Spróbujmy od nowa - ebook
Spróbujmy od nowa - ebook
Olivia i Caspar na pozór mają wszystko. Połączyła ich prawdziwa miłość, wychowują dwie córki, realizują się zawodowo. Są jednak nieszczęśliwi. Olivia, nie mogąc poradzić sobie z tragicznymi wspomnieniami z dzieciństwa, przeżywa głęboki kryzys i niszczy swoje małżeństwo. Teraz jeszcze trudniej jej pogodzić opiekę nad dziećmi z pracą w znanej kancelarii prawniczej Crightonów. Jednak jest ktoś, kto czeka, by pozwoliła sobie pomóc…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1770-5 |
Rozmiar pliku: | 865 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Czy pamiętasz, kiedy ostatni raz się kochaliśmy?
Gdy tylko Caspar zadał to pytanie, od razu zrozumiał, że jest źle postawione. Nie chodziło mu tylko o miłość fizyczną, ale również o to, co sam tak naprawdę czuł. Jednak po minie żony zorientował się, że jest za późno, by odwołać te słowa.
– Kochali! Kochali! Myślisz tylko o seksie – warknęła wściekła.
– Przecież jesteśmy małżeństwem. Seks powinien być dla nas czymś naturalnym – brnął dalej, jeszcze bardziej rozsierdzony z powodu jej uwagi.
– Tak jak wiele innych rzeczy – wtrąciła Olivia. – Na przykład wczoraj wydawało mi się zupełnie naturalne, że weźmiesz dziewczynki do parku. Ale ty wolałeś grać w golfa ze swoim bratem!
– A, więc o to ci chodzi. Nie chcesz się ze mną kochać, bo wczoraj spędziłem trochę czasu z bratem – rzekł z goryczą Caspar.
– Przyrodnim bratem – poprawiła go chłodno żona.
Serce biło jej tak, jakby próbowało wyskoczyć z piersi. Czuła mdłości i miała coraz większe problemy z oddychaniem. Z trudem trzymała nerwy na wodzy, zaciskając przy tym pięści.
Za chwilę zacznie się pocić, a wtedy… wtedy… Nie, musi powstrzymać to uczucie. Nie może poddać się fali nudności. Inaczej stanie się taka jak jej matka, z powodu bulimii odczuwająca przemożny przymus nieustannego oczyszczania organizmu.
Od kilku tygodni przebywali w Stanach. Przyjechali tu na ślub jednego z przyrodnich braci Caspara, co stało się okazją do poznania amerykańskiej części rodziny. Jednak Olivia wcale nie chciała opuszczać Anglii. Miała tyle pracy, że z trudem wygospodarowała czas na urlop. Niepokoiła się o wszystkie prowadzone przez siebie sprawy i od początku wyjazdu bez przerwy kłóciła się z mężem.
Zgodziła się na tę podróż w ostatniej chwili i wcale nie po to, by polepszyć stosunki z Casparem. Zmieniła zdanie, ponieważ nie chciała brać udziału w powitaniu ojca, który pojawił się nagle w rodzinnym mieście. Jej niechęć zarówno do niego, jak i do jego świeżo poślubionej żony, Honor, pogłębiła jeszcze rozdźwięk między nią a Casparem, który nie mógł pogodzić się z tym, że Olivia zaczęła bojkotować wszystkie rodzinne uroczystości.
Z kolei Olivia odczuwała gorycz i rozczarowanie z powodu postępowania męża. Przez lata łudziła się, że jest kimś wyjątkowym, różnym od pozostałych ludzi, którzy zaważyli na jej życiu, lecz srodze się zawiodła. Liczyła, że ona, Olivia, będzie dla niego najważniejsza, lecz teraz musiała zrezygnować z tych złudzeń. Caspar tylko udawał, że ją kocha, ale w istocie chodziło mu o… o…
Zamknęła oczy i zadrżała mimo ciepła, które panowało w hotelowym pokoju. Przypomniała sobie wyraz twarzy stryja Jona, gdy dowiedział się, że marnotrawny brat bliźniak powrócił do domu. Czy to możliwe, by wciąż darzył go uczuciem? Przecież jej ojciec uciekł z kraju ze zdefraudowanymi pieniędzmi!
