziały dotyczyły także szerszego pola zastosowań. Na szczęście tytuł nie zrobił dobrego wrażenia na wydawcy. Zmienił on tytuł jednego z rozdziałów i zasugerował, aby całości pracy dać nazwę _On Becoming a Person_ . Przyjąłem tę sugestię. Sądziłem, że piszę dla psychoterapeutów, lecz – ku memu zdziwieniu – odkryłem, że piszę dla _zwykłych ludzi_: dla pielęgniarek, gospodyń domowych, biznesmenów, księży, ministrów, nauczycieli i młodzieży, dla ludzi wszelkiego pokroju. Książkę tę w angielskim oryginale oraz w licznych przekładach przeczytały miliony ludzi na całym świecie. Wpływ, jaki wywarła, zmusił mnie do zrewidowania ograniczającego przekonania, że piszę tylko dla terapeutów. Reakcja na nią wzbogaciła moje życie i myślenie. Uważam, że to, co zawarłem od tego czasu w moich pracach na temat relacji między terapeutą i klientem, jest w równym stopniu prawdą w odniesieniu do relacji w małżeństwie, rodzinie, szkole, administracji, relacji między kulturami lub państwami.
Pragnę teraz powrócić do niniejszej książki i do tego, co w niej zawarłem. Na jej pierwszą część składa się pięć artykułów o bardzo osobistym charakterze. Traktują one o moich doświadczeniach w przeżywaniu relacji międzyludzkich, o moich odczuciach związanych ze starzeniem się, o źródłach mej filozofii, moim spojrzeniu na własną karierę, osobistym poglądzie na „rzeczywistość”. Zostały napisane nie tylko przeze mnie, lecz również dla mnie. Nie potrafię przewidzieć, w jakim stopniu dotkną one czytelnika i jego przeżyć.
Zarówno w tej części, jak i w pozostałych rozdziałach książki czas powstania poszczególnych tekstów można określić na podstawie sposobu, w jaki traktuję problem zaimków osobowych. Dzięki mojej córce i przyjaciołom o feministycznych poglądach, stawałem się coraz bardziej czuły na „językową” nierówność płci. Zawsze, jak sądzę, traktowałem kobiety na równi z mężczyznami, lecz dopiero w ostatnich latach jasno zdałem sobie sprawę z poniżającego aspektu używania wyłącznie męskich zaimków w stwierdzeniach odnoszących się do obojga płci. Wolałem jednak pozostawić starsze teksty w formie takiej, w jakiej powstały, gdyż próby dostosowania ich do obecnych standardów mojego języka wydały mi się w pewien sposób nieuczciwe. Co napisałem, to napisałem. Czas powstania niektórych tekstów można również określić dzięki zawartym w nich odniesieniom do naszej (w mej opinii) niewiarygodnie głupiej, nieludzkiej i niszczycielskiej wojny w Wietnamie – wojny równie tragicznej dla Amerykanów, jak dla Wietnamczyków.
Druga część książki traktuje o moich przemyśleniach i działaniach zawodowych. Na rosnący zakres zastosowań moich idei wskazują zmiany w terminologii kategoryzującej moje poglądy. Stary termin „terapia nastawiona na klienta” przekształcił się w „podejście nastawione na osobę” . Innymi słowy, nie mówię już tylko o psychoterapii, lecz o pewnym punkcie widzenia, o pewnej filozofii, podejściu do życia, o sposobie bycia, który sprawdza się w każdej sytuacji i którego celem jest między innymi _rozwój_ jednostki, grupy czy społeczności. Dwa z tych artykułów powstały stosunkowo niedawno, natomiast pozostałe napisałem nieco wcześniej. Połączone, przedstawiają jednak główne aspekty mojej obecnej pracy i przemyśleń. Osobiście lubię rozdział złożony z sześciu części – wydarzeń, które tak wiele mnie nauczyły.
Trzecia część dotyczy edukacji – pola, w którym czuję się do pewnego stopnia kompetentny. Rzucam w niej wyzwania instytucjom edukacyjnym i przedstawiam przemyślenia dotyczące tego, z czym być może przyjdzie nam się zmierzyć w nadchodzących latach. Obawiam się, że moje poglądy są raczej nieortodoksyjne i że mogą nie cieszyć się popularnością w panującym tymczasem w oświacie klimacie konserwatyzmu, w dobie oszczędności budżetowych oraz krótkowzrocznych planów. Są to więc przemyślenia dotyczące odległej przyszłości nauczania.
W ostatniej części książki przedstawiam moje poglądy na drastyczne przemiany, którym stawia czoło nasza kultura za sprawą mało znanych postępów myśli naukowej oraz osiągnięć w wielu innych dziedzinach. Spekuluję o kierunku zmian, którym podlega nasz świat. Przedstawiam również swoje poglądy na naturę osoby, która potrafiłaby żyć w owym odmienionym świecie.
Kilka spośród rozdziałów tej książki opublikowałem w różnych formach wcześniej. Rozdział czwarty _Starzenie się czy rozwój?_, rozdział dziewiąty _Tworzenie społeczności nastawionych na osobę: zalecenia na przyszłość_ oraz rozdział piętnasty _Świat przyszłości i człowiek jutra_ zostały tutaj opublikowane po raz pierwszy.
Każdy ze składających się na tę pracę tekstów przedstawia tak czy inaczej pewien sposób bycia, do którego dążę – sposób bycia, który może przemówić do mieszkańców wielu krajów, ludzi o różnym wykształceniu i zawodach, wiodących różne życie, i wzbogacić ich. Jedynie sam możesz stwierdzić, czy znaczy on coś również dla ciebie, a ja tylko zapraszam cię, abyś spróbował podróży tą „drogą”.