- nowość
- promocja
Spray na potwory. Jak unikać pułapek myślowych - ebook
Spray na potwory. Jak unikać pułapek myślowych - ebook
Wśród licznych książek o błędach myślenia ta jest nad wyraz godna uwagi. Ahn nie tylko ogranicza się do ośmiu głównych problemów myślenia, co pozwala obszernie przedstawić każdy z nich za pomocą wciągającej, konwersacyjnej prozy, ale również proponuje kluczowe, wsparte naukowo sposoby ograniczenia ich niechcianego wpływu. W efekcie możemy w nie wymierzyć imponujący podwójny cios.
– Robert Cialdini,
autor bestsellera „New York Timesa” Wywieranie wpływu na ludzi
• Z jakiego powodu czasem nawet świetny lekarz upiera się przy błędnej diagnozie?
• Czemu mamy więcej zaufania do jednej negatywnej opinii niż dziesięciu pozytywnych?
• Dlaczego mamy naturalną skłonność do wiary w działanie sprayu na potwory?...
Lubimy myśleć, że umiemy wyciągać logiczne wnioski, widzimy rzeczy takimi, jakie są,
a podejmowane przez nas decyzje są dziełem rozsądku. W rzeczywistości każdy z nas ulega
błędom poznawczym, które są efektem tego, jak zaprogramowane są nasze mózgi – co nie znaczy, że nie możemy ich w porę wychwycić. Poznaj osiem najczęstszych pułapek myślowych, w które wszyscy wpadamy, zrozum zjawiska psychologiczne, jakie się za nimi kryją, i naucz się je omijać.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68262-34-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy w trakcie doktoratu na Uniwersytecie Illinois w Urbanie-Champaign prowadziłam badania z psychologii poznawczej, od czasu do czasu chodziliśmy całą grupą na piwo i nachosy. Była to dla nas świetna okazja, by wypytać naszego opiekuna naukowego o kwestie, które w trakcie bardziej formalnych, indywidualnych konsultacji zapewne nie zostałyby poruszone. Podczas jednego z takich spotkań zebrałam się na odwagę, żeby zadać mu pytanie, które już od jakiegoś czasu krążyło mi po głowie: „Czy psychologia poznawcza może zmienić świat na lepsze?”.
Miałam wrażenie, że pytanie jest nieco oderwane od rzeczywistości – już dawno zdecydowałam się poświęcić tej dziedzinie swoje życie, więc na zadawanie takich pytań było trochę za późno. Jednak, mimo że miałam już okazję prezentować swoje odkrycia na międzynarodowych konferencjach naukowych poświęconych kognitywistyce i byłam na dobrej drodze do ich publikacji w szanowanych periodykach psychologicznych, trudno mi było wytłumaczyć kolegom ze szkoły średniej, w jaki sposób moja praca wpływa na prawdziwe życie. Wcześniej tego dnia przekopywałam się przez artykuł, którego autor za główny cel najwyraźniej postawił sobie udowodnienie, jakim jest bystrzakiem, i wziął na warsztat zawiły problem, nieistniejący w prawdziwym świecie. To (oraz niewielka ilość piwa) dodało mi odwagi, żeby w końcu zadać moje pytanie.
Nasz opiekun słynął z powściągliwości. Gdybym spytała go, czy w kolejnym eksperymencie mam zrobić A czy B, to odpowiedziałby mgliście: „tak” albo odbiłby piłeczkę, pytając: „A ty jak myślisz?”. Tym razem zadałam proste pytanie typu tak-nie, więc usłyszałam równie prostą odpowiedź: „tak”. Razem z kolegami siedzieliśmy w ciszy przez co najmniej 5 minut (a przynajmniej tak nam się wydawało), czekając na rozwinięcie tematu, ale nie padło już żadne słowo.
Przez kolejne 30 lat usiłowałam odpowiedzieć na to pytanie samodzielnie, pracując nad zagadnieniami, które, liczę na to, mają zastosowanie w prawdziwym życiu. W badaniach prowadzonych na Uniwersytecie Yale, gdzie od 2003 roku jestem profesorem psychologii, przeanalizowałam niektóre błędy poznawcze zwodzące nas na manowce, a także opracowałam strategie korygowania ich za pomocą metod znajdujących bezpośrednie zastosowanie w codziennym życiu.
Oprócz konkretnych błędów poznawczych, jakie zdecydowałam się badać, przyglądałam się również wielu innym z życia wziętym „kłopotom z myśleniem”, które mogą stanowić źródło problemów zarówno dla mnie, jak i dla mojego otoczenia – studentów, przyjaciół, rodziny. Widziałam, jak moi studenci odsuwają w czasie wywiązanie się z określonych zadań, ponieważ nie doceniają trudu, jaki sprawi im zmierzenie się w przyszłości z dokładnie takim samym zadaniem, jakie z powodzeniem mogliby wykonać już teraz. Pewna studentka opowiedziała mi, że została błędnie zdiagnozowana, ponieważ lekarz zadawał jej wyłącznie pytania, które potwierdzały jego pierwotną hipotezę. Zauważałam smutek u osób, które obwiniają się za wszystkie kłopoty, ponieważ widzą tylko jedną stronę medalu, oraz nieszczęścia powodowane przez osoby, które nigdy nie poczuwają się do winy. Byłam świadkiem frustracji par, które sądziły, że komunikują się ze sobą wyjątkowo precyzyjnie, a w rzeczywistości zupełnie się nie rozumiały.
Widziałam również, jak „kłopoty z myśleniem” doprowadzają do powstania problemów, które daleko wykraczają poza prywatne życie jednostek. Te fundamentalne błędy i uprzedzenia przyczyniają się do rozmaitych napięć na tle społecznym, które uwidoczniają się m.in. w polaryzacji sceny politycznej, działaniach pogłębiających kryzys klimatyczny, profilowaniu etnicznym, strzelaninach z udziałem policji i niemal każdym innym problemie opartym na stereotypach i uprzedzeniach.
Żeby pokazać studentom, jak psychologia może pomóc im rozpoznawać niektóre z tych codziennych problemów, mierzyć się z nimi i podejmować lepsze decyzje, zaczęłam prowadzić kursy uniwersyteckie zatytułowane „Myślenie”. Najwyraźniej odpowiedziały na pewną żywotną potrzebę, ponieważ w samym 2019 roku zapisało się na nie ponad 450 studentów. Wyglądało na to, że ludzie są spragnieni wskazówek, jakich dostarcza psychologia, więc informację o wykładach przekazywali sobie z ust do ust. Zauważyłam wtedy coś ciekawego: kiedy miałam okazję rozmawiać z rodzinami odwiedzającymi kampus, często okazywało się, że studenci dzwonią do domu i opowiadają, jak nauczyli się radzić sobie z życiowymi problemami – a niektórzy zaczęli nawet doradzać krewnym, w tym własnym rodzicom. Według relacji moich współpracowników studenci prowadzili w stołówce ożywione dyskusje na temat implikacji eksperymentów, o których mówiliśmy na zajęciach. Kiedy rozmawiałam z osobami spoza środowiska na tematy poruszane w trakcie zajęć, pytały, gdzie mogą dowiedzieć się czegoś więcej. Wszystko to sugerowało, że ludzie naprawdę chcą i potrzebują takich narzędzi, postanowiłam więc napisać książkę, która przybliży temat szerszemu gronu odbiorców.
Wybrałam osiem zagadnień, które według mnie są najbardziej adekwatne do problemów, z jakimi na co dzień mierzą się moi studenci i inni ludzie (w tym ja sama!). Każdy rozdział omawia jeden z nich, a napisane są w taki sposób, że choć niekiedy odwołuję się do zagadnień z innych części książki, można je czytać w dowolnej kolejności.
Choć mówię o błędach i uprzedzeniach w myśleniu, _nie_ jest to książka o tym, co jest z ludźmi nie tak. „Kłopoty z myśleniem” zdarzają się, ponieważ jesteśmy zaprogramowani w pewien konkretny sposób, i w większości mają uzasadnienie. Błędy wnioskowania to zwykle produkty uboczne wysoce rozwiniętych zdolności poznawczych, które sprawiły, że nasz gatunek zaszedł tak daleko, przetrwał i ma się dobrze. W efekcie rozwiązania tych problemów bywają trudno osiągalne. Oduczanie się błędów poznawczych to za każdym razem naprawdę wielkie wyzwanie.
Co więcej, jeśli mamy unikać błędów i uprzedzeń, nie wystarczy, że uświadomimy sobie, jaka jest ich natura, i zanotujemy w myślach, że nie powinniśmy ich popełniać. To tak jak z bezsennością: kiedy nas dotyka, dokładnie wiemy, w czym tkwi problem – nie możemy spać. Ale nie rozwiążemy go, mówiąc sobie, że powinniśmy więcej spać. Analogicznie, nawet jeśli dobrze znamy niektóre z przekłamań omawianych w tej książce, musimy znaleźć na nie receptę lepszą niż samo stwierdzenie: przestań to robić. Na szczęście rosnąca liczba badań potwierdza, że istnieją praktyczne strategie, które można zastosować w celu ulepszenia swojego procesu wnioskowania. Strategie te mogą nam także pomóc wychwycić te elementy, nad którymi nie umiemy zapanować, a nawet pokazać, w jaki sposób rozwiązania, które początkowo wyglądały obiecująco, mogą obrócić się przeciwko nam.
Ta książka powstała na podstawie badań naukowych, głównie z dziedziny psychologii poznawczej, a także badań własnych. Wiele eksperymentów, na które się powołuję, uznaje się za klasyczne – przetrwały one próbę czasu; inne z kolei prezentują najnowsze odkrycia w tej dziedzinie. Do zilustrowania każdego problemu, podobnie jak na wykładach, sięgam po przykłady inspirowane rozmaitymi aspektami życia. Mam ku temu powody, które z czasem ujawnię.
Powróćmy zatem do pytania, które zadałam niegdyś swojemu opiekunowi naukowemu: „Czy psychologia poznawcza może zmienić świat na lepsze?”. Odkąd po raz pierwszy je postawiłam, minęły całe lata, a ja przez ten czas nabierałam stopniowo przekonania, że odpowiedź brzmi dokładnie tak jak w zwięzłych słowach wyraził ją mój opiekun: „tak”. Absolutnie tak.ROZDZIAŁ 1. ZŁUDNY UROK BIEGŁOŚCI
Rozdział 1
Złudny urok biegłości
Dlaczego to wydaje się takie proste?
Licząca 450 miejsc aula Levinsona to jedna z największych sal wykładowych Uniwersytetu Yale, a w poniedziałki i środy między godziną 11.35 a 12.50, kiedy odbywają się moje zajęcia w ramach kursu o nazwie „Myślenie”, niemal wszystkie siedzenia są zajęte. Dzisiejsze spotkanie, poświęcone przesadnej pewności siebie, zapowiada się wyjątkowo interesująco, ponieważ planuję poprosić, aby kilkoro studentów wyszło na środek i zatańczyło do teledysku z muzyką k-popową.
Rozpoczynam wykład, opisując efekt ponadprzeciętności. Kiedy milion uczniów szkół wyższych poproszono o ocenę swoich zdolności przywódczych, 70 procent uznało je za ponadprzeciętne, a spytani o umiejętność dogadywania się z ludźmi, w 60 procentach umieścili się w górnych 10 percentylach. Kiedy wśród wykładowców uniwersyteckich przeprowadzono ankietę dotyczącą ich umiejętności przekazywania wiedzy, dwie trzecie oceniło, że znajduje się w górnych 25 procentach. Prezentuję studentom te i inne przykłady zbyt wspaniałomyślnej samooceny i zadaję im następujące pytanie: „Jaki odsetek Amerykanów uznaje się według was za kierowców lepszych od przeciętnych?”. Studenci rzucają w odpowiedzi coraz większe wartości, na przykład 80 i 85 procent, i chichoczą, bo ich szacunki wydają się mocno przesadzone. A jednak okazuje się, że i tak strzelali za nisko – poprawna odpowiedź to 93 procent.
Aby naprawdę przekazać studentom wiedzę o błędach rozumowania, nie wystarczy po prostu opisać wyniki badań; staram się, aby doświadczyli błędów na własnej skórze, a tym samym ustrzegli się wpadnięcia w pułapkę „to nie o mnie” – przekonania, że choć inni mogą popełniać określone błędy poznawcze, ja sam jestem na nie odporny. Na przykład dany student może uważać, że nie jest nadmiernie pewny siebie, ponieważ czasami czuje się niepewnie. Ktoś inny może pomyśleć, że skoro z reguły dość trafnie szacuje, jak poradził sobie na egzaminie, to potrafi równie dobrze ocenić swoje notowania względem rówieśników w zakresie przywództwa, relacji międzyludzkich czy umiejętności prowadzenia samochodu. I w tym momencie na scenę wkraczają tancerze.
Pokazuję grupie sześciosekundowy fragment klipu _Boy with Luv_ zespołu BTS¹, który na YouTubie obejrzało ponad 1,4 miliarda osób. Specjalnie wybrałam segment o niezbyt skomplikowanej choreografii. (Jeśli już znaleźliście ten teledysk – chodzi mi o fragment między 1:18 a 1:24).
Odtwarzam klip i mówię studentom, że dla osób, które będą umiały tak zatańczyć, przewiduję nagrody. Oglądamy nagranie jeszcze dziesięć razy. Odtwarzamy nawet wersję w zwolnionym tempie, nagraną specjalnie z myślą o osobach, które chcą opanować krok do tej piosenki. Następnie proszę, żeby zgłaszali się ochotnicy. W poszukiwaniu chwilowej sławy na środek sali wychodzi dziesięcioro odważnych studentów, podczas gdy reszta głośno im kibicuje. Jestem pewna, że wielu innym wydaje się, że też potrafią powtórzyć sekwencję kroków. Widzieliśmy klip tak wiele razy, że nawet ja mam wrażenie, że dałabym radę – w końcu to tylko sześć sekund; to nie może być aż tak trudne.
Publiczność żąda, żeby ochotnicy zwrócili się przodem do sali, nie do ekranu. Włączam muzykę. Śmiałkowie zaczynają chaotycznie wymachiwać ramionami, podskakiwać i wierzgać, bez cienia synchronizacji. Jeden wymyśla zupełnie nowe kroki. Część daje za wygraną już po trzech sekundach. Wszyscy histerycznie się śmieją.
EFEKT BIEGŁOŚCI
Wszystko, co nasz umysł potrafi łatwo przetworzyć, wzbudza w nas nadmierne poczucie pewności. Taki efekt biegłości może nas na różne sposoby przechytrzyć.
Złudzenie nabycia umiejętności
Pierwowzorem uniwersyteckiej prezentacji wykorzystującej teledysk BTS było badanie złudzenia biegłości, jakie powstaje, kiedy nabywamy nowe umiejętności². Jego uczestnicy oglądali sześciosekundowe nagranie wideo przedstawiające Michaela Jacksona, który wykonuje moonwalka – słynny krok taneczny, podczas którego artysta wydaje się iść do tyłu, nie odrywając stóp od podłogi. Krok nie wygląda na skomplikowany, a Jackson wykonuje go lekko i bez zastanowienia.
Część badanych obejrzała nagranie raz, część dwadzieścia razy. Następnie poproszono uczestników, aby ocenili, jak dobrze byliby w stanie wykonać moonwalka samodzielnie. Osoby, które widziały klip dwadzieścia razy, były znacznie bardziej pewne siebie niż te, które zrobiły to tylko raz. Ponieważ obejrzały tak wiele powtórzeń klipu, były przekonane, że zapamiętały każdy najmniejszy ruch i mogą go z łatwością odtworzyć. Ale kiedy nadszedł moment prawdy i uczestników poproszono, aby faktycznie wykonali moonwalka, nie było absolutnie żadnej różnicy między występami obydwu tych grup. Obserwowanie, jak Michael Jackson dwadzieścia razy wykonuje moonwalka, bez możliwości przećwiczenia samemu kroku, z nikogo nie uczyniło lepszego tancerza.
Ludzie często ulegają złudzeniu, że są w stanie powtórzyć jakiś wyczyn, kiedy zobaczą, że ktoś inny dokonuje tego bez wysiłku. Ileż to razy zdarzało nam się śpiewać w myślach przebój Whitney Houston „And A-A-A-A-I-A-A-A-J-J will always love you” z przekonaniem, że wyciągnięcie tych wysokich tonów nie może być przecież aż takie trudne? Zrobić suflet, obejrzawszy na YouTubie, jak robi go ktoś inny? Rozpocząć nową dietę, zobaczywszy zdjęcia „przed” i „po”?
Kiedy widzimy produkt końcowy, który wygląda po mistrzowsku, profesjonalnie, a może zupełnie normalnie, jak puszysty suflet lub wysportowana znajoma, popełniamy błąd, myśląc, że proces, który doprowadził do takiego rezultatu, również był płynny, bezproblemowy i prosty. Kiedy czytamy łatwą do zrozumienia książkę, możemy odnieść wrażenie, że było ją również łatwo napisać. Osoba, która nigdy nie jeździła na łyżwach, zastanawia się, dlaczego jakaś łyżwiarka figurowa upada, wykonując podwójnego axla, a wiele innych akrobacji wychodzi jej tak naturalnie. Łatwo zapominamy, że książka wymagała wielu poprawek, a podwójne axle – wielu treningów. Jak stwierdziła kiedyś Dolly Parton: „To zaskakujące, jak dużo kosztuje, aby wyglądać tak tanio”.
Kolejnym przykładem, jak zwodniczy może być efekt biegłości, są wykłady TED Talks. Trwają one zwykle 18 minut, co oznacza, że ich scenariusz mieści się na 6–8 stronach. Zważywszy, że mówcy muszą być ekspertami w swojej dziedzinie, można by pomyśleć, że przygotowanie tak krótkiej przemowy to bułka z masłem – niektórzy może nawet improwizują. A jednak, według wytycznych TED, mówcy powinni poświęcić na przygotowania kilka tygodni, a nawet miesięcy. Trenerzy wystąpień publicznych uszczegółowili wytyczne, które musi spełniać wykład TED – trzeba poświęcić co najmniej godzinę na powtórkę każdej minuty wykładu. Innymi słowy, mówca musi powtórzyć swoje wystąpienie 60 razy. A tych dwadzieścia kilka godzin to tylko próby – nie wliczają się w to godziny, dni i tygodnie potrzebne na to, aby wymyślić, co powinno zawierać się na tych 6–8 stronach scenariusza, i jeszcze ważniejsze, co należałoby z nich wyrzucić.
Krótkie prezentacje w zasadzie nawet trudniej przygotować niż te długie, ponieważ podczas nich nie ma czasu na zastanawianie się nad kolejnym zdaniem lub płynnym przejściem do następnego punktu. Spytałam kiedyś mojego dawnego studenta, który pracuje teraz w prestiżowej firmie konsultingowej, czy uważa, że studia w Yale przygotowały go do tej pracy. Powiedział, że jedynym, czego mu zabrakło podczas nauki, było to, jak przekonać do czegoś klienta w trzy minuty. Taką prezentację najtrudniej przeprowadzić, bo liczy się każde słowo – a jednak, jeśli została przygotowana dobrze, myślimy, że to prosta sprawa.
Złudzenie wiedzy
Złudzenie biegłości nie ogranicza się do umiejętności tańczenia, śpiewania czy wygłaszania wykładów. Z innym jego rodzajem mamy do czynienia w dziedzinie wiedzy. Chętniej damy wiarę nowym wynikom, jeśli zrozumiemy, jak je otrzymano.
Weźmy na przykład srebrną taśmę klejącą. Używamy jej do naprawy niemal wszystkiego – od uszczelnienia dziury w trampku po awaryjne załatanie rozprutych spodni. Badania wykazały, że taka taśma usuwa także kurzajki, i to równie, a niekiedy nawet bardziej skutecznie niż klasyczna terapia ciekłym azotem. Trudno nam w to uwierzyć, dopóki nie poznamy wyjaśnienia: kurzajki wywołuje wirus, który obumiera, jeśli pozbawi się go dostępu powietrza i światła. A właśnie to dzieje się, kiedy zaklejamy kurzajkę nieprzezroczystą taśmą. Kiedy już znamy mechanizm stojący za tym procesem, dużo łatwiej nam uwierzyć w terapeutyczną moc srebrnej taśmy.
Poświęciłam temu zjawisku kilka moich wcześniejszych badań, a konkretnie, badałam to, że ludzie są bardziej skłonni wywodzić z danej korelacji przyczynę, jeśli dostrzegają mechanizm leżący u podłoża tejże korelacji³. Choć twarde dane pozostają te same, jesteśmy dużo bardziej skłonni wyciągać wnioski przyczynowe, jeśli możemy zwizualizować sobie płynny proces, który doprowadził do określonego wyniku. Nie ma w tym nic złego, chyba że mechanizm leżący u podstawy procesu jest błędny. Jeśli jesteśmy niesłusznie przekonani, że rozumiemy zachodzący proces, to z większym prawdopodobieństwem wyciągniemy fałszywy wniosek przyczynowy.
Pozwólcie, że podam konkretny przykład. Prowadząc badania nad tymi kwestiami, natrafiłam na książkę zatytułowaną _The Cosmic Clocks: From Astrology to a Modern Science_ (Kosmiczne zegary: od astrologii do współczesnej nauki), którą w latach 60. napisał samozwańczy „neoastrolog” Michel Gauquelin. Książkę rozpoczyna prezentacja danych statystycznych (choć wiarygodność części z nich stoi pod znakiem zapytania, na potrzeby naszego przykładu przyjmijmy, że wszystkie są prawdziwe). Gauquelin pisze na przykład, że osoby urodzone tuż po wschodzie i kulminacji Marsa – cokolwiek to znaczy – mają większe szanse, aby zostać w przyszłości wybitnymi lekarzami, naukowcami czy sportowcami. Do tego rodzaju wniosków doprowadziły go setki, a w niektórych wypadkach nawet tysiące szczegółowych danych oraz skomplikowane statystyki. Mimo to nie brakowało sceptyków. Nawet autora zaskoczyły jego własne odkrycia, zaczął więc szukać wyjaśnienia. Odrzucił mniej naukową hipotezę, że planety w jakiś sposób nadają dzieciom określone talenty w chwili urodzenia. Zamiast tego zaproponował na pozór logiczne uzasadnienie. Jak pisze, nasza osobowość, cechy i inteligencja są do pewnego stopnia wrodzone, co oznacza, że są w nas obecne już w łonie matki. Kiedy płody są gotowe, aby przyjść na świat, wysyłają sygnały chemiczne, przyśpieszając w ten sposób poród. A płody o konkretnych cechach charakteru sygnalizują, że są gotowe do porodu w reakcji na subtelne siły grawitacyjne uwarunkowane wydarzeniami pozaziemskimi. W obliczu tak rozbudowanego wyjaśnienia nawet sceptyk może zbłądzić i zmienić swoją reakcję z „nie ma mowy” na „hm”.
Być może zjawisko złudzenia wiedzy tłumaczy, dlaczego niektóre teorie spiskowe mają się tak dobrze. Teoria, jakoby Lee Harvey Oswald, zabójca Johna F. Kennedy’ego, był agentem CIA, wydaje się naciągana, ale kiedy dodamy uzasadnienie, że CIA była zaniepokojona podejściem prezydenta do komunizmu, brzmi już bardziej wiarygodnie. Teoria ruchu QAnon, głosząca, że prezydent Trump potajemnie zwalczał klikę satanistów-pedofili i kanibali ukrywających się w „głębokim państwie”, pochodzi rzekomo od informatora, „Q”, który dzięki posiadaniu przepustki o wysokich uprawnieniach dostępu miał wgląd w wewnętrzne prace rządu. Nic tu nie jest oczywiście prawdą, ale złudzenie wiedzy, które wykreował Q, okraszając swoje posty żargonem operacyjnym, skłoniło wielu do uznania ich za wiarygodne.
Złudzenie wynikające z dostępu do informacji niezwiązanych z tematem
Najbardziej zdradliwy i irracjonalny jest trzeci rodzaj efektu biegłości. Do tej pory opisałam skutki rzekomej biegłości w sprawach, które mamy w zasięgu ręki – uważamy się za biegłych w kwestii czekającego nas zadania, więc bagatelizujemy jego stopień trudności. Poznawszy mechanizmy leżące u podłoża określonych twierdzeń, jesteśmy bardziej skłonni zaakceptować nieakceptowalne spostrzeżenia dotyczące danego faktu, choć sam „fakt” nic a nic się nie zmienił. Lecz nasze osądy mogą zostać zniekształcone również wtedy, gdy przypiszemy sobie biegłość odnośnie do czynników, które nie mają najmniejszego związku z osądami, jakie pod ich wpływem wydajemy.
