Spóźniony miesiąc miodowy - ebook
Spóźniony miesiąc miodowy - ebook
Kate i Daniel pobrali się z rozsądku. On z radością przekazał jej zarząd nad rodzinną posiadłością i ruszył w świat. Ona zyskała dom i źródło dochodów. Przez jedenaście lat ich kontakty ograniczały się do zwięzłych listów. Niespodziewanie Kate zostaje wezwana na Cypr, by zająć się chorym mężem. Z oddaniem go pielęgnuje, a potem przywozi do ojczyzny. Nawykły do aktywnego życia Daniel czuje się w domu jak w więzieniu. Wiecznie poirytowany, często kłóci się z Kate, a ona nie pozostaje mu dłużna. Są zgodni tylko w jednym – nie chcą już dłużej być małżeństwem jedynie z nazwy. Czy to możliwe, skoro każde z nich wyobraża sobie wspólne życie zupełnie inaczej?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7946-8 |
Rozmiar pliku: | 722 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Elmswood Manor, Shropshire, kwiecień 1820 r._
Kate zerknęła nerwowo na podniszczony zegar na kominku. Zegar pamiętał lepsze czasy, podobnie jak wszystkie otaczające ją przedmioty. Pozostało jeszcze piętnaście minut do umówionego spotkania, od którego miał się rozpocząć przełom w jej życiu, a przynajmniej taką miała nadzieję.
Poprawiła podkładkę, żeby leżała dokładnie na środku biurka, a potem położyła na niej równiutko księgę rachunkową. Na księdze umieściła bilans rocznych rachunków, który sporządziła. A na koniec nerwowo przygładziła włosy, upięła je w surowy węzeł, żeby wyglądać jak dojrzała kobieta, choć lustro w jej sypialni pokazywało kogoś przypominającego raczej wystraszonego królika. Znowu spojrzała na zegar.
Chyba stanął? Ale przecież sama go nakręciła poprzedniego wieczoru, jak co dzień o tej samej porze, jak zwykł robić jej tata. I słyszała ciche, miarowe tykanie, takie jak zawsze.
Zrobiło się jej słabo. Czy naprawdę zamierzała złożyć skandaliczną propozycję niemal obcemu człowiekowi? Nie, nie skandaliczną. Nie wolno jej myśleć w ten sposób, jeśli nie chce wyjść na irracjonalną fantastkę. Ponieważ to w rzeczywistości rozsądna, praktyczna propozycja. Całymi tygodniami rozpatrywała ją pod wszelkimi możliwymi kątami w oczekiwaniu na ten moment, od którego zależała jej przyszłość, bezpieczeństwo jej ojca i los wszystkich dzierżawców oraz nielicznej służby, jaka jeszcze pozostała w dworze.
Musiała odsunąć podniszczony skórzany fotel z wysokim oparciem zza ogromnego biurka, żeby zaryzykować spojrzenie przez okno. Biuro posiadłości znajdowało się na samym końcu szeregu budynków gospodarczych, za dawnym ogrodem kuchennym, i z jego okna rozciągał się doskonały widok na wszystkie strony. Niezależnie od tego, czy przybysz nadejdzie od strony stajni, czy od frontowego wejścia, czy też z któregoś pokoju wychodzącego na taras, będzie mogła go zobaczyć.
A pojawi się na pewno, zapewniła samą siebie, przecież sam prosił o spotkanie, prawda?
Właściwie umówił się nie z nią, a z jej ojcem, ponieważ chyba tylko nowy lord Elmswood nie był świadom, że jego posiadłości były administrowane przez córkę zarządcy.
Kate wyjęła spod suszki krótki list.
