Star Force. Tom 1. Rój - ebook
Star Force. Tom 1. Rój - ebook
Owdowiały wykładowca akademicki Kyle Riggs mieszka z dwójką dzieci na kalifornijskiej farmie. Pewnej nocy jego spokojne życie przerywa przybycie okrętu obcych, który porywa i morduje jego dzieci, a następnie zabiera na pokład samego Kyle’a. Bohater przechodzi serię testów, po których statek, najwyraźniej obdarzony inteligencją, czyni go swoim dowódcą. Jest też zła wiadomość – obcy, którzy wysłali jednostkę, walczą z kimś o wiele groźniejszym, kimś, kto wkrótce znajdzie się w pobliżu Ziemi.
Rasa ludzka, zamieszkująca galaktyczny zaścianek i dysponująca prymitywną technologią, trafia w sam środek wojny między dwoma potężnymi gatunkami obcych.
„Rój” to pierwszy tom bestsellerowej serii Star Force.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65661-19-7 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W noc przed inwazją niebo wyglądało nie tak, jak powinno. Problem tkwił chyba w barwie: fioletowej, a nie niebieskiej albo chociaż czarnej. Zupełnie jakby tej nocy słońce nie zaszło do końca, tylko zmieniło kolor na brunatnoczerwony i zaczaiło się tuż pod dolną krawędzią świata, zaledwie go podświetlając. Nad wschodnim horyzontem, nad Sierra Nevada, wisiało kilka nędznych strzępków chmur, każdy ciemnoczerwony jak mokra rdza albo sucha krew.
Poza tym niezwykłym niebem wszystko było typowe dla środkowej Kalifornii późną wiosną. Na burzę się nie zanosiło, ale w miarę jak wieczór zmieniał się w noc, zimny wiatr od gór stawał się coraz silniejszy. Na polach szeleściły tysiące łodyg dojrzałej kukurydzy.
Jake, mój najstarszy, na pytanie, czy zrobił wszystko, co musiał dziś zrobić, jak zwykle tylko wzruszył ramionami. Jego krótkie czarne włosy lśniły jak skrzydło kruka, oczy zaś miał niebieskie i przenikliwe. Był do mnie podobny do tego stopnia, że jego siostra nazywała go moim bliźniakiem. Tym złym bliźniakiem.
Zabrałem go do stajni, żeby mu udowodnić, że nie uprzątnął boksów. Konie były niespokojne, płoszyły się, cofały, potrząsały łbami i przewracały wielkimi oczami z wyraźnie widocznymi białymi obwódkami, nie uciekały jednak przed moją wyciągniętą ręką. Wydało mi się to dziwne. Pomogłem Jake’owi, całą brudną robotę wykonaliśmy wspólnie. Patrzył na mnie zdziwiony, że mu pomagam w pracy, której nie znosił. Prawdę mówiąc, nie chciałem zostawiać go samego.
Kiedy wyszliśmy, księżyc już wschodził. Pola szumiały, w powietrzu wisiał ciężki aromat świeżo ściętej lucerny. Po drodze do domu parę razy oglądałem się przez ramię, na to dziwne niebo. Kupiliśmy farmę, Donna i ja, przede wszystkim po to, żeby spełnić marzenie o „powrocie na rolę”. Koledzy nazywali mnie „dżentelmenem farmerem”. Zastanawiali się, czy codziennie, jadąc na uniwersytet, muszę przedzierać się przez korki z krów. Ale ja kocham to miejsce i nawet po śmierci Donny nie chciałem przeprowadzić się z powrotem do miasta. Z tym że przez wszystkie spędzone tu lata nigdy nie widziałem takiego nieba.
Jake ignorował wszystko, co tej nocy mogło źle wyglądać. Od razu poszedł do siebie, na górę. Wieczór spędzi pewnie, surfując po Internecie, poprawiając słuchawki i w ogóle udając, że odrabia pracę domową. Moje drugie dziecko, córka Kristine, poznała, że coś nie gra, gdy tylko mnie zobaczyła. Z nich dwojga to ona miała intuicję.
– O co chodzi, tato? – spytała, podnosząc głowę znad algebry. Miała trzynaście lat i w tym roku jej ciało zmieniło się w sposób zakłócający mi święty spokój. Wyglądała całkiem jak jej matka, tylko chuda i z aparatem na zębach. Dla mnie była ideałem.
Potrząsnąłem głową i postukałem palcem w podręcznik.
– O nic, Kris. Nie przeszkadzaj sobie.
Wróciła do pracy, a ja do przyglądania się przez okno dziwnemu, fioletowemu niebu. Nie zmieniało się, więc w końcu zasiadłem w gabinecie, przed komputerem. Miałem do oceny sporo prac – na szczęście tego rodzaju rzeczy dziś załatwia się online. Zalogowałem się na stronie uniwersytetu, zacząłem odpowiadać na mejle i oceniać projekty laboratoryjne.
Nauczanie przez Internet nie jest takie łatwe, jak to się może wydawać na pierwszy rzut oka. Studenci informatyki zadają profesorom trudne pytania, a wpisywanie komentarzy sprawia na ogół więcej kłopotów niż przedyskutowanie sprawy w cztery oczy. Często brakuje mi prostoty pióra i papieru. Nawet bazgranie notatek na marginesach wydruku jest lepsze niż wklepywanie ich z klawiatury. Czerwone kółeczka i iksy były cudami międzyludzkiej komunikacji. Niestety, gdzieś je zagubiliśmy.
Kilka godzin później zagoniłem dzieciaki do łóżek, a potem sam położyłem się i zasnąłem. Śniła mi się moja żona Donna. Nie żyła od prawie dziesięciu lat. Wypadek samochodowy. Przebiliśmy ogrodzenie z siatki, która złapała nas jak w pułapkę, a jeden wyrwany stalowy słup zatoczył łuk i wpadł do samochodu, tłukąc tylną szybę. Przebił Donnę na wylot.
Patrzyła na mnie z siedzenia pasażera. We śnie widziałem jej oczy. Poruszała ustami, próbowała mi coś powiedzieć, ale oczy miała martwe.
To ich wyraz mnie obudził. Usiadłem, z trudem chwytając oddech.
Już zawsze będę się zastanawiał, co też chciała mi powiedzieć. Gdybym spał tylko minutę dłużej, czy usłyszałbym jej głos? Jeśli tak… może wszystko ułożyłoby się inaczej?