Na przykład pewne badanie miało ustalić, czy nazwy spółek giełdowych mogą wpłynąć na oczekiwania klientów wobec ich wyników rynkowych⁴. Owszem, efekt biegłości dotyczy również i nazw. Na początek badacze posłużyli się zmyślonymi nazwami o dwóch kategoriach: łatwe do wymówienia (Flinks, Tanley) i trudniejsze (Ulymnius, Queown). Choć badani nie otrzymali żadnych dodatkowych informacji, ocenili, że akcje spółek łatwiejszych do wymówienia (spora biegłość wymowy) będą zwyżkować, natomiast akcje przedsiębiorstw o trudnych do wymówienia nazwach (mniejsza biegłość) zanotują spadki.
Badacze przyjrzeli się również nazwom prawdziwych spółek (zestawiając na przykład Southern Pacific Rail Corp. z Guangshen Railway Co.) i prześledzili zmiany kursów ich akcji na nowojorskiej giełdzie. Spółki o łatwiejszych nazwach radziły sobie lepiej niż te o nazwach trudnych; okazało się, że jeśli ktoś zainwestował w dziesięć spółek o nazwach najłatwiejszych w wymowie i w dziesięć spółek o nazwach najtrudniejszych w wymowie, to te o nazwach łatwych do wymówienia przyniosły o 113, 119, 277 i 333 dolarów większy zysk w ciągu, odpowiednio, jednego dnia, jednego tygodnia, sześciu miesięcy i jednego roku.
Część czytelników może pomyśleć, że to po prostu dlatego, że te nazwy spółek, które trudno wymówić, brzmią dla amerykańskich graczy giełdowych bardziej obco. W ostatnim badaniu wzięto więc na warsztat łatwość wymówienia trzyliterowych symboli giełdowych spółek. Niektóre, jak KAR – skrót od KAR Global – da się wymówić jak jedno słowo, podczas gdy inne, jak HPQ – Hewlett-Packard – już nie. Co zaskakujące, spółki o łatwych do wymówienia symbolach giełdowych radziły sobie wyraźnie lepiej niż te o symbolach niewymawialnych, zarówno na nowojorskiej, jak i amerykańskiej giełdzie papierów wartościowych. Relatywne postrzeganie czytelności symboli giełdowych spółek nie powinno mieć absolutnie nic wspólnego z ich wartością jako firm – jest to całkowicie arbitralne – a jednak inwestorzy wyżej cenili firmy, których symbole giełdowe dało się łatwo wymówić, niż te, których symbole były pod tym względem trudne.
Jeśli nie interesują was indeksy giełdowe, przyjrzyjmy się tajemniczemu efektowi biegłości wykreowanemu przez wyszukiwarki internetowe. W dzisiejszych czasach można wygooglować wszystko. Jest jednak pewien minus posiadania dostępu do specjalistycznych informacji – rodzi to nadmierną pewność siebie; sprawia, że ludzie sądzą, iż wiedzą więcej, niż naprawdę wiedzą, i to nawet na tematy, których wcale w Google nie wyszukiwali⁵.
Uczestników pewnego badania poproszono o udzielenie odpowiedzi na pytania w rodzaju: „Dlaczego istnieje rok przestępny?” lub „Dlaczego Księżyc ma fazy?”. Połowa uczestników mogła poszukać odpowiedzi w internecie, druga połowa – nie miała takiej możliwości. W drugiej części badania wszyscy uczestnicy otrzymali nowy zestaw pytań, takich jak: „Co wywołało wojnę secesyjną?” i „Dlaczego w szwajcarskim serze są dziury?”. Pytania te nie miały związku z zagadnieniami z pierwszej części badania, więc uczestnicy, którzy wcześniej korzystali z internetu, nie mieli absolutnie żadnej przewagi nad pozostałymi. Można by przypuszczać, że obie grupy badanych będą prezentowały podobny poziom pewności lub braku pewności co do znajomości odpowiedzi na nowe pytania. Jednak badani, którzy w pierwszej fazie eksperymentu korzystali z internetu, wyżej ocenili swoje obeznanie niż grupa druga, nawet w tematach, których nie googlowali. Dostęp do niepowiązanych informacji wystarczył, aby zawyżyli swoją intelektualną pewność siebie.
ADAPTACYJNA NATURA EFEKTU BIEGŁOŚCI
Chociaż wiem, na czym polega efekt biegłości, to i mnie zdarza się paść jego ofiarą. Obejrzałam kiedyś na YouTubie 40-minutowy film o pielęgnacji długowłosych psów, a następnie, spędziwszy kolejne 40 minut na bezowocnych próbach uczesania mojego pięknego hawańczyka, zadałam kłam twierdzeniu Amerykańskiego Klubu Kynologicznego, jakoby „hawańczyki wyglądały prześlicznie w każdym uczesaniu”.
Jestem równie naiwna w kwestii katalogów ogrodniczych. Za każdym razem, gdy widzę nieskazitelnie zadbane ogródki, zwłaszcza warzywne, zamawiam tak dużo nasion, że wystarczyłoby ich na obsianie pół hektara ziemi, której nie posiadam, a następnie szykuję rozsadę i pielęgnuję ją pod specjalnymi lampami. Biorąc pod uwagę ilość wydanych pieniędzy, raczej nie mam się czym pochwalić. W zeszłym roku zebrałam w sumie cztery papryki i trzy razy zjadłam sałatkę z jarmużu. A w katalogu wszystko wydawało się takie łatwe!
Od ponad 30 lat przekazuję wiedzę na temat błędów poznawczych i badam je, a jednak dałam się nabrać youtube’owemu pokazowi umiejętności psiego fryzjera, który odznaczał się biegłością i robił wszystko bez wysiłku, a także olśniewającym fotografiom kwitnących ogrodów. Czy celem nauki o błędach poznawczych nie jest przypadkiem to, żeby umieć je rozpoznawać i omijać? Skoro taki ze mnie ekspert, to dlaczego nie jestem na nie odporna?