_Sir,_
_w związku z rozporządzeniem mojego zmarłego ojca zmuszony byłem wrócić do Anglii. Spodziewam się załatwić wszelkie formalności prawne w Londynie do szesnastego bieżącego miesiąca. Wyruszę do Shropshire i przyjadę do Elmswood siedemnastego._
_Zakładam, że zgodzi się pan spotkać ze mną w biurze posiadłości osiemnastego o dziesiątej rano, aby omówić kwestię dalszego zarządzania przez pana posiadłością, a także pozostałe sprawy._
_Byłbym wdzięczny za maksymalnie szybkie działania, ponieważ bardzo mi zależy na jak najszybszym powrocie do interesów za granicą._
_Z wyrazami szacunku,_
_Daniel Fairfax._
Fairfax, zauważyła Kate. Nie użył swojego nowego tytułu. Najwyraźniej wrócił do Elmswood niechętnie i na możliwie jak najkrótszy czas. Jak będzie się tutaj czuł, wiedząc, że już nigdy więcej nie zobaczy swojego ojca? W liście nie było śladu emocji, tylko niecierpliwość. Przez ostatnich kilka lat jej ukochany tata powoli podupadał na zdrowiu i Kate musiała pogodzić się z myślą o jego śmierci, ale wiedziała, że kiedy jego życie dobiegnie końca, to będzie dla niej straszliwy cios. Dla Daniela Fairfaxa najwyraźniej ta kwestia przedstawiała się zupełnie inaczej, na palcach jednej ręki mógł policzyć tygodnie, które spędził w towarzystwie ojca jako dorosły mężczyzna.
Miał dwadzieścia osiem lat. Kate znała go – czy raczej słyszała o nim – przez całe życie, ponieważ, podobnie jak on, przyszła na świat w Elmswood, ale w przeciwieństwie do niego, nigdy nie chciała żyć gdzie indziej. Daniel Fairfax był starszy od niej o sześć lat. Wiedziała od ojca, że był chorowitym dzieckiem, więc początkowo uczył się w domu, ale kiedy Kate dorosła na tyle, by móc przycupnąć w siodle przed ojcem podczas jego regularnych inspekcji posiadłości,Daniel Fairfax został już wysłany do prestiżowej szkoły z internatem.
W rezultacie przez większą część roku Kate mogła udawać, że wszystkie grunty przynależne do Elmswood Manor należą do niej. Kiedy Daniel Fairfax wracał do domu na wakacje, zdarzało jej się czasem zerknąć na niego, gdy pływał w jeziorze albo wyjeżdżał na kucyku ze stajni. Nie miała pojęcia, co porabiał całymi dniami, a o tym, że on zauważał jej obecność, świadczyło roztargnione, pozbawione zainteresowania skinienie głową, kiedy mijał ją, celowo zmierzając w przeciwnym kierunku. I choć był, podobnie jak ona, jedynakiem, to najwyraźniej w zupełności wystarczało mu własne towarzystwo. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek zapraszał do domu przyjaciół, z jednym wyjątkiem, ale wówczas nie był szkolny kolega, tylko nauczyciel.
Pamiętała ostatnie wakacje, jakie spędził w Elmswood – miał wówczas szesnaście lat, a Kate dziesięć. Wyjechał przed rozpoczęciem roku szkolnego i nie wrócił już do szkoły, tylko wybrał się do Londynu i podjął pracę w Admiralicji. Po pięcioletniej nieobecności pojawił się znowu, już po dojściu do pełnoletniości, porzuciwszy zarówno Admiralicję, jak i dzieciństwo. Pewnego poranka Kate spotkała mocno opalonego młodego mężczyznę wpatrującego się z ponurą miną w jezioro i ten uderzająco przystojny nieznajomy sprawił, że zaniemówiła.
Gdzie był w następnych latach, tego nie wiedział nawet tata, dopiero po jego wyjeździe lord Elmswood ujawnił, że jego syn „eksplorował świat”. I jako że świat jest bardzo duży, nie należy się spodziewać jego powrotu w najbliższym czasie.