Jon dzwonił do niej parę dni wcześniej, nalegając, by przyjechała na przyjęcie w Fitzburgh Place z okazji ślubu ojca z kuzynką lorda Astlegha, Honor, lecz Olivia odmówiła. Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje, ale na myśl o spotkaniu z ojcem odczuwała wręcz fizyczny ból. Jednocześnie czuła się coraz bardziej wyobcowana z rodziny.
Caspar podniósł się z łóżka. Miał zaciętą ze złości twarz. Czyżby kiedyś naprawdę jej się wydawało, że go kocha? Teraz wprost nie mogła w to uwierzyć. Kiedy myślała o mężu, czuła pustkę.
– Danny zaprosił nas do swojej chaty w Kolorado. Moglibyśmy pojeździć na nartach i…
– Nie. – Olivia nie pozwoliła mu nawet skończyć.
Gdy ponownie na niego spojrzała, ogarnęło ją poczucie beznadziejności. Miłość, która kiedyś ich łączyła, znikła, jak jej się zdawało, bezpowrotnie. Nagle stali się ludźmi sobie obcymi. Nie rozmawiali o najbardziej oczywistych powszednich sprawach. Doszło do tego, że Caspar nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, ile pracy czeka na nią, kiedy wreszcie wrócą do domu.
Nagle poczuła, jak bardzo jest spięta, i potarła skronie. Przez całe dorosłe życie musiała walczyć z dziadkiem, który starał się nie dopuścić, by także ona, podobnie jak mężczyźni w jej rodzinie, została prawnikiem. Ben na pewno bardzo by się ucieszył, gdyby teraz powinęła jej się noga.
– Muszę wracać do domu. Czeka na mnie praca…
– Praca, praca… A co z naszym małżeństwem?!
Ich małżeństwem? Olivia popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Nasze małżeństwo już się skończyło, Caspar – powiedziała z ulgą.
Zaczynała powoli się rozluźniać, a przykre skrępowanie ustąpiło miejsca poczuciu całkowitej wolności. Tak jakby wypiła za dużo szampana.
– Co… co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał Caspar, lecz ona już podjęła decyzję.
– Moim zdaniem powinniśmy zacząć żyć w separacji – odparła, odwróciwszy się od niego.
– W separacji? – powtórzył zdumiony.
Wstrzymała oddech, słysząc jego niepewny głos. Tak jakby czekała. Tylko na co?
– Tak, właśnie tak – potwierdziła spokojnie. – Oczywiście wszystko trzeba przeprowadzić według odpowiednich procedur prawnych…
– No tak, tylko to ci w głowie – mruknął rozgoryczony Caspar. – Jak wszystkim Crightonom.
Olivia spojrzała w stronę okna.
– A tobie nigdy to się nie podobało, prawda? – spytała cicho.
– Przede wszystkim nie odpowiadało mi to, że zawsze ktoś stał między nami. Że nie byliśmy sami w naszym małżeństwie…
– Przecież ty też chciałeś mieć dzieci – przerwała mu gwałtownie.
– Dobrze wiesz, że nie mówię o dziewczynkach. – Caspar pokręcił głową. – To ta twoja przeklęta rodzina i jej równie przeklęta historia. Żyjesz przeszłością, Livvy. Nie możesz się z niej wyzwolić.
– Nieprawda! – Olivia pobladła niczym płótno. – A kto nam pomagał? Kto…?
– Mam absolutnie dosyć tego, że bez przerwy rozpamiętujesz, kto i jak cię skrzywdził! Mam dosyć odpowiadania za błędy twego ojca i dziadka tylko dlatego, że jestem mężczyzną! Mam dosyć tego, że bez przerwy robisz z siebie ofiarę!
– Jak śmiesz?! – Spojrzała na niego rozszerzonymi ze strachu oczami.
– Przecież wiesz, że to prawda – stwierdził chłodno Caspar. – Mam już dosyć zmagania się z duchami twojej rodziny. I roli chłopca do bicia. Najwyższy czas, żebym ja też miał coś z życia. Może w końcu uda mi się napisać tę książkę. I kupić sobie harleya!
Olivia patrzyła na niego, jakby był zupełnie obcym człowiekiem. Czyżby to właśnie za niego wyszła za mąż? Za tego nieczułego samoluba, który marzy o szpanerskim motocyklu, jakby był nastolatkiem!
– Trudno mi uwierzyć, że kiedyś cię kochałam, Caspar – rzekła ze ściśniętym gardłem. – Sama nie wiem, co mnie w tobie pociągało – dodała, czując, jak przeszłość rozsypuje się na tysiąc maleńkich kawałeczków.
– Naprawdę? Wobec tego masz krótką pamięć. Chodziło ci o to, żeby uciec przed własnym dzieciństwem.
Jej dzieciństwo. Olivia wybiegła z pokoju z jeszcze większym bólem głowy.
Zrobiło jej się niedobrze. Tak naprawdę nigdy nie miała dzieciństwa. Jej przekleństwem było to, że nie urodziła się chłopcem, czego tak bardzo pragnął ojciec i, co ważniejsze, dziadek.
To właśnie z ich powodu musiała szybko dojrzeć, pragnęła bowiem udowodnić swą wartość. Również z ich powodu tak ciężko przez ostatanie lata pracowała, mając przy tym świadomość, że stąpa po rozpiętej nad przepaścią linie. Jeden fałszywy krok i runie w dół, a wszyscy wokół zaczną klaskać.
Pracowała nie tylko dla siebie, ale i dla swoich córek. Nie chciała, żeby czegokolwiek im brakowało, żeby czuły się gorsze czy niedocenione. Tak jak przeżywała to ona, zwłaszcza po tym, gdy David zniknął, a zaraz potem okazało się, że sprzeniewierzył olbrzymią sumę. A teraz, kiedy wrócił, wszyscy się z tego ucieszyli, zamiast się od niego odwrócić. A to przecież ona, Olivia, pracowała, żeby spłacić moralny i finansowy dług ojca.
Czuła, że narastają w niej mdłości. Znowu była spięta. Zaczęła drżeć. Pomyślała, że na pewno poczuje się lepiej, kiedy wróci do pracy i codziennych obowiązków.
Z tą myślą pochyliła się nad sedesem.ROZDZIAŁ DRUGI
Haslewich
Sara Lanyon wciąż nie rozumiała, co tutaj robi. Z całą pewnością nie miała zamiaru zjeżdżać z autostrady w drodze powrotnej do Brighton po wizycie u koleżanki ze studiów, więc musiała ją tu sprowadzić jakaś dziwna, nieznana siła.
Haslewich… Ziemia Crightonów.
Tak, Crightonów. Sara skrzywiła się z niesmakiem. Słyszała wiele o tej rodzinie od swojej przyszywanej babci, biednej Tani. Kiedy dziadek przywiózł ją do domu, była dosłownie wrakiem człowieka. Dopiero później zaczęła odzyskiwać zdrowie i pewność siebie.
– Pamiętaj, kochanie, że każdy medal ma dwie strony – uprzedzał ją ojciec, kiedy wybuchnęła gniewem na całą rodzinę Crightonów. – Nic nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.
– Ależ, tato, przecież widzisz, co się z nią stało – upierała się. – A oni zostawili ją zupełnie bezbronną. Są okrutni! Bez serca!
