Star Wars. Cień Królowej. Tom 1 - ebook
Star Wars. Cień Królowej. Tom 1 - ebook
Koniec jej panowania to dopiero początek...
Gdy dobiegają końca jej rządy jako królowej Naboo, Padmé Amidala z chęcią odchodzi ze stanowiska i wycofuje się z życia publicznego, by powrócić do normalności. Jednak ku jej zdziwieniu nowa władczyni zwraca się do niej z prośbą, by nadal służyła swojemu ludowi – tym razem w Senacie Galaktycznym. Padmé nie jest pewna, czy odnajdzie się w nowej roli, ale nie może odmówić królowej, tym bardziej że dzięki swojej drogiej przyjaciółce – i sobowtórce – Sabé, może przebywać w dwóch miejscach naraz. Zatem gdy Padmé rzuca się w wir polityki, Sabé wybiera się na misję bliską sercu poprzedniej władczyni.
Na tętniącej życiem stołecznej planecie Coruscant nowi współpracownicy z Senatu podchodzą do Padmé z niemałym zainteresowaniem, ale też z dużą rezerwą z uwagi na rolę, jaką rzekomo odegrała w obaleniu poprzedniego kanclerza. Tymczasem Sabé, która wciela się w kupca na Tatooine, odkrywa, że ma do dyspozycji mniej zasobów, niż myślała – i ograniczone możliwości. Wspólnie z pozostałymi dwórkami Padmé i Sabé muszą ostrożnie manewrować pośród pułapek zdradliwej polityki, dostosowywaćsię do nieustannie zmieniających się warunków i nauczyć się nowego życia, by nie pozostawać jedynie w cieniu królowej...
Akcja trylogii, której bohaterką jest Padmé Amidala, rozgrywa się pomiędzy wydarzeniami opisanymi w „Mrocznym widmie” i „Ataku klonów”. Lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Star Wars… i nie tylko.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8262-363-5 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Miała świadomość, że pozostałe dwórki zajmują się swoimi sprawami w pobliżu. Nie przyśpieszały kroku. Nie pozwalały, by emocje przedostawały się przez posągową fasadę profesjonalizmu, ale Sabé wiedziała, że wszystkie są podenerwowane. Saché skończyła układać jej włosy. Sabé napięła szyję, gotowa przyjąć ciężar peruki, którą miała założyć jej Yané. Rabé zdjęła jej z szyi pelerynkę, zabezpieczającą podczas makijażu misterną, czarną suknię. Dopiero wtedy Sabé otworzyła oczy.
Spojrzała w twarz królowej. Nie robiła tego po raz pierwszy, rzecz jasna, ale tym razem miała wrażenie, jakby na jej obliczu malowała się największa desperacja. Choć w garderobie władczyni panował pozorny spokój, nie można było tego powiedzieć o świecie poza nią. Sabé słyszała statki lądujące na dziedzińcach pałacu i niedający się z niczym pomylić dźwięk uderzających o kamień kończyn droidów. Wezbrał w niej gniew. Federacja Handlowa mogła przynajmniej skorzystać z lądowisk. Przecież Naboo nie broniło ich jakoś zacieklej niż pałacu.
Kątem oka dostrzegła ruch w lustrze. Padmé i Eirtaé wróciły z łazienki do garderoby. Padmé zmyła makijaż – nie było po nim ani śladu. Naciągnęła na głowę jaskrawy kaptur, by ukryć swoją prawdziwą tożsamość. Sabé nie musiała widzieć jej twarzy, by wiedzieć, o czym myśli.
– Zespół dotarł do królewskiego jachtu – zameldowała Eirtaé – ale został zatrzymany. Kapitan Panaka czeka na nas na korytarzu. Gdzie chcesz ich przyjąć, gdy już tu przybędą?
Sabé wiedziała, że Padmé nie odpowie. Odkąd zdecydowały się na zagranie z sobowtórką, decyzja należała do królowej, a teraz królową była ona. Sabé.
– Dotrzemy do sali tronowej? – spytała. Obniżyła ton. Doniosły głos – intensywnie ćwiczyła intonację – rozszedł się po sali.
– Nie, moja pani – odparła Eirtaé.
– Jeśli zastaną nas tu, w garderobie królowej, mogą nas zbagatelizować. Pomyślą, że jesteśmy nieprzygotowane – zauważyła Yané.
Stanęła tuż obok Sabé w oczekiwaniu na jej decyzję.
– Wyjdziemy na taras – postanowiła królowa Amidala. – Niech kapitan Panaka dołączy do nas ze strażnikami, których uzna za właściwych do tej misji.
Rabé oddaliła się, by przekazać rozkaz, a pozostałe dziewczęta wyszły na zewnątrz. Sabé złożyła dłonie na barierce i rozejrzała się po panoramie miasta Theed. Zazwyczaj widok ten ją uspokajał, ale nie dzisiaj. Nie teraz. Oszpecały go liczne jednostki Federacji Handlowej. Słyszała mechaniczny hałas armii najeźdźców. Droidy wspinały się na szerokie marmurowe schody. Całe szczęście, że z bliższej odległości dobiegał ciężki odgłos butów kapitana Panaki.
Obok niej przyklękła Padmé, by przygładzić fałdy obfitej czarnej sukni.
– Uda nam się – powiedziała tak cicho, że Sabé ledwie ją usłyszała. Królowa wyciągnęła dłoń, a Padmé ją chwyciła i ścisnęła. – W suknię wpleciono tyle karlinuskiego jedwabiu, że uchroni ciebie i każdą osobę za twoimi plecami podczas wymiany ognia, a przecież wiesz, że to dopiero początek. Naboo stawi opór na swój sposób. Ludność planety jest z tobą, Wasza Wysokość. Jesteśmy gotowi.
Słowa miały przynieść jej pocieszenie, zresztą Sabé bez trudu mogła sobie wyobrazić, że wypowiada je sama, z taką różnicą, że ona nie pozwoliłaby, by jej królowa znalazła się w tak niebezpiecznej sytuacji – pal licho, że miała wszytą w suknię ochronną warstwę jedwabiu. Panaka odkaszlnął. Drzwi na taras zostały otwarte przez obojętne metalowe dłonie. Najwyższa pora, by Sabé z Naboo, ochroniarz i dwórka, zrobiła, co do niej należy. I zamierzała tak postąpić, bo do tej pory zawsze podejmowała taką decyzję.