„Nie w najbliższym czasie” oznaczało, jak się okazało, nigdy. Jeśli przychodziły jakieś listy od Daniela, to ich treść stary lord Elmswood zachowywał dla siebie. Dopiero po jego śmierci prawnik zdradził, że zawsze wiedział, jak skontaktować się ze spadkobiercą, co zakrawało niemal na cud. Znacznie większym cudem była wiadomość, że młody pan przybył do Londynu.
Kate musiała podjąć ryzyko i uzależnić swoje życie od Daniela Fairfaxa, nomady i eksploratora, który pragnął jak najszybciej powrócić do wędrówek po najdalszych zakątkach świata.
Właściwie liczyła, że młody lord tak właśnie zrobi, choć właściwie nic o nim nie wiedziała. Ale był on w końcu synem lorda Elmswooda i nigdy nie słyszała, by podawano w wątpliwość jego charakter czy usposobienie. Tak czy inaczej, jeśli jej plan się powiedzie, nie będzie musiała sprawdzać słuszności tego założenia, ponieważ mało prawdopodobne, aby w przewidywalnej przyszłości miała go jeszcze zobaczyć.
– Przepraszam, jestem umówiony z panem Wilsonem.
– Lord Elmswood! – Kate zerwała się na równe nogi.
Daniel Fairfax stał w drzwiach i patrzył na nią pytająco.
– To biuro posiadłości, dobrze trafiłem?
– Tak. Jestem córką pana Wilsona, ja…
Kate urwała i zaczerwieniła się. Cholera! Powinna być chłodna, spokojna i opanowana, a nie zachowywać się jak mizdrząca się dzierlatka! Daniel Fairfax może i był pewnym siebie światowcem, a ona prowincjonalną gąską, ale ta prowincjonalna gąska znała jego posiadłość jak własną kieszeń i była mu potrzebna, nawet jeśli on jeszcze o tym nie wiedział.
– Jestem Kate Wilson.
– Panna Wilson? Nie do wiary! Kiedy widziałem panią ostatnio, miała pani piegi i kucyki.
– Miałam prawie piętnaście lat, kiedy był pan w domu po raz ostatni, a nie związywałam włosów w kucyki, odkąd skończyłam dziesięć lat.
– Naprawdę? Dobry Boże, to znaczy, że ma pani… ile? Dwadzieścia dwa lata? Jak to możliwe?
– To najnormalniejsze w świecie starzenie się. Które dotyka nas wszystkich, niestety.
– Cóż, w pani przypadku upływ czasu niewątpliwie nie oznacza zmian na gorsze. Ledwie panią poznałem.
– Bo przez te wszystkie lata, które spędził pan tutaj, prawie mnie pan nie zauważał – odparła speszona Kate. – Nie ma w tym zresztą nic dziwnego. Nie zmieniłam się tak bardzo przez te siedem lat.
– Myli się pani. Widzę, że panią uraziłem. Nie chciałem być niegrzeczny ani teraz, ani jako nadąsany młodzik. Ale najwyraźniej byłem. Proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny.
– Nie był pan niegrzeczny. Trudno się dziwić, że prawie nie zauważał pan dziewczynki o sześć lat młodszej i…
– Nadal jestem o sześć lat starszy.
– Jednak gdy jesteśmy młodsi, różnica wieku wydaje się większa.
– To prawda, ale i tak przepraszam za swoje źle wychowane młodsze ja. – Daniel Fairfax spojrzał na zegar. – Myślałem, że pani ojciec będzie mnie oczekiwał? Nie otrzymał mojego listu?
– Otrzymał. – Kate przypomniała sobie o starannie opracowanym planie tego spotkania. – W imieniu własnym i ojca pragnę złożyć panu kondolencje z powodu pańskiej straty.
– Już to pani zrobiła, a właściwie zrobił to pani ojciec, listownie. Rozumiem, że jestem mu również winien podziękowanie za organizację pogrzebu. Mówiono mi, że były tłumy. Żałuję, że w nim nie uczestniczyłem, ale kiedy dotarła do mnie informacja o wypadku ojca, on już nie żył i został pochowany. Powrót do Anglii zajął mi prawie sześć tygodni. Czy pan Wilson zamierza spotkać się dzisiaj ze mną?