Zaczęła płakać, a ojciec przytulił ją do piersi, ale nawet wówczas czuła, że kręci głową. Miała wtedy osiemnaście lat i postrzegała świat w czarno-białych barwach. Teraz, po paru latach, byłaby bardziej skłonna docenić sceptycyzm Richarda, chociaż wciąż myślała z niechęcią o „bandzie Crightonów”.
Sara potrząsnęła głową. I słusznie, powiedziała sobie w duchu. Crightonowie to nieczuła rodzina, gotowa zniszczyć wszystkich, którzy staną jej na drodze.
– Crightonowie zdominowali całe Haslewich – tłumaczyła jej kiedyś Tania swoim dziewczęcym głosem. – W miasteczku wszyscy ich podziwiają, ale… – Urwała i nagły dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. – Traktowali mnie z góry. Nawet moje własne dzieci to robiły… Czułam się gorsza i niepotrzebna… – wyznała i zaczęła płakać. Po chwili dołączyła do niej wnuczka.
A teraz Sara znajdowała się w Haslewich i rozglądała się dookoła po głównym placu, spodziewając się, że lada chwila wypadnie na nią jakiś rozjuszony Crighton.
Poczuła, że jest bardzo głodna. Raz jeszcze powiodła wokół wzrokiem i w końcu zdecydowała się zapuścić w ciekawie wyglądającą uliczkę.
Kiedy zbliżyła się do jej wylotu, zauważyła, że nazywa się River Street, czyli Nadrzeczna. Sara uwielbiała wodę. Jej ojciec był zapalonym żeglarzem, a ona pływała z nim już jako mała dziewczynka.
Mniej więcej w połowie ulicy znalazła małą restauracyjkę. Zajrzała do środka i z radością stwierdziła, że wewnątrz znajduje się sporo osób. Zapachy dobiegające z kuchni też należały do zachęcających.
Sara pchnęła drzwi i weszła do wnętrza. Zatrzymała się, ujrzawszy zapracowaną kobietę w średnim wieku, która wyprostowała się na jej widok.
– Sara? – spytała.
– Ee… tak – odparła machinalnie, zastanawiając się, skąd ta kobieta może znać jej imię.
– Bogu dzięki! – Właścicielka lokalu wytarła ręce w fartuch i wyciągnęła do niej dłoń. – Agencja zawiodła nas już tyle razy, ale obiecywali, że teraz będzie inaczej… Proszę, chodź tędy. – Wskazała głową drogę, a następnie zaczęła się przeciskać między stolikami.
Sara ruszyła za nią, czując się trochę jak Alicja w krainie czarów.
W końcu dotarły na zaplecze. Kobieta zatrzymała się i rozejrzała dookoła.
– Przepraszam za ten bałagan, ale jestem zawalona robotą. Skoro jednak już tu jesteś… – Zerknęła w stronę komputera. – O Boże! Znowu coś tam się pojawiło. Nie miałam pojęcia, na co się narażam z tym e-mailem. Przecież i tak mamy wesela w trzy kolejne soboty. – Kobieta pokręciła bezradnie głową.
Sara rozejrzała się po małym pokoju biurowym, przylegającym do kuchni. Znajdowały się tu przeszklone drzwi wychodzące na śliczny ogródek. Kobieta zauważyła jej spojrzenie i uśmiechnęła się z satysfakcją.
– Przeprowadziliśmy się do tego lokalu niedawno – wyjaśniła. – Wcześniej była tu kawiarnia ze stolikami na zewnątrz.
– Bardzo ładne pomieszczenie – powiedziała w szczerym odruchu Sara.
– O tak, i mam nadzieję, że podczas przyszłych wakacji lepiej wykorzystamy nasze możliwości. Nazywam się Frances Sorter – dodała po chwili. – Jesteśmy z mężem właścicielami restauracji, w której używamy wyłącznie produktów ekologicznych, pochodzących z gospodarstwa mojego męża. Ale czy omówiono z tobą warunki pracy?
– E, nikt mi nic nie powiedział – odparła zgodnie z prawdą Sara.
Oczywiście powinna poinformować panią Sorter, że zaszła pomyłka, jednak z niepojętych powodów słuchała tej kobiety. Zresztą warunki pracy, jakie jej zaproponowała, były bardzo dobre.
– Oczywiście tylko na parę miesięcy. Mary, która wcześniej prowadziła wszystkie sprawy, obiecała, że wróci, kiedy tylko dziecko będzie na tyle duże…
Parę miesięcy? Sara przestała słuchać i zmarszczyła brwi. Co prawda postanowiła nie wracać do szkoły, w której uczyła, ale przecież proponowano jej pracę za granicą. Mogła też wrócić na uniwersytet i zająć się sprawami ojca. Po co miałaby zatrzymywać się w mieście Crightonów, gdy tak bardzo nie cierpiała tej rodziny? Dlaczego więc skinęła głową, kiedy Frances zapytała, czy odpowiadają jej warunki?
– Jest tylko jeden problem – rzekła po chwili. – Niestety nie mam tu mieszkania i…
– To żaden problem. – Frances Sorter uśmiechnęła się serdecznie. – Możesz zająć za darmo mieszkanie na górze. Będziemy mieli jeden kłopot z głowy. Firma ubezpieczeniowa domaga się, żebyśmy dodatkowo płacili za to, że nikt tam nie mieszka. Uważają, że przez to budynek jest bardziej narażony na pożar czy kradzież. Mieszkanie jest co prawda malutkie, ale niedawno zostało odnowione. Możemy tam pójść choćby w tej chwili…
Po kolejnej półgodzinie spędzonej z sympatyczną i gadatliwą właścicielką restauracji Sara wreszcie została sama. Westchnęła głośno i pokręciła głową. Kto by przypuszczał! Kiedy dziś rano wyjeżdżała od koleżanki, nawet nie pomyślała, że może się zatrzymać w Haslewich. Okazało się jednak, że ma tu nie tylko mieszkanie, ale i pracę.
Sara mocno wierzyła w przeznaczenie i starała się wyciągać wnioski z tego, co inni skwitowaliby tylko wzruszeniem ramion. Uważała, że życie jest przygodą, a przynajmniej powinno nią być. Oczy jej zalśniły. Być może uda jej się wyrównać stare rachunki i utrzeć nosa tym wrednym Crightonom. Z wielką przyjemnością stawi im wszystkim czoło!
Nick Crighton zdławił westchnienie. Był wdzięczny swojemu bratu Saulowi i jego żonie Tullah za to, że pozwolili mu zająć pokój w ich domu po tym, jak został ranny w czasie wizyty w więzieniu w Tajlandii. Jakiś więzień rzucił się na jego klienta, a Nick, który pospieszył na ratunek, został pchnięty nożem w bok.
Dzięki Bogu ostrze ominęło najważniejsze organy, ale i tak zainfekowana rana goiła się wolno. Na szczęście lekarz powiedział mu ostatnio, że już niedługo wszystko powinno być w porządku. Na szczęście. Co prawda Tullah zajmowała się nim najlepiej, jak mogła, ale Nick miał już dosyć tego ciągłego niańczenia.
Był przecież dorosłym mężczyzną i interesowały go męskie rozrywki, takie jak wspinaczka skałkowa, żeglarstwo czy spływy przełomami górskich rzek. Wszystko, co niosło ze sobą ryzyko. Nie znaczyło to jednak, że chętnie się narażał. Wydawało mu się, że robi to rzadko i tylko wtedy, kiedy jest to konieczne.
Gdy ostatnio widział się z lekarzem, próbował go przekonać, że może już wrócić do pracy. Jego zawód należał przecież do wyjątkowo spokojnych.
