Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stany Zjednoczone Miłości - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,24

Stany Zjednoczone Miłości - ebook

Wystarczy jeden alarm bombowy i dwaj synowie politycznych rywali trafiają do tego samego schronu. To spotkanie wyborcze skończy się albo katastrofą, albo czymś nieoczekiwanie wspaniałym.

Dre jest przyzwyczajony do sławy… no dobrze, rozpoznawalności. Kręci filmiki, przebiera ludzi za kosmitów, a na konwentach ustawiają się do niego kolejki fanów! Głośny, fantazyjnie ubrany, a przede wszystkim wyoutowany i z tego dumny – zwraca uwagę i budzi emocje. Emocje, które mogą odebrać jego ojcu szanse na zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych.

Dean nie ma takich problemów. Od zawsze wiedział, że jego mama mierzy wysoko, a on musi uważać na każdy swój krok. Jako idealny syn zrobi wszystko, żeby republikanie zwyciężyli. Pokaże się nawet z dziewczyną wybraną dla niego przez sztab wyborczy. To w końcu żaden kłopot. Przynajmniej nie musi się zastanawiać, czy jego mama faktycznie akceptuje go takiego, jakim jest.

Rozmowa w schronie pokazuje obu chłopakom, że przeciwieństwa się przyciągają, a miłość ponad podziałami politycznymi jest możliwa. O ile nikt nikogo nie śledzi ani nie próbuje szantażować. A przecież nie wszyscy kandydaci grają równie uczciwie, prawda?

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-8769-3
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DRE

– Fajne skarpetki.

_Fajne skarpetki?_ Nikt nigdy nie powiedziałby, że jestem gładki w obejściu. Tak naprawdę gdyby tylko istniał taki słownik, to pod zdjęciem przedstawiającym mnie, Andre Rosaria, znalazłaby się lista słów, które są przeciwieństwem przymiotnika „gładki”. Chropawy, grubiański, grudkowaty, gruzłowaty, nierówny, szorstki, zryty. Mógłbym wymieniać dalej, ale raczej nie powinienem. Wiecie, o co mi chodzi.

Tylko co innego niby miałem powiedzieć Deanowi Arnaultowi, synowi największego wroga mojego ojca, a więc i _mojemu_ największemu wrogowi? No dobra. Gdy mówiłem „wróg”, może rzeczywiście trochę przeginałem, ale nie zmieniało to faktu, że Dean był synem politycznej przeciwniczki mojego taty, która również starała się o fotel prezydencki. Jego poglądy budziły naprawdę sporo wątpliwości, więc Dean nie był kimś, z kim powinienem gadać – tyle że jego rodzina i moja rodzina znalazły się w tym samym miejscu i w tym samym czasie i _ktoś_ nagle zdecydował, że to świetna okazja do zdjęć, więc ciągle nas ku sobie popychano. Musiałem coś powiedzieć, zanim sytuacja zrobiłaby się naprawdę niezręczna.

Poza tym miał naprawdę fajne skarpetki.

Dean Arnault uniósł rękę, by palcami przeczesać sobie włosy, zatrzymał się w pół ruchu, po czym opuścił ramię wzdłuż tułowia. Tak jakby usłyszał swoją matkę, strofującą go za to, że chce zniszczyć pracę stylistki, dzięki której wyglądał jak idealny przykład młodego republikanina. Jasne włosy z wyraźnym przedziałkiem na boku i bez ani jednego zmierzwionego kosmyka, brązowe oczy, piegi na policzkach, rzymski nos, wyrazista linia szczęki i dołeczek w podbródku. Nie żebym uważał, że jest atrakcyjny. Na litość boską, miał na sobie mokasyny. Mokasyny! Niczym czterdziestopięcioletni mężczyzna w drodze do ekskluzywnego klubu golfowego, gdzie zamierza trafić do osiemnastu dołków bez przerywania dyskusji o potencjalnych inwestycjach.

– Dziękuję – odpowiedział Dean po chwili, która była zbyt krótka, żeby można ją było uznać za długą, ale zbyt długa, żeby nazwać ją krótką. Było tak, jakby działał w zwolnionym tempie, pewnie po to, by cenzorzy monitorujący go przez implanty w jego mózgu mieli szansę wypikać ewentualne skandaliczne słowa, zanim zostaną wypowiedziane.

– Czy mogliby państwo stanąć jeszcze bliżej siebie? – powiedział fotograf. – To zdjęcie trafi do podręczników szkolnych.

– O tak – powiedziała Janice Arnault. – A podpis pod nim będzie brzmiał: „Prezydentka Arnault z rodziną oraz jej kontrkandydat Tomás Rosario”.

Wszyscy, łącznie z moimi rodzicami, roześmiali się – co najmniej jakby gubernatorka Arnault opowiedziała przezabawny żart, a nie właśnie zainsynuowała, że to ona wygra wybory, mimo że według sondaży brakowało jej do mojego ojca trzech punktów procentowych.

– A może – odezwałem się – będzie brzmiał…

Matka uszczypnęła mnie w ramię, przez co zaskowytałem. Nie przestawała się uśmiechać, ale jej oczy mówiły mi, że teraz nie czas na moją niewyparzoną gębę i jeśli się nie zamknę, po powrocie do domu słono za to zapłacę.

– A może będzie brzmiał inaczej – wymamrotałem, ale nikt nie zwracał już na mnie uwagi. Może to i dobrze.

Fotograf pstrykał zdjęcia, a ja starałem się nie robić żadnych niestosownych min, lecz nie było to łatwe. Już i tak poszedłem na ustępstwa, gdy włożyłem ten głupi beżowy garnitur – choć muszę przyznać, że wyglądałem w nim naprawdę zjawiskowo. Gdyby to ode mnie zależało, miałbym na sobie jakąś bajeczną kreację w stylu sukniogarniturów Billy’ego Portera, w których pokazywał się już kilkukrotnie na czerwonym dywanie. Zgodziłem się nawet zmyć na dzisiejszy wieczór manicure, choć w proteście pomalowałem paznokcie u stóp na kolor mandarynkowego wrzasku. Oprócz tego pozwoliłem, żeby stylistka mojej mamy skróciła mi włosy o siedem centymetrów, podczas gdy mnie podobała się moja wcześniejsza fryzura. Wszystko to sprawiło, że nie miałem cierpliwości do Janice Arnault i jej rodziny, która przypominała jakieś bractwo uniwersyteckie.

– Dre? – Tata szturchnął mnie, po tym jak fotograf poprosił o zdjęcia z samymi Arnaultami. – Chyba nie jesteś nadal na mnie zły, co?

Wzruszyłem ramionami, nie spojrzałem w jego stronę.

– Zły? Dlaczego miałbym być zły? Przecież nie miałem żadnych planów, a ty wcale nie zmusiłeś mnie, żebym porzucił swoją najlepszą przyjaciółkę i zamiast tego zjawił się _tutaj_.

– Mel na pewno zrozumie – odpowiedział tata. – A ja nie użyłem siły.

– Bez różnicy. – Miałem kłopot z tym, żeby myśleć o moim tacie w ten sam sposób co inni. Dla połowy kraju był przyszłym przywódcą, przystojnym i pełnym pasji. Dla drugiej połowy był obcokrajowcem, który zabija dzieci i czci szatana, człowiekiem o predyspozycjach co najwyżej do tego, żeby prowadzić sklep osiedlowy. Ale dla mnie był facetem, który podczas smażenia naleśników śpiewa piosenki Beyoncé, a za mikrofon uznaje wtedy trzepaczkę do jaj, który boi się jaszczurek, który zmusza mnie do tego, żebym uczęszczał na głupie polityczne wydarzenia, gdy mam lepsze rzeczy do roboty, i który w przeciągu jednego cyklu wyborczego z Ojca Roku stał się Ojcem? Nie Znam Gościa.

– Z czasem będzie łatwiej, Dre.

– Masz na myśli czas, gdy już zostaniesz prezydentem, agenci tajnych służb będą kontrolować każdy nasz krok, a my będziemy musieli jeszcze bardziej uważać na dziennikarzy, lustrujących każdą minutę naszego życia i gnojących nas za każde potknięcie, kiedy tylko coś spieprzymy?

– Nie przeklinaj, Dre – powiedziała mama, która stała obok Jose Calderona, despotycznego szefa sztabu wyborczego mojego ojca, i udawała, że wcale nie podsłuchuje.

Tata stłumił śmiech.

– Nie będzie aż tak źle.

– Już jest.

– To przynajmniej nie będzie o wiele gorzej. – Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Zauważyłem, że Dean na nas patrzy, ale szybko się odwrócił, jakby zawstydzony taką demostracją uczuć. Jego rodzice zapewne myśleli, że to niemęskie, gdy ojciec przytula syna. Dean ze swoim tatą wymieniali pewnie zdecydowane uściski dłoni albo ewentualnie skinienia głowy. – Poza tym – kontynuował tata – może jeszcze przegram.

– Modlę się o to co wieczór przed snem.

– Andre? – Jose pomachał w moją stronę, by zwrócić moją uwagę. – Fotograf chce zrobić kilka zdjęć z samymi dziećmi.

– Mam siedemnaście lat. Nie jestem dzieckiem.

– Zrób to dla mnie – powiedział tata.

– Nie ma opcji – odpowiedziałem, ale tata już zaczął popychać mnie w stronę Deana, który stał pod amerykańską flagą zawieszoną na wysokim maszcie.

– Wiem, że cię to nie bawi, Dre, ale to dla mnie ważne, okej?

Potrząsnąłem głową.

– Dobra. Ale jesteś mi winien coś naprawdę dużego. Na przykład tak dużego jak samochód, o który od dawna proszę.

Tata poklepał mnie po ramieniu.

– Nie ma szans. Baw się dobrze!

_Baw się dobrze._ Jasne. Nie umiałem sobie wyobrazić świata, w którym spędzenie choćby jednej sekundy z Deanem Arnaultem można było nazwać „dobrą zabawą”, ale i tak poczłapałem w jego stronę – to było poświęcenie, do którego byłem zdolny, by pomóc mojemu tacie zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych.DEAN

Fotograf pomachał do mnie.

– Przybliż się trochę. Przecież cię nie ugryzie.

Zerknąłem w stronę mojej matki, która stała z boku z rodziną Rosario i śmiała się z czegoś, chociaż ja nie potrafiłem sobie wyobrazić, co zabawnego widziała w całej tej sytuacji.

– Wiesz co, on się myli – powiedział cicho Andre, gdy się do niego przysunąłem. – Czasem gryzę.

Andre miał oczy zielone jak algi, okolone długimi rzęsami. Jego ciemne włosy układały się w fale i opadały mu na czoło – jakimś cudem sprawiało to takie wrażenie, jakby z jednej strony spędzał dużo czasu na ich układaniu, a z drugiej – dopiero co się obudził. Przyznaję, byłem zazdrosny. Ja całe życie miałem tę samą fryzurę i wątpiłem, by Nora – szefowa sztabu wyborczego mojej mamy – pozwoliła mi coś zmienić, zanim zapewnimy sobie głosy potencjalnych wyborców.

Objąłem Andre ramieniem i zdobyłem się na mój najbardziej ujmujący uśmiech. Chciałem mu pokazać, że jego gadanie na mnie nie działa.

– Tak trzymać! – powiedział fotograf i zaczął robić zdjęcia.

To nie był pierwszy raz, kiedy spotkałem Andre Rosaria. Kampanie naszych rodziców przeplatały się zaskakująco często. Znałem go także z Potwornych Przebieranek – kanału internetowego, na którym wspólnie z partnerką, Mel, publikował filmiki o tym, jak krok po kroku wykonywać potworne makijaże. Zanim pan Rosario zdobył nominację Partii Demokratycznej, Andre był bardziej rozpoznawalny niż jego ojciec. Ale to był pierwszy raz, kiedy zamieniliśmy ze sobą więcej niż trzy słowa, w sumie nadal nie byłem pewien, czy traktować go jak przyjaciela, czy jak wroga.

– Nie ja je wybrałem – powiedziałem, by podtrzymać konwersację, podczas gdy fotograf ustawiał nas w kolejnych pozach.

– Co?

– Skarpetki. – Uniosłem nogawkę spodni, by odsłonić jedną skarpetkę: szarą z jaskrawymi rysunkowymi pszczołami. Nie za bardzo pasowały do garnituru. – Stylistka je dla mnie wybrała.

