Star Stable. Opowieści z Jorvik - ebook
Star Stable. Opowieści z Jorvik - ebook
Duchy i magia nie istnieją. Ale czy na pewno?
Dawniej Linda nie wierzyła w niezwykłe moce i historie o duchach. Aż do dnia gdy odkryła, że ona i jej trzy przyjaciółki są Jeźdźcami Dusz. Wtedy stare opowieści i legendy ożyły.
W ciemną księżycową noc Linda spotyka zjawę Galopującego Thompsona, jeźdźca bez głowy. Serce dziewczyny bije ze strachu jak szalone. Linda musi jednak z nim porozmawiać o pewnym wydarzeniu z przeszłości. Ale jak to zrobić, skoro on nie ma… twarzy?
Pięknie ilustrowane wydanie, które przeniesie cię prosto do świata Star Stable i odkryje jego najskrytsze tajemnice!
To uniwersum najpopularniejszej gry online o koniach – aż 15 milionów użytkowników na całym świecie i ponad 70 000 tysięcy graczek z Polski!
Z tych opowiadań dowiesz się jeszcze więcej o czterech przyjaciółkach: Lisie, Anne, Lindzie i Alex, które ze swoimi końmi stanęły do walki z pradawnym złem – potworem Garnokiem. Moc i siła ich siostrzeństwa opera się na prawdziwej przyjaźni. Dołącz do nich, bo świat Star Stable czeka właśnie na ciebie!
Poznaj bestsellerową trylogię Star Stable.
- Tajemnica Złotych Wzgórz
- Przebudzenie legendy
- Nadchodzi mrok
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7574-4 |
Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
LISA
DOPÓKI NIE POZNASZ ŻYCIA, łatwo jest myśleć, że straszne rzeczy przytrafiają się tylko innym. Czasem jednak musisz wstrzymać oddech. Jeśli jesteś przesądny, możesz trzymać kciuki, unikać czarnych kotów, nie tłuc luster. A potem zrobisz wydech. Wszyscy zrobimy wydech. Siedem miliardów ludzi na świecie.
Ale straszne rzeczy się zdarzają. Cały czas. Tobie też mogą się przytrafić.
Gdy wydarzy się coś strasznego, życie potem już nigdy nie jest takie samo. Wiem, ponieważ mnie przytrafiło się coś strasznego.
Słyszałam dobiegający zza ściany głos Alex. Słyszałam, jak Linda delikatnie czesze Meteora elegancką szczotką. Słyszałam nieustanne przeżuwanie jej ulubieńca. Słyszałam, jak inne konie niestrudzenie tupały o podłogę. Wszystko ma swoją melodię, również stajnia. Znam jej melodię na pamięć.
Tu jest moje miejsce, wraz ze Starshine’em, koniem, który jakimś sposobem stał się mój, chociaż przysięgłam, że już nigdy nie będę jeździć konno. To moja druga szansa w życiu. Wiem, że to brzmi melodramatycznie, ale tak się _czuję_.
To mój dom. Naprawdę. Ale tego dnia czułam się tu jak na drugim końcu świata. I nie miałam pojęcia, jak stamtąd wrócić.
– Dziś będę jeździć sama – oznajmiłam Lindzie i Alex, które były w boksach obok. Alex odpowiedziała radosnym „okej”, nie przestając pielęgnować konia. Gdy popchnęłam drzwi boksu, zauważyłam, że Herman wchodzi do stajni w towarzystwie małej dziewczynki. Chyba już ją gdzieś widziałam, ale nie byłam pewna. Unikała mojego wzroku, gdy się z nią witałam.
– To Stella – przedstawił ją Herman. – Wschodząca gwiazda stajni Jorvik. A to Lisa i Starshine.
Stella uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając na mnie nieśmiało, ale nic nie powiedziała. Poczułam ukłucie w sercu, gdy zobaczyłam, jak się porusza. Stawiała kroki bardzo powoli, ostrożnie.
Jakby chodziła po szkle. Jakby świat miał się w każdej chwili rozpaść. „Może jej świat już się rozpadł” – pomyślałam.
Uśmiechnęłam się do Stelli, miałam nadzieję – zachęcająco. Spuściła głowę, wbijając wzrok w długie źdźbło słomy. Starshine zrobił krok do przodu i wyszedł z boksu, potrząsając głową. Stella popatrzyła mu prosto w oczy.
– Chcesz się przywitać? – spytałam.
Dziewczynka przytaknęła. Jej ciało naprężyło się jak lina, gdy podeszła bliżej mnie, powłócząc nogami, ale gdy Starshine oparł swoją wielką, ciężką głowę o jej malutką główkę, dziewczynka się rozluźniła. Czułam, jak przepływa przez nią ciepło. Wybuchła śmiechem, gdy Starshine zaślinił wnętrze jej dłoni.
– On chyba myśli, że przyniosłaś mu przekąskę – wyjaśniłam, znów czując ukłucie w sercu. Wspomnienia dawały o sobie znać, usiłowały się przebić. Były bolesne, przez większość czasu ukrywam je głęboko. Lecz teraz, gdy się ujawniały, wezbrała we mnie fala bólu. Nie dało się wygrać, odpychając je od siebie.
Herman coś mówił, ale ja tylko wodziłam wzrokiem za nim i towarzyszącą mu Stellą. Udali się do boksów po przeciwnej stronie skrzydła. Odgłosy wydawały mi się tak odległe.
W głowie usłyszałam szept. Głos nie odzywał się od dłuższego czasu. Nie mogłam się przed nim obronić, nie umiałam go wyciszyć. Był we mnie, wyraźny jak dzwonek.
– Isa – powiedział głos. – Chodź, przejedziemy się!
Wzdrygnęłam się, ponieważ głos był tak blisko i brzmiał prawdziwie, ale wiedziałam, że istnieje tylko w mojej głowie. Wyszliśmy ze Starshine’em ze stajni. Jego kopyta obcierały się o twardą podłogę. Koń wydał wyczekujący dźwięk.
– Chodź, przystojniaku – powiedziałam. – Jedźmy razem do lasu, tylko we dwoje.
Ruszyliśmy w drogę, kierując się do lasu. Wdychałam słodki zapach topniejącego lodu, promieni słonecznych i podbiału. Niedługo miała przyjść wiosna, ale powietrze wciąż było chłodne. Kłusowaliśmy szybko, a lodowaty wiatr szczypał mnie w policzki. Nie ubrałam się dostatecznie ciepło. Gdy wjechaliśmy w zacieniony las, zaczęłam drżeć.
W porządku, nie miałam ochoty wracać do stajni. Potrzebowałam pobyć sama. Ta przejażdżka była dla mnie i dla Starshine’a. Ale nie tylko. W lesie był ktoś jeszcze. Niosłam ją w sercu, tak naturalnie, jak nosi się ciężar własnego ciała. Wtedy moje serce było cięższe niż zwykle. Ponieważ gdy śpiewają ptaszki, a słońce jasno świeci, czuję każdą częścią swojego ciała, że straszna rzecz, najgorsza, już mi się przytrafiła.
Każdego roku o tej porze wydaje mi się, że to się znowu dzieje. Wszystkie wspomnienia, wszystkie uczucia rozkwitają niczym kwiaty na wiosnę. Wszystko do mnie wraca.
Na przykład tam, w rowie. Mogłabym przysiąc, że poprzedniego dnia był pusty, a dziś wypełniały go dzwoneczki. Kobierzec niebieskich kwiatów niemal całkowicie przykrył suchą, wiosenną trawę.
W Teksasie, skąd pochodzę, na wiosnę kwitnie specjalny gatunek dzwoneczków nazywanych dzwonkami teksańskimi. Były ulubionymi kwiatami mojej mamy. Tamtego dnia, ostatniego dnia, rosły wszędzie, muskały końskie kopyta, gdy po raz ostatni galopowałyśmy przez równiny.
W głębi serca jej głos brzmi tak prawdziwie.
– Dalej, Iso! – Mama się śmieje. – Ścigajmy się aż na wzgórze!
Słyszę, jak mama mnie woła, w innym czasie i przestrzeni. Zanim się orientuję, przechodzę w galop. Kwiaty przekształcają się w wąskie, niebieskie wstęgi ciągnące się wzdłuż ścieżki. Nie jestem już Lisą. Jestem Isą. Moje nogi zwisają po obu stronach kucyka, Smokiego. Wiem, że jestem na niego za duża, że to nasza ostatnia wspólna wiosna. Mama i tata rozważali, czy pozwolić mi jeździć na jednym z większych koni w pobliskiej stadninie. Na samą myśl przepływa przeze mnie fala ekscytacji. Jednocześnie czuję smutek, bo moje nogi zwisają dużo poniżej brzucha Smokiego. Jest oczywiste, że już do siebie nie pasujemy. To koniec pewnej ery. Ery Isy i Smokiego.
Z daleka słyszę jej głos.
– Leniuchu! – krzyczy. – Pospiesz się!
Perlisty śmiech mamy. Jest już w połowie drogi na wzgórze. Cała ona.
Daję sygnał Smokiemu, by przyspieszył. Jego kopyta donośnie uderzają o glebę. Ziemia jest jasnoniebieska, obsypana kwiatami. Mama pędzi coraz szybciej, niemal unosi się nad wzgórzem wraz ze swoją klaczą Duchess. Słyszę jej radosny okrzyk: „Juhu”. Spinam Smokiego ostrogami, aż w końcu kucyk parska i zwiększa tempo. Czuję, jakbym szybowała pod górę. Słońce świeci prosto w oczy, oślepia mnie, ale zupełnie mi to nie przeszkadza.
Chwilę później wróciłam do teraźniejszości, do słońca, które świeciło prosto w oczy. Nic nie widziałam. Gdzie byłam i _kim_ byłam? Lisą czy Isą? Po omacku położyłam dłoń na grzbiecie Starshine’a. Wyczułam jego grzywę, szorstką w dotyku, ale wciąż nie widziałam nic oprócz prażącego słońca, które wydawało się za duże, za jasne, za _bardzo_. Wydobyłam z siebie dźwięk, stłumiony krzyk. Rozpłynął się w powietrzu, nim uświadomiłam sobie, skąd pochodzi. Nim uzmysłowiłam sobie, że byłam jego źródłem. Starshine wyhamował, strzygąc uszami. Rozejrzałam się wokół, ciężko dysząc. Moje serce biło tak głośno, że niemal zagłuszało śpiew ptaków. Co mnie tak wystraszyło? Najpierw dotarła do mnie myśl, potem – obraz.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_