Odpowiedź brzmi następująco: jesteśmy podatni na błędy poznawcze nawet wtedy, kiedy już jesteśmy ich świadomi, ponieważ większość z nich (a może nawet wszystkie) to produkty uboczne wysoce adaptacyjnych mechanizmów, które wyewoluowały w ciągu tysięcy lat, aby pomóc nam przetrwać jako gatunkowi. Nie da się ich po prostu wyłączyć.
Efekt biegłości wynika z prostej reguły wykorzystywanej w procesie, który psychologowie nazywają metapoznaniem. To ustalanie, czy już coś umiesz lub wiesz – na przykład czy umiesz pływać lub czy wiesz, co to jest kredyt hipoteczny ze stałą stopą oprocentowania. Metapoznanie to bardzo ważny element procesu poznawczego. Jeśli nie umiesz pływać, to wiesz, że nie możesz wskoczyć do głębokiego basenu, choćby w upalny dzień naszła cię chęć, aby się szybko schłodzić. Jeśli sformułowanie „kredyt hipoteczny ze stałą stopą oprocentowania” nic ci nie mówi, to wiesz, że musisz zdobyć odpowiednie informacje, zanim go zaciągniesz. Metapoznanie ukierunkowuje nasze działania: jeśli wiemy, co już wiemy, to wiemy też, czego unikać, czego poszukiwać i gdzie wskakiwać lub nie. Nie umiemy bez tego żyć.
Jedną z najbardziej użytecznych wskazówek metapoznania jest poczucie znajomości, łatwości, biegłości. Czujemy się obeznani z tym, co wiemy i co potrafimy. Jeśli spytam, czy znasz pana Johna Robertsona, to możesz odpowiedzieć „tak”, „nie” lub „być może”, w zależności od tego, jak znajomo brzmi dla ciebie to nazwisko. Kiedy znajdziesz się w wypożyczalni samochodów za granicą, gdzie dostępne są tylko pojazdy z manualną skrzynią biegów, to staniesz przed koniecznością oceny, czy nadal potrafisz takie auto prowadzić – to znaczy, czy idea naciskania lewą stopą sprzęgła przy jednoczesnym obsługiwaniu prawą ręką drążka zmiany biegów jest ci wystarczająco bliska.
Jednak zasada znajomości to wyłącznie heurystyka, ogólnik, droga na skróty do znalezienia odpowiedzi przy stosunkowo niewielkim wysiłku. Na przykład istnieje pewna znana reguła pozwalająca oszacować, na jak duży dom nas stać – to reguła 28 procent: miesięczna rata kredytu hipotecznego nie powinna być wyższa niż 28 procent miesięcznego dochodu przed opodatkowaniem. Heurystyki nie gwarantują doskonałych rozwiązań. Reguła 28 procent to tylko luźna wytyczna, a to, czy stać nas na zakup danego domu, czy nie, zależy ostatecznie od paru innych czynników. Podobnie posługiwanie się zasadą znajomości lub biegłości podczas podejmowania metapoznawczych osądów to droga na skróty, jaką wybieramy w sytuacjach, w których nie możemy w sposób systematyczny zweryfikować, czy coś wiemy. Nie możemy na przykład przeprowadzać praktycznego testu za każdym razem, kiedy musimy ocenić, czy umiemy pływać, opieramy się zatem na naszym odczuciu stopnia opanowania tej umiejętności.
Problem w tym, że heurystyka, która zazwyczaj działa na naszą korzyść, może niekiedy spłatać nam figla, co zobaczyliśmy przed chwilą. Poprzez wielokrotne oglądanie nagrań wideo dogłębnie zaznajamiamy się z umiejętnością wykonywania moonwalka, a takie poczucie biegłości prowadzi nas do błędnego przekonania, że potrafimy samodzielnie wykonać ten krok. Podobnie potrafimy sobie z łatwością wyobrazić, jak wysiewamy nasiona, nawozimy je i podlewamy, aby potem zebrać wyśmienite, dojrzałe warzywa, i w efekcie nawet wykładowczyni akademicka przekazująca wiedzę o błędach poznawczych może ulec złudzeniu, że jest urodzoną ogrodniczką.
Choć heurystyka znajomości czy biegłości może nas czasem wywieść w pole, jest to bardzo użyteczne narzędzie, które przypomina nam, co tak naprawdę wiemy i znamy. Może okazać się, że właśnie dlatego ludzie nauczyli się na nim polegać – korzyści płynące z metapoznania przewyższają koszty złudzeń, jakie ono niekiedy wywołuje. Ale dość już abstrakcji – przejdźmy do konkretów i przeanalizujmy to zagadnienie jeszcze raz, idąc w ślady Daniela Kahnemana, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, który w swojej słynnej książce zatytułowanej _Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym_ posłużył się analogią opartą na dobrze znanej iluzji optycznej.
Obraz świata, jaki widzi oko, wyświetlany jest na płaskim ekranie – siatkówce, którą tworzy warstwa światłoczułej tkanki zlokalizowanej z tyłu gałki ocznej. Ponieważ siatkówka jest płaska, obrazy, które mózg odbiera za jej pośrednictwem, są dwuwymiarowe. Problem w tym, że świat ma trzy wymiary. Aby uzyskać jego obraz w 3D, układ wzrokowy w mózgu posługuje się rozmaitymi wskazówkami. Jedna z nich to perspektywa linearna – wrażenie, że równoległe linie zbiegają się w jednym, odległym punkcie, tak jak przedstawiono na poniższym rysunku. Nasz układ wzrokowy automatycznie zakłada, że za każdym razem, gdy widzimy dwie linie zbiegające się w kierunku niewidocznego punktu w oddali, obiekt bliższy temu punktowi (linia A na rysunku) musi znajdować się dalej od nas niż obiekt na pierwszym planie (linia B na rysunku). Ponieważ wiemy, że oddalone obiekty wydają się mniejsze, to widząc dwie identyczne poziome linie umieszczone w perspektywie linearnej, nasz układ wzrokowy zakłada, że ta bliższa punktowi w oddali musi być dłuższa. W rzeczywistości linie A i B są tej samej długości, jednak nasz układ wzrokowy „myśli”, że linia A musi być dłuższa, niż faktycznie jest. Nazywamy to złudzeniem Ponza, od nazwiska Maria Ponza, włoskiego psychologa, który po raz pierwszy je zaprezentował. Za pomocą linijki lub palca można sprawdzić, że długość linii A i B jest dokładnie taka sama, a jednak nawet wtedy linia A będzie wydawała się dłuższa. Na tej samej zasadzie funkcjonują złudzenia poznawcze, takie jak efekt biegłości – utrzymują się one, nawet jeśli rozumiemy, że to tylko złudzenia.
A jednak stwierdzenie, że powinniśmy zawsze dyskredytować nasze poczucie biegłości, żeby przypadkiem nie wpaść w pułapkę przesadnej pewności siebie, byłoby równie absurdalne, co uznanie, że powinniśmy przestać posługiwać się perspektywą linearną i po prostu postrzegać świat jako płaski, a wtedy przezwyciężymy złudzenie Ponza. Złudzenia są konsekwencją przeróżnych wskazówek i metod wykształconych przez nasze systemy poznawcze po to, abyśmy mogli odnaleźć się w niepewnym świecie nieskończonych możliwości. To jasne, że warto żyć ze złudzeniem Ponza, skoro system, który je wywołuje, pozwala również na postrzeganie struktury świata w trójwymiarze. Dobrze jest także posiadać umiejętność oceniania na podstawie poczucia biegłości, co potrafimy, a czego nie, nawet jeśli sporadycznie wprowadza nas ono w błąd.
Analogia złudzeń optycznych tu się jednak kończy. Złudzenia optyczne nikomu nie wyrządzą krzywdy. Ale nadmierna pewność siebie przy braku dostatecznych dowodów może pociągnąć za sobą życiowe konsekwencje daleko poważniejsze niż przejściowe zrujnowanie wyglądu pewnego hawańczyka czy zainwestowanie w cztery papryki 50 razy więcej, niż kosztowałyby w zieleniaku. Ktoś może zawalić kluczową dla kariery zawodowej prezentację, ponieważ niewystarczająco się do niej przygotuje; ktoś inny może stracić oszczędności życia, oceniwszy spółkę giełdową na podstawie łatwości wymawiania jej nazwy; ktoś jeszcze inny przypuści atak na Kapitol, bo zbyt wysoko ocenił wiarygodność historyjek rozgłaszanych przez QAnon.
Sama jednak wiedza, że efekty biegłości się zdarzają i są szkodliwe, nie wystarczy. To tak jak z osobą, która nabiera niechcianych kilogramów: ponieważ nasze ciało jest, nie bez powodu, zaprogramowane na pragnienie jedzenia, musimy wyjść poza samo myślenie, że powinniśmy jeść mniej, i wdrożyć konkretne strategie, które pozwolą temu pragnieniu przeciwdziałać. Czy w związku z tym da się w ogóle obejść efekt biegłości wbrew naszemu głęboko zakorzenionemu metapoznaniu? Odpowiedź brzmi: tak.
SPRÓBUJ SAM
Choć efekty biegłości wynikają z przystosowania się naszego systemu poznawczego, nie oznacza to jeszcze, że jesteśmy wobec nich bezradni. Prostym rozwiązaniem, by odwrócić efekt biegłości, jest faktyczne podjęcie próby wykonania zadania, którego on dotyczy. Odczytaj prezentację na głos, zanim ją publicznie wygłosisz. Upiecz próbny suflet, zanim zaprosisz na obiad ojca swojej dziewczyny. Zaśpiewaj _I Will Always Love You_ przed lustrem w łazience, zanim na firmowej wigilii wystąpisz przed szefem. Aby pozbyć się złudzenia, nie potrzebujesz informacji zwrotnej od innych – feedback dajesz sobie sam. Nie przypuszczam, żeby choć jeden student z grona tych, którzy wystąpili na środku auli Levinsona, nadal sądził, że potrafi odtańczyć bez przygotowania choreografię do k-popowego hitu.
Wypróbowanie danej umiejętności wydaje się oczywistością, a jednak, co zaskakujące, niewiele osób się na to rozwiązanie decyduje. Niektórzy uważają, że skoro prześledzili w myślach dany proces, to już go przetestowali, nawet jeśli nie użyli przy tym ani jednego mięśnia. Kiedy wyobrażamy sobie, że wykonujemy kroki taneczne czy robimy prezentację dla klienta, to tym bardziej wzmacniamy złudzenie. W symulacji na poziomie umysłu wszystko przebiega gładko, a to tylko pożywka dla naszej nadmiernej pewności siebie. Trzeba fizycznie napisać prezentację słowo po słowie i wypowiedzieć ją na głos, używając języka i strun głosowych, czy wykonać określony krok taneczny, wykorzystując ręce, nogi i biodra.
Próby są tak istotne nie tylko dlatego, że pomagają nam nabywać umiejętności. Często jesteśmy zbyt pewni siebie w kwestii posiadanej wiedzy – sądzimy, że wiemy więcej, niż naprawdę wiemy. Pewne badanie pokazało, jak opowiadanie o tym, co się rzekomo wie, ogranicza nadmierną pewność siebie, nawet jeśli nie otrzymuje się żadnego feedbacku⁶. Uczestników badania poproszono, aby ocenili, czy wiedzą, jak działają różne urządzenia i maszyny, na przykład toaleta, maszyna do szycia czy helikopter. A ty jak oceniłbyś swoją wiedzę na temat ich działania, w skali od 1 do 7, gdzie 1 oznacza „nie wiem wcale”, a 7 – „dokładnie wiem, jak to działa”? To powszechnie znane obiekty i wszyscy widzieliśmy je w akcji. Może nie potrafilibyśmy skonstruować ich od zera, ale zdajemy sobie mniej więcej sprawę, na jakiej zasadzie działają i do czego służą, zwłaszcza toaleta. W eksperymencie przeciętny uczestnik ocenił swoją wiedzę w przedziale środkowym – powiedzmy, na czwórkę. Choć nie wygląda to na nadmierną pewność siebie, to w istocie nią jest, a wywołuje ją złudzenie biegłości.
Sprawdź sam: wybierz jedno z wymienionych urządzeń – niech będzie to helikopter – i wyjaśnij pisemnie lub przedstaw na głos krok po kroku, jak ono działa. A teraz oceń, jak dobrze znasz zasadę funkcjonowania helikoptera. U większości uczestników tego rodzaju eksperymentu pewność co do własnej wiedzy znacząco spadła. Próba wyjaśnienia tego, co wydawało im się, że wiedzą, wystarczyła, aby zdali sobie sprawę, że wiedzą dużo mniej, niż początkowo zakładali. Można pójść o krok dalej i – tak jak w badaniu – zadać pytania typu: „W jaki sposób helikopter zmienia kierunek z ruchu góra-dół na ruch w przód?”. Z każdym kolejnym pytaniem uczestnicy nabierali coraz większej pokory.
Tego rodzaju zderzenie z rzeczywistością może niestety nastąpić _podczas_ rozmów o pracę. Znasz pytania, jakie zwykle zadaje się kandydatom: „Dlaczego starasz się o tę pracę?”, „Jakie są twoje mocne i słabe strony?”. Wydaje ci się, że wiesz, co powiedzieć. Załóżmy, że rekruter pyta: „Jakie są twoje mocne strony?”. Cieszysz się, że to pytanie padło, ponieważ wiesz, jak na nie odpowiedzieć. Mówisz, że cechuje cię dobra organizacja. Rekruter sprawdza dalej: „Czy możesz nam podać kilka przykładów?”. Nagle twój mózg zastyga, a tobie przychodzi do głowy tylko to, że ostatnio udało ci się uporządkować w kolejności alfabetycznej słoiczki na przyprawy. Pada kolejne pytanie: „W jaki sposób pomogłoby ci to na _tym konkretnym_ stanowisku?”, a ty uświadamiasz sobie, że nie będziesz mieć okazji tego sprawdzić, bo na pewno cię nie zatrudnią.
Przećwiczenie możliwych reakcji na testowe pytania jest kluczowe, ponieważ pozwala obiektywnie spojrzeć na własne odpowiedzi. Kiedy się je zapisze, można udawać, że wyjaśnienia podał ktoś inny, i ocenić, czy przyjęłoby się go do pracy. Można się również nagrać. Wiem, wiem: nie ma nic gorszego niż patrzeć na siebie na ekranie, a jednak dzięki temu można samodzielnie ocenić, jak się wypadło, zanim zrobi to ktoś o władzy decyzyjnej. To o niebo lepsza perspektywa.
Oprócz korzyści osobistych wynikających z poprawy poziomu wystąpień publicznych, lepszego radzenia sobie podczas rozmów o pracę czy unikania żenujących sytuacji w czasie firmowych imprez osłabienie przesadnej pewności siebie może też wyjść na dobre całemu społeczeństwu. Jedno z badań wykazało, że takie osłabienie zmniejsza ekstremizm polityczny⁷. Wielu z nas ma silne przekonania dotyczące określonych kwestii społecznych: aborcji, zabezpieczeń socjalnych czy zmian klimatycznych. Niestety, nie zdajemy sobie sprawy, jak słabo je rozumiemy, dopóki nie zostaniemy poproszeni o ich wyjaśnienie.
Uczestnikom badania zaprezentowano rozmaite kwestie polityczne, które dotyczyły między innymi nałożenia na Iran jednostronnych sankcji za rozwijanie programu nuklearnego, podniesienia wieku emerytalnego, przyjęcia systemu ograniczeń emisji dwutlenku węgla i handlu uprawnieniami oraz wprowadzenia podatku liniowego. Badanych poproszono, aby określili swój stosunek do każdego z tych zagadnień – w jakim stopniu są za lub przeciw. Potem mieli ocenić, jak dobrze rozumieją wpływ danego problemu na życie społeczne.
Następnie, tak jak w badaniu z helikopterami, uczestnicy mieli zapisać, jak konkretnie dane zagadnienie wpływa na życie społeczne. Kiedy skończyli, ponownie oceniali swój poziom zrozumienia zagadnień. Tak jak poprzednio, ich pewność siebie się obniżyła. Konieczność wyjaśnienia na piśmie, co faktycznie wiedzą, wystarczyła, aby zdali sobie sprawę, jak płytko sięga ich znajomość rzeczy. Wynik badania był zatem z grubsza ten sam co w doświadczeniu dotyczącym helikopterów.
Warto jednak zwrócić uwagę na ostatnią część eksperymentu. Pod koniec badania jego uczestników poproszono, aby jeszcze raz przedstawili swoje poglądy na poruszane kwestie. Jak się okazało, kiedy przestali być nadmiernie pewni siebie, ich opinie stały się łagodniejsze. Im bardziej uświadamiali sobie złudność swojej wiedzy, tym dalej było im do ekstremizmu. Zauważmy, że to nie kontrargumenty złagodziły ich poglądy – wystarczyło poprosić, aby spróbowali opisać, co mają na myśli.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Koreański boysband, najpopularniejsi przedstawiciele nurtu K-pop (przyp. tłum.).
2.
Michael Kardas, Ed O’Brien, _Easier seen than done: Merely watching others perform can foster an illusion of skill acquisition_, „Psychological Science” 2018.
3.
Woo-kyoung Ahn, Charles W. Kalish, _The role of mechanism beliefs in causal reasoning_, „Explanation and Cognition” 2000, s. 199–225.
4.
Adam L. Alter, Daniel M. Oppenheimer_, Predicting short-term stock fluctuations by using processing fluency_, „Proceedings of the National Academy of Sciences” 2006, 103, nr 24, s. 9369–9672.
5.
Matthew Fisher, Mariel K. Goddu, Frank C. Keil, _Searching for explanations: How the internet inflates estimates of internal knowledge,_ „Journal of Experimental Psychology: General” 2015, 144, nr 3, s. 674.
6.
Leonid Rozenblit, Frank Keil, _The misunderstood limits of folk science: An illusion of explanatory depth_, „Cognitive Science” 2002, 26, nr 5, s. 521–562.
7.
Philip M. Fernbach, Todd Rogers, Craig R. Fox, Steven A. Sloman, _Political extremism is supported by an illusion of understanding_, „Psychological Science” 2013, 24, nr 6, s. 939–946.