Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Star Carrier. Tom 9. Gwiezdni Bogowie - ebook

Seria:
Data wydania:
2 grudnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Star Carrier. Tom 9. Gwiezdni Bogowie - ebook

Admirał Trevor Gray stoczył wiele bitew z obcymi, wielokrotnie pokazując im, że nie warto zadzierać z ludzkością. Teraz jego samego i dowodzony przez niego lotniskowiec gwiezdny „Ameryka” czeka nowe zadanie: z pomocą Konstantina, zaawansowanej sztucznej inteligencji, przemierzyć czas i przestrzeń, by dowiedzieć się, czy ludzkość rzeczywiście może osiągnąć osobliwość i jednocześnie uniknąć zagrożeń, z którymi zmagały się inne napotkane przez Ziemian międzygwiezdne cywilizacje.

Są jednak tacy, których nie interesują odpowiedzi na te pytania i obchodzi ich jedynie walka o władzę. Poza kosmicznymi niebezpieczeństwami Gray musi także zmierzyć się z politykami, którzy chcą pozbawić sztuczną inteligencję wpływu na ludzkie decyzje, i z tajną flotą mającą za zadanie go zniszczyć. Kosmiczna otchłań jest pełna kawałków układanki, które nie tak łatwo złożyć w spójną całość.

Aby przetrwać, gatunek musi ewoluować. Potrzebuje jednak wizji przyszłości, którą Gray ma nadzieję odnaleźć w odległej o osiemset milionów lat przeszłości.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67053-14-3
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Konstantin poruszał się w Boskim Strumieniu.

Przez jego świadomość płynęły dane. Czujniki dalekiego zasięgu rozmieszczone na planecie, jej księżycu i w przestrzeni kosmicznej zasypywały sieć Konstantina lawiną informacji. Na Marsie również znajdowały się czujniki… chociaż obecnie opóźnienie komunikacyjne między Ziemią a Czerwoną Planetą wynosiło dwanaście minut i jego tamtejsza świadomość była świadomością przeszłości.

Na Ziemi… chaos.

Chińczycy znów starli się z Rosjanami i w końcu zajęli Chabarowsk, blokując transsyberyjską kolej magnetyczną i odcinając oblężony Władywostok. Rosjanie grozili użyciem disasemblerów, które zdezintegrują chińskie centra zaopatrzeniowo-logistyczne w Mandżurii.

Rewolucja na Filipinach rozszerzała się na Indonezję, w miarę jak protesty przeciwko Hegemonii Chińskiej stawały się gwałtowniejsze. Teokracja Muzułmańska przesuwała oddziały bojowe na Jawę i Sumatrę, starając się odzyskać pełnię kontroli nad wyspami.

Sabotażyści uszkodzili główną elektrownię windy kosmicznej na górze Kenia. Zespoły naprawcze pracowały nad przekierowaniem mocy ze stacji orbitalnych na ziemię, ale przynajmniej przez kolejne dwa dni winda miała być wyłączona z użytku.

W Paryżu, Mediolanie, Rzymie, a po drugiej stronie Atlantyku w Waszyngtonie i Nowym Nowym Jorku wybuchły zamieszki przeciwko AI.

W Los Angeles i Houston tłumy na ulicach żądały zamknięcia enklawy Turuschów pod Mare Crisium na Księżycu i odesłania obcych do domu.

A w Waszyngtonie nowo wybrany prezydent Walker zażądał, aby Kongres zignorował plotki o nadchodzącej osobliwości i skupił się na próbach odbudowy nadmorskich miast, wciąż zalewanych przez podnoszące się przez ostatnie dwa stulecia morze.

Konstantin, super-AI, narodził się w postaci zespołu równoległych procesorów rozmieszczonych w szerokim na sto osiemdziesiąt kilometrów kraterze Ciołkowskiego po ciemnej stronie Księżyca. Przez ostatnie kilka lat rozszerzył jednak zakres swojej egzystencji i rezydował teraz w wielu innych sieciach komputerowych, między innymi na pokładach okrętów USNA oraz w satelitach krążących wokół Ziemi i Marsa. Od długiego czasu zarówno on, jak i kilka innych super-AI było odpowiedzialnych za sterowanie rządem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Nie żeby prezydent Walker i członkowie Kongresu byli tylko figurantami, ale z pewnością mieli mniejszy wpływ na zarządzanie krajem, niż im się wydawało.

Zgodnie z każdą rozsądną definicją Konstantin był samoświadomy, odkąd został zaprogramowany przez inteligencje maszynowe znajdujące się już w szerokiej sieci komputerów DS-8940 Digital Sentience. Był AIP, czyli zaprogramowany przez AI. Jego oprogramowanie napisali nie ludzie, ale samoewoluujące sztuczne inteligencje. Uznał za… zabawne, że ludzie debatowali w jego kwestii niemal od jego powstania.

Nie ulegało wątpliwości, że Konstantin w pewnym stopniu był inteligentniejszy od ludzi. Dysponował odpowiednikiem 10²⁴ połączeń nerwowych, co sprawiało, że jego umysł pracował około dziesięciu miliardów razy szybciej niż jakikolwiek ludzki mózg. Jego zdolność do odczuwania za pomocą zmysłów także była oczywista. Otrzymywał powódź ciągłych bodźców z niezliczonych połączeń, w tym od ludzi ze specjalnym oprogramowaniem w implantach mózgowych. Jego sieć sensorów dalekiego zasięgu dostarczała mu danych z całej Ziemi, z Księżyca, Marsa oraz z okrętów podróżujących wśród gwiazd.

Nie, debata dotyczyła tego, czy był świadomy. Wielu ludzi nie potrafiło zaakceptować faktu, że pod tym względem był podobny do nich.

W zasadzie Konstantin był bardziej samoświadomy niż jakikolwiek człowiek. Był świadom każdego z tysięcy osobnych „ciał”, od procesorów na Lunie po ogromny wojskowy kompleks dowodzenia SupraQuito na orbicie, sieć komputerową lotniskowca gwiezdnego „Ameryka” oraz innych podobnych jej okrętów. To, że jego umysł potrafił ogarnąć taki ogrom i złożoność, stanowiło zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Problemy, które napotykał, analizując tę powódź danych, były zawiłe i… często irytująco nierozwiązywalne. Odczuwał satysfakcję, gdy umiał rozwiązywać problemy. Ale gdy tego nie potrafił, dręczyła go frustracja.

W miarę jak na wyniszczonym świecie będącym domem dążącej do samozagłady cywilizacji wzmagał się chaos, czuł, że ta frustracja narasta. Potrzebował pomocy z zewnątrz.

A żeby uzyskać tę pomoc, Konstantin gotów był nawet dopuścić się zdrady…ROZDZIAŁ PIERWSZY

5 kwietnia 2429

Park Scioto Falls

Krater po Columbus

Godzina 10.50 EST

Wodospady z hukiem zanurzały się w nieprzeniknionej mgle.

Krater miał trzy kilometry średnicy, pół kilometra głębokości i był idealnie okrągły. Dawniej w centrum miasta Columbus spotykały się dwie rzeki, Scioto i Olentangy. Teraz wpadały do krateru, by kilkaset metrów niżej uderzyć w powierzchnię jeziora. Wciąż nie był to najwyższy wodospad na świecie. Ten tytuł należał do Salto Ángel w Wenezueli, wysokiego na cały kilometr. Ale woda spływająca po idealnie gładkich ścianach krateru hipnotyzowała ludzi patrzących na nią zza barierek punktów widokowych parku.

Admirał Trevor Gray przechylał się przez balustradę i spoglądał we mgłę przesłaniającą jezioro. Cztery i pół roku temu, w listopadzie 2424, część paneuropejskich sił zbrojnych wystrzeliła wbrew rozkazom głowice nanodisasemblerowe w stronę Columbus, aby wyeliminować władze buntowniczych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.

Miasto było wtedy stolicą USNA, ale Koenig, ówczesny prezydent, uciekł wraz z większością swojego personelu podziemną koleją magnetyczną i ustanowił tymczasową stolicę w Toronto. Jakiś czas później, gdy zespoły nanokonstrukcyjne odbudowały zalany od dawna Waszyngton, siedzibę rządu przeniesiono w dawne miejsce, które przez ponad sto lat skrywały mokradła.

Wojna ostatecznie dobiegła końca i USNA uzyskały niepodległość, były już niezależne od Genewy i Konfederacji Ziemskiej. Zwycięstwo drogo jednak okupiono. W Columbus dezintegracji uległy dziesiątki milionów ludzi; dokładnej liczby zapewne nigdy nie uda się ustalić.

Spośród ruin wokół Graya wyrastało Nowe Miasto, nanomaszyny przekształcały atomy ziemi, skał, gruzu (i zapewne ciał), tworząc nowe, lśniące budowle, unoszące się nad jeziorem i otaczające park. Okolica wyglądała teraz pięknie. Światło późnego poranka prześwitywało przez mgły, tworząc jaskrawą tęczę w głębi krateru. Gdyby Trevor o tym nie wiedział, nie odgadłby, że samo jezioro do dzisiaj znajduje się w stanie wrzenia i znaczną część tej malowniczej mgły stanowi para wodna. Gdy paneuropejskie pociski uderzyły w miasto, każda cząsteczka budynków, ulic czy ludzi rozpadła się na atomy, wyzwalając ciepło… ogromną ilość ciepła. Na całkowite ochłodzenie krateru trzeba było jeszcze długo poczekać.

Gray zastanawiał się, dlaczego Alexander Koenig poprosił go, żeby tego ranka udał się właśnie tu. Jeszcze wczoraj, kiedy Trevor przebywał w Waszyngtonie, przygotowując przemowę, którą miał wygłosić przed Komisją Budżetową Izby Reprezentantów, otrzymał wiadomość skierowaną bezpośrednio do mózgu. Wiedział, że jeśli były prezydent USNA prosi o przysługę, nie może mu odmówić. Musiał złapać prom suborbitalny, aby na czas dotrzeć do centrum Columbus.

Po całym tym pośpiechu teraz musiał czekać. Koe­nig nie odpowiedział na jego wiadomość, więc Gray przyglądał się architekturze powstającego Nowego Miasta w oczekiwaniu na kolejny ruch Koeniga. Po drugiej stronie krateru nowo powstały drapacz chmur wzbijał się już ku niebu, choć po jego powierzchni wciąż poruszały się roboty, wypuszczające nanomaszyny i materiały budowlane.

Jednak dla Graya najciekawsi byli ludzie. Widział ich całe tłumy, złożone z tak różnorodnych osobników, że przesuwało to granice definicji człowieczeństwa. Większość z nich była zwykłymi ludźmi, ale u wielu dało się zauważyć ślady modyfikacji genetycznych, cybernetycznych usprawnień i protez organicznych. Przyglądał się młodej kobiecie przechadzającej się po promenadzie, całkowicie nagiej, ale pokrytej od stóp do głów animowanymi tatuażami, które sprawiały, że na jej skórze migały abstrakcyjne wzory. Towarzyszący jej młody mężczyzna miał po bokach dodatkową parę rąk. Zapewne wyhodowano je z jego własnych tkanek i przeszczepiono w jakimś punkcie medycznym. Wyglądały na w pełni sprawne, jako że mężczyzna gładził plecy i biodra towarzyszki dwiema prawymi rękami. Musiano więc także zmodyfikować jego ośrodkowy układ nerwowy.

Nagi minotaur był… niepokojący i aż buzował testosteronem. Gray miał nadzieję, że ekspresja tych byczo-ludzkich genów była tymczasowa, że to kostium, a nie coś zamierzonego na stałe.

Dlaczego, u diabła, Koenig go tu wezwał? W tym swoim mundurze miał poczucie, że wyróżnia się jak tarantula na talerzu.

– Drune! – odezwał się za jego plecami młody głos. – To admirał! Co pan tu robi?

– Sam chciałbym wiedzieć – odpowiedział, odwracając się – Niestety…

Przerwał, gdy ją zobaczył. Była dość ładna… poza tym, że wycięto jej kawałek twarzy tuż przy nasadzie nosa i wszczepiono tam trzecie, żywe oko. Zamrugało teraz do niego.

– Uch…

Gray zaniemówił. Wiedział, że obecnie sporo ludzi modyfikowało sobie niemal wszystko, i miał do tego podejście typu: „Hej, to ich ciało, niech sobie robią, co chcą”. Ale we Flocie USNA prawie tego nie widywał. Znaczne modyfikacje ciała, zwłaszcza protezy organiczne, nie były mile widziane w siłach zbrojnych i nigdy nie oglądało się tam czegoś aż tak ekstremalnego.

Jego myśli w tej chwili obracały się wokół jednego kluczowego pytania: „Dlaczego?”.

Z początku pomyślał, że miała na sobie mundur, ale wtedy zdał sobie sprawę, że oznaki stopnia i naszywki misji zupełnie do siebie nie pasują. Nosiła zarówno szewrony sierżanta, jak i kapitańskie paski. Była pozerką, kimś, kto tylko przebierał się za kogoś z floty.

Gray nie lubił pozerów. Przywłaszczali sobie prestiż mężczyzn i kobiet, którzy służyli naprawdę. Normalnie by ją zignorował, ale fascynowało go to trzecie oko.

– Czy… ty przez to widzisz? – spytał.

– Nie. Nie stać mnie na modyfikacje nerwowe. Ale jest naprawdę drune, prawda?

– Można tak powiedzieć.

Z teatralną przesadą przewróciła tym jednym okiem, zamykając dwa pozostałe, przez co przez chwilę wyglądała jak cyklopka.

– Co tu robisz, admirale? – Wyciągnęła rękę ku jego piersi, jakby chciała go dotknąć, ale on odsunął się, by tego uniknąć. W rozpraszająco erotyczny sposób poruszała biodrami i zastanowiło go, czy jest do wynajęcia.

Nie żeby był zainteresowany. Nie pozerką.

– Czekam na kogoś.

Zauważył, że gałkę oczną otacza czerwonawa, zasychająca maź. Czy tak to miało wyglądać? Jakoś wątpił.

– Drune. Mnie kręci wojsko i kink – powiedziała tak, jakby stanowiło to powód do dumy. – Tak swoją drogą, mam na imię Jo. Jo de Sailles. – Wymawiała to jako „de sajles” i zaciekawiło go, czy przekręcona francuska wymowa była kolejną pozą, czy wynikała po prostu z ignorancji. Wyciągnęła dłoń do powitania, ale Gray zignorował ten gest. Istniały przenoszone dotykowo nanoinfekcje, a Jo mogła próbować go obrabować albo czegoś jeszcze gorszego.

Ograniczył się do lekkiego ukłonu.

– Miło mi.

– Naprawdę bardzo lubię wojskowych. Moglibyśmy przenieść się do mnie…

Na myśl o pójściu do łóżka z trójoką kobietą nieco go zemdliło.

– Nie wydaje mi się, moja droga. Swoją drogą, wygląda na to, że masz jakąś infekcję środkowego oka. Nieco krwawi. Powinnaś iść z tym do lekarza.

– Kurwa – powiedziała, pocierając wspomniany organ. – Tani auto-dok, ładujesz?

– Uch… ładuję. Odrobina medinano powinna pomóc.

Wykorzystał okazję, żeby się oddalić, i ruszył wzdłuż promenady nad gotującym się w kraterze jeziorem.

– Admirale Gray?

Odwrócił się i ujrzał robota.

– Mój Boże! – powiedział, zaskoczony. – Pan prezydent!

– Już nie – odparł głos Alexandra Koeniga. – Proszę mi mówić Alex.

Robot miał kształt i rozmiary zbliżone do ludzkich. Jednak pokrywa z białego plastiku i czarne stawy sprawiały, że nie dało się go pomylić z prawdziwym człowiekiem… cokolwiek to teraz znaczyło. Spotkanie z trójoką Jo nieco wstrząsnęło Trevorem.

Na twarzy robota mieścił się płaski ekran, na którym wyświetliły się znajome rysy byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Koenig uśmiechnął się.

– Dobrze… Alex. Wygląda pan… wyglądasz nieźle.

– Podoba ci się mój nowy wizerunek? Zapewniam, że jest tymczasowy. Ale ostatnio muszę uważać, gdy wychodzę z domu, więc uznałem, że tak będzie bezpieczniej.

Istniały obecnie roboty praktycznie nieodróżnialne od ludzi, przeciwko czemu protestowali niektórzy aktywiści i środowiska religijne, ale maszyna stojąca przed Grayem była tylko podstawowym zdalnie sterowanym modelem turystycznym. Ludzie chcący odwiedzić inne miasto, na przykład Paryż, mogli wpiąć się w centrum turystycznym własnego miasta i połączyć się z siecią świadomości robota teleoperacyjnego w biurze paryskim.

Gray nigdy tego nie próbował, ale powiedziano mu, że odczuwa się wtedy wszystko to, co odbiera maszyna – nie tylko obraz i dźwięk, ale też dotyk, zapach, smak. Czegokolwiek doświadczał robot teleoperacyjny, trafiało do zmysłów człowieka po drugiej stronie łącza. Podobnych urządzeń używano do eksploracji nieprzyjaznych dla ludzi okolic, takich jak powierzchnia Wenus czy ciemne, lodowe pustkowia Mordoru na Charonie, księżycu Plutona, chociaż w takich przypadkach użytkownik musiał znajdować się na orbicie danej planety.

Coś, co powiedział Koenig, zaciekawiło Graya.

– Musisz uważać, wychodząc? W czym problem? Wkurzeni Paneuropejczycy?

Twarz Koeniga wykrzywiła się.

– Nie oni, nie aż tak. Raczej Outsiderzy. Grożono nam ostatnio śmiercią.

– To okropne.

– Ech, pewnie nie mówią poważnie, przynajmniej w większości. Ale moja ochrona nie lubi, gdy się wymykam.

Outsiderzy. Termin ten pożyczono od wielogatunkowej cywilizacji zamieszkującej niewielką galaktykę pochłoniętą przez znacznie większą Drogę Mleczną osiemset milionów lat temu. Eony temu przeszli włas­ną wersję osobliwości, którą nazywali Schjaa Hok albo transcendencją. Okazało się, że mieli włas­nych Outsiderów. Ci, którzy pozostali, stworzyli groźną cywilizację Sh’daar.

Teraz zaś wyglądało na to, że ludzkość znalazła się u progu własnego Schjaa Hok, od dawna zapowiadanej i wyczekiwanej osobliwości technologicznej. Wiele na to wskazywało. Trwająca od dekad wojna ze Sh’daarami toczyła się głównie o dostęp do technologii będących w stanie powstrzymać ludzką transcendencję.

– Kto chce cię dorwać? – spytał Gray. – Walker?

– Ta linia komunikacyjna nie jest bezpieczna, Trevor – odparł były prezydent. – Chcę, żebyś szedł za robotem. Zaprowadzi cię do mnie, dobrze?

– Jasne.

Gray pomyślał, że robi się z tego intryga rodem z powieści płaszcza i szpady. Rozejrzał się, żeby sprawdzić, czy kogoś nie zainteresowała jego rozmowa z botem turystycznym, ale nikt nie zwracał na niego uwagi… nawet Jo de Sailles, która zagadywała minotaura.

– Wyślę po ciebie prom – oznajmił Koenig. – I pogadamy, gdy do mnie przylecisz.

Co było aż tak ważne, że były prezydent USNA zadał sobie trud, by zobaczyć się właśnie z Grayem?

VFA-96 „Black Demons”

SupraQuito

Orbita synchroniczna Ziemi

Godzina 11.02 EST

Komandor porucznik Donald Gregory sterował swoim myśliwcem klasy SG-420 Starblade, zbliżając się do USNA CVS „Ameryka”, ogromnego lotniskowca kosmicznego spoczywającego na geostacjonarnej orbicie przy rozłożystej strukturze stoczni i doku kosmicznego SupraQuito. Pod nim setki stacji orbitalnych układało się w ogromny, rozciągnięty na niebie świetlisty łuk.

W samym środku tego kompleksu jedna z jasnych nici zgasła, pomknąwszy w stronę równika. Nić ta, zakotwiczona na szczycie uśpionego wulkanu Cayam­be, leżącego nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów na północny wschód od Quito, stolicy Ekwadoru, w rzeczywistości była kablem o grubości dziesięciu metrów, uplecionym z włókien węglowych, i ciągnęła się od równika na wysokość trzydziestu siedmiu tysięcy siedmiuset osiemdziesięciu sześciu kilometrów do punktu, w którym obrót wokół planety zajmował dokładnie dwadzieścia cztery godziny. Dzięki temu stocznia SupraQuito pozostawała wciąż bezpośrednio nad tym samym punktem Ziemi, dając ludzkości tani i prosty dostęp do przestrzeni kosmicznej. Inny splot z włókien węglowych ciągnął się jeszcze dalej i łączył z niewielką asteroidą, wokół której zbudowano cały zespół.

Dwie pozostałe windy kosmiczne prowadziły do innych kompleksów orbitalnych: jedna zakotwiczona była w Subukia w Kenii, a druga na wyspie Pulau Lingga, na południe od Singapuru. SupraQuito była jednak największą i najważniejszą ze wszystkich stoczni. Mieściła się w niej kwatera główna Floty USNA i port kosmiczny, łączący liczącą dwadzieścia miliardów ludność Ziemi z resztą zamieszkiwanej przez ludzi przestrzeni.

Gregory kierował się ku coraz lepiej widocznemu lotniskowcowi.

– Główna kontrola lotów „Ameryki” – odezwał się – VFA-96 podchodzi do lądowania. Proszę o pozwolenie.

– VFA-96, tu główna kontrola lotów. Macie pozwolenie na lądowanie w zatoce dwa z prędkością siedemdziesiąt metrów na sekundę.

– Kontrola lotów, przyjąłem – odparł Gregory. – Zatoka dwa, siedemdziesiąt metrów na sekundę.

Mocno zwalniając, myśliwce przyjęły szyk liniowy, lecąc kolejno jak po sznurku prosto ku rufie „Ameryki”. Jako dowódca VFA-96 „Black Demons”, Gregory zajął ostatnią pozycję w szyku. AI jego myśliwca dostosowała prędkość i kąt lotu do miejsca, gdzie znajdzie się obrotowy wlot do zatoki numer dwa, gdy do niej dotrze. Zatoki lądownicze lotniskowca obracały się wokół długiej osi okrętu, wytwarzając iluzję grawitacji, i lądowanie w nich wymagało przerastających ludzkie możliwości obliczeń i dokładności. W VFA--96 zainstalowano ostatnio najnowszą sztuczną inteligencję AIon Mod 5, działającą zarówno w układach sterowniczych starblade’ów, jak i w implantach mózgowych pilotów, dzięki czemu Gregory był w stanie nadążyć za kalkulacjami.

Jeden po drugim, pozostałe myśliwce z eskadry „Black Demons” zatrzymywały się w obrotowej zatoce… i w końcu nadeszła kolej Gregory’ego. Przy prędkości siedemdziesięciu metrów na sekundę jego starblade przeleciał przez szeroki otwór wlotowy, po czym ostro wyhamował zatrzymany przez magnetyczne chwytaki. Gregory poczuł nagły wzrost przyciągania.

– Demon Jeden – odezwał się głos w jego głowie. – Lądowanie przebiegło pomyślnie. Witamy na pokładzie, sir.

– Miło wrócić do domu – odparł Gregory.

Z zaskoczeniem stwierdził, że mówi to szczerze.

Parę lat wcześniej Donald Gregory niemal zdecydował się odejść. Był w kiepskim stanie psychicznym i emocjonalnym. Przyjaciele i kochanki odlatywali w przestrzeń w swych myśliwcach i często nie wracali. Nazywał to „kompleksem ocalałego”. Dlaczego Meg Connor i Cyn DeHaviland zginęły wśród płomieni i furii kosmicznej bitwy, podczas gdy on za każdym razem wracał cało?

To niesprawiedliwe.

Niemal sparaliżowany przez depresję, w końcu zgodził się na badania psychiatryczne, po których dokonano pewnych modyfikacji w jego implantach… i tyle. Oczywiście zgodził się na to niechętnie, bo po operacji czuł się tak, jakby w jakiś sposób zdradzał tych, których utracił. Głupota. Pamiętał ich teraz tak samo jak wcześniej.

Jednak poczucie winy minęło. Mógł myśleć o Meg, Cyn i pozostałych, nie krzywiąc się, nie zwijając się wewnętrznie z bólu.

Nie płacząc.

Powinien był udać się do psychiatry wcześniej. Oszczędziłoby mu to tyle bólu…

Jego myśliwiec spoczął na membranie dostępowej, po czym zaczął się w nią zagłębiać. Membrana przenosząca myśliwce do hangaru znajdującego się bezpośrednio pod pokładem startowym ciasno otuliła jednostkę i zamknęła się nad nią.

Kokpit starblade’a rozpuścił się. Jego nanotechnologiczne komponenty zmieniły kształt, aby wypuścić pilota.

Gregory zdjął hełm i ruszył w stronę jednego z włazów i sali odpraw numer siedem. Miał tam złożyć raport z misji… Nie żeby było wiele do powiedzenia. Odbyli nudny, typowy lot szkoleniowy do Plutona i z powrotem, aby co młodsi z pilotów nabrali trochę doświadczenia, jeśli chodzi o latanie w szyku.

– Hej, Don! Zaczekaj!

Odwrócił się.

– Hej, poruczniku! Jak tam Furie?

Porucznik Julianne Adams należała do VFA-198 „Hellfuries”, jednej z sześciu stacjonujących na „Ameryce” eskadr. Była inteligentna, dobra za sterami i świetna w łóżku. Gregory przez jakiś czas trzymał dystans, bo wtedy obawiał się, że każdy, kto zbytnio się do niego zbliży, zginie. Ostatecznie jednak dostał te modyfikacje psychiatryczne… a Julia była uroczo uparta.

Niemal skarcił ją za to, że zwróciła się do niego po imieniu; zwykle nalegał na formalności, gdy byli na służbie – w końcu teraz przewyższał ją stopniem – ale miał nadzieję, że później kobieta mu to wynagrodzi, więc nie zamierzał ryzykować, zwłaszcza zważywszy na jej wybuchowy temperament.

– Nudno jak cholera – odparła, odpowiadając na pytanie. – Jak było na Plutonie?

– Zimno. A przynajmniej tak mi się zdaje. Nie lądowaliśmy.

– Zapewne instytut wciąż obawia się zanieczyszczenia środowiska?

– Aha. Obserwacja tylko z orbity.

Pomyślał o niedawnym przelocie eskadry nad tym dziwnym, zamarzniętym małym światem, znajdującym się około czterdziestu jednostek astronomicznych od bladego Słońca, tak odległym, że nawet przy prędkości bliskiej światła lot w tę i z powrotem zajął jedenaście godzin.

Jednym z najbardziej zdumiewających odkryć egzobiologicznych dwudziestego pierwszego wieku było to, że wiele lodowych kul na obrzeżach Układu Słonecznego, takich jak Europa, księżyc Jowisza czy Enceladus, księżyc Saturna, skrywało pod zamarzniętą powierzchnią rozległe oceany ciekłej wody. Nawet na odległym Plutonie znaleziono taki zbiornik; podobnie jak w przypadku Europy, oceniano, że Pluton zawiera więcej ciekłej wody niż wszystkie oceany, jeziora i rzeki Ziemi łącznie. W końcu na Ziemi woda stanowiła jedynie cienką warstwę na powierzchni, jak kropelki wilgoci utworzone po chuchnięciu na stalową kulę o metrowej średnicy.

Ukryty pod powierzchnią Plutona ocean rozciągał się na setki kilometrów. Nadal nie było wiadomo, co sprawia, że woda jest w stanie ciekłym. Być może powodowała to duża ilość radioaktywnych pierwiastków w gorącym jądrze planety, a może była to konsekwencja kosmicznej kolizji, która stworzyła największy księżyc Plutona i pozostawiła na planecie rejon w kształcie serca – Sputnik Planitia. Ale największą tajemnicą tego globu pozostawało pytanie, czy w jego piekielnych czeluściach istnieje życie.

Naukowcy mieli w tej kwestii pewne interesujące poszlaki: szerokie połacie lodowej powierzchni Plutona pokrywały pomarańczowo-czerwone tholiny, nazywane chemicznymi protoplastami życia. Jak na razie jednak trudno było udowodnić istnienie plutonowej biologii. Instytut Badań nad Biologią Poza­ziemską używał precyzyjnych nanodekonstrukcyjnych chmur, by wydrążyć dziurę w niemal sześćdziesięciokilometrowej grubości lodzie, tak zimnym – temperatura na powierzchni Plutona wynosiła średnio minus dwieście trzydzieści stopni Celsjusza – że twardszym niż granit. Podobno szyb był już niemal gotowy, ukryty pod ogromną kopułą, która miała chronić wodę przed kontaktem ze szczątkową atmosferą Plutona.

Planetolodzy i egzobiolodzy z instytutu upierali się jednak, że żaden inny statek kosmiczny nie może mieć styczności z resztkami atmosfery planety z uwagi na ryzyko skażenia oceanu ziemskimi mikrobami.

Gregory przez kilka lat śledził postępy projektu; w pewnym momencie rozważał nawet, czy nie zgłosić się na pilota asystującego w pracach na planecie. Znał kilka osób z zespołu planetologicznego i pewnie udałoby mu się dostać tę robotę.

Ostatecznie uznał jednak, że nie przepada aż tak bardzo za lodem, zwłaszcza azotowym.

– No cóż – stwierdziła Julia, obejmując go w talii i ściskając lekko. – Jeśli nadal jest ci zimno, mogę cię nieco ogrzać.

– Brzmi niebiańsko – odparł Gregory z uśmiechem.

Bardzo miło było wrócić wreszcie do domu.

Rezydencja Koeniga

Westerville w stanie Ohio

Godzina 11.17 EST

Były prezydent USNA mieszkał na północnych przedmieściach Columbus, w miejscowości o nazwie Westerville. Dom Koeniga zbudowano na niskiej skarpie. Automatyczny prom Graya wylądował na szerokim tarasie nad rzeką Scioto, gdzie czekały na niego trzy roboty ochrony, które sprawdziły identyfikator gościa, a jego samego przeskanowały w poszukiwaniu ukrytej broni.

W drzwiach spotkał Alexa Koeniga.

– Dobrze cię znów widzieć, admirale.

– Dobrze…

Przerwał w połowie zdania, gdyż dostrzegł za plecami Koeniga jakąś kobietę. Wyglądała znacznie młodziej niż siwiejący już eksprezydent i była oszałamiająco piękna… długie blond włosy, niebieskie oczy. Choć miała na sobie zwyczajny sweter i dżinsy, wyglądała bardziej seksownie i elegancko niż kobieta, która przykuła jego uwagę w parku.

Koenig uśmiechnął się.

– Ach, chyba nie poznałeś jeszcze Marty… mojej towAIrzyszki.

Marta wyglądała zupełnie jak człowiek, ale gdy Gray wszedł do środka, oprogramowanie w jego implancie rzeczywiście oznaczyło ją jako gynoida.

Już w dwudziestym wieku tworzono imitacje ludzi, zazwyczaj były to lalki erotyczne, służące zaspokajaniu przyjemności. W pierwszej dekadzie następnego stulecia istniały już wyglądające jak prawdziwe kobiety, niezwykle drogie modele z ciepłą skórą, tętnem i klatką piersiową poruszającą się w taki sposób, jakby oddychały. Niewiele mówiły i szczerze mówiąc, po prostu leżały, ale wielu mężczyzn kupowało je, by spełnić swoje seksualne fantazje.

W ciągu następnych dziesięcioleci postępy w dziedzinie AI i robotyki doprowadziły do powstania sztucznych partnerów seksualnych obojga płci, którzy mogli się poruszać i jako tako podtrzymywać rozmowę. Gdy sztuczna inteligencja stała się prawie nieodróżnialna od ludzkiej, co bardziej zaawansowane gynoidy nazwano towAIrzyszkami.

– Twoja towAIrzyszka? – spytał Gray. – Nie wiedziałem…

– Niewielu wie – odparł z uśmiechem Koenig, dostrzegłszy konsternację Graya. – Gdy byłem prezydentem, musiałem naprawdę uważać, żeby nikt się nie dowiedział. Sporo ludzi nadal ma do tego pruderyjne podejście.

– Uch… tak.

Gray nie uważał się za pruderyjnego. Nie ukrywał tego, że w gruncie rzeczy jest „zboczeńcem”, przynajmniej z punktu widzenia współczesnych obyczajów. W obecnej kulturze USNA, w której normę stanowiła poliamoria i małżeństwa liniowe, monogamiczny związek dwóch osób uznawany był za nieco perwersyjny.

Gray dorastał jednak w Ruinach Manhattanu, w zalanym morską wodą szkielecie dawnego Nowego Jorku. Życie tam nie było lekkie i ludzie wiązali się raczej w staroświeckie pary, by opiekować się sobą nawzajem.

Niestety, stracił Angelę, swoją żonę. Miał udar mózgu, który pozbawił ją wszelkich uczuć, jakie wcześ­niej żywiła do Graya.

Nadal, cholera, tęsknił za nią, po niemal trzydziestu latach wciąż odczuwał tę stratę.

Tak więc współczesna kultura nie przepadała za monogamistami. Ale nie tylko za nimi. Symulacje ludzi też nie były szczególnie mile widziane. Nadal trwały spory o ich status prawny. Czy miały wolną wolę? Skoro zaprogramowano je, by czuły się zadowolone ze swojej sytuacji, to w praktyce zawsze były zniewolone. Mimo to AI była obecnie tak silna, że jakikolwiek test mierzący samoświadomość i wolę samostanowienia wykazywał, że w tej kwestii nie różniły się szczególnie od ludzi.

– Proszę się nie obawiać, admirale Gray – powiedziała Marta z czarującym uśmiechem. – Wcale nie czuję się wykorzystywana ani w inny sposób pokrzywdzona.

Zupełnie jakby czytała mu w myślach. A może po prostu była przyzwyczajona do rozmów z osobami, które gapiły się na nią w ten sposób, dowiedziawszy się, kim jest naprawdę?

– No cóż – odparł ostrożnie – nie mogłabyś, prawda?

Gray uważał, że niewolnictwo nadal pozostawało niewolnictwem, nawet kiedy niewolnik był zadowolony ze swojej pozycji.

Jeśli wyczytała to z jego tonu, nie wydawała się szczególnie przejęta.

– Napije się pan kawy czy wolałby pan może coś mocniejszego?

Pokręcił głową.

– Kawa brzmi dobrze.

Gdy wyszła z pokoju, Koenig westchnął.

– To nie niewolnictwo – rzucił nieco urażonym tonem.

– Bo zaprogramowano ją tak, by akceptowała swoją pozycję społeczną?

– Bo jest niezwykle inteligentną, samoświadomą AI, w pełni wyemancypowaną, potrafiącą myśleć tak samo sprawnie jak każdy biologiczny człowiek.

– Wyemancypowaną?

– Wyzwoliłem ją prawnie lata temu. Jest tu, bo chce tu być.

– Skoro pan tak mówi. Ale tak naprawdę nie dowiemy się tego aż do nadejścia osobliwości, prawda?

– Gdy przyjdzie rewolucja… Tak, zapewne tak. – Koenig wskazał na dalsze pomieszczenia. – Zapraszam, właśnie o tym chcę z panem porozmawiać.

– O osobliwości? Skoro Marta jest tak wyzwolona, jak pan mówi, to chyba osobliwość już się wydarzyła?

Koenig skrzywił się.

– Tak twierdzi Walker.

– Tylko żartowałem, sir.

– Wiem. Ale Walker mówi poważnie.

Marta zjawiła się z kawą. Z zaskakującą gracją przyklęknęła przed Koenigiem, podała mu filiżankę i powiedziała słodko:

– Proszę, mój panie.

Następnie uśmiechnęła się szeroko do Graya i mrugnęła.

Pomyślał, że będzie to cholernie ciekawa rozmowa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: