Spotkanie na Karaibach - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Spotkanie na Karaibach - ebook
Rachel jedzie na Karaiby, by odnaleźć matkę, która podobno ma tam romans z młodym mężczyzną – Mathew Brodym. Nie odnajduje jej, ale spotyka Mathew – przystojnego Antylczyka, właściciela hotelu, w którym zamieszkała. Liczy na to, że on naprowadzi ją na ślad matki. Nie zdradza, kim jest i zaczyna się z nim umawiać…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9606-7 |
Rozmiar pliku: | 612 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Pani pierwszy raz na St Antoine?
Rachel oderwała wzrok od krzewów hibiskusa, rosnących dziko nieopodal budynków lotniska, i spojrzała na taksówkarza.
– Och, tak, to mój pierwszy pobyt na Karaibach – przyznała.
Jeszcze całkiem niedawno nawet nie przeszło jej przez myśl, że znajdzie się w tym podzwrotnikowym rejonie. Ale tydzień temu ojciec zdradził, że jego żona Sara Claiborne opuściła go i poleciała na małą wysepkę St Antoine, aby odwiedzić mężczyznę, którego poznała przed wieloma laty.
– Czy matka powiedziała, kiedy wróci? – spytała wówczas Rachel.
– Nie wiadomo, czy w ogóle wróci – wymamrotał ponuro ojciec. – A jeśli tam zostanie, to sam nie wiem, co pocznę.
Rachel poczuła się zagubiona. Wprawdzie niekiedy dostrzegała między ojcem i matką pewien rozdźwięk, ale przypisywała to po prostu różnicy ich charakterów. Głęboko wierzyła, że małżeństwo jej rodziców jest niewzruszone jak skała i nie rozpadnie się wskutek kłótni czy niewierności. Jednakże jej sądy w tej kwestii w niewielkim stopniu opierały się na doświadczeniu, gdyż w wieku trzydziestu lat wciąż jeszcze była niezamężną dziewicą.
– Więc kim jest ten człowiek? – zapytała ojca.
– Nazywa się Matthew Brody – odpowiedział powściągliwie Ralph Claiborne. Zamilkł na chwilę, po czym odpalił następną bombę: – Chcę, żebyś pojechała po matkę i sprowadziła ją z powrotem.
Rachel wpatrzyła się w niego z niedowierzaniem.
– Ja? Dlaczego ty nie możesz po nią pojechać?
– A co bym zrobił, gdyby mnie odprawiła? – odpowiedział pytaniem.
Rachel nie mogła odmówić mu pomocy, bo rozumiała, że uważa tego nieznajomego mężczyznę za zagrożenie dla swego małżeństwa. Ojciec poinformował ją, że ów Matthew Brody mieszka na małej wysepce St Antoine na Karaibach. Kiedy oświadczyła, że nie może tak po prostu porzucić swoich zawodowych obowiązków w lokalnej gazecie, odparł niewzruszenie:
– Pogadam z Donem. Powiem mu, że Sara potrzebowała odpoczynku, a ponieważ nie mogłem opuścić biura, by jej towarzyszyć, więc ty mnie zastąpisz. Z pewnością zgodzi się dać ci dwutygodniowy bezpłatny urlop, zwłaszcza że ostatnio ciężko tyrałaś, gdy połowa zespołu redakcyjnego zachorowała na grypę.
Rachel wiedziała, że ojciec w gruncie rzeczy załatwił jej tę pracę, gdyż wydawca gazety Don Graham był jego dawnym szkolnym kolegą. Wprawdzie trafiła tam prosto z college’u, jednak wolała myśleć, że otrzymała posadę dzięki swoim dobrym stopniom z angielskiego i umiejętności obsługiwania komputera.
Teraz ojciec dotrzymał słowa. Nazajutrz Don Graham zadzwonił do niej i oznajmił, że dostała dwutygodniowy urlop, a jej obowiązki w dziale reklam przejmie tymczasowo ktoś inny.
Tak więc znalazła się trzy tysiące mil od domu, nękana złymi przeczuciami, nie mając najbledszego pojęcia, jak poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Była przekonana, że matka wciąż kocha ojca, jednak nie wiedziała, czy ta miłość wytrzyma próbę innego związku z tym tajemniczym Matthew Brodym.
– Przyjechała pani na wakacje? – spytał uprzejmie taksówkarz, posiadacz bujnych wąsów i włosów splecionych w warkoczyki.
– Eee... chyba tak – wyjąkała.
Ta niejasna odpowiedź sprowokowała jego podejrzliwe spojrzenie, które Rachel pochwyciła we wstecznym lusterku. Wyjrzała przez okno. Jechali wąską niebrukowaną drogą. Widok błękitnego oceanu i oślepiająco białego piasku plaży u stóp stromego urwiska porośniętego gęstą trawą podniósł ją na duchu. Uznała, że ta wyprawa stwarza jej okazję do zdobycia całkiem nowych doświadczeń, i postanowiła jak najlepiej ją wykorzystać.
Wcześniej nigdy nie słyszała o St Antoine. Ta mała wysepka należała do niewielkiego archipelagu w pobliżu wybrzeża Jamajki. Kilka gór i raf koralowych, bujna tropikalna roślinność. Ojciec poinformował ją, że mieszkańcy utrzymują się z uprawy trzciny cukrowej i kawy oraz, rzecz jasna, z turystyki.
– Na długo? – zapytał kierowca.
– Na dwa tygodnie – odrzekła zgodnie z prawdą.
Oczywiście o ile matka nie odeśle jej natychmiast z powrotem! Ojciec zarezerwował dla niej pokój w jedynym miejscowych hoteli i szkoda byłoby tego nie wykorzystać.
– Uprawia pani sporty wodne?
Taksówkarz najwyraźniej starał się ją wysondować.
– Lubię pływać – przyznała. Kiedyś w Hiszpanii próbowała także nurkowania z rurką.
– Nie mamy tu zbyt wielu innych rozrywek – oznajmił. – Żadnych kin ani nocnych klubów.
Rachel skrzywiła się na tę wzmiankę o nocnych atrakcjach. Przez całe dorosłe życie nauczyła się ignorować osobiste uwagi i seksualne aluzje. Co z tego, że jest wysoką długonogą blondynką o bujnym biuście? Nie lubiła swojego wyglądu ani męskich spojrzeń, które przyciągała. Prawdopodobnie właśnie dlatego nadal żyła samotnie i nie zanosiło się pod tym względem na zmianę.
W młodości martwiła się swoim wzrostem i aparycją, które wyróżniały ją spośród innych dziewcząt. Pragnęła mieć ciemniejsze włosy, być niższa i drobniejsza, podobna do swojej matki. Jednak w college’u przekonała się, że wszyscy chłopcy myślą stereotypami. Była efektowną blondynką, więc traktowali ją jak lalunię o ilorazie inteligencji równej rozmiarowi biustu.
– Daleko jeszcze do miasta? – spytała taksówkarza, zdecydowana przejąć inicjatywę w rozmowie.
– Niedaleko – odpowiedział, trąbiąc i wymijając ciągniony przez muły wóz wyładowany bananami. – Zatrzyma się pani w Tamarisk?
– Tak. To chyba niewielki hotel?
– Owszem, ale pełny o tej porze roku. W styczniu i lutym, kiedy w Anglii i w Stanach jest zima, przyjeżdża do nas najwięcej turystów. Takich jak pani.
Rachel zastanawiała się, w jaki sposób napomknąć o Matthew Brodym. Tę wysepkę zamieszkuje niewielu ludzi, więc całkiem możliwe, że taksówkarz o nim słyszał.
Droga skręciła w głąb lądu i Rachel przyjrzała się wielobarwnej gęstwie subtropikalnych drzew i krzewów, grających kolorami w blasku słońca, które nawet tym późnym popołudniem świeciło oślepiająco. Gdy zbliżali się do miasteczka St Antoine, bujna roślinność ustąpiła miejsca domom otoczonym polami uprawnymi i pastwiskami oraz nielicznym knajpkom, których szyldy oferowały: „Świeże kanapki” lub „Lody własnego wyrobu”. Później szosę przedzielił rząd palm. Pojawiły się sklepy i większe budynki mieszkalne z balkonami i dachami porośniętymi bugenwillą.
– Hm... przypuszczam, że nie zna pan mężczyzny o nazwisku Brody? – odważyła się w końcu zagadnąć taksówkarza, chcąc wykorzystać szansę, zanim dojadą do hotelu.
– Chodzi pani o Jacoba Brody’ego? – spytał i nie czekając na jej odpowiedź, mówił dalej: – Jasne, wszyscy go tutaj znają. Do Jacoba Brody’ego i jego syna należy większość wyspy.
Rachel ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy. Z jakiegoś powodu była przekonana, że Matthew Brody jest kimś w rodzaju playboya, który ma romans z jej matką. Zanim zdążyła zadać następne pytanie, wjechali przez bramę z kutego żelaza na dziedziniec z fontanną i zatrzymali się przed piętrowym otynkowanym budynkiem.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmił taksówkarz.
Wysiadł, otworzył drzwi dla swojej pasażerki, a potem wyjął z bagażnika jej walizkę. Rachel wcisnęła mu w rękę zwitek dolarów. Nigdy nie potrafiła prawidłowo oszacować wysokości napiwku, lecz teraz sądząc z miny mężczyzny, najwidoczniej mocno przesadziła.
– Zna pani Brodych? – zapytał, mylnie tłumacząc sobie jej hojność.
– Nie – zaprzeczyła. – Poradzę sobie – dodała, kiedy szofer chciał wnieść jej walizkę do hotelu. – Dziękuję.
– To ja dziękuję – odparł, wciskając banknoty do kieszeni. – Gdyby jeszcze potrzebowała pani taksówki, proszę po prostu zapytać o Aarona. W hotelu mają mój numer telefonu.
Rachel z uprzejmym uśmiechem skinęła głową, lecz w duchu pomyślała, że nie powinna tak szastać pieniędzmi. Wlokąc za sobą walizkę na kółkach, przemierzyła ocienioną markizą werandę z trzcinowymi stolikami i fotelami i weszła do holu ozdobionego mnóstwem kwiatów w donicach i urnach.
– Witamy w hotelu Tamarisk – zwróciła się do niej młoda ładna Antylka siedząca za ladą recepcji.
– Nazywam się Claiborne i kilka dni temu zarezerwowałam u was pokój.
– Oczywiście.
Podczas gdy dziewczyna sprawdzała rezerwację w komputerze, Rachel się rozejrzała. Hotel był wprawdzie niewielki, ale elegancki. Parter tworzył przestronne atrium, a pokoje na piętrze łączył balkon wsparty na kamiennych kolumnach. W powietrzu unosił się przyjemny zapach słodyczy i przypraw.
Recepcjonistka, nosząca plakietkę z imieniem Rosa, podsunęła jej pióro i formularz.
– Proszę to wypełnić, a ja wezwę Toby’ego, żeby zaprowadził panią do pokoju.
Rachel oparła plecak o kontuar. Przywykła do tych formalności, gdyż często zatrzymywała się w hotelach, chociaż nie w tak egzotycznych miejscach. Gdy wpisywała niezbędne dane, usłyszała za plecami czyjeś kroki – a ze sposobu, w jaki recepcjonistka wyprostowała się i przygładziła włosy, wywnioskowała, że to jakiś mężczyzna, na którym dziewczyna pragnie wywrzeć wrażenie.
Reakcje wszystkich kobiet są takie banalne i przewidywalne, pomyślała.
– Cześć, Matt – rzuciła Rosa.
Matt?
Czyżby to zbieg okoliczności? Rachel mimo woli odwróciła się gwałtownie i ujrzała wysokiego mężczyznę o oliwkowej cerze, ubranego w czarną koszulę z krótkimi rękawami i czarne spodnie. Był szczupły, lecz barczysty i muskularny. Niechętnie musiała przyznać, że jest bardzo atrakcyjny. Na jego przedramieniu dostrzegła tatuaż przedstawiający jakiegoś skrzydlatego drapieżnika. Nieznajomy był gładko ogolony, lecz z cieniem zarostu na policzkach. Włosy miał proste, gęste i jak na jej gust nieco przydługie.
– Pan Brody telefonował przez cały dzień, pytając o ciebie – powiedziała Rosa, rzucając mężczyźnie jawnie uwodzicielskie spojrzenie. – Na twoim miejscu zadzwoniłabym do niego.
– Naprawdę zrobiłabyś to? – zapytał recepcjonistkę.
Jego głęboki głos przejął Rachel zmysłowym dreszczem. Ogarnęło ją zakłopotanie. Nie zwykła reagować w ten sposób na mężczyzn, a świadomość, że prawdopodobnie to właśnie do niego przyleciała jej matka, wprawiła ją w jeszcze większe zmieszanie. Zarazem jednak nie mogła w to uwierzyć. Był szalenie seksowny i co najmniej dziesięć lat młodszy od Sary Claiborne. Pomyślała, że jeśli matka rzeczywiście nawiązała z nim romans, to ojciec nie ma żadnych szans.
Zastanawiała się, jak powinna postąpić. Czy jej matka też zatrzymała się w tym hotelu? Zdecydowała, że musi poznać bliżej tego mężczyznę, choć wątpiła, czy zdoła pozyskać jego zaufanie.
– Pani pierwszy raz na St Antoine?
Rachel oderwała wzrok od krzewów hibiskusa, rosnących dziko nieopodal budynków lotniska, i spojrzała na taksówkarza.
– Och, tak, to mój pierwszy pobyt na Karaibach – przyznała.
Jeszcze całkiem niedawno nawet nie przeszło jej przez myśl, że znajdzie się w tym podzwrotnikowym rejonie. Ale tydzień temu ojciec zdradził, że jego żona Sara Claiborne opuściła go i poleciała na małą wysepkę St Antoine, aby odwiedzić mężczyznę, którego poznała przed wieloma laty.
– Czy matka powiedziała, kiedy wróci? – spytała wówczas Rachel.
– Nie wiadomo, czy w ogóle wróci – wymamrotał ponuro ojciec. – A jeśli tam zostanie, to sam nie wiem, co pocznę.
Rachel poczuła się zagubiona. Wprawdzie niekiedy dostrzegała między ojcem i matką pewien rozdźwięk, ale przypisywała to po prostu różnicy ich charakterów. Głęboko wierzyła, że małżeństwo jej rodziców jest niewzruszone jak skała i nie rozpadnie się wskutek kłótni czy niewierności. Jednakże jej sądy w tej kwestii w niewielkim stopniu opierały się na doświadczeniu, gdyż w wieku trzydziestu lat wciąż jeszcze była niezamężną dziewicą.
– Więc kim jest ten człowiek? – zapytała ojca.
– Nazywa się Matthew Brody – odpowiedział powściągliwie Ralph Claiborne. Zamilkł na chwilę, po czym odpalił następną bombę: – Chcę, żebyś pojechała po matkę i sprowadziła ją z powrotem.
Rachel wpatrzyła się w niego z niedowierzaniem.
– Ja? Dlaczego ty nie możesz po nią pojechać?
– A co bym zrobił, gdyby mnie odprawiła? – odpowiedział pytaniem.
Rachel nie mogła odmówić mu pomocy, bo rozumiała, że uważa tego nieznajomego mężczyznę za zagrożenie dla swego małżeństwa. Ojciec poinformował ją, że ów Matthew Brody mieszka na małej wysepce St Antoine na Karaibach. Kiedy oświadczyła, że nie może tak po prostu porzucić swoich zawodowych obowiązków w lokalnej gazecie, odparł niewzruszenie:
– Pogadam z Donem. Powiem mu, że Sara potrzebowała odpoczynku, a ponieważ nie mogłem opuścić biura, by jej towarzyszyć, więc ty mnie zastąpisz. Z pewnością zgodzi się dać ci dwutygodniowy bezpłatny urlop, zwłaszcza że ostatnio ciężko tyrałaś, gdy połowa zespołu redakcyjnego zachorowała na grypę.
Rachel wiedziała, że ojciec w gruncie rzeczy załatwił jej tę pracę, gdyż wydawca gazety Don Graham był jego dawnym szkolnym kolegą. Wprawdzie trafiła tam prosto z college’u, jednak wolała myśleć, że otrzymała posadę dzięki swoim dobrym stopniom z angielskiego i umiejętności obsługiwania komputera.
Teraz ojciec dotrzymał słowa. Nazajutrz Don Graham zadzwonił do niej i oznajmił, że dostała dwutygodniowy urlop, a jej obowiązki w dziale reklam przejmie tymczasowo ktoś inny.
Tak więc znalazła się trzy tysiące mil od domu, nękana złymi przeczuciami, nie mając najbledszego pojęcia, jak poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Była przekonana, że matka wciąż kocha ojca, jednak nie wiedziała, czy ta miłość wytrzyma próbę innego związku z tym tajemniczym Matthew Brodym.
– Przyjechała pani na wakacje? – spytał uprzejmie taksówkarz, posiadacz bujnych wąsów i włosów splecionych w warkoczyki.
– Eee... chyba tak – wyjąkała.
Ta niejasna odpowiedź sprowokowała jego podejrzliwe spojrzenie, które Rachel pochwyciła we wstecznym lusterku. Wyjrzała przez okno. Jechali wąską niebrukowaną drogą. Widok błękitnego oceanu i oślepiająco białego piasku plaży u stóp stromego urwiska porośniętego gęstą trawą podniósł ją na duchu. Uznała, że ta wyprawa stwarza jej okazję do zdobycia całkiem nowych doświadczeń, i postanowiła jak najlepiej ją wykorzystać.
Wcześniej nigdy nie słyszała o St Antoine. Ta mała wysepka należała do niewielkiego archipelagu w pobliżu wybrzeża Jamajki. Kilka gór i raf koralowych, bujna tropikalna roślinność. Ojciec poinformował ją, że mieszkańcy utrzymują się z uprawy trzciny cukrowej i kawy oraz, rzecz jasna, z turystyki.
– Na długo? – zapytał kierowca.
– Na dwa tygodnie – odrzekła zgodnie z prawdą.
Oczywiście o ile matka nie odeśle jej natychmiast z powrotem! Ojciec zarezerwował dla niej pokój w jedynym miejscowych hoteli i szkoda byłoby tego nie wykorzystać.
– Uprawia pani sporty wodne?
Taksówkarz najwyraźniej starał się ją wysondować.
– Lubię pływać – przyznała. Kiedyś w Hiszpanii próbowała także nurkowania z rurką.
– Nie mamy tu zbyt wielu innych rozrywek – oznajmił. – Żadnych kin ani nocnych klubów.
Rachel skrzywiła się na tę wzmiankę o nocnych atrakcjach. Przez całe dorosłe życie nauczyła się ignorować osobiste uwagi i seksualne aluzje. Co z tego, że jest wysoką długonogą blondynką o bujnym biuście? Nie lubiła swojego wyglądu ani męskich spojrzeń, które przyciągała. Prawdopodobnie właśnie dlatego nadal żyła samotnie i nie zanosiło się pod tym względem na zmianę.
W młodości martwiła się swoim wzrostem i aparycją, które wyróżniały ją spośród innych dziewcząt. Pragnęła mieć ciemniejsze włosy, być niższa i drobniejsza, podobna do swojej matki. Jednak w college’u przekonała się, że wszyscy chłopcy myślą stereotypami. Była efektowną blondynką, więc traktowali ją jak lalunię o ilorazie inteligencji równej rozmiarowi biustu.
– Daleko jeszcze do miasta? – spytała taksówkarza, zdecydowana przejąć inicjatywę w rozmowie.
– Niedaleko – odpowiedział, trąbiąc i wymijając ciągniony przez muły wóz wyładowany bananami. – Zatrzyma się pani w Tamarisk?
– Tak. To chyba niewielki hotel?
– Owszem, ale pełny o tej porze roku. W styczniu i lutym, kiedy w Anglii i w Stanach jest zima, przyjeżdża do nas najwięcej turystów. Takich jak pani.
Rachel zastanawiała się, w jaki sposób napomknąć o Matthew Brodym. Tę wysepkę zamieszkuje niewielu ludzi, więc całkiem możliwe, że taksówkarz o nim słyszał.
Droga skręciła w głąb lądu i Rachel przyjrzała się wielobarwnej gęstwie subtropikalnych drzew i krzewów, grających kolorami w blasku słońca, które nawet tym późnym popołudniem świeciło oślepiająco. Gdy zbliżali się do miasteczka St Antoine, bujna roślinność ustąpiła miejsca domom otoczonym polami uprawnymi i pastwiskami oraz nielicznym knajpkom, których szyldy oferowały: „Świeże kanapki” lub „Lody własnego wyrobu”. Później szosę przedzielił rząd palm. Pojawiły się sklepy i większe budynki mieszkalne z balkonami i dachami porośniętymi bugenwillą.
– Hm... przypuszczam, że nie zna pan mężczyzny o nazwisku Brody? – odważyła się w końcu zagadnąć taksówkarza, chcąc wykorzystać szansę, zanim dojadą do hotelu.
– Chodzi pani o Jacoba Brody’ego? – spytał i nie czekając na jej odpowiedź, mówił dalej: – Jasne, wszyscy go tutaj znają. Do Jacoba Brody’ego i jego syna należy większość wyspy.
Rachel ze zdziwienia szeroko otworzyła oczy. Z jakiegoś powodu była przekonana, że Matthew Brody jest kimś w rodzaju playboya, który ma romans z jej matką. Zanim zdążyła zadać następne pytanie, wjechali przez bramę z kutego żelaza na dziedziniec z fontanną i zatrzymali się przed piętrowym otynkowanym budynkiem.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmił taksówkarz.
Wysiadł, otworzył drzwi dla swojej pasażerki, a potem wyjął z bagażnika jej walizkę. Rachel wcisnęła mu w rękę zwitek dolarów. Nigdy nie potrafiła prawidłowo oszacować wysokości napiwku, lecz teraz sądząc z miny mężczyzny, najwidoczniej mocno przesadziła.
– Zna pani Brodych? – zapytał, mylnie tłumacząc sobie jej hojność.
– Nie – zaprzeczyła. – Poradzę sobie – dodała, kiedy szofer chciał wnieść jej walizkę do hotelu. – Dziękuję.
– To ja dziękuję – odparł, wciskając banknoty do kieszeni. – Gdyby jeszcze potrzebowała pani taksówki, proszę po prostu zapytać o Aarona. W hotelu mają mój numer telefonu.
Rachel z uprzejmym uśmiechem skinęła głową, lecz w duchu pomyślała, że nie powinna tak szastać pieniędzmi. Wlokąc za sobą walizkę na kółkach, przemierzyła ocienioną markizą werandę z trzcinowymi stolikami i fotelami i weszła do holu ozdobionego mnóstwem kwiatów w donicach i urnach.
– Witamy w hotelu Tamarisk – zwróciła się do niej młoda ładna Antylka siedząca za ladą recepcji.
– Nazywam się Claiborne i kilka dni temu zarezerwowałam u was pokój.
– Oczywiście.
Podczas gdy dziewczyna sprawdzała rezerwację w komputerze, Rachel się rozejrzała. Hotel był wprawdzie niewielki, ale elegancki. Parter tworzył przestronne atrium, a pokoje na piętrze łączył balkon wsparty na kamiennych kolumnach. W powietrzu unosił się przyjemny zapach słodyczy i przypraw.
Recepcjonistka, nosząca plakietkę z imieniem Rosa, podsunęła jej pióro i formularz.
– Proszę to wypełnić, a ja wezwę Toby’ego, żeby zaprowadził panią do pokoju.
Rachel oparła plecak o kontuar. Przywykła do tych formalności, gdyż często zatrzymywała się w hotelach, chociaż nie w tak egzotycznych miejscach. Gdy wpisywała niezbędne dane, usłyszała za plecami czyjeś kroki – a ze sposobu, w jaki recepcjonistka wyprostowała się i przygładziła włosy, wywnioskowała, że to jakiś mężczyzna, na którym dziewczyna pragnie wywrzeć wrażenie.
Reakcje wszystkich kobiet są takie banalne i przewidywalne, pomyślała.
– Cześć, Matt – rzuciła Rosa.
Matt?
Czyżby to zbieg okoliczności? Rachel mimo woli odwróciła się gwałtownie i ujrzała wysokiego mężczyznę o oliwkowej cerze, ubranego w czarną koszulę z krótkimi rękawami i czarne spodnie. Był szczupły, lecz barczysty i muskularny. Niechętnie musiała przyznać, że jest bardzo atrakcyjny. Na jego przedramieniu dostrzegła tatuaż przedstawiający jakiegoś skrzydlatego drapieżnika. Nieznajomy był gładko ogolony, lecz z cieniem zarostu na policzkach. Włosy miał proste, gęste i jak na jej gust nieco przydługie.
– Pan Brody telefonował przez cały dzień, pytając o ciebie – powiedziała Rosa, rzucając mężczyźnie jawnie uwodzicielskie spojrzenie. – Na twoim miejscu zadzwoniłabym do niego.
– Naprawdę zrobiłabyś to? – zapytał recepcjonistkę.
Jego głęboki głos przejął Rachel zmysłowym dreszczem. Ogarnęło ją zakłopotanie. Nie zwykła reagować w ten sposób na mężczyzn, a świadomość, że prawdopodobnie to właśnie do niego przyleciała jej matka, wprawiła ją w jeszcze większe zmieszanie. Zarazem jednak nie mogła w to uwierzyć. Był szalenie seksowny i co najmniej dziesięć lat młodszy od Sary Claiborne. Pomyślała, że jeśli matka rzeczywiście nawiązała z nim romans, to ojciec nie ma żadnych szans.
Zastanawiała się, jak powinna postąpić. Czy jej matka też zatrzymała się w tym hotelu? Zdecydowała, że musi poznać bliżej tego mężczyznę, choć wątpiła, czy zdoła pozyskać jego zaufanie.
więcej..