– Dobrze wiedzieć.

– To znaczy?

Andre wyszczerzył się jeszcze kilka razy do aparatu, zanim fotograf oznajmił, że skończyliśmy. Moi rodzice przesunęli się w głąb korytarza, a ja już miałem odejść w ich stronę, gdy chłopak się odezwał:

– Mówiłem Mel, to moja najlepsza przyjaciółka, że zwykle ubierasz się jak na pogrzeb, co w sumie pasuje na dziś, jako że mój tata zamierza zgładzić twoją mamę. A potem zauważyłem te skarpetki i pomyślałem, że może źle cię osądziłem, choć wychodzi na to, że jednak miałem rację.

Mogłem odpuścić, ale samozadowolenie emanujące od Andre mi na to nie pozwoliło.

– Szefowa sztabu wyborczego mojej matki stwierdziła, że figlarny dodatek do stroju przemówi do zwykłych ludzi.

Andre przekrzywił głowę.

– Czy ty właśnie nazwałeś mnie zwykłym?

– Nic takiego nie powiedziałem.

– Nieważne. Idź, podłącz się do jakiegoś gniazdka, żeby się podładować.

– Ach – mruknąłem – ha, ha. Bo jestem robotem…

– …zaprogramowanym do tego, by wykonywać rozkazy swojej mamusi.

– Zabawne – powiedziałem. – Tyle że wcale nie.

Andre stanął z rękami założonymi na piersi. Po chwili powiedział:

– Chwila, to była twoja riposta? – Skrzywił się. – Najwyraźniej umiejętność dyskutowania odziedziczyłeś po mamie.

– Zmiażdżyłbym cię w prawdziwej debacie.

– Ta, jasne.

W korytarzu rozległ się głośny łoskot. Ktoś krzyknął. Dwoje agentów w czarnych garniturach pojawiło się znikąd i natychmiast zaczęło zaganiać Andre i mnie do garderoby przydzielonej mojej matce.

Agentka, poważna kobieta o krótkich czarnych włosach, otworzyła drzwi i powiedziała:

– Pod żadnym pozorem nie wychodźcie z tego pomieszczenia. – Jej głos był surowy, a rozkaz nie podlegał dyskusji.

– Co się dzieje? – zawołał Andre. – Gdzie moi rodzice? Wszyscy cali?

Ale agentka trzasnęła drzwiami bez odpowiedzi na jego pytania, a kiedy Andre spróbował je otworzyć, okazało się, że są zamknięte na klucz. Załomotał w nie parę razy, po czym oparł się o nie plecami i osunął się na podłogę.

Całe to zajście trwało piętnaście, może dwadzieścia sekund i nie wiedziałem, _co_ właściwie się wydarzyło, dlatego nie miałem pojęcia, czy to tylko fałszywy alarm i wszystko będzie dobrze, czy naprawdę coś się działo i miałem powody do zmartwień.

– Masz przy sobie telefon? – zapytałem.

Zanim skończyłem mówić, Andre już sięgnął do kieszeni spodni, po czym zaczął stukać w ekran. Zrobiłem to samo. Próbowałem dodzwonić się do rodziców i do Nory, ale nie miałem zasięgu.

– Cholera! – Andre ściskał swój telefon, jakby zamierzał nim rzucić o ścianę, co zdecydowanie nie poprawiłoby naszej sytuacji. – Nie mogę się dodzwonić.

– Ja też nie – odpowiedziałem.

– Patrzę na ten antyk i w ogóle się nie dziwię. – Jego głos drżał. – To chyba model sprzed jakichś pięciu lat?

Zaczerwieniłem się.

– Mam tendencję do gubienia rzeczy. Przez to rodzice nie widzą sensu kupowania mi drogiego telefonu, skoro i tak pewnie go gdzieś zostawię.

Andre zamilkł na chwilę, pewnie próbował za wszelką cenę przestać się martwić tym, co mogło się dziać za drzwiami.

– Dobrze wiedzieć, że nie jesteś idealny.

– Nigdy nie twierdziłem, że jestem idealny, Andre.

– W wiadomościach uwielbiają kreować cię w ten sposób. – Spojrzał na mnie. – W ich oczach jesteś jak Kapitan Ameryka, który pracuje społecznie z biednymi dzieciakami i uczy je czytać albo buduje domy jako wolontariusz. A ja w tym czasie zajmuję się mordowaniem szczeniaczków.

Bałem się, co sprawiało, że chciałem odpyskować Andre, ale on też pewnie był przerażony. Zamiast tego sięgnąłem po butelkę wody, która stała na stole, i podałem mu ją.

– Masz. Pierwsza zasada kampanii wyborczej brzmi: pij dużo wody.

– Dzięki. – Andre wziął ode mnie butelkę, odkręcił ją, ale się nie napił. – Dre.

– Proszę?

– Mam na imię Dre – powiedział. – Tylko szef sztabu wyborczego mojego taty mówi na mnie Andre. I moja mama, ale tylko gdy jest naprawdę wściekła. Wtedy woła na mnie „Andre Santiago Rosario”, po czym zwykle następuje coś w stylu: „Coś ty narobił?!” w parze z jakimś drobnym przekleństwem.

Uśmiechnąłem się wbrew sobie.

– Dobrze wiedzieć. I jestem pewien, że tajne służby mają wszystko pod kontrolą. Najprawdopodobniej to tylko alarm bombowy…

Dre wytrzeszczył oczy.

– Myślisz, że ktoś podłożył bombę?!

– Tego nie powiedziałem…

– Wiesz co? Może lepiej już się nie odzywaj.

– Jasne – powiedziałem. – Nie ma sprawy.DRE

Stałem z uchem przyciśniętym do drzwi i starałem się usłyszeć, co się dzieje na korytarzu. Na którym panowała przedziwna cisza. Cisza sprawiająca, że w głowie kręciło mi się od wszystkich niebezpiecznych scenariuszy, które być może właśnie się rozgrywały.

– Słychać coś? – zapytał Dean.

– Nie. Nic.

– To może być dobry znak.

– Albo może oznaczać, że jacyś nienawidzący polityków faceci z bronią przetrzymują wszystkich w innym skrzydle szkoły jako zakładników i zamierzają zaraz ich powystrzelać, łącznie z naszymi rodzicami.

– Szczerze w to wątpię.

– No jasne – odpowiedziałem. – Twoja strona praktycznie oddaje cześć broni palnej, więc jestem przekonany, że twoi rodzice nie są w żadnym niebezpieczeństwie.

Pierwsza debata odbywała się na uniwersytecie w Miami, co spotkało się z protestami Jose, który twierdził, że to daje gubernatorce Arnault przewagę. Ale mój tata nie miał nic przeciwko, a poza tym dzięki temu Jose ustalił, że druga debata odbędzie się w Nevadzie. Byłem przekonany, że cała ta sytuacja nie miałaby miejsca, gdyby wydarzenie zorganizowano w jakimś nudnym stanie, na przykład w Dakocie Południowej.

Dean siedział na sofie z nogą założoną na nogę, jakby miał zamiar zaraz zacząć popijać brandy i zapalić cygaro, wymieniając przy tym seksistowskie uwagi. Próbował złapać sygnał i zalogować się do publicznego Wi-Fi, ale bez skutku.

– Jak możesz być taki spokojny? – zapytałem.

– Ufam, że agenci, którzy chronią naszych rodziców, mają wszystko pod kontrolą.

– No dobra, a ja nie. Ostatni raz byłem tak spanikowany, kiedy w naszej szkole doszło do strzelaniny.

W poszukiwaniu czegoś do jedzenia podszedłem do stołu, z którego wcześniej Dean zabrał dla mnie wodę. Stały tam pojemniczki z jogurtem greckim, miski z owocami oraz musli.

– Gdzie się podziały normalne przekąski?

– Moja matka preferuje zdrowe jedzenie.

Zjadłem garść musli, ale jak tylko je przełknąłem, od razu pożałowałem.

– To nie jest jedzenie.

– To dlaczego tak się nim napychasz?

Okruszki opadły na poły mojego garnituru, gdy odparowałem:

– Bo moi rodzicie gdzieś tam są, a ja nie wiem, co się z nimi dzieje! Może siedzą w jednym pomieszczeniu z bombą, którą ktoś, kto nie ma żadnego doświadczenia, będzie musiał rozbroić w ostatniej sekundzie, więc przetnie czerwony czy tam niebieski drucik. Albo może po korytarzach skrada się uzbrojony psychol i tylko czyha, żeby kogoś zabić, a ja chciałbym pomóc, _muszę_ pomóc, ale nie mogę, bo jestem zamknięty w tym pieprzonym pokoju z tobą. I jedyne, co _mogę_ zrobić, poza wykopaniem tunelu, żeby stąd uciec, to pożeranie jedzenia, które nawet mi nie smakuje! Okej?!

Uch! Gadanie z Deanem przypominało próby prowadzenia konstruktywnej dyskusji z agentem tajnych służb.

– Tak właściwie to ja nie lubię broni – powiedział. – Gdy miałem jedenaście lat, mój wuj chciał nauczyć mnie polować, ale ja nie potrafiłem usprawiedliwić zabijania czegoś, czego nie miałem nawet zamiaru później zjeść. A kiedy wuj zabił jelenia, płakałem tak bardzo, że zwymiotowałem.

– No tak, jesteś wegetarianinem. Pamiętam, że gdzieś o tym czytałem. – Nabrałem truskawek do miski, ale jeszcze nie miałem pewności, czy zamierzałem je jeść, czy rzucać nimi w Deana, i ponownie zacząłem przemierzać pokój tam i z powrotem. Starałem się nie zastanawiać nad tym, czy moi rodzice są przetrzymywani w pokoju takim jak ten, czy są wciśnięci do szafy z tuzinem innych osób. – Co twoja mama myśli na temat tego, że jej syn nienawidzi broni i kocha zwierzęta?

Dean wzruszył ramionami.

– To, że nie lubię broni, nie znaczy, że nie popieram prawa innych do jej posiadania.

Przewróciłem oczami. A już myślałem, że zaczynamy się rozumieć.

– No jasne, że popierasz.

– Ty zapewne uważasz, że powinniśmy zebrać całą broń świata i wystrzelić ją w kosmos?

– Znacznie trudniej dokonać masowego morderstwa nożem. – Przerwałem, by posłać Deanowi zimne spojrzenie. – A tak w ogóle to jak możesz tu siedzieć i kłócić się o to ze mną, kiedy życie naszych rodziców jest w niebezpieczeństwie?

Dean przez chwilę wytrzymywał moje spojrzenie, po czym odwrócił wzrok.

– Przepraszam – powiedział. – Myślałem, że jeśli zaczniemy się kłócić, nie będziesz zamartwiał się o swoich rodziców aż tak bardzo, jak ja martwię się o swoich.

Otworzyłem usta, by uraczyć go kolejną obelgą, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Dean chciał dobrze, mimo że zabrał się do tego w dziwny sposób. Sprowokowanie kłótni nie byłoby moją preferowaną metodą na odwrócenie _jego_ uwagi, ale należało mu się uznanie za to, że w ogóle spróbował.

– Przepraszam, że puściły mi nerwy. Po prostu nie mogę przestać myśleć o tym, co właśnie może się dziać, a każdy scenariusz jest gorszy od poprzedniego.

– Rozumiem – odparł Dean. – To był zły pomysł. A poza tym to nie byłaby wyrównana walka.

Uniosłem brew.

– Myślałem, że już to ustaliliśmy? Zdziesiątkowałbym cię.

– Z historycznego punktu widzenia „zdziesiątkować” oznacza „zabić jednego na dziesięciu”, a współcześnie też nie używamy tego słowa w znaczeniu „pokonać kogoś lub coś”, ale raczej „zniszczyć pewną część czegoś większego”.

Ta odrobina wdzięczności, którą zaczynałem do niego czuć, od razu się ulotniła. Ostatnie, czego było mi trzeba, to lekcja słownictwa z profesorem Deanem.

– Nieważne – powiedziałem. – I tak skopałbym ci tyłek.

Kiedy Dean wreszcie na mnie spojrzał, zobaczyłem, że się uśmiecha. Mrugnął do mnie.

– Skoro tak twierdzisz.

– Tak twierdzę!

– Okej.

– Okej! – Nie przestawał się uśmiechać, więc zmarszczyłem brwi i ponownie zacząłem przemierzać pokój. – Nie wiem, za jakie grzechy utknąłem w jednym pomieszczeniu z tobą, ale cokolwiek to było, już tego żałuję.

– Nie utknąłeś tu ze mną – powiedział Dean. – Utknęliśmy tu razem, a moja matka zawsze powtarza, że wypadek to okazja w przebraniu.

– Twoja mama twierdzi także, że ludzie tacy jak ja nie zasługują na pełnię praw, więc wybacz, jeśli nie wierzę we wszystko, co mówi.DEAN

„Poznaj swojego wroga” – powiedziałaby moja matka. „Bądź uprzejmy dla nieznajomych” – rzekłby ojciec. Nie wiedziałem, czy Dre był nieznajomym, moim wrogiem czy może jednym i drugim. Miałem pewność jedynie co do tego, że mnie nienawidzi, choć w sumie nie było dla mnie jasne, co takiego zrobiłem, by zasłużyć sobie na jego gniew. Najwyraźniej wierzył w propagandę na temat mojej matki – że zamierza odwołać decyzję Sądu Najwyższego nadającą prawo do małżeństw parom jednopłciowym – ale przecież Dre w ogóle _mnie_ nie znał.

– Mój ojciec odwołał swojego agenta tajnych służb. – Dre od pięciu minut chodził tam i z powrotem, zajadał truskawki i udawał, że nie istnieję.

– Nie wiedziałem, że tak można.

Skinął głową.

– Jedyną osobą, która nie może odmówić ochrony tajnych służb, jest prezydent. – Zatrzymał się, by odłożyć miseczkę, która teraz była już niemal pusta. – Powiedział, że nie chce marnować pieniędzy podatników.

– Wygląda na to, że nie była to najlepsza decyzja.

– Idiotyczna. Tak podsumowała ją moja mama – powiedział. – Wrzeszczała na niego przed dwadzieścia minut, po czym powiedziała, że jeśli ktoś go skrzywdzi, niech lepiej od razu go zabije, bo jeśli nie, to ona to zrobi.

Za każdym razem, gdy Dre na mnie nie patrzył, kierowałem wzrok na drzwi.

– Z tego, co słyszę, to twój ojciec potrzebuje tajnych służb, by chroniły go przed twoją matką.

Dre parsknął śmiechem i zaraz się zawstydził.

– Chyba masz rację. – Przestał się uśmiechać, po czym wyrzucił ramiona w górę. – Jak możesz być taki spokojny? Ja tu odchodzę od zmysłów. Jakim cudem ty nie odchodzisz od zmysłów?

– To, że nie wypowiadam na głos każdej strasznej myśli, która pojawia się w mojej głowie, nie znaczy, że nie jestem absolutnie przerażony faktem, że moja matka i ojciec znajdują się obecnie w sytuacji potencjalnie zagrażającej ich życiu. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to modlić się o to, by wszystko było dobrze, bo inaczej zacznę walić w te drzwi, dopóki ktoś mi nie otworzy albo dopóki moje pięści nie zaczną krwawić.

Spodziewałem się, że moja tyrada uciszy Dre na chwilę albo chociaż wprawi go w osłupienie, ale wyglądało na to, że przyniosła zupełnie odwrotny skutek.

– Byłem wściekły na tatę, że kazał mi z nim przyjść – powiedział. – Od czasu rozpoczęcia kampanii nie ma dla mnie czasu, chyba że czegoś ode mnie chce. Na przykład żebym podczas debaty był jego dzieciakiem na pokaz, tak jak dzisiaj. Tyle że mieliśmy z Mel plany, które musiałem przez niego odwołać, a teraz czuję się jak dupek, że byłem zły, bo przecież coś mu się mogło stać, a ja nawet nie chciałem tutaj być i miałem nadzieję, że przegra, a my będziemy mogli wrócić do normalnego życia. Nie chcę, żeby mój tata umarł w przeświadczeniu, że byłem na niego zły.

Nie byłem pewien, czy Dre świadomie podzielił się ze mną tym wszystkim ani czy spodziewał się odpowiedzi. Wyraźnie zmagał się ze skomplikowanymi uczuciami związanymi z tym, że jego ojciec kandyduje na prezydenta. Doskonale to rozumiałem.

– Rozmawiałeś kiedyś z ojcem o tym, co właśnie mi powiedziałeś?

Dre opadł na jeden z foteli odrobinę mniej spięty – po raz pierwszy, odkąd zostaliśmy zamknięci w garderobie.

– Zanim zgłosił swoją kandydaturę, zapytał mnie, czy mam coś przeciwko.

Nie potrafiłem ukryć szoku.

– Naprawdę?

Dre skinął głową.

– Tak. Powiedział mi, że ma szansę, głównie dzięki temu, że zyskał sobie posłuch jako prokurator generalny, kiedy zajmował się sprawami imigrantów, ale obiecał, że jeśli wolę, to poczeka, aż skończę liceum.

– To dlaczego nie poprosiłeś go, żeby zaczekał?

– Bo nie myślałem, że ma jakiekolwiek szanse! – Szalony śmiech Dre wzbudził we mnie niepokój. Wydawało się, że stres zaczyna go przerastać, a ja zaczynałem się zastanawiać, czy nie będę bezpieczniejszy na korytarzu, ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że każdy z nas radzi sobie ze stresem w inny sposób. – Poradziłem mu, żeby spróbował, bo spodziewałem się, że przegra w prawyborach. Kto by głosował na mojego tatę, no nie?

– Okazało się, że sporo ludzi – powiedziałem.

Śmiech Dre ucichł, a jego uśmiech znikł.

– Dokładnie. Kiedy umarło tamto dziecko, po tym jak na granicy zostało oddzielone od rodziców, a mój tata wygłosił swoje słynne przemówienie, pomyślałem sobie: „O cholera. Naprawdę ma szansę”.

– Pamiętam to przemówienie. Było dobre. – Było więcej niż dobre. Rozpaliło partię demokratów i pomogło Rosariowi wyróżnić się spośród innych kandydatów, czym ostatecznie zapewnił sobie nominację.

– Po tym zacząłem żałować, że nie poprosiłem go, żeby poczekał – powiedział Dre. – Ale nie mogłem zmienić zdania, bo wyszedłbym na totalnego dupka.

– Co ci najbardziej przeszkadza? Zainteresowanie mediów? – zapytałem.

Wzruszył ramionami.

– Częściowo. To znaczy, wiem, że w przyszłym roku skończę liceum i pójdę na studia, ale już teraz każdy mój krok jest obserwowany, osądzany i komentowany.

– Byłeś sławny, zanim ktokolwiek wiedział, kim jest twój ojciec – odpowiedziałem. – Dlaczego teraz czujesz, że jest inaczej?

– Ludzi, którzy znają mnie z Potwornych Przebieranek, wcale nie obchodziło, _kim jestem_. Obchodziło ich tylko to, czy w następnym filmiku przygotujemy z Mel makijaż zombie, czy jednak zrobimy coś w stylu Cthulhu. A teraz cokolwiek bym zrobił, zawsze znajdzie się ktoś, kto wyczyta z tego jakąś deklarację. Ludzie, których nie znam, chcą wszystko o mnie wiedzieć. A ja nie chcę zmieniać świata, chcę po prostu zajmować się potwornym makijażem.

– Och. – Wydało mi się, że to niemądre: mieć tego rodzaju platformę i nie wykorzystywać jej do tego, by pomagać ludziom, ale nie chciałem wypytywać o to Dre. – Co jeszcze?

– Co?

– Powiedziałeś „częściowo”. Co jeszcze ci przeszkadza?

Dre zwiesił ramiona.

– Wiem, że to zabrzmi głupio, ale tęsknię za tatą. Był jak mój najlepszy przyjaciel, a teraz nigdy nie ma go w domu. – Przez chwilę wydawało się, że się rozpłacze, ale szybko się otrząsnął. – W każdym razie chcę, żeby tata wygrał, bo to mój tata i byłby pierwszym prezydentem meksykańskiego pochodzenia, i serio myślę, że dałby sobie świetnie radę, ale jednocześnie chcę, żeby przegrał, bo jestem samolubny i podobało mi się moje dotychczasowe życie.

– Rozumiem cię.

– Serio? – Dre, zszokowany, zmarszczył brwi, jakbym przyznał się co najmniej do tego, że potajemnie wierzę w powszechną opiekę zdrowotną. – Myślałem, że ciebie to kręci. Że twoja szkolna szafka jest pokryta w środku naklejkami wyborczymi. Że wiesz, jak zamierzasz urządzić swoją sypialnię w Białym Domu.

Wzruszyłem ramionami i skinąłem głową.

– To wszystko prawda, ale czasami zastanawiam się, jak by to było mieć normalne życie. Zanim stałem się synem republikańskiej kandydatki na prezydenta, byłem synem gubernatorki, a przed tym – synem bohaterki wojennej. Media zawsze były nami zainteresowane, a ja nie znam innego życia. Od zawsze muszę się porządnie zastanawiać, w co się ubrać czy co powiedzieć. Ludzie drwią ze mnie przez to, że jestem taki skryty, ale wolę to niż drwiny z tego, że narobiłem sobie kłopotów albo przyniosłem wstyd rodzinie. Nie chcę ani jednego, ani drugiego, ale to ma swoją cenę.

Nigdy nikomu o tym nie mówiłem, nawet moim przyjaciołom, ale w tamtym momencie wydawało mi się, że Dre jest jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć.

Oczy miał szeroko otwarte, jego spojrzenie wyrażało coś pomiędzy zaskoczeniem a współczuciem.

– Nigdy bym nie pomyślał, że właśnie to będziemy mieć ze sobą wspólnego.

– Powinieneś się cieszyć, że twój tata spytał cię o zdanie – powiedziałem. – Moja matka nie dała mi wyboru.DRE

Rozmawianie z Deanem, jakby był normalnym chłopakiem, a nie chodzącą antytezą wszystkiego, w co wierzyłem, ubraną w elegancką koszulę, było dziwne. Raz założyłem się z Mel, że Dean pewnie śpi w swojej szafie – zwisa w niej do góry nogami z wieszaka – i że ma bieliznę podpisaną na każdy dzień tygodnia, ale on okazał się inny, niż przypuszczałem. A rozmowa z nim była w tamtym momencie jedyną rzeczą, która powstrzymała mnie przed wyrwaniem drzwi z zawiasów i zmuszeniem agenta stojącego przed nimi do tego, by powiedział mi, co się dzieje. Najdziwniejsze jednak było to, że rozmowa z Deanem była też całkiem w porządku.

Być może powinienem się cieszyć, że do tej pory nie słyszałem, by ktoś za drzwiami krzyczał, ani że jak na razie ziemia nie zatrzęsła się od eksplozji, ale mój nadpobudliwy umysł wypełnił wszystkie luki. Byłem pewien, że to, co sobie wyobrażałem, było gorsze od rzeczywistości, ale nie mogłem przestać. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby Deana nie było ze mną w garderobie. Rozmowa i kłótnie z nim powstrzymywały mnie przed popadnięciem w panikę.

– Na pewno wiedziałeś, że zamierza kandydować, prawda? – powiedziałem. – Twoja mama zaczęła swoją kampanię praktycznie już podczas drugiej kadencji na stanowisku gubernatorki.

Podczas gdy kandydatura mojego taty wydawała się nieco naciągana, gubernatorki Arnault była nieunikniona.

Dean siedział na sofie i bez przerwy odkręcał i zakręcał swoją butelkę z wodą. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby ktoś siedział tak prosto, i zastanawiałem się, czy on kiedykolwiek się relaksował. Nie żeby ta sytuacja była szczególnie relaksująca.

– Jasne – odpowiedział. – Wiedziałem. Każdy wiedział. Ale byłoby miło, gdyby mnie zapytała.

Im więcej czasu spędzałem z Deanem, tym lepiej zdawałem sobie sprawę, że jest bardziej skomplikowany, niż wcześniej byłem gotowy przyznać. Był cichy nie dlatego, że nie miał nic do powiedzenia – po prostu był bardziej skryty ode mnie. No dobra, w porównaniu ze mną każdy był bardziej skryty. Ale powoli zaczynałem rozpoznawać jego tiki: drżenie w kąciku ust oznaczało, że coś go bawi, jego nozdrza się rozszerzały, kiedy myślał o czymś, co mu się nie podobało, ściągał brwi, kiedy mówił o swojej mamie.

– Zgodziłbym się, oczywiście – dodał.

– Oczywiście – powtórzyłem. Ale sposób, w jaki Dean zmrużył oczy, sprawił, że zacząłem się zastanawiać, czy zgodziłby się, bo tego _chciał_.

Odchrząknął.

– Tak czy inaczej, dla tego z nas, który skończy w Białym Domu, to na pewno będzie ciekawe doświadczenie.

– Ciekawe to mało powiedziane – odrzekłem. – To znaczy, czy będę miał w ogóle prawo do prywatności? Na ostatnie pięć miesięcy roku będę musiał zmienić szkołę i przeprowadzić się do Waszyngtonu. Jak mam się z kimś zaprzyjaźnić, skoro wszyscy będą musieli najpierw zostać sprawdzeni przez tajne służby? No i nie będę mógł się wymykać na imprezy.

– Nie wyglądasz na kogoś, kto ma problemy z nawiązywaniem przyjaźni – powiedział Dean. – Jestem pewien, że dasz sobie radę.

– A co z randkowaniem? Nigdy nie miałem chłopaka. Jak ja to wszystko ogarnę?

Dean wzruszył ramionami.

– To nie jest aż tak ważne.

– Nieważne? – Jasne, wiedziałem, że są większe problemy na świecie niż to, że nie miałem chłopaka, ale czasem to jedyne, o czym byłem w stanie myśleć. Odkąd wyszedłem z szafy. Marzyłem o idealnej pierwszej randce, idealnym pierwszym pocałunku, idealnym pierwszym… o wszystkich pierwszych razach. To było dla mnie ważne i nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Dean pochodził do tego z taką obojętnością. – Spodziewam się, że ty sporo randkujesz?

– Nie.

– Żadnych dziewczyn? Ani chłopaków? Nic?

– Żadnych.

– I nie martwisz się tym, że nigdy nie spotkasz tej jedynej osoby, która gdzieś tam jest i czeka na ciebie, bez której skończysz samotny i do końca życia będziesz mieszkał ze stadem adoptowanych psów i zajadał polewę do ciast prosto z opakowania?

Dean zaśmiał się krótko i przewrócił oczami, co w jego przypadku było odpowiednikiem gromkiego śmiechu.

– Nie, nie martwię się. Ty też nie powinieneś. Po pierwsze, zakładasz, że każdy człowiek na świecie chce się zakochać i że seks jest dla nastolatków najważniejszym doświadczeniem. To nieprawda.

Westchnąłem, sfrustrowany.

– Wiem, że nie. Ale nie zakładam tego o każdym.

– Tylko o mnie.

– Poczekaj, niech zgadnę. Seks cię nie interesuje? – rzuciłem jako żart. Założyłem, że Dean ma obsesję na punkcie broni, dziewczyn i chwały, zgodnie z tym, czego większość głosujących spodziewała się po siedemnastoletnim synu republikańskiej kandydatki na prezydenta.

Dean przekrzywił głowę i zacisnął usta, zastanawiał się chwilę, po czym odpowiedział:

– Nie powiedziałbym, że mnie nie interesuje. Prawdę mówiąc, sam nie wiem.

To wyznanie totalnie mnie zaskoczyło – w głowie zaroiło mi się od pytań. Czy byłem jedyną osobą, która wiedziała? Czy byłem pierwszą osobą, której się przyznał? Do czego właściwie się przyznał? Dlaczego mi powiedział? Może dlatego, że wiedział, że jestem gejem?

Nie zadałem ani tych pytań, ani miliona innych, które kłębiły mi się w głowie. Zamiast tego powiedziałem:

– Okej?

Dean wyraźnie zinterpretował to jako zmieszanie.

– Aseksualność to spektrum, prawda? – powiedział. – A ja sytuuję się gdzieś w tym spektrum, choć jeszcze nie wiem, w którym dokładnie miejscu. Być może jest gdzieś tam ktoś, z kim chciałbym uprawiać seks, ale nie spieszy mi się, by tego kogoś znaleźć.

Czułem, że mózg zaraz mi eksploduje. Dean Arnault przyznający się do tego, że znajduje się w spektrum aseksualizmu, spowodował, że totalnie zapomniałem, dlaczego w ogóle rozmawiamy na ten temat – byliśmy uwięzieni w garderobie, bo życie naszych rodziców mogło być zagrożone. Nigdy wcześniej nie myślałem, że Dean jest do mnie w jakikolwiek sposób podobny, ale im więcej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej chciałem wiedzieć, co jeszcze mamy wspólnego.

– A gdybyś kogoś takiego znalazł – powiedziałem, bo nie mogłem powstrzymać wścibstwa – to wiesz, jaki ten ktoś by był? Jak by wyglądał?

Znów zadrżał mu kącik ust: ledwo widoczny uśmiech.

– Jeszcze nie wiem. Ale wierzę, że będę wiedział, gdy tego kogoś spotkam.

Jego odpowiedź była jednocześnie frustrująca i szczera, więc nie mogłem się czepiać.

– Nie boisz się, że komuś powiem?

Z twarzy Deana zniknął rozluźniony wyraz, a jego nozdrza się rozszerzyły.

– A zamierzasz komuś powiedzieć?

– Nie! Po prostu…

– Bo jeśli tak, to zwyczajnie temu zaprzeczę. Powiem, że to zmyśliłeś, i nikt ci nie uwierzy.

Dean wyglądał tak, jakby zaraz miał rozpaść się na kawałki. Zbladł i sprawiał wrażenie, że za chwilę zwymiotuje. Nie wiedziałem, czy świadomie podzielił się ze mną swoim sekretem, czy wymsknęło mu się to przez stres związany z zamartwianiem się o rodziców, czy może po prostu potrzebował się komuś zwierzyć, a ja byłem pierwszą osobą, której zaufał – ale nie chciałem, żeby myślał, że zamierzam wszystkim wygadać.

– Nikomu nie powiem – odezwałem się. – Nie zrobiłbym tego ani tobie, ani nikomu innemu. Nigdy.

– Przysięgasz? – zapytał.

– Na życie moich rodziców. – W tym momencie była to najpoważniejsza obietnica, jaką mogłem złożyć.

Dean nie uśmiechnął się, ale wyglądał na mniej przerażonego.

– Dziękuję.DEAN

Uwięzienie w garderobie z synem największego politycznego rywala mojej matki, gdy nie byłem w stanie porozmawiać z moimi rodzicami ani dowiedzieć się, co się dzieje, było przerażające. Ani Dre, ani ja nie mogliśmy złapać sygnału czy połączyć się z Wi-Fi, co sprawiało, że czuliśmy się kompletnie odcięci od świata. Byłem pewien, że rodzice skontaktowaliby się ze mną, gdyby tylko mogli, przez co jeszcze bardziej się martwiłem. Albo nie mieli zasięgu, albo coś powstrzymywało ich przed skorzystaniem z telefonów. Miałem nadzieję, że prawdziwa była ta pierwsza opcja, i modliłem się o to w duchu.

Robiłem, co w mojej mocy, by zachować spokój – przynajmniej pozorny – bo tego oczekiwałaby ode mnie matka. Chciałaby, żebym dawał dobry przykład, a ja się starałem – ale nie było łatwo. Mój strach był za duży, by pomieścić się w moim ciele, i chciałem go wykrzyczeć, ale wiedziałem, że nie pomogę tym rodzicom, a dodatkowo jeszcze bardziej zestresuję Dre.

– Boisz się? – zapytał mnie.

– Kiedy byłem młodszy, miewałem koszmary o tego typu sytuacjach – odpowiedziałem. – Po tym, jak po raz pierwszy zobaczyłem protestujących na wiecu mojej matki, jeszcze gdy kandydowała na stanowisko gubernatora. Ci ludzie wrzeszczeli. Nie pamiętam nawet, co dokładnie mówili, ale pamiętam nienawiść w ich oczach. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że istnieją osoby, które naprawdę nienawidzą mojej matki i które chcą ją skrzywdzić. Od tamtej pory nie przestałem się o nią bać. – Odchrząknąłem.

Dre obserwował mnie uważnie. Kiedy nie odpowiedział od razu, pomyślałem, że pewnie go przestraszyłem swoją szczerością. Ale potem się odezwał:

– Pytałem o coming out. Boisz się, co się stanie, gdy powiesz ludziom o sobie? – Poczułem się głupio i spuściłem wzrok. – I dla ścisłości – dodał Dre – ja też martwię się o swoich rodziców.

Gdybym nie był zamknięty w tamtym pokoju, pewnie wymyśliłbym jakąś wymówkę i przerwał tę rozmowę. Czułem się odsłonięty i zawstydzony tym, że opowiedziałem Dre o protestujących. Ale skoro nie mogłem wstać i wyjść, zrobiłem to, co zrobiłby każdy szanujący się południowiec – udałem, że nic się nie stało.

– Nie wiem, czy boję się coming outu – powiedziałem. – Jesteś pierwszą osobą, której to wyznałem, i w sumie nie było tak źle.

– Jestem pierwszą osobą, której to wyjawiłeś? – Dre wstał i przeczesał włosy palcami. – To wielkie wydarzenie, Dean! To znaczy, czuję się zaszczycony, ale brakuje ciasta czy czegoś takiego.

– Ciasta?

– Jasne! Uważam, że każdy coming out wymaga ciasta. – Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę z tym swoim uroczym durnym uśmiechem. – Nie uważasz, że ludzie mniej by się tym stresowali, gdyby wiedzieli, że na końcu czeka ich ciasto?

– Nie potrzebuję ciasta i to naprawdę nic wielkiego. Już jakiś czas temu zaakceptowałem to, że jestem inny, i postanowiłem, że powiem o tym ludziom, gdy to będzie konieczne. – Rozłożyłem ręce. – Szczerze mówiąc, nigdy nie rozumiałem tej potrzeby coming outu. Jedynymi osobami, które powinny znać twoją orientację seksualną, są twoi potencjalni partnerzy: seksualni bądź romantyczni.

Jeśli miałbym wskazać jedną rzecz, której dowiedziałem się o Dre w tym krótkim czasie, to byłby to fakt, że nie potrafił kontrolować swojego wyrazu twarzy. Nie potrafił ukrywać towarzyszących mu emocji. Było to w sumie całkiem urocze, ale jednocześnie sprawiało, że bez problemu pokonałbym go w debacie. W tamtym momencie wyglądał na zszokowanego.

– No co? – powiedziałem.

– Nic – odpowiedział Dre. – Po prostu… Nie spodziewałem się, że okażesz się…

– …kimś więcej niż klonem mojej matki?

– …tak bardzo do mnie podobny.

Być może w innych okolicznościach jego odpowiedź by mnie uraziła, ale powiedział to z taką szczerością, że aż mnie zaskoczył. Tyle że zanim zdążyłem zastanowić się, jak na to zareagować, wszystkie światła zamigotały, po czym zgasły i pomieszczenie pogrążyło się w ciemności.

– Dean?!

– Nie ruszaj się – powiedziałem. – Zaraz zaświecą się światła awaryjne…

Lampa nad drzwiami rozbłysła i zalała ściany halogenową poświatą.

– Co się, do cholery, dzieje, Dean?

Nie wiedziałem, a nie chciałem go okłamać. Serce biło mi jak oszalałe, miałem sucho w gardle. Uspokajanie go było jedynym, co uspokajało _mnie_.

– Usiądź – powiedziałem. – Nie chcesz się teraz potknąć w ciemności i złamać nogi.

Dre pomaszerował mechanicznie w stronę sofy i usiadł naprzeciwko mnie. Szarpnął za swój krawat i ponownie spróbował znaleźć zasięg, coraz bardziej sfrustrowany.

– Nie mogę tego wytrzymać!

– Wszystko będzie dobrze – powiedziałem. – Obiecuję.

Jeśli nie dotrzymam tej obietnicy, będzie to oznaczało, że skłamałem, ale nie mogłem znieść tego, jak bardzo Dre był przerażony, zwłaszcza że nie miał nad tym żadnej kontroli.

– Może tym razem tak, ale co z następnym? I kolejnym?

– Zawsze jest jakiś alarm bombowy albo list z pogróżkami, albo podejrzana przesyłka. – Miałem zamiar pocieszyć Dre, zrozumiałem jednak, że to pewnie nie pomaga, więc szybko dodałem: – Ale przez te

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: