Spowiedź Stalina. Szczera rozmowa ze starym bolszewikiem - ebook
Spowiedź Stalina. Szczera rozmowa ze starym bolszewikiem - ebook
Książka ociekająca seksem i alkoholem. Szczera rozmowa z człowiekiem, z rozkazu którego zginęło najwięcej ludzi na świecie w minionym stuleciu. Dwukrotnie nominowany do Nagrody Nobla, do tego człowiek Roku według tygodnika „Time”. Znany nie tylko z brutalności, ale i również z miłości do dzieci.
Nieznana twarz tyrana przedstawiona w całkiem nowy sposób. Rozmowa wciąga od pierwszych stron. Józef Stalin zdradza swoje największe sekrety. Zabiera nas do swojej sypialni, zdradza pikantne szczegóły swoich stosunków z kobietami, daje nam posmakować swojego ulubionego wina i pokazuje, jaki jest naprawdę.
Książka zgodnie z poleceniem Wielkiego Językoznawcy ukazuje się dopiero przeszło 60 lat po jego śmierci.
Tak mocnej pozycji, jeszcze nie było!
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15106-2 |
Rozmiar pliku: | 8,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nim rozpoczniemy naszą podróż, chciałbym przeprosić za wszystkie przekleństwa, które padają na stronach Spowiedzi. Niestety, rozmawiając z Józefem Stalinem nie sposób było tego uniknąć. Podobnie zresztą jak alkoholu. Rzeczywiście było go sporo. A teraz przejdźmy do sedna sprawy.
Spowiedź Stalina jest książką wyjątkową, chociażby przez to, że została udostępniona do druku przez Niemca, dla Polaków, o Rosjanach. Wszyscy dobrze wiemy, jak solidną konstrukcję mają stosunki łączące te trzy narody. Powiedzmy sobie jasno – nie da się rozmawiać o historii drugiej wojny światowej i jej następstwach z pominięciem stosunków niemiecko-polsko-rosyjskich. Rany zadane w przeszłości wywołują ból do dnia dzisiejszego. Bez wątpienia zwykli obywatele tych trzech narodów ponieśli wielkie straty i przeżyli ogrom cierpienia.
Jako mąż pięknej Polki wiem doskonale, w jakiej sytuacji znalazło się państwo polskie w trakcie wojennych rozgrywek. Wasze państwo od wieków jest ulokowane między młotem a kowadłem. Mówiąc krótko – między Niemcami a Rosją. To położenie jest bez wątpienia konfliktogenne. Jest czymś oczywistym, że obie potęgi będą dążyły do przejęcia kontroli nad nieco mniejszym sąsiadem.
Cokolwiek Polacy by zrobili, nie będzie to na rękę albo zachodniemu, albo wschodniemu sąsiadowi. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że wasze położenie się nie zmieni. W końcu trudno sobie wyobrazić, by padła republika niemiecka bądź rosyjskie imperium. Nawet najśmielsze teorie futurystyczne nie mówią o agonii któregokolwiek z tych państw.
Co innego, jeżeli chodzi o Polskę. Tutaj sytuacja może potoczyć się różnie. Wszystko zależy wyłącznie od tego, kto będzie stał na czele wszystkich trzech państw. Co jakiś czas zdarzają się przepychanki dyplomatyczno-wojskowe. A to czyjś samolot naruszy polską przestrzeń powietrzną, a to ktoś niby przypadkiem podsłuchuje polskich rządzących… Wiele zagrywek dzieje się poza oczami opinii publicznej. Należy o tym wiedzieć i zdawać sobie sprawę, że na pewne decyzje nie mamy wpływu.
Jak iluzoryczne są struktury NATO, nie trzeba nikogo przekonywać. Pewnie każdy słyszał o Krymie, który ewidentnie do Ukrainy już nie należy. A przecież podobno żyjemy w cywilizowanym świecie? Czy może się mylę?
Kiedy pojawia się osoba Józefa Stalina, bardzo często jest przywoływane określenie jednego z najokrutniejszych ludzi na świecie, tyrana, przez którego zginęły miliony osób. Czy słusznie? Jeżeli za kryterium przyjmiemy liczby, to na pewno tak. W takim razie czy można się doszukiwać cząstki racjonalności w działaniach Gruzina? Tutaj już nie jestem w stanie zaprzeczyć z pełnym przekonaniem. Owszem, Adolf Hitler zabijał dla idei, za to Józef Stalin dla władzy. Ale to tylko powierzchowna teza. Taki panuje pogląd i nie mam zamiaru walczyć z nikim, kto tak właśnie uważa. Nie mam wątpliwości, że można dostrzec ogromne podobieństwa między tymi tyranami. Czy jednak w pełni słuszne jest twierdzenie, że Stalin zabijał tylko dla władzy?
