Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Spray na potwory. Jak unikać pułapek myślowych - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Spray na potwory. Jak unikać pułapek myślowych - ebook

Wśród licznych książek o błędach myślenia ta jest nad wyraz godna uwagi. Ahn nie tylko ogranicza się do ośmiu głównych problemów myślenia, co pozwala obszernie przedstawić każdy z nich za pomocą wciągającej, konwersacyjnej prozy, ale również proponuje kluczowe, wsparte naukowo sposoby ograniczenia ich niechcianego wpływu. W efekcie możemy w nie wymierzyć imponujący podwójny cios.

– Robert Cialdini,

autor bestsellera „New York Timesa” Wywieranie wpływu na ludzi

• Z jakiego powodu czasem nawet świetny lekarz upiera się przy błędnej diagnozie?

• Czemu mamy więcej zaufania do jednej negatywnej opinii niż dziesięciu pozytywnych?

• Dlaczego mamy naturalną skłonność do wiary w działanie sprayu na potwory?...

Lubimy myśleć, że umiemy wyciągać logiczne wnioski, widzimy rzeczy takimi, jakie są,

a podejmowane przez nas decyzje są dziełem rozsądku. W rzeczywistości każdy z nas ulega

błędom poznawczym, które są efektem tego, jak zaprogramowane są nasze mózgi – co nie znaczy, że nie możemy ich w porę wychwycić. Poznaj osiem najczęstszych pułapek myślowych, w które wszyscy wpadamy, zrozum zjawiska psychologiczne, jakie się za nimi kryją, i naucz się je omijać.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68262-34-6
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Kiedy w trak­cie dok­to­ratu na Uni­wer­sy­te­cie Illi­nois w Urba­nie-Cham­pa­ign pro­wa­dzi­łam bada­nia z psy­cho­lo­gii poznaw­czej, od czasu do czasu cho­dzi­li­śmy całą grupą na piwo i nachosy. Była to dla nas świetna oka­zja, by wypy­tać naszego opie­kuna nauko­wego o kwe­stie, które w trak­cie bar­dziej for­mal­nych, indy­wi­du­al­nych kon­sul­ta­cji zapewne nie zosta­łyby poru­szone. Pod­czas jed­nego z takich spo­tkań zebra­łam się na odwagę, żeby zadać mu pyta­nie, które już od jakie­goś czasu krą­żyło mi po gło­wie: „Czy psy­cho­lo­gia poznaw­cza może zmie­nić świat na lep­sze?”.

Mia­łam wra­że­nie, że pyta­nie jest nieco ode­rwane od rze­czy­wi­sto­ści – już dawno zde­cy­do­wa­łam się poświę­cić tej dzie­dzi­nie swoje życie, więc na zada­wa­nie takich pytań było tro­chę za późno. Jed­nak, mimo że mia­łam już oka­zję pre­zen­to­wać swoje odkry­cia na mię­dzy­na­ro­do­wych kon­fe­ren­cjach nauko­wych poświę­co­nych kogni­ty­wi­styce i byłam na dobrej dro­dze do ich publi­ka­cji w sza­no­wa­nych perio­dy­kach psy­cho­lo­gicz­nych, trudno mi było wytłu­ma­czyć kole­gom ze szkoły śred­niej, w jaki spo­sób moja praca wpływa na praw­dziwe życie. Wcze­śniej tego dnia prze­ko­py­wa­łam się przez arty­kuł, któ­rego autor za główny cel naj­wy­raź­niej posta­wił sobie udo­wod­nie­nie, jakim jest bystrza­kiem, i wziął na warsz­tat zawiły pro­blem, nie­ist­nie­jący w praw­dzi­wym świe­cie. To (oraz nie­wielka ilość piwa) dodało mi odwagi, żeby w końcu zadać moje pyta­nie.

Nasz opie­kun sły­nął z powścią­gli­wo­ści. Gdy­bym spy­tała go, czy w kolej­nym eks­pe­ry­men­cie mam zro­bić A czy B, to odpo­wie­działby mgli­ście: „tak” albo odbiłby piłeczkę, pyta­jąc: „A ty jak myślisz?”. Tym razem zada­łam pro­ste pyta­nie typu tak-nie, więc usły­sza­łam rów­nie pro­stą odpo­wiedź: „tak”. Razem z kole­gami sie­dzie­li­śmy w ciszy przez co naj­mniej 5 minut (a przynaj­mniej tak nam się wyda­wało), cze­ka­jąc na roz­wi­nię­cie tematu, ale nie padło już żadne słowo.

Przez kolejne 30 lat usi­ło­wa­łam odpo­wie­dzieć na to pyta­nie samo­dziel­nie, pra­cu­jąc nad zagad­nie­niami, które, liczę na to, mają zasto­so­wa­nie w praw­dzi­wym życiu. W bada­niach pro­wa­dzo­nych na Uni­wer­sy­te­cie Yale, gdzie od 2003 roku jestem pro­fe­so­rem psy­cho­lo­gii, prze­ana­li­zo­wa­łam nie­które błędy poznaw­cze zwo­dzące nas na manowce, a także opra­co­wa­łam stra­te­gie kory­go­wa­nia ich za pomocą metod znaj­du­ją­cych bez­po­śred­nie zasto­so­wa­nie w codzien­nym życiu.

Oprócz kon­kret­nych błę­dów poznaw­czych, jakie zde­cy­do­wa­łam się badać, przy­glą­da­łam się rów­nież wielu innym z życia wzię­tym „kło­po­tom z myśle­niem”, które mogą sta­no­wić źró­dło pro­ble­mów zarówno dla mnie, jak i dla mojego oto­cze­nia – stu­den­tów, przy­ja­ciół, rodziny. Widzia­łam, jak moi stu­denci odsu­wają w cza­sie wywią­za­nie się z okre­ślo­nych zadań, ponie­waż nie doce­niają trudu, jaki sprawi im zmie­rze­nie się w przy­szło­ści z dokład­nie takim samym zada­niem, jakie z powo­dze­niem mogliby wyko­nać już teraz. Pewna stu­dentka opo­wie­działa mi, że została błęd­nie zdia­gno­zo­wana, ponie­waż lekarz zada­wał jej wyłącz­nie pyta­nia, które potwier­dzały jego pier­wotną hipo­tezę. Zauwa­ża­łam smu­tek u osób, które obwi­niają się za wszyst­kie kło­poty, ponie­waż widzą tylko jedną stronę medalu, oraz nie­szczę­ścia powo­do­wane przez osoby, które ni­gdy nie poczu­wają się do winy. Byłam świad­kiem fru­stra­cji par, które sądziły, że komu­ni­kują się ze sobą wyjąt­kowo pre­cy­zyj­nie, a w rze­czy­wi­sto­ści zupeł­nie się nie rozu­miały.

Widzia­łam rów­nież, jak „kło­poty z myśle­niem” dopro­wa­dzają do powsta­nia pro­ble­mów, które daleko wykra­czają poza pry­watne życie jed­no­stek. Te fun­da­men­talne błędy i uprze­dze­nia przy­czy­niają się do roz­ma­itych napięć na tle spo­łecz­nym, które uwi­docz­niają się m.in. w pola­ry­za­cji sceny poli­tycz­nej, dzia­ła­niach pogłę­bia­ją­cych kry­zys kli­ma­tyczny, pro­fi­lo­wa­niu etnicz­nym, strze­la­ni­nach z udzia­łem poli­cji i nie­mal każ­dym innym pro­ble­mie opar­tym na ste­reo­ty­pach i uprze­dze­niach.