– Niestety jest niedysponowany, ale ja mogę w jego imieniu poczynić wszelkie ustalenia.
– Nie chcę być niegrzeczny, panno Wilson, ale mam interes do zarządcy posiadłości. Może wrócę, kiedy pani ojciec poczuje się lepiej. Jutro?
– Niedyspozycja mojego ojca to nie jest drobna dolegliwość. Niestety to choroba przewlekła i nieuleczalna. Chyba nie zdawał pan sobie sprawy, że zastępowałam ojca. Pomagałam mu już od kilku lat, ale od osiemnastu miesięcy przejęłam właściwie wszystkie obowiązki taty, ponieważ jego stan bardzo się pogorszył.
– Przykro mi to słyszeć. Jestem zaskoczony, że przekazał zarząd posiadłości córce. Niczego nie ujmując pani kompetencjom, jest pani kobietą, a tym samym, w przekonaniu mojego ojca, osobą całkowicie nieodpowiednią.
– To rozwiązanie było… nieformalne.
– Więc mój ojciec żył w nieświadomości, że wszystkim tutaj zarządza córka jego rządcy.
Kate zjeżyła się.
– Urodziłam się i wychowałam w Elmswood, pomagam ojcu, odkąd podrosłam na tyle, by móc wsiąść na konia. Z całym szacunkiem, milordzie, nie chcę pana urazić, ale znam tę posiadłość znacznie lepiej od pana.
– O to nietrudno, nawet krowy na pastwisku znają ją lepiej ode mnie.
– Ja kocham to miejsce, milordzie, w przeciwieństwie do pana.
– Nie musi się pani tak denerwować. Ja nie kwestionuję pani kompetencji. Pod tym względem, podobnie jak pod wszystkimi innymi, nie jestem podobny do ojca. Nie mam najmniejszego problemu z zatrudnieniem kobiety w charakterze zarządcy posiadłości.
– W takim razie może zechciałby pan przejrzeć sprawozdanie finansowe?
Kate podsunęła mu księgę rachunkową, którą Daniel Fairfax przejrzał tylko pobieżnie.
– Nie będę udawał, że mam jakiekolwiek pojęcie o przychodach i rozchodach, ale od prawnika z Londynu wiem, że ziemia jest w dobrych rękach.
– Niestety pański ojciec odnosił się z niechęcią do inwestowania zarówno swojego czasu, jak i pieniędzy. Mówiąc otwarcie, nie interesował się własną ziemią.
Daniel Fairfax również nie wydawał się zainteresowany tym tematem.
– Naprawdę mi przykro, że pani ojciec jest poważnie chory. Gdybym mógł coś zrobić…
– Właściwie mógłby pan. – Kate zastanowiła się przelotnie, co powiedziałby Daniel Fairfax, gdyby bez żadnych wstępów wysunęła tę skandaliczną propozycję, jaką przygotowała. Ten pomysł rozbawił ją do tego stopnia, że przestała się denerwować. – Gdyby pan zechciał usiąść, lordzie Elmswood…
– Prosiłbym, żeby nie zwracała się pani do mnie w ten sposób.
– To teraz pana nazwisko.
– Nie. Nie zamierzam robić użytku ani z ziemi, ani z tytułu, ani z tego domu, który za przyzwoleniem mojego ojca powoli obracał się w ruinę.
– To jeden z tematów, które chciałabym z panem przedyskutować.
– Jeden z wielu? Mam własną listę spraw i bardzo ograniczony czas.
– Jestem tego w pełni świadoma – warknęła Kate, choć nie chciała być niegrzeczna, ale jej nerwy były napięte jak postronki. – Proszę usiąść, postaram się wszystko wyjaśnić.
Kate wskazała mu miejsce po drugiej stronie biurka i odetchnęła z ulgą, gdy usiadł. Nogi tego krzesła zostały skrócone przez jednego z poprzednich zarządców posiadłości, złośliwca, który chciał górować nad człowiekiem siedzącym po drugiej stronie, ale Daniel Fairfax był tak wysoki, a wzrost Kate tak skromny, że kiedy usiadła, i tak wydawała się o wiele niższa od Daniela.
Wyprostowała się. Gość wyciągnął długie nogi. Miał krótko ostrzyżone włosy, jakby je golił brzytwą. Jego twarz była tak opalona, że niemal smagła, a rysy mocne, z ostro zarysowanymi kośćmi policzkowymi, wydatną szczęką i nosem znamionującym stanowczość. Twarz bardzo męska, pomimo pełnych warg. Bruzdy biegnące od nosa do ust i wachlarzyki zmarszczek w kącikach niebieskoszarych oczu świadczyły, że żył intensywnie, w porównaniu z nim Kate prowadziła wyjątkowo monotonny tryb życia.
Teraz te niebieskoszare oczy były utkwione w niej.
– Jak długo mój ojciec żył jak pustelnik? – zapytał Daniel. – Zauważyłem, że używał jedynie dwóch pokojów, a do obsługi miał jednego służącego i dwie kobiety pracujące w kuchni.
– Stopniowo wycofywał się z życia społecznego. A mniej więcej dwa lata temu całkowicie odciął się od świata.
– Co ułatwiło pani przejęcie obowiązków zarządcy tak, by on tego nie zauważył?
– Nie oszukiwaliśmy go! – odparła z gniewem. – Raz w miesiącu tata przedkładał lordowi księgi rachunkowe. Jeśli pański ojciec chciał skonsultować się z tatą w jakiejkolwiek sprawie, przysyłał pisemną notatkę. Władzę w posiadłości formalnie sprawował mój ojciec. Jeśli mam być szczera, to nie sądzę, by pańskiego ojca obchodziło, kto wykonywał czarną robotę. I bez obrazy, lordzie Elmswood…
– Obraża mnie pani za każdym razem, kiedy używa pani tego tytułu. Proszę zwracać się do mnie po imieniu.
– Daniel… – Dziwnie się czuła, wymawiając jego imię… tak intymnie, poufale. – Kate. Możesz mi mówić po imieniu, skoro ja mam się tak do ciebie zwracać. Danielu, obawiam się, że odziedziczyłeś posiadłość wymagającą pilnej modernizacji.
Fairfax wyciągnął z kieszeni surduta mały kamień szlachetny w intensywnym kolorze i zaczął obracać go w dłoni.
– W czasie ostatniego pobytu w domu oświadczyłem jasno, że chcę zrzec się praw do Elmswood.
– Zrzec się Elmswood! Chciałeś, żeby ojciec cię wydziedziczył? – zawołała Kate, wstrząśnięta, że mógł odrzucić coś, co ona tak gorąco kochała.
Daniel uśmiechnął się lekko.
– Bez obaw. Ojciec, jak zawsze, zlekceważył moje życzenia.
– Ale… ale naprawdę nie chcesz mieć nic wspólnego z Elmswood… nigdy?
– Nigdy. Co nie oznacza, że jego upadek sprawia mi przyjemność. Ledwo znalazłem drzwi w ogrodowym murze.
– Wiem. Od lat marzę o tym, żeby przywrócić dawną świetność Elmswood Manor i jego ogrodom.
– Nie mówiąc już o modernizacji farm? Dziwna ambicja jak na kobietę.
– Odziedziczyłam miłość do Elmswood po ojcu.
– Czy pan Wilson może wyzdrowieć? Wybacz, proszę, otwarte pytanie, ale…
– Zdecydowanie wolę otwartość. Zdaję sobie sprawę, że czas ma dla ciebie zasadnicze znaczenie. Tata jest wątły i choć może jeszcze żyć długo, to jego dni jako zarządcy posiadłości już zdecydowanie minęły.
– Czy ma wszystko, czego potrzebuje? Mówiłaś, że mógłbym coś dla niego zrobić. Co takiego?
Gardło Kate było suche jak pieprz, a serce tłukło się w jej piersi, ale lepszej sposobności mogła już nie zyskać. Musiała ją wykorzystać – dla dobra taty i swojego własnego. I oczywiście dla dobra Elmswood.
– Tata zamartwia się tym, co z nami będzie, skoro już nie jest w stanie panu służyć.
– Nie bardzo wiem, o co ci chodzi.
– Chodzi mi o to, gdzie i z czego będziemy żyć. Dom, w którym mieszkamy, i nasze dochody, jeśli nie liczyć niewielkiego spadku, który zapisał nam twój ojciec, są związane z posadą zarządcy posiadłości. Nasza sytuacja stanie się wyjątkowo trudna, jeśli zatrudnisz innego zarządcę. Nie chodzi mi o mnie, ale tata…
– Przestań się tym martwić. Ostatnio ty byłaś zarządcą Elmswood. Nie widzę powodu, by to miało się zmienić. Obiecuję, że przed wyjazdem zawrę z tobą formalną umowę. Przyjechałem tutaj z zamiarem scedowania na twojego ojca pełni władzy w posiadłości, abym mógł wrócić do zagranicznych wojaży. Okoliczności uległy zmianie, mogę jednak przekazać odpowiedzialność za Elmswood tobie. Najwyraźniej jesteś osobą godną zaufania i, co więcej, kochasz to miejsce.
Daniel uśmiechnął się z wyraźną ulgą i zadowoleniem.
– Mam nadzieję, że to cię uspokoi. Skoncentrujmy się na tym, co trzeba zrobić, żeby…
– Bardzo mi przykro, ale to niemożliwe.
– Nie chcesz tej posady?
– Twoja propozycja bardzo mi pochlebia i mogę zapewnić z ręką na sercu, że zrobiłabym wszystko, abyś nigdy nie pożałował pokładanego we mnie zaufania. Uwierz mi, gdybym wierzyła, że to może funkcjonować, złapałabym tę szansę obiema rękami. I nie chodzi o to, że nie byłabym w stanie wykonywać pracy zarządcy. Rzecz w tym, że jestem kobietą sromnego pochodzenia, a ciebie nie będzie na miejscu, żeby wspierać mój autorytet czy podejmować najważniejsze decyzje finansowe. Z bólem muszę stwierdzić, że to rozwiązanie się nie sprawdzi.
– A jaką mamy inną alternatywę? Nie chcę zatrudniać nikogo obcego, kto wyrzuci cię z chorym ojcem na ulicę i choć kompletnie nie dbam o Elmswood, to nie chcę, żeby obróciło się w ruinę.
– Możesz się go pozbyć. Jestem pewna, że znalazłbyś nabywcę.
– To byłoby niebezpieczne dla ciebie. – Daniel z pochmurną miną znowu zaczął obracać w dłoni kamień. – Nie, potrzebuję kogoś, do kogo miałbym bezwzględne zaufanie. Moja siostra z Irlandii ma syna. Wydaje mi się, że ten chłopiec po dojściu do pełnoletniości będzie najbardziej oczywistym spadkobiercą majątku. Nie mogę tylko przekazać mu tytułu, choć to niesprawiedliwe.
– Masz siostrzeńca!
– Tak mi powiedziano.
Rzucił to lekceważącym tonem, choć nie mógł przecież pozostać obojętny na taką nowinę. A może źle zrozumiała?
– Nie wiedziałeś, że twoja siostra ma syna? Czyli dopiero co przyszedł na świat?
– Wydaje mi się, że chłopiec ma siedem czy osiem lat, więc minie sporo czasu, zanim będę mógł przekazać mu stery rządów w Elmswood.