Spójrzmy na to z drugiej strony. Tak, Stalin likwidował wszystkich, najpierw tych, którzy stawali na jego drodze do władzy, a później tych, którzy chcieli mu przeszkodzić w utrzymaniu się na piedestale. Ale przecież umiał marzyć. Marzył o Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, który przejmie dowodzenie nad światem. Czy tylko motywowała go chęć poszerzania kręgu swoich wpływów? A może jego skrytym marzeniem było, by jako Gruzin mógł podziękować Rosji Radzieckiej za to, że dała mu szansę posmakowania władzy? A on w zamian wyniósł tę Rosję do rangi światowej potęgi, równej Stanom Zjednoczonym? Zastanawialiście się nad tym?
Pozwolicie, że zostawię was z tym pytaniem. Spróbujcie sami znaleźć na nie odpowiedź, najlepiej po lekturze długiej rozmowy dwóch starych bolszewików.
PS. Dotarły do mnie sygnały, że poprzednia moja książka – Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem cieszyła się sporą popularnością w Polsce. Bardzo za to dziękuję. Przy Spowiedzi Hitlera pojawiło się sporo wątpliwości dotyczących treści książki. Chciałbym wyjaśnić pewne niejasności na ten temat. Poza brakiem potwierdzenia, czy doszło do spotkania Eduarda Blocha z Adolfem Hitlerem, większość informacji jest prawdziwa, oparta na wartościowych źródłach historycznych. Podobnie jest ze Spowiedzią Stalina.
Udanej lektury
Christopher Macht
[email protected]
www.christophermacht.com
Józef Stalin – „wielki wódz państwa radzieckiego i całej postępowej ludzkości”, jak o nim pisała komunistyczna prasaJestem starym bolszewikiem
Czy jestem bestią i wrogiem ludu? Jeszcze nie tak dawno miałem kochającą żonę, piękną brunetkę Rusłanę. Do tego troje potomstwa, nawet nie wiem, czy żyją. To właściwie tyle o mnie.
Do jedynie słusznej Partii bolszewickiej wstąpiłem w czasach carskich, oddałem jej życie i duszę (jeśli ją mam). Dla zdobycia środków na walkę rewolucyjną rabowałem banki i powozy, wtedy poznałem Stalina. A dziś nie ma już u mego boku ani żony, ani dzieci. Kiedy to piszę, mam łzy w oczach. Przywołanie tamtych dramatycznych wspomnień rozdrapuje moje rany. Rusłana nie mogła zrozumieć, że w moim życiu najważniejsza jest Partia. Kiedy stawiałem pierwsze kroki w partyjnych szeregach, czyniła mi niepotrzebne wymówki. Później było tylko gorzej. Nie rozumiała mojego zaangażowania.
W końcu nastał ten dramatyczny dzień, było to jakoś po śmierci Kirowa. Pod domem zaparkował czornyj woron, siedziało w nim trzech ludzi. Dzieci z ciekawością zbiegły na dół, zagadywały przybyłych. Ale ci milczeli.
Nie odczuwałem żadnego niepokoju, pomyślałem, że Partia zdemaskowała wśród moich sąsiadów któregoś z licznych wrogów ludu i właśnie po niego przyjechali. Po dwóch godzinach załomotali do mieszkania. Zapytali, czy to ja jestem Walentin Mongołow i powiedzieli krótko:
– Sobirajties s nami.
Domagałem się wyjaśnień, zapytałem, czy wiedzą, że jestem członkiem komitetu obwodowego Partii i znam osobiście towarzysza Stalina z rewolucyjnej konspiracji, ale w odpowiedzi dostałem tylko pięścią w twarz. Rusłana, która patrzyła na życie i rzeczywistość bardziej trzeźwo niż ja, wpadła w jakiś niemy letarg i tylko w jej oczach widać było skrajne przerażenie. Cała trójka dzieci zaczęła płakać.
Co było robić. Szybko się ubrałem, spakowałem najpo-trzebniejsze rzeczy, żonie powiedziałem, że wkrótce wszystko się wyjaśni i niedługo wrócę.
Wyjaśniło się, ale do domu nie wróciłem i nie zobaczyłem już nigdy więcej mojej Rusłany ani żadnego z dzieci. O następnych latach nie chcę dużo pisać, bo to nie o mnie jako o jednostce ten zapis, liczy się tylko społeczność ludzi pracy. W Penzie, w której mieszkałem, odbył się mój proces. Trwał krótko i toczył się na ogół pod moją nieobecność. Tylko czasem wywlekano mnie na salę sądową i zdumiony słuchałem zeznań jakichś nieznanych mi posiniaczonych i pokrwawionych osobników. Mówili, że razem z nimi należałem do spisku i dybałem na życie towarzysza Kirowa.
Dostałem wyrok ośmiu lat łagru bez prawa do korespondencji, choć w świetle przedstawionych zarzutów mogłem obawiać się najgorszego. Co z tego, gdy minęło te osiem lat, wyrok przedłużono o drugie tyle. A przecież w 1941 roku wybuchła wojna i wielu osadzonych zyskało szanse odkupienia win wobec socjalistycznej ojczyzny w batalionach karnych lub budowlanych. Mnie tej szansy nie dano i dalej nie wiedziałem, co z moją rodziną.
W 1950 roku, gdy oba wyroki odsiedziałem, zostałem zwolniony i zatrudniony na poczcie w pewnym syberyjskim miasteczku, bez prawa opuszczania go. Jego nazwy nie wolno mi wymieniać ze względu na dobro socjalistycznej ojczyzny.
O łagrze wspominał więcej nie będę, choć niedawno wpadł mi w ręce Jeden dzień Iwana Denisowicza Sołżenicyna. Wypisz wymaluj moje losy, ale ja dalej boję się o tym pisać, choć towarzysz Chruszczow potępił kult jednostki. Na odchodnym komendant obozu ujawnił mi, że moja Rusłana też została uwięziona i gdzieś cicho zgasła lub została rozstrzelana w jednym z niezliczonych łagrów Północy. Dzieci trafiły do domów dziecka, gdzie wpojono im, jakim jestem łotrem i teraz nie wolno mi szukać z nimi kontaktu. Przyjąłem to wszystko bez emocji, bo, nie powiem, kochałem swoją rodzinę, ale jak na prawdziwego starego bolszewika przystało najważniejsza jest dla mnie Partia i Sprawa.
Dali mi kwaterę w jakiejś ruderze, pracowałem spokojnie, aż nadszedł ten dzień. Kolejny dramatyczny dzień mojego życia. Chyba najważniejszy. Po latach przed moimi oczami znowu pojawił się On. Koba.
------------------------------------------------------------------------
1 Siergiej Kirow, sekretarz komitetu leningradzkiego WKP(b), był postrzegany przez Stalina jako potencjalny rywal do władzy. Jego zabójstwo i w następstwie masowe represje utrwaliły na lata samowładztwo Stalina (przyp. red.).
2 Radziecka karetka więzienna służąca do przewożenia aresztowanych w okresie stalinowskim (przyp. red.).
3 Po zwycięstwie rewolucji ludzie zasłużeni w walce o komunizm, ale niewygodni teraz Leninowi i Stalinowi, trafiali na prowincję, obejmowali podrzędne funkcje i mogli w miarę spokojnie żyć. Do czasu (przyp. red.).
4 Rękopis Walentina Mongołowa otrzymałem od rezydenta rosyjskiej FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa) w Niemczech, z którym podczas biznesowych spotkań wypiłem morze różnych trunków. Na rękopisie nie było daty jego powstania, ale z powyższego zapisu wynika, że powstał w latach sześćdziesiątych, za Chruszczowa, na pewno po 1962 roku, gdy opublikowano Jeden dzień Iwana Denisowicza (przyp. aut.).Wprowadzenie
Jak już pisałem, nazywam się Walentin Mongołow. Zobaczyłem Go ponownie kilka miesięcy temu. Już dawno nie miałem rodziny. Mimo to powinienem być dumny. To dlatego, że dostąpiłem czegoś, co wielu moich rodaków nazwałoby ogromnym zaszczytem. Nie wiedziałem, co się stanie. Nie wiedziałem, że wreszcie będę mógł się najeść do woli, pobyć w nagrzanym pomieszczeniu i spokojnie nacieszyć się towarzystwem kartek i pióra. O czym mowa?
Pod koniec 1951 roku głośne pukanie do drzwi wyrwało mnie z objęć snu. Ledwo przytomny otworzyłem rozpadające się drzwi i ujrzałem za nimi nieznanych ludzi. Nie zdążyłem zadać żadnych pytań, gdy usłyszałem:
– Pakujcie się! Idziecie z nami.
Żebym to ja jeszcze miał co pakować – pomyślałem ze smutkiem.
Zaraz potem spakowałem cerowane w niezliczonych miejscach brązowe spodnie, wszystkie – czyli dwie – koszule w soczystą czarno-czerwoną kratę i przepocony łach, który kilka lat temu przypominał podkoszulek. Chętnie napisałbym, że przed wyjściem pożegnałem się z najbliższymi, ale przecież ich nie miałem. Zwierzę? Tak, był kot, ale gdzieś się zawieruszył, może na jego kocie szczęście. Nie szukałem go, przybyli towarzysze nalegali, bym się pośpieszył. Tymczasem włożyłem wielki stalowy klucz w ogromny otwór rozpadających się drzwi, przekręciłem dwukrotnie w lewo, po czym podążyłem za nieznajomymi. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno. Dzisiaj już wiem, co się wówczas stało – straciłem przytomność.
Stalin z nieodłączną fajkąW progach Kremla
Mocno zdezorientowany próbuję dowiedzieć się, gdzie jestem. Rzucam szybkie spojrzenie na podłogę wyłożoną dębowymi deskami. Słyszę nie tylko bicie swego serca, lecz także głośne tykanie stojącego zegara. Ogarnia mnie strach. Nie dość, że na ścianach wiszą portrety Lenina i Marksa, to jeszcze na specjalnym stojaku widzę w szklanej gablocie gipsową maskę Lenina. Wciąż nie mam pojęcia, gdzie jestem, i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie chcę tego wiedzieć. Uciec stąd najszybciej, jak się da – to mój plan na teraz. Miejsce, w którym się znalazłem, musi być jakimś biurem. Obok biurka stoi długi stół konferencyjny. Mam już dość. Lada moment serce wyskoczy mi z piersi. Puls już dawno przekroczył pożądaną normę. Ból w klatce piersiowej nie daje o sobie zapomnieć.
– Niech wreszcie ten koszmar się skończy – wydaję niekontrolowany okrzyk.
W tym momencie słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Powolne skrzypienie jest największą torturą psychiczną, jaką można sobie wyobrazić. Sekundy dzielą mnie od omdlenia.
– Ten koszmar szybko się nie skończy – dobiega głos zza drzwi. Za chwilę moim oczom ukazuje się postać dobrze znana wszystkim mieszkańcom Związku Radzieckiego. Na jego widok zrywam się z krzesła, by oddać mu szacunek, i mówię:
– Dzień dobry.
W pomieszczeniu zaległa cisza. Kompletny brak reakcji na moje powitanie. Wreszcie znajoma postać mówi:
– Zapamiętajcie sobie raz na zawsze, że nie odpowiadam „dzień dobry”. A tak w ogóle to usiądźcie, usiądźcie… Kto by pomyślał, że w ciągu trzydziestu lat w tym gabinecie odwiedzali mnie ministrowie, ludzie kultury, a nawet goście zagraniczni, około trzech tysięcy osób? Nieprawdopodobne, jak uważacie? – zagaja rozmowę.
Z wrażenia zaniemówiłem. Właściwie to próbuję wydobyć z siebie głos, ale nie jestem w stanie. Coś trzyma mnie za gardło.
– Jakiś czas temu rzuciłem palenie, ale dzisiaj nie mogę się powstrzymać. (Robi pauzę, po czym dmucha mi prosto w twarz dymem z fajki). – Przepraszam za ten dym. To stary nawyk. Kiedy syn był mały, moją ulubioną zabawą było puszczanie mu dymu prosto w nos. Nie macie, towarzyszu, pojęcia, jak się krzywił i ryczał. Bardzo zabawna sytuacja!
– Towarzyszu sekretarzu generalny, nie wiem, co mam powiedzieć. Może najpierw się przedstawię…
– Nie musicie. Znamy się przecież. Wiem o wszystkim, co się z wami działo od czasu naszego ostatniego spotkania – rozlega się oschły głos.
Przywódca nawet nie podnosi głowy.
Powoli dochodzę do siebie. Słyszałem o legendarnym zegarze w biurze Stalina, który służył mu do sprawdzania, czy gość przyszedł punktualnie. I rzeczywiście on tutaj jest. Co więcej, siedzę twarzą w twarz z najsłynniejszym człowiekiem na świecie. Po co mnie tu sprowadził?
– Pewnie zastanawiacie się, po co was tu sprowadziłem? – Pyta, jakby mi czytał w myślach. I kontynuuje: – Sprawa wygląda następująco. Od zawsze byliście oddani Partii. Jak trzeba było, podczas rewolucji bezlitośnie tępiliście wrogów ludu. Zachowanie godne podziwu. I za to was nagrodzę. Będę z wami rozmawiał, a później na tej podstawie napiszecie książkę. Jak często będziemy się spotykać – to już będzie zależało od moich obowiązków. Warunek jest jeden: ani słowo nie może wyjść na światło dzienne, póki nie odejdę z tego świata. Książka może się ukazać dopiero sześćdziesiąt lat po mojej śmierci. Jeżeli stanie się to wcześniej, pożałujecie tego. Chciałem powiedzieć, że wybiją całą waszą rodzinę, ale przecież wy już nie macie rodziny?! Oj, taki żarcik. A teraz – no już, już. Wracajcie do siebie, przygotowano wam pokój w Moskwie. Niedługo przywiozą was znowu na rozmowę ze mną.
– Koba! Nawet nie wiem, jak wam dziękować! Ale dlaczego ja?!
– Zwracajcie się do mnie po porządku i z szacunkiem, towarzyszu Mongołow! Wytypowałem was i na tym poprzestańmy. Więcej na ten temat nie będziemy rozmawiać. Bierzcie się do roboty, myślcie, o co chcielibyście mnie zapytać. Widzimy się już wkrótce.
Ochroniarze Stalina biorą mnie pod ręce i prowadzą do wyjścia. Jestem tak zszokowany, że trudno to opisać. Staram się nie myśleć, dlaczego padło właśnie na mnie ani jakie czekają mnie konsekwencje, gdy będę pytał o coś, o co nie powinienem. Trzeba wziąć się do pracy od zaraz, by być gotowym na pierwsze spotkanie!
Pozłacana figura Stalina z Muzeum Komunizmu w Pradze, stolicy Republiki Czeskiej. Fot. Ariadna 22822/Shutterstock.comJestem Stalin
Wielokrotnie słyszałem różne plotki na temat towarzysza Stalina. Jedna głosiła, iż jest tak niski, że kiedy stawał na trybunie Mauzoleum Lenina, podstawiano mu mały taboret, by wydawał się wyższy. Jest też bardzo nieufny. Do tego stopnia, że nieufność przerodziła się w niepohamowaną podejrzliwość, a może już nawet w histerię? Za chwilę zacznę z nim rozmawiać. Jestem niesamowicie podekscytowany. Wiem, że z powodu wylewu ma problem z ręką. Jego ludzie zawożą mnie na Kreml. Bez słowa powitania mamy przystąpić do rozmowy – takie dostaję instrukcje przed wejściem do pomieszczeń. Tak też zrobię.
– Kim dzisiaj jesteście, towarzyszu sekretarzu generalny?
– Świetne pytanie na początek, brawo! Lud uważa, że carem, przywódcą i bogiem w jednej osobie. Ja powiem, że jedynie krępym Azjatą, któremu w trakcie oficjalnych przemówień podstawia się pod nogi stołek, żeby wydawał się wyższy. Moja córka twierdzi, że nigdy nie uważałem się za boga, i ma rację.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.Podziękowania
Korzystając z okazji, chciałbym podziękować wszystkim, którzy wsparli mnie podczas pisania książki. Dziękuję przede wszystkim mojej żonie Pauli za to, że cierpliwie znosiła niesłabnąca chęć pochłaniania przeze mnie wszystkiego na temat tym razem nie Hitlera, ale Józefa Stalina. Kochanie, bardzo dziękuję!
Dziękuję również Rodzicom – gdyby nie Oni, nie byłoby mnie!
Rodzeństwu – nie tylko za to, że są!
I – a może przede wszystkim – Wydawnictwu Bellona, z którym współpraca była bardzo przyjemna i profesjonalna. Drodzy Państwo, czapki z głów przed Wami.
A na koniec – zadam to samo pytanie, które zadawałem na końcu Spowiedzi Hitlera. Czego życzyć Czytelnikom – i w ogóle ludzkości? To proste. Jak najmniej konfliktów zbrojnych i tego, byśmy o takich zbrodniarzach jak Józef Stalin czytali tylko w książkach. Tego życzę Wam i sobie...