Żeby poka­zać stu­den­tom, jak psy­cho­lo­gia może pomóc im roz­po­zna­wać nie­które z tych codzien­nych pro­ble­mów, mie­rzyć się z nimi i podej­mo­wać lep­sze decy­zje, zaczę­łam pro­wa­dzić kursy uni­wer­sy­tec­kie zaty­tu­ło­wane „Myśle­nie”. Naj­wy­raź­niej odpo­wie­działy na pewną żywotną potrzebę, ponie­waż w samym 2019 roku zapi­sało się na nie ponad 450 stu­den­tów. Wyglą­dało na to, że ludzie są spra­gnieni wska­zó­wek, jakich dostar­cza psy­cho­lo­gia, więc infor­ma­cję o wykła­dach prze­ka­zy­wali sobie z ust do ust. Zauwa­ży­łam wtedy coś cie­ka­wego: kiedy mia­łam oka­zję roz­ma­wiać z rodzi­nami odwie­dza­ją­cymi kam­pus, czę­sto oka­zy­wało się, że stu­denci dzwo­nią do domu i opo­wia­dają, jak nauczyli się radzić sobie z życio­wymi pro­ble­mami – a nie­któ­rzy zaczęli nawet dora­dzać krew­nym, w tym wła­snym rodzi­com. Według rela­cji moich współ­pra­cow­ni­ków stu­denci pro­wa­dzili w sto­łówce oży­wione dys­ku­sje na temat impli­ka­cji eks­pe­ry­men­tów, o któ­rych mówi­li­śmy na zaję­ciach. Kiedy roz­ma­wia­łam z oso­bami spoza śro­do­wi­ska na tematy poru­szane w trak­cie zajęć, pytały, gdzie mogą dowie­dzieć się cze­goś wię­cej. Wszystko to suge­ro­wało, że ludzie naprawdę chcą i potrze­bują takich narzę­dzi, posta­no­wi­łam więc napi­sać książkę, która przy­bliży temat szer­szemu gronu odbior­ców.

Wybra­łam osiem zagad­nień, które według mnie są naj­bar­dziej ade­kwatne do pro­ble­mów, z jakimi na co dzień mie­rzą się moi stu­denci i inni ludzie (w tym ja sama!). Każdy roz­dział oma­wia jeden z nich, a napi­sane są w taki spo­sób, że choć nie­kiedy odwo­łuję się do zagad­nień z innych czę­ści książki, można je czy­tać w dowol­nej kolej­no­ści.

Choć mówię o błę­dach i uprze­dze­niach w myśle­niu, _nie_ jest to książka o tym, co jest z ludźmi nie tak. „Kło­poty z myśle­niem” zda­rzają się, ponie­waż jeste­śmy zapro­gra­mo­wani w pewien kon­kretny spo­sób, i w więk­szo­ści mają uza­sad­nie­nie. Błędy wnio­sko­wa­nia to zwy­kle pro­dukty uboczne wysoce roz­wi­nię­tych zdol­no­ści poznaw­czych, które spra­wiły, że nasz gatu­nek zaszedł tak daleko, prze­trwał i ma się dobrze. W efek­cie roz­wią­za­nia tych pro­ble­mów bywają trudno osią­galne. Oducza­nie się błę­dów poznaw­czych to za każ­dym razem naprawdę wiel­kie wyzwa­nie.

Co wię­cej, jeśli mamy uni­kać błę­dów i uprze­dzeń, nie wystar­czy, że uświa­do­mimy sobie, jaka jest ich natura, i zano­tu­jemy w myślach, że nie powin­ni­śmy ich popeł­niać. To tak jak z bez­sen­no­ścią: kiedy nas dotyka, dokład­nie wiemy, w czym tkwi pro­blem – nie możemy spać. Ale nie roz­wią­żemy go, mówiąc sobie, że powin­ni­śmy wię­cej spać. Ana­lo­gicz­nie, nawet jeśli dobrze znamy nie­które z prze­kła­mań oma­wia­nych w tej książce, musimy zna­leźć na nie receptę lep­szą niż samo stwier­dze­nie: prze­stań to robić. Na szczę­ście rosnąca liczba badań potwier­dza, że ist­nieją prak­tyczne stra­te­gie, które można zasto­so­wać w celu ulep­sze­nia swo­jego pro­cesu wnio­sko­wa­nia. Stra­te­gie te mogą nam także pomóc wychwy­cić te ele­menty, nad któ­rymi nie umiemy zapa­no­wać, a nawet poka­zać, w jaki spo­sób roz­wią­za­nia, które począt­kowo wyglą­dały obie­cu­jąco, mogą obró­cić się prze­ciwko nam.

Ta książka powstała na pod­sta­wie badań nauko­wych, głów­nie z dzie­dziny psy­cho­lo­gii poznaw­czej, a także badań wła­snych. Wiele eks­pe­ry­men­tów, na które się powo­łuję, uznaje się za kla­syczne – prze­trwały one próbę czasu; inne z kolei pre­zen­tują naj­now­sze odkry­cia w tej dzie­dzi­nie. Do zilu­stro­wa­nia każ­dego pro­blemu, podob­nie jak na wykła­dach, się­gam po przy­kłady inspi­ro­wane roz­ma­itymi aspek­tami życia. Mam ku temu powody, które z cza­sem ujaw­nię.

Powróćmy zatem do pyta­nia, które zada­łam nie­gdyś swo­jemu opie­ku­nowi nauko­wemu: „Czy psy­cho­lo­gia poznaw­cza może zmie­nić świat na lep­sze?”. Odkąd po raz pierw­szy je posta­wi­łam, minęły całe lata, a ja przez ten czas nabie­ra­łam stop­niowo prze­ko­na­nia, że odpo­wiedź brzmi dokład­nie tak jak w zwię­złych sło­wach wyra­ził ją mój opie­kun: „tak”. Abso­lut­nie tak.ROZDZIAŁ 1. ZŁUDNY UROK BIEGŁOŚCI

Roz­dział 1

Złudny urok bie­gło­ści

Dla­czego to wydaje się takie pro­ste?

Licząca 450 miejsc aula Levin­sona to jedna z naj­więk­szych sal wykła­do­wych Uni­wer­sy­tetu Yale, a w ponie­działki i środy mię­dzy godziną 11.35 a 12.50, kiedy odby­wają się moje zaję­cia w ramach kursu o nazwie „Myśle­nie”, nie­mal wszyst­kie sie­dze­nia są zajęte. Dzi­siej­sze spo­tka­nie, poświę­cone prze­sad­nej pew­no­ści sie­bie, zapo­wiada się wyjąt­kowo inte­re­su­jąco, ponie­waż pla­nuję popro­sić, aby kil­koro stu­den­tów wyszło na śro­dek i zatań­czyło do tele­dy­sku z muzyką k-popową.

Roz­po­czy­nam wykład, opi­su­jąc efekt ponad­prze­cięt­no­ści. Kiedy milion uczniów szkół wyż­szych popro­szono o ocenę swo­ich zdol­no­ści przy­wód­czych, 70 pro­cent uznało je za ponad­prze­ciętne, a spy­tani o umie­jęt­ność doga­dy­wa­nia się z ludźmi, w 60 pro­centach umie­ścili się w gór­nych 10 per­cen­ty­lach. Kiedy wśród wykła­dow­ców uni­wer­sy­tec­kich prze­pro­wa­dzono ankietę doty­czącą ich umie­jęt­no­ści prze­ka­zy­wa­nia wie­dzy, dwie trze­cie oce­niło, że znaj­duje się w gór­nych 25 pro­centach. Pre­zen­tuję stu­den­tom te i inne przy­kłady zbyt wspa­nia­ło­myśl­nej samo­oceny i zadaję im nastę­pu­jące pyta­nie: „Jaki odse­tek Ame­ry­ka­nów uznaje się według was za kie­row­ców lep­szych od prze­cięt­nych?”. Stu­denci rzu­cają w odpo­wie­dzi coraz więk­sze war­to­ści, na przy­kład 80 i 85 pro­cent, i chi­cho­czą, bo ich sza­cunki wydają się mocno prze­sa­dzone. A jed­nak oka­zuje się, że i tak strze­lali za nisko – poprawna odpo­wiedź to 93 pro­cent.

Aby naprawdę prze­ka­zać stu­den­tom wie­dzę o błę­dach rozu­mo­wa­nia, nie wystar­czy po pro­stu opi­sać wyniki badań; sta­ram się, aby doświad­czyli błę­dów na wła­snej skó­rze, a tym samym ustrze­gli się wpad­nię­cia w pułapkę „to nie o mnie” – prze­ko­na­nia, że choć inni mogą popeł­niać okre­ślone błędy poznaw­cze, ja sam jestem na nie odporny. Na przy­kład dany stu­dent może uwa­żać, że nie jest nad­mier­nie pewny sie­bie, ponie­waż cza­sami czuje się nie­pew­nie. Ktoś inny może pomy­śleć, że skoro z reguły dość traf­nie sza­cuje, jak pora­dził sobie na egza­mi­nie, to potrafi rów­nie dobrze oce­nić swoje noto­wa­nia wzglę­dem rówie­śni­ków w zakre­sie przy­wódz­twa, rela­cji mię­dzy­ludz­kich czy umie­jęt­no­ści pro­wa­dze­nia samo­chodu. I w tym momen­cie na scenę wkra­czają tan­ce­rze.

Poka­zuję gru­pie sze­ścio­se­kun­dowy frag­ment klipu _Boy with Luv_ zespołu BTS¹, który na YouTu­bie obej­rzało ponad 1,4 miliarda osób. Spe­cjal­nie wybra­łam seg­ment o nie­zbyt skom­pli­ko­wa­nej cho­re­ogra­fii. (Jeśli już zna­leź­li­ście ten tele­dysk – cho­dzi mi o frag­ment mię­dzy 1:18 a 1:24).

Odtwa­rzam klip i mówię stu­den­tom, że dla osób, które będą umiały tak zatań­czyć, prze­wi­duję nagrody. Oglą­damy nagra­nie jesz­cze dzie­sięć razy. Odtwa­rzamy nawet wer­sję w zwol­nio­nym tem­pie, nagraną spe­cjal­nie z myślą o oso­bach, które chcą opa­no­wać krok do tej pio­senki. Następ­nie pro­szę, żeby zgła­szali się ochot­nicy. W poszu­ki­wa­niu chwi­lo­wej sławy na śro­dek sali wycho­dzi dzie­się­cioro odważ­nych stu­den­tów, pod­czas gdy reszta gło­śno im kibi­cuje. Jestem pewna, że wielu innym wydaje się, że też potra­fią powtó­rzyć sekwen­cję kro­ków. Widzie­li­śmy klip tak wiele razy, że nawet ja mam wra­że­nie, że dała­bym radę – w końcu to tylko sześć sekund; to nie może być aż tak trudne.

Publicz­ność żąda, żeby ochot­nicy zwró­cili się przo­dem do sali, nie do ekranu. Włą­czam muzykę. Śmiał­ko­wie zaczy­nają cha­otycz­nie wyma­chi­wać ramio­nami, pod­ska­ki­wać i wierz­gać, bez cie­nia syn­chro­ni­za­cji. Jeden wymy­śla zupeł­nie nowe kroki. Część daje za wygraną już po trzech sekun­dach. Wszy­scy histe­rycz­nie się śmieją.

EFEKT BIEGŁOŚCI

Wszystko, co nasz umysł potrafi łatwo prze­two­rzyć, wzbu­dza w nas nad­mierne poczu­cie pew­no­ści. Taki efekt bie­gło­ści może nas na różne spo­soby prze­chy­trzyć.

Złudzenie nabycia umiejętności

Pier­wo­wzo­rem uni­wer­sy­tec­kiej pre­zen­ta­cji wyko­rzy­stu­ją­cej tele­dysk BTS było bada­nie złu­dze­nia bie­gło­ści, jakie powstaje, kiedy naby­wamy nowe umie­jęt­no­ści². Jego uczest­nicy oglą­dali sze­ścio­se­kun­dowe nagra­nie wideo przed­sta­wia­jące Micha­ela Jack­sona, który wyko­nuje moon­walka – słynny krok taneczny, pod­czas któ­rego arty­sta wydaje się iść do tyłu, nie odry­wa­jąc stóp od pod­łogi. Krok nie wygląda na skom­pli­ko­wany, a Jack­son wyko­nuje go lekko i bez zasta­no­wie­nia.

Część bada­nych obej­rzała nagra­nie raz, część dwa­dzie­ścia razy. Następ­nie popro­szono uczest­ni­ków, aby oce­nili, jak dobrze byliby w sta­nie wyko­nać moon­walka samo­dziel­nie. Osoby, które widziały klip dwa­dzie­ścia razy, były znacz­nie bar­dziej pewne sie­bie niż te, które zro­biły to tylko raz. Ponie­waż obej­rzały tak wiele powtó­rzeń klipu, były prze­ko­nane, że zapa­mię­tały każdy naj­mniej­szy ruch i mogą go z łatwo­ścią odtwo­rzyć. Ale kiedy nad­szedł moment prawdy i uczest­ni­ków popro­szono, aby fak­tycz­nie wyko­nali moon­walka, nie było abso­lut­nie żad­nej róż­nicy mię­dzy wystę­pami oby­dwu tych grup. Obser­wo­wa­nie, jak Michael Jack­son dwa­dzie­ścia razy wyko­nuje moon­walka, bez moż­li­wo­ści prze­ćwi­cze­nia samemu kroku, z nikogo nie uczy­niło lep­szego tan­ce­rza.

Ludzie czę­sto ule­gają złu­dze­niu, że są w sta­nie powtó­rzyć jakiś wyczyn, kiedy zoba­czą, że ktoś inny doko­nuje tego bez wysiłku. Ileż to razy zda­rzało nam się śpie­wać w myślach prze­bój Whit­ney Houston „And A-A-A-A-I-A-A-A-J-J will always love you” z prze­ko­na­niem, że wycią­gnię­cie tych wyso­kich tonów nie może być prze­cież aż takie trudne? Zro­bić suflet, obej­rzaw­szy na YouTu­bie, jak robi go ktoś inny? Roz­po­cząć nową dietę, zoba­czyw­szy zdję­cia „przed” i „po”?

Kiedy widzimy pro­dukt koń­cowy, który wygląda po mistrzow­sku, pro­fe­sjo­nal­nie, a może zupeł­nie nor­mal­nie, jak puszy­sty suflet lub wyspor­to­wana zna­joma, popeł­niamy błąd, myśląc, że pro­ces, który dopro­wa­dził do takiego rezul­tatu, rów­nież był płynny, bez­pro­ble­mowy i pro­sty. Kiedy czy­tamy łatwą do zro­zu­mie­nia książkę, możemy odnieść wra­że­nie, że było ją rów­nież łatwo napi­sać. Osoba, która ni­gdy nie jeź­dziła na łyż­wach, zasta­na­wia się, dla­czego jakaś łyż­wiarka figu­rowa upada, wyko­nu­jąc podwój­nego axla, a wiele innych akro­ba­cji wycho­dzi jej tak natu­ral­nie. Łatwo zapo­mi­namy, że książka wyma­gała wielu popra­wek, a podwójne axle – wielu tre­nin­gów. Jak stwier­dziła kie­dyś Dolly Par­ton: „To zaska­ku­jące, jak dużo kosz­tuje, aby wyglą­dać tak tanio”.

Kolej­nym przy­kła­dem, jak zwod­ni­czy może być efekt bie­gło­ści, są wykłady TED Talks. Trwają one zwy­kle 18 minut, co ozna­cza, że ich sce­na­riusz mie­ści się na 6–8 stro­nach. Zwa­żyw­szy, że mówcy muszą być eks­per­tami w swo­jej dzie­dzi­nie, można by pomy­śleć, że przy­go­to­wa­nie tak krót­kiej prze­mowy to bułka z masłem – nie­któ­rzy może nawet impro­wi­zują. A jed­nak, według wytycz­nych TED, mówcy powinni poświę­cić na przy­go­to­wa­nia kilka tygo­dni, a nawet mie­sięcy. Tre­ne­rzy wystą­pień publicz­nych uszcze­gó­ło­wili wytyczne, które musi speł­niać wykład TED – trzeba poświę­cić co naj­mniej godzinę na powtórkę każ­dej minuty wykładu. Innymi słowy, mówca musi powtó­rzyć swoje wystą­pie­nie 60 razy. A tych dwa­dzie­ścia kilka godzin to tylko próby – nie wli­czają się w to godziny, dni i tygo­dnie potrzebne na to, aby wymy­ślić, co powinno zawie­rać się na tych 6–8 stro­nach sce­na­riusza, i jesz­cze waż­niej­sze, co nale­ża­łoby z nich wyrzu­cić.

Krót­kie pre­zen­ta­cje w zasa­dzie nawet trud­niej przy­go­to­wać niż te dłu­gie, ponie­waż pod­czas nich nie ma czasu na zasta­na­wia­nie się nad kolej­nym zda­niem lub płyn­nym przej­ściem do następ­nego punktu. Spy­ta­łam kie­dyś mojego daw­nego stu­denta, który pra­cuje teraz w pre­sti­żo­wej fir­mie kon­sul­tin­go­wej, czy uważa, że stu­dia w Yale przy­go­to­wały go do tej pracy. Powie­dział, że jedy­nym, czego mu zabra­kło pod­czas nauki, było to, jak prze­ko­nać do cze­goś klienta w trzy minuty. Taką pre­zen­ta­cję najtrud­niej prze­pro­wa­dzić, bo liczy się każde słowo – a jed­nak, jeśli została przy­go­to­wana dobrze, myślimy, że to pro­sta sprawa.

Złudzenie wiedzy

Złu­dze­nie bie­gło­ści nie ogra­ni­cza się do umie­jęt­no­ści tań­cze­nia, śpie­wa­nia czy wygła­sza­nia wykła­dów. Z innym jego rodza­jem mamy do czy­nie­nia w dzie­dzi­nie wie­dzy. Chęt­niej damy wiarę nowym wyni­kom, jeśli zro­zu­miemy, jak je otrzy­mano.

Weźmy na przy­kład srebrną taśmę kle­jącą. Uży­wamy jej do naprawy nie­mal wszyst­kiego – od uszczel­nie­nia dziury w trampku po awa­ryjne zała­ta­nie roz­pru­tych spodni. Bada­nia wyka­zały, że taka taśma usuwa także kurzajki, i to rów­nie, a nie­kiedy nawet bar­dziej sku­tecz­nie niż kla­syczna tera­pia cie­kłym azo­tem. Trudno nam w to uwie­rzyć, dopóki nie poznamy wyja­śnie­nia: kurzajki wywo­łuje wirus, który obumiera, jeśli pozbawi się go dostępu powie­trza i świa­tła. A wła­śnie to dzieje się, kiedy zakle­jamy kurzajkę nie­prze­zro­czy­stą taśmą. Kiedy już znamy mecha­nizm sto­jący za tym pro­ce­sem, dużo łatwiej nam uwie­rzyć w tera­peu­tyczną moc srebr­nej taśmy.

Poświę­ci­łam temu zja­wi­sku kilka moich wcze­śniej­szych badań, a kon­kret­nie, bada­łam to, że ludzie są bar­dziej skłonni wywo­dzić z danej kore­la­cji przy­czynę, jeśli dostrze­gają mecha­nizm leżący u pod­łoża tejże kore­la­cji³. Choć twarde dane pozo­stają te same, jeste­śmy dużo bar­dziej skłonni wycią­gać wnio­ski przy­czy­nowe, jeśli możemy zwi­zu­ali­zo­wać sobie płynny pro­ces, który dopro­wa­dził do okre­ślo­nego wyniku. Nie ma w tym nic złego, chyba że mecha­nizm leżący u pod­stawy pro­cesu jest błędny. Jeśli jeste­śmy nie­słusz­nie prze­ko­nani, że rozu­miemy zacho­dzący pro­ces, to z więk­szym praw­do­po­do­bień­stwem wycią­gniemy fał­szywy wnio­sek przy­czy­nowy.

Pozwól­cie, że podam kon­kretny przy­kład. Pro­wa­dząc bada­nia nad tymi kwe­stiami, natra­fi­łam na książkę zaty­tu­ło­waną _The Cosmic Clocks: From Astro­logy to a Modern Science_ (Kosmiczne zegary: od astro­lo­gii do współ­cze­snej nauki), którą w latach 60. napi­sał samo­zwań­czy „neo­astro­log” Michel Gau­qu­elin. Książkę roz­po­czyna pre­zen­ta­cja danych sta­ty­stycz­nych (choć wia­ry­god­ność czę­ści z nich stoi pod zna­kiem zapy­ta­nia, na potrzeby naszego przy­kładu przyj­mijmy, że wszyst­kie są praw­dziwe). Gau­qu­elin pisze na przy­kład, że osoby uro­dzone tuż po wscho­dzie i kul­mi­na­cji Marsa – cokol­wiek to zna­czy – mają więk­sze szanse, aby zostać w przy­szło­ści wybit­nymi leka­rzami, naukow­cami czy spor­tow­cami. Do tego rodzaju wnio­sków dopro­wa­dziły go setki, a w nie­któ­rych wypad­kach nawet tysiące szcze­gó­ło­wych danych oraz skom­pli­ko­wane sta­ty­styki. Mimo to nie bra­ko­wało scep­ty­ków. Nawet autora zasko­czyły jego wła­sne odkry­cia, zaczął więc szu­kać wyja­śnie­nia. Odrzu­cił mniej naukową hipo­tezę, że pla­nety w jakiś spo­sób nadają dzie­ciom okre­ślone talenty w chwili uro­dze­nia. Zamiast tego zapro­po­no­wał na pozór logiczne uza­sad­nie­nie. Jak pisze, nasza oso­bo­wość, cechy i inte­li­gen­cja są do pew­nego stop­nia wro­dzone, co ozna­cza, że są w nas obecne już w łonie matki. Kiedy płody są gotowe, aby przyjść na świat, wysy­łają sygnały che­miczne, przy­śpie­sza­jąc w ten spo­sób poród. A płody o kon­kret­nych cechach cha­rak­teru sygna­li­zują, że są gotowe do porodu w reak­cji na sub­telne siły gra­wi­ta­cyjne uwa­run­ko­wane wyda­rze­niami poza­ziem­skimi. W obli­czu tak roz­bu­do­wa­nego wyja­śnie­nia nawet scep­tyk może zbłą­dzić i zmie­nić swoją reak­cję z „nie ma mowy” na „hm”.

Być może zja­wi­sko złu­dze­nia wie­dzy tłu­ma­czy, dla­czego nie­które teo­rie spi­skowe mają się tak dobrze. Teo­ria, jakoby Lee Harvey Oswald, zabójca Johna F. Ken­nedy’ego, był agen­tem CIA, wydaje się nacią­gana, ale kiedy dodamy uza­sad­nie­nie, że CIA była zanie­po­ko­jona podej­ściem pre­zy­denta do komu­ni­zmu, brzmi już bar­dziej wia­ry­god­nie. Teo­ria ruchu QAnon, gło­sząca, że pre­zy­dent Trump pota­jem­nie zwal­czał klikę sata­ni­stów-pedo­fili i kani­bali ukry­wa­ją­cych się w „głę­bo­kim pań­stwie”, pocho­dzi rze­komo od infor­ma­tora, „Q”, który dzięki posia­da­niu prze­pustki o wyso­kich upraw­nie­niach dostępu miał wgląd w wewnętrzne prace rządu. Nic tu nie jest oczy­wi­ście prawdą, ale złu­dze­nie wie­dzy, które wykre­ował Q, okra­sza­jąc swoje posty żar­go­nem ope­ra­cyj­nym, skło­niło wielu do uzna­nia ich za wia­ry­godne.

Złudzenie wynikające z dostępu do informacji niezwiązanych z tematem

Naj­bar­dziej zdra­dliwy i irra­cjo­nalny jest trzeci rodzaj efektu bie­gło­ści. Do tej pory opi­sa­łam skutki rze­ko­mej bie­gło­ści w spra­wach, które mamy w zasięgu ręki – uwa­żamy się za bie­głych w kwe­stii cze­ka­ją­cego nas zada­nia, więc baga­te­li­zu­jemy jego sto­pień trud­no­ści. Poznaw­szy mecha­ni­zmy leżące u pod­łoża okre­ślo­nych twier­dzeń, jeste­śmy bar­dziej skłonni zaak­cep­to­wać nie­ak­cep­to­walne spo­strze­że­nia doty­czące danego faktu, choć sam „fakt” nic a nic się nie zmie­nił. Lecz nasze osądy mogą zostać znie­kształ­cone rów­nież wtedy, gdy przy­pi­szemy sobie bie­głość odno­śnie do czyn­ni­ków, które nie mają naj­mniej­szego związku z osą­dami, jakie pod ich wpły­wem wyda­jemy.

Na przy­kład pewne bada­nie miało usta­lić, czy nazwy spółek gieł­do­wych mogą wpły­nąć na ocze­ki­wa­nia klien­tów wobec ich wyni­ków ryn­ko­wych⁴. Ow­szem, efekt bie­gło­ści doty­czy rów­nież i nazw. Na począ­tek bada­cze posłu­żyli się zmy­ślo­nymi nazwami o dwóch kate­go­riach: łatwe do wymó­wie­nia (Flinks, Tan­ley) i trud­niej­sze (Ulym­nius, Queown). Choć badani nie otrzy­mali żad­nych dodat­ko­wych infor­ma­cji, oce­nili, że akcje spółek łatwiej­szych do wymó­wie­nia (spora bie­głość wymowy) będą zwyż­ko­wać, nato­miast akcje przed­się­biorstw o trud­nych do wymó­wie­nia nazwach (mniej­sza bie­głość) zano­tują spadki.

Bada­cze przyj­rzeli się rów­nież nazwom praw­dzi­wych spółek (zesta­wia­jąc na przy­kład Southern Paci­fic Rail Corp. z Guang­shen Rail­way Co.) i prze­śle­dzili zmiany kur­sów ich akcji na nowo­jor­skiej gieł­dzie. Spółki o łatwiej­szych nazwach radziły sobie lepiej niż te o nazwach trud­nych; oka­zało się, że jeśli ktoś zain­we­sto­wał w dzie­sięć spółek o nazwach najłatwiej­szych w wymo­wie i w dzie­sięć spółek o nazwach naj­trud­niej­szych w wymo­wie, to te o nazwach łatwych do wymó­wie­nia przy­nio­sły o 113, 119, 277 i 333 dola­rów więk­szy zysk w ciągu, odpo­wied­nio, jed­nego dnia, jed­nego tygo­dnia, sze­ściu mie­sięcy i jed­nego roku.

Część czy­tel­ni­ków może pomy­śleć, że to po pro­stu dla­tego, że te nazwy spółek, które trudno wymó­wić, brzmią dla ame­ry­kań­skich gra­czy gieł­do­wych bar­dziej obco. W ostat­nim bada­niu wzięto więc na warsz­tat łatwość wymó­wie­nia trzy­li­te­ro­wych sym­boli gieł­do­wych spółek. Nie­które, jak KAR – skrót od KAR Glo­bal – da się wymó­wić jak jedno słowo, pod­czas gdy inne, jak HPQ – Hew­lett-Pac­kard – już nie. Co zaska­ku­jące, spółki o łatwych do wymó­wie­nia sym­bo­lach gieł­do­wych radziły sobie wyraź­nie lepiej niż te o sym­bo­lach nie­wy­ma­wial­nych, zarówno na nowo­jor­skiej, jak i ame­ry­kań­skiej gieł­dzie papie­rów war­to­ścio­wych. Rela­tywne postrze­ga­nie czy­tel­no­ści sym­boli gieł­do­wych spółek nie powinno mieć abso­lut­nie nic wspól­nego z ich war­to­ścią jako firm – jest to cał­ko­wi­cie arbi­tralne – a jed­nak inwe­sto­rzy wyżej cenili firmy, któ­rych sym­bole gieł­dowe dało się łatwo wymó­wić, niż te, któ­rych sym­bole były pod tym wzglę­dem trudne.

Jeśli nie inte­re­sują was indeksy gieł­dowe, przyj­rzyjmy się tajem­ni­czemu efek­towi bie­gło­ści wykre­owa­nemu przez wyszu­ki­warki inter­ne­towe. W dzi­siej­szych cza­sach można wygo­oglo­wać wszystko. Jest jed­nak pewien minus posia­da­nia dostępu do spe­cja­li­stycz­nych infor­ma­cji – rodzi to nad­mierną pew­ność sie­bie; spra­wia, że ludzie sądzą, iż wie­dzą wię­cej, niż naprawdę wie­dzą, i to nawet na tematy, któ­rych wcale w Google nie wyszu­ki­wali⁵.

Uczest­ni­ków pew­nego bada­nia popro­szono o udzie­le­nie odpo­wie­dzi na pyta­nia w rodzaju: „Dla­czego ist­nieje rok prze­stępny?” lub „Dla­czego Księ­życ ma fazy?”. Połowa uczest­ni­ków mogła poszu­kać odpo­wie­dzi w inter­ne­cie, druga połowa – nie miała takiej moż­li­wo­ści. W dru­giej czę­ści bada­nia wszy­scy uczest­nicy otrzy­mali nowy zestaw pytań, takich jak: „Co wywo­łało wojnę sece­syjną?” i „Dla­czego w szwaj­car­skim serze są dziury?”. Pyta­nia te nie miały związku z zagad­nie­niami z pierw­szej czę­ści bada­nia, więc uczest­nicy, któ­rzy wcze­śniej korzy­stali z inter­netu, nie mieli abso­lut­nie żad­nej prze­wagi nad pozo­sta­łymi. Można by przy­pusz­czać, że obie grupy bada­nych będą pre­zen­to­wały podobny poziom pew­no­ści lub braku pew­no­ści co do zna­jo­mo­ści odpo­wie­dzi na nowe pyta­nia. Jed­nak badani, któ­rzy w pierw­szej fazie eks­pe­ry­mentu korzy­stali z inter­netu, wyżej oce­nili swoje obe­zna­nie niż grupa druga, nawet w tema­tach, któ­rych nie googlo­wali. Dostęp do nie­po­wią­za­nych infor­ma­cji wystar­czył, aby zawy­żyli swoją inte­lek­tu­alną pew­ność sie­bie.

ADAPTACYJNA NATURA EFEKTU BIEGŁOŚCI

Cho­ciaż wiem, na czym polega efekt bie­gło­ści, to i mnie zda­rza się paść jego ofiarą. Obej­rza­łam kie­dyś na YouTu­bie 40-minu­towy film o pie­lę­gna­cji dłu­go­wło­sych psów, a następ­nie, spę­dziw­szy kolejne 40 minut na bez­owoc­nych pró­bach ucze­sa­nia mojego pięk­nego hawań­czyka, zada­łam kłam twier­dze­niu Ame­ry­kań­skiego Klubu Kyno­lo­gicz­nego, jakoby „hawań­czyki wyglą­dały prze­ślicz­nie w każ­dym ucze­sa­niu”.

Jestem rów­nie naiwna w kwe­stii kata­lo­gów ogrod­ni­czych. Za każ­dym razem, gdy widzę nie­ska­zi­tel­nie zadbane ogródki, zwłasz­cza warzywne, zama­wiam tak dużo nasion, że wystar­czy­łoby ich na obsia­nie pół hek­tara ziemi, któ­rej nie posia­dam, a następ­nie szy­kuję roz­sadę i pie­lę­gnuję ją pod spe­cjal­nymi lam­pami. Bio­rąc pod uwagę ilość wyda­nych pie­nię­dzy, raczej nie mam się czym pochwa­lić. W zeszłym roku zebra­łam w sumie cztery papryki i trzy razy zja­dłam sałatkę z jar­mużu. A w kata­logu wszystko wyda­wało się takie łatwe!

Od ponad 30 lat prze­ka­zuję wie­dzę na temat błę­dów poznaw­czych i badam je, a jed­nak dałam się nabrać youtube’owemu poka­zowi umie­jęt­no­ści psiego fry­zjera, który odzna­czał się bie­gło­ścią i robił wszystko bez wysiłku, a także olśnie­wa­ją­cym foto­gra­fiom kwit­ną­cych ogro­dów. Czy celem nauki o błę­dach poznaw­czych nie jest przy­pad­kiem to, żeby umieć je roz­po­zna­wać i omi­jać? Skoro taki ze mnie eks­pert, to dla­czego nie jestem na nie odporna?

Odpo­wiedź brzmi nastę­pu­jąco: jeste­śmy podatni na błędy poznaw­cze nawet wtedy, kiedy już jeste­śmy ich świa­domi, ponie­waż więk­szość z nich (a może nawet wszyst­kie) to pro­dukty uboczne wysoce adap­ta­cyj­nych mecha­ni­zmów, które wyewo­lu­owały w ciągu tysięcy lat, aby pomóc nam prze­trwać jako gatun­kowi. Nie da się ich po pro­stu wyłą­czyć.

Efekt bie­gło­ści wynika z pro­stej reguły wyko­rzy­sty­wa­nej w pro­ce­sie, który psy­cho­lo­go­wie nazy­wają meta­po­zna­niem. To usta­la­nie, czy już coś umiesz lub wiesz – na przy­kład czy umiesz pły­wać lub czy wiesz, co to jest kre­dyt hipo­teczny ze stałą stopą opro­cen­to­wa­nia. Meta­po­zna­nie to bar­dzo ważny ele­ment pro­cesu poznaw­czego. Jeśli nie umiesz pły­wać, to wiesz, że nie możesz wsko­czyć do głę­bo­kiego basenu, choćby w upalny dzień naszła cię chęć, aby się szybko schło­dzić. Jeśli sfor­mu­ło­wa­nie „kre­dyt hipo­teczny ze stałą stopą opro­cen­to­wa­nia” nic ci nie mówi, to wiesz, że musisz zdo­być odpo­wied­nie infor­ma­cje, zanim go zacią­gniesz. Meta­po­zna­nie ukie­run­ko­wuje nasze dzia­ła­nia: jeśli wiemy, co już wiemy, to wiemy też, czego uni­kać, czego poszu­ki­wać i gdzie wska­ki­wać lub nie. Nie umiemy bez tego żyć.

Jedną z naj­bar­dziej uży­tecz­nych wska­zó­wek meta­po­zna­nia jest poczu­cie zna­jo­mo­ści, łatwo­ści, bie­gło­ści. Czu­jemy się obe­znani z tym, co wiemy i co potra­fimy. Jeśli spy­tam, czy znasz pana Johna Robert­sona, to możesz odpo­wie­dzieć „tak”, „nie” lub „być może”, w zależ­no­ści od tego, jak zna­jomo brzmi dla cie­bie to nazwi­sko. Kiedy znaj­dziesz się w wypo­ży­czalni samo­cho­dów za gra­nicą, gdzie dostępne są tylko pojazdy z manu­alną skrzy­nią bie­gów, to sta­niesz przed koniecz­no­ścią oceny, czy na­dal potra­fisz takie auto pro­wa­dzić – to zna­czy, czy idea naci­ska­nia lewą stopą sprzę­gła przy jed­no­cze­snym obsłu­gi­wa­niu prawą ręką drążka zmiany bie­gów jest ci wystar­cza­jąco bli­ska.

Jed­nak zasada zna­jo­mo­ści to wyłącz­nie heu­ry­styka, ogól­nik, droga na skróty do zna­le­zie­nia odpo­wie­dzi przy sto­sun­kowo nie­wiel­kim wysiłku. Na przy­kład ist­nieje pewna znana reguła pozwa­la­jąca osza­co­wać, na jak duży dom nas stać – to reguła 28 pro­cent: mie­sięczna rata kre­dytu hipo­tecz­nego nie powinna być wyż­sza niż 28 pro­cent mie­sięcz­nego dochodu przed opo­dat­ko­wa­niem. Heu­ry­styki nie gwa­ran­tują dosko­na­łych roz­wią­zań. Reguła 28 pro­cent to tylko luźna wytyczna, a to, czy stać nas na zakup danego domu, czy nie, zależy osta­tecz­nie od paru innych czyn­ni­ków. Podob­nie posłu­gi­wa­nie się zasadą zna­jo­mo­ści lub bie­gło­ści pod­czas podej­mo­wa­nia meta­po­znaw­czych osą­dów to droga na skróty, jaką wybie­ramy w sytu­acjach, w któ­rych nie możemy w spo­sób sys­te­ma­tyczny zwe­ry­fi­ko­wać, czy coś wiemy. Nie możemy na przy­kład prze­pro­wa­dzać prak­tycz­nego testu za każ­dym razem, kiedy musimy oce­nić, czy umiemy pły­wać, opie­ramy się zatem na naszym odczu­ciu stop­nia opa­no­wa­nia tej umie­jęt­no­ści.

Pro­blem w tym, że heu­ry­styka, która zazwy­czaj działa na naszą korzyść, może nie­kiedy spła­tać nam figla, co zoba­czy­li­śmy przed chwilą. Poprzez wie­lo­krotne oglą­da­nie nagrań wideo dogłęb­nie zazna­ja­miamy się z umie­jęt­no­ścią wyko­ny­wa­nia moon­walka, a takie poczu­cie bie­gło­ści pro­wa­dzi nas do błęd­nego prze­ko­na­nia, że potra­fimy samo­dziel­nie wyko­nać ten krok. Podob­nie potra­fimy sobie z łatwo­ścią wyobra­zić, jak wysie­wamy nasiona, nawo­zimy je i pod­le­wamy, aby potem zebrać wyśmie­nite, doj­rzałe warzywa, i w efek­cie nawet wykła­dow­czyni aka­de­micka prze­ka­zu­jąca wie­dzę o błę­dach poznaw­czych może ulec złu­dze­niu, że jest uro­dzoną ogrod­niczką.

Choć heu­ry­styka zna­jo­mo­ści czy bie­gło­ści może nas cza­sem wywieść w pole, jest to bar­dzo uży­teczne narzę­dzie, które przy­po­mina nam, co tak naprawdę wiemy i znamy. Może oka­zać się, że wła­śnie dla­tego ludzie nauczyli się na nim pole­gać – korzy­ści pły­nące z meta­po­zna­nia prze­wyż­szają koszty złu­dzeń, jakie ono nie­kiedy wywo­łuje. Ale dość już abs­trak­cji – przejdźmy do kon­kre­tów i prze­ana­li­zujmy to zagad­nie­nie jesz­cze raz, idąc w ślady Daniela Kah­ne­mana, lau­re­ata Nagrody Nobla w dzie­dzi­nie eko­no­mii, który w swo­jej słyn­nej książce zaty­tu­ło­wa­nej _Pułapki myśle­nia. O myśle­niu szyb­kim i wol­nym_ posłu­żył się ana­lo­gią opartą na dobrze zna­nej ilu­zji optycz­nej.

Obraz świata, jaki widzi oko, wyświe­tlany jest na pła­skim ekra­nie – siat­kówce, którą two­rzy war­stwa świa­tło­czu­łej tkanki zlo­ka­li­zo­wa­nej z tyłu gałki ocznej. Ponie­waż siat­kówka jest pła­ska, obrazy, które mózg odbiera za jej pośred­nic­twem, są dwu­wy­mia­rowe. Pro­blem w tym, że świat ma trzy wymiary. Aby uzy­skać jego obraz w 3D, układ wzro­kowy w mózgu posłu­guje się roz­ma­itymi wska­zów­kami. Jedna z nich to per­spek­tywa line­arna – wra­że­nie, że rów­no­le­głe linie zbie­gają się w jed­nym, odle­głym punk­cie, tak jak przed­sta­wiono na poniż­szym rysunku. Nasz układ wzro­kowy auto­ma­tycz­nie zakłada, że za każ­dym razem, gdy widzimy dwie linie zbie­gające się w kie­runku nie­wi­docz­nego punktu w oddali, obiekt bliż­szy temu punk­towi (linia A na rysunku) musi znaj­do­wać się dalej od nas niż obiekt na pierw­szym pla­nie (linia B na rysunku). Ponie­waż wiemy, że odda­lone obiekty wydają się mniej­sze, to widząc dwie iden­tyczne poziome linie umiesz­czone w per­spek­ty­wie line­ar­nej, nasz układ wzro­kowy zakłada, że ta bliż­sza punk­towi w oddali musi być dłuż­sza. W rze­czy­wi­sto­ści linie A i B są tej samej dłu­go­ści, jed­nak nasz układ wzro­kowy „myśli”, że linia A musi być dłuż­sza, niż fak­tycz­nie jest. Nazy­wamy to złu­dze­niem Ponza, od nazwi­ska Maria Ponza, wło­skiego psy­cho­loga, który po raz pierw­szy je zapre­zen­to­wał. Za pomocą linijki lub palca można spraw­dzić, że dłu­gość linii A i B jest dokład­nie taka sama, a jed­nak nawet wtedy linia A będzie wyda­wała się dłuż­sza. Na tej samej zasa­dzie funk­cjo­nują złu­dze­nia poznaw­cze, takie jak efekt bie­gło­ści – utrzy­mują się one, nawet jeśli rozu­miemy, że to tylko złu­dze­nia.

A jed­nak stwier­dze­nie, że powin­ni­śmy zawsze dys­kre­dy­to­wać nasze poczu­cie bie­gło­ści, żeby przy­pad­kiem nie wpaść w pułapkę prze­sad­nej pew­no­ści sie­bie, byłoby rów­nie absur­dalne, co uzna­nie, że powin­ni­śmy prze­stać posłu­gi­wać się per­spek­tywą line­arną i po pro­stu postrze­gać świat jako pła­ski, a wtedy prze­zwy­cię­żymy złu­dze­nie Ponza. Złu­dze­nia są kon­se­kwen­cją prze­róż­nych wska­zó­wek i metod wykształ­co­nych przez nasze sys­temy poznaw­cze po to, aby­śmy mogli odna­leźć się w nie­pew­nym świe­cie nie­skoń­czo­nych moż­li­wo­ści. To jasne, że warto żyć ze złu­dze­niem Ponza, skoro sys­tem, który je wywo­łuje, pozwala rów­nież na postrze­ga­nie struk­tury świata w trój­wy­mia­rze. Dobrze jest także posia­dać umie­jęt­ność oce­nia­nia na pod­sta­wie poczu­cia bie­gło­ści, co potra­fimy, a czego nie, nawet jeśli spo­ra­dycz­nie wpro­wa­dza nas ono w błąd.

Ana­lo­gia złu­dzeń optycz­nych tu się jed­nak koń­czy. Złu­dze­nia optyczne nikomu nie wyrzą­dzą krzywdy. Ale nad­mierna pew­ność sie­bie przy braku dosta­tecz­nych dowo­dów może pocią­gnąć za sobą życiowe kon­se­kwen­cje daleko poważ­niej­sze niż przej­ściowe zruj­no­wa­nie wyglądu pew­nego hawań­czyka czy zain­we­sto­wa­nie w cztery papryki 50 razy wię­cej, niż kosz­to­wa­łyby w zie­le­niaku. Ktoś może zawa­lić klu­czową dla kariery zawo­do­wej pre­zen­ta­cję, ponie­waż nie­wy­star­cza­jąco się do niej przy­go­tuje; ktoś inny może stra­cić oszczęd­no­ści życia, oce­niw­szy spółkę gieł­dową na pod­sta­wie łatwo­ści wyma­wia­nia jej nazwy; ktoś jesz­cze inny przy­pu­ści atak na Kapi­tol, bo zbyt wysoko oce­nił wia­ry­god­ność histo­ry­jek roz­gła­sza­nych przez QAnon.

Sama jed­nak wie­dza, że efekty bie­gło­ści się zda­rzają i są szko­dliwe, nie wystar­czy. To tak jak z osobą, która nabiera nie­chcia­nych kilo­gra­mów: ponie­waż nasze ciało jest, nie bez powodu, zapro­gra­mo­wane na pra­gnie­nie jedze­nia, musimy wyjść poza samo myśle­nie, że powin­ni­śmy jeść mniej, i wdro­żyć kon­kretne stra­te­gie, które pozwolą temu pra­gnie­niu prze­ciw­dzia­łać. Czy w związku z tym da się w ogóle obejść efekt bie­gło­ści wbrew naszemu głę­boko zako­rze­nio­nemu meta­po­zna­niu? Odpo­wiedź brzmi: tak.

SPRÓBUJ SAM

Choć efekty bie­gło­ści wyni­kają z przy­sto­so­wa­nia się naszego sys­temu poznaw­czego, nie ozna­cza to jesz­cze, że jeste­śmy wobec nich bez­radni. Pro­stym roz­wią­za­niem, by odwró­cić efekt bie­gło­ści, jest fak­tyczne pod­ję­cie próby wyko­na­nia zada­nia, któ­rego on doty­czy. Odczy­taj pre­zen­ta­cję na głos, zanim ją publicz­nie wygło­sisz. Upiecz próbny suflet, zanim zapro­sisz na obiad ojca swo­jej dziew­czyny. Zaśpie­waj _I Will Always Love You_ przed lustrem w łazience, zanim na fir­mo­wej wigi­lii wystą­pisz przed sze­fem. Aby pozbyć się złu­dze­nia, nie potrze­bu­jesz infor­ma­cji zwrot­nej od innych – feed­back dajesz sobie sam. Nie przy­pusz­czam, żeby choć jeden stu­dent z grona tych, któ­rzy wystą­pili na środku auli Levin­sona, na­dal sądził, że potrafi odtań­czyć bez przy­go­to­wa­nia cho­re­ogra­fię do k-popo­wego hitu.

Wypró­bo­wa­nie danej umie­jęt­no­ści wydaje się oczy­wi­sto­ścią, a jed­nak, co zaska­ku­jące, nie­wiele osób się na to roz­wią­za­nie decy­duje. Nie­któ­rzy uwa­żają, że skoro prze­śle­dzili w myślach dany pro­ces, to już go prze­te­sto­wali, nawet jeśli nie użyli przy tym ani jed­nego mię­śnia. Kiedy wyobra­żamy sobie, że wyko­nu­jemy kroki taneczne czy robimy pre­zen­ta­cję dla klienta, to tym bar­dziej wzmac­niamy złu­dze­nie. W symu­la­cji na pozio­mie umy­słu wszystko prze­biega gładko, a to tylko pożywka dla naszej nad­mier­nej pew­no­ści sie­bie. Trzeba fizycz­nie napi­sać pre­zen­ta­cję słowo po sło­wie i wypo­wie­dzieć ją na głos, uży­wa­jąc języka i strun gło­so­wych, czy wyko­nać okre­ślony krok taneczny, wyko­rzy­stu­jąc ręce, nogi i bio­dra.

Próby są tak istotne nie tylko dla­tego, że poma­gają nam naby­wać umie­jęt­no­ści. Czę­sto jeste­śmy zbyt pewni sie­bie w kwe­stii posia­da­nej wie­dzy – sądzimy, że wiemy wię­cej, niż naprawdę wiemy. Pewne bada­nie poka­zało, jak opo­wia­da­nie o tym, co się rze­komo wie, ogra­ni­cza nad­mierną pew­ność sie­bie, nawet jeśli nie otrzy­muje się żad­nego feed­backu⁶. Uczest­ni­ków bada­nia popro­szono, aby oce­nili, czy wie­dzą, jak dzia­łają różne urzą­dze­nia i maszyny, na przy­kład toa­leta, maszyna do szy­cia czy heli­kop­ter. A ty jak oce­nił­byś swoją wie­dzę na temat ich dzia­ła­nia, w skali od 1 do 7, gdzie 1 ozna­cza „nie wiem wcale”, a 7 – „dokład­nie wiem, jak to działa”? To powszech­nie znane obiekty i wszy­scy widzie­li­śmy je w akcji. Może nie potra­fi­li­by­śmy skon­stru­ować ich od zera, ale zda­jemy sobie mniej wię­cej sprawę, na jakiej zasa­dzie dzia­łają i do czego służą, zwłasz­cza toa­leta. W eks­pe­ry­men­cie prze­ciętny uczest­nik oce­nił swoją wie­dzę w prze­dziale środ­ko­wym – powiedzmy, na czwórkę. Choć nie wygląda to na nad­mierną pew­ność sie­bie, to w isto­cie nią jest, a wywo­łuje ją złu­dze­nie bie­gło­ści.

Sprawdź sam: wybierz jedno z wymie­nio­nych urzą­dzeń – niech będzie to heli­kop­ter – i wyja­śnij pisem­nie lub przed­staw na głos krok po kroku, jak ono działa. A teraz oceń, jak dobrze znasz zasadę funk­cjo­no­wa­nia heli­kop­tera. U więk­szo­ści uczest­ni­ków tego rodzaju eks­pe­ry­mentu pew­ność co do wła­snej wie­dzy zna­cząco spa­dła. Próba wyja­śnie­nia tego, co wyda­wało im się, że wie­dzą, wystar­czyła, aby zdali sobie sprawę, że wie­dzą dużo mniej, niż począt­kowo zakła­dali. Można pójść o krok dalej i – tak jak w bada­niu – zadać pyta­nia typu: „W jaki spo­sób heli­kop­ter zmie­nia kie­ru­nek z ruchu góra-dół na ruch w przód?”. Z każ­dym kolej­nym pyta­niem uczest­nicy nabie­rali coraz więk­szej pokory.

Tego rodzaju zde­rze­nie z rze­czy­wi­sto­ścią może nie­stety nastą­pić _pod­czas_ roz­mów o pracę. Znasz pyta­nia, jakie zwy­kle zadaje się kan­dy­da­tom: „Dla­czego sta­rasz się o tę pracę?”, „Jakie są twoje mocne i słabe strony?”. Wydaje ci się, że wiesz, co powie­dzieć. Załóżmy, że rekru­ter pyta: „Jakie są twoje mocne strony?”. Cie­szysz się, że to pyta­nie padło, ponie­waż wiesz, jak na nie odpowie­dzieć. Mówisz, że cechuje cię dobra orga­ni­za­cja. Rekru­ter spraw­dza dalej: „Czy możesz nam podać kilka przy­kła­dów?”. Nagle twój mózg zastyga, a tobie przy­cho­dzi do głowy tylko to, że ostat­nio udało ci się upo­rząd­ko­wać w kolej­no­ści alfa­be­tycz­nej sło­iczki na przy­prawy. Pada kolejne pyta­nie: „W jaki spo­sób pomo­głoby ci to na _tym kon­kret­nym_ sta­no­wi­sku?”, a ty uświa­da­miasz sobie, że nie będziesz mieć oka­zji tego spraw­dzić, bo na pewno cię nie zatrud­nią.

Prze­ćwi­cze­nie moż­li­wych reak­cji na testowe pyta­nia jest klu­czowe, ponie­waż pozwala obiek­tyw­nie spoj­rzeć na wła­sne odpo­wie­dzi. Kiedy się je zapi­sze, można uda­wać, że wyja­śnie­nia podał ktoś inny, i oce­nić, czy przy­ję­łoby się go do pracy. Można się rów­nież nagrać. Wiem, wiem: nie ma nic gor­szego niż patrzeć na sie­bie na ekra­nie, a jed­nak dzięki temu można samo­dziel­nie oce­nić, jak się wypa­dło, zanim zrobi to ktoś o wła­dzy decy­zyj­nej. To o niebo lep­sza per­spek­tywa.

Oprócz korzy­ści oso­bi­stych wyni­ka­ją­cych z poprawy poziomu wystą­pień publicz­nych, lep­szego radze­nia sobie pod­czas roz­mów o pracę czy uni­ka­nia żenu­ją­cych sytu­acji w cza­sie fir­mo­wych imprez osła­bie­nie prze­sad­nej pew­no­ści sie­bie może też wyjść na dobre całemu spo­łe­czeń­stwu. Jedno z badań wyka­zało, że takie osła­bie­nie zmniej­sza eks­tre­mizm poli­tyczny⁷. Wielu z nas ma silne prze­ko­na­nia doty­czące okre­ślo­nych kwe­stii spo­łecz­nych: abor­cji, zabez­pie­czeń socjal­nych czy zmian kli­ma­tycz­nych. Nie­stety, nie zda­jemy sobie sprawy, jak słabo je rozu­miemy, dopóki nie zosta­niemy popro­szeni o ich wyja­śnie­nie.

Uczest­ni­kom bada­nia zapre­zen­to­wano roz­ma­ite kwe­stie poli­tyczne, które doty­czyły mię­dzy innymi nało­że­nia na Iran jed­no­stron­nych sank­cji za roz­wi­ja­nie pro­gramu nukle­ar­nego, pod­nie­sie­nia wieku eme­ry­tal­nego, przy­ję­cia sys­temu ogra­ni­czeń emi­sji dwu­tlenku węgla i han­dlu upraw­nie­niami oraz wpro­wa­dze­nia podatku linio­wego. Bada­nych popro­szono, aby okre­ślili swój sto­su­nek do każ­dego z tych zagad­nień – w jakim stop­niu są za lub prze­ciw. Potem mieli oce­nić, jak dobrze rozu­mieją wpływ danego pro­blemu na życie spo­łeczne.

Następ­nie, tak jak w bada­niu z heli­kop­te­rami, uczest­nicy mieli zapi­sać, jak kon­kret­nie dane zagad­nie­nie wpływa na życie spo­łeczne. Kiedy skoń­czyli, ponow­nie oce­niali swój poziom zro­zu­mie­nia zagad­nień. Tak jak poprzed­nio, ich pew­ność sie­bie się obni­żyła. Koniecz­ność wyja­śnie­nia na piśmie, co fak­tycz­nie wie­dzą, wystar­czyła, aby zdali sobie sprawę, jak płytko sięga ich zna­jo­mość rze­czy. Wynik bada­nia był zatem z grub­sza ten sam co w doświad­cze­niu doty­czą­cym heli­kop­te­rów.

Warto jed­nak zwró­cić uwagę na ostat­nią część eks­pe­ry­mentu. Pod koniec bada­nia jego uczest­ni­ków popro­szono, aby jesz­cze raz przed­sta­wili swoje poglądy na poru­szane kwe­stie. Jak się oka­zało, kiedy prze­stali być nad­mier­nie pewni sie­bie, ich opi­nie stały się łagod­niej­sze. Im bar­dziej uświa­da­miali sobie złud­ność swo­jej wie­dzy, tym dalej było im do eks­tre­mi­zmu. Zauważmy, że to nie kontr­ar­gu­menty zła­go­dziły ich poglądy – wystar­czyło popro­sić, aby spró­bo­wali opi­sać, co mają na myśli.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Kore­ań­ski boys­band, naj­po­pu­lar­niejsi przed­sta­wi­ciele nurtu K-pop (przyp. tłum.).

2.

Michael Kar­das, Ed O’Brien, _Easier seen than done: Merely wat­ching others per­form can foster an illu­sion of skill acqu­isi­tion_, „Psy­cho­lo­gi­cal Science” 2018.

3.

Woo-kyoung Ahn, Char­les W. Kalish, _The role of mecha­nism beliefs in cau­sal reaso­ning_, „Expla­na­tion and Cogni­tion” 2000, s. 199–225.

4.

Adam L. Alter, Daniel M. Oppen­he­imer_, Pre­dic­ting short-term stock fluc­tu­ations by using pro­ces­sing flu­ency_, „Pro­ce­edings of the Natio­nal Aca­demy of Scien­ces” 2006, 103, nr 24, s. 9369–9672.

5.

Mat­thew Fisher, Mariel K. Goddu, Frank C. Keil, _Sear­ching for expla­na­tions: How the inter­net infla­tes esti­ma­tes of inter­nal know­ledge,_ „Jour­nal of Expe­ri­men­tal Psy­cho­logy: Gene­ral” 2015, 144, nr 3, s. 674.

6.

Leonid Rozen­blit, Frank Keil, _The misun­der­stood limits of folk science: An illu­sion of expla­na­tory depth_, „Cogni­tive Science” 2002, 26, nr 5, s. 521–562.

7.

Phi­lip M. Fern­bach, Todd Rogers, Craig R. Fox, Ste­ven A. Slo­man, _Poli­ti­cal extre­mism is sup­por­ted by an illu­sion of under­stan­ding_, „Psy­cho­lo­gi­cal Science” 2013, 24, nr 6, s. 939–946.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: