Srebrna maska - ebook
Srebrna maska - ebook
Zwroty akcji, niespodzianki i niezwykłości. Nie mogę się doczekać, kiedy przeczytam więcej książek z tej serii.
Rick Riordan, autor cyklu Percy Jackson i bogowie olimpijscy
Sekrety ranią ich strażnika bardziej, niż myślisz…
Callum jeszcze nie był w tak poważnych tarapatach. Sekret dotyczący jego prawdziwej natury wyszedł na jaw i wszyscy zwrócili się przeciwko niemu. Wzbudza strach w sercach osób, które podejrzewają go o wszystko, co najgorsze. Jest więziony i przesłuchiwany, bo każdy chce wiedzieć, co zamierza Constantine. Call nie zna jego planów, mimo że jest z nim połączony.
Kiedy w zaskakujących okolicznościach Call odzyskuje wolność, musi wybrać, czy pozostać wiernym przyjaciołom i nauczycielom z Magisterium, którzy się go wyrzekli, czy zaryzykować życie tych, których kocha, by wypełnić plan Constantine’a. Potężna magia może na zawsze zmienić świat magów. Call musi zdecydować, jak tę moc wykorzystać.
Czwarty rok w Magisterium przyniesie niezwykłe wyzwania. Jesteście na nie gotowi?
Cassandra Clare
Autorka powieści tworzących cykl Kroniki Nocnych Łowców, które regularnie trafiają na listy bestsellerów „New York Timesa”, „USA Today”, „Wall Street Journal” i „Publishers Weekly”. Na ich podstawie nakręcono film oraz serial. Razem z Holly Black napisała poczytną serię fantasy Magisterium. Jej książki przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, a czytelnicy na całym świecie kupili ponad pięćdziesiąt milionów egzemplarzy. Cassandra mieszka w zachodnim Massachusetts z mężem i trzema przerażającymi kotami.
Więcej informacji na CassandraClare.com
Dowiedz się więcej o świecie Nocnych Łowców na Shadowhunters.com
Holly Black
Autorka niezwykle popularnych powieści fantasy dla nastolatków i dzieci, w tym serii Elfy ziemi i powietrza oraz Okrutny książę, a także świetnie przyjętego przez czytelników cyklu Kroniki Spiderwick (bestseller „New York Timesa”). Jest laureatką Mythopoeic Award i Andre Norton Award, była także nominowana do Eisner Award. Holly i jej mąż Theo mieszkają w Massachusetts, w domu z tajną biblioteką.
Więcej informacji na BlackHolly.com
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-993-1 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Więzienie wyglądało inaczej, niż Call się spodziewał.
Dorastając, oglądał mnóstwo seriali kryminalnych w telewizji, więc sądził, że będzie dzielił celę z gburowatym współwięźniem, który nauczy go reguł więziennego życia i pokaże mu, jak się pakuje na siłowni. Wiedział, że jedzenie będzie paskudne i nie należy nikogo zaczepiać, jeśli się nie chce dostać pod żebro nożem sprytnie zrobionym ze szczoteczki do zębów.
Okazało się, że jedyną rzeczą, jaką magiczne więzienie miało wspólną z więzieniami z telewizyjnych seriali, był główny bohater wrobiony w przestępstwo, którego nie popełnił.
Rano budziły go światła, które rozbłyskiwały oślepiająco w całym Panoptikonie. Mrugając oczami i ziewając, obserwował innych więźniów (było ich około pięćdziesięciu), których wypuszczano z cel. Podczas gdy oni udawali się na śniadanie, Callowi tacę z posiłkiem przynosili pod drzwi dwaj strażnicy, z których jeden zawsze się krzywił, a drugi sprawiał wrażenie przestraszonego.
Call, który przez ostatnie pół roku zdążył się solidnie znudzić, robił groźną minę, żeby jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi zastraszonego strażnika.
Żaden z nich nie widział w nim piętnastoletniego chłopca. Dla wszystkich był Wrogiem Śmierci.
Odkąd został tutaj zamknięty, nikt go nie odwiedził. Ani ojciec, ani przyjaciele. Call powtarzał sobie, że pewnie im na to nie pozwolono, ale wcale go to nie pocieszało. Zapewne wpakowali się w nie lada tarapaty. Pewnie żałowali, że w ogóle usłyszeli o Callumie Huncie.
Dojadł papkę, którą dostał na tacy, a potem umył zęby, żeby pozbyć się paskudnego smaku. Strażnicy wrócili – nadszedł czas na przesłuchanie.
Każdego dnia prowadzili go do pozbawionego okien pokoju o białych ścianach, gdzie troje członków Zgromadzenia wypytywało go o jego życie. To było jedyne urozmaicenie w monotonii dnia.
„Jakie było twoje pierwsze wspomnienie?”
„Kiedy uświadomiłeś sobie, że jesteś zły?”
„Twierdzisz, że nie pamiętasz niczego z czasów, gdy byłeś Constantine’em Maddenem, ale może bardziej się postarasz?”
„Ile razy spotkałeś się z mistrzem Josephem? Co ci mówił? Gdzie jest jego twierdza? Jakie mistrz ma plany?”
Niezależnie od tego, co odpowiadał, bez końca maglowali go o szczegóły, aż mieszało mu się w głowie. Często oskarżali go o kłamstwo.
Czasami, kiedy czuł się zmęczony i znudzony, miał ochotę skłamać, ponieważ dobrze wiedział, co chcą usłyszeć, a spełnienie ich oczekiwań wydawało się łatwiejsze niż odpowiadanie zgodnie z prawdą. Ale tego nie robił, ponieważ wrócił do swojej listy cech Złego Władcy i ponownie zaczął sobie przyznawać punkty za wszelkie niecne zachowania, a kłamstwo zdecydowanie kwalifikowało się do tej kategorii.
Nietrudno było gromadzić punkty Złego Władcy w więzieniu.
Przesłuchujący dużo opowiadali o obezwładniającym uroku osobistym Wroga Śmierci i dbali o to, aby Call nie rozmawiał z innymi więźniami, na wypadek gdyby miał ich sprowadzić na złą drogę.
Chłopak mógłby to uznać za komplement, gdyby nie dawali mu jasno odczuć, że według nich rozmyślnie ukrywa przed nimi tę stronę swojej osobowości. Podczas gdy Constantine Madden dysponował zabójczą charyzmą, Call według nich zachowywał się jak jego całkowite przeciwieństwo. Nie lubili się z nim spotykać, a on odwzajemniał ich odczucia.
Ale tego dnia na Calla czekała niespodzianka. Kiedy wszedł do pokoju przesłuchań, nie zastał swoich stałych rozmówców. Zamiast nich po drugiej stronie białego biurka siedział jego były nauczyciel, mistrz Rufus, ubrany na czarno, z łysą brązową głową lśniącą w zbyt jaskrawym świetle.
Call od tak dawna nie widział się z nikim znajomym. Miał ochotę rzucić się mistrzowi Rufusowi na szyję, chociaż ten patrzył na niego spode łba, a zresztą nigdy nie lubił się spoufalać.
Usiadł na krześle naprzeciwko nauczyciela. Nie mógł mu nawet pomachać ani uścisnąć dłoni, ponieważ nadgarstki spętano mu z przodu lśniącym łańcuchem z niesamowicie twardego metalu.
Odchrząknął.
– Jak się czuje Tamara? – spytał. – Wszystko u niej w porządku?
Mistrz Rufus długo mu się przypatrywał.
– Nie jestem pewien, czy powinienem o tym z tobą rozmawiać – odrzekł w końcu. – Nie wiem, kim jesteś, Callu.
Call poczuł ból w piersi.
– Tamara jest moją najlepszą przyjaciółką. Chcę się dowiedzieć, co u niej słychać. A także u Morda. A nawet u Jaspera.
Poczuł się dziwnie, gdy nie wymienił Aarona. Chociaż wiedział, że chłopak nie żyje, i wielokrotnie odtwarzał w myślach okoliczności jego śmierci, wciąż bardzo za nim tęsknił, a dzięki temu przyjaciel wciąż mu towarzyszył.
Mistrz Rufus złączył palce pod brodą.
– Chciałbym ci wierzyć – odrzekł. – Ale długo mnie okłamywałeś.
– Nie miałem wyboru! – zaprotestował Call.
– Miałeś. Mogłeś mi w dowolnej chwili powiedzieć, że Constantine Madden żyje w twoim wnętrzu. Od jak dawna wiedziałeś? Podstępem nakłoniłeś mnie, żebym wybrał cię na swojego ucznia?
– Podczas Próby Żelaza? – Call nie mógł w to uwierzyć. – Wtedy jeszcze o niczym nie wiedziałem! Próbowałem oblać egzamin… w ogóle nie chciałem iść do Magisterium.
Mistrz Rufus wciąż patrzył na niego sceptycznie.
– Moją uwagę zwróciło właśnie to, że usiłowałeś oblać. Constantine by to przewidział. Wiedziałby, jak mnie zmanipulować.
– Nie jestem nim – odrzekł Call. – Może mam jego duszę, ale nim nie jestem.
– Miejmy nadzieję, przez wzgląd na ciebie.
Call nagle poczuł się wyczerpany.
– Dlaczego pan tu przyszedł? – spytał nauczyciela. – Ponieważ mnie pan nienawidzi?
To najwyraźniej zbiło mistrza Rufusa z tropu.
– Nie nienawidzę cię – odpowiedział, bardziej ze smutkiem niż ze złością. – Polubiłem Calluma Hunta… i to bardzo. Ale kiedyś lubiłem także Constantine’a Maddena, a on prawie nas zniszczył. Może właśnie po to przyszedłem: żeby sprawdzić, czy mogę zaufać własnemu osądowi… czy też ponownie popełniłem ten sam błąd.
Wyglądał na równie zmęczonego jak Call.
– Skończyli cię przesłuchiwać – dodał. – Teraz muszą postanowić, co z tobą zrobić. Zamierzałem wygłosić mowę podczas rozprawy i powiedzieć to, co ty przed chwilą… że chociaż masz duszę Constantine’a, to nim nie jesteś. Ale najpierw musiałem sam się o tym przekonać.
– No i co?
– On był znacznie bardziej czarujący od ciebie.
– Wszyscy tak mówią – mruknął Call.
Mistrz Rufus się zawahał.
– Chcesz się wydostać z więzienia? – spytał.
Po raz pierwszy ktoś zapytał o to Calla.
– Nie wiem – odrzekł po namyśle. – Pozwoliłem… żeby zabili Aarona. Może zasługuję na to, żeby tu siedzieć. Może powinienem zostać.
Po tym wyznaniu zapadła długa cisza. Mistrz Rufus wstał.
– Constantine kochał swojego brata – rzekł. – Ale nigdy nie powiedziałby, że zasługuje na karę w związku z jego śmiercią. Zawsze dostrzegał winę w innych.
Call nic nie odpowiedział.
– Tajemnice najbardziej ranią osoby, które je zachowują. Zawsze wiedziałem, że coś ukrywasz, Callu, ale miałem nadzieję, że mi to wyjawisz. Gdyby tak się stało, może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Call zamknął oczy; obawiał się, że mistrz Rufus ma rację. Miał swoje sekrety i zmuszał Tamarę, Aarona i Jaspera, aby ich dotrzymywali. Gdyby tylko porozmawiał o tym z mistrzem Rufusem. Gdyby porozmawiał z kimkolwiek, może teraz byłby w innej sytuacji.
– Wiem, że wciąż masz jakieś tajemnice – ciągnął mistrz Rufus, a zaskoczony Call podniósł wzrok.
– Więc pan też uważa, że kłamię? – spytał ostro.
– Nie – odrzekł mistrz Rufus. – Ale to może być twoja ostatnia szansa na zrzucenie tego brzemienia. A dla mnie ostatnia szansa, żeby ci pomóc.
Call pomyślał o Anastasii Tarquin i o tym, że ujawniła się jako matka Constantine’a. Wtedy nie wiedział, co o tym myśleć. Wciąż był oszołomiony po śmierci Aarona i czuł, że zdradzili go wszyscy, w których wierzył.
Ale po co miałby mówić o tym mistrzowi Rufusowi? W niczym by mu to nie pomogło. Skrzywdziłby tylko kolejną osobę, która mu zaufała.
– Chciałbym opowiedzieć ci pewną historię – odezwał się mistrz Rufus. – Kiedyś był sobie pewien mag, który bardzo lubił nauczać i dzielić się swoją miłością do magii. Wierzył w swoich uczniów oraz w siebie. Kiedy ogromna tragedia zachwiała tą wiarą, zrozumiał, że jest sam… że poświęcił wszystko Magisterium, a poza tym jego życie jest puste.
Call zamrugał. Był pewien, że to opowieść o samym Rufusie, i musiał przyznać, że nigdy nie myślał o tym, że mistrz ma jakieś życie poza Magisterium. Nie zastanawiał się nad tym, czy ma przyjaciół, rodzinę albo kogokolwiek innego, kogo mógłby odwiedzać w święta i do kogo mógłby dzwonić za pomocą telefonu tornado.
– Może pan po prostu powiedzieć, że to opowieść o panu – rzekł Call. – Nie stanie się przez to mniej poruszająca.
Mistrz Rufus wbił w niego wzrok.
– No dobrze. Po Trzeciej Wojnie Magów poczułem, że życie, które wybrałem, jest bardzo samotne. Los chciał, że wkrótce potem się zakochałem… stało się to w pewnej bibliotece, gdzie badałem dawne dokumenty. – Uśmiechnął się delikatnie. – Ale on nie był magiem. Nie miał pojęcia o sekretnym świecie czarów, a ja nie mogłem mu o nim opowiedzieć. Złamałbym wszystkie zasady, gdybym mu powiedział, jak działa nasz świat, a on uznałby mnie za szaleńca. Dlatego powiedziałem, że pracuję za granicą i przyjechałem do ojczyzny na wakacje. Często rozmawialiśmy, lecz tak naprawdę go okłamywałem. Nie chciałem tego, ale tak to wyglądało.
– Czy to przypadkiem nie jest opowieść o tym, że lepiej jest mieć tajemnice? – spytał Call.
Brwi mistrza Rufusa osobliwie się opuściły, nadając jego twarzy surowy wygląd.
– Ta opowieść ma cię przekonać, że wiem, czym są sekrety. Rozumiem, w jaki sposób chronią ludzi i jak mogą ranić tych, którzy je zachowują. Callu, jeśli masz mi coś do powiedzenia, nie wahaj się, a ja zrobię wszystko, żeby ci to pomogło.
– Nie mam żadnych tajemnic – odparł Call. – Już nie.
Mistrz Rufus pokiwał głową i westchnął.
– U Tamary wszystko w porządku – powiedział. – Bez ciebie i Aarona czuje się samotna podczas lekcji, ale jakoś sobie radzi. Mord oczywiście za tobą tęskni. Jeśli chodzi o Jaspera, to trudno powiedzieć. Ostatnio zrobił coś dziwnego z włosami, ale możliwe, że to nie miało nic wspólnego z tobą.
– W porządku – odrzekł Call, lekko oszołomiony. – Dziękuję.
– Jeśli chodzi o Aarona, to został pochowany ze wszystkimi honorami przysługującymi makarowi. Na jego pogrzebie pojawili się wszyscy członkowie Zgromadzenia i całe Magisterium.
Call pokiwał głową i wbił wzrok w podłogę. „Pogrzeb Aarona”. Kiedy usłyszał z ust mistrza Rufusa te słowa i towarzyszący im ból, dotarło do niego, że to się dzieje naprawdę. To już zawsze będzie przełomowym wydarzeniem w jego życiu. Gdyby nie on, jego najlepszy przyjaciel wciąż by żył.
Mistrz Rufus ruszył w stronę drzwi, ale po drodze na chwilę przystanął i położył dłoń na głowie Calla. Chłopiec z zaskoczeniem poczuł, że zaciska mu się krtań.
Kiedy odprowadzono go do celi, czekała na niego druga niespodzianka tego dnia. Przed wejściem stał jego ojciec, Alastair.
Alastair mu pomachał, a Call poruszył palcami zakutej w kajdany dłoni. Musiał szybko zamrugać, żeby obezwładniająco złowrogi urok Wroga Śmierci nie ustąpił miejsca łzom.
Strażnicy wprowadzili chłopca do celi i rozkuli. Byli to starsi magowie, ubrani w ciemnobrązowe uniformy Panoptikonu. Zdjęli mu kajdany z rąk, a następnie zatrzasnęli na nodze metalową obręcz połączoną z hakiem w ścianie. Łańcuch był wystarczająco długi, aby Call mógł spacerować po celi, ale nie na tyle, żeby chłopak zdołał dosięgnąć krat albo drzwi.
Strażnicy wyszli, zamknęli drzwi na klucz i zniknęli w cieniu, ale Call wiedział, że wciąż tam są. Na tym polegała idea Panoptikonu: ktoś stale cię obserwował.
– Dobrze się czujesz? – spytał Alastair szorstko, kiedy tylko strażnicy się oddalili. – Nie zrobili ci krzywdy?
Sprawiał wrażenie, jakby miał zamiar chwycić Calla i własnoręcznie sprawdzić, czy syn nie ma obrażeń, tak jak robił dawniej, gdy chłopiec spadł z huśtawki albo zderzył się z drzewem podczas jazdy na deskorolce.
Call zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie próbowali zrobić mi krzywdy.
Alastair pokiwał głową. Jego zmrużone oczy skryte za okularami sprawiały wrażenie zmęczonych.
– Przyszedłbym wcześniej, ale nie dopuszczali do ciebie gości – wyjaśnił, siadając na niezbyt wygodnym metalowym krześle, które strażnicy postawili po drugiej stronie krat.
Call poczuł ogromną ulgę. Z jakiegoś powodu był przekonany, że ojciec ucieszył się z jego zatrzymania. A może nie tyle ucieszył, ile czuł się lepiej bez niego.
Na szczęście to nie była prawda.
– Próbowałem wszystkiego – wyznał Alastair.
Call nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie był w stanie wyrazić tego, jak bardzo jest mu przykro. Nie rozumiał także, dlaczego nagle zezwolono mu na przyjmowanie gości… chyba że przestał być potrzebny Zgromadzeniu.
Może to były jego ostatnie odwiedziny w życiu.
– Widziałem się dzisiaj z mistrzem Rufusem – powiedział tacie. – Powiedział, że już skończyli mnie przesłuchiwać. Czy to znaczy, że mnie zabiją?
Alastair sprawiał wrażenie wstrząśniętego.
– Ależ Callu, nie mogą. Przecież nie zrobiłeś niczego złego.
– Sądzą, że zamordowałem Aarona! – odrzekł Call. – Siedzę w więzieniu! Oczywiście, że według nich zrobiłem coś złego.
„No i mają rację”, dodał w myślach. Nawet jeśli to Alex Strike zabił Aarona, do jego śmierci przyczyniło się to, że postanowił dotrzymać tajemnicy Calla.
Alastair pokręcił głową, lekceważąc słowa syna.
– Boją się… boją cię Constantine’a i ciebie… więc szukają pretekstu, żeby cię tutaj zatrzymać. Tak naprawdę nie wierzą, że odpowiadasz za śmierć Aarona. – Alastair westchnął. – A jeśli to cię pocieszy, weź pod uwagę, że skoro nie rozumieją, w jaki sposób Constantine przeniósł swoją duszę do twojego ciała, z pewnością nie będą chcieli ryzykować, że ty przeniesiesz ją do ciała kogoś innego.
Tata Calla nienawidził magicznego świata i z natury nie był optymistą, ale w tej sytuacji jego ponure nastawienie poprawiło Callowi humor. Rzeczywiście miał rację. Callowi nigdy nie przyszło do głowy, że mógłby przenieść swoją duszę albo że magowie mogą się tym martwić.
– Więc będą mnie tutaj trzymali – rzekł. – Wyrzucą klucz i o mnie zapomną.
Alastair zamilkł na dłuższą chwilę, co pocieszało już znacznie mniej.
– Kiedy się dowiedziałeś? – wykrztusił Call, bojąc się, że ta cisza nigdy się nie skończy.
– O czym? – spytał Alastair.
– Że nie jestem twoim prawdziwym synem.
Alastair zmarszczył czoło.
– Jesteś moim synem, Callumie.
– Wiesz, co mam na myśli – westchnął Call, chociaż nie mógł zaprzeczyć, że sprzeciw Alastaira go ucieszył. – Kiedy sobie uświadomiłeś, że noszę w swoim ciele jego duszę?
– Dosyć wcześnie – przyznał Alastair, czym nieco zaskoczył Calla. – Odgadłem to. Wiedziałem, czego uczył się Constantine. Wydawało się możliwe, że zdołał przenieść swoją duszę do twojego ciała.
Callum przypomniał sobie obciążającą wiadomość, którą jego matka zostawiła Alastairowi. Nigdy nie usłyszał o niej od ojca, ale opowiedział mu o tym mistrz Joseph, instruktor i najbardziej oddany sługa Wroga Śmierci:
_ZABIJCIE DZIECKO_.
Wciąż przechodziły go dreszcze na myśl, że jego matka napisała to polecenie ostatkiem sił, a ojciec odczytał je, tuląc w ramionach płaczące niemowlę – Calla.
Gdyby Alastair odgadł, co to oznacza, wystarczyłoby, żeby po prostu wyszedł z jaskini. Mróz dokonałby reszty.
– Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie ocaliłeś? – spytał Callum. Nie chciał, aby jego słowa zabrzmiały tak gniewnie, ale był wściekły, chociaż wiedział, że alternatywą była jego śmierć.
– Jesteś moim synem – powtórzył Alastair bezradnie. – Niezależnie od twojej natury jesteś moim dzieckiem. Dusze są plastyczne. Nie są wykute w kamieniu. Uznałem, że jeśli właściwie cię wychowam… jeśli dobrze tobą pokieruję… jeśli będę cię wystarczająco kochał, wszystko będzie dobrze.
– No i proszę, co z tego wyszło – odrzekł Call.
Zanim jego tata zdążył odpowiedzieć, przed celą pojawił się strażnik i oznajmił, że czas odwiedzin minął.
Alastair wstał i odezwał się cichym głosem:
– Nie wiem, czy postępowałem właściwie, Callu. Ale według mnie wyrosłeś na dobrego człowieka.
Po tych słowach odszedł w eskorcie innego strażnika.
Tej nocy Call spał lepiej niż kiedykolwiek wcześniej w Panoptikonie. Łóżko było wąskie, materac płaski, a w celi panował chłód. Kiedy zamykał oczy, zawsze nawiedzał go ten sam sen: magiczna błyskawica trafiała Aarona. Jego ciało przelatywało w powietrzu i spadało na ziemię. Tamara pochylała się nad nim ze szlochem. A jakiś głos powtarzał: „To twoja wina; to twoja wina”.
Ale tej nocy nic mu się nie śniło, a kiedy się obudził, przed jego celą stał strażnik ze śniadaniem na tacy.
– Masz kolejnego gościa – odezwał się, zerkając spod oka. Call był pewien, że wszyscy strażnicy wciąż czekali, aż obezwładni ich swoją zabójczą charyzmą.
Usiadł na posłaniu i zapytał:
– Kogo?
Strażnik wzruszył ramionami.
– To jakiś dzieciak z twojej szkoły.
Serce Calla mocniej zabiło. Tamara. To na pewno ona. Kto inny mógłby go odwiedzić?
Prawie nie zwrócił uwagi na to, że strażnik wsunął tacę przez wąski otwór u dołu drzwi. Był zbyt zajęty prostowaniem się i przeczesywaniem splątanych włosów palcami. Próbował się uspokoić i wymyślić, co powinien powiedzieć Tamarze, kiedy się przed nim pojawi.
„Cześć, jak się masz? Przepraszam, że pozwoliłem, żeby nasz najlepszy przyjaciel zginął…”
Drzwi się otworzyły i jego gość wszedł do pomieszczenia w towarzystwie dwóch strażników. Rzeczywiście był to ktoś ze szkoły.
Ale nie Tamara.
– Jasper? – wykrztusił Call z niedowierzaniem.
– Wiem. – Jasper podniósł dłonie, jakby chciał dać do zrozumienia, że Call nie musi mu dziękować. – Widzę, że oszołomiła cię moja życzliwość.
– Eee – bąknął Call. Rufus miał rację co do Jaspera – jego włosy wyglądały, jakby nie czesał ich od lat. Sterczały na wszystkie strony. Call przez chwilę patrzył na nie ze zdumieniem. Czy Jasper naprawdę sam je tak ułożył? Celowo? – Podejrzewam, że przyszedłeś, żeby mi powiedzieć, że wszyscy w szkole mnie nienawidzą.
– Wcale nie zaprzątają sobie tobą głowy – odparł Jasper, w oczywisty sposób mijając się z prawdą. – Nie zrobiłeś na ludziach aż tak dużego wrażenia. Wszyscy są raczej przybici z powodu Aarona. Ciebie uważali za jego pomocnika. Postać drugoplanową.
„Uważają cię za mordercę”. To miał na myśli Jasper, choć tego nie powiedział.
Po takich słowach Call nie mógł się zdobyć na to, żeby zapytać o Tamarę.
– Mieliście duże kłopoty? – spytał zamiast tego. – Z mojego powodu.
Jasper potarł dłońmi o modne dżinsy.
– Przede wszystkim pytali, czy rzuciłeś na nas jakiś mroczny czar, zmieniając nas w swoich niewolników. Odpowiedziałem, że nie jesteś wystarczająco dobrym magiem, aby zrobić coś takiego.
– Dzięki, Jasperze – odrzekł Call, choć nie był pewien, co powinien o tym myśleć.
– Więc jak ci się siedzi w starym, dobrym Panoptikonie? – spytał Jasper, rozglądając się. – Wygląda bardzo… eee… sterylnie. Poznałeś jakichś prawdziwych przestępców? Zrobiłeś sobie tatuaż?
– Serio? – żachnął się Call. – Przyszedłeś, żeby mnie spytać o tatuaż?
– Nie. – Jasper wreszcie przestał udawać. – Tak naprawdę przyszedłem, ponieważ… Celia ze mną zerwała.
– Co takiego? – Call nie wierzył własnym uszom. – Niemożliwe.
– Prawda? – westchnął Jasper. – Ja też w to nie wierzę! – Opadł na niewygodne krzesło przeznaczone dla odwiedzających. – Byliśmy idealną parą!
Call żałował, że nie może dosięgnąć Jaspera i go udusić.
– Nie, chodziło mi o to, że przeszedłeś przez sześć punktów kontrolnych i poddałeś się potencjalnie upokarzającej rewizji osobistej tylko po to, żeby narzekać na swoje życie miłosne!
– Tylko z tobą mogę o tym porozmawiać – odparł Jasper.
– Ponieważ jestem przykuty do podłogi i nie mogę uciec?
– Właśnie. – Jasper sprawiał wrażenie zadowolonego. – Wszyscy inni wieją na mój widok. Ale oni niczego nie rozumieją. Muszę odzyskać Celię.
– Jasperze, powiedz mi coś, ale całkiem szczerze.
Jasper pokiwał głową.
– Czy to nowa taktyka Zgromadzenia, żeby takimi torturami zmusić mnie do przekazania im informacji?
Kiedy wypowiedział te słowa, z parteru uniosła się smużka dymu, a zaraz po niej pojawiły się płomienie. W oddali odezwał się alarm.
Panoptikon płonął.ROZDZIAŁ 2
Dwaj strażnicy, którzy przyprowadzili Jaspera do celi Calla, zaczęli ze sobą rozmawiać przyciszonymi głosami. Z drugiej strony więzienia dobiegły okrzyki i gwałtownie się urwały.
– Lepiej już pójdę. – Jasper wstał, rozglądając się nerwowo.
– Nie! – warknął jeden ze strażników. – Mamy sytuację alarmową. Żaden z odwiedzających nie może się przemieszczać po więzieniu samodzielnie. Dla własnego bezpieczeństwa pójdziesz z nami, kiedy będziemy odprowadzali więźnia do pojazdu ewakuacyjnego.
– Mam przebywać w towarzystwie Wroga Śmierci, gdy ten będzie się znajdował poza celą? – spytał Jasper, zupełnie jakby miał się czego bać. – Niby to ma być bezpieczne?
Call przewrócił oczami.
Jeden ze strażników wyłączył część magicznej ściany, wszedł do celi i założył Callowi nowe kajdanki.
– Chodź – polecił. – Będziesz szedł pomiędzy nami, a uczeń pójdzie przodem.
Call zaparł się nogami.
– Coś jest nie tak.
– Budynek płonie – zauważył Jasper, oglądając się za siebie. – Oczywiście, że coś jest nie tak.
– Całymi tygodniami wysłuchiwałem z ust magów, jak bezpieczne jest to miejsce – ciągnął Call. – Podobno nie można się tutaj włamać ani go zniszczyć. Nie powinien wybuchnąć w nim pożar.
Strażnicy sprawiali wrażenie coraz bardziej nerwowych.
– Bądź cicho i chodź z nami – rzucił jeden i wyciągnął Calla z celi za rękę.
– „Ogień chce płonąć” – odezwał się Jasper, intensywnie wpatrując się w Calla. Cytował Pięciowiersz opisujący magię żywiołów. Strażnicy zerknęli na niego. Pewnie pamiętali ten tekst ze szkoły.
Powietrze na zewnątrz celi stawało się coraz gorętsze. Ludzie z krzykiem biegali korytarzami. Wszystkie inne cele już zostały opróżnione, a więźniowie maszerowali w stronę wyjść.
– Wiem – odrzekł Call. – Ale to miejsce nie powinno płonąć.
– Ostrzegali nas przed twoimi złotymi ustami – powiedział strażnik, popychając Calla. – Zamknij się i idź.
Z dachu zaczęły spadać kawałki stopionej skały i metalu. Call postanowił przestać się martwić o wyjaśnienie przyczyn tego zdarzenia i skupić się na przetrwaniu. On, Jasper i dwaj strażnicy pośpiesznie ruszyli korytarzem, w którym panował coraz większy żar. Call potykał się, a jego niesprawną nogę przeszywał ból. Od miesięcy tak dużo nie chodził.
Rozległ się jakiś trzask. Kawałek podłogi przed nimi zmienił się w fontannę ognistego popiołu i kawałków rozpalonego kamienia. Call już wiedział, że to nie jest zwykły pożar.
Miał tylko nadzieję, że dożyje chwili, gdy będzie mógł powiedzieć: „A nie mówiłem?”
Strażnicy go puścili. Przez chwilę chłopak sądził, że poprowadzą go inną drogą przez więzienie, ale oni pomknęli przed siebie, niemal przewracając Jaspera. W ostatniej chwili przeskoczyli nad zarywającą się podłogą i bezpiecznie wylądowali po drugiej stronie. Wstali i otrzepali się z pyłu.
– Ejże! – wrzasnął Jasper z niedowierzaniem. – Nie możecie po prostu nas tu zostawić!
Jeden ze strażników sprawiał wrażenie zawstydzonego. Drugi tylko popatrzył na nich surowo.
– Moi rodzice zginęli podczas Zimnej Masakry – odrzekł. – Jeśli o mnie chodzi, możesz spłonąć, Constantinie Maddenie.
Call się wzdrygnął.
– A co ze mną? – zawołał Jasper. – Ja nie jestem Wrogiem Śmierci!
Ale strażnicy już zniknęli. Jasper okręcił się na pięcie, pokasłując. Popatrzył na Calla oskarżycielsko.
_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_