Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stany Osobne Ameryki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,90

Stany Osobne Ameryki - ebook

Fascynujące reportaże mieszkającej od lat w Nowym Jorku Anety Radziejowskiej. Relacja z USA z czasu ostatniego kryzysu, ale i opis zjawisk, które do niego doprowadziły.

Każdy z rozdziałów tej angażującej książki opowiedziany jest z punktu widzenia konkretnych Amerykanów – tych znanych i anonimowych. Autorka unika oceniania i wyciągania prostych wniosków.

Co powiedział telewizyjnemu kaznodziei Bóg o COVID-19? Dlaczego działacze społeczni oprotestowali szpitale polowe w Central Parku? Co łączy anioły Ameryki, helpdesk Facebooka i aparaty słuchowe? Który z ważnych polityków w dniu ogłoszenia pandemii rapował jako niedźwiedź? Czy karty do głosowania mogą być w ciąży? Który z wiceprezydentów wyprzedził pomysł YouTube? Czy masz na imię Karen? Jak często Melania Trump mówi „fucking Christmas”? Jakie to uczucie zmienić się z białego w czarnoskórego? Czy Czarne Pantery inspirują do sprzątania ulic? Dlaczego Al Gore zamarł po spotkaniu z Autorką tej książki? Skąd się wziął „teddy bear”? Make America White Again?

 

Kategoria: Reportaże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-835-5
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SPIS TREŚCI

Roz­dział 1

Szpi­tal pod na­mio­ta­mi

Roz­dział 2

Lek­kie cia­ła, ci­ężka rze­czy­wi­sto­ść

Roz­dział 3

Ma­lut­ka srebr­na piz­za

Roz­dział 4

Ame­ry­ka od za­wsze jest wspa­nia­ła

Roz­dział 5

Wy­co­fa­ny wal­czący

Roz­dział 6

Re­pu­bli­ka­nie mó­wią: Ne­ver Trump

Roz­dział 7

Pi­ęk­na i Po­ma­ra­ńczo­wa Be­stia

Roz­dział 8

Bur­mistrz (daw­ne­go) Świa­ta

Roz­dział 9

Idź precz, Ka­ren!

Roz­dział 10

Re­wo­lu­cja to my

Roz­dział 11

Ra­sizm nie ma ko­lo­ru

Roz­dział 12

Cza­sem le­piej nie mieć

Roz­dział 13

Ba­ry­ka­dy

Roz­dział 14

Pil­no­wa­ne po­mni­kiZa­bi­te sklej­ką wy­sta­wy skle­pów przy Ma­di­son Ave­nue. Nowy Jork, li­piec 2020

W mar­cu 2020 roku do­słow­nie w ci­ągu jed­nej nocy na idyl­licz­nej East Me­adow w Cen­tral Par­ku wy­ro­sły bia­łe na­mio­ty szpi­ta­la po­lo­we­go, skład tle­nu, chłod­nie i po­lo­we agre­ga­ty. Nie­licz­ni spa­ce­ro­wi­cze re­ago­wa­li ró­żnie: prze­cho­dzi­li szyb­ko z opusz­czo­ny­mi gło­wa­mi, wy­po­wia­da­li ci­cho mo­dli­twy lub sło­wa otu­chy albo sta­li i po pro­stu pa­trzy­li. Ktoś przy­pi­ął kwia­ty do oka­la­jącej łąkę siat­ki. Po­mi­mo chło­du zda­rza­ło się, że wszyst­kie ław­ki wzdłuż ście­żki były za­jęte. Za­wsze na tej sa­mej sia­dy­wa­ła często star­sza pani wpa­tru­jąca się in­ten­syw­nie w je­den z na­mio­tów. Pra­cow­ni­cy po­bli­skie­go Mo­unt Si­nai ja­da­li tam ka­nap­ki z pla­sti­ko­wych po­jem­ni­ków. Przez kil­ka ty­go­dni wy­jąt­ko­wo zim­nej wio­sny tego dzi­wacz­ne­go roku miej­sce to – do tej pory jed­no z naj­spo­koj­niej­szych w par­ku, na ubo­czu, bez tu­ry­stycz­nych atrak­cji – wy­gląda­ło jak sce­no­gra­fia do fil­mu ka­ta­stro­ficz­ne­go.

Or­ga­ni­za­cja Sa­ma­ri­tan’s Pur­se po­dob­ne szpi­ta­le sta­wia­ła mi­ędzy in­ny­mi w Kon­go w cza­sie epi­de­mii ebo­li, a w trak­cie obec­nej pan­de­mii we Wło­szech. W Cen­tral Par­ku mie­li sze­śćdzie­si­ąt osiem łó­żek, pra­wie stu wo­lon­ta­riu­szy i le­ka­rzy. Jak mó­wi­li w wy­wia­dach, miesz­ka­ńcy sąsia­du­jącej z par­kiem 5th Ave­nue są przy­ja­źnie na­sta­wie­ni, dzi­ęku­ją i przy­no­szą im do­mo­we wy­pie­ki.

Ale bar­dzo szyb­ko chro­ni­ące drze­wa płot­ki za­pe­łni­ły się pla­ka­ta­mi pro­te­stu­jący­mi prze­ciw­ko obec­no­ści w No­wym Jor­ku or­ga­ni­za­cji kie­ro­wa­nej przez Fran­kli­na Gra­ha­ma, któ­ry zresz­tą w trze­cim ty­go­dniu funk­cjo­no­wa­nia szpi­ta­la oska­rżył wła­dze sta­nu i mia­sta Nowy Jork o to, że jest prze­śla­do­wa­ny z po­wo­dów re­li­gij­nych. To syn naj­słyn­niej­sze­go ame­ry­ka­ńskie­go skraj­nie kon­ser­wa­tyw­ne­go ka­zno­dziei, któ­ry za­czy­nał swo­ją dzia­łal­no­ść w sta­nach Po­łud­nia i był – jak wspo­mi­na­ją nie­któ­rzy – cha­ry­zma­tycz­nym mów­cą. Wspie­rał żar­li­wie Ni­xo­na i Bu­shów. Po­tra­fił od­rzu­cić lu­kra­tyw­ne kon­trak­ty z so­bie tyl­ko wia­do­mych po­wo­dów, ale ni­g­dy nie od­rzu­cał za­pro­szeń od osób ma­jących wła­dzę. Chciał wpły­wać i wpły­wał na po­li­ty­ków i po­li­ty­kę. Mniej go in­te­re­so­wa­ły pro­ce­sy spo­łecz­ne, choć kie­dyś, ko­men­tu­jąc prze­mó­wie­nie Mar­ti­na Lu­the­ra Kin­ga, stwier­dził, że „dzie­ci bia­łe i czar­ne będą ra­zem cho­dzić w Ala­ba­mie do­pie­ro wte­dy, gdy na Zie­mi za­pa­nu­je kró­le­stwo Boże, nie wcze­śniej”.

Fran­klin na jego tle wy­pa­da dość bla­do, ale or­ga­ni­za­cja, któ­rą kie­ru­je, na­dal ma ogrom­ne wpły­wy po­li­tycz­ne i ja­sno okre­ślo­ne po­glądy. Ka­żdy, kto z nim wspó­łpra­cu­je, ta­kże per­so­nel me­dycz­ny i wo­lon­ta­riu­sze w pro­wa­dzo­nych przez jego or­ga­ni­za­cję szpi­ta­lach po­lo­wych – musi pod­pi­sać do­ku­ment na­zy­wa­ny „sta­te­ment of fa­ith”. Za­wie­ra on mi­ędzy in­ny­mi stwier­dze­nia typu: „Wie­rzy­my, że ma­łże­ństwo jest zwi­ąz­kiem wy­łącz­nie jed­ne­go ge­ne­tycz­ne­go mężczy­zny i jed­nej ge­ne­tycz­nej ko­bie­ty”.

Tammy z Alabamy

Or­ga­ni­za­cja Gra­ha­mów, i oni sami, jest zna­na ze skraj­nie kon­ser­wa­tyw­nych po­glądów na te­mat ko­biet, któ­re zda­niem jej człon­ków po­win­ny zaj­mo­wać się wy­łącz­nie do­mem i dzie­ćmi. Sio­stry Fran­kli­na nie otrzy­ma­ły żad­ne­go wy­kszta­łce­nia, bo ko­bie­cie do spe­łnia­nia jej ży­cio­wych za­dań nie jest coś ta­kie­go po­trzeb­ne. Sam Fran­klin, wy­chwa­la­ny przez będące­go wte­dy pre­zy­den­tem Trum­pa, uznał, że nie tyl­ko AIDS jest karą bo­ską dla ho­mo­sek­su­ali­stów, któ­rych okre­śla jako „wro­gów”. Jego zda­niem ta­kże CO­VID-19 to efekt „grze­chu, któ­ry jest na świe­cie”.

– Moja bab­cia uwiel­bia­ła sta­re­go Gra­ha­ma i za­wsze mó­wi­ła, że po­wi­nien zo­stać pre­zy­den­tem Po­łud­nia. Bo ja, ro­zu­miesz, je­stem dzie­cię Ala­ba­my – wy­zna­je pew­ne­go dnia nie­spo­dzie­wa­nie oso­ba, któ­ra wy­trwa­le pil­nu­je pla­ka­tu opro­te­sto­wu­jące­go szpi­tal. – Je­stem Tam­my, Tam­my z Ala­ba­my, i je­śli chcesz znać moje zda­nie, to i ko­bie­ty, i tacy jak ja, po­win­ni wzi­ąć ty­łki w tro­ki i zwie­wać stam­tąd, bo to nie jest dla nas do­bre miej­sce.

– Ale te­raz nie mogą.

– Te­raz nie mogą – zga­dza się. – Te­raz są w pu­łap­ce. I mo­dlę się za nich i za tych cho­rych w na­mio­tach. Tego nikt mi nie za­bro­ni.

Moja Ala­ba­ma to ksi­ężyc tak ol­brzy­mi, że wy­da­je się, iż nad­sta­wia się do gła­ska­nia. Kra­ina spląta­nych, słod­kich i nie­po­ko­jących za­pa­chów, ma­gno­lii i fo­te­li bu­ja­nych na za­wsze pu­stych gan­kach. Może jesz­cze hi­sto­ria Ze­ldy… I to o chy­ba wszyst­ko. A nie, jesz­cze wąskie, kil­ku­set­me­tro­we ba­ra­ki, w któ­rych od­by­wa­ją się tar­gi sta­ro­ci, set­ki sto­isk z me­bla­mi i bi­żu­te­rią, po­zo­sta­ło­ści lamp naf­to­wych i ze­tla­łe per­fu­my, bla­da dzie­wusz­ka sprze­da­jąca olej­ki z bóg wie cze­go. Z na­masz­cze­niem wy­bie­ram trzy, pa­trzy z nie­do­wie­rza­niem.

Sa­mo­cho­dy or­ga­ni­za­cji Fran­kli­na Gra­ha­ma na 5th Ave­nue, tuż przy we­jściu do Cen­tral Par­ku

– Och, i jak tu nie ko­chać tu­ry­stów – śmie­je się Tam­my.

Jego Ala­ba­ma to stan, gdzie wci­ąż dzia­ła Ku Klux Klan i któ­ry ma je­den z naj­wy­ższych wska­źni­ków prze­mo­cy do­mo­wej. Miej­sce, w któ­rym gdy gwa­łci­ciel oże­ni się ze zgwa­łco­ną nie­let­nią, oska­rże­nie zo­sta­je wy­co­fa­ne, a mąż sta­je się au­to­ma­tycz­nie praw­nym opie­ku­nem ma­ło­let­niej ma­łżon­ki.

Prze­flan­co­wa­ni z od­le­głych od sie­bie świa­tów, sto­imy te­raz tak samo bez­rad­ni, zmęcze­ni, za­ma­sko­wa­ni, w tym za­wie­szo­nym w cza­sie miej­scu, przy tej sa­mej kart­ce, któ­rą cier­pli­wie znów przy­pi­na, bo wiatr zro­bił swo­je.

– Bar­dzo nie lu­bisz tego szpi­ta­la? – py­tam.

– Nie mam nic prze­ciw­ko! Nie lu­bię or­ga­ni­za­cji, któ­ra go po­sta­wi­ła, nie wie­rzę im. Cze­mu nie po­sta­wi­li swo­ich na­mio­tów na ty­łach praw­dzi­we­go szpi­ta­la?

– Nie mam po­jęcia. Cze­mu?

– Bo tam nikt by ich nie wi­dział! Tu mają re­kla­mę.

Po­ja­wie­nie się szpi­ta­la w Cen­tral Par­ku wzbu­dzi­ło pro­te­sty i ak­ty­wi­stów, i po­li­ty­ków. Brad Hoyl­man, se­na­tor sta­nu Nowy Jork, stwier­dził, że wro­gie na­sta­wie­nie Gra­ha­ma do osób LGBT jest sprzecz­ne z wy­ra­ża­nym przez nie­go pra­gnie­niem nie­sie­nia po­mo­cy i ulgi miesz­ka­ńcom mia­sta. Za­ape­lo­wał też do władz Mo­unt Si­nai – to szpi­tal, któ­ry pod­pi­sał umo­wę o wspó­łpra­cy z Sa­ma­ri­tan’s Pur­se – żeby za­żąda­li do­ku­men­tu, w któ­rym Gra­ham oświad­czy, że ro­zu­mie obo­wi­ązu­jące w No­wym Jor­ku pra­wo za­bra­nia­jące dys­kry­mi­na­cji z po­wo­du płci, wie­ku, rasy, sta­tu­su emi­gra­cyj­ne­go i orien­ta­cji sek­su­al­nej.

Bur­mistrz Bill de Bla­sio usi­ło­wał po­go­dzić wszyst­kie ra­cje. Mó­wił, że ow­szem, po­glądy Gra­ha­ma są nie­po­ko­jące, ale oso­bi­ście zo­bo­wi­ązał Mo­unt Si­nai, że będą pil­no­wać, aby nie ro­bić ró­żnic mi­ędzy pa­cjen­ta­mi, i że ka­żdy otrzy­ma po­trzeb­ną po­moc. Nie wszy­scy byli tego pew­ni.

W Nie­dzie­lę Wiel­ka­noc­ną Gra­ham wy­gło­sił z jed­ne­go z na­mio­tów prze­mó­wie­nie trans­mi­to­wa­ne przez Fox News, pra­wi­co­wą sta­cję te­le­wi­zyj­ną. Była to przy oka­zji za­chęta do wpłat na jego or­ga­ni­za­cję.

Pla­ka­ty opro­te­sto­wu­jące or­ga­ni­za­cję Gra­ha­mów, Cen­tral Park

Na ście­żce bie­gnącej obok łąki po­ja­wi­li się na­tych­miast pro­te­stu­jący. Nie­któ­rzy mó­wi­li, że zgła­sza­li się jako wo­lon­ta­riu­sze i mimo że są miesz­ka­ńca­mi mia­sta i mają do­świad­cze­nie w pra­cy z pa­cjen­ta­mi, od­mó­wio­no im, bo nie chcie­li pod­pi­sać oświad­cze­nia o wy­zna­wa­niu tych sa­mych po­glądów co or­ga­ni­za­cja.

Gra­ham w wy­wia­dach twier­dził, że no­wo­jor­czy­cy przyj­mu­ją jego ak­cję fan­ta­stycz­nie i je­dy­nie nie­wiel­ka gru­pa pro­te­stu­je, i że tego wła­śnie się spo­dzie­wał po ta­kich jak oni. Stwier­dził też, że fak­tycz­nie nie do­pu­ścił do wspó­łpra­cy, jak to okre­ślił, garst­ki wy­kwa­li­fi­ko­wa­nych pra­cow­ni­ków, bo nie chcie­li się pod­pi­sać pod „wy­zna­niem wia­ry”, a dla nie­go to wa­ru­nek ko­niecz­ny. Jego or­ga­ni­za­cja chce i ma pra­wo mieć do czy­nie­nia wy­łącz­nie z lu­dźmi, któ­rzy my­ślą tak samo i mają te same po­glądy, ale oczy­wi­ście wszy­scy pa­cjen­ci są trak­to­wa­ni jed­na­ko­wo do­brze.

Nie­wiel­ka eki­pa te­le­wi­zyj­na chce na­kręcić krót­ki ma­te­riał z na­mio­ta­mi w tle, Tam­my uprzej­mie pod­ty­ka im ko­lej­ny pla­kat. Zmar­z­ni­ęty chło­pak coś mówi do mi­kro­fo­nu. Zmęczo­ny po­li­cjant pod­sy­pia w wo­zie pa­tro­lo­wym. Sa­ma­ri­tan’s Pur­se wy­stąpi­ło o ochro­nę. Na ka­żdym rogu łąki sto­ją ra­dio­wo­zy. Nikt chy­ba nie wie­rzy, żeby kto­kol­wiek chciał ata­ko­wać szpi­tal. W mie­ście jest co­raz go­rzej. Pro­te­stu­jący prze­sta­ją przy­cho­dzić, wy­sy­ła­ją li­sty do po­li­ty­ków. Ci swo­je ogła­sza­ją w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Lo­kal­ne me­dia ro­bią wy­wia­dy z ka­żdą ze stron. Nocą przy­cho­dzi bu­rza, za­le­wa na­mio­ty i część sprzętu.

W szpi­ta­lu Sa­ma­ri­tan’s Pur­se udzie­lo­no po­mo­cy trzy­stu pi­ęćdzie­si­ęciu ośmiu cho­rym. Znów roz­pęta­ła się dys­ku­sja. Przy po­mo­cy gwar­dii sta­no­wej mia­sto otwo­rzy­ło szpi­tal tym­cza­so­wy w Ja­vits Cen­ter. To naj­wi­ęk­sza hala wy­sta­wo­wa na Man­hat­ta­nie. Przy­go­to­wa­no tu miej­sca dla pra­wie dzie­wi­ęciu­set cho­rych. Ni­g­dy jed­no­cze­śnie tylu nie było; jed­nych przy­wo­żo­no, inni wy­cho­dzi­li, sta­ły ruch. Cho­rzy le­cze­ni pod na­mio­ta­mi spo­koj­nie mo­gli być ulo­ko­wa­ni wła­śnie tam. Pro­ble­mem nie był brak miejsc w szpi­ta­lach, jak się wszy­scy na po­cząt­ku oba­wia­li, a brak le­ka­rzy i per­so­ne­lu me­dycz­ne­go oraz sprzętu, le­ków i środ­ków ochro­ny w pierw­szym okre­sie epi­de­mii. Błąd w oce­nie. Gdy pó­źną je­sie­nią za­częło znów przy­by­wać cho­rych, gu­ber­na­tor sta­nu tym ra­zem ape­lo­wał przede wszyst­kim o to, by wró­ci­li do pra­cy eme­ry­to­wa­ni pra­cow­ni­cy słu­żby zdro­wia oraz o uzu­pe­łnie­nie za­pa­sów krwi.

Bia­łe na­mio­ty znik­nęły na po­cząt­ku maja 2020 roku. O wie­le dłu­żej stał na 5th Ave­nue, tuż przy we­jściu do Cen­tral Par­ku, au­to­bus fir­my Gra­ham oraz sto­iska z ma­te­ria­ła­mi ewan­ge­li­za­cyj­ny­mi i re­kla­mo­wy­mi. Po szpi­ta­lu zo­sta­ły na łące wy­ra­źne śla­dy. Nie było chęt­nych do bie­ga­nia. W czerw­cu od­był się tam pro­test pra­cow­ni­ków no­wo­jor­skich szpi­ta­li, któ­rzy wspar­li ruch Black Li­ves Mat­ter. Za­ro­iło się od lu­dzi. W na­stęp­ny week­end wró­ci­li pik­ni­ko­wi­cze i dzie­cia­ki z psa­mi.

Nie wiem, co się sta­ło z pa­nią z ław­ki. Nie wiem, co dziś robi Tam­my.

Pogawędki z Bogiem

Ro­dzi­na Gra­ha­mów to naj­słyn­niej­si ame­ry­ka­ńscy te­le­wi­zyj­ni ka­zno­dzie­je. Ale nie je­dy­ni. Ak­tu­al­nie naj­bo­gat­szy jest Ken­neth Max Co­pe­land ze sta­nu Tek­sas. Jego ma­jątek sza­cu­je się na 300 mi­lio­nów do­la­rów. Był nie­for­mal­nym do­rad­cą du­cho­wym pre­zy­den­ta Geo­r­ge’a H.W. Bu­sha, a po­tem jego syna. Trzy­krot­nie żo­na­ty, za­wsze lek­ko spo­co­ny, jest wy­znaw­cą pro­spe­ri­ty go­spel, czy­li ewan­ge­lii suk­ce­su i twier­dzi, że ka­żdy, kto da pie­ni­ądze na jego Ken­neth Cop­pe­land Mi­ni­stry, zo­sta­nie za to so­wi­cie przez Boga wy­na­gro­dzo­ny w do­brach ma­te­rial­nych. Oso­bie nie­za­an­ga­żo­wa­nej chy­ba dość trud­no zro­zu­mieć, dla­cze­go lu­dzie nie tyl­ko słu­cha­ją, ale i wpła­ca­ją ogrom­ne sumy, żeby temu pod­ska­ku­jące­mu in­dy­wi­du­um ro­bi­ące­mu dzi­wacz­ne miny za­pew­nić na przy­kład wła­sne lot­ni­sko i sa­mo­lot. Co­pe­land tłu­ma­czy, że zwy­kłe środ­ki trans­por­tu są pe­łne de­mo­nów; po­ci­ągi, me­tro, sa­mo­lo­ty – wszędzie de­mo­ny. Na wie­ść, że Joe Bi­den wy­grał wy­bo­ry, za­czął się śmiać i śmiał się przez kil­ka mi­nut w trak­cie spo­tka­nia z wier­ny­mi, któ­rzy naj­pierw byli ca­łko­wi­cie zdez­o­rien­to­wa­ni, a po­tem za­częli dość nie­pew­nie na­śla­do­wać swo­je­go ka­zno­dzie­ję. Co­pe­land uwa­ża się za „eks­tre­mal­ne­go chrze­ści­ja­ni­na” i od lat tłu­ma­czy wier­nym, że nie po­win­ni uży­wać le­ków i bać się cho­rób, bo mają prze­cież wia­rę i mo­dli­twę, a bio­rąc le­kar­stwo, po­ka­zu­ją, że ich wia­ra jest mi­zer­na. W trak­cie pan­de­mii znów tra­fił na pierw­sze stro­ny ga­zet, bo po­le­cił wi­dzom do­ty­kać ekra­nu te­le­wi­zo­ra, gdy będzie się za nich mo­dlił, co mia­ło uchro­nić przed za­ra­że­niem i ewen­tu­al­nie wy­le­czyć już cho­rych na CO­VID-19. Twier­dził też, że strach przed wi­ru­sem to grzech i znak wia­ry w dia­bła. Nie zga­dzał się na od­wo­ła­nie spo­tkań ko­ściel­nych. Mó­wił, że na­wet je­śli ktoś ma go­rącz­kę, to ża­den pro­blem: po­wi­nien przy­jść, bo prze­cież zo­sta­nie na­tych­miast ule­czo­ny. Jego wy­po­wia­da­ne w na­tchnie­niu teo­rie – twier­dzi, że otrzy­mu­je in­for­ma­cje wprost od Boga i często so­bie ga­wędzą – mają cza­sa­mi duży po­ten­cjał ka­ba­re­to­wy.

Bóg po­wie­dział mu kie­dyś, że CO­VID-19 zo­stał spro­wa­dzo­ny do Ame­ry­ki, bo kry­ty­ku­jący pre­zy­den­ta Trum­pa na­ru­szy­li Bożą ochro­nę, któ­ra była mu dana. Ale nie ma co się mar­twić. On, Co­pe­land, wy­ko­nał na wi­ru­sie wy­rok, po­trak­to­wał go mia­no­wi­cie „wia­trem Bo­żym”, po czym prze­mó­wił do wi­ru­sa oso­bi­ście, ma­cha­jąc ręka­mi: „Je­steś znisz­czo­ny na za­wsze i ni­g­dy nie wró­cisz”.

Spacer z Donaldem

Pau­la Whi­te nie do­ko­nu­je tak spek­ta­ku­lar­nych eg­ze­ku­cji na wi­ru­sie, za to „do­pro­wa­dzi­ła Do­nal­da Trum­pa do Chry­stu­sa”. Nie ma jesz­cze aż ta­kie­go ma­jąt­ku – le­d­wie 5 mi­lio­nów do­la­rów – ale jest sław­na, wpa­da w tran­sy pod­czas spo­tkań z wier­ny­mi i sły­szy prze­ma­wia­jące do niej gło­sy.

Przy­ja­źni się z Trum­pem od wie­lu lat i już gdy pla­no­wał start w wy­bo­rach w 2012 roku, uda­ło jej się prze­ko­nać po­nad czter­dzie­stu ko­le­gów ka­zno­dzie­jów do po­par­cia tego po­my­słu. W 2016 roku agi­to­wa­ła na rzecz jego no­mi­na­cji na ró­żne spo­so­by. Na spo­tka­niach z wier­ny­mi i w trak­cie swo­ich pro­gra­mów te­le­wi­zyj­nych opo­wia­da­ła na przy­kład, jak to kie­dyś szła z Do­nal­dem 5th Ave­nue w No­wym Jor­ku i wi­dzia­ła ro­bot­ni­ków bu­dow­la­nych, któ­rzy od­ry­wa­li się od pra­cy i bie­gli jak mo­gli naj­szyb­ciej, żeby go przy­wi­tać. In­nym ra­zem, gdy go­ści­ła w jego klu­bie gol­fo­wym, zo­ba­czy­ła, jak pod­sze­dł do la­ty­no­skie­go pra­cow­ni­ka i uści­snął mu dłoń. Mia­ło to zmi­ęk­czyć wi­ze­ru­nek kan­dy­da­ta i po­ka­zać, że lu­dzie pra­cy go lu­bią i że nie jest ra­si­stą, o czym zresz­tą za­pew­nia­ła wie­lo­krot­nie przy ró­żnych oka­zjach.

W trak­cie pierw­szej kam­pa­nii wy­bor­czej wspo­ma­ga­ła przy­ja­cie­la i jego eki­pę mo­dli­twa­mi, a na­stęp­nie otrzy­ma­ła bar­dziej for­mal­ne za­da­nia: do­sta­ła w Bia­łym Domu sta­no­wi­sko i wy­stępo­wa­ła jako „do­rad­czy­ni du­cho­wa” pre­zy­den­ta. Dzien­ni­ka­rze do­py­ty­wa­li, co wła­ści­wie robi. Od­po­wia­da­ła, że jest po pro­stu prze­wod­ni­czącą gru­py skła­da­jącej się z „oko­ło trzech tu­zi­nów lu­dzi wia­ry”, któ­rzy będą roz­ma­wiać o ta­kich pro­ble­mach, jak re­for­ma wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści i wi­ęzien­nic­twa, kary za prze­stęp­stwa, wol­no­ść re­li­gij­na i inne. Rzad­ko się spo­ty­ka­ją, częściej są to te­le­kon­fe­ren­cje, ale od cza­su do cza­su oko­ło dzie­si­ęć osób zje­żdża do Bia­łe­go Domu na oso­bi­ste roz­mo­wy z gło­wą pa­ństwa, żeby wie­dział, jak oni wi­dzą daną spra­wę.

Pod­czas kon­fe­ren­cji Re­li­gion News As­so­cia­tion w Na­shvil­le w sta­nie Ten­nes­see po­wie­dzia­ła, że oczy­wi­ście nie może po­dać szcze­gó­łów, jed­nak za­ręcza, że Do­nald Trump, choć pu­blicz­nie po­wie­dział, że nie czu­je się za nic win­ny, więc nie musi pro­sić Boga o wy­ba­cze­nie, w my­ślach ża­łu­je nie­któ­rych swo­ich czy­nów, a poza tym jest czło­wie­kiem głębo­kiej wia­ry i na­stąpił u nie­go ogrom­ny roz­wój du­cho­wy.

Co ja­kiś czas uka­zy­wa­ły się w pra­sie zdjęcia z se­an­sów ści­ąga­nia ener­gii z nie­ba i wspól­nej mo­dli­twy w Bia­łym Domu: kil­ka osób w kręgu wo­kół pre­zy­den­ta, Pau­la z dło­nią na jego gło­wie. W ja­kiś spo­sób są zresz­tą po­dob­ni. Whi­te nie­wąt­pli­wie od­bie­ga od ste­reo­ty­po­we­go wy­obra­że­nia o du­cho­wym przy­wód­cy re­li­gij­nym. Lubi ob­ci­słe su­kien­ki, nie boi się im­plan­tów i wy­ra­zi­ste­go ma­ki­ja­żu, któ­ry nie­co to­nu­je na spo­tka­nia z wier­ny­mi. Ma za sobą ban­kruc­twa i po­gma­twa­ne, ba­da­ne przez sąd spra­wy fi­nan­so­we. Jest w trak­cie trze­cie­go ma­łże­ństwa, choć w ofi­cjal­nych źró­dłach po­da­je naj­częściej je­dy­nie męża nu­mer dwa i obec­ne­go – Jo­na­tha­na Ca­ina, gra­jące­go na in­stru­men­tach kla­wi­szo­wych w ze­spo­le roc­ko­wym. Pierw­szy mąż to po­my­łka z lat dziew­częcych. Z dru­gim do­ro­bi­li się ma­jąt­ku, pro­wa­dząc wspól­ny Ko­ściół; za­ku­pi­li na­wet za 3,5 mi­lio­na do­la­rów apar­ta­ment w Trump To­wer na 5th Ave­nue, w któ­rym bywa do tej pory. Po roz­wo­dzie Ko­ściół ule­gł roz­ła­mo­wi: część wier­nych po­szła za eks­mężem. Le­gen­da gło­si, że to ona wpa­dła na po­my­sł wy­star­to­wa­nia z pro­gra­mem te­le­wi­zyj­nym, w któ­rym wspól­nie będą się mo­dlić i po­ka­zy­wać lu­dziom, że Bóg na­gra­dza do­bro­by­tem, zdro­wiem i po­my­śl­no­ścią, gdy wier­ny in­we­stu­je w swo­je­go ka­zno­dzie­ję i dba o po­my­śl­no­ść Ko­ścio­ła, więc to dzi­ęki niej jej eks się wy­bił. Wcze­śniej był zwy­kłym pa­sto­rem.

Po roz­wo­dzie swój re­li­gij­ny show pro­wa­dzi­ła sama. To wte­dy za­dzwo­nił do niej przy­szły pre­zy­dent. Żeby – jak opo­wia­da – po­gra­tu­lo­wać jej wy­ni­ków oglądal­no­ści i po­pro­sić o „wspar­cie du­cho­we” dla pro­gra­mu The Ap­pren­ti­ce, któ­re­go uczest­ni­cy sta­ra­li się o sta­no­wi­sko sta­ży­sty w fir­mie Trum­pa. Oczy­wi­ście, że to zro­bi­ła. Nie­ste­ty, chwi­lę pó­źniej oska­rżo­no ją o ro­mans z żo­na­tym ka­zno­dzie­ją, więc mu­sia­ła się chwi­lo­wo usu­nąć z oczu wier­nym. Ale wró­ci­ła, z no­wy­mi po­my­sła­mi i w in­nym miej­scu. Tym ra­zem za­częła od prze­jęcia New De­sti­ny Chri­stian Cen­ter (obec­nie City of De­sti­ny) w Apop­ka na Flo­ry­dzie – li­der tego zgro­ma­dze­nia zma­rł po przedaw­ko­wa­niu mie­szan­ki he­ro­iny z ko­ka­iną. Wier­ni nie byli za­chwy­ce­ni, ale zgo­dzi­li się wa­run­ko­wo.

Przez cały czas pre­zy­den­tu­ry Trum­pa prze­miesz­cza­ła się mi­ędzy Flo­ry­dą, No­wym Jor­kiem i D.C. W trak­cie dru­giej kam­pa­nii, gdy przedłu­ża­ło się li­cze­nie gło­sów, w swo­im pro­gra­mie, choć na ogół nie jest tak eks­pre­syj­na jak Co­pe­land, wpa­dła w re­li­gij­ną eks­ta­zę. Był to je­den z tych przy­pad­ków, gdy za­częła „mó­wić języ­ka­mi” – pra­wie ka­żdy te­le­wi­zyj­ny ka­zno­dzie­ja od cza­su do cza­su wcho­dzi w ro­dzaj transu, w któ­rym za­czy­na prze­ma­wiać do wier­nych języ­ka­mi, któ­rych nie zna. Wzy­wa­ła anio­ły z Afry­ki i Ame­ry­ki Po­łu­dnio­wej na po­moc i wy­ra­źnie usły­sza­ła, że zwy­ci­ęstwo jest pew­ne. Od lu­dzi z Fa­ce­bo­oka, na któ­rym to wy­da­rze­nie było po­ka­zy­wa­ne, otrzy­ma­ła w od­po­wie­dzi po­ra­dy do­ty­czące za­ku­pu lep­sze­go apa­ra­tu słu­cho­we­go.

Whi­te, Co­pe­land i jego żona, z któ­rą obec­nie nie wspó­łpra­cu­je, to je­dy­nie trój­ka z dwu­dzie­sto­pi­ęcio­oso­bo­wej gru­py nie­for­mal­nych do­rad­ców Do­nal­da Trum­pa, wy­bra­nych już w trak­cie pierw­szej kam­pa­nii wy­bor­czej spo­śród dzie­wi­ęciu­set in­nych. Wi­ęk­szo­ść z nich to wy­znaw­cy pro­spe­ri­ty go­spel – prak­tycz­nie ka­żdy jest po­sta­cią i cie­ka­wą, i kon­tro­wer­syj­ną.

Ja­mes Do­bson pro­wa­dzący pro­gram My Fa­mi­ly Talk ma na kon­cie licz­ne wy­po­wie­dzi, któ­re za­dzi­wia­ły – naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­na do­ty­czy­ła strze­la­ni­ny w szko­le pod­sta­wo­wej w San­dy Hook, gdzie zgi­nęło dwa­dzie­ścio­ro dzie­ci i sze­ściu pra­cow­ni­ków. Stwier­dził wte­dy, że była to kara bo­ska dla Ame­ry­ki za to, że nie­któ­rzy oby­wa­te­le są ate­ista­mi, do­ko­nu­ją abor­cji i po­pie­ra­ją ma­łże­ństwa tej sa­mej płci.

Jer­ry Fal­well Jr., pre­zy­dent Li­ber­ty Uni­ver­si­ty (pry­wat­ny ewan­ge­lic­ki uni­wer­sy­tet chrze­ści­ja­ński w Lynch­bur­gu, Wir­gi­nia), syn słyn­ne­go ka­zno­dziei, do pew­ne­go cza­su był zna­ny z jed­nej je­dy­nej kon­tro­wer­sji: wy­ci­ągnął pi­sto­let z kie­sze­ni, żeby po­ka­zać w trak­cie wy­kła­du, jak on by so­bie po­ra­dził w ra­zie strze­la­ni­ny. A po­tem się po­sy­pa­ło... Je­den ze stu­den­tów, któ­ry przy­cho­dził czy­ścić ba­sen w po­sia­dło­ści Fal­wel­lów, w ko­ńcu miał dość i opo­wie­dział, w jak nie­ty­po­wy spo­sób był wy­ko­rzy­sty­wa­ny. Otóż do­sta­wał od swo­je­go wy­kła­dow­cy po­le­ce­nie upra­wia­nia sek­su z jego żoną. Nie raz, często. Opo­wie­ści o tym jak, kie­dy, kto pa­trzył i na co, sta­ły się prze­ryw­ni­kiem mi­ędzy in­for­ma­cja­mi o wi­ru­sie.

Na afe­rę fi­nan­so­wą nie trze­ba było dłu­go cze­kać. Oka­za­ło się, że wie­lu pre­zy­denc­kich „do­rad­ców do spraw wia­ry” oraz tych „du­cho­wych”, po­bra­ło wie­lo­mi­lio­no­we po­życz­ki roz­dzie­la­ne w ra­mach po­mo­cy dla ma­łych i śred­nich biz­ne­sów, któ­re ucier­pia­ły przez CO­VID-19. Cross Church of Ar­kan­sas, któ­re­go pa­stor był do­rad­cą Trum­pa, otrzy­mał 1,8 mi­lio­na do­la­rów, First Bap­tist Church of Dal­las do­stał ak­cep­ta­cję na po­życz­kę w wy­so­ko­ści 2–5 mi­lio­nów do­la­rów, i tak da­lej, i tak da­lej. Pau­la Whi­te dla swo­je­go Ko­ścio­ła wy­stąpi­ła o skrom­niej­szą po­moc: 150–350 ty­si­ęcy do­la­rów.

Dawniej budowało się świat

Ta­kie spra­wy, po­dob­nie jak afe­ry w Ko­ście­le ka­to­lic­kim zwi­ąza­ne z ksi­ężmi pe­do­fi­la­mi, spra­wa­mi w sądach i pła­ce­niem ogrom­nych od­szko­do­wań, są jed­nym z po­wo­dów, przez któ­re pierw­szy raz w hi­sto­rii mniej niż po­ło­wa Ame­ry­ka­nów de­kla­ru­je przy­na­le­żno­ść do ja­kie­go­kol­wiek Ko­ścio­ła. A zna­ko­mi­ta wi­ęk­szo­ść tych, któ­rzy czu­ją się zwi­ąza­ni z ko­ścio­łem, sy­na­go­gą lub me­cze­tem, to tak zwa­ni baby bo­omers i to z tych pierw­szych, uro­dzo­nych mi­ędzy 1947 a 1957 ro­kiem. Naj­szyb­ciej uby­wa wier­nych Ko­ścio­ło­wi ka­to­lic­kie­mu, ale rów­nież inne wy­zna­nia mu­szą za­my­kać lub wy­prze­da­wać bu­dyn­ki.

Nikt, przy­naj­mniej na ra­zie, nie jest w sta­nie zba­dać, jak ten trend prze­ło­ży się na po­wo­dze­nie te­le­wi­zyj­nych ka­zno­dzie­jów, któ­rzy swo­je re­li­gij­ne show pro­wa­dzą ta­kże za po­śred­nic­twem Fa­ce­bo­oka, a wkrót­ce pew­nie za­czną się po­ka­zy­wać i na Tik­To­ku.

Ca­łkiem nie­daw­no, szcze­gól­nie w do­mach na przed­mie­ściach, trud­no było so­bie wy­obra­zić dzień bez wy­słu­cha­nia ra­dio­wej, a pó­źniej te­le­wi­zyj­nej po­ga­dan­ki ka­zno­dziei, któ­ry tłu­ma­czył świat, mó­wił, co jest do­bre, i pro­wa­dził ak­cje cha­ry­ta­tyw­ne. Mo­żna było na przy­kład za­adop­to­wać ko­re­spon­den­cyj­nie dziec­ko z Afry­ki albo do­ło­żyć parę do­la­rów na bu­do­wę szko­ły gdzieś w Trze­cim Świe­cie; przed­szko­lak mógł wy­słać kil­ka cen­tów ze swo­jej skar­bon­ki na bu­ci­ki dla ma­łej dziew­czyn­ki z bu­szu i usły­szeć pó­źniej, jak ta bar­dzo się cie­szy. Bu­do­wa­ło się świat. Jak to pod­su­mo­wa­ła jed­na z mo­ich star­szych ame­ry­ka­ńskich zna­jo­mych, któ­rej ostat­ni kry­zys dał się moc­no we zna­ki: „By­li­śmy wte­dy ucze­ni, jak być do­bry­mi lu­dźmi, i było do­brze być pro­wa­dzo­nym we wła­ści­wą stro­nę. Te­raz wszyst­ko kręci się w tych pro­gra­mach do­oko­ła abor­cji i pie­ni­ędzy, po­li­ty­ki i pie­ni­ędzy oraz pie­ni­ędzy”.14 grud­nia 2012 roku rano Adam Lan­za zaj­rzał do sy­pial­ni swo­jej mamy. Piła kawę. Strze­lił czte­ry razy. Pre­cy­zyj­nie, w gło­wę. Zsze­dł do ga­ra­żu. Do sa­mo­cho­du, któ­ry do­stał od ojca na uro­dzi­ny, wrzu­cił kil­ka sztuk bro­ni. Za­trzy­mał się do­pie­ro osiem ki­lo­me­trów da­lej, przy szko­le pod­sta­wo­wej, do któ­rej cho­dził kil­ka lat wcze­śniej. Wsze­dł do środ­ka. Ko­ry­ta­rzem prze­cho­dzi­ła aku­rat dy­rek­tor­ka ze szkol­ną psy­cho­log. Za­strze­lił oby­dwie. Za­glądał ko­lej­no do ka­żdej kla­sy. Za­bił chłop­ca w ko­szul­ce z Bat­ma­nem, któ­ry za­czął krzy­czeć, żeby ostrzec ko­le­gów, i przy­trzy­mał im drzwi. Ktoś włączył in­ter­kom. Na­uczy­ciel­ki we wszyst­kich kla­sach usły­sza­ły strza­ły i płacz. Za­częły cho­wać dzie­ci gdzie tyl­ko się dało – do szaf i ła­zie­nek. Jed­na na­kry­ła uczniów swo­im cia­łem. Za­strze­lił ją. Inna usi­ło­wa­ła osło­nić ra­mio­na­mi swo­je­go ulu­bie­ńca – za­strze­lił oby­dwo­je.

Za­bił dwa­dzie­ścio­ro dzie­ci w wie­ku sze­ściu i sied­miu lat oraz sze­ściu pra­cow­ni­ków szko­ły. W pew­nym mo­men­cie sta­nął na ko­ry­ta­rzu, ro­zej­rzał się, wy­jął z kie­sze­ni pi­sto­let i strze­lił do sie­bie. W kie­sze­ni miał pra­wo jaz­dy star­sze­go bra­ta, któ­ry przez kil­ka go­dzin we wszyst­kich pro­gra­mach te­le­wi­zyj­nych był po­ka­zy­wa­ny jako spraw­ca.

Przy­je­cha­ła po­li­cja, za­raz po­tem FBI, ka­ret­ki, straż po­żar­na, eki­py te­le­wi­zyj­ne. Cały te­ren zo­stał oto­czo­ny. Prze­szu­ki­wa­no wszyst­ko do­oko­ła, żeby się upew­nić, czy nie ma in­nych na­past­ni­ków. Część ro­dzi­ców do­wie­dzia­ła się o strze­la­ni­nie z wia­do­mo­ści ra­dio­wych lub od zna­jo­mych. Ochro­na nie do­pusz­cza­ła ich ani do szko­ły, gdzie pra­co­wa­ły eki­py śled­cze, ani do po­bli­skiej re­mi­zy. Dzie­ci były ba­da­ne, prze­py­ty­wa­ne i ko­lej­no od­pro­wa­dza­ne do cze­ka­jących ro­dzi­ców. Wie­czo­rem zo­sta­ła gro­mad­ka tych, któ­rych po­pro­szo­no o iden­ty­fi­ka­cję zwłok. Lan­za strze­lał z ka­ra­bi­nu w gło­wy lub pier­si. W jego sa­mo­cho­dzie zo­sta­wio­nym na szkol­nym par­kin­gu zna­le­zio­no dwa­na­ście sztuk ró­żne­go ro­dza­ju bro­ni ręcz­nej. Miał przy so­bie bu­sh­ma­ste­ra XM15, gloc­ka 20SF 10 mm i sig sau­era P226 9 mm. To była zresz­tą je­dy­nie część jego do­mo­wej ko­lek­cji.

Pewniej z bronią od mamy

Ob­cho­dze­nia się z bro­nią na­uczy­ła go mat­ka. Uwa­ża­ła, że syn będzie się dzi­ęki temu czuł pew­niej. Je­ździ­li na tar­gi i wy­sta­wy, spędza­li week­en­dy, strze­la­jąc do celu. Na­wet idąc na spa­cer do lasu, za­bie­ra­li ja­kieś sztu­ce­ry, żeby so­bie po­strze­lać i ćwi­czyć cel­no­ść. Nie spo­ty­kał się ze zna­jo­my­mi, a od co naj­mniej roku od­ma­wiał kon­tak­tu z miesz­ka­jącym osob­no oj­cem, któ­ry pró­bo­wał pod­su­wać mu po­my­sły na ró­żne za­jęcia i na­le­gał na te­ra­pię. Dzwo­nił co­dzien­nie i co­dzien­nie do­wia­dy­wał się od by­łej żony, że syn nie ma ocho­ty z nim roz­ma­wiać. W trak­cie śledz­twa oka­za­ło się, że ta­kże z mat­ką, z któ­rą miesz­kał, za­czął w pew­nym mo­men­cie kon­tak­to­wać się wy­łącz­nie za po­śred­nic­twem e-ma­ili, o czym ni­ko­mu nie po­wie­dzia­ła. Wszyst­kim tłu­ma­czy­ła, że ma z sy­nem świet­ny kon­takt, że Adam z nią co­dzien­nie roz­ma­wia, ale nie lubi się po­ka­zy­wać, bo nie wy­gląda za do­brze i o tym wie. Zresz­tą funk­cjo­no­wa­nie ca­łe­go domu do­sto­so­wa­ła do jego idio­syn­kra­zji; nie ubra­ła cho­in­ki, bo mu prze­szka­dza­ła, wy­rzu­ci­ła kota z tego sa­me­go po­wo­du, a oso­bom przy­cho­dzącym do po­mo­cy w go­spo­dar­stwie za­bro­ni­ła uży­wać dzwon­ka i pro­si­ła, żeby za­wsze za­po­wia­da­li się wcze­śniej i byli punk­tu­al­nie, bo będzie cze­kać na nich przed we­jściem. Ogrod­nik, sprzątacz­ka, ku­char­ka, sąsie­dzi – wszy­scy byli in­stru­owa­ni, jak mają się za­cho­wy­wać. W części domu, któ­rą zaj­mo­wał, nie mo­żna było ni­cze­go do­ty­kać. Na zdjęciach z dzie­ci­ństwa wi­dać ro­ze­śmia­ne­go chło­pacz­ka. Na tym, któ­re przez kil­ka na­stęp­nych ty­go­dni po­ja­wia­ło się pra­wie ka­żde­go dnia we wszyst­kich me­diach, wy­gląda jak prze­stra­szo­ny miesz­ka­niec in­nej pla­ne­ty. W trak­cie śledz­twa wy­szło na jaw, że od dłu­ższe­go cza­su pra­wie nie jadł, prze­szka­dza­ła mu fak­tu­ra wie­lu pro­duk­tów, ko­lo­ry. Nan­cy sta­ra­ła się ukła­dać wszyst­ko na ta­le­rzu w ko­lej­no­ści, w ja­kiej jej ka­zał, ale ci­ągle coś było nie tak. Tuż po świ­ętach mie­li je­chać do sta­nu Wa­szyng­ton obej­rzeć na­stęp­ną, tym ra­zem spe­cjal­ną, szko­łę dla nie­go. Ku­pi­ła w tym celu sa­mo­chód tu­ry­stycz­ny z pe­łnym wy­po­sa­że­niem, żeby nie mu­siał ko­rzy­stać z ho­te­lu. Śled­czy do­szli do wnio­sku, że nie bała się i nie po­dej­rze­wa­ła, że Adam może ją za­ata­ko­wać. Drzwi jej sy­pial­ni nie mia­ły zam­ka. W domu w szu­fla­dach ko­mo­dy i w nie­za­bez­pie­czo­nych żad­ny­mi za­mkni­ęcia­mi ga­blot­kach zna­le­zio­no kil­ka­na­ście ró­żnych ro­dza­jów bro­ni – krót­kiej, dłu­giej, pó­łau­to­ma­tycz­nej, pe­łny wy­bór. Na sto­le le­ża­ła ko­per­ta. Nan­cy Lan­za na nad­cho­dzące Boże Na­ro­dze­nie przy­go­to­wa­ła pre­zent dla syna – czek na za­kup pi­sto­le­tu CZ 83.

Koszulka z Batmanem

Ro­dzi­ny do­ro­słych ofiar i ro­dzi­ce za­bi­tych dzie­ci do­pie­ro po pew­nym cza­sie za­uwa­ży­li, że są fil­mo­wa­ni, fo­to­gra­fo­wa­ni, za­cze­pia­ni przez ob­cych, któ­rzy nie są z pra­sy. Koło dzie­ci ta­kże ci­ągle się ktoś kręcił. Je­den z oj­ców zna­la­zł w ko­ńcu wy­ja­śnie­nie w sie­ci. Do­słow­nie na­stęp­ne­go dnia po strze­la­ni­nie ru­szy­ła fala teo­rii na te­mat tego, co na­praw­dę mia­ło się wy­da­rzyć w szko­le w San­dy Hook na przed­mie­ściach mia­sta New­ton, któ­re do tej pory było zna­ne je­dy­nie miesz­ka­ńcom. Otóż… tego wy­pad­ku nie było. Wszy­scy bio­rący udział w ak­cji to ak­to­rzy za­an­ga­żo­wa­ni do ode­gra­nia ról zroz­pa­czo­nych ro­dzi­ców i za­bi­tych dzie­ci. Praw­dzi­wych ofiar też nie było, te dzie­ci nie ist­nia­ły, do­ku­men­ty ta­kie jak akty uro­dze­nia i śmier­ci zo­sta­ły sfa­łszo­wa­ne. Nikt prze­cież nie wi­dział zwłok. To zna­czy nikt poza ro­dzi­ca­mi. Czy też, jak ich za­częto na­zy­wać, „tak zwa­ny­mi ro­dzi­ca­mi”. W dru­giej wer­sji ofia­ry były, ale wy­pa­dek zo­stał za­ara­nżo­wa­ny przez rząd lub głębo­ko za­kon­spi­ro­wa­ne struk­tu­ry CIA. Pierw­sza wer­sja, z ja­kie­goś trud­ne­go do ogar­ni­ęcia po­wo­du, sta­ła się wśród mi­ło­śni­ków teo­rii spi­sko­wych po­pu­lar­niej­sza.

Ty­dzień po ma­sa­krze Ja­mes Tra­cy, pro­fe­sor Atlan­tic Uni­ver­si­ty na Flo­ry­dzie, roz­po­czął pi­sa­nie blo­ga, w któ­rym naj­pierw po­wąt­pie­wa, czy wszyst­ko to na­praw­dę się wy­da­rzy­ło, a po­tem usi­łu­je udo­wod­nić, że na pew­no nie. Za­miesz­czo­ne na YouTu­be wi­deo The San­dy Hook Sho­oting – Ful­ly Expo­sed mia­ło już w stycz­niu, trzy ty­go­dnie po wy­da­rze­niu, 10 mi­lio­nów wi­dzów. Lu­dzie dzwo­ni­li do sze­ry­fów i se­na­to­rów, żąda­jąc od­po­wie­dzi na py­ta­nia typu: co się sta­ło z ra­por­tem o dru­gim strze­la­jącym? Dla­cze­go ro­ze­bra­no szko­łę? Od­po­wie­dzi, że ru­ty­no­wo spraw­dza­no, czy na­past­nik był sam, i że szko­łę po­sta­no­wi­li ro­ze­brać ro­dzi­ce, żeby resz­ta dzie­ci szyb­ciej za­po­mnia­ła o trau­ma­tycz­nych prze­ży­ciach, były na­tych­miast od­rzu­ca­ne jako kłam­stwa i pró­by ukry­cia praw­dy.

Len­ny Po­zner, spe­cja­li­sta IT, był nie­gdyś umiar­ko­wa­nym zwo­len­ni­kiem teo­rii spi­sko­wych, szcze­gól­nie na te­mat za­ma­chu na JFK i lądo­wa­nia na Ksi­ęży­cu, dla­te­go jako pierw­szy od­krył, co się dzie­je w sie­ci, i zła­pał kon­takt z naj­bar­dziej ak­tyw­ny­mi mi­sty­fi­ka­to­ra­mi, jak ich na­zy­wa, choć oni o so­bie wolą mó­wić, że są od­kryw­ca­mi praw­dy. Prze­czy­tał wszyst­ko, do­znał szo­ku i naj­pierw usi­ło­wał ich prze­ko­nać, że jego syn ist­niał na­praw­dę: to ten chło­piec, któ­ry ostrze­gł swo­ich ko­le­gów, a sam zgi­nął. Był naj­młod­szą ofia­rą. Trzy ty­go­dnie wcze­śniej sko­ńczył sze­ść lat. W tej sa­mej szko­le uczy­ły się jego dwie star­sze sio­stry. Jed­na prze­trwa­ła w ła­zien­ce, do któ­rej na­uczy­ciel­ka zdąży­ła upchnąć kil­ku­na­stu uczniów, ka­za­ła im le­żeć bez ru­chu i za­ba­ry­ka­do­wa­ła drzwi swo­imi ple­ca­mi. Dru­ga mia­ła lek­cje w od­le­głej sali; sły­sza­ła przez in­ter­kom, co się dzie­je. Strza­ły, krzy­ki, ci­szę.

Po­zner naj­pierw zwró­cił się do In­fo­Wars, któ­ry przed­sta­wia się jako „naj­lep­szy na świe­cie nie­za­le­żny ser­wis new­so­wy wal­czący z glo­ba­li­zmem i pro­mu­jący pro­ludz­ką przy­szło­ść”, bo za­glądał tam już wcze­śniej. Alex Jo­nes, skraj­nie pra­wi­co­wy i jak się go na­zy­wa, naj­bar­dziej płod­ny ame­ry­ka­ński zwo­len­nik i piew­ca teo­rii spi­sko­wych, od­pi­sał, że okej, mogą się spo­tkać, o ile udo­wod­ni, że jest na­praw­dę tym, za kogo się po­da­je, i że rze­czy­wi­ście on i żona byli ro­dzi­ca­mi tego kon­kret­ne­go dziec­ka. Zre­zy­gno­wał. Dwa lata pó­źniej, gdy oka­za­ło się, że teo­rii i do­wo­dów przy­by­wa, był go­to­wy do wal­ki.

Wol­fgang Hal­big, eme­ry­to­wa­ny ad­mi­ni­stra­tor szko­ły, miesz­ka­niec Flo­ry­dy i au­tor nie­do­ko­ńczo­ne­go sce­na­riu­sza o spi­sku rządu ukry­wa­jącym ba­da­nia nad pod­ró­ża­mi w cza­sie, sam o so­bie mówi, że miał być ofia­rą abor­cji. Uro­dził się w 1946 roku w Niem­czech dzi­ęki temu, że jego bab­cia ka­to­licz­ka obie­ca­ła cór­ce, że je­śli do­no­si ci­ążę, to ona zaj­mie się dziec­kiem. Gdy miał dwa­na­ście lat, mat­ka pew­ne­go dnia ka­za­ła mu się spa­ko­wać i za­wia­do­mi­ła, że wy­je­żdża­ją na Flo­ry­dę. Na swo­im Fa­ce­bo­oku wspo­mi­na, że często był prze­zy­wa­ny na­zi­stą i ba­star­dem. Resz­ta, jak mówi, to nor­mal­ne ży­cie, któ­re naj­wy­ra­źniej na­bra­ło barw, gdy stał się kimś w ro­dza­ju głów­ne­go śled­cze­go. Za­ło­żył so­bie na­wet w swo­im domu pod Or­lan­do biu­ro, gdzie w se­gre­ga­to­rach trzy­ma mi­ędzy in­ny­mi zdjęcia z San­dy Hook, z apa­ra­tów i ka­mer, któ­re po­roz­miesz­czał w ró­żnych miej­scach.

Mówi, że po­cząt­ko­wo, jak wszyst­kich, wy­da­rze­nie to do­słow­nie go po­ra­zi­ło. Wy­słał na­wet 200 do­la­rów na zbiór­kę za­po­cząt­ko­wa­ną przez or­ga­ni­za­cję cha­ry­ta­tyw­ną, bo sam ma wnu­ki i prze­jął się spra­wą. Za­czął po­dej­rze­wać, że coś jest nie tak, gdy jed­na ze szkół w jego miej­sco­wo­ści zwró­ci­ła się do nie­go o kon­sul­ta­cję w spra­wie bez­pie­cze­ństwa uczniów. Jak wspo­mi­na, po­ja­wi­ły się wte­dy w jego gło­wie py­ta­nia, któ­re nie da­wa­ły mu spo­ko­ju: dla­cze­go nie było se­tek ran­nych? Prze­cież dzie­ci w pa­ni­ce na pew­no bie­ga­ły. Są małe i trud­no w nie tra­fić. Dla­cze­go tak dłu­go trwa­ła iden­ty­fi­ka­cja zwłok? Dla­cze­go nie przy­le­ciał he­li­kop­ter ze sprzętem do re­ani­ma­cji? Prze­cież po­win­ni przy­pusz­czać, że będą ci­ężko ran­ni. Dla­cze­go tak szyb­ko przy­je­cha­ło FBI?

Za­czął bom­bar­do­wać swo­imi wąt­pli­wo­ścia­mi lu­dzi, któ­rzy byli świad­ka­mi ma­sa­kry. Py­tał na przy­kład, dla­cze­go za­mkni­ęta w sza­fie pie­lęgniar­ka szkol­na ze­zna­ła, że mia­ła za­mkni­ęte oczy, sko­ro pra­cu­jąc w słu­żbie zdro­wia, nie­wąt­pli­wie była przy­zwy­cza­jo­na do wi­do­ku krwi. Dla­cze­go ro­dzi­ce dwój­ki, któ­ra zma­rła nie­co pó­źniej, nie od­da­li or­ga­nów dzie­ci do trans­plan­ta­cji?

Gdy po­li­cja przy­szła do jego domu z ostrze­że­niem, żeby wi­ęcej nie za­cze­piał ro­dzin ofiar ani świad­ków, uznał, że to na­stęp­ny krok w kie­run­ku wy­ci­sze­nia spra­wy.

W pierw­szą rocz­ni­cę strze­la­ni­ny w San­dy Hook oj­ciec Ada­ma Lan­zy do­stał od ob­cych lu­dzi wie­le pre­zen­tów, o któ­rych mówi, że ci­ągle nie wie, jak je trak­to­wać, więc trzy­ma wszyst­kie w osob­nym po­ko­ju. Są wśród nich ma­skot­ki, ob­raz­ki z pu­cha­ty­mi anio­łka­mi z na­pi­sem: „Pa­mi­ąt­ka pierw­sze­go roku w Nie­bie”, cu­kier­ki, któ­rych boi się jeść, bo my­śli, że mogą być za­tru­te. Nie daje ich do­ty­kać ta­kże swo­jej dru­giej żo­nie, z któ­rą oże­nił się ja­kiś czas przed tym wszyst­kim, ale bał się o tym za­wia­do­mić młod­sze­go syna. Są też li­sty. Nie­któ­re po­tępia­jące, a inne roz­grze­sza­jące go z tego, że wy­cho­wał po­two­ra. W jesz­cze in­nych obcy mu lu­dzie po­cie­sza­ją go, że to nie jego wina, bo Adam był ste­ro­wa­ny i wy­ko­rzy­sta­ny przez CIA, deep sta­te, rząd, Oba­mę – do wy­bo­ru – żeby po­zba­wić oby­wa­te­li pra­wa do po­sia­da­nia bro­ni, więc też jest ofia­rą i po­wi­nien się bro­nić.

W po­ko­ju z pre­zen­ta­mi od ob­cych trzy­ma też zdjęcie ma­łe­go Ada­ma, któ­ry dłu­go wy­da­wał się dziec­kiem jak inne. Na­wet wte­dy, gdy za­nie­po­ko­jo­na na­uczy­ciel­ka – a było to w siód­mej kla­sie – przy­nio­sła jego wy­pra­co­wa­nie, któ­re zszo­ko­wa­ło ją opi­sa­mi prze­mo­cy. Mat­ka tłu­ma­czy­ła, że Adam od daw­na in­te­re­su­je się woj­na­mi, bi­twa­mi i bro­nią, chłop­cy to lu­bią, a jej syn do­dat­ko­wo jest po­nadnor­ma­tyw­nie in­te­li­gent­ny, więc pi­sze bar­dziej ob­ra­zo­wo. Kil­ka lat pó­źniej tra­fił naj­pierw do jed­ne­go, pó­źniej do dru­gie­go le­ka­rza. Otrzy­mał dwie ró­żne dia­gno­zy, w żad­nej nie było mowy o tym, że może stać się nie­bez­piecz­ny dla sie­bie lub ko­goś in­ne­go. Uzna­je się, że jego mo­ty­wy nie są zna­ne, ci­ągle bo­wiem nie jest wia­do­me, czy za­pla­no­wał wszyst­ko, czy kie­ro­wał się ja­ki­mś im­pul­sem.

Oj­ciec Ada­ma mówi, że chęt­nie za­mie­ni­łby się miej­sca­mi z ka­żdym z ro­dzi­ców dzie­ci za­bi­tych przez jego dziec­ko. I że nie wie, co zro­bio­no z cia­łem syna. Cho­ciaż to po­twór, to ci­ągle jego syn.

Je­re­my Rich­man, oj­ciec sze­ścio­let­niej Aviel­le, któ­ra zgi­nęła w tej sa­mej sali co Noah, ta­kże otrzy­my­wał od ob­cych lu­dzi pre­zen­ty, kart­ki z anio­łka­mi i sło­wa wspar­cia, a ta­kże py­ta­nia do­ty­czące ist­nie­nia jego cór­ki, któ­rą po­cho­wał na miej­sco­wym cmen­ta­rzu. Mimo wszyst­ko usi­ło­wa­li wraz z żoną wie­ść nor­mal­ne ży­cie. Zmie­ni­li dom. Uro­dzi­ła im się dwój­ka dzie­ci. Rich­man, neu­ro­bio­log, nie­gdyś za­fa­scy­no­wa­ny swo­im za­wo­dem, po­rzu­cił w pew­nym mo­men­cie pra­cę, za to na­pi­sał ksi­ążkę o funk­cjo­no­wa­niu mó­zgu. Nie jest to pod­ręcz­nik dla spe­cja­li­stów. To po­zy­cja, któ­ra ma po­ka­zać lu­dziom, że mózg to taki sam or­gan jak ka­żdy inny i jego funk­cjo­no­wa­nie może zo­stać za­bu­rzo­ne, a skut­ki ta­kich za­bu­rzeń mogą być tra­gicz­ne. I że trze­ba uwa­żnie przy­glądać się so­bie i swo­im bli­skim oraz nie bać się przy­znać, że ten or­gan za­czy­na wy­ka­zy­wać ob­ja­wy cho­ro­bo­we. Nie ukry­wał, że jego zda­niem to wła­śnie brak wie­dzy na te­mat funk­cjo­no­wa­nia mó­zgu do­pro­wa­dził do tra­ge­dii w San­dy Hook. Wraz z żoną za­ło­ży­li Aviel­le Fo­un­da­tion, któ­ra zaj­mu­je się za­po­bie­ga­niu prze­mo­cy po­przez wpro­wa­dze­nie po­wszech­nych ba­dań mó­zgu i edu­ka­cję. W mar­cu 2019 roku Je­re­my po­pe­łnił sa­mo­bój­stwo.

Po­zner też zre­zy­gno­wał z pra­cy i za­jął się tyl­ko i wy­łącz­nie tro­pie­niem osób, któ­re w sie­ci udo­wad­nia­ły swo­ją wer­sję wy­da­rzeń. Gdy uda­ło mu się w ko­ńcu na­wi­ązać po­śred­ni kon­takt z Hal­bi­giem, był prze­ko­na­ny, że jego mi­sja się sko­ńczy i będzie mógł wró­cić do nor­mal­ne­go ży­cia. Wy­słał ska­ny aktu uro­dze­nia ma­łe­go Noah i ko­pie jego zdjęć od dzie­ci­ństwa do pra­wie ostat­nie­go dnia ży­cia. Opi­sał swo­ją udrękę i przy­si­ągł, że jego dziec­ko ist­nia­ło na­praw­dę i na­praw­dę zgi­nęło. Na od­po­wie­dź cze­kał kil­ka ty­go­dni. W ko­ńcu do­wie­dział się, że Wol­fgang może mu uwie­rzyć, ale po otrzy­ma­niu osta­tecz­ne­go do­wo­du. Tym do­wo­dem może być tyl­ko i wy­łącz­nie eks­hu­ma­cja zwłok Noah. Oględzin miał do­ko­nać Wol­fgang ze swo­imi wspó­łpra­cow­ni­ka­mi.

Daw­na Stre­fo Zero, sto­isko zwo­len­ni­ków teo­rii spi­sko­wych. 11 wrze­śnia 2020

„Pro­blem w tym, że mój sy­nek prak­tycz­nie nie miał gło­wy” – po­wie­dział w jed­nym z wy­wia­dów Po­zner. Uświa­do­mił so­bie, że co­kol­wiek zro­bi, będzie to je­dy­nie na­pędza­ło jego prze­ciw­ni­ków i we wszyst­kim znaj­dą do­wód na to, że mają ra­cję.

Ta­kże jego żona przez ja­kiś czas była jed­nym z „do­wo­dów oszu­stwa rządu”. Po­ja­wi­ło się przy­pusz­cze­nie, że tak na­praw­dę jest szwaj­car­ską dy­plo­mat­ką, któ­ra kie­dyś uczest­ni­czy­ła w ONZ w spo­tka­niu na te­mat ogra­ni­cze­nia do­stępu do bro­ni. Zdjęcia w sie­ci zo­sta­ły prze­ana­li­zo­wa­ne i uzna­no, że na ka­żdym z nich zo­sta­ła do­kle­jo­na w Pho­to­sho­pie. Rze­czy­wi­ście, jej pa­nie­ńskie na­zwi­sko jest ta­kie samo jak dy­plo­mat­ki ze Szwaj­ca­rii, a jej ro­dzi­na po­cho­dzi wła­śnie z tego kra­ju.

Wy­pro­wa­dzi­ła się z cór­ka­mi do domu na wsi. On, już po roz­wo­dzie, wy­na­jął miesz­ka­nie w po­bli­żu i szyb­ko się oka­za­ło, że musi je zmie­nić – nie raz. Wy­ku­pu­je skrzyn­ki pocz­to­we w in­nych sta­nach, ale i tak za­wsze go do­pad­ną. Gdzie­kol­wiek miesz­ka, ob­sta­wia po­kój zdjęcia­mi ma­łe­go Noah na ró­żnych eta­pach ży­cia, żeby mieć sam dla sie­bie do­wód, że ist­niał, bo jak mówi, cza­sem za­czy­na w to wąt­pić. I zmie­nił tak­ty­kę. Prze­stał prze­ko­ny­wać, za­czął wy­ła­wiać z sie­ci wszel­kie do­ku­men­ty, któ­re zo­sta­ły za­miesz­czo­ne wbrew pra­wu. Szpe­rał, iden­ty­fi­ko­wał oso­by, któ­re to zro­bi­ły, i żądał usu­ni­ęcia zdjęć i nie­praw­dzi­wych in­for­ma­cji z Fa­ce­bo­oka. Kie­dy po­ja­wia­ły się na­stęp­ne, za­czął za­ska­rżać do sądu. Przy­zna­je, że z cza­sem na­uczył się sztu­ki za­sta­wia­nia pu­ła­pek; sam pod­su­wa swo­im prze­ciw­ni­kom do­ku­men­ty lub in­for­ma­cje i śle­dzi dro­gi, ja­ki­mi się roz­cho­dzą, co po­ma­ga mu zi­den­ty­fi­ko­wać i na­mie­rzyć spraw­ców.

Za­ska­rżył ko­bie­tę, miesz­kan­kę Flo­ry­dy, któ­ra na­pa­sto­wa­ła go za po­śred­nic­twem e-ma­ili, oska­rża­ła o ukry­wa­nie praw­dy, a w ko­ńcu na­pi­sa­ła: „Śmie­rć już idzie po cie­bie i nic nie mo­żesz w tej spra­wie zro­bić”. W 2017 roku zo­sta­ła ska­za­na na pięć mie­si­ęcy wi­ęzie­nia.

W 2019 roku wy­grał spra­wę prze­ciw­ko au­to­rom i wy­daw­com ksi­ążki No­bo­dy Died in San­dy Hook, w któ­rej po­da­no, że akty uro­dze­nia i śmier­ci Noah były sfa­łszo­wa­ne. Sąd przy­znał mu od­szko­do­wa­nie w wy­so­ko­ści 450 ty­si­ęcy do­la­rów. Ksi­ążkę na­pi­sa­li wspól­nie Ja­mes Tra­cy – ten, któ­ry za­czy­nał od blo­ga – i pro­fe­sor Uni­wer­sy­te­tu Min­ne­so­ty Ja­mes Fet­zer. Jest po­świ­ęco­na udo­wad­nia­niu tezy, że dzie­ci, któ­re rze­ko­mo mia­ły zgi­nąć, żyją, a część na­wet w tej sa­mej ­miej­sco­wo­ści.

Po­zner po­mó­gł in­ne­mu ojcu uzy­skać za­do­śću­czy­nie­nie od pro­wa­dzące­go In­fo­Wars Ale­xa Jo­ne­sa i sam rów­nież go po­zwał. Wy­grał. Na­mó­wił też in­nych ro­dzi­ców, żeby zro­bi­li to samo. Ak­tu­al­nie to­czy się kil­ka spraw o po­da­wa­nie fa­łszy­wych in­for­ma­cji i na­ra­że­nie na ból i stres. Jo­nes po­wo­li wy­co­fu­je swo­je ab­so­lut­ne po­par­cie dla tej teo­rii – a przy­naj­mniej tak się wy­da­je.

Po­zner za­ło­żył ta­kże fun­da­cję, któ­ra po­ma­ga in­nym ofia­rom teo­rii spi­sko­wych. Ta­kże ta­kim jak Tif­fa­ny Mo­ser, któ­ra po­cząt­ko­wo – w ca­łej gru­pie in­nych en­tu­zja­stów – zbie­ra­ła in­for­ma­cje dla Hal­bi­ga, je­ździ­ła re­gu­lar­nie do New­ton i od­py­ty­wa­ła lu­dzi, ale szyb­ko się prze­ko­na­ła, że śledz­two, w któ­rym bie­rze udział, jest jed­no­stron­ne i do­wo­dy sprzecz­ne z teo­rią są na­tych­miast kwa­li­fi­ko­wa­ne jako dez­in­for­ma­cja. Kie­dy pró­bo­wa­ła to prze­dys­ku­to­wać na jed­nym z ze­brań, sta­ła się wro­giem. Zgło­si­ła się do Po­zne­ra, gdy zo­ba­czy­ła w sie­ci swo­je dane i inne oso­bi­ste in­for­ma­cje, ta­kże o swo­im cho­rym dziec­ku, i za­częła otrzy­my­wać po­gró­żki.

Do­pa­dł też w ko­ńcu Hal­bi­ga. Zo­stał za­trzy­ma­ny rok temu za nie­le­gal­ne po­sia­da­nie do­ku­men­tów na­le­żących do Po­zne­ra, udo­stęp­nia­nie ich i prze­ka­zy­wa­nie set­kom nie­upo­wa­żnio­nych osób.

Mały Noah już dłu­żej nie żyje, niż żył. Jego sio­stry wspo­ma­ga­ją i mamę w pro­wa­dze­niu fun­da­cji jego imie­nia, i tatę w jego mi­sji – bo tak to te­raz na­zy­wa. Same sta­ły się ak­ty­wist­ka­mi wal­czący­mi o za­ostrze­nie prze­pi­sów o do­stęp­no­ści bro­ni. Na­wi­ąza­ły kon­tak­ty z ucznia­mi szko­ły w Par­kland na Flo­ry­dzie, gdzie w wa­len­tyn­ki 2018 roku je­den z uczniów za­bił trzech pra­cow­ni­ków i czter­na­stu swo­ich ko­le­gów z ró­żnych klas w wie­ku od czter­na­stu do sie­dem­na­stu lat i ra­nił ko­lej­nych sie­dem­na­stu.

W stycz­niu 2021 roku ro­dzi­ce dzie­ci za­bi­tych w tych dwóch szko­łach ostro za­pro­te­sto­wa­li, gdy się oka­za­ło, że Mar­jo­rie Tay­lor Gre­ene, nie­daw­no wy­bra­na po­słan­ka na­le­żąca do Par­tii Re­pu­bli­ka­ńskiej, a po­cho­dząca ze sta­nu Geo­r­gia, jest wy­znaw­czy­nią teo­rii spi­sko­wych i wie­rzy, że oby­dwa te wy­pad­ki były za­in­sce­ni­zo­wa­ne, do­kład­nie tak samo jak pró­ba za­ma­chu na Ro­nal­da Re­aga­na w 1981 roku oraz 11 wrze­śnia.

Dzia­ła­jąca w fun­da­cji San­dy Hook Pro­mi­se mat­ka sze­ścio­let­nie­go Dy­la­na, któ­ry wte­dy zgi­nął, za­pro­si­ła po­słan­kę na cmen­tarz i obie­ca­ła po­ka­zać jej pro­chy syn­ka, któ­re­go po­cho­wa­ła w ulu­bio­nej ba­we­łnia­nej ko­szul­ce po­szar­pa­nej ku­la­mi, bo po­sze­dł w niej tego dnia do szko­ły. Or­ga­ni­za­cje za­ło­żo­ne przez ro­dzi­ców, ta­kie jak March for Our Li­ves – Par­kland, Moms De­mand Ac­tion i Eve­ry­town for Gun Sa­fe­ty we­zwa­ły Gre­ene do re­zy­gna­cji z za­sia­da­nia w Kon­gre­sie.

Za­po­wia­da się cie­ka­wa wal­ka. Ci lu­dzie są zmęcze­ni i zde­ter­mi­no­wa­ni, a po­słan­ka Gre­ene jest wy­znaw­czy­nią QA­non i zo­sta­ła wy­bra­na wła­śnie dla­te­go, że in­ten­syw­nie pro­mo­wa­ła teo­rie spi­sko­we.4 grud­nia 2016 roku Ed­gar Mad­di­son We­lch, dwu­dzie­sto­sied­mio­la­tek z Ka­ro­li­ny Pó­łnoc­nej, wda­rł się do piz­ze­rii w D.C. z AR-15 prze­wie­szo­nym przez pie­rś, z pi­sto­le­tem i no­żem za pa­sem. Ro­zej­rzał się i – jak pó­źniej ze­znał – po­pa­dł w kon­ster­na­cję, bo ja­koś nie mógł roz­po­znać tego zna­ne­go so­bie z opi­sów w in­ter­ne­cie miej­sca. Do tyl­nych po­miesz­czeń do­stał się, strze­la­jąc w za­mek; w kuch­ni za­stał je­dy­nie oso­bę, któ­ra wy­ra­bia­ła cia­sto. Szu­kał drzwi do piw­ni­cy. Nie było. Nie było w ogó­le piw­ni­cy. Nie było kla­tek z za­pła­ka­ny­mi dziew­czyn­ka­mi. Nie było rze­źni w ol­brzy­miej chłod­ni. Prze­szu­ki­wał sys­te­ma­tycz­nie wszyst­kie po­jem­ni­ki. W tym cza­sie je­den z pra­cow­ni­ków wy­pro­wa­dził klien­tów i za­dzwo­nił po po­li­cję, któ­ra ob­sta­wi­ła lo­kal. We­lch wy­sze­dł po czter­dzie­stu pi­ęciu mi­nu­tach z ręka­mi pod­nie­sio­ny­mi do góry i pod­dał się. Po­li­cjan­tom po­wie­dział, że naj­wy­ra­źniej miał złe dane.

Prze­szko­lo­ny w ochot­ni­czej stra­ży po­żar­nej, em­pa­tycz­ny, za­wsze chęt­ny do po­mo­cy i re­li­gij­ny, czas spędzał głów­nie z ro­dzi­ną i dwój­ką dzie­ci. Wy­je­chał raz na dłu­żej, z gru­pą ma­jącą po­ma­gać na Ha­iti. Ro­bił, co mógł, ta­kże na co dzień. Spo­koj­ny, zrów­no­wa­żo­ny – tak go cha­rak­te­ry­zo­wa­li sąsie­dzi i wspó­łwy­znaw­cy z Ko­ścio­ła bap­ty­stów, któ­rzy na­pi­sa­li do sądu list w jego spra­wie, pro­sząc o ła­god­ny wy­rok.

.

.

.

...(fragment)...

Całość dostępna w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: