Star Wars Dynastia Thrawna. Mniejsze zło - ebook
Star Wars Dynastia Thrawna. Mniejsze zło - ebook
W dramatycznym finale trylogii "Dynastia Trawna" zagłada grozi całej dynastii Chissów.
Od tysięcy lat Dynastia Chissów stanowi wyspę spokoju w kosmosie. Jest ośrodkiem władzy i ostoją prawości. Dziewięć Rodzin Rządzących zapewnia jej stabilność polityczną w Chaosie Nieznanych Regionów. Równowagę tę naruszył jednak podstępny wróg, za sprawą którego wzajemne zaufanie pośród Chissów powoli zaczyna maleć. Wskutek rosnących napięć między rodzinami więzy lojalności zaczynają słabnąć. Pomimo starań Ekspansyjnej
Floty Obronnej Dynastia coraz szybciej zmierza ku wojnie domowej.
Chissom nieobca jest wojna. W Chaosie stali się legendą w związku z prowadzonymi przez siebie walkami i straszliwymi wydarzeniami, z których część popadła w zapomnienie - aż do tej pory. Aby chronić przyszłość Dynastii, Thrawn drąży głęboko w jej historii, odkrywając mroczne tajemnice związane z pierwszą Rodziną Rządzącą. Prawda o dziedzictwie rodziny ma jednak tylko taką moc, jak legenda, która ją otacza. Nawet jeśli legenda ta okaże się kłamstwem.
Czy dla ocalenia Dynastii Thrawn jest gotów poświęcić wszystko – w tym swój jedyny dom?
Timothy Zahn jest autorem ponad sześćdziesięciu powieści, prawie dziewięćdziesięciu opowiadań i nowel oraz czterech zbiorów opowiadań. W 1984 roku zdobył Nagrodę Hugo za najlepszą nowelę. Zahn jest najbardziej znany ze swoich powieści osadzonych w świecie Gwiezdnych wojen (Thrawn, Thrawn: Sojusze, Thrawn: Zdrada, Dziedzic Imperium, Ciemna Strona Mocy, Ostatni rozkaz, Widmo przeszłości, Wizja przyszłości, Rozbitkowie z Nirauan, Poza galaktykę, Posłuszeństwo, Ręka sprawiedliwości i Skok millenium).
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8315-056-7 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
STARSZY KAPITAN THRAWN | Mitth’raw’nuruodo – zrodzony w Próbie
ADMIRAŁ AR’ALANI
THALIAS | Mitth’ali’astov – zrodzona w Próbie
PATRIARCHA THURFIAN | Mitth’urf’ianico – zrodzony z krwi
KAPITAN SAMAKRO | Ufsa’mak’ro – zasłużony adoptowany
STARSZA KAPITAN ZIINDA | Irizi’in’daro – zrodzona w Próbie
NACZELNY GENERAŁ BA’KIF
CHE’RI – gwiazdogatorka
MAGYS
SYNDYK THRASS | Mitth’ras’safis – kuzyn
KAPITAN ROSCU | Clarr’os’culry – zrodzona z krwi
PATRIACHA LAMIOV | Stybla’mi’ovodo – zrodzony z krwi
QILORI Z UANDUALONU – nawigator, członek Tropicieli (niewywodzący się z rasy Chissów)
GENERALIRIUS NAKIRRE – wódz Oświecenia Kiljich
JIXTUS – przedstawiciel rasy Grysków
DYNASTIA CHISSÓW
Dziewięć Rodzin Rządzących
UFSA
IRIZI
DASKLO
CLARR
CHAF
PLIKH
BOADIL
MITTH
OBBIC
Hierarchia rodzinna Chissów
ZRODZONY Z KRWI
KUZYN
DOSTOJNY KREWNIAK
ZRODZONY W PRÓBIE
ZASŁUŻONY ADOPTOWANY
Hierarchia polityczna
PATRIARCHA – głowa rodziny
MÓWCA – zwierzchnik przedstawicielstwa rodziny w Syndykurze
NAJWYŻSZY SYNDYK – główny syndyk rodziny
SYNDYK – członek Syndykury, głównego organu rządzącego Dynastią
PATRIEL – zajmuje się sprawami rodziny na danej planecie
RADNY – zajmuje się sprawami rodziny na danym terytorium
ARYSTOKR – urzędnik średniego szczebla jednej z Dziewięciu Rodzin Rządzących
Stopnie wojskowe według hierarchii
NACZELNY ADMIRAŁ
NACZELNY GENERAŁ
ADMIRAŁ FLOTY
STARSZY GENERAŁ
ADMIRAŁ
GENERAŁ
WICEADMIRAŁ
GENERAŁ PORUCZNIK
KOMODOR
STARSZY KAPITAN
KAPITAN
MŁODSZY KAPITAN
STARSZY KOMANDOR
KOMANDOR
MŁODSZY KOMANDOR
KOMANDOR PORUCZNIK
PORUCZNIK
STARSZY WOJOWNIK
WOJOWNIK
MŁODSZY WOJOWNIKPROLOG
Przygotować się do wyjścia. – Głos starszego kapitana Mitth’raw’nuruodo rozległ się wyraźnie na całym mostku „Springhawka”. – Wszyscy oficerowie i wojownicy mają być w gotowości. Nie szukamy tu kłopotów, ale zamierzam być na nie gotowy.
Pierwszy oficer, kapitan Ufsa’mak’ro, skrzywił się w duchu. Starszy kapitan Thrawn rzeczywiście nie szukał kłopotów. Nigdy. A jednak kłopoty jakoś zawsze go znajdywały.
Jeśli ta prawidłowość miała się powtórzyć, nie mogłoby się to wydarzyć w lepszym miejscu.
Zyzek był obcym układem – co samo w sobie nie zapowiadało nic dobrego. A to jeszcze nie wszystko – archiwa chissańskie nie zawierały na jego temat nic poza położeniem i tym, że stanowił ośrodek handlowy dla kilku niewielkich nacji zamieszkujących obszary na wschód i południowy wschód od Dynastii Chissów. W dodatku Thrawn uważał, że właśnie w tym układzie wynajęto kapitana Fsira wraz z jego rodakami Watithami, aby zaatakowali jego okręt.
Najgorsze było jeszcze coś innego – nikt nie wiedział, że „Springhawk” znajdował się właśnie tutaj.
Powinni byli od razu wrócić do Dynastii. Powinni byli opuścić układ Hoxim, wycofać się z zamieszania, które Samakro na własny użytek nazywał Bitwą Trzech Rodzin, i powrócić na Csillę, żeby przeprowadzić naprawy, złożyć raport i posprzątać ten cały bałagan – ech, to ostatnie prawie na pewno byłoby niezapomnianym przeżyciem. To właśnie zrobiły wszystkie pozostałe okręty chissańskie, obsadzone wyłącznie przez Xodlaków, Erighalów i Pommrio, wracając powoli, skokami, do domu, podczas gdy ich dowódcy biedzili się nad opisaniem całej afery w dzienniku pokładowym.
