- W empik go
Spowiedź płatnego Zabójcy - ebook
Spowiedź płatnego Zabójcy - ebook
„Diabeł” — nie dostał się do GROM-u. Po studiach aplikuje do Wywiadu Cywilnego. Oficjalnie zostaje odrzucony. Nieoficjalnie, dostaje od FIRMY propozycję, aby zostać Zabójcą. Przechodzi na wpół-legalne, szkolenia kosztujące polskiego podatnika 5 mln zł. Po 7 latach zostaje „DIABŁEM” — który jest wysyłany tam, gdzie nie można posłać ani nikogo innego. W tej „spowiedźi”, mówi o rekrutacji, pieniądzach i szczegółach wykonanych zleceń. — POWIEŚĆ NA FAKTACH!
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-292-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
— „Upaść może świat”
— „A jeśli upadną tysiące?”
— „Łzy tysięcy matek okryją świat”
„Siła bez sprawiedliwości to przemoc, sprawiedliwość bez siły to nieudolność..”
Masutatsu Oyama
_Pamięci Wszystkim tym, dzięki którym jestem kim jestem_
_i dzięki którym_
_Żyję!_
DR DIABEŁ.
_Po 1980 roku — wtedy się urodziłem._
_Zabiłem oficjalnie 17 osób._
_Skurwieli — którzy nigdy nie powinni się narodzić_
_i chodzić po tej ziemi,_
_choć wiem,_
_że na pewno zabiłem więcej._
_Czasem, przy eliminacji obiektu pojawiali się inni ludzie,_
_jak np. „ochrona obiektu”, z którą trzeba było sobie „poradzić” — czyli po prostu ją wyeliminować._
_Nie wiem, czy tamci w trakcie „awantury” przeżyli — kluczowy był dla mnie „obiekt”_
_— tylko to mnie interesowało —_
_wykonanie zadania!_
_Za każde zlecenie dostawałem równowartość_
_od 100 000 zł w górę_
_i pełny zwrot poniesionych kosztów._
_Zwroty były w różnych walutach,_
_od różnych międzynarodowych agencji wywiadowczych._
_Agencje płaciły za to, czego nikt inny nie mógł zrobić._
_Przeszedłem nielegalne szkolenie, które nikomu_
_z Was w głowie się nie zmieści,_
_ani nie zmieści się tym, którzy są w jednostkach specjalnych._
_Chcę w tej książce opowiedzieć historię młodego człowieka,_
_który lubił sport, był całkiem niezłym studentem,_
_a życie potoczyło mu się tak,_
_że dokonał przynajmniej kilkunastu zabójstw z zimną krwią za pieniądze,_
_które płaciły mu różne międzynarodowe służby._
_W konsekwencji_
_zmieniłem kilka razy losy świata — dosłownie._
_I tak, tak — fakty bywają niewygodne, bywają mocne i mroczne,_
_albo wręcz żartobliwe…_
_jednak nadal są faktami._
_Dlatego będę starał się powiedzieć o sobie jak najmniej, a jednocześnie jak najwięcej,_
_bo opinia publiczna,_
_powinna o tym w moim przekonaniu wiedzieć._
_Opowiem Wam w ogromnym skrócie kim byłem, kim się stałem_
_i dlaczego_
_stałem się taką osobą._
_Dlaczego stałem się Diabłem._
_Opowiem Wam jak mnie rekrutowano na to „stanowisko” i dlaczego._
_Jakie miałem predyspozycje i jakich nie miałem._
_Opowiem Wam o tych eliminacjach o których mogę opowiedzieć_
_— bowiem o niektórych nie mogę i jeszcze długo nie będę mógł._
_Te wszystkie słowa stanowią swego rodzaju wstęp,_
_do tego wszystkiego o czym dalej przeczytacie._
_DR DIABEŁ._Od Autora
Cieszę się, że sięgasz po tę pozycję. Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz. W między czasie porozmawiamy…..
Na wstępie zaznaczam: ta książka jest normalna, nie jestem autorem kolejnego „Przedwiośnia” czy „Nad Niemnem”. Nie będzie opisów przyrody i tego w jakim kolorze są ściany i zasłony jak u „Prusa” w „Lalce”. Ja skupiam się na czym innym. Pokazuje przemyślenia, spostrzeżenia i ukazuję pewną historię.
Ta powieść jest w około 93 procentach wierna prawdzie, ale nie jest ładna. Dlaczego? Bo ta prawda, też piękną nie jest i nigdy nie będzie, ale tego możesz się już domyślać z tytułu, prawda?
Będzie tu dużo przekleństw, bardzo dużo, bo to jest kurewsko konkretny męski świat _(a może nie tylko męski?)_. Gdzie wyrażamy to co należy, bez zbędnego akademickiego pierdolenia.
Poznasz ten nasz świat. Świat w którym wielu mężczyzn a być może i kobiet chciałoby się znaleźć ale się nigdy nie znajdzie. Bo ten świat przecież oficjalnie nie istnieje.
Poznasz moją historię, na początku myśląc, że to nudna biografia, bowiem faktyczna akcja zaczyna się dopiero gdzieś za Izraelem, ale przejście przez wszystko, pozwoli Ci być może, ujrzeć to, co pozwala mi dzisiaj spojrzeć sobie samemu w lustro.
Sorry panowie i panie — „live is brutal” — a wierzcie mi — coś o tym wiem. Po kolejnych 500 stronach też będziecie wiedzieć.
DR DIABEŁ.
_(Kursywą w nawiasach jak teraz, będę wrzucał dodatkowe teksty. Czasem uzupełniające pewną wiedzę, czasem będzie to dygresja, a czasem podziękowania — bo wiem, że parę z osób o których będzie mowa, sięgnie po tę pozycję, nie wiedząc jeszcze o tym, iż znajdą tutaj „siebie”, ale pod zmienionym imieniem czy pseudonimem)_
Wszedłem do konfesjonału…
— Proszę księdza, to będzie ten typ spowiedzi,
co jest spowiedzią
z całego życia..
.
— Rozumiem, zatem mów synu.
.
Wyjąłem Glocka17,
który w pozycji klęczącej,
kurewsko uwierał mnie w plecy.
Naciskająca kolba na odcinek lędźwiowo krzyżowy,
z którym i tak już miałem problemy,
była naprawdę niewygodna.
Kontynuuję:
— Ostatni raz na spowiedzi świętej byłem:
Nie pamiętam kiedy, jakieś może 20 lat temu….
Być może obraziłem Boga następującymi grzechami:1. O mnie czyli (nie) predyspozycje
Miałem jakieś 8 lat, kiedy podjąłem decyzję, a raczej miałem marzenie, że chcę być członkiem zespołu bojowego GROM-u — najlepiej szefem takiego zespołu.
Od razu odpowiadam… NIGDY W GROMIE/ FORMOZIE itd. W POLSKICH SŁUŻBACH NIE SŁUŻYŁEM — Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że pracowałem legalnie jako żołnierz i gdzieś tam kogoś stuknąłem przy okazji wykonywania jakiejś tajnej akcji — NIE.
Jako mały dzieciak, oglądający kasety VHS — chyba każdy z nas je pamięta i pamięta choćby takie filmy jak „Rambo” — stworzyłem sobie jakieś wyobrażenie siebie w przyszłości i tą drogą chciałem się rozwijać.