– Rozumiem, o co ci chodzi – rzekł stary lekarz rodzinny. – Przecież głównie siedzisz, a nawet stanie w sądzie nie powinno być szczególnie uciążliwe…
– Więc mogę skończyć już ten paskudny urlop?
Oczy doktora zabłysły gniewem.
– Daj spokój, Nick! Tak się składa, że znam Crightonów od lat i doskonale wiem, że nie na tym polega wasza, a zwłaszcza twoja, praca! A możesz mi obiecać, że nie będziesz odwiedzał klientów i nie będziesz pracował więcej, jak cztery, pięć godzin dziennie?
Nick zwiesił nos na kwintę, wiedząc, że nie powinien się w tej chwili nawet odzywać. Specjalizował się w opiece prawnej nad osobami, które weszły w konflikt z prawem w innych krajach, co jeszcze bardziej zwiększało ryzyko. Były państwa, które działały na zasadzie wszechobecnej korupcji, i tam Nick nie miał innego wyjścia, jak ratować swoich klientów za pomocą łapówek. Zdarzało się też, że musiał szybko uciekać. Czasami sam, ale częściej z klientem lub klientką.
Wszystko zaczęło się od tego, że tuż po studiach zgodził się pomóc kuzynom swojej koleżanki, których jakiś wschodnioeuropejski reżim oskarżył o przemyt narkotyków. Kiedy w końcu wygrał tę sprawę, natychmiast zaczęły zgłaszać się do niego inne osoby z podobnymi problemami. Najbardziej denerwował się, gdy musiał bronić młodych ludzi, którzy dali się wykorzystać przez mafię lub lokalne gangi do przemytu narkotyków. Przecież ci chłopcy i dziewczęta dobrze wiedzieli, w co się pakowali, a jednak dla łatwego zarobku decydowali się na moralnie i prawnie naganne czyny.
Oczywiście Nick robił też inne rzeczy, ale najbardziej lubił zagraniczne zlecenia. Cieszyło go to, że może podróżować i poznawać nowe kraje. Zawsze traktował pracę jako środek, a nie cel sam w sobie.
Nagle przypomniał sobie słowa Tullah, która przyłapała go dziś rano, gdy usiłował ćwiczyć z hantlami:
– Wiesz co, zamówiłam na wieczór stolik w nowej restauracji Sorterów. Mają świetnego kucharza. A przy okazji trochę się rozerwiesz.
Cóż, rzeczywiście była to jakaś rozrywka, chociaż Nick miałby ochotę na coś ciekawszego. Ze zdziwieniem patrzył na brata i Tullah, którym wystarczał wspólnie spędzony wieczór. On nie miał zamiaru zakopywać się w domowych pieleszach. Chciał użyć życia. Wyglądało na to, że akurat w tym zupełnie nie przypominał pozostałych Crightonów. Oczywiście nie miał nic przeciwko instytucji małżeństwa, lecz tylko wtedy, gdy dotyczyła ona innych ludzi. Za bardzo cenił sobie wolność, by dać się złapać w małżeńskie sidła.
– Myślisz, że mu się spodoba? – spytał David żonę, lustrując pokoje, które sam wybudował na strychu dawnej stajni, obecnie służącej za garaż.
– Z całą pewnością – zapewniła go Honor, odwracając się, by go pocałować.
– O Boże, jacy wy jesteście – skarżyła się jej starsza córka z pierwszego małżeństwa, Abigail, w czasie swojej ostatniej wizyty. – Nigdy nie widziałam tak opętanej sobą pary.
– Czy jesteś mną opętana? – spytał David, kiedy Abigail wyjechała już do Londynu.
– Jasne, że nie – odparła, a widząc jego smutną minę, zaraz dodała: – Tylko potwornie w tobie zakochana.
– Ciekawe, kiedy ci przejdzie?