Ale nie „Springhawk”. Thrawn spędził całe godziny na badaniu frachtowca Watithów przed jego zniszczeniem i z jakiegoś względu doszedł do wniosku, że Fsir pochodził właśnie z Zyzka. A potem taktyczne rozumowanie Thrawna doprowadziło do odwiedzenia tego układu po drodze do domu – żeby mogli się trochę rozejrzeć.
Samakro rozumiał to posunięcie. I do pewnego stopnia nawet się z nim zgadzał. Gwiazdogatorka Che’ri pomagała „Springhawkowi” w szybkim pokonaniu skomplikowanych dróg nadprzestrzennych w Chaosie, podczas gdy wszelcy obserwatorzy czający się w pobliżu, żeby później zdać sprawę ze starcia, mogli mieć tylko zwykłego nawigatora lub w ogóle żadnego. „Springhawk” mógł się znaleźć w układzie Zyzek, zanim dotrą tam jakiekolwiek wieści – dawało im to wielką przewagę.
Był to jednak tylko jeden mały plus w całej chmarze minusów.
– Wyjście: trzy, dwa, jeden.
Rozbłyski uformowały się w gwiazdy – „Springhawk” przybył do celu.
– Pełny skan! – polecił Thrawn. – Zwróćcie szczególną uwagę na statki na różnych orbitach. Chcę kompletnego spisu typów jednostek – na ile to możliwe, a także informacji, gdzie dokładnie się znajdują.
– Tak jest, starszy kapitanie – powiedziała komandor Elod’al’vumic ze stanowiska czujników.
– Kharill, niech pan jej pomoże ze spisem – dodał Thrawn.
– Tak jest – rozległ się z głośnika głos starszego komandora Plikh’ar’illmorfa, przebywającego na mostku zapasowym. – Dalvu, proszę zaznaczyć, którymi sektorami mamy się zająć.
– Tak jest, starszy komandorze – odparła Dalvu. – Już je zaznaczam.
– Uważajcie na jakiekolwiek ruchy prowadzące do wewnątrz układu, jakby chcieli się przed nami ukryć, albo na zewnątrz, jakby próbowali ucieczki – powiedział Thrawn. – Jesteśmy tutaj, żeby zobaczyć, czy wywołamy jakąś reakcję. – Skinął na pilota. – Azmordi, lecimy do wnętrza układu. Gwiazdogatorko Che’ri, bądź gotowa, na wypadek gdybyśmy musieli szybko stąd odlecieć.
– Tak jest, panie kapitanie – rzekł komandor porucznik Tumaz’mor’diamir zza sterów.
– Tak jest, starszy kapitanie – zawtórowała opiekunka Che’ri, Mitth’ali’astov.
Samakro powiódł wzrokiem po mostku. Dalvu, Kharill, Azmordi. Oficerowie, z którymi służył od bardzo dawna – zarówno w czasach, kiedy sam był kapitanem „Springhawka”, jak i teraz, kiedy funkcję dowódcy sprawował Thrawn. Znał ich samych oraz ich umiejętności i ufał im bezgranicznie.
Ale z Thalias sprawy miały się inaczej.
Spojrzał na opiekunkę, która właśnie odwróciła się do iluminatora, trzymając opiekuńczo rękę na ramieniu Che’ri. Thalias wciąż stanowiła dla niego zbyt dużą zagadkę i nadal żywił co do niej wątpliwości.
W opinii Samakro przeciw kobiecie przemawiało przede wszystkim to, że wokół niej unosił się smród polityki rodzinnej. Syndyk Mitth’urf’ianico wykazał się sporą pomysłowością, żeby załatwić jej miejsce na pokładzie „Springhawka”, i Samakro nadal nie wiedział, jaki miał w tym cel.
Ale dowie się tego. Zdążył już przygotować grunt, opowiadając Thalias bajeczkę – teorię spiskową, stawiającą Thrawna w złym świetle. Wiedział, że opiekunka w końcu opowie ją Thurfianowi, a może komuś innemu. A kiedy to nastąpi, kiedy wyjawi tę historię przekazaną jej w zaufaniu, on, Samakro, uzyska wreszcie dowód, że Thalias umieszczono na „Springhawku”, żeby szpiegowała i zniszczyła jego dowódcę, a przynajmniej znacznie mu zaszkodziła. Wówczas Samakro może wreszcie zdoła przekonać Thrawna, żeby pozbył się jej z okrętu.
Do tego czasu mógł tylko ją obserwować i starać się zapobiegać wszelkim podejrzanym posunięciom z jej strony.
„Jesteśmy tu po to, żeby wywołać reakcję”. Niestety, Samakro miał już okazję widywać reakcje, które były odpowiedzią na nieoczekiwane wizyty Thrawna w różnych miejscach. Szczególnie na potencjalnie wrogim terytorium, wśród licznych zastępów prawdopodobnie nieprzyjaznych okrętów.
Thrawn, dowódca „Springhawka”, wydał jednak rozkaz – a praca Samakro polegała na robieniu wszystkiego, co w jego mocy, żeby wykonać polecenia przełożonego.
A jeśli część jego obowiązków polegała na obronie okrętu aż do śmierci – no cóż, na to również był gotów.
– Podbój. – Generalirius Nakirre patrzył przez iluminator kiljiańskiego krążownika „Ostry” na dziesiątki statków handlowych orbitujących wokół planety Zyzek. – Podbój.
– Interesująca myśl, czyż nie? – rzekł obcy, który przedstawiał się jako Jixtus.
Nakirre zmierzył wzrokiem swojego gościa. Dziwnie się rozmawiało z kimś zakrytym w całości – Jixtus miał na sobie szatę z kapturem, rękawiczki, a do tego jeszcze zasłonę na twarzy.
W dodatku kompletnie nieprzenikniona mowa ciała dawała mu poważną przewagę negocjacyjną nad Nakirrem i jego kiljiańskimi wasalami. Kiedy Jixtus nauczy się rozszyfrowywać emocjonalne reakcje wyrażane określonymi wzorami falowań i rozciągnięć ciemnopomarańczowej skóry Kiljich, będzie mógł dostrzegać znacznie więcej niż to, co przekazywał mu słowami Nakirre.
Nakirre zgodził się jednak, by przylecieć tu z tym obcym, a przywódcy Kiljich zatwierdzili jego decyzję – i teraz byli już na miejscu.
I prawdę mówiąc, Jixtus istotnie wysunął pewne interesujące sugestie dotyczące kształtowania przyszłości Oświecenia Kiljich.
– Ci, którzy w innej sytuacji lekceważyliby mądrość i słuszność kierunku wskazywanego przez Kiljich, zaczną słuchać. Zostaną do tego zachęceni – ciągnął Jixtus. – Tych, którzy będą gardzili waszą filozofią czy z niej drwili, można uciszyć lub posłać gdzieś, gdzie ich rojenia nie będą drażnić ani przeszkadzać.
– Pomogłoby nam to w zaprowadzeniu porządku – zgodził się Nakirre. W głowie pojawiła mu się wizja stabilizacji, do tej pory nieosiągalnej. Podbój…
– Właśnie – przytaknął Jixtus. – Porządek i oświecenie dla miliardów istot, które obecnie wegetują i bezradnie miotają się w mroku. Jak dobrze wiesz, zachętą i perswazją, nawet intensywną, można rozwijać kulturę tylko do pewnego stopnia. Podbój to jedyny sposób, aby rozprzestrzenić mądrość Kiljich na cały region.
– I sądzisz, że te istoty są gotowe na przyjęcie tej mądrości? – zapytał Nakirre, wskazując ręką statki handlowe spokojnie unoszące się na swoich orbitach.
– Czy oświecenie może być kiedykolwiek niekorzystne? – zapytał retorycznie Jixtus. – Czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie, to droga Kiljich da im ostatecznie dobrobyt i zadowolenie. Po co zwlekać?
– Po co, istotnie – przytaknął Nakirre, patrząc na statki. Tylu kupców, tyle nacji – a wszyscy zupełnie bezradni wobec potęgi Oświecenia Kiljich. Kogo powinien wybrać na początek?
– Jak obiecałem, zaprowadzimy was do tych ludów, które można podbić najszybciej i najłatwiej – mówił Jixtus. – Są tutaj kupcy ze wszystkich czterech nacji, które zdaniem Grysków są najbardziej obiecujące. Porozmawiamy z nimi po kolei, może też sprawdzimy towary, przywiezione przez nich na sprzedaż. A potem będziecie mogli…
– Generaliriusie! – zawołał Wasal Drugi ze stanowiska czujników. – Przybył nowy statek, nieznanego typu.
Nakirre spojrzał na ekran. Nowo przybyły rzeczywiście nie przypominał żadnego ze statków na orbicie. Zapewne przedstawiciele kolejnego państwa, którzy zamierzali tu pohandlować.
A może jednak nie. Jednostka nie przypominała statku kupieckiego. Jej kształt, regularnie rozmieszczone wypukłości wzdłuż burt i na grzbiecie, charakterystyczny połysk kadłuba wykonanego ze stopu nyixu…
– To nie kupcy – stwierdził. – To jednostka wojenna. Prawda? – dodał, odwracając się do Jixtusa.
Grysk stał nieruchomo, nic nie mówiąc. Zwrócił ku ekranowi zakryte zasłoną oblicze i sprawiał wrażenie, jakby pod swoją obszerną szatą zamienił się w kamień.
Zwykle komentował wszystko, tym razem jednak w ogóle się nie odezwał.
– Jeśli cię to zaniepokoiło, to niesłusznie – rzekł uspokajającym tonem Nakirre. Nowy okręt był o jedną trzecią mniejszy od „Ostrego” i zapewne dysponował siłą ognia mniej więcej taką, jak kiljiański krążownik zwiadowczy. Gdyby chciał zaatakować, Nakirre nie miał wątpliwości – zwyciężyliby Kilji.
Miał jednak nadzieję, że nowo przybyli nie wykażą się taką głupotą. Zniszczenie ich okrętu oznaczałoby, że jego załoga nigdy nie pozna filozofii Kiljich i nigdy nie będzie mogła zaznać prawdziwego oświecenia.
– Generaliriusie, okręt nadaje wiadomość – oznajmił Wasal Czwarty. Przesunął przełącznik…
– Do wszystkich obecnych tu kupców i przewoźników. – Z głośnika na mostku „Ostrego” rozległ się miły dla ucha, dźwięczny głos, wymawiający precyzyjnie każde słowo w handlowym języku minnisiat. – Mówi starszy kapitan Thrawn ze „Springhawka”, okrętu Chissańskiej Ekspansyjnej Floty Obronnej. Mam wiadomości dla obecnych tu Watithów. Czy są tutaj przedstawiciele tego gatunku, z którymi mógłbym porozmawiać?
– Są? – Nakirre spojrzał na Jixtusa.
Jixtus drgnął, wyrwany z odrętwienia.
– Kto taki? – zapytał nieswoim głosem.
– Są tu jacyś Watithowie?
Jixtus jakby zebrał się w sobie.
– Nie wiem. Kiedy przybyliśmy, nie zauważyłem żadnych statków do nich należących, ale też nie rozglądałem się za nimi. Proponuję, żebyśmy tu zostali i zobaczyli, czy ktoś im odpowie.
– Jeśli nikt inny się nie odezwie, ja z nim porozmawiam – oznajmił Nakirre. – Dowiem się, jakie wiadomości przynosi.
– Odradzam – rzekł ostro Jixtus. – Chissowie to podstępna rasa. Prawdopodobnie pyta o to w nadziei, że cię wywabi z ukrycia.
– Wywabi mnie? – zdumiał się Nakirre. – Skąd miałby wiedzieć, że tu jestem?
– Nie mówię konkretnie o tobie, generaliriusie – odparł Jixtus. – Ale bądź pewien, że Thrawn węszy za informacjami. To typowe dla tego Chissa.
– Jeśli nikt nie chce poznać tych nowin – mówił tymczasem Thrawn – może ktoś poda nam położenie planety Watithów, żebyśmy mogli oddać im naszych jeńców.
Nakirre spojrzał ze zdziwieniem na Jixtusa.
– I ma jeńców?
– Nie – zgrzytnął zębami Jixtus. – Nie ma.
– Mówi, że ma.
– Łże – syknął Jixtus. – Jak już mówiłem, węszy za informacjami. To podstęp.
– Skąd wiesz? – nie ustępował Nakirre.
Jixtus znów zamilkł.
– Powiedz, skąd to wiesz, Jixtusie z rasy Grysków – powtórzył Nakirre, tym razem rozkazującym tonem. – Jeśli Chissowie kogoś zaatakowali, to oczywiście wzięli jeńców. Podczas bitwy nawet najgroźniejsi wojownicy często pozostawiają żywych przeciwników. Powiedz mi, bo inaczej zapytam o to jego.
– Doszło do bitwy, owszem – odparł niechętnie Jixtus. – Ale nikt nie przeżył.
– Skąd ta pewność?
– Bo to ja posłałem Watithów przeciwko Chissom! – warknął Jixtus. – Dwudziestu trzech Watithów wzięło udział w bitwie i dwudziestu trzech Watithów zginęło.
– Pytam jeszcze raz: skąd to wiesz?
– Bitwę ktoś obserwował – wyjaśnił Jixtus. Jego głos brzmiał teraz pewniej. – Ktoś ukryty przed walczącymi. To on mnie o tym powiadomił.
– Rozumiem. – Nakirre udał, że odpowiedź go zadowala.
Wcale tak jednak nie było.
Bo obserwator, który wiedziałby o śmierci Watithów, ostrzegłby również Jixtusa, że „Springhawk” przetrwał tę bitwę. Widok chissańskiego okrętu jednak ewidentnie Gryska zaskoczył. Czy zareagował tak po prostu na przybycie „Springhawka” do tego układu, czy na fakt, że chissański okręt wyszedł cało z bitwy?
I skąd wiedział, że chissański dowódca poszukiwał informacji? Czy znał go osobiście?
Przez chwilę Nakirre rozważał, czy nie zadać mu tych pytań otwarcie, ale uznał, że nic na tym nie zyska. Jixtus utrzymywał pewne rzeczy w tajemnicy i to się z pewnością nie zmieni. Tak już czynili ci, którzy nie zaznali oświecenia.
Nieważne. W końcu mieli w zasięgu ręki inne źródło informacji.
– Wasal Pierwszy, obrócić się na wprost okrętu Chissów – rozkazał. Odczekał, a kiedy „Ostry” ustawił się dokładnie w jednej linii ze zbliżającym się okrętem, włączył komunikator. – Starszy kapitanie Thrawn, mówi generalirius Nakirre z okrętu „Ostry”, należącego do Oświecenia Kiljich – rzekł głośno. – Proszę mi powiedzieć, skąd wzięliście tych watithańskich jeńców.
– Pozdrowienia, generaliriusie Nakirre – odparł starszy kapitan. – Czy jesteście sojusznikiem lub partnerem handlowym Watithów?
– Niestety ani jednym, ani drugim – rzekł Nakirre. – Ale może już niedługo nimi będziemy.
– A. Czy to znaczy, że przybyliście tutaj, aby nawiązać nowe stosunki handlowe?
Skóra na obliczu Nakirrego rozciągnęła się w cierpkim uśmiechu. A zatem Jixtus miał rację: Chiss rzeczywiście poszukiwał informacji.
– Nie do końca – powiedział. – Podróżujemy po Chaosie, nauczając kiljiańskiej filozofii porządku i oświecenia.
– Szlachetna sprawa – oznajmił Thrawn. – Czy Watithowie należeli do waszych uczniów?
– Jeszcze nie. Dopiero przybyliśmy do tej części przestrzeni. Ale to wszystko kwestia przyszłości. Powiedz mi, skąd macie tych jeńców.
– Chwilowo nie możemy zdradzić tych informacji.
– Nieważne – rzekł Nakirre. – Chętnie ich odbiorę i odwiozę do domu.
– Czyli wiesz, gdzie jest ten dom?
Nakirre się zawahał. Jeśli powie, że tak, Thrawn zapewne poprosi o podanie współrzędnych i sam odstawi tam więźniów. Jeśli zaprzeczy, Chiss prawdopodobnie odmówi ich wydania.
– Poczyniłem już wiele znajomości wśród kupców w tym układzie – powiedział, wybierając trzecie rozwiązanie. – Jeden z nich z pewnością udzieli nam tej informacji.
– Doceniam propozycję – odparł Thrawn. – Nie mogę jednak ze spokojnym sumieniem jej przyjąć. Jeśli nie ma tu innych Watithów, którzy mogliby odebrać jeńców, poszukamy ich gdzie indziej.
– To będzie dla was spory kłopot i niepotrzebnie go na siebie bierzecie.
– To do mnie należy decyzja w tej sprawie, nie do was.
– Zasady oświecenia wymagają, bym służył innym.
– Służysz najlepiej, pozwalając mi podążyć własną drogą – odparował Thrawn. – A może twoje oświecenie wymaga odebrania mi swobody wyboru?
– Pozwól mu odlecieć – syknął Jixtus. – Po prostu go puść.
Generalirius poczuł przypływ gniewu. Gniewu na Jixtusa – i na Thrawna. W tej sprawie coś śmierdziało, ale Nakirre nie dowie się niczego od żadnego z nich.
Potrzebował Jixtusa i Grysków, aby wskazali mu, które nacje są najbardziej podatne na podbój, a tym samym na oświecenie. Thrawna nie potrzebował.
– Powinieneś zrozumieć, o czym mówisz, zanim zaczniesz osądzać – oznajmił, aktywując swój ekran, aby rozpocząć przygotowanie „Ostrego” do osiągnięcia gotowości bojowej. – Niebawem zaniosę filozofię Kiljich również Chissom.
– Obawiam się, że nie znajdziesz tam wielkiego zainteresowania – odparł Thrawn. – Podążamy własnymi ścieżkami, o pradawnych tradycjach.
– Ścieżka Kiljich będzie dla was lepsza.
– Nie – rzekł twardo Thrawn. – Nie będzie.
– Ponownie odrzucasz naszą filozofię życia, choć nawet nie wiesz, o co w niej chodzi.
– Z mojego doświadczenia lepsza filozofia życia radzi sobie sama – oznajmił Thrawn. – Nie wymaga uzbrojonych okrętów, które wymuszają jej przyjęcie.
– Ty również przyleciałeś tutaj uzbrojonym okrętem.
– Ale nie zamierzam proponować innym lepszej filozofii życia – wytknął mu Thrawn. – Nie chcę również narzucać własnej mądrości innym.
– Próbuje cię sprowokować – ostrzegł cicho Jixtus, a w jego głosie brzmiał niepokój. – Nie pozwól mu na to.
Nakirre poczuł, jak jego skórę rozciąga uczucie pogardy. Dlaczego nie miałby pozwolić, by ten Chiss zmierzał prosto do swojej zagłady? „Ostry” znacznie przewyższał „Springhawka” siłą ognia. Zniszczyłby go w kilka minut.
– Próbuje zebrać dane o możliwościach „Ostrego” – ciągnął Jixtus. – A także o twoich zdolnościach dowódczych.
Dlaczego Nakirre nie miałby zademonstrować potęgi krążownika Kiljich? Wiedza, którą Thrawn mógłby zyskać w walce, przepadłaby razem z nim.
Starcie jednak będą obserwowali inni… Może nierozsądnie byłoby pokazywać im całą potęgę Kiljich, zanim Kilhorda odwiedzi ich światy, aby wskazać im drogę do oświecenia.
Ale Nakirre nie mógł przecież pozwolić, by wszystko wyglądało tak, jakby to Chissowie kierowali jego działaniami!
– Obce okręty, tu Obrona Układu Zyzek. – Z głośnika na mostku rozległ się nowy głos. – Macie się obaj zatrzymać.
Nakirre poczuł chłodne rozbawienie. Cztery patrolowce, które oderwały się od kłębowiska statków handlowych i parami ruszyły w kierunku „Ostrego” i „Springhawka”, były mniejsze i jeszcze żałośniejsze niż okręt chissański. Gdyby poczyniły jakieś agresywne kroki, wystarczy jedna salwa z dział laserowych, aby sprawić, by przepadła ich szansa na oświecenie.
– Martwych Kilji nie mogą oświecić – przypomniał mu Jixtus.
Oczywiście miał rację. Co ważniejsze, dawało to Nakirremu dobrą wymówkę, by nie dążyć do starcia z Chissami.
– Obrona Układu Zyzek, dostosowuję się do waszego żądania – oznajmił. – Starszy kapitanie Thrawn, możecie zatrzymać jeńców. Zobaczymy się jeszcze – kiedy przybędę do was, aby skierować pradawne ścieżki Chissów na drogi wiodące do oświecenia Kiljich.
– Będę czekał na nasze kolejne spotkanie – odparł Thrawn. – Żegnaj.
– Do zobaczenia – rzekł Nakirre.
Wyłączył mikrofon i znów spojrzał na Jixtusa.
– Wspomniałeś o czterech nacjach, które Kilji powinni najpierw oświecić – powiedział. – Zamiast nich chcę Chissów.
– Jeszcze nie teraz – powiedział Jixtus. – Musicie zacząć od innych.
– Dlaczego?
Kaptur i zasłona Jixtusa poruszyły się – pokręcił głową.
– Bo ja znam Chissów, generaliriusie. Są wytrwali i potężni. Widziałem, jak oparli się atakowi z zewnątrz i manipulacji od wewnątrz. Jedynie połączenie tych dwóch strategii pozwoli na ich zniszczenie.
– Oświecenie nie idzie w parze ze zwłoką – rzekł ostrzegawczym tonem Nakirre. – Zresztą mówiłeś o podboju, a nie o zniszczeniu. Jeśli wszyscy zostaną zniszczeni, kogo poprowadzimy ku pokojowi i porządkowi?
– Z pewnością część przeżyje – obiecał Jixtus. – Zwykli obywatele, ci, którzy przyjmą rządy Kiljich bez sprzeciwu i oporu… Będziecie mogli ich oświecać do woli. W tym jednak celu trzeba usunąć przywódców i dowódców wojskowych.
– Zgadzam się – odparł Nakirre. – Udajmy się zatem do ich układu i rozpocznijmy ten proces.
– To musi nastąpić zgodnie z harmonogramem przygotowanym przez Grysków. – Jixtus nie ustępował. – Jeśli odstąpimy od tych planów, wszystko będzie stracone. Ale… – Uniósł palec. – Nie oznacza to, że musicie długo czekać na spotkanie z nimi. Chciałem, żebyś to właśnie ty zawiózł mnie z pierwszą wizytą na ich światy i do ich przywódców.
– Dobrze więc. – Nakirre wpatrywał się w ekran. „Springhawk” odwrócił się od planety i kierował się ku otwartej przestrzeni, wychodząc ze studni grawitacyjnej. – Będę się stosował do waszych wskazówek. Na razie. Ale ostrzegam: jeśli uznam, że działasz zbyt wolno, zajmę się tym harmonogramem sam.
– Rozumiem – rzekł Jixtus. – Trzymajcie się moich rad, a Chissowie będą wasi. W odpowiednim czasie.
– Niebawem – poprawił Nakirre. – A kiedy zniszczysz ich przywódców, zostawisz dla mnie tego Thrawna. – Jego twarz rozciągnęła się w ponurym uśmiechu. – Nie mogę się doczekać, kiedy zazna prawdziwego oświecenia.
„Springhawk” znów znajdował się w nadprzestrzeni. Kiedy Samakro zakończył przeszukiwanie baz danych okrętu, Thalias zaczęło powoli opuszczać napięcie, które czuła podczas tej całej rozmowy.
– Nie ma nic ani o gatunku, ani o państwie zwanym Kilji, panie kapitanie – zameldował Samakro. – I żadnych wzmianek o generaliriusie Nakirrem.
– To zrozumiałe – powiedział Thrawn. – Ale my już słyszeliśmy kiedyś ten tytuł.
Thalias obejrzała się szybko za siebie. Wyraz twarzy Samakro był typowy dla kogoś, kto jadł właśnie coś kwaśnego.
– Tak jest – przyznał. – Wspomniał o tym członek załogi pancernika, który zaatakował „Czujnego” i „Grayshrike’a” nad Jutrzenką.
– Co prowadzi do wniosku, że pancernik i generalirius Nakirre mogą mieć ze sobą pewien związek – dopowiedział Thrawn.
– Tak jest – powtórzył Samakro. Jego kwaśny ton wzbogacił się o nutę niechęci.
Nic dziwnego. Pierwszy oficer zdążył się już posprzeczać z Thrawnem – oczywiście z szacunkiem i po cichu, ale jednak – na temat planu starszego kapitana, by odwiedzić układ Zyzek przed powrotem do Dynastii. Samakro uważał, że będzie to niebezpieczne i bezcelowe, zaś jego przełożony nie miał wątpliwości, że ten skok w bok przyniesie im cenne informacje. I po raz kolejny Thrawn miał rację.
Choć czy to, czego się dowiedzieli, okaże się użyteczne – tego Thalias nie umiała ocenić.
– Wiemy również, że generalirius nie rozmawiał z nami sam – ciągnął Samakro. – Cztery razy słyszeliśmy drugi głos. Był słabo słyszalny, ale w tle zdecydowanie mówiła inna osoba. Zapewne nawet nienależąca do tego samego gatunku.
– Zgadzam się – przytaknął Thrawn. – Czy analitycy zdołali coś wyciągnąć z nagrań?
– Na razie nie – przyznał Samakro. – Głos mówił cicho, a transmisja z okrętu Nakirrego niestety była bardzo niewyraźna. Zdołaliśmy zidentyfikować część słów, ale pełna analiza musi poczekać, aż będziemy mogli przekazać nagranie ekspertom na Naporarze.
– Niech analitycy dalej nad tym pracują – polecił Thrawn. – Nie tylko nad słowami, ale niech starają się uzyskać jak najczytelniejszy profil głosu.
– Tak jest – odparł Samakro.
Thalias znów obejrzała się za siebie. Samakro odszedł na bok i właśnie przekazywał polecenie za pomocą questisa. Thrawn patrzył przed siebie, ze wzrokiem utkwionym w przestrzeni za iluminatorem. Thalias wiedziała już, co to oznaczało – że dowódca był głęboko pogrążony w myślach.
Odwróciła się i zerknęła na Che’ri. Spojrzenie dziewczynki również nie było skupione na niczym konkretnym, choć w jej przypadku wiązało się to z tym, że za pomocą Trzeciego Oka prowadziła „Springhawka” do domu.
– Opiekunko.
Thalias drgnęła i odwróciła się gwałtownie. Thrawn stał tuż za nią.
– Nie powinien pan tak się podkradać, kapitanie – rzekła z wyrzutem.
– Przepraszam. – W głosie Thrawna brzmiało jednak raczej rozbawienie, nie skrucha. – Musi się pani nauczyć, jak myśleć i analizować bez odcinania się od tego, co się dzieje wokół. – Wskazał ruchem głowy Che’ri. – Co z nią?
– Na razie dobrze. – Thalias spojrzała na dziewczynkę. – Będzie potrzebowała przerwy za około czterdzieści minut, ale wczoraj naprawdę się wyspała i wygląda na to, że wszystko jest w porządku.
– Nie o tym mówię. – Thrawn ściszył głos. – Chodzi mi o nią i Magys.
Thalias ścisnęło w gardle. Miała nadzieję, że tylko ona to widziała.
– Może to tylko zbieg okoliczności.
– Naprawdę tak pani sądzi?
Thalias westchnęła. Wybudzili Magys, przywódczynię obcych uchodźców, z przymusowej hibernacji, aby pokazać jej biżuterię, którą posługiwała się grupa niejakich Agbuich podczas działań wymierzonych w radnego z rodziny Xodlaków na planecie Celwis. Kiedy Magys rozpoznała broszkę, Thrawn poprosił, żeby zgodziła się ponownie na hibernacyjny sen, póki nie znajdzie się wśród swojego ludu na Rappacu, planecie Paccoshów.
Dowiedziawszy się, co grozi jej światu, Magys sprzeciwiła się – nie chciała znów zasypiać. Thrawn ostrzegł ją, że musi przebywać w ukryciu, bo mógł ją przecież zauważyć oficer, który zajrzałby w jakiejś sprawie do kwatery gwiazdogatorki – ale nie przejęła się tym wcale. Stawiała ogromny opór i Thalias przez chwilę myślała, że Thrawn i Samakro będą musieli siłą wcisnąć ją do komory hibernacyjnej.
A potem nagle przestała się opierać i pokornie zgodziła się posłuchać Thrawna.
Zanim jednak położyła się w komorze, zerknęła w kierunku sypialni Che’ri.
Na Rapaccu, podczas pierwszego spotkania Thrawna z uchodźcami, Magys w jakiś sposób domyśliła się, że Thalias była kiedyś gwiazdogatorką, zdolną do nawigowania w nadprzestrzeni. Czy wyczuła również obecność Che’ri i jej znacznie silniejszy kontakt z tym, do czego dostęp dawało jej Trzecie Oko?
– Nie, nie uważam tak – przyznała. – Ale nadal mam nadzieję, że tak właśnie było. Bo przecież między nią a Che’ri znajdowały się dwie ściany i cały salon. Jak mogłaby coś wyczuć?
– Magys twierdzi, że jej lud po śmierci łączy się z Ponadświatem – przypomniał Thrawn. – Wiedziała, że była pani gwiazdogatorką, a to znaczyłoby, że mają to połączenie również za życia.
– Ale na Rapaccu przynajmniej na mnie patrzyła – mruknęła Thalias. – Gdyby widziała Che’ri, mogłabym to zrozumieć. Ale nie miała okazji.
Thrawn przeniósł wzrok na iluminator, za którym wirowała nadprzestrzeń.
– Jeśli Ponadświat to Moc, o której mówił mi generał Skywalker, zapewne przejawia się ona pod wieloma postaciami i ma wiele cech. Możliwe, że to coś, czego Magys wcześniej nie doświadczyła.
– Sądziłam, że wszyscy jej pobratymcy są połączeni z Ponadświatem.
– Gdyby cała nasza rasa nuciła pewien dźwięk, przyzwyczailibyśmy się do jego brzmienia – powiedział Thrawn. – A gdybyśmy później spotkali rasę, która w ogóle nie nuci, ale też jednostkę nucącą jeszcze inny dźwięk, obie te rzeczy byłyby czymś nowym i wyjątkowym.
– A. – Thalias pokiwała głową. – Tak, rozumiem. Każda nowa rzecz, obecność lub brak, może nieść pewne informacje.
– Owszem – odparł Thrawn. – Co niewątpliwie zauważyła pani podczas rozmowy z generaliriusem Nakirrem.
Thalias zacisnęła usta. Myślała, że tylko ona zwróciła na to uwagę i nie zamierzała mówić na ten temat, póki nie będzie mogła na osobności wspomnieć o tym Thrawnowi.
– Mówi pan o tym, że nigdy nie zapytał, ilu tych Watithów mamy w brygu?
– Doskonale – pochwalił Thrawn. – Pani umiejętności analityczne znacznie się rozwinęły od czasu, kiedy dostała pani przydział na „Springhawka”.
– Dziękuję. – W odpowiedzi na komplement Thalias aż się zarumieniła. – Choć jeśli tak jest, to dzięki pańskim talentom nauczycielskim.
– Nie zgadzam się – rzekł Thrawn. – Nie nauczam, tylko wskazuję kierunek. Każdy inaczej podchodzi do danego zadania. Ja jedynie zadaję pytania, które stawiają daną osobę na najlepszej drodze do jego rozwiązania.
– Rozumiem – powiedziała cicho Thalias. Ale podejrzewała, że działo się tak tylko wtedy, kiedy ta osoba chciała się wysilić i nauczyć drogi prowadzącej do logicznego wnioskowania. Zbyt wiele osób, zapewne większość, beztrosko pozostawiało myślenie i analizowanie innym.
– A zatem co można wywnioskować z braku dociekliwości Nakirrego? – zapytał Thrawn.
– Że wiedział, ilu członków załogi miał kapitan Fsir. – Thalias zmarszczyła brwi. – Albo że wszyscy nie żyją?
– Przychylam się do tego drugiego – przyznał Thrawn. – A to sugerowałoby, że druga osoba, odzywająca się w tle, jest powiązana w jakiś sposób z tym, kto wynajął Fsira.
– To ma sens – przytaknęła Thalias z namysłem. – Ośrodek handlowy, taki jak Zyzek, przyciąga przedstawicieli wielu różnych nacji i ras. Jeśli nasz tajemniczy obcy wynajął tu Fsira, mógł powrócić do tego układu po kolejnego podwykonawcę.
– Zgadzam się – rzekł Thrawn. – A to prowadzi nas do następnego pytania…
Thalias się skrzywiła.
– Do czego dokładnie wynajął Nakirrego?
– Właśnie – powiedział Thrawn. – Miałem nadzieję, że to koniec ataków na Dynastię, ale obawiam się, że jednak nie.
– Nie wygląda na to. – Thalias poczuła się nieswojo. Bo nawet jeśli i kiedy wrogie działania wymierzone w Dynastię wreszcie ustaną, Thrawnowi nie przestanie grozić niebezpieczeństwo.
Przelotnie wróciła myślą do swojej krótkiej rozmowy z Patriarchą Thoorakim w siedzibie rodziny Mitthów. Zachęcił ją, by pomagała chronić Thrawna przed naciskami politycznymi, których – pomimo swojego militarnego geniuszu – najwyraźniej nie umiał rozpoznawać i z nimi walczyć.
Thalias z pewnością dysponowała odpowiednią siłą woli, żeby to robić. Jednak w rzeczywistości ważne było to, czy zwykła opiekunka gwiazdogatorki dysponowała niezbędną do tego władzą.
– Ale jeśli ataki będą się powtarzały – rzekła, zastanawiając się, czy Thrawn w ogóle dostrzegał, że jej słowa miały podwójne znaczenie – będziemy po prostu musieli znowu ich pokonać.
Wezwanie na Sposię przyszło nagle i naczelny generał Ba’kif zdołał tylko domknąć bieżące sprawy w biurze i od razu ruszył przez Csaplar na lądowisko pod miastem. Czekał tam już na niego okręt zwiadowczy, jeden z pięciu przeznaczonych dla najwyższych oficerów Rady Hierarchii Obronnej i zawsze gotowych do startu w ciągu kwadransa. Dwadzieścia minut później Ba’kif znajdował się już poza studnią grawitacyjną Csilli, wśród hipnotyzujących wirów nadprzestrzeni.
Nie lubił załatwiać spraw w ten sposób. Wielu z jego kolegów nigdy by się też tak nie śpieszyło – chyba że chodziłoby o prawdziwą wojnę.
Wezwanie przyszło jednak prosto z biura Stybla’mi’ovodo, Patriarchy Styblów, który powiedział, że dotyczy to starszego kapitana Thrawna, i ta informacja Ba’kifowi w zupełności wystarczyła.
Kiedy Ba’kif wreszcie przeszedł rygorystyczne procedury bezpieczeństwa Grupy Uniwersalnych Analiz, Lamiov czekał pod masywnymi wrotami Magazynu Czwartego.
– Witam, panie generale – odezwał się Patriarcha, kiedy Ba’kif szedł do niego przez hol, starając się nie zauważać milczących strażników pilnujących beznamiętnie najtajniejszej bazy w Dynastii. – Dziękuję za przybycie.
– Wizyta w GUA to zawsze przyjemność, wasza czcigodność – rzekł Ba’kif, stając przed Patriarchą. – Choć byłoby miło, gdyby mnie o tym uprzedzono wcześniej.
– Proszę mi wierzyć, dowiedział się pan o tym tylko dziesięć minut po mnie – odparł Lamiov. – Starszy kapitan Thrawn trzyma tę sprawę jeszcze w większej tajemnicy niż zwykle.
– Czy ma to jakiś związek z tym, dlaczego się spóźnia z powrotem po tej całej historii, w której brali też udział Xodlakowie, Erighalowie i Pommrio?
– Aż tak się spóźnia? – Lamiov zmarszczył brwi. – Miałem wrażenie, że ich okręty przybyły dopiero wczoraj.
– To prawda. Ale „Springhawk”, w odróżnieniu od okrętów tych rodzin, ma gwiazdogatorkę. Thrawn powinien wrócić co najmniej kilka dni przed nimi.
– Ciekawe – mruknął Lamiov. – Może został nad Hoximem, żeby się lepiej przyjrzeć miejscu, w którym rozbił się frachtowiec.
Ba’kif prychnął cicho.
– Zdaje sobie pan sprawę, że mówi o szczegółach, które powinna znać tylko Rada, prawda?
– Doprawdy, panie generale… – powiedział cierpko Lamiov. – Jeśli do tej pory nie odkrył pan, że Styblowie mają własne, specjalne źródła informacji, to nie powinien pan zajmować tego stanowiska. Ale naprawdę, tą sprawą będzie pan zachwycony. To co, idziemy?
– Oczywiście – rzekł Ba’kif i ruszył za Lamiovem, zauważając kątem oka, że najbliżsi strażnicy lekko się ożywili, kiedy podeszli do wrót magazynu. Jak mówiono Ba’kifowi, na początku istnienia GUA Syndykura zastanawiała się nad likwidacją wszelkich rodzinnych więzów personelu, identycznie jak czyniono to ze wyższymi oficerami – i z podobnych przyczyn – by usunąć wszelkie wpływy polityki rodzinnej.
Ostatecznie postanowiono, że takie posunięcie przyciągnęłoby zbyt wiele niepożądanej uwagi do instytucji, więc porzucono ten pomysł. W ramach kompromisu służbowe uniformy GUA nie zawierały żadnych oznaczeń rodzinnych: ani herbów Dziewięciu Rodzin, ani Czterdziestu Domów, ani stylizowanych nazw stosowanych przez mniej ważne rody w Dynastii. W GUA – w teorii – wszyscy byli równi.
Ba’kif podejrzewał jednak, że większość strażników Magazynu Czwartego – jeśli nie wszyscy – należała do rodziny Styblów. Lamiov z pewnością o to zadbał.
Nowy artefakt obcych dopiero co przywieziono i Ba’kif spodziewał się, że w strefie dla gości w przedniej części magazynu będzie tłoczno. Nie spodziewał się jednak, że aż tak.
Stało się tak częściowo ze względu na rozmiary artefaktu – czterometrowej konstrukcji z białych metalowych żeber, wyglądającej jak fragment klatki piersiowej gigantycznego stwora morskiego. Wokół niego krzątało się kilkunastu inżynierów, pobierając dane, dokonując pomiarów i podłączając urządzenia analityczne. Towarzyszyło im dwoje wyższych stopniem pracowników GUA – jedno nadzorowało ich pracę, drugie stukało szybko w questis.
Z boku, obserwując w milczeniu tę krzątaninę, stali starszy kapitan Thrawn i kapitan Samakro.
Obaj mężczyźni spojrzeli w stronę Ba’kifa i Lamiova.
– Patriarcho, panie generale – przywitał ich Thrawn. – To dla mnie zaszczyt.
– To pan nas zaszczyca kolejną intrygującą zabawką do naszej kolekcji – odparł Lamiov. – Proszę, niech pan powie naczelnemu generałowi, co pan nam przywiózł.
– Tak jest. – Thrawn spojrzał na Ba’kifa. – Podczas poszukiwań reszty piratów Vagaari natknęliśmy się na obcy frachtowiec, atakowany przez trzy kanonierki. Ustaliliśmy później, że starcie zaaranżowano specjalnie dla nas i że był to pierwszy krok mający zaprowadzić nas w pułapkę.
– Najwyraźniej obcy niewiele o tobie wiedzieli – zauważył Ba’kif.
– Nie, mieli dość ograniczoną wiedzę o Chissach. – Thrawn ewidentnie nie dostrzegł subtelnego komplementu. – Zaintrygowało mnie to, że ten pozorny atak już trwał, kiedy wyszliśmy z nadprzestrzeni. Mógł to być znak, że obcy potrafią w jakiś sposób przewidzieć, kiedy i gdzie pojawi się dana jednostka.
Ba’kif spojrzał na szkielet artefaktu. Nagle poczuł się nieswojo.
– I robili to właśnie za pomocą tego czegoś?
– Tak uważamy – przytaknął Thrawn. – Ta konstrukcja była wbudowana w przestrzeń między wewnętrzną i zewnętrzną częścią kadłuba frachtowca, łączyła się ze skrzynkami za pomocą tych kabli.
Ba’kif skinął głową – dopiero teraz zauważył stoły na kółkach po jednej stronie pomieszczenia, na których leżały skrzynki o dziwnym kształcie i równe zwoje przewodów.
– Cała konstrukcja tak wyglądała? – zapytał.
– Części, które zdołaliśmy zbadać, owszem – powiedział Thrawn. – Niestety, mogliśmy poświęcić analizom bardzo niewiele czasu.
– Wiadomo, jak wcześnie urządzenie ostrzega o przybyciu jakiegoś statku? – zapytał Ba’kif.
