Spotkanie w Londynie - ebook
Spotkanie w Londynie - ebook
Jako nastolatka Beth Lazenby została niesłusznie uznana winną handlu narkotykami. Do oskarżenia przyczynił się prawnik o międzynarodowej sławie Dante Cannavaro. Po wyjściu z więzienia Beth znajduje dobrą pracę w Londynie i rozpoczyna nowe życie, pod nowym nazwiskiem. Niespodziewanie na przyjęciu u sąsiada pojawia się Dante. Choć Beth nie chce mieć z nim nic wspólnego, nie będzie to ich ostatnie spotkanie…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1072-0 |
Rozmiar pliku: | 629 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Powtarzam, panno Mason: Czy rozumie pani, o co jest oskarżona przed tym sądem?
– Tak – odpowiedziała w końcu Jane cichym, przestraszonym głosem.
Wciąż nie mogła uwierzyć, że znalazła się na ławie oskarżonych pod zarzutem posiadania groźnego narkotyku i zamiaru jego sprzedaży. Studiowała na drugim roku wydziału biznesowego, a wieczorami przez pięć dni w tygodniu pracowała w barze szybkiej obsługi, by zarobić na czesne. Cała ta sprawa wydawała jej się sennym koszmarem, z którego miała nadzieję lada chwila się obudzić.
Ale to nie był sen. Uświadomiła to sobie wreszcie, gdy sędzia zapytał szorstkim tonem:
– Czy przyznaje się pani do winy?
Uchwyciła się kurczowo barierki, żeby nie upaść, i wykrzyknęła:
– Nie! Jestem niewinna!
Dlaczego miano by jej nie uwierzyć? Popatrzyła rozpaczliwie na pannę Sims, swoją obrończynię z urzędu, ale prawniczka skupiła wzrok na trzymanych w ręku notatkach.
Podczas tej wstępnej rozprawy Dante Cannavaro siedział rozparty swobodnie na krześle. Zazwyczaj nie zajmował się tego rodzaju sprawami, ale Henry Bewick, szef kancelarii prawnej, w której Dante odbywał niegdyś staż u progu swojej kariery zawodowej, poprosił go o to jako o osobistą przysługę.
W wieku dwudziestu dziewięciu lat Dante był wziętym adwokatem o międzynarodowej renomie specjalizującym się w sporach handlowych. Od lat nie występował w procesach kryminalnych, ale zapoznał się z aktami tej sprawy i wydawała mu się oczywista i banalna.
O samochód panny Mason otarł się bokiem inny pojazd. Kiedy funkcjonariusz policji poprosił ją o prawo jazdy, dziewczyna zaczęła grzebać w torbie na zakupy, z której wypadła podejrzanie wyglądająca paczuszka – jak się okazało, pełna narkotyków. Jedynym pasażerem w wozie Jane Mason był mocno pijany Timothy Bewick, syn Henry’ego. Dziewczyna zaprzeczyła, by cokolwiek wiedziała o tych narkotykach. Utrzymywała, że ktoś – jak sugerowała, młody Bewick – musiał włożyć je do jej torby.
Dante spotkał się z Timothym Bewickiem. Chłopak niechętnie świadczył przeciwko Jane, gdyż niewątpliwie był w niej zadurzony. Obejrzawszy zdjęcie panny Mason, Dante pojmował dlaczego. Wysoka, czarnowłosa piękność w kusym topie i szortach odsłaniających długie, zgrabne nogi skusiłaby każdego faceta – a zwłaszcza nastolatka, w którym buzują hormony. Zgodził się wziąć tę sprawę.
Teraz uniósł głowę, gdy Jane Mason oświadczyła stanowczo, że jest niewinna. Kłamie, pomyślał, mierząc ją przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu. Dziś postarała się ukryć swoją urodę, zapewne za radą obrończyni. Włożyła prostą czarną sukienkę, włosy ściągnęła w ciasny węzeł i nie miała makijażu.
Lecz zdaniem Dantego nie na wiele się to zdało. Obcisła sukienka uwydatniała bujne kształty panny Mason i sprawiała, że dziewczyna wyglądała na starszą niż dziewiętnaście lat – co ułatwi mu zadanie, gdy wezwie na świadka Timothy’ego Bewicka. Sędziowie przysięgli porównają tych dwoje i nie będą mieli cienia wątpliwości, że to ten młody zakochany chłopak mówi prawdę.
Wstał i z cynicznym uśmiechem popatrzył na Jane Mason. Ujrzał w jej oczach błagalny wyraz, a także chyba zmysłowy błysk. Ani przez chwilę nie dał się temu zwieść, chociaż nieoczekiwanie poczuł przypływ pożądania. Ta dziewczyna naprawdę jest pociągająca. Nic dziwnego, że omotała młodego Bewicka! Dante aż nazbyt dobrze pamiętał, jak to bywa. Tak, niewątpliwie podjął słuszną decyzję. Z przyjemnością doprowadzi do skazania uroczej panny Mason.
Jane spojrzała na tego wysokiego, czarnowłosego prawnika. Uśmiechnął się do niej. Zaparło jej dech w piersi, a serce zatrzepotało z nadziei. W końcu jakaś przyjazna twarz! Przystojny, mocno zbudowany mężczyzna emanował pewnością siebie, troską i władczą siłą. Instynktownie czuła, że ten człowiek jej uwierzy…
Uświadomiła sobie z goryczą, jak bardzo się myliła, gdy ze szczękiem zamknęły się za nią bramy więzienia. Otępiała ze strachu, popatrzyła na ten surowy budynek, który będzie jej domem przez następne trzy lata – albo przez połowę tego okresu, jeżeli dopisze jej szczęście i zostanie zwolniona za dobre sprawowanie, jak twierdziła jej beznadziejna adwokatka.
– To okropne, że cię tu zostawiam, Helen – powiedziała Jane, spoglądając ze łzami w oczach na starszą kobietę. – Nie wiem, jak przetrwałabym bez ciebie tych osiemnaście miesięcy więzienia – dodała i objęła przyjaciółkę, która dosłownie uratowała jej życie.
– Dzięki za te słowa – odrzekła z uśmiechem Helen. Ucałowała Jane w policzek, a potem spoważniała. – A teraz już nie płacz. Od dziś jesteś wolną kobietą. Trzymaj się tego, co ustaliłyśmy, a wszystko będzie dobrze.
– Na pewno nie chcesz, żebym cię odwiedzała? Będzie mi ciebie strasznie brakować.
– Tak, nie chcę – potwierdziła Helen. – Moja córka straciła życie w wieku osiemnastu lat, a twoje życie niemal zrujnowali kiepska adwokatka i fałszywi przyjaciele. Pamiętaj, co ci powiedziałam: świat nie jest sprawiedliwy. Tak więc nie rozpamiętuj niesprawiedliwego losu, jaki cię niegdyś spotkał, gdyż przez to tylko zgorzkniejesz. Myśl jedynie o przyszłości. A teraz już idź i nie oglądaj się za siebie. Skontaktuje się z tobą mój adwokat Clive Hampton. Możesz mu zaufać. Stań się kobietą rozsądną, pewną siebie i dumną z odniesionego sukcesu. Wiem, że tego dokonasz. – Uściskała Jane. – Życzę ci szczęścia.ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Dobranoc, Mary! – zawołała Beth Lazenby do recepcjonistki, wychodząc z biura mieszczącej się w centrum Londynu firmy rachunkowej Steel & White, w której pracowała jako młodszy wspólnik.
Przystanęła na chwilę na chodniku i odetchnęła świeżym powietrzem. Właściwie nie tak bardzo świeżym, pomyślała żałośnie. Lubiła swoją pracę, ale ostatnio – zwłaszcza po pobycie w letnim domku – zastanawiała się, czy naprawdę chce spędzić resztę życia w mieście.
Przyjrzała się mijającym ją w pośpiechu ludziom. Była popołudniowa godzina szczytu i Beth na widok długiej kolejki na przystanku autobusowym postanowiła przejść się do następnego. Ruch dobrze jej zrobi, a nie licząc Binkiego nie miała się po co spieszyć do domu. Jej przyjaciółka Helen zmarła przed trzema laty na raka – cztery miesiące po tym, jak Beth warunkowo zwolniono z więzienia.
Odsunęła od siebie te smutne wspomnienia i ruszyła chodnikiem. Była wysoką, smukłą, uderzająco piękną kobietą o rudych włosach, które lśniły w słońcu późnego popołudnia. Miała na sobie obcisłą lnianą sukienkę i poruszała się zgrabnie, lecz nie zwracała uwagi na pełne podziwu spojrzenia mężczyzn. Faceci niewiele znaczyli w jej życiu. Odniosła sukces zawodowy, była z tego dumna i to całkowicie ją satysfakcjonowało.
Nagle zobaczyła idącego z naprzeciwka człowieka przewyższającego o głowę większość przechodniów i niemal się potknęła. Serce zabiło jej szaleńczo. Szybko odwróciła wzrok od tego ciemnowłosego mężczyzny, którego od lat darzyła zaciekłą nienawiścią. Człowiek, którego posępne, surowe rysy na zawsze wryły jej się w pamięć – adwokat Cannavaro, według niej wcielony diabeł – znajdował się zaledwie trzy metry przed nią.
Wspomniała słowa Helen: „Bądź kobietą rozsądną, pewną siebie i dumną z odniesionego sukcesu”. Śmiało uniosła głowę i nie zwolniła kroku. Helen dożyła tego, by ujrzeć jej sukces. Beth pomyślała, że teraz też nie zawiedzie przyjaciółki. Cannavaro niewątpliwie jej nie rozpozna. Naiwna Jane Mason zniknęła na zawsze, a Beth Lazenby jest od niej mądrzejsza. Mimo to mijając go, czuła napięcie i kątem oka pochwyciła spojrzenie, jakie jej rzucił. Czy się zawahał? Nie wiedziała i nie dbała o to. Po prostu poszła dalej. Ale jej dobry nastrój prysnął, gdy napłynęły wspomnienia z mrocznej przeszłości. Z goryczą zacisnęła usta, zastanawiając się, ile jeszcze niewinnych ofiar podły Cannavaro wysłał do więzienia w ciągu minionych ośmiu lat.
Przypomniała sobie naiwną nastolatkę, jaką niegdyś była – skuloną na ławie oskarżonych i śmiertelnie przerażoną. Cannavaro uśmiechnął się do niej, a kiedy rzekł łagodnym, pełnym współczucia głosem, żeby się nie denerwowała ani niczego nie obawiała, wlał w jej serce nadzieję. Powiedział, że on i wszyscy obecni na sali pragną jedynie poznać prawdę o tej sprawie. A ona głupio mu uwierzyła. Uznała go za rycerza w lśniącej zbroi, za swego zbawcę. Ale potem składający zeznania Timothy Bewick i jego przyjaciel James Hudson perfidnie skłamali i zanim uświadomiła sobie swoją pomyłkę, było już za późno – została uznana za winną. Gdy wyprowadzano ją z sali sądowej, widziała, jak Cannavaro i jej obrończyni rozmawiają ze sobą i śmieją się beztrosko.
Dante Cannavaro był w świetnym humorze. Właśnie wygrał proces handlowy, reprezentując międzynarodową firmę, i uzyskał dla niej znacznie większe odszkodowanie, niż oczekiwano. Odprawił czekającego szofera i postanowił wrócić do domu pieszo. Za godzinę miano dostarczyć mu tam nowiutkie ferrari. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
Idąc chodnikiem, spostrzegł piękną kobietę o płomiennie rudych włosach i nagle całkiem zapomniał o nowym samochodzie. Była wysoka, smukła i nawet w prostej szarej sukience wyglądała olśniewająco. Odruchowo przystanął i popatrzył za nią, gdy go minęła. Poczuł przypływ pożądania. Nic dziwnego, pomyślał. Była piękna i seksowna, a on od miesiąca żył w celibacie. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że jest zaręczony z Ellen.
Jako prawnik o międzynarodowej praktyce miał biura w Londynie, Nowym Jorku i Rzymie. W każdym z tych miast utrzymywał też apartament, lecz za swój prawdziwy dom uważał posiadłość w Toskanii, w której się urodził i dorastał, należącą od pokoleń do jego rodziny.
Wuj Aldo – młodszy brat ojca Dantego – zmarł w marcu tego roku w Rzymie i teraz Dante był ostatnim męskim członkiem rodziny. Nadeszła więc pora, by porzucił praktykę prawniczą, zajął się rodzinną firmą, znalazł sobie żonę i spłodził paru synów, by ród Cannavaro nie zaginął.
Dotąd Dante zakładał, że dopiero kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, ożeni się i będzie miał dzieci. I oto teraz, w wieku trzydziestu siedmiu lat, został nagle zmuszony wywiązać się ze swych rodzinnych obowiązków. Chciał mieć potomstwo – najlepiej męskie – toteż postanowił poślubić Ellen. Znał ją od dwóch lat, cenił jej zawodowe zdolności i uważał za idealną kandydatkę na żonę. Była inteligentna, atrakcyjna i lubiła dzieci – a poza tym jako prawniczka rozumiała wymogi jego pracy. W łóżku też układało im się świetnie. Kiedy już podjął tę decyzję, inne kobiety przestały dla niego istnieć.
A jednak teraz ta rudowłosa piękność przyciągnęła jego spojrzenie…
Godzinę później Beth weszła do swojego niewielkiego mieszkania na parterze. W przedpokoju zrzuciła pantofle i włożyła kapcie. Uśmiechnęła się, gdy o jej nogi otarł się rudy kot.
– Cześć, Binkie – rzuciła.
Wzięła go na ręce, minęła sypialnię, salon, łazienkę i weszła do największego pomieszczenia – jadalni połączonej z kuchnią. Postawiła kota na podłodze i wyjęła z szafki jedzenie dla niego.
– Na pewno umierasz z głodu – powiedziała.
Włożyła do miseczki karmę z tuńczyka. Kot natychmiast zaczął jeść. Beth zaparzyła sobie kawę i z filiżanką wyszła z kuchni do ogródka na patio.
Barwne kwiaty w donicach oraz rosnące na kratownicy jaśmin i klemajtis były jej dumą i radością. Minęła je, podziwiając efekty swojej pracy, i weszła na trawnik otoczony półtorametrowym ceglanym murem. Furtka w murze prowadziła do położonego nieco wyżej ogródka mieszkania na piętrze. Beth rozejrzała się z zadowoleniem, wypiła łyk kawy i odsunęła od siebie myśli o Cannavarze. Nie warto zawracać sobie nim głowy. Usiadła przy stoliku na jednym z drewnianych krzeseł i odprężyła się.
W tym momencie nad furtką wychylił się jej sąsiad Tony – mocno zbudowany, krępy, pucołowaty, krótko ostrzyżony dwudziestotrzylatek. On i jego współlokator Mike pracowali w tej samej śródmiejskiej bankowej firmie co Beth i byli parą wesołych, beztroskich kumpli.
– Cześć, Beth. Czekałem, kiedy wrócisz z pracy. Mogę się przysiąść?
Zanim zdążyła odpowiedzieć twierdząco, wszedł i usiadł okrakiem na krześle.
– Czego ci zabrakło tym razem? Cukru, mleka, a może chcesz wyżebrać coś do jedzenia? – spytała kpiąco.
– Akurat nic z tych rzeczy. Ale nie miałbym nic przeciwko seksowi, gdybyś to zaproponowała – odrzekł z szelmowskim uśmiechem.
Beth roześmiała się mimo woli i potrząsnęła głową.
– Nigdy w życiu, Tony Hetherington.
– Tak myślałem. Jednak nie dziw mi się, że próbuję – powiedział z wesołym błyskiem w niebieskich oczach. – Ale do rzeczy. Zostajesz w ten weekend w Londynie, czy znowu wyjeżdżasz do swojego letniego domku nad morzem?
– Będę tu przez następne dwa tygodnie, a potem wezmę sobie trzytygodniowy urlop i pojadę do domku, żeby przeprowadzić niezbędne prace remontowe i może trochę posurfować. Liczę, że jak zwykle przypilnujesz mojego mieszkania. Nadal masz zapasowy klucz?
– Tak, oczywiście, załatwione. Ale wracając do mojego problemu, jak wiesz, w poniedziałek mam urodziny i jem obiad z rodzicami. To będzie okropne nudziarstwo! Dlatego w sobotę urządzam imprezę dla wszystkich przyjaciół i jesteś zaproszona. Trochę brakuje nam kobiet, więc proszę, przyjdź!
– Ciekawe, czemu jakoś nie budzi to we mnie entuzjazmu? – rzuciła kpiąco. – Może dlatego, że pamiętam twoje ostatnie gwiazdkowe przyjęcie. Musiałam niemal sama zajmować się podawaniem jedzenia i drinków, a potem żegnać gości, kiedy ty i Mike spiliście się do nieprzytomności. Nie wspominając już o późniejszym sprzątaniu…
Tony zachichotał.
– Rzeczywiście, niefortunnie wypadło. Ale to było wielkie przyjęcie. Tym razem będzie inaczej, obiecuję. Urządzam po południu zwykłego grilla na dworze, więc odpadnie sprzątanie.
– Ach, rozumiem. Zatem w istocie chodzi ci o poszerzenie terenu także o mój ogródek?
– No cóż, rzeczywiście. Ale ważniejsza jest kwestia jedzenia. Osobiście sądzę, że wystarczyłoby kilkadziesiąt kiełbasek i hamburgerów oraz trochę sałatki, ale znasz Mike’a. Uważa się za wielkiego kucharza. Planuje przyrządzić marynowane kurczaki, specjalne kebaby, ryby i jakieś nadziewane nie wiadomo co! Dlatego naprawdę musisz mi pomóc, Beth! – rzekł błagalnie Tony. – W zeszłym miesiącu, kiedy cię tu nie było, urządziliśmy imprezę z grillem, która skończyła się małą katastrofą – wyznał zawstydzony. – Mike omal nie otruł połowy gości swoim nadziewanym wieprzowym schabem. Chyba dlatego tym razem zjawi się niewiele kobiet. Która rozsądna dziewczyna znowu zaryzykuje zatrucie pokarmowe?
– No, dobrze, przyjdę i pomogę – zgodziła się Beth, kiedy już przestała się śmiać. – Pod warunkiem, że grill będzie na waszym terenie. Nie chcę, żeby spłonęła któraś z moich roślin. U mnie w ogródku goście mogą pić i jeść – ale mają zakaz wstępu do mieszkania. Jasne?
– Tak, cudowna kobieto – rzekł Tony i wstał. – Dzięki! – rzucił, przechodząc przez furtkę.
O siódmej w sobotni pogodny wieczór odprężona Beth rozejrzała się z uśmiechem po swoim ogródku pełnym swobodnie ubranych ludzi. Niektórzy jedli, pili piwo i białe wino albo po prostu stali i gawędzili, a inni już tańczyli. Część gości była w mieszkaniu chłopców na piętrze, gdzie serwowano mocniejsze trunki. Beth na wszelki wypadek zamknęła tylne drzwi i schowała klucz do kieszeni dżinsów.
– Jesteś sama? To niedobrze! – Nieco podpity Tony objął ją ramieniem w talii. – Dzięki temu, że wyperswadowałaś Mike’owi jego wyszukane pomysły kulinarne, impreza przebiega naprawdę wspaniale. Napij się ze mną.
Z uśmiechem potrząsnęła głową.
– Wiesz, że nigdy nie piję alkoholu.
– No to na razie – rzucił Tony. Puścił ją i odwrócił się, lecz nagle znieruchomiał. – Nie wierzę własnym oczom! – wykrzyknął. – Przyszedł mój starszy brat! Wysłałem mu zaproszenie do jego londyńskiego biura, ale nie przypuszczałem, że się zjawi. Jest wziętym prawnikiem, zna sześć języków i podróżuje zawodowo po całym świecie. Prawdę mówiąc, to pracoholik. Nie widziałem go od roku, ale mama powiedziała, że parę miesięcy temu się zaręczył. Ta kobieta z nim to pewnie jego narzeczona.
– Nie wiedziałam, że masz brata – rzekła zdziwiona Beth.
Popatrzyła z zaciekawieniem… i zamarła na widok przystojnej twarzy Cannavara. Przez moment przeszył ją strach. To niemożliwe! Wpatrzyła się z niedowierzaniem w zbliżającego się wysokiego, barczystego mężczyznę. Dotychczas widziała Cannavara tylko w czarnym garniturze. Ten obraz dręczył ją od lat. Lecz teraz, w niezobowiązującym stroju, wydawał się równie przerażający. Beth nie zwiódł jego swobodny wygląd. Wiedziała, że to podstępny diabeł.
Z wyjątkiem tamtego przypadkowego minięcia się z nim na ulicy nie widziała go od ośmiu lat. Usłuchała rady Helen i dzięki pomocy Clive’a Hamptona osiedliła się w Londynie, gdzie łatwo było jej zniknąć pośród milionów mieszkańców. A przynajmniej tak sądziła aż do dziś.
Prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek natknie się w tym wielkim mieście na Cannavara, było minimalne. A co dopiero dwukrotnie w ciągu tygodnia! Po prostu miała pecha. Zamierzała teraz chłodno i spokojnie stawić czoło tej sytuacji. Uciekając, tylko zwróciłaby na siebie uwagę.
Ale jak Cannavaro może być bratem Tony’ego? Jest o wiele wyższy i wygląda całkiem inaczej. Tony ma świeżą, wesołą twarz, natomiast na obliczu Cannavara, chociaż przystojnym, widnieje twardy, bezlitosny, arogancki wyraz, który Beth znała aż nazbyt dobrze.
– Jesteście do siebie zupełnie niepodobni – zwróciła się ostrożnie do Tony’ego.
– Mamy wspólną matkę, ale różnych ojców – wyjaśnił. – Mama jest Włoszką. Była wdową z trzynastoletnim synem, kiedy tata ją poznał, poślubił i niemal natychmiast przywiózł do Londynu. Dante uczęszczał do szkół i potem studiował zarówno w Anglii, jak i we Włoszech, więc widywałem go tylko podczas wakacji, z których połowę spędzaliśmy w starej rezydencji w Toskanii. Nie byłem tam od lat, ale Dante uwielbia tę posiadłość. Teraz odziedziczył ją po swoim ojcu wraz z mnóstwem pieniędzy i połową rodzinnej firmy prawniczej.
Beth czuła się jak sparaliżowana ze strachu. Przerażała ją myśl o spędzeniu w towarzystwie tego znienawidzonego człowieka choćby chwili, a co dopiero całego wieczoru. Ze ściśniętym sercem słuchała dalszej relacji Tony’ego.
– Dzieli nas różnica czternastu lat i Dante zawsze budził we mnie respekt. Ma wszystko: jest wysoki, przystojny, dobrze zbudowany i niewiarygodnie bogaty. Wciąż mu mówię, że nie musi w ogóle pracować, a już zwłaszcza tak ciężko, ale mnie nie słucha. Jak dla mnie jest zbyt intelektualnym typem, ale to wspaniały gość, kiedy się go bliżej pozna. A wszystkie kobiety go uwielbiają. Przedstawię cię mu.
– Nie! – zaprotestowała gwałtownie Beth. – Z pewnością chcecie ze sobą pogadać, a ja muszę nakarmić Binkiego.
Chciała odejść, lecz Tony ją zatrzymał.
– Kot może zaczekać. Wyświadcz mi przysługę. Z tobą u boku choć raz zaimponuję bratu. Zawsze otacza go grono pięknych kobiet. Prawdę mówiąc, dziwię się, że postanowił się ożenić. Jego narzeczona wygląda uroczo, ale nie jest tak ładna jak ty.
Zanim Beth miała szansę się wykręcić, usłyszała głęboki głos:
– Miło cię widzieć, Tony.
Zamarła.
– Nawzajem, Dante – odpowiedział młodzieniec. – Zaskoczyło mnie, że zdołałeś przyjść. A to z pewnością twoja narzeczona, o której mówiła mi mama – dodał, uśmiechając się do towarzyszącej bratu kobiety.
– Ma na imię Ellen, a to mój młodszy brat Tony – gładko dokonał prezentacji Cannavaro.
– Cieszę się, że poznałem kobietę, która zdołała poskromić Dantego – powiedział z uśmiechem Tony, po czym przedstawił Beth.
Uścisnęła dłoń Ellen, niemal współczując jej takiego narzeczonego. Wybranka Dantego miała trzydzieści kilka lat, nienaganną fryzurę i doskonały makijaż. Ubrana była w modne, eleganckie luźne spodnie i bluzkę. Uśmiechnęła się powściągliwie i zmierzyła chłodnym spojrzeniem zwyczajny ubiór Beth, której współczucie natychmiast się rozwiało.
– Gratuluję wam i życzę długiego, szczęśliwego wspólnego życia – wycedziła nieszczerze Beth, w istocie mając nadzieję, że małżeństwo Cannavara okaże się piekłem.
Odwlekała moment, gdy będzie musiała spojrzeć na tego znienawidzonego człowieka. To przez Cannavara trafiła do więzienia i w pierwszym tygodniu omal tam nie zginęła. Kiedy kilka współwięźniarek dowiedziało się, że została skazana za handel narkotykami, zażądały, żeby dostarczała im towar. A gdy Beth oświadczyła, że jest niewinna i nic nie wie o narkotykach, zawlokły ją pod prysznic, rozebrały, obcięły jej włosy i zagroziły, że poderżną gardło. Na szczęście Helen, kobieta w średnim wieku, towarzyszka Beth z celi, wkroczyła i uratowała jej życie.
To Helen przekonała ją, żeby po wyjściu z więzienia zmieniła nazwisko na Beth Lazenby oraz żeby przestała farbować włosy na czarno i powróciła do ich naturalnego rudego koloru.
Jej przybrani rodzice zginęli tragicznie podczas rejsu wycieczkowego, gdy w wieku osiemnastu lat rozpoczęła studia w college’u. Nie znała swoich biologicznych rodziców, tak więc nagle znalazła się na świecie całkiem sama. A wkrótce potem niewinnie trafiła do więzienia…
Gdy zatem po odsiedzeniu wyroku osiemnastu miesięcy Jane Mason wyszła na wolność na zwolnienie warunkowe, nikt nie zdołałby jej rozpoznać. Oprócz zmiany koloru włosów schudła prawie o trzynaście kilogramów. Przy pomocy Clive’a legalnie zmieniła nazwisko na Beth Lazenby.
W istocie wszystko, co później osiągnęła, zawdzięczała radom Helen. Tak więc nie mogła teraz zawieść zmarłej przyjaciółki i okazać słabość wobec Cannavara.