- W empik go
Spray: zbiór opowiadań erotycznych - ebook
Spray: zbiór opowiadań erotycznych - ebook
Zbiór zawiera części 1 i 2 cyklu Spray autorstwa Vanessy Salt.
W tym niepohamowanie erotycznym opowiadaniu dwóch policyjnych aspirantów – Patrik i Mounir – spotyka artystkę graffiti Veronique. Podniecenie jest natychmiastowe i obezwładniające. Mniej doświadczonym Patrikiem kieruje ślepa żądza. Wraz z resztą bohaterów doświadcza czegoś, o czym wcześniej mógł tylko pomarzyć. Eksperymentom i ekstazie nie ma końca.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-265-3632-4 |
Rozmiar pliku: | 248 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Lindén?
– Tak!
– Ely… Elyoun… Elyouns…
– Elyounoussi.
Nieśmiałe chichoty i tłumione śmiechy rozlegają się dookoła. Zerkam na swojego sąsiada. Jest trochę wyższy ode mnie i ma czarne, kręcone włosy, które wydają się nadzwyczaj wypielęgnowane. Jest ubrany w nieskazitelnie czysty biały T-shirt, który się opina, a nawet ujawnia pojedyncze mięśnie sześciopaku. Nasze ramiona niemal muskają się wzajemnie, bo siedzimy blisko. Bardzo blisko i na niewygodnych składanych krzesłach na samym przodzie w małej sali, która najbardziej przypomina zniszczoną klasę z podstawówki. Facet pachnie cynamonowo i orientalnie. Przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Pachnie od niego równie delikatnie, jak odpowiedział prowadzącej. Ta czerwieni się zauważalnie, stojąc z przodu przy pożółkłym ekranie, na którym wyświetla się jej prezentacja w PowerPoincie.
– Tak, właśnie – mówi w daremnej próbie zachowania odrobiny godności, ale prawdopodobnie tylko po to, by utrzymać kontrolę nad nami, aspirantami. Nad nami, którzy chcemy być policjantami. Policjantami? _Do diabła, w co ja się właściwie wpakowałem?_
– Ty i Lindén będziecie obserwować obszar pod mostem Sankt Eriksbron, na końcu Norrbackagatan, gdzie schody prowadzą do samego mostu. Zwany też Atlasmuren. Podejrzewamy, że to miejsce schadzek i ćwiczeń grafficiarzy, którzy rozpowszechniają po centrum wywrotowe hasła. – Robi przerwę i oddycha. Nadal jest czerwona na twarzy. Nie odrywając wzroku, wpatruje się w mojego sąsiada. Może myśli, że jest przystojny? Nie gapi się czasem na sześciopak i napięte mięśnie ramion? _Tam, do diabła, Patrik, daj spokój. Nie jest chyba przystojniejszy od ciebie?_
Widzę, jak drga mu kącik ust. Nagle odwraca się prosto do mnie. Para piwnych oczu patrzy badawczo w moje, szare.
– A poza tym mam na imię Mounir – informuje cicho i wyciąga rękę. Ściskam ją odruchowo, po czym zdaję sobie sprawę, jaki jestem spocony. _Kurde!_
– Patrik.
On, Mounir, nie zmienia wyrazu twarzy. Zamiast tego uśmiecha się szybko i trochę nieśmiało, aż prowadząca przerywa i zauważa, że możemy pogadać później. Jego dłoń jest ciepła i sucha, a ja muszę się trochę wysilić, żeby odwzajemnić mocny uścisk. Nasze uda lekko się dotykają, gdy tak siedzimy jak skamieniali w powitaniu, które nie pasuje do sytuacji.
Prowadząca chrząka, a my przerywamy uścisk dłoni. Mounir jednak nie dba o to, by z powrotem odsunąć nogę. Przeciwnie.
*
– Obserwować grafficiarzy? – Mounir patrzy na mnie sceptycznie. Jakby chciał potwierdzenia, że to się wydaje całkowicie bzdurne. Unosi brwi. Czeka na odpowiedź.
– Tak, ale tu przecież chodzi o rozpowszechnianie wywrotowych haseł… – To brzmi żałośnie. Za wysoki głos i wahanie. Wpatruję się w niego, żeby sprawdzić, czego właściwie chce. _Mógłbym przestać się gapić w te czekoladowe oczy?Musi przecież myśleć, że czegoś chcę. Z nim. A ja nie jestem taki. Absolutnie nie…_
– Społeczeństwo nigdy nie stoi w miejscu – mówi. – I musi znosić krytykę i satyrę.
– Co?
– Chociaż tu jest i tak dość duża swoboda wypowiedzi. W Bejrucie mogłoby się wydarzyć wszystko, gdybyś został przyłapany. – Spogląda na sufit. Zdaje się zastanawiać nad rzeczami, z którymi miał do czynienia.
– Więc lubisz bazgroły i takie tam? – Od razu żałuję. To jest dyskusja, w której nie da się wygrać. A my mamy zadanie do wykonania. Pochylam się do przodu i biorę go za ramię. – Możemy zająć się tym później. Są też faktycznie ładne bazgroły. Mogę sobie wyobrazić.
Kładzie swoją ciepłą dłoń na mojej i lekko ściska, zanim zdążam zabrać ją z powrotem. To samo jednocześnie delikatne i mocne uczucie, co wcześniej. _Daj spokój, Patrik…_
– Pewnie, zajmiemy się tym później. Chociaż wolę nazywać to „graffiti”. – Uśmiech sięga aż do tych nugatowych oczu.
– Skoro już sobie pogruchaliście, chcę, żebyście dowiedzieli się paru rzeczy. – Prowadząca staje przed nami z rękami na piersiach. Kiedy tutaj przyszła, nie mam pojęcia. Jej głos wibruje czymś, co mogę odczytać tylko jako podejrzliwość. Albo zazdrość. _Chociaż nie ma przecież do tego żadnego powodu…_
– Będziecie obserwować. I dokumentować. Nic więcej. – Robi teatralną pauzę i spogląda na nas w dół, jak tak siedzimy. Jako ostatni nie wyszliśmy jeszcze z naszej ciepłej i wilgotnej sali. – Żadnej przemocy, żadnego p-p-przymusu.
_Jąka się?_
– Absolutnie nie – zdąża odpowiedzieć Mounir, zanim ja jeszcze w ogóle oderwę wzrok od jej ust, które przypominają dwie bladoróżowe kreski na twarzy czerwonej jak piwonia. Zdaje się, że ta kobieta łatwo się czerwieni. – Jesteśmy przecież tylko aspirantami. Na obserwacji. – Udaje, że nic się nie stało, nie zmienia miny. Jak wtedy, gdy wziął moją mokrą od potu dłoń. – Możemy pożyczyć kamerę na podczerwień i lornetkę? – dodaje. Nie brzmi to nonszalancko. Na kilka sekund zapada milczenie. Rumieniec nie schodzi.
– Dobra m-m-myśl… Elyouns…
– Elyounoussi.
_Konam!_
– Zajdźcie do Składu i pozdrówcie ich ode mnie. – Prowadząca rzuca na mnie cierpiące spojrzenie, gdzieś na czoło, po czym obraca się błyskawicznie i udaje, że zajmuje się laptopem, który nadal pokazuje ostatni slajd prezentacji.
Mounir niemal niezauważenie mruga jednym okiem i robi gest w kierunku drzwi po drugiej stronie sali.
_Lubię go._
*
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.