– Siedem czy osiem lat! Czy twój ojciec wiedział o jego istnieniu?
– Nie wiem. W testamencie nie ma wzmianki o chłopcu.
– A twoja siostra? Co ona sądzi o twoim planie?
– Nie wiem. Nie rozmawiałem z nią na ten temat – odparł Daniel ze zniecierpliwieniem. – Nie jestem zainteresowany jej życiem, podobnie jak ona moim. Będę zobowiązany, jeśli oszczędzisz mi dalszych pytań, ponieważ nie mam ani czasu, ani ochoty o tym dyskutować. Nie chcę, żeby mój siostrzeniec odziedziczył zadłużoną ruinę. Ty jesteś najodpowiedniejszą osobą, aby do tego nie dopuścić, ale mówisz, że nie możesz przyjąć tej posady. Oboje chcemy tego samego. Z pewnością istnieje sposób, aby to, co niemożliwe, stało się możliwe.
Istniał taki sposób. Kate powinna odezwać się teraz albo na zawsze zachować milczenie, ale w głowie jej się kręciło od rewelacji, które Daniel od niechcenia ujawnił. Choć była to przecież woda na jej młyn.
Dłonie jej zwilgotniały. Ukradkiem wytarła je o sukienkę. Odchrząknęła.
– Tak się składa, że rzeczywiście mam plan, który może poprawić sytuację zarówno dworu, jak i ziemi.
Daniel położył turkusowy kamień na biurku i ręką potoczył po blacie. Uśmiechnął się nagle.
– Jesteś naprawdę zadziwiającą dziewczyną. Jaki jest ten twój przebiegły plan?
Miał bardzo białe, równe zęby. Kiedy się uśmiechał, jego oczy promieniały. To był wyjątkowo zaraźliwy uśmiech. Taki, na który niełatwo zasłużyć. Odmienił go i Kate uświadomiła sobie, jak bardzo przystojnym mężczyzną jest Daniel Fairfax. Co nie ułatwiło jej zadania.
– Jest dość radykalny. – Pot pociekł jej strużką po plecach. – Właściwie wymaga od nas obojga odrobiny zaufania.
– Teraz jestem mocno zaintrygowany. Weź głęboki oddech i wyrzuć to z siebie.
– Dobrze. Moja propozycja rozwiązuje problemy nas obojga: twoje pragnienie, aby żyć za granicą i uwolnić się od odpowiedzialności za Elmswood i moje pragnienie, aby żyć tutaj z tatą. Da mi również naturalną władzę podejmowania wszelkich decyzji, również finansowych, bez konieczności konsultowania się z tobą. Pozwoli mi nie tylko utrzymać twoje ziemie, ale nawet poprawić ich stan, jak również przeprowadzić rewitalizację dworu i ogrodów, a ty będzie mógł spokojnie wrócić w głąb Afryki czy gdziekolwiek zechcesz. W odpowiednim czasie przekażesz majątek siostrzeńcowi, a ja… no, nie wiem jeszcze, co zrobię, ale nie ma sensu teraz się tym martwić. Co o tym sądzisz?
– To zbyt piękne, aby było możliwe.
Kate wzięła wypolerowany kamyk i zaczęła obracać go w ręce.
– To turkus?
– Tak. – Wyciągnął rękę. Oddała mu kamyk, zakłopotana. – Jak dotąd nie wymigiwałaś się od odpowiedzi. Nie wycofuj się teraz. Jaki jest twój plan i gdzie tkwi haczyk? Bo jakiś musi być.
– Myślę, że powinniśmy się pobrać.
Daniel wyglądał tak, jakby nie wiedział, czy się śmiać, czy wysłać ją do domu dla obłąkanych.
– Czy coś jeszcze?
– Tak się składa, że owszem – przyznała ledwie słyszalnie. – Aby nie zadrasnąć dumy mojego ojca, to musi być twój pomysł.