Pobrali się zaledwie parę tygodni wcześniej, a ich znajomość trwała niecały rok, ale Honor nigdy nie wątpiła w słuszność swej decyzji. Znała zarówno blaski, jak i cienie życia Davida i uznała, że tych pierwszych było dużo więcej. Podziwiała wewnętrzną siłę, dzięki której odrodził się po złych, niszczących doświadczeniach z przeszłości. A teraz David czekał na człowieka, który pomógł mu rozpocząć nowe życie – ojca Ignatiusa, irlandzkiego zakonnika, który po powrocie do Europy najpierw wybrał się do rodzinnego kraju. Honor cieszyła się, że zdołali go namówić, aby wyjechał z Jamajki, gdzie prowadził do niedawna hospicjum, i zamieszkał z nimi.
– Mam nadzieję, że niedługo – odparła.
– Chętnie pojechałbym jutro do Manchesteru, żeby go powitać, ale powiedział mi, że ma tam jakieś sprawy – ciągnął zatroskany David. – Słyszałaś, jakieś sprawy!
– Tak, kochanie – rzekła Honor, cierpliwie po raz kolejny wysłuchując narzekań męża.
– W dodatku wcale nie ukrywał, że woli przyjechać tu sam…
Honor pogłaskała go po ramieniu i westchnęła.
– Mam nadzieję, że będzie mu tu dobrze – dorzucił David.
– Zrobimy wszystko, żeby był szczęśliwy – powiedziała z pełnym przekonaniem. – Zresztą tak naprawdę chodzi mu o ciebie. To z tobą chce być…
Honor spotkała się z Ignatiusem tylko raz, w czasie swego ślubu na Jamajce. To jej jednak wystarczyło, żeby nawiązała bliski kontakt z zakonnikiem. Połączył ich podziw dla natury.
Nagle na ustach Davida pojawił się łobuzerski uśmieszek.
– O Boże! Bez przerwy o nim gadam. Jakim cudem znosisz to tak spokojnie?
Nieraz dziwił się swojemu szczęściu. Wydawało mu się, że nie zasługuje na taką żonę jak Honor. Jednak kiedy podzielił się swoimi wątpliwościami z bratem, Jon pokręcił głową.
– Tyle wycierpiałeś, że masz prawo do odrobiny szczęścia – powiedział wtedy.
Gdybyż to była odrobina, a nie całe morze. Nie dość, że zaprzyjaźnił się z Ignatiusem i zdobył Honor, to jeszcze odzyskał przychylność rodziny. Oczy Davida pociemniały na moment. To prawda, że nie całej… Jego córka, Olivia, nie chciała nawet przyjąć do wiadomości, że wrócił. Całkowicie go ignorowała.
Musiał przyznać, że Livvy miała ku temu powody. Nigdy nie był dobrym ojcem, a teraz zrobiło się już zbyt późno na odrabianie zaległości. Przecież Olivia musiała sama dawać sobie radę w życiu. To ona zajęła się wychowaniem młodszego brata. To ona starała się pospłacać długi ojca. Tak, córka miała wszelkie powody, żeby go nienawidzić.
Jednak ta świadomość wcale nie zmniejszała bólu, który odczuwał. Po tylu doświadczeniach i metamorfozie, którą przeszedł, łatwiej rozumiał ludzi i wiedział, że córka cierpi. Dlatego tak bardzo chciał z nią porozmawiać, ale Livvy uciekła przed nim za ocean.
– Daj jej trochę czasu – doradzał mu Jon. – Niech dojdzie do siebie.
Na szczęście brat wraz ze swą żoną, Jenny, zajęli się synem Davida. Dzięki temu chłopak nie był tak zgorzkniały jak jego siostra. Nie pamiętał też zła, które wyrządził mu David i jego była żona, Tania. Co prawda Jack obserwował go z pewną nieufnością, ale David nie wyczuwał w nim tej furii co w Livvy.