Odwróciła się, by stawić czoła wrogom jako królowa Naboo, a Padmé niemal zniknęła w jej cieniu.Rozdział 1
ROZDZIAŁ 1
Padmé Amidala leżała całkowicie nieruchomo. Jej twarz okalała brązowa aureola włosów. Efekt tu i ówdzie łagodziły białe kwiaty, które tańczyły w powietrzu, by osiąść wśród loków. Jej blada skóra była nieskazitelna, a na twarzy malował się spokój. Miała zamknięte powieki. Unosząc się na powierzchni, dłonie trzymała złożone na brzuchu. Naboo trwało pod jej nieobecność.
Nawet teraz, pod sam koniec, pozostawała obiektem zainteresowania.
Choć nie powinna się dziwić. Odkąd tylko wkroczyła na arenę planetarnej polityki, nie zaznała chwili spokoju. Najpierw komentowano jej gusta, poglądy i ideały, a potem to, że obrano ją na władczynię. Wielu podawało w wątpliwość jej niezłomność w obliczu potencjalnej inwazji, gdy życie i dobrobyt jej ludu zostaną postawione na szali przeciwko jej własnemu – które ocali jedynie wtedy, gdy podpisze traktat – choć koniec końców udowodniła im wszystkim, że byli w błędzie. Okazała się godną królową. Nabrała doświadczenia i mądrości – i to w krótkim czasie. Stawiła czoła wyzwaniom związanym z jej stanowiskiem. Okazała się niezłomna i nieustraszona. A teraz jej kadencja dobiegała końca.
Drobne zakłócenie, drobny ruch spokojnej tafli wody stanowił jedyne ostrzeżenie przed atakiem napastniczki.
Wokół jej talii owinęła się ręka, która wciągnęła ją w głąb przejrzystej, płytkiej wody. Przytrzymywała ją tylko na tyle długo, by dotarło do niej, że została pokonana.
Królowa Naboo wynurzyła się, ociekając wodą wśród promieni słońca i do wtóru śmiechu dwórek – jej przyjaciółek. Yané i Saché, które sporo wycierpiały dla dobra ich planety podczas Okupacji. Eirtaé i Rabé, które przyczyniły się do tego, że ich cierpienie miało znaczenie. Sabé, która najczęściej podejmowała ryzyko i która była jej najbliższa. Razem – młode i pozornie beztroskie – stanowiły siłę tak często niedocenianą przez innych. Nieważne, ile razy udowadniały swoje umiejętności, taksujący je spojrzeniem ludzie dawali się zwieść ich młodzieńczym wyglądem i ubiorem, więc je lekceważyli. A im to bardzo odpowiadało.
Kraina Jezior słynęła z tego, że zapewniała prywatność. Tutaj nawet królowa pozostawała anonimowa, a przynajmniej można było ją łatwo przeoczyć. Dziedzictwo przyrody Naboo zasługiwało na to, by je chronić i cenić, jeszcze zanim podpisano nowe traktaty z Gunganami, które dodatkowo wzmocniły izolację jezior w regionie. Gwar stolicy pozostał daleko stąd, a Padmé choć przez chwilę mogła mieć nieco czasu dla siebie. No, dla siebie, dwórek, strażników przypisanych jej przez kapitana Panakę i dla całej świty. Okazało się bowiem, że samotny odpoczynek w głuszy to pojęcie względne.
Quarsh Panaka obserwował z brzegu, jak jego podopieczne bawią się na słońcu, a na jego twarzy malowała się mina goszcząca na niej dość często. Postawił na swoim i zabrał z nimi dziesięcioro swoich ludzi, a Padmé dała za wygraną. Po pewnym czasie. Dawniej, gdy była królową, odbywali takie dyskusje codziennie, choć ostatnio ich relacje nieco się ochłodziły i sformalizowały. Jednak był zawodowcem, więc stał tak, naburmuszony. Wiedział, że tego dnia jego interwencja nie jest mile widziana.
– Dałaś mi wygrać – rzuciła Saché. Najmłodsza dwórka miała na sobie kostium kąpielowy tego samego kroju co reszta kobiet, ale gdy pozostałe wystawiały na słońce nieskazitelną skórę, ona obnażała kolekcję nakrapianych blizn, wijących się po jej rękach, nogach i szyi. Yané podpłynęła do niej i przeczesała palcami jej włosy.
– Nie byłabym w stanie cię powstrzymać – odparła Padmé. Potrząsnęła głową, wzbijając w powietrze kropelki wody – i ostatnie kwiatki. Gdy tak stała, zanurzona do połowy w lśniącym jeziorze i mówiąca własnym głosem, ktoś mógłby ją wziąć za zwykłą dziewczynę, ale nawet w tej chwili w jej postawie było coś, co wskazywało na to, że jest osobą nietuzinkową. – Mogłam wrzasnąć, ale wtedy tylko zachłysnęłabym się wodą.
– A kapitan Panaka poczułby się zobowiązany, by ruszyć ci na ratunek – powiedziała Sabé głosem Amidali. Na jego dźwięk Saché i Yané odruchowo się wyprostowały, ale Yané po chwili odpłaciła się starszej dziewczynie, ochlapując ją. Sabé jedynie strąciła z policzka kwiatek. Nadal unosiła się na plecach na powierzchni wody, niczego sobie nie robiąc z całego rabanu. – Więc tak naprawdę dbałaś o zachowanie godności wielu osób, nie wspominając o dobrej parze butów.
Niepomna na konwenanse, Sabé celowo podniosła głos, by usłyszeli ją wszyscy pływający oraz kilkoro strażników, którzy nawet specjalnie nie kryli rozbawienia.
– Niepotrzebnie mnie postarzacie, moje panie – odezwał się Panaka. W jego głosie była nuta ciepła, choć utrzymywał nieprzekraczalny dystans. – Gdy wrócę do domu, moja żona ledwie mnie pozna.
– Twoja żona pozna cię zawsze i wszędzie – wtrąciła Mariek Panaka, stojąca kilka kroków od męża. Nie miała na sobie munduru, bo wcześniej pływała z królową. Teraz była opatulona w jasnopomarańczowy sarong, który sprawiał, że jej brązowa skóra lśniła w późnoporannym słońcu. Jej ciemne włosy opadały po plecach, gdy schła.
– Cóż – skwitowała Padmé, brodząc ku brzegowi. Jej śladem – jak zawsze – podążała Sabé. – Już niedługo wszyscy odpoczniemy.
W końcu poruszyła temat, którego każdy unikał niczym zagłodzonego veermoka. Bo przecież nadciągał koniec i ani piękno Krainy Jezior, ani najlepsze możliwe towarzystwo nie były w stanie go odwlec. Po wyborach i ogłoszeniu nowej władczyni planety Padmé Amidala będzie musiała znaleźć sobie inne zajęcie, inny zawód lub inne powołanie. To samo dotyczyło większości osób z jej świty. Niektórzy, w tym kapitan Panaka, z przyjemnością oczekiwali emerytury – no, na tyle, na ile mieszkańcy Naboo w ogóle na nią przechodzili. Padmé zgadywała, że Panaka już otrzymał kilka ofert pracy, ale obecnie nie byli ze sobą w wystarczającej komitywie, by rozmawiać o rzeczach tak osobistych. Młodsi dworzanie, w tym Eirtaé i Saché, myśleli o przyszłości na własnych warunkach. Muzyka, medycyna, rodzicielstwo, rolnictwo i wszelkie możliwe kombinacje tychże – nadchodziła pora na spełnianie marzeń. Nadciągały zmiany – i to szybko. Nikt, nawet Sabé, nie odważył się spytać królowej o jej własne plany.
Rabé wstała i podążyła śladem władczyni. Eirtaé zanurkowała po raz ostatni, jakby chciała się pożegnać z jeziorem, i dołączyła do reszty dwórek, powoli wychodzących na brzeg. Nie musiały się jeszcze zbierać, skoro królowa miała pod ręką strażników i Sabé, ale gdy tylko mogły, wybierały służbę u jej boku, a ta przecież już niedługo miała dobiec końca.
Z dala od rezydencji nad jeziorem trwały wybory. Naboo chlubiło się długą tradycją rządów o dobrze działających mechanizmach. Odbywające się co dwa lata święto demokracji przebiegało sprawnie, nawet jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Gunganie głosowali dopiero po raz drugi w dziejach planety. Choć niewielu postanowiło spełnić ten obywatelski obowiązek, Padmé wiedziała, że jej starania, by zapewnić im prawa wyborcze, były doceniane, bo powiedział jej to wprost Boss Nass. Pod koniec jej czteroletnich rządów Naboo nie było tak zjednoczone, jak by sobie tego życzyła, ale ludzie okazywali zadowolenie z jej dokonań.
Okazało się, że aż za bardzo. Pewna frakcja próbowała wprowadzić poprawkę do konstytucji, umożliwiającą jej ubieganie się o trzecią kadencję. Próbowano tego wcześniej dokonać tylko raz, w bardzo burzliwych czasach w dziejach planety, a obecnie Padmé nie widziała najmniejszego powodu, by walczyć o coś, czego nie chciała, i co, jej zdaniem, było niewłaściwe. Poświęciła Naboo cztery lata. Najwyższa pora, by świat poddał się innej wizji, by trafił w inne ręce. Na tym polegał duch demokracji na Naboo. Lepsze krótkie kadencje niż długoletnia, skostniała władza, a Padmé nie miała problemu z tym, by teraz odegrać rolę odchodzącej królowej.
– Nie kusiło cię? Ani trochę? – spytała Sabé, gdy posłaniec dostarczył Padmé treść poprawki, a królowa zwróciła dokument bez podpisu, rzuciwszy nań jedno spojrzenie. Do tej pory pytanie było najbliższe temu, co przypominałoby rozmowę o jej przyszłości.
– Oczywiście, że kusiło – przyznała. Usiadła wygodnie w fotelu, a Sabé wróciła do rozczesywania jej włosów. – Gdy czytałam projekt, do głowy przyszło mi co najmniej dziesięć rzeczy, które mogłabym osiągnąć podczas kolejnej kadencji. Ale nie pozostawiamy po sobie takiego dziedzictwa. Nie tutaj. Służymy przez pewien czas i pozwalamy służyć innym.
Sabé nie powiedziała nic więcej.
A teraz, opatulone w barwne sarongi na plaży, założyły sandały i podążyły za strażą ku rezydencji. Gdy dotarły do stóp porośniętego trawą wzgórza, gdzie zaczynały się szerokie kamienne schody, Padmé zatrzymała się, by oczyścić stopy. Pozostali zatrzymali się wraz z nią.
– Piasek – wyjaśniła.
– Jestem pewna, że droidy sprzątające docenią twój gest, Wasza Wysokość – odparła z dworską powagą Eirtaé. Nieliczni poznali się na jej żarcie.
Po tej stronie rezydencji schody nie były bardzo strome. Port – w tym wypadku przeznaczony dla jednostek pływających, bo nie oferował wiele miejsca jednostkom powietrznym – znajdował się po przeciwnej stronie posiadłości. Tamte schody wykuto bezpośrednio w skale, na której stała willa, a te celowo ukształtowano jako ścieżkę wiodącą ku plaży, więc zarazem były piękniejsze i łagodniej opadały. Padmé i Mariek szły jako pierwsze. Za nimi podążał Panaka, a reszta dwórek i strażnicy dreptali ich śladem niczym kaczątka.
Sabé zatrzymała się u stóp schodów, by porządnie zasznurować sandały. Uwadze Padmé nie umknął lekki grymas na twarzy dwórki, gdy ta spostrzegła, że nadal ma piasek między palcami stóp. Sabé wytrzepała buty najlepiej, jak mogła, i zaczęła się wspinać po schodach niemal spacerowym tempem. Rzadko kiedy pozwalała błądzić myślom w obecności królowej, ale tu i teraz, gdy nic im nie groziło i miało dojść do pokojowej zmiany na tronie, Padmé była zadowolona, że jej przyjaciółka odpoczywa. Zrównał się z nią sierżant Tonra. Nieco wyższy od Panaki, miał białą, zazwyczaj bladą skórę, choć po dwóch tygodniach na słońcu jego twarz zdecydowanie poczerwieniała. Dopiero co opuścił rezydencję i zszedł na plażę, gdy Padmé postanowiła wrócić do willi, ale nawet nie złapał zadyszki.
– Wasza Wysokość otrzymała kilka wiadomości – mówił półgłosem do Sabé, ale Padmé i tak go usłyszała. – Żadna nie jest pilna, ale jedna dotyczy spraw służbowych i królowa będzie musiała ją otworzyć osobiście.
– Dziękuję, sierżancie – odparła rzeczowo Sabé. – Zajmiemy się nimi przy najbliższej sposobności.
Tonra skinął głową, ale nie zwolnił kroku. Padmé spodziewała się, że Sabé zaraz się zjeży, jak zawsze gdy myślała, że ktoś uzurpuje sobie jej rolę ochroniarza, choć była bardziej wyrozumiała dla osób, które tak jak Tonra brały udział w bitwie o Naboo. Sabé troszczyła się o prywatność Padmé tak samo, jak Padmé o jej własną – choć z innych powodów. „Możliwe – uznała Padmé – że Sabé w końcu pozwala sobie na to, by podziwiać widoki”.