– Uwzględniając stopień zaawansowania pozorowanego ataku, który ujrzeliśmy, szacuję, że mieli co najmniej dziewięćdziesiąt sekund na przygotowania – odparł Thrawn. – Może więcej.
– Dziewięćdziesiąt sekund… – mruknął Ba’kif.
W głowie zawirowało mu od możliwości. Gdyby umieścić kilka korwet zwiadowczych z takimi urządzeniami wczesnego ostrzegania na skraju obszaru defensywnego każdej planety chissańskiej, ataki z zaskoczenia stałyby się praktycznie niemożliwe.
Co więcej, gdyby ta instalacja wykrywała wszystkie jednostki podróżujące w nadprzestrzeni, nawet te, które nie szykowały się do powrotu do przestrzeni normalnej, Siły Obronne mogłyby obserwować najpopularniejsze trasy przecinające Dynastię. A jeśli to urządzenie mogło nie tylko wykrywać przemierzające nadprzestrzeń jednostki, ale też podawać przybliżoną ich liczbę…
– Proszę się nie rozpędzać, generale – powiedział Lamiov.
Ba’kif zamrugał, otrząsając się z zamyślenia.
– Co?
– Znam to spojrzenie. – Lamiov skrzywił usta w lekkim uśmiechu. – Muszę pana ostrzec: choć mamy jedno z tych urządzeń, nie oznacza to, że zdołamy odgadnąć sekret jego działania.
– Wiem. – Podniecenie Ba’kifa nieco opadło. Do tej pory oba najważniejsze dary Thrawna, przechowywane w Magazynie Czwartym, czyli generator studni grawitacyjnej Vagaarich i zaawansowany generator tarcz Republiki – nie ujawniły swoich sekretów, pomimo uporczywych starań GUA. Ba’kif nie miał wątpliwości, że prędzej czy później inżynierowie Dynastii odniosą sukces, ale, jak widać, miała to być długa, trudna droga.
Niestety, nie mieli też powodów, by sądzić, że sprawy będą się miały inaczej z tym detektorem wczesnego ostrzegania.
– Po prostu chciałbym się dowiedzieć, dlaczego rozgryzienie wszystkich technologii, dla których Siły Obronne znalazłyby natychmiast zastosowanie, zajmuje tak mnóstwo czasu – westchnął Ba’kif.
– Taki jest już wszechświat, czyż nie? – odparł Lamiov. – Pamięć elektroniczna o wysokiej gęstości zapisu, którą przywieziono sto lat temu, już po dwunastu miesiącach znalazła zastosowanie do produkcji questisów. A specjalistyczny sprzęt do gotowania, na który ktoś natrafił trzydzieści lat temu, znalazł się na rynku po pięciu miesiącach.
– Ale coś, co mogłoby ulepszyć elektrostatyczne osłony obronne okrętu o tysiąc procent lub więcej… – Ba’kif pokręcił głową.
– Może będziemy mieli więcej szczęścia z tym – rzekł Lamiov, wskazując głową na białą konstrukcję. – Szkoda, że nie mogliście przyholować całego frachtowca. – Uniósł lekko brwi w niemym pytaniu.
– Tak – odparł tylko Thrawn. Albo nie zrozumiał zachęty w tonie i wyrazie twarzy Patriarchy, albo już wcześniej postanowił, że nie będzie więcej mówił o tym, co się stało z frachtowcem.
– Zabraliśmy chyba całe wyposażenie i taką część konstrukcji, jaką tylko mogliśmy – wyjaśnił Samakro, również nie reagując na niezadane wprost pytanie. – Mamy nadzieję, że to wam i tak pomoże.
– Zrobimy, co się da – zapewnił Lamiov. – Czy inżynierowie powinni wiedzieć coś jeszcze?
– Raczej nie – stwierdził Thrawn. – Kapitanie?
– Nic istotnego nie przychodzi mi do głowy – rzekł Samakro. – Nadmienię jednak, że choć frachtowiec stanowił część tej pułapki i w związku z tym można by go uznać za jednostkę wojskową, jego kadłub ma zwykłą cywilną konstrukcję. Żadnego nyixu, nie miał nawet wewnętrznej skorupy ze stopu nyixu.
– To może być ważne – stwierdził Lamiov.
– Owszem – przytaknął Samakro. – Sądzę, że projektanci chcieli w ten sposób zadbać o to, by jednostka naprawdę wyglądała jak frachtowiec, i że nie ma to nic wspólnego z samym detektorem.
– Zapewne nie – zgodził się Ba’kif. Jego umysł już podążał w nowym kierunku. Nyix miał pewne wyjątkowe cechy, dzięki którym tak dobrze nadawał się do stosowania w kadłubach okrętów. Jeśli jedna lub kilka tych cech wpływało na działanie detektora wczesnego ostrzegania, mogło to dać im pewne wskazówki co do działania tego urządzenia.
– W każdym razie poinformuję o tym zespół inżynierski – rzekł Lamiov. – A teraz, jak sądzę, na Csilli już czeka na was Rada.
– Tak – powiedział Thrawn. – Zanim jednak odlecimy, panie generale, chciałbym, aby zajrzał pan na „Springhawka”. Musimy omówić inną sprawę.
– To nie może poczekać? – zapytał Ba’kif.
Thrawn i Samakro wymienili spojrzenia.
– Chyba może – stwierdził niechętnie Thrawn. – Przez pewien czas…
– No to niech poczeka – rzekł stanowczo Ba’kif. – Mam tylko parę godzin na porozmawianie z Patriarchą Lamiovem o pewnych ważnych sprawach, a potem sam muszę wracać. I jak wspomniał Patriarcha, „Springhawk” już dawno powinien być na Csilli, by można było dokonać przeglądu oraz napraw i uzupełnić uzbrojenie. – Spojrzał na Samakro. – A pan, kapitanie, jest na mojej liście oficerów, z którymi muszę porozmawiać o incydencie nad Hoximem. Do tego czasu musi pan przygotować oświadczenie i dokumenty, które chce pan w związku z tym wprowadzić do rejestrów.
– Rozumiem, panie generale – odparł Samakro. – Choć jeśli mógłbym coś powiedzieć… – Zerknął na Thrawna. – Prosiłbym pana, żeby nie odkładał pan zbytnio odwiedzin na „Springhawku”.
– Wezmę tę sugestię pod rozwagę. – Ba’kif zmarszczył brwi. Samakro miał zwykły, neutralny wyraz twarzy – taki, jaki powinien mieć oficer zwracający się do zwierzchnika.
Ale kryło się pod tym nietypowe, duże napięcie. Samakro nie czekał z radością na rozmowę Thrawna z Ba’kifem.
Pomimo zagadkowości tej sprawy, rozmowa z nimi musiała odbyć się później, bo na razie priorytetem Ba’kifa była dziwna afera w układzie Hoxim i jej konsekwencje.
– W takim razie do zobaczenia na Csilli – rzekł i wskazał im wyjście. – Zabierzcie się za naprawy, a ja skontaktuję się, kiedy będę mógł z wami porozmawiać.