Postawa córki go nie dziwiła. Powrót marnotrawnego ojca był dla niej olbrzymim szokiem. W dodatku nie miała żadnych powodów, żeby go kochać czy szanować. Jednak David irracjonalnie się łudził, że jakimś cudem zdoła się do niej zbliżyć. Lecz okazało się, że w dosłownym sensie było to zupełnie niemożliwe. Córka uciekła od niego najdalej, jak tylko mogła. Sygnał wydawał się zupełnie jasny – nie chce go więcej widzieć.
Gdy patrzył na Maksa, swego bratanka, i widział jego przywiązanie do rodziców, często przypominał sobie, że został on starannie i mądrze wychowany. O Livvy nie sposób było tak powiedzieć, a jednak osiągnęła sukces. Gdyby jeszcze była szczęśliwsza w życiu prywatnym i… lepiej nastawiona do ojca!
Honor dostrzegła jego smutną minę i bezbłędnie odgadła, że myśli o Olivii. Sama nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego. Zawsze miała doskonałe stosunki ze swoimi córkami, chociaż musiała je sama wychowywać. Jako zielarka potrafiła wsłuchiwać się w ludzkie potrzeby. Zawsze uważała, że musi leczyć nie tylko ciała, ale i dusze. Z opowieści, które usłyszała, wywnioskowała, że Olivii bardzo brakuje ojca.
Crightonowie, mimo oczywistych wad, byli wobec siebie lojalni i starali się sobie pomagać, jednak w tym przypadku byli bezradni. Olivia, o czym Honor była przekonana, z jednej strony była straszliwie samotna, natomiast z drugiej bardzo potrzebowała ciepła. Kogoś, kto by ją bezwarunkowo kochał.
– A pamiętacie, jaka była szczęśliwa, kiedy wyszła za Caspara? – powiedziała Jenny przy jakimś spotkaniu rodzinnym. – I jeszcze potem, kiedy urodziły się dziewczynki…
Wniosek był taki, że Livvy nie jest już szczęśliwa. Nikt jednak nie powiedział tego głośno.
– Ostatnio za dużo pracuje – dodał ktoś i natychmiast poparło go parę innych osób. Ze wszystkich wypowiedzi przebijała troska o dalsze losy córki Davida.
Tullah, żona Saula, zmarszczyła czoło.
– Czasami odnoszę wrażenie, że Livvy po prostu boi się zrelaksować. Że tak naprawdę nie chce zapomnieć o pracy.
Honor zrozumiała, że Olivia dużo wycierpiała jako dziecko i teraz ma poważne emocjonalne problemy. Powinna się z nimi uporać, by móc zacząć myśleć o przyszłości, jednak sama nie potrafiła tego zrobić.
Zrozumiała jeszcze coś. Otóż córka Davida miała wyraźnie zaniżoną samoocenę przy jednoczesnych wysokich standardach zawodowych i etycznych. Dlatego nieustannie musiała potwierdzać własną wartość.
Honor nie zamierzała jednak zadręczać Davida tymi rozważaniami. Przecież i tak bez przerwy myślał o Livvy.
Pociągnęła go do wyjścia.
– Chodźmy do łóżka – szepnęła zmysłowo.
– Co takiego? – zdziwił się David. – Przecież dopiero druga!
– No właśnie, czas na sjestę – zaszemrała uwodzicielsko Honor.
Trzymając się za ręce, przeszli w stronę domu, który znajdował się tuż obok budynków gospodarczych.
Honor również czekała niecierpliwie na przyjazd przyjaciela i mentora swojego męża. Przechodząc koło poletka z lawendą, przeciągnęła dłonią po roślinach, a następnie wciągnęła do płuc miły zapach. Ciekawe, czy Ignatiusowi spodoba się jej plantacja ziół, z których robiła najrozmaitsze mieszanki.
Lawenda… Olivia przypominała jej właśnie tę roślinę. Na zewnątrz wydawała się mocna i mało wrażliwa, ale mógł ją uszkodzić najlżejszy dotyk czy zmiana pogody.