W miarę jak wspinali się schodami, za ich plecami rosło jezioro, którego wody odbijały niebo tak idealnie, że gdyby nie pojedyncze fale, można by dojść do wniosku, że niebo i woda jakimś cudem zamieniły się miejscami. Zielone wzniesienia, które pięły się w górę od samego brzegu, zanurzały się w głąb wód. Pojedynczym puchatym chmurom na błękitnym niebie towarzyszyły chmury w błękitnym zwierciadle. Wyglądało to tak, jakby ktoś przyłożył do siebie dwie misy, których krawędzie wyznaczają porośnięty lasem widnokrąg. Spomiędzy drzew nie wystawały żadne budowle powstałe za sprawą ludzkich rąk. Wyjątek stanowiła posiadłość, ku której teraz zmierzali. Niebo nie było usiane statkami, latającymi droidami nagrywającymi ani czymkolwiek, co mogłoby zakłócić sielankowy spokój niechcianym hałasem.
Samą posiadłość zbudowano z żółtego kamienia. Miała dachy z czerwonej dachówki i wieże o patynowanych kopułach. Składała się z kilku sekcji o różnych funkcjach – od mieszkalnych po kuchenną – połączonych szeregiem misternych ogrodów. Była własnością rządu, a Padmé odpoczywała w niej przez większość swojej kariery, począwszy od czasów, gdy jako dziecko brała udział w programie młodych legislatorów. Nie należała do niej choćby w części, ale dziewczyna wpłynęła na układ mebli i dekoracje na różne subtelne sposoby. Nie ulegało wątpliwości, że szczerze kochała to miejsce. Było dla niej ostoją, oazą. Zawsze przybywała tu, by odpocząć, a choć obecna wizyta teoretycznie była najbardziej relaksującą w jej karierze, niczyjej uwadze nie umknęło, że nie może odnaleźć spokoju.
Królowa przybyła tutaj przed dwoma tygodniami na tradycyjny odpoczynek pod sam koniec kampanii wyborczej – a tego dnia w końcu odbywały się same wybory. Padmé oficjalnie zachowywała neutralność w kwestii jej następcy czy następczyni, choć oczywiście spełniła obywatelski obowiązek i zagłosowała. Wcześniej droid już opuścił posiadłość z ich kartami wyborczymi, ale odkąd trafili na miejsce, nie rozmawiali o polityce więcej, niż było to absolutnie konieczne, a tego poranka nie rozmawiali o niej wcale. Po pierwszej kadencji Padmé nie miała oficjalnych kontrkandydatów, choć niektórzy głosujący dopisywali na kartach własnych, co zdarzało się zawsze. A teraz, po raz pierwszy odkąd rozpoczęła naukę, nie brała czynnego udziału w procesach politycznych własnego świata. Podobało się jej to – a jednocześnie budziło w niej głęboki niepokój, którego nie potrafiła ubrać w słowa.
Miała nadzieję, że pomoże jej wysiłek fizyczny związany z pływaniem. Od kilku miesięcy nawet nie próbowała pokonać odcinka od rezydencji do wyspy, choć jej dwórki zawsze chętnie podejmowały wyzwanie. Pomyślała, że przynajmniej zmęczy się na tyle, by się zrelaksować. Zamiast tego jej myśli jedynie uległy przeorganizowaniu. Nie pomógł nawet atak Saché.
Zajmowało ją zbyt wiele. W końcu kim tak naprawdę była, gdy nie pełniła funkcji królowej Naboo? Do świata polityki wkroczyła w tak młodym wieku i z takim zapałem, że nie miała innej tożsamości poza polityczną. Do Theed wzięła ze sobą pięć dwórek. One też, rzecz jasna, zostały ukształtowane przez role, jakie przyszło im pełnić – do tego stopnia, że na jej cześć przyjęły podobne imiona. Kim były, gdy mogły być sobą? Wszyscy wiedzieli, że Rabé pragnęła zostać zawodowym muzykiem, Yané marzyła o domu pełnym dzieci, w którym ponadto dobrze czułaby się Saché, i tak dalej, i tak dalej, jednak Padmé nie widziała się w żadnej z tych ról. Czy w ich życiu, gdy już przestaną służyć królowej Amidali, nadal będzie miejsce dla niej, dla Padmé? A nawet jeśli, kim stanie się ona sama?
– Potkniesz się, jeśli nie przestaniesz śnić na jawie – odezwała się idąca obok Mariek. – A to dopiero byłby koniec twoich rządów. Wykopyrtnięcie się na schodach, bo za bardzo myślałaś o rzeczach, które już nie są twoim zmartwieniem.
– To silniejsze ode mnie – przyznała. Nie mogła się powstrzymać. – Ale masz rację. Poczekam, aż będę całkowicie sama, nim znów odpłynę tak daleko.
– Nigdy nie będziesz sama, moja pani – stwierdziła Mariek. – I nie chodzi mi wcale o ten cały blichtr. – Wykonała nieokreślony gest, obejmując orszak królowej, i uśmiechnęła się szeroko. – Będzie inaczej, ale ty też będziesz inna. I jesteś na tyle mądra, że to wszystko sobie ułożysz.
– Dziękuję – powiedziała Padmé. – Dziwnie jest pragnąć dwóch rzeczy, które są od siebie tak odległe. Jestem gotowa odpocząć, ale jednocześnie mam wrażenie, że mogłam zrobić więcej.
– Wiem – odparła Mariek – i właśnie dlatego i tak wpisałam cię na kartę.
– Oddałaś nieważny głos! – zaprotestowała Padmé, zatrzymując się nagle w miejscu. Wszyscy idący ich śladem też przystanęli i spojrzeli w górę, by się przekonać, co takiego się stało, że królowa wstrzymała ruch. – I nie powinnaś mi mówić, na kogo zagłosowałaś.
Mariek zaczęła się śmiać, a Quarsh podszedł do niej, by wziąć żonę pod rękę.
– Nie przedrzeźniaj królowej, kochanie. Wiem z doświadczenia, że ma swoje sposoby, by odpłacić pięknym za nadobne. Tak, czasu już mało, ale nie wątpię w jej możliwości. – Przez krótką chwilę znów był jej kapitanem, tym, który przeszkolił je wszystkie, nim gotowość do walki ustąpiła miejsca paranoi. Padmé szalenie za nim tęskniła.
Mariek zaśmiała się jeszcze głośniej.
– Moja pani? – Panaka zaoferował królowej drugą rękę. – Wiem, że nie jest ci potrzebna, ale jestem najszczęśliwszy, gdy wiem, że mogę ci zaoferować wsparcie.
– Oczywiście, kapitanie – zgodziła się dość formalnym tonem Padmé. Wzięła go pod rękę i wznowili podejście. – Ponieważ koniec mojej kadencji zbliża się nieubłaganie, wypada, żebym we wszelkich kwestiach wykazywała się wstrzemięźliwą oceną.
– Zawsze tak postępowałaś, moja pani, nawet gdy się ze sobą nie zgadzaliśmy – odparł Panaka. Zabrzmiało to prawie jak zawieszenie broni. – I dlatego ja też zapisałem twoje imię na karcie.
Królowa Naboo zaśmiała się w świetle słońca, przystając przed rezydencją wraz ze strażnikami i towarzyszkami. Furta była otwarta na oścież, bo było to miejsce spokoju i kontemplacji, które nigdy nie wymagało obrony przed wrogiem. Przed nimi rozpościerały się cichy dziedziniec oraz skąpane w słońcu ogrody, gdzie mieli czekać na wyniki wyborów. Za nimi zaś znajdował się świat, który decydował o tym, jaki kształt przyjmą wieści. Królowa Amidala po raz ostatni wkroczyła do środka jako władczyni planety.Rozdział 2
ROZDZIAŁ 2
Holowiadomość wymagająca kodu bezpieczeństwa królowej pochodziła od samego kanclerza Palpatine’a i choć była krótka, głosiła, że wkrótce zjawi się on osobiście z formalną wizytą w posiadłości nad jeziorem. Palpatine przeprosił za to, że informuje o tym w ostatniej chwili. Holo wywołało drobne poruszenie – szczególnie dlatego, że większość świty nadal była w strojach kąpielowych – ale Padmé zawsze otaczała się wytrawnymi profesjonalistami, którzy potrafili się odnaleźć w każdej sytuacji.
Rabé rozczesywała włosy królowej i zastanawiała się nad obecnym wyzwaniem. Gdy się pakowały, wraz z Yané zgodziły się, by ograniczyć liczbę strojów wszystkich, w tym i Padmé, wobec czego nie pomyślały o kreacjach, które nadawałyby się do przyjęcia gościa najwyższego szczebla. Nie spodziewały się, że na tym etapie kampanii wyborczej dojdzie do wizyty politycznej tej rangi. Jednak sama obecność kanclerza Palpatine’a wymagała pewnego poziomu formalności i teraz Rabé znalazła się w kłopotliwej sytuacji.
Czasami nie potrafiła do końca wytłumaczyć, z czym wiąże się służba w charakterze dwórki królowej. W jakimś stopniu była ochroniarzem, doradcą, ale dbała też o estetykę. I w jakimś stopniu jej praca polegała na tym, by wszystkie te role wyważyć. Obcoświatowcy, a nawet mieszkańcy Naboo czasami przewracali oczami na widok wózka bagażowego królowej. Bele tkanin i misterne nakrycia głowy można by uznać za przejaw rozrzutności czy dekadencji, w zależności od podejścia obserwatora, ale każdy element stroju pełnił określoną funkcję, podobnie jak jego umiejscowienie. Większość materiałów poddawano chociażby obróbce żywicą, która uodparniała je na strzały z blasterów. W misternie zdobionych broszach mogły kryć się urządzenia nagrywające albo emiter tarczy osobistej. Najcięższe suknie niejako tworzyły ochronną barierę wokół królowej. Miały coś w rodzaju „systemu ewakuacyjnego”, tak by Padmé mogła je szybko zrzucić i zostać w praktycznym stroju spodnim, zapewniającym swobodę ruchów w razie sytuacji awaryjnej. Nakrycia głowy odwracały uwagę od twarzy królowej, co ułatwiało pracę sobowtórkom. Rabé podchodziła do garderoby i akcesoriów władczyni w ten sam sposób, jak do królewskiego pistoletu: były niezbędne i przydatne, gdy korzystało się z nich z pełną świadomością i sprytem.
– Yané, zabierz się, proszę, do pracy nad warkoczami Saché i Eirtaé – poinstruowała. W drzwiach stanęła młoda strażniczka. Złożyła dłonie nisko na brzuchu. Rabé od razu się domyśliła, że kanclerz właśnie wylądował. – Prosta suknia trzyczęściowa i nefrytowe spinki do włosów. Poradzisz sobie sama, gdy już skończysz?
– Jasne – odparła Yané. – No, mogę potrzebować pomocy ze spinkami z tyłu.
– Pomogę jej – zaoferowała Saché. – Ćwiczyłam.
– Świetnie – podsumowała Rabé. – Załóżcie ciemnoczerwone szaty, ale nie naciągajcie kapturów. Niech przygotuje je jedna z was, która już ma warkocz.
Saché zdążyła usiąść, więc Eirtaé wstała i poszła do garderoby. Wszystkie słyszały brzęczenie, gdy droid zawiadujący pomieszczeniem szykował wybrane stroje.
– Sabé, musimy przygotować suknię spacerową. To najwykwintniejsza rzecz, jaką spakowałyśmy, a nie spodziewamy się zagrożeń. Zobacz, czy dobierzesz do niej żakiet, by przykryć plecy, a potem przyszykuj dla nas zielone szaty. Będziemy w kapturach, choć jest na to za ciepło.
Sabé spuściła stopę z łóżka, na którym rozczesywała włosy, i zniknęła w garderobie za Eirtaé.
– A ja? – spytała zirytowanym tonem Padmé. – Nie chcę ci przeszkadzać.
– Oj, cicho tam – odparła Rabé. – To takie typowe dla kanclerza, że pojawia się bez zapowiedzi właśnie wtedy, gdy jesteśmy zupełnie na to nieprzygotowane!
– Wrócił do domu, by wziąć udział w wyborach – stwierdziła Padmé – ale nie ma czasu, by potem zostać na inauguracji. Może powinnyśmy były się spodziewać jego wizyty, ale przecież to nie twoja wina, że nie czytałaś mu w myślach, gdy jeszcze nie wylądował.
Rabé prychnęła zupełnie nie tak, jak na damę przystało, i wróciła do rozczesywania włosów Padmé. Nie podobało jej się to, że została zaskoczona, choć trzeba było przyznać, że zdarzało się to niesłychanie rzadko. Wykonując wystudiowane, doskonalone przez lata ruchy, splotła pół tuzina warkoczy i związała je złotymi i srebrnymi wstążkami. Następnie upięła je, tworząc sześć szerokich pierścieni, które okalały twarz i głowę Padmé. W ten sposób powstała iluzja rozmiaru, który zazwyczaj zapewniały brakujące teraz nakrycia głowy. Rabé dodała kolejne wstążki, by opadały kaskadami po plecach królowej.