Mając 8 lat zacząłem trenować sporty walki i pływanie. Jeśli chodzi o sporty walki to głównie przez prawie kolejne 15 lat Karate Kyokushin. _(Pozdrawiam w tym miejscu swojego Sensei R.W — OSU)_.
Kyokushin to chyba jedna z najtwardszych sztuk walki na świecie — walka full contact, bez ochraniaczy, bez podziału na kategorie wagowe itd..
Dyplomów, pucharów nagród itd. mam sporo. Stoją na półce i się kurzą.
Dziś po tych kolejnych ponad 20 latach patrzę na to i się głupio cieszę do lustra. Patrzę w to cholerne okrągłe lustro w pomarańczowej oprawie, w pomarańczowej łazience, w lustro jakie mam przed sobą i po tym jak umyję rano gębę mówię sobie: „byłeś kozak Diabeł, byłeś kozak, potem robiłeś to co robiłeś, przeżyłeś kurwa — przeżyłeś i wciąż kurwa żyjesz. jesteś kurwa kozak, nie spierdol tego” — i wciąż głupio się uśmiecham. Odwracam się w lewo, gdzie mam zwieszony granatowy ręcznik na suszarce wiszącej nad wanną i wycieram twarz.
Gdzieś w międzyczasie trenowałem też z jednym z najlepszych judoków na świecie MMA _(pozdrawiam P.N. — zresztą byliście z tego co wiem chyba na jednym roku z R.W.)_ a potem z A.M. tajski boks, ale to Kyokushin było tą esencją z której wszystko wychodziło.
Wszystko, czyli jak się po latach okazało „charakter” człowieka który miał stać się Diabłem.
Żeby dobrze zrozumieć moje podejście do życia, do zadań, do treningów, należy zrozumieć: „co znaczy Karate Kyokushin”.
W tłumaczeniu jest to „Stowarzyszenie poszukiwaczy najwyższej prawdy” — brzmi jak sekta, nie?
Ale prawda jest taka, że w Karate Kyokushin chodzi o to, abyś wykroczył poza swoje ciało — wciąż brzmi jak sekta? Mówi się, że tam gdzie kończą się wszystkie inne style, a zaczyna się duch walki, tam dopiero zaczyna się Karate Kyokushin! I powiedzmy sobie wprost, jeśli ktoś Ci powie: „zrób 1000 pompek” — to weźmiesz go za wariata — wiadomo, że tego nie zrobisz, ale w Kyokushin mówisz „OSU” _(coś jak potwierdzenie zrozumienia zadania bez jakiejkolwiek próby podważania jego sensowności)_ i składasz ręce w pięści _(tzw. seiken)_ i na tych pięściach te 1000 pompek robisz, a właściwie to zaczynasz robić bo wiadomo, że nie zrobisz — wcześniej zemdlejesz — ale o to właśnie chodzi!
O to, aby się nie poddawać! Prędzej zemdleję/umrę niż się poddam — to wykształtowanie mojego charakteru przez tyle lat okazało się rzutować na całą moją dotychczasową przeszłość i ówczesną, opisywaną teraz przeze mnie teraźniejszość i cały czas rzutuje — i tak, jestem za to wdzięczny!
Choć święty — jak wiedzie z tytułu książki — nie byłem i raczej mi to nie grozi.
Pływanie trenowałem przez 6 lat 3 razy w tygodniu do około 16. roku życia jeśli dobrze pamiętam, dodatkowo między 8smym a 18stym rokiem życia, rodzice wysłali mnie na zajęcia z niemieckiego i angielskiego.
Mój dzień wyglądał tak, że wstawałem około 6:00 rano a o 7:00 wychodziłem z domu i na 8:00 byłem w szkole. Szkołę zwykle kończyłem około 15:00. O 16:00 byłem w domu, szybki obiad i na 17:00 był trening pływacki albo trening sportów walki (poniedziałek/środa/piątek) a o 18:30 niemiecki/angielski. Zajęcia kończyły się 19:30. O 20:00 byłem w domu i mogłem usiąść do lekcji. Tak upłynął mi czas między około 8smym a 19stym rokiem życia.
Możecie powiedzieć, że miałem „zero życia” albo byłem „zerem życia” — po pierwsze w dupie mam to co powiecie, po drugie robiłem swoje bo wiedziałem po co to robię — szedłem po marzenia — szedłem po mojego Świętego Grala czyli po beret GROM.
Ale….
I tu będą 2 sprawy: (Kobieta i Zdrowie)
Zacznijmy od kobiety. Jako 19 latek zakochałem się. Byłem z kimś, potem Ona mnie zostawiła dla 10 lat starszego rozwodnika. Historia jakich tysiące, ale ja postanowiłem, że stanę się takim facetem, którego już nigdy, żadna nie zostawi. Stałem się, ale — fakt, Ona była dla mnie ogromnym motywatorem do wszystkiego przez wiele kolejnych lat!
Wiadomo, liczyłem na to, że Ją odzyskam. Nie odzyskałem, a z Jej utratą pogodziłem się dopiero wtedy jak zawarła małżeństwo. 15 lat zajęło mi, aby się z niej „wyleczyć” — temat na oddzielną książkę.
W każdym razie, dała mi ogromną motywację do wszystkiego! Ja natomiast, przez te wszystkie lata od rozstania postawiłem sobie jeden cel: „Diabeł (choć wtedy jeszcze nawet sam o sobie tak nie mówiłem), masz być perfekcyjny w każdym aspekcie! W aspekcie wyglądu, sportu, wiedzy, wykształcenia, obycia, filozofii, sztuki, kina, filmu, teatru itd. Masz być kurwa jebanym ideałem! I stałem się nim! Tak! Wiele lat ciężkiej pracy mnie to kosztowało ale stałem się! A Przynajmniej tak myślałem.
Zdrowie — to były jeszcze czasy tzw. „poborowej służby wojskowej”. Poszedłem wiec na komisję wojskową. Zawsze od niepamiętnych czasów organizowana w tym samym miejscu, czyli w starym obdrapanym osiedlowym klubie. Co więcej! Spotkałem tam syna swojej znienawidzonej wychowawczyni.
Kurwa, ten to wyglądał tak, że nawet przysłowiowej kategorii „Z” by mu nie dali, ale walić to — pomyślałem.
Czekam na swoją kolej.
W końcu mnie zapraszają i robią ze mną wywiad:
— Trenuje pan jakiś sport?
— Ponad 10 lat Karate Kyokushin, Judo i Kick-Boxing, do tego pływałem przez 6 lat 3 razy w tygodniu.
— Coś jeszcze?
— Tak, strzelectwo z broni krótkiej, głównie GLOCK 17
— Coś jeszcze?
— Nie.
— Języki Obce?
— 10 lat niemiecki w szkole i prywatnie i 10 lat angielski w szkole i prywatnie.
— Plany na przyszłość?
— Chcę być szefem zespołu bojowego GROMu, wiec chce iść na Akademię Obrony Narodowej (tak to się wtedy jeszcze nazywało), a potem na szkołę oficerską.
— Ok, to zapraszam pana dalej na komisję zdrowotną.
— Ok, dziękuję.
Wchodzę do kolejnego pomieszczenia.
Stół, a przy nim 5 osób w fartuchach lekarskich narzuconych na mundury. Każdy kurwa wygląda jakby tu za karę siedział — bo pewnie i za karę siedział, no bo kto chciałby się użerać cały dzień czy dwa albo i trzy z poborowymi, ale chuj, siedzą to siedzą — pomyślałem.
— Proszę się rozebrać.
— Do naga czy do slipek?
— Do majtek wystarczy.
Rozbieram się.
Stoję w gaciach a Ci patrzą na mnie. 3 typów około 50 lat i 2 babki około 40 lat.
— Proszę się odwrócić.
Odwracam się dupą do nich.
— Podejdzie pan na wagę.
Wchodzę na wagę.
Ważą mnie. 67kg.
— Podejdzie pan pod miarkę (miarka od wzrostu).
Podchodzę.
Mierzą, 180cm
— Podejdzie pan do nas.
Podchodzę.
Gapią się.
Czytają wcześniejsze akta.
— Pływa pan?
— Tak, 3 razy w tygodniu a bywało że i częściej.
— Uhum, i trenuje pan sporty walki?
— Tak, też trzy, czasem nawet 6 razy w tygodniu.
— Uhum, i chciałby pan iść do GROMu z tego co widzę?
— Tak proszę Pani, taki mam plan, żeby być szefem zespołu bojowego, dlatego chcę iść na Akademię Obrony Narodowej a potem na Szkołę Oficerską.
— Uhum, no to idealnie, będzie kategoria A+ _(Wtedy jeszcze taka kategoria była)_ czyli skierowanie jak coś od razu do wojsk specjalnych, jak się Panu studia nie poszczęszczą to idzie pan prosto z poboru do komandosów, pewnie Lubliniec.
— Super, dziękuję!
Babka się odwraca i zerka w kierunku lekarza który trzyma moją kartę zdrowia _(sam musiałem ją przynieść)_ z liceum.
— Co tam masz? Wbijaj A+ i następny!
— Czekaj, czekaj.
— Ale jakie czekaj? Co? Co tam masz?
— Dwa wstrząśnienia mózgu — uderzenie piłką do koszykówki i upadek na schodach.
— Co jeszcze?
— Silne stłuczenie kolana na jakiś zwodach sportowych.
— Co jeszcze?
— Silne stłuczenie barku, też jakieś zawody.
— Dalej?
— Dwa razy złamany nos.
— No i?
— Pęknięcie śródstopia prawej nogi.
— Coś jeszcze?
— No i lewej też tyle, że parę lat później.
— To wszystko?
— Nie, jeszcze kontuzja na łyżwach.
— Jaka kontuzja? Co Ty pierdolisz — scenicznym szeptem — a właściwie już bez szeptu.
— Czasu szkoda! Wbijaj „A+” chłopak leci do specjalsów, a jak skończy studia to niech nawet i ich szefem będzie po oficerce i tyle!
— Ty, ale ta kostka to złamana w pięciu miejscach, kurwa.
— Co kurwa? (zdziwienie) — (scenicznym szeptem) — jak to w pięciu miejscach?
— No tak, duża kostka w trzech miejscach a mała w dwóch miejscach. On może nie za 10 lat, ale za 20 lat, jak będzie miał te 39 lat czy 45 lat, to będzie miał z tym problemy. To się przecież kurwa tak nie pozrasta, nie poskłada, no ni chuja… (już bez scenicznego szeptu), jego nie można do specjalsów dawać bo może mieć z tą nogą problemy później i chuj.
— Co Ty pierdolisz?
— Nie pierdolę! Mówię kurwa jak jest!
— Jak nie pierdolisz!? Chłopak kurwa wszystko robił żeby do specjalsów trafić a Ty nie chcesz mu „A+” wbić?
— No nie. Kurwa! Z Tą kostką mogą być problemy!
— Co Ty kurwa mać pierdolisz?!
— No nic nie pierdolę, mówię jak jest!
— Dobra, jebać to.. Panie „Diabeł” _(o imieniu pogadamy kiedy indziej)_ — co się panu stało?
Stałem jak ten debil i słuchałem tego jak wyrokują nad moją przyszłością, omawiając moją kontuzję sprzed roku i kilka innych wcześniejszych.
— Wie Pani, pływam, trenuję strzelectwo, sporty walki, ale też na łyżwach jeżdżę. No i w sumie dobrze jeżdżę na tych łyżwach, tak, że jak zakręcam to wewnętrzną ręką od zakrętu, to o lód się przytrzymuję ale miałem nienaostrzone łyżwy i siła odśrodkowa mnie wyrzuciła i w bandę walnąłem i sobie tą kostkę połamałem no i tyle ale wszystko się zrosło i jest ok już.
— Uhum, dobra, no to chuj, wbijaj „A”.
— Panie „Diabeł”, pan nigdy nie będzie mógł służyć w wojskach specjalnych. Z tą kostką to pan będzie mógł mieć kiedyś problemy, nie możemy sobie pozwolić na coś takiego. Do akt wbijamy, że do wojsk specjalnych Pan nie trafi i trafić nie może. Także, proszę sobie jakoś inaczej zorganizować plany na przyszłość.
— Ok, rozumiem, a to jaką kategorię dostaję?
— Dostaje pan kategorię „A”.
— Aha, dziękuję. Do wojsk specjalnych już nigdy trafić nie mogę?
— Nie, nie ma szans, nawet nie ma pan co próbować.
— Mogę moją książeczkę wojskową…?
— Tak, proszę.
No i tak się zaczęła i skończyła moja przygoda z wojskiem.2. Studia czyli jak odmienić swoje życie
Skoro nie mogłem iść na Akademię Obrony Narodowej _(AON… dzisiaj zwana „Akademią Sztuki Wojennej”),_ na studia na które chciałem, żeby zrealizować swoje cele, to musiałem po wspomnianej komisji wojskowej bardzo szybko zweryfikować swoje plany na przyszłość.
Wiedziałem, że do wojsk specjalnych się nie dostanę niezależnie od wytrenowania i wykształcenia — wiec nawet nie mogłem o tym pomarzyć.
Ale!
Mimo wszystko chciałem mieć skończone studia _(wspomniana wcześniej relacja z kobietą która mnie zostawiła, ale była dla mnie motywatorem)._
Zatem, pamiętam jak dziś, wszedłem do tej pomarańczowej łazienki, spojrzałem w to okrągłe lustro w pomarańczowej oprawie i zadałem sobie pytanie: „Diabeł, z czego Ty kurwa jesteś tak naprawdę dobry?” — w kontekście przedmiotów jakie były w liceum. A dobry byłem z Historii, Wosu i Biologii.
Wiec, w sumie to mogłem aplikować na studia Historyczne i Prawnicze.
Zatem zaaplikowałem. Na „Prawie” na Uniwersytecie byłem tam drugi na liście rezerwowych, ale miałem wyjazd na rekolekcje _(wtedy jeszcze byłem człowiekiem mocno wierzącym)_ i nie mogłem czekać, aż się lista przesunie, a skoro na Historię na innym Uniwersytecie się dostałem z miejsca to: „bierę to co mam” — pomyślałem. I wziąłem.
Odpuściłem jeden uniwerek i poszedłem gdzie indziej. Poszedłem na inny Uniwersytet i nie na prawo lecz na historię.
Wtedy jeszcze, mając jakieś 19—20 lat, nie wiedziałem jak bardzo ten wybór zdeterminuje moje życie, co najlepsze, ja wtedy w ogóle niczego nie planowałem, po prostu chciałem mieć skończone studia i tyle.
Byłem 20sto letnim facetem trenującym sporty walki, pływanie i uczącym się dwóch języków obcych równolegle a moim największym marzeniem było odzyskać Tą wcześniej wspomnianą dziewczynę i zarabiać 3000 na rękę — i tak… to wtedy gdzieś w okolicach 2000 roku to było dużo.
_(Tak, datami będę minimalnie mieszać, ale wiecie dlaczego, nie chcę, żeby mnie zidentyfikowano i postawiono zarzuty, także jeśli chodzi o daty to traktujmy je — nazwijmy to — „elastycznie” czyli plus/minus 5—10 lat.)_
Zaczęło się… studia i jednoczesne podjęcie pracy zawodowej — nie jestem z bogatej rodziny, wiec jeśli sam bym się nie utrzymał to nikt by mnie nie utrzymał — to sprawiło, że nie mogłem kontynuować treningów walki wręcz na które tylko wpadałem z doskoku jako kolega trenera. Nie mogłem też kontynuować nauki angielskiego czy niemieckiego. Naukę niemieckiego miałem co prawda w ramach zajęć na studiach ale było to takie, wiecie: zero nauki, byle zaliczyć. Tak właśnie zaczęła się moja dorosła przygoda.
Jeśli chodzi o studia, to był to dość wyjątkowy kierunek, nie była to po prostu historia, była to natomiast z góry już narzucona specjalizacja na jednym z uniwersytetów.
Na rok przyjęto w sumie 12 osób, na drugi rok zostało tylko 6 osób, na trzecim roku było nas troje, finalnie kierunek skończyły tylko 2 osoby.
Co więcej, osobiście, ze względu na to, iż jeden z wykładowców strasznie nie lubił mojego pyskatego języka _(zwłaszcza że znalazłem błąd w książce z której nas uczył)_ to zdecydowałem się na indywidualny tok studiów.
Tym sposobem zamiast magisterkę robić w 5 lat, zrobiłem ją w 4. Dzięki temu miałem o rok krócej do czynienia z wspomnianym wykładowcą.
Jakież było jego zdziwienie kiedy na koniec 4tego roku dawał mi wpis do indeksu i powiedział:
— „Panie Diabeł, pan tych studiów i tak nie skończysz, ja się już o to postaram” — na co odrzekłem mu:
— „Proszę Pana, ale to był właśnie mój ostatni egzamin, pojutrze mam obronę pracy magisterskiej”. — Mało zawału nie dostał, ale wyraz jego twarzy — bezcenny!
Facet był za życia chodzącą i żywą legendą.. mówiło się że: „któż zdoła przeczytać tyle ile On napisał” — Szach i kurwa mat! Dwudziesto-paro-latek, ominął system i nie ujebałeś mnie wtedy kiedy chciałeś! Co więcej jebnąłem doktorat — więc teraz możemy sobie pogadać jak „doktor” z „doktorem”. — tak teraz o tym myślę.
_W tym miejscu pozdrowienia dla legendy, przemądrego człowieka, wyjątkowego, człowieka którego nienawidzę, ale który dał mi zastrzyk energii i przez to jak bardzo mnie jebał — pomimo tego, iż byłem jednym z lepszych studentów (4 lata stypendium naukowego) — doprowadził mnie w konsekwencji do zdobycia całej tej wiedzy…_
W każdym razie studia jakoś przeleciały, wiadomo, trochę imprez, trochę chlania, trochę nowo poznanych ludzi. Niemniej, studia nauczyły mnie czym jest praca zawodowa, zarówno ta fizyczna jak i umysłowa.
Jak tylko zacząłem studia zacząłem też pracować. Wcześniej tylko roznosiłem ulotki po 2 grosze za zostawioną komuś na klamce ulotkę, teraz znalazłem pracę w normalnej firmie.
Dorabiałem sobie w weekendy w jednej z firm robiących materiały marketingowe.
Byłem pracownikiem fizycznym, czasem pomagałem przy produkcji tych materiałów, czasem sprzątałem hale, innym razem pakowałem tiry albo obwiązywałem palety stretchem — wiecie: taka folia — żeby nic nie pospadało z palety. 600 zł czasem nawet 700zł miesięcznie. I tak, to było coś, ale nie zdajecie sobie sprawy z tego, że to była robota po 13h dziennie w soboty i w niedziele. Zapierdalałem jak pojebany, pakowałem, rozpakowywałem tiry, zapierdalałem wózkiem widłowym kilka kilometrów dziennie, otaczałem strechem — czyli tą folią — kilkadziesiąt palet dziennie.., bardzo, ale to bardzo dobrze poznałem czym jest praca fizyczna.
Za zarobione pieniądze mogłem kupić sobie nowe spodnie, perfumy czy wyjść z kumplami na piwo i kebaba. Potem zatrudniłem się jako telemarketer _(11zł za godzinę pracy)_ i doszło do tego, że kończąc studia miałem za sobą około 53 tysięcy przeprowadzonych rozmów telefonicznych _(sprzedażowych /negocjacyjnych)_ — przez dwa lata miałem takich rozmów około 100 dziennie. Ale z racji tego, że jako telemarketer byłem jednym z najlepszych w firmie — czytaj umiałem najlepiej „doradzać” klientowi, to prezes firmy zaproponował mi przejście na handlowca i tak zaczęła się moja już „naprawdę” zawodowa kariera. Dostałem biurko, telefon i wizytówki… „Diabeł — Account Manager” i 2600zł na rękę.
W pracy się nieźle rozwijałem, studia skończyłem.
Co więcej, byłem tak dobry, że pomimo dwóch trójek co semestr _(z wspomnianego wcześniej przedmiotu i wykładowcy, oraz drugiego przedmiotu którego wykładowcą był najlepszy kumpel tego pierwszego wykładowcy)_ i tak miałem stypendium naukowe!
Napisałem pracę magisterską w wakacje między trzecim a czwartym rokiem _(całe studia zrobiłem w 4 lata)_ i po zakończeniu czwartego roku się obroniłem.
Co więcej, przyszło mi do głowy, czy by może nie zrobić sobie doktoratu. Miałem jakieś 23 może 24 lata. Nie chce mi się teraz tego liczyć ale serio taka myśl mi się pojawiła.
Stwierdziłem, że w sumie nic nie stoi na przeszkodzie aby spróbować. W tym celu mocno przygotowałem się do tego na jaki temat chciałbym pisać dysertację _(doktorat)_, zebrałem bibliografię _(w wakacje)_, przygotowałem plan pracy _(też w wakacje)_ i złożyłem papiery na swój uniwersytet.
Studia dzienne doktoranckie z kierunku Historia. Cóż, dostałem się jako drugi z listy na dzienne doktoranckie. Co więcej, ten doktorat po 5 latach zrobiłem _(trochę wyprzedzam fakty)_ ale tak, możecie mi mówić „Doktor Diabeł”.
Poznałem czym jest ciężka praca fizyczna jak np. sprzątanie magazynów po 13 godzin dziennie, albo pakowanie/ rozpakowywanie tirów po 13 godzin dziennie, poznałem też czym jest praca telemarketera i nawijanie ludziom głupot na uszy, ale też poznałem to, czym jest praca handlowca — czyli wieczne umawianie spotkań i spotkania i jeżdżenie po całej Polsce i spotykanie się z właścicielami i prezesami firm celem przekonania ich do czegoś.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że moje doświadczenia okażą się dość kluczowe dla pracy jaka miała mnie spotkać za niedługi czas.
Robiłem po 1000 km dziennie — tysiąc! Spałem w hotelach i potem znowu ruszałem w trasę. Wyjazd w poniedziałek z plecakiem i koszulami na zmianę i powrót w piątek.
Miałem Magistra, prawie 3000 zł na rękę i dostałem się na studia doktoranckie! A no i jeszcze miałem w tzw. międzyczasie parę dziewczyn, ale wtedy miałem już Agnieszkę, co do której jako 24 latek miałem dość poważne zamiary. Jeszcze — potem wszystko chuj strzelił.3. Aplikacja, czyli początek końca normalnego życia…
Studia skończone, praca magisterska obroniona, co więcej dostałem się na studia doktoranckie — dzienne! No i miałem całkiem niezłą pozycję już jako Area Sales Manager w jednej z największych w Polsce korporacji.
Do tego kasa też mi się zgadzała i miałem piękną kobietę! Wysoka szczupła brunetka z burzą czarnych włosów na głowie — Agnieszka. Czego chcieć więcej?
No np.. wierności ze strony tej kobiety. Zostawiła mnie, bo jak sama powiedziała po latach _(już po rozstaniu),_ kiedy się z nią spotkałem: „Diabeł, ja nie wierzyłam w to co się działo, to było tak bajkowe, że mnie to przeraziło”. Dzisiaj Agnieszka ma już byłego męża i dziecko ale cóż, życie! Karma to wierna suka — zawsze wraca.
Zobaczyłem wtedy ogłoszenie: „Agencja Wywiadu Cywilnego RP poszukuje pracowników”. I tu się zaczyna historia.
Wymagania, rzecz jasna:
— Obywatelstwo Polskie (i tylko Polskie),
— Posiadanie pełni praw publicznych,
— Nieskazitelna postawa moralna, obywatelska, patriotyczna,
— Rękojmia zachowania tajemnicy.
I to co macie powyżej, to jest to co macie na 2022 rok na ich własnej stronie i to jest śmiech na sali.
Kiedy ja aplikowałem w okolicach 200X roku, pamiętam jak dziś, że Gazeta Wyborcza rozpisywała się na temat tego, jak to źle jest z polskim wywiadem, że w końcu sami zaczęli szukać pracowników w internecie przez ogłoszenia. Ale, taka prawda! Na pracuj.pl można było znaleźć ogłoszenie w postaci: „Agencja Wywiadu Cywilnego RP poszukuje pracowników na stanowisko „Oficer Operacyjny””.
Teraz pisząc ten akapit, zerknąłem w internet i widzę, że wymagania są takie, że ¾ obywateli je spełnia. Niemniej, wróćmy do tego co było za „moich czasów”, bowiem przecież o to się rozchodzi.
Wtedy w wymaganiach poza tym co było podane wcześniej były też wymagania fizyczne i te dotyczące wiedzy, to znaczy:
Oficer operacyjny _(powiedzmy sobie wprost nie chciałem aplikować na jakiegoś urzędasa, jeśli mam być w wywiadzie, to konkret a nie siedzenie przy biurku),_ powinien jeśli chodzi o wymagania fizyczne:
— przebiec 2600 metrów w czasie krótszym niż 12:30 min. _(tzw. test Coopera),_
— Bieg po kopercie _(nie pamiętam już wymagań),_
— Przepłynąć min. 1000 metrów stylem dowolnym,
— Przepłynąć pod wodą ze skoku min 20 metrów,
— Podciągnąć się min. 15 razy na drążku nachwytem,
Zaznaczam w tym miejscu, że mówię to z pamięci. Wiem, że te 15 podciągnięć nachwytem to było absolutne minimum, które było najmniej punktowane. Najwięcej punktowane było powyżej 21. Ja sam zrobiłem 17. Z pływaniem jak możecie się domyślać nie miałem problemu czy z przepłynięciem pod wodą ale o tym dalej.
Pamiętam też doskonale, że wymagania fizyczne, jakie były stawiane do Agencji Wywiadu _(zwana dalej „AW”)_ mówiły też o płynnej znajomości dwóch języków obcych i o obszernej wiedzy ogólnej.
Pamiętam też, że w 2019 roku porównywałem wymagania jakie są stawiane komandosom z JWK _(Jednostka Wojskowa Komandosów)_ i Wywiadowi. Tutaj wywiad górował jednak jeszcze ponad przeciętnie. Co by nie mówić, o komandosach, ja wiem, że są zajebiści, ale jeśli chodzi o oficerów operacyjnych Wywiadu, a komandosów to jednak jest to przepaść.
Wymagania na oficera operacyjnego w wywiadzie to było min. 40% więcej niż komandosi mieli na swoich wymaganiach. Mowa rzecz jasna o wymaganiach fizycznych, bo jeśli mowa o testach psychologicznych to tutaj nawet nie ma co porównywać ale taka prawda.
Zatem jak widzimy czasy się zmieniły. Sorry za tak obszerną dygresję, ale uznałem, iż była ona konieczna.
Niemniej.. wysłałem swoje CV i wziąłem się przez kolejny miesiąc za naprawdę hardcore-owy trening. Wiecie, w końcu nigdy nie wiadomo kiedy zadzwonią.
Wstawałem dotychczas o 5:50 rano, o 6:39 wychodziłem z domu, na 7:53 dojeżdżałem do firmy na drugi koniec Warszawy i o 8:00 zaczynałem pracę. Pracę kończyłem o 16:00, o 17:13 byłem już na swoim osiedlu, szedłem do domu, przebierałem się i szedłem robić swój własny trening czyli bieganie/pływanie, czasem pójście na plac zabaw dla dzieci i wykorzystywanie ich drabinek do podciągania się, rozciągania itd.…
_(Jeśli chcesz trenować to wierz mi, że nie musisz chodzić na siłownię. Place zabaw, stoły, parapety, drabinki, zjeżdżalnie a nawet i znaki drogowe są wystarczające do tego, aby wyćwiczyć chyba niemal każdą partię mięśni)._
Teraz zacząłem wstawać o 4:50, aby przed pracą zrobić poranny trening, a po pracy drugi który i tak dotychczas robiłem.
Cóż, AW się do mnie nie odezwała. Aplikacje wysłałem z tego co dobrze pamiętam w listopadzie. W grudniu i styczniu robiłem swoje treningi, zero odpowiedzi, w lutym miałem już w dupie wszystko i nie ukrywam, że treningi też odpuściłem — w sensie te poranne — skoro się nie odzywają to znaczy, że nie przeszedłem — tak przynajmniej myślałem — chodziłem do pracy i zarabiałem — zapomniałem już o tym gdzie aplikowałem.
W marcu, szedłem do banku na swoim osiedlu. Musiałem coś tam załatwić.
Wyszedłem z banku, przeszedłem jakieś 50 metrów, podchodzi do mnie jakiś — no właśnie.. kto?
Zachowuje się jak menel, ale _(i tu chyba wchodzą już naturalne zdolności),_ w sekundę zobaczyłem że: gość zachowuje się jak menel, śmierdzi od niego wódą, ale jest dobrze, porządnie ubrany, czysty — można by pomyśleć, że po prostu jakiś koleżka który wraca z imprezy albo za dużo wypił na before-ku _(tzw. chlanie w domu przed imprezą, żeby taniej wyszło)._ Cholera go wie, czy wracał z imprezy czy dopiero się na imprezę wybierał. Była sobota, środek dnia około godziny 14:17. Gość dobrze wyglądał, miał dobre buty, nieźle ubrany, równie dobrze mógł po prostu wziąć „małpkę” _(mała buteleczka wódy),_ pociągnąć z niej dwa łyki i gębę i ciuchy resztą nasmarować. W każdym razie zaczepia mnie w ewidentny sposób, na oko miał z 43 lata. Ja miałem jakieś 25.
— Cześć kolego, pomóż mi.
_(Odruchowo jako ludzie chcemy i jesteśmy zdolni do tego, aby sobie wzajemnie pomagać — wynika to z naszego „gadziego mózgu” i tego, że jesteśmy jako ludzie istotami społecznymi — powiem i rozwinę myśl dalej, na temat „gadziego mózgu” i pewnych zachowań — w każdym razie na początek zaczepienia — dobry tekst do każdego)_
— Jak mogę Ci pomóc? — skoro on do mnie na „Ty”, to ja do niego też na „Ty”.
Niemniej od razu, odruchowo przyjąłem pozycję walki _(nogi),_ lewa stopa z przodu, prawa z tyłu ale przodem do przeciwnika _(kwestia możliwości wybicia się z niej)_ — jeśli miałbym go uderzyć _(a wiemy, że siła = masa x prędkość)_ to z tej tylnej stopy ustawionej przodem do przeciwnika mogę się wybić i przekładając siłę od stopy przez kolano, biodro, brzuch, bark, przedramię, ramię i na pieści kończąc — niszczę gościa. Kolana blisko siebie, aby mi nie wszedł frontalnym kopnięciem na jaja. W ręku akurat miałem papierosa, więc obie ręce lekko podniosłem do góry, lewą niby się zaciągając _(tak jestem leworęczny — w zasadzie to oburęczny ale to oddzielny temat)_, prawą niby poprawiając włosy — tak żeby pokazać mu, że w niczym mu nie zagrażam, ale również i tak, aby mieć w zasadzie gardę na swój własny pysk.
— Jak mogę Ci pomóc? — ponawiam pytanie.
— Słuchaj — zawiesił głos — bo ja tu kiedyś mieszkałem.
— No i?
— Bo wiesz, tutaj na ulicy xxxxx, tam kiedyś awantura była.
— No nie wiem, może i była.
_(myśle sobie pojebany, ale jak z takim skończyć rozmowę? Niby normalnie wygląda, dobrze ubrany, jebie wódą… w pewnym sensie koleś mnie zaciekawił)_
— A no nie wiesz?
— No nie wiem…
— A widzisz, bo jak ja siedziałem, to poznałem takiego jednego co on był z tej ulicy…
— No i co…?
— No nic, tylko wiesz, ja za Polonią jestem.
_(nagła zmiana tematu rozmowy i próba ewentualnego sprowokowania — cała moja dzielnica/osiedle jest Legijna — za Legią. A ja sam to w ogóle się piłką nie interesuję, iluś tam wariatów biegających za kawałkiem napompowanej skóry)._
— No ok.. jesteś za Polonią… i co?
_(Gość widzi, że nie reaguje i że ja go nie prowokuje, no bo niby na co i za co? I po co?)_
— Ty bo wiesz….
— Nie wiem…
— Ty, bo ja to ogólnie z zakładu karnego wyszedłem….po 6ściu latach.
_(Próba wzbudzenia nie wiem… respektu? Że gość był w zakładzie karnym i co…? I ja mam się tego niby przestraszyć czy co? — raczej pomyślałem, że jakiś nieudacznik, że dał się złapać)_
— No to jak wyszedłeś, to chyba dobrze?
— No dobrze, dobrze, ale wiesz… ja sześciu ludzi zabiłem…
— A to dużo czy mało?
_(Gość tutaj chciał mnie w jakiś sposób wystraszyć, myślał, że jak powie, że kogoś zabił to się go wystraszę, po mojej odpowiedzi widziałem wtedy w jego oczach taką dezorientację, że głowa mała.)_
— Nie, no wiesz…
— No właśnie nie wiem, to dużo czy mało te 6 osób?
— Nie, no wiesz…, dobra lecę..
— Leć, dobrego!
— No Tobie też dobrego.
I się rozeszliśmy. Czy AW mnie w ten sposób sprawdzała? Jak zareaguję na jakiegoś obcego koleżkę? Na koleżkę, który jest taki niby „hardy” bo 6 ludzi zabił, bo był w „zakładzie” itd.
Nie wiem… szczerze nie wiem. Nie wiem, czy to było dzieło „przypadku” czy „zaplanowane”. Nie wiem. Ale typa zapamiętałem do dzisiaj.
Wiem natomiast, że w marcu do mnie zadzwonili.
— Pan Diabeł?
— A z kim mam przyjemność?
— Składał Pan do nas podanie o pracę.
— Wie Pani, ja składałem podania o pracę do ponad 300 firm, wiec z kim mam przyjemność?
— Ja dzwonię z takiej instytucji Państwowej do której Pan w listopadzie aplikował.
_(myślę sobie — jaki chuj!?!?! Nie pamiętam gdzie i kiedy co do czego składałem. Z roboty jaką miałem byłem zadowolony, ale fakt szukałem innej lepszej. Ni chujet nie wiedziałem co to za babka )_
— Wie Pani, bo ja to sporo CV wysyłałem, może mi Pani powiedzieć o jaką firmę chodzi?
— Proszę Pana, ulica Miłobędzka coś Panu mówi?
_(Ulica przy której mieści się Agencja Wywiadu Cywilnego RP)_
— Tak, mówi mi…
— No to chciałabym Pana zaprosić na rozmowę pojutrze.
— Dobrze.
_(nie negocjowałem terminu, cieszyłem się jak dzieciak, że oddzwonili i mnie zapraszają)_
— Proszę do jutra wysłać na adres mailowy xxxxx@xxxx swój odręcznie napisany życiorys a oryginał wziąć ze sobą i w czwartek się widzimy.
— Dobrze, wyślę, dziękuję, tak zrobię.
Prawie 4 miesiące czekałem aż się odezwą. Kiedy się odezwali to wszystko na „już”, spotkanie na „za dwa dni”, musiałem wziąć w pracy wolne na żądanie.
Życiorys odręcznie pisany po nocy– tu nie chodzi o zwykłe CV które macie na kompie i których macie ileś tam bo je personalizujecie pod kątem ogłoszeń. Tu chodzi o odręcznie, zaznaczam odręcznie — czyli na białym papierze napisany za pomocą ręki przy użyciu długopisu życiorys… czyli nie tylko to, gdzie się uczyłeś i pracowałeś ale też info o Tobie, o Twoich pasjach _(z rozwinięciem)_, zainteresowaniach itd.
Dobra, napisałem, zeskanowałem i wysłałem. Oryginał miałem wziąć ze sobą.
I co? I w czwartek biorąc dzień wolny od pracy jechałem na Miłobędzką.
Mija mnie jakiś koleś w garniturze, wiecie — cały czas głupawka na zasadzie, że każdy was obserwuje, gość podchodzi pod płot, sika, odchodzi a ja głupi się zastanawiam czy to miało znaczenie? Bo może jako dobry obywatel, powinienem był zareagować, że ktoś oddaje mocz w miejscu publicznym? Nie wiem, mam mieszane myśli, nic nie zrobiłem. Idę dalej ku swojemu przeznaczeniu. Stawiłem się na Miłobędzkiej na rozmowę rekrutacyjną.
— Dzień dobry, ja do Pani Małgorzaty… _(tak mi się babka w telefonie przedstawiła)_
— Dzień dobry, proszę chwilę zaczekać, usiądzie Pan.
Wchodzi inny typ. Na oko też jakieś 25 lat.
— Dzień dobry, bo ja na rekrutację na szpiega.
— Pan usiądzie z innymi.
Nie mija 5 min.
Wchodzi następny:
— Dzień dobry bo ja na rekrutację na agenta.
— Pan usiądzie z Panami.
Kolejne 2 minuty:
— Dzień dobry, bo ja na szpiega aplikowałem i tutaj miałem się spotkać z Panią Małgorzatą.
Siedzę sobie miedzy tymi wszystkimi ludźmi i tak sobie myślę — jak? Jak to kurwa jest możliwe, że tacy debile przychodzą, jak to kurwa jest możliwe, że takim debilom mówią „przyjdźcie” jak? Kurwa jak? Czy ja też jestem takim debilem? — pomyślałem.
Myślę sobie — jak, jak kurwa to jest możliwe, że Ci ludzie są tak pojebani? Idą na poczekalnię, widzą, że są inni ludzie których kompletnie nie znają a oni wprost mówią.. „tak kurwa będę agentem” albo „będę szpiegiem” — masakra. No nic, siedzę dalej i czekam, na Panią Małgorzatę.4. Agencja wywiadu cywilnego… czyli koniec i początek…
W tzw. międzyczasie przychodzi jeszcze 4 gości.
Ja, gość wpatrzony w komputer i jeszcze czterech innych. W sumie jest nas ośmiu.
Szczerze? Wyglądałem przy swoich 67kg przy nich jak atleta. Same takie jednostrzałowce, wiecie, kolesie tacy, że strach im dać lepę na ryj bo niechcący zabijesz.
Każdy z nich wyglądał jak jakaś popierdółka, masakra — pomyślałem.
Ale nie ważne.
Mija umówiona godzina i przychodzi po nas troje ludzi. Dwie babki i jeden facet jakiś taki lekko skośnooki ale na pewno nie azjata.
— Całą elektronikę, i wszystko co metalowe proszę oddać do woreczków.
_(z recepcji z „weneckim lustrem” wychyla się jakaś kobieta i rozdaje czarne woreczki… pakujemy tam wszystko, zegarki, telefony, obrączki, wszystko)_
Wszystko spakowane.
Przechodzimy przez bramkę „bezpieczeństwa” jak na lotnisku.
Ludzie są wywoływani po imieniu _(żadnych nazwisk)_ Pan Kamil, Pan Mateusz, Pan Piotr, Pan Jan.
W pewnym momencie się okazuje, że mam tak samo na imię jak inny koleś. No i wtopa. Rekruterka wymieniła gościa z nazwiska. Wtopa nie moja lecz jej. Myślę sobie serio? Aż takie błędy?
Później kolesia znalazłem w mediach społecznościowych i wiem, że aplikował do wywiadu. Czy to ma znaczenie? Czy nie ma? Nie ma teraz znaczenia ale procedura złamana. Gość wspinaczkę trenował.
Wyczytali nas, sprawdzili. Przeszliśmy przez bramkę bezpieczeństwa jak na lotnisku. Zaprowadzono nas do sali. Sala nie dość duża, jakieś 7 metrów długości i szerokość około 3 metry. Wzdłuż, po obu stronach biurka. Wszedłem pierwszy. Bo ja zawsze jestem z tych co są pierwsi.
Na dobre wyszło, bo wszedłem i zająłem najbardziej oddalone miejsce od drzwi, czyli miejsce najbliżej okna. Dzięki temu miałem doskonałe miejsce obserwacyjne na całą salę.
Zaczęło się.
— Czy każdy z Panów jest wciąż kawalerem?
— Tak — odpowiedzieliśmy wszyscy.
— Czy każdy z Panów jest w stanie porzucić rodzinę i jakikolwiek kontakt zewnętrzny z innymi osobami, pozostając w absolutnym odosobnieniu przez 9 miesięcy?
— Tak — odpowiedzieliśmy wszyscy.
— Czy każdy z Panów, jest gotów oddać życie za ojczyznę, niezależnie od polityki, władzy i partii rządzącej?
— Tak — odpowiedzieliśmy wszyscy.
Mam teraz po latach wrażenie, że odpowiadaliśmy: „tak” — bo tylko chcieliśmy się dostać na stanowisko — bez racjonalnego myślenia.
— Czy każdy z Panów, a właściwie waszych rodzin, wiec chwilę nad tym pomyślcie, nie będzie miał nic przeciw, albo to zaakceptuje, że znikniecie na rok albo dwa? I że nie będzie z wami żadnego kontaktu?
— Tak — odpowiedzieliśmy wszyscy.
— Dobrze, Panowie, w takim razie rozdam wam teczki z testami, proszę rozwiązać najlepiej jak umiecie, a co będzie dalej to zobaczymy, bo my już z Wami kontaktu mieć nie będziemy. Jeśli przejdziecie dalej to kto inny będzie się tym zajmował. Wcześniej jeszcze tylko „umowa”, że przez 10 lat nie wolno wam powiedzieć nikomu o tym jak wygląda proces rekrutacji. _(10 lat już dawno minęło wiec mogę już śmiało o tym pisać)._ Rozdali kartki, każdy z nas wypełnił i podpisał. Następnie te kartki zebrano.
Jest to prosta procedura bezpieczeństwa, polegająca na tym, że z pośród rekruterów niższego szczebla żaden nie wie czy ktoś faktycznie przeszedł, bo to, że „oni” „GO” puścili wyżej, nie znaczy wcale, że Ci wyżej puścili GO dalej. Uprzedzili nas też, abyśmy odpowiadali zgodnie z prawdą, bo na poligrafie wszystko i tak „wyjdzie”.
Siedziałem przy oknie. Najdalej od wszystkich, dostałem najgrubszą teczkę z testami. Myślę sobie czemu? Czemu kurwa ja? Czemu mam najwięcej ze wszystkich?
Wziąłem się za rozwiązywanie zadań — czas nieograniczony — normalnie jak w „Milionerach” — pomyślałem.
Testy z wiedzy ogólnej. Wszystko na temat historii polski, plus historii Europy, plus historii Unii Europejskiej, geografii, Bliskiego Wschodu, a nawet kurwa jebanej medycyny i pierwszej pomocy.
Testy językowe. W moim przypadku z angielskiego i z niemieckiego w tym również z niemieckiego po angielsku i z angielskiego po niemiecku.
Testy z „CIEBIE” czyli pytania typu:
— Czy kiedykolwiek coś ukradłeś?
— Czy kiedykolwiek miałeś stosunek sexualny z mężczyzną?
— Czy przyjmowałeś/brałeś narkotyki?
— Czy masz znaki szczególne?
— Czy pracowałeś dla innej agencji rządowej?
— Czy byłeś karany?
— Czy uczyłeś się oszukiwać wykrywacz kłamstw?
— Czy należysz/należałeś do partii politycznej?
— Czy miałeś próby samobójcze?
— Czy miałeś myśli samobójcze?
— Czy jeździsz samochodem/motocyklem w sposób agresywny?
Itd.…
Zdecydowanie zdecydowana większość pytań, czyli jakieś 95% to były pytania zamknięte, albo jeśli chodziło o wiedzę ogólną — testy wyboru.
Teraz z perspektywy czasu wiem, że wśród tych około dosłownie 300 zamkniętych pytań dotyczących bezpośrednio mnie _(to co wam wymieniłem to namiastka całości),_ było też inne bardzo ważne pytanie…
Wiadomo, że na te pytania typu „Czy byłeś karany?” odpowiesz zgodnie z prawdą czyli TAK/NIE albo „Czy należysz/należałeś do partii politycznej?” — bo to wszystko jest do sprawdzenia ale dla mnie był interesujący i ciekawy inny zestaw pytań:
— Czy kiedykolwiek byłeś za granicą? (TAK/NIE)
— Jeśli tak to z kim?
……………………………………….
— Jeśli TAK, to kiedy i gdzie, jak długo i ile miałeś wtedy lat?
……………………………………….
Życie mi się tak potoczyło, że pierwszy raz za granicę wyjechałem mając około 12 lat (NIEMCY), potem w wieku 13 lat (NIEMCY), potem albo w tzw. międzyczasie: Czechy, Słowacja, Francja, Hiszpania, Korsyka, Cypr, Majorka i parę innych. Wszędzie byłem sam. Począwszy od 12 roku życia — samodzielny wyjazd za granicę pociągiem do Niemiec.
Dygresja:
Któregoś dnia jako dzieciak, znalazłem ogłoszenie taniego noclegu w Niemczech, uczyłem się już tego języka z 4 lata, nie miałem planów na wakacje i pomyślałem, że może pojadę na wakacje do Niemiec.
Pamiętam, jak któregoś dnia przyszedłem do swoich rodziców i zapytałem się: „Tato, Mamo, czy wy wychowaliście mnie na odpowiedzialnego, mądrego człowieka?” — serio, takie pytanie im zadałem mając 12 lat.
Ci spojrzeli po sobie i mówią:
— TAK, a co?
— Chcę jechać do Niemiec na wakacje, tutaj mam miejsce noclegu, tutaj połączenia pociągów itd.…
No i nie mieli wyjścia — a raczej nie mieli argumentu i się zgodzili.
Codziennie z magnetycznej karty przez budkę telefoniczną dzwoniłem do nich i meldowałem się, że żyję i że jest ok.
I szczerze? Jakoś specjalnie za Nimi — czyli za swoimi rodzicami nie tęskniłem. Zawsze byłem typem samotnika i było mi z tym dobrze.
Rozwiązałem wszystkie testy.
Po około 3 godzinach które cholernie szybko minęły przychodzą Ci sami ludzie.
— Panowie zapraszamy na salę ćwiczeń.
— Że co? — odezwał się któryś z chłopaków.
— Zapraszam, teraz!
Nie przygotowany, bez butów strojów itd. I tutaj znowu dygresja — wiecie, jak to teraz sobie przypominam, to wracają niektóre wspomnienia — w momencie kiedy Pani Małgorzata do mnie dzwoniła, powiedziała, że będziemy przechodzić przez bramki bezpieczeństwa i żeby nie brać ze sobą nic metalowego — chyba, że to konieczne. Zaleciła też, żeby przyjść na luzie w sportowym obuwiu — tak, aby nie rzucać się w oczy — w tym momencie zrozumiałem dlaczego. Wiadomo, że ciężko biegać w pantoflach od garnituru, ubranym w białą koszulę wyprasowaną w „kant”. Ja przyjechałem w sportowych butach, jeansach i t-shircie i to była jedna z lepszych decyzji. Co ciekawe, dla wszystkich mieli takie same krótkie spodenki — byli pod tym kątem przygotowani. Pamiętam, że jeden koleś miał skarpetki podkolanówki i strasznie głupio w nich wyglądał.
Odwaliłem co było konieczne — a tu sprawdzian fizyczny i to z całkiem niezłym wynikiem — wtedy właśnie wyciągnąłem te 17 podciągnięć na drążku nachwytem — takie było wymaganie — nachwytem, minimum kąt rozwarty w stawie łokciowym i broda ponad drążek.
— Zapraszamy dalej.
Dalej był basen. Wiec w samych slipach — zresztą jak każdy — zrobiłem to co należało. Przepłynąłem pod wodą więcej niż chcieli i swobodnym więcej niż chcieli.
Wszystkie testy fizyczne przeszedłem.
Prosto z testów fizycznych zabrano nas _(a przynajmniej mnie)_ na testy psychologiczne. _(Podejrzewam, że w trakcie testów fizycznych psycholog przeglądał nasze odpowiedzi z testów „z Ciebie”)._
Testy z psychologiem. Pytania na poziomie takim, że szkoda mówić.
— Dlaczego chciałby Pan służyć w wywiadzie?
— Czy byłby Pan w stanie użyć broni pracując w wywiadzie?
Itd.…
Więc zadałem tej na oko 30 letniej rekruterce, pytania co rozumie przez „wykończyć człowieka” i co ona rozumie przez: „użyć broni”? Bo ja wiem, że mając naładowaną broń można zabić człowieka — można go zastrzelić, ale broń też można rozebrać, a jak jest rozebrana to jej elementami można też zrobić krzywdę. Kurwa, samą kolbą można komuś łeb rozjebać! — na większość pytań, które miały na celu doprecyzować jej pytania — nie potrafiła odpowiedzieć. „Co Pani rozumie przez „broń”? Bo dla mnie bronią może być długopis który wsadzę komuś w oko?
Nie potrafiła odpowiedzieć.
Cóż testy rozwiązałem jak umiałem. Po 2 tygodniach miałem telefon
— Pan Diabeł?
— Tak, słucham.
— Pan aplikował do nas i wszystkie testy przeszedł.
— No to super, dziękuję bardzo, cieszę się.
— No nie. Znaczy z wiedzy ogólnej, sprawnościowe i psychologiczne Pan przeszedł, ale niestety musi pan popracować nad angielskim.
— Poważnie?
— Poważnie!
— No to co teraz? Wy mnie douczycie? Bo przecież na 9 miesięcy mam iść na szkolenie, to chyba czasu wystarczy?
— No nie, ale jak coś to może Pan jeszcze raz aplikować za jakiś czas.
— Uhum, rozumiem, no to cóż.. dziękuję za informację i do widzenia.
— Proszę zaczekać, proszę zaczekać, przyjedzie Pan jeszcze xx/xx/ na godzinę 13:00 i powoła się na Pana Nadzorcę, bo tutaj ktoś coś planował ale nie wiem co, przyjedzie Pan, dobrze?
— No dobrze, przyjadę.