– Proszę – powiedziała Sabé, unosząc kremowy szal. – Będzie pasował?
– Tak. Tak sądzę – odparła Rabé. – Poradzicie sobie, a ja się przygotuję?
Sabé przytaknęła, a Padmé wstała. Założyła już koszulkę, ale ponieważ wybrany strój nie miał pleców, musiała rozebrać się do pasa. Sabé rozłożyła kreację na podłodze, by królowa mogła stanąć pośrodku. Dwórka naciągnęła suknię na jej ramiona i zapięła zamek na szyi, po czym zadbała o szal i wstążki. Musiała wspiąć się na stołek, by pomalować Padmé twarz, bo ta nie ufała sobie na tyle, by usiąść w stroju, ale w końcu po dziesięciu minutach przed dwórkami stanęła królowa Amidala w całej okazałości.
Padmé przyglądała się, jak Yané kończy pleść warkocze Eirtaé, po czym siada, by z kolei Saché mogła ją uczesać. Potem wszystkie trzy kobiety przebrały się w czerwone szaty, a Sabé i Rabé naciągnęły zielone kaptury, by ukryć twarze w cieniu. Tak, zdecydowanie było im za ciepło, ale nie mogły nic na to poradzić. Przynajmniej Sabé musiała postępować w ten sposób podczas wszystkich publicznych wystąpień – nawet teraz, pod sam koniec kadencji, gdy Padmé wątpiła, że kiedykolwiek jeszcze przyjdzie im się zamienić miejscami.
– Nie po to przez cały czas uważałyśmy, by teraz przestać, Wasza Wysokość – skwitowała Sabé. Na jej własną prośbę dwórki zwracały się w ten sposób do Padmé tylko wtedy, gdy były w towarzystwie albo gdy miała na sobie pełny makijaż. Ceremonialny ton dodał słowom Sabé dodatkowej wagi, przez co dziewczyna wydawała się zbyt dojrzała jak na swoją młodą twarz. Głos był jednym z elementów żywego, ruchomego przebrania.
– Wiem – zgodziła się Padmé – ale dla waszego komfortu postaram się, by spotkanie trwało tak krótko, jak to możliwe.
Trzy dwórki ruszyły przed siebie. Miały już stać w sali, gdy Padmé wejdzie do środka, a Sabé i Rabé zamkną tyły. Ciemna zieleń tylnej ściany salonu audiencyjnego niemal dorównywała odcieniem ich szatom. Gdyby kanclerz poprosił o prywatną rozmowę, ich obecność mogłaby pozostać niezauważona, szczególnie gdyby trzy inne dwórki opuściły salę na wyraźną prośbę gościa. Rozległo się pukanie do drzwi i na sygnał królowej w pomieszczeniu zjawił się Panaka.
– Kanclerz Palpatine czeka na audiencję od niemal dwudziestu minut, Wasza Wysokość – zameldował. – Towarzyszą mu obecnie Mariek i Tonra. Wydaje się zniecierpliwiony, ale rozumie konieczność zwłoki.
– Dziękuję, kapitanie. – Królowa Amidala przemawiała osobliwie beznamiętnym tonem. Był to głos, który Padmé i Sabé opracowały wspólnie, by mogły się nim bezbłędnie posługiwać, choć pozostałe dwórki opanowały go tylko w mniejszym lub większym stopniu. – Proszę odprowadzić nas do salonu, abyśmy mogły czym prędzej zakończyć oczekiwanie kanclerza.
Panaka przepuścił Amidalę w drzwiach, ale potem od razu zrównał z nią krok, gdy przemierzali szerokie marmurowe korytarze. Eskortowało ich dwoje strażników z przodu, a dwoje innych zamykało tyły. Ich buty wystukiwały ostre staccato, które kontrastowało z gracją, z jaką stąpały Sabé i Rabé. Obrali nieco okrężną trasę, by nie wychodzić na zewnątrz – Rabé jak zawsze dobrze się spisała, ale nie była pewna, czy wstążki poradziłyby sobie z wiatrem silniejszym od łagodnej bryzy. Nim dotarli do salonu audiencyjnego, pozostali domownicy już zebrali się na miejscu. Amidala zasiadła na tronie, a Panaka przystanął po jej prawej stronie. Ubrane w zielone szaty dwórki królowej zatrzymały się z tyłu podium. Dzięki naciągniętym kapturom zlewały się z dekoracjami pomieszczenia.
– Wasza Wysokość. – Dźwięczny głos Mariek zwrócił uwagę zebranych. – Z przyjemnością zapowiadam kanclerza Palpatine’a.
W Theed nie uniknęliby o wiele okazalszego ceremoniału. Powitaniu kanclerza towarzyszyłaby muzyka – możliwe, że zagrano by utwory z jego własnej prowincji albo takie, które obecnie były w modzie – no i w sali tronowej zebrałoby się znacznie więcej gości. Niemniej brak pompy nie przeszkadzał Amidali, a nie wyglądało na to, by przejmował się tym również kanclerz. Starszy mężczyzna wkroczył do salonu nieśpiesznym krokiem. Podążał za nim sierżant Tonra. Gość skierował się ku podium, na którym znajdowała się królowa.
– Wasza Wysokość – powiedział i skłonił się nisko. – Dziękuję serdecznie, że zgodziłaś się, pani, mnie przyjąć. Wiem, że w obecnych okolicznościach moja prośba była nietypowa, ale obawiam się, że nie mogę zostać na Naboo na tyle długo, by złożyć wizytę o bardziej stosownej porze.
– Jak zawsze jesteśmy zaszczyceni pańską obecnością, kanclerzu – odparła Amidala. – Pańska pozycja w Senacie Galaktycznym zapewnia Naboo ogromny prestiż. Z przyjemnością odwdzięczamy się za ten fakt tak, jak tylko możemy.
Palpatine uśmiechnął się z satysfakcją. Padmé poczuła, jak stojący obok Panaka nieco się odpręża. Dobry nastrój kanclerza z pewnością oznaczał, że nie działo się nic złego, a sam gość najwidoczniej po prostu chciał złożyć wyrazy uszanowania przed odlotem na Coruscant.
– Czy mógłbym prosić Waszą Wysokość o prywatną audiencję? – spytał zgodnie z oczekiwaniami Palpatine. – Nie zamierzam niepokoić dobrego kapitana, prosząc o spacer po przepięknych ogrodach, ale może zdołalibyśmy porozmawiać tutaj?
Padmé demonstracyjnie wychyliła się w stronę Panaki, który zwrócił się w jej kierunku.
– Do tej pory wszystko przebiega zgodnie z oczekiwaniami – powiedział kapitan, przysłaniając usta dłonią w rękawicy. Tak naprawdę nie musieli ze sobą rozmawiać, ale oboje na tyle doskonale opanowali sztukę sprawiania wrażenia, iż się konsultują, że i tym razem odruchowo powielili stary nawyk.
– Zgadza się – odparła Padmé. – Będziemy tu tak długo, jak długo będzie chciał rozmawiać.
– W porządku – przytaknął Panaka. – Choć nie pozwolę, by zajął ci dłużej niż dwadzieścia minut, moja pani.
– Dziękuję, kapitanie – powiedziała Padmé.
Gdy się wyprostowała, przemówiła jako królowa Amidala.
– Przyjaciele, jeśli pozwolicie, dajcie nam proszę chwilę prywatności z kanclerzem.
Zgromadzeni członkowie świty skłonili się i zaczęli opuszczać salę. Panaka wyszedł jako ostatni. Gdy schodził z podestu, zatrzymał się na moment, by wymienić uściski dłoni z kanclerzem. Wkrótce salon opustoszał. Zostały w nim cztery osoby, spośród których dwie sprawiały wrażenie niewidocznych do tego stopnia, że równie dobrze mogły być niewidzialne.
Palpatine wkroczył na podium, choć nie podszedł do królowej na wyciągnięcie ręki.
– Wiem, że moje wizyty bywają kłopotliwe, ale cieszę się, że cię widzę, pani – powiedział.
Przystanął na tyle blisko, by nie musieli podnosić głosu, więc Padmé odezwała się własnym, jak do przyjaciela.
– To żaden kłopot – zapewniła. – Szczerze mówiąc, dzisiejszego dnia pewna odmiana była mi potrzebna i jest mile widziana.
– Wyobrażam sobie – odparł kanclerz. – Chociaż tak po prawdzie to nie, nie wiem, jakie to uczucie. Wybór na stanowisko kanclerza ma zupełnie inny przebieg. Ja już nigdy nie będę ubiegał się o urząd. Ale mogę poudawać, że sobie wyobrażam.
– Cieszę się, że zdołał pan, kanclerzu, wrócić do domu, by zagłosować – powiedziała Padmé. – Myślałam, że odda pan głos zdalnie.
– Wielkie gesty to jedna z zalet bycia u władzy, Wasza Wysokość – oznajmił Palpatine. – Zresztą nie zaszkodzi świecić obywatelskim przykładem.
Zawahał się przez chwilę – na tyle długą, że zauważyła, ale niczego nie powiedziała. Czekała, aż zbierze myśli.
– A zastanawiałaś się już, pani, co ze sobą poczniesz? – spytał.
Padmé była zbyt dobrze wyszkolona, by się zgarbić, ale wprawione oko zauważyłoby, że skuliła się nieco na dźwięk tych słów. Oczywiście, że myślała o tym nieustannie, ale jeszcze nikt nie zadał jej tego pytania wprost, a teraz nie miała wyboru – musiała odpowiedzieć. Nosiła się z zamiarem, by wcześniej porozmawiać choćby z Sabé, nim poruszy temat z innymi osobami, ale została przyparta do muru. Żywiła nadzieję, że Sabé zrozumie. W końcu nie po raz pierwszy musiała powiedzieć coś jako Amidala, co wolałaby powiedzieć jako Padmé.
– Moimi najlepszymi atutami od zawsze były determinacja i umiejętność negocjacji. – Padmé nadal mówiła własnym głosem, ale Amidala znajdowała się blisko powierzchni. – Wiem, że gdybym się zmobilizowała, mogłabym opanować dowolną inną profesję, ale nie byłaby tak bliska mojemu sercu.
– Wyjątkowa kultura Naboo umożliwia rozmaite sposoby ekspresji – odparł Palpatine – jednak są i tacy, w tym ja, którzy, gdy już wejdą w politykę, pozostają w niej przez całe życie.
– Mnie ogranicza kadencyjność urzędu – przyznała Amidala. – I wiem, że najwyższa pora przekazać obowiązki królowej komu innemu. Ale sądzę, że znajdzie się coś, czym mogłabym się zająć. Już niemal skończyłam robić wstępne plany.
– Jeśli mogę w czymś pomóc, Wasza Wysokość… – zaczął Palpatine. Uśmiechnął się, a właściwie wykrzywił usta w sposób, który zaniepokoiłby ją, gdyby go tak dobrze nie znała. Zawsze planował do przodu. – …zrobię to z przyjemnością.
– Jako królowa Naboo musiałam poświęcić się tej planecie, przedkładając jej potrzeby ponad wszystkie inne – powiedziała Amidala. Żałowała, że nie widzi twarzy Sabé. – Jednak nigdy nie przeszłam do porządku dziennego nad sytuacją panującą na Tatooine – nie odkąd opuściłam tę planetę przed czterema laty. Niewolnictwo to plaga, kanclerzu. Kładzie się cieniem na ideałach Republiki. Nie mogę wprowadzić zmian drogą oficjalną, biorąc pod uwagę stan większości planet Zewnętrznych Rubieży, ale mogę korzystać z tych zasobów, które są mi dostępne, by zwrócić wolność tylu osobom, ilu tylko zdołam, a także by znaleźć im nowe domy, o ile będą tego chciały.
Gdy wypowiedziała te słowa, poczuła, jak z jej barków spada wielki ciężar. Usłyszała w sercu krótki szept, gdy pozwoliła sobie na myśl o młodym chłopcu, któremu było chłodno w przestrzeni kosmicznej, a także o matce na tyle odważnej, by pozwoliła mu odejść tam, gdzie sama pójść nie mogła.
– Zamierza pani ich wykupić? – dopytał Palpatine.
– Nie lubię tego określenia, ale tak – potwierdziła. Nie było widać, że wzdrygnęła się na dźwięk jego słów.
– Szlachetne powołanie, Wasza Wysokość – ocenił Palpatine – choć obarczone wieloma trudnościami, biorąc pod uwagę granice naszej sprawczości.
– Mogę temu poświęcić resztę życia, jak pan to ujął – przypomniała mu Padmé.
– Wasza Wysokość – odparł kanclerz – może zainteresuje cię informacja, że obecnie złożyłem w Senacie projekt ustawy, mającej zająć się tą właśnie kwestią. Skupi się na transporcie tych nieprzyjemnych „ładunków” w przestrzeni Republiki. Mam nadzieję, że w namacalnym stopniu przyczyni się do załagodzenia problemu. Nie ma potrzeby, byś zajmowała się tym, pani, osobiście.
– Wiem, jak działa Senat, kanclerzu. – Słowa te, wbrew sobie, Padmé wypowiedziała najchłodniejszym tonem Amidali. Palpatine wyprostował się niemal niezauważalnie. – Stawałam przed nim i desperacko apelowałam o ochronę życia mojego ludu, składającego się w końcu z obywateli Republiki, a Senat nie zrobił nic. Możliwe, że moje starania nie przyniosą dużych efektów, ale będą moje.
– Oczywiście, Wasza Wysokość. – Palpatine się skłonił. Uniósł wzrok i znów się zawahał. – Przepraszam, ale jednak przylatuję ze złymi wieściami.
– Proces? – spytała. Była tylko jedna rzecz, która mogła go skłonić do powrotu pod pretekstem udziału w wyborach – obecny stan zarzutów przeciwko Neimoidianom, którzy najechali ich planetę przed czterema laty i próbowali pozbawić ją życia.
– Tak, Wasza Wysokość – potwierdził. – Proces Nute’a Gunraya skończył się niejednomyślnością wśród członków ławy przysięgłych. Nie najlepszy wynik, rzecz jasna, ale też nie najgorszy, biorąc pod uwagę siłę zespołu prawnego Federacji Handlowej. Prawnicy Republiki muszą zebrać siły, ale już planują kolejne kroki.
Amidala nie mogła gniewać się w miejscu publicznym, więc Padmé przybrała kamienny wyraz twarzy.
– Dziękuję, kanclerzu – powiedziała beznamiętnym, twardym jak skała tonem. – Doceniamy pana nieustające starania na rzecz naszego świata.
– Żałuję, że akurat w takim dniu nie przybywam z lepszymi nowinami – oznajmił Palpatine. Wyprężył się jak struna. – Wasza Wysokość, Naboo wiele ci zawdzięcza, a jako jeden z twoich poddanych smucę się, że to koniec twej kadencji. Życzę wszystkiego dobrego we wszystkim, czego się podejmiesz, czymkolwiek by to nie było.
Amidala skinęła głową, by zarazem przyjąć słowa kanclerza i go odprawić. Palpatine opuścił podium, by wyjść z sali. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, u boku Padmé zjawiła się Rabé. Stała na tyle daleko, że nie słyszała stonowanego głosu Palpatine’a, ale też nikt nie wspominał otwarcie o tym, że potrafi czytać z ust. Nie było to wprawdzie narzędzie najprecyzyjniejsze, ale w połączeniu z lorrdiańską zdolnością czytania mowy ciała ułatwiało Rabé wgląd w intencje innych w stopniu, jakiego ci nie podejrzewali.
– Coś go niepokoi – powiedziała. – Coś nie postępuje tak szybko, jak by sobie tego życzył.
– Można to powiedzieć o wielu rzeczach – skwitowała Padmé. Usiadła wygodnie na tronie i poczuła na szyi delikatny dotyk wstążek. – Niech kanclerz realizuje swoje plany, a my zostaniemy przy własnych.
– Wrócę do garderoby, by przygotować suknię ogrodową – dodała Rabé.
– Dziękuję – odparła Padmé. – Poprosisz, by podali nam lunch na tarasie? Wiem, że jest późno i pozostali już się pewnie posilili, ale umieram z głodu, a pogoda jest zbyt ładna, by jeść w środku.
– Oczywiście – potwierdziła Rabé i oddaliła się bezszelestnie.
– Myślisz, że to głupi pomysł? – spytała Padmé.
– Uważam, że szalenie niepraktyczny – przyznała Sabé. Pojawiła się u jej boku i pomogła jej wstać. – Ale większość twoich pomysłów jest właśnie taka. A do tej pory szło ci całkiem dobrze.
Nigdzie się nie śpieszyły, tym bardziej że Rabé potrzebowała dłuższej chwili, by zarządzić przygotowanie lunchu. Zresztą w końcu znalazły chwilę na rozmowę, którą Padmé tak bardzo chciała przeprowadzić, nim zjawił się Palpatine.
– Skąd Rabé wytrzasnęła tyle wstążek w tak krótkim czasie? – spytała Sabé. Zatrzymała się, by podnieść te, które spadły na podłogę.
– Już dawno przestałam się nad tym zastanawiać – stwierdziła Padmé. – O wiele łatwiej przyjąć do wiadomości, że wykonuje powierzone jej zadania, niż zastanawiać się, jak to robi.
– Fakt – skwitowała Sabé.
Padmé zatrzymała się i odwróciła, by spojrzeć jej w oczy.
– Nie mam takich środków, by zwrócić im wszystkim wolność – powiedziała. Nadal unikała słowa „wykupić”.
– To dowiemy się, czego potrzebują na Tatooine, i im to sprzedamy – odparła Sabé.
– My? – spytała Padmé, a serce podeszło jej do gardła.
– Oczywiście, że my – oznajmiła Sabé. – Przecież od czterech lat nawet nie wiązałaś sobie sama sznurówek. Przyda ci się wszelka możliwa pomoc.
– To niesprawiedliwe. I nieprawdziwe – zaprotestowała Padmé, choć się zaśmiała. Opuściła podium, trzymając Sabé pod rękę. Czuła, jak odczepiają się kolejne wstążki i rozwija jeden z warkoczy, a teraz, gdy się poruszyła, szal wplątał się w tren sukni. – Większość moich butów nie ma sznurowadeł.
– Możliwe – odparła Sabé – ale będę u twojego boku, dopóki będziesz mnie potrzebowała. Szczerze mówiąc, czekałam, aż mnie o to poprosisz.
– Dziękuję, przyjaciółko. – Padmé przemawiała każdą cząstką swojego istnienia.
– Chodź – powiedziała Sabé. – Twoje włosy to katastrofa. Ja też umieram z głodu, a wygląda na to, że mamy o czym rozmawiać.
Po godzinie zasiadły na tarasie w promieniach słońca. Raczyły się dobrym jedzeniem i długo rozmawiały. Rabé właśnie się chwaliła, że została przyjęta do najbardziej prestiżowej akademii muzycznej w Theed, gdy zjawił się sierżant Tonra. Sabé natychmiast mu zasalutowała, choć nie zaprosiła go do stołu, by zasiadł obok. Było jasne, że w tej chwili interesuje go tylko królowa. W rękach miał datapad.