Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Star Wars. Eskadra Alfabet. Cena zwycięstwa. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,00

Star Wars. Eskadra Alfabet. Cena zwycięstwa. Tom 3 - ebook

Weź udział w kolejnej pasjonującej przygodzie z uniwersum „Gwiezdnych wojen” i przeczytaj trzeci tom trylogii ESKADRA ALFABET. Kliknij i kup książkę na stronie księgarni internetowej Świat Książki już teraz.

Pościg tytułowej eskadry za imperialnym Skrzydłem Cienia trwa i obfituje w pełne dramatyzmu i emocji zwroty akcji i epizody

Akcja serii ESKADRA ALFABET rozgrywa się po obaleniu Imperatora. Wprawdzie jego potęga dogorywa, ale galaktyka wciąż jest nękana niszczycielskimi rajdami Skrzydła Cienia, formacji próbującej przywrócić dawny porządek. Pod wodzą charyzmatycznego Sorana Keizego pułk myśliwców odzyskuje siły i szykuje się do kolejnej zabójczej misji, tym razem chodzi o unicestwienie planety Chadawa. Asy przestworzy z Nowej Republiki, na których czele stoi legendarna Hera Syndulla, zrobią wszystko, by ją udaremnić i położyć kres imperialnej idei. Walki przybierają na sile, a w tle jest realizowana inna misja, podjęta przez Keizego z myślą o ratowaniu żołnierzy.

Kosmiczne starcia maszyn i pojedynki godnych siebie pilotów są równie dramatyczne, jak wewnętrzne zmagania bohaterów, których losy naznaczyła wieloletnia wojna

Czytelnik śledzi emocjonującą konfrontację trójki jakże różnych kobiecych postaci, które próbują odbudować względem siebie zaufanie, by móc odsłonić swoją skomplikowaną tożsamość. W obliczu kresu wojny poszczególni bohaterowie przechodzą przemianę, przeżywają dylematy moralne i zadają sobie pytania, kim byli kiedyś, kim się stali w czasie wojen i co z nimi będzie, gdy nastanie pokój. Jaką cenę przyjdzie im zapłacić za zwycięstwo? Roztrząsają najistotniejsze kwestie dotyczące lojalności, zdrady, zaufania, przyjaźni, odpowiedzialności, prawa do zabijania.

Finał książki przedstawia powojenne wybory i losy członków Eskadry Alfabet

Alexander Freed, autor bestsellerowych powieści ESKADRA ALFABET, napisał również „Battlefront. Kompania Zmierzch” oraz „Łotr 1. Gwiezdne wojny”. W opinii fanów Freed rozumie i kocha GWIEZDNE WOJNY. Sięgnij po książkę i przekonaj się o tym już teraz. Oddajmy głos znawcom GWIEZDNYCH WOJEN: „czuć tu klimat i miłość do tego uniwersum. Jest to zdecydowanie powiew świeżości. Alexander Freed to bardzo utalentowany twórca. Zdecydowany must-read dla fanów STAR WARS”. Z uniwersum STAR WARS nakładem Wydawnictwa Olesiejuk ukazały się książki: Star Wars. Skywalker. Odrodzenie. Opowieść filmowa.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8262-231-7
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

HYMNY FLOTY STA­REJ REPU­BLIKI

I

Wojna dobie­gła kresu – rzekł admi­rał. – My już o tym wiemy, a wkrótce dotrze to i do Impe­rium.

Gene­rał Hera Syn­dulla pra­wie uwie­rzyła w jego słowa, ale przy­po­mniała sobie w porę, że „tylko rebe­lie roz­kwi­tają dzięki nadziei. Repu­bliki wyma­gają trwal­szego fun­da­mentu”.

Sala odpraw pach­niała ozo­nem i mie­niła się niczym wnę­trze sza­firu o fase­tach z holo­gra­mów, na któ­rych migo­tały i zani­kały nada­wane z całej galak­tyki trans­mi­sje prze­zna­czone dla oczu woj­sko­wych przy­wód­ców Nowej Repu­bliki. Jede­na­ście mie­sięcy temu, po bitwie o Endor, gdy koniec wojny okrzyk­nięto po raz pierw­szy, takie spo­tka­nie byłoby nie do pomy­śle­nia. Teraz, dzięki dwóm cudom, czyli dopiero co odbi­tej sieci prze­kaź­ni­ków nad­prze­strzen­nych i masyw­nym odbior­ni­kom daw­nego impe­rial­nego nisz­czy­ciela, noszą­cego obec­nie nazwę „Wyba­wie­nie”, istoty odpo­wie­dzialne za zwy­cię­stwo Nowej Repu­bliki prze­rzu­cały się rapor­tami niczym piraci dzie­lący się łupami.

– Główne siły wroga się wyco­fały – dodał Gial Ack­bar i mach­nął holo­gra­ficzną dło­nią w stronę nie­wi­docz­nego asy­stenta. Pośrodku pomiesz­cze­nia poja­wiła się mapa gwiezdna. Holo­gra­ficzne głowy – wraz z oso­bami z krwi i kości, które zajęły miej­sca w sali wraz z Herą – sku­piły na niej swoją uwagę. – Coru­scant pozo­staje pod kon­trolą Impe­rium, ale wyco­fu­jące się armady loja­li­stów zrze­kły się pozo­sta­łych tery­to­riów. Wataż­ko­wie i opor­tu­ni­ści nagle zostali pozo­sta­wieni samo­pas. Ich wyeli­mi­no­wa­nie zaj­mie sporo czasu, ale z tej grupy zale­d­wie nie­liczni sta­no­wią poważne zagro­że­nie. Nasze grupy bojowe nawet w tej chwili redu­kują trans­por­towe i pro­duk­cyjne moż­li­wo­ści impe­rial­nych przy­czół­ków.

Na mapie poja­wiły się czer­wone plamy, krwawą barwą wyróż­nia­jące tery­to­ria zaj­mo­wane przez Impe­rium. Nie­bie­skie strzałki, które sym­bo­li­zo­wały sojusz­ni­cze siły Nowej Repu­bliki, ota­czały owo morze czer­wieni. Hera roz­po­znała co więk­sze tery­to­ria oku­po­wane – sek­tor Anoat, sek­tor Faul­theen i Otchłań Chren­to­ań­ską. Coru­scant, gdzie impe­rialny wielki wezyr kon­tro­lo­wał objętą blo­kadą poje­dyn­czą pla­netę zamiesz­ki­waną przez biliony istot żywych, świe­ciło łagod­nie pośrodku mapy. Blady znak przy­po­mi­na­jący kro­plę krwi wska­zy­wał na impe­rialną obec­ność w regio­nie Nyth­lide, gdzie przez ostatni tydzień nisz­czy­ciel „Wyba­wie­nie” prze­ła­my­wał blo­kadę.

Na pierw­szy rzut oka sytu­acja na mapie wyda­wała się pro­sta – Nowa Repu­blika zyskała wyraźną prze­wagę nad siłami wroga. Jed­nak bled­sze linie wska­zy­wały na pewien pro­blem: szlaki odcho­dzące od tuzina punk­tów wio­dły ku obsza­rowi w słabo roz­po­zna­nym regio­nie Zachod­niego Krańca, gdzie poje­dyn­cze gwiazdy ustę­po­wały mgle nie­pew­no­ści. To, co pozo­stało z rze­czy­wi­stego poten­cjału woj­sko­wego Impe­rium – a co admi­rał nazwał przed chwilą siłami loja­li­stów – zgro­ma­dziło się wła­śnie tam, na gra­nicy Nie­zna­nych Regio­nów.

Hera wypro­sto­wała się i prze­mó­wiła gło­sem pozba­wio­nym wszel­kich oznak scep­ty­cy­zmu czy wąt­pli­wo­ści. Ack­bar roz­wa­żał wojnę w obcych jej kate­go­riach. Sku­piał się na przy­pły­wach i odpły­wach flot zamiast na cier­pie­niach śmier­tel­ni­ków zamiesz­ku­ją­cych odbi­jane światy. Jed­nak choć sama kwe­stio­no­wała sto­jącą za tym mądrość, potra­fiła doce­nić artyzm jego podej­ścia.

– Ile dzieli nas od odna­le­zie­nia ukry­tej bazy wroga?

Admi­rał uśmiech­nął się sze­roko i ski­nął bul­wia­stą głową.

– Roz­sy­łamy sondy zaraz po tym, jak tylko opusz­czą linie mon­ta­żowe na Tro­ithe i Meta­lor­nie. Dyrek­tor Wywiadu Nowej Repu­bliki, Crac­ken, prze­każe infor­ma­cje o pew­nych poszla­kach, które pod­da­wane są ana­li­zie. To jak, możemy zacząć od spra­woz­dań dzia­łów…?

Kon­fe­ren­cja obrała znany Herze bieg, a choć Twi’lekanka na­dal słu­chała – każde słowo tra­fiało do buzu­ją­cej czę­ści mózgu, która ana­li­zo­wała aktu­alne infor­ma­cje tak­tyczne i współ­rzędne pod kątem stra­te­gicz­nej przy­dat­no­ści – uświa­do­miła sobie, że mniej uwagi poświęca rapor­tom, a wię­cej emo­cjom zgro­ma­dzo­nych w sali. Airen Crac­ken opo­wia­dał o impe­rial­nych, sta­ra­ją­cych się dzia­łać z ukry­cia. Przy­ta­czał plotki o suro­wym świe­cie oku­po­wa­nym przez całe legiony sztur­mow­ców, a pod poważ­nym i pozor­nie nie­wzru­szo­nym wyra­zem twa­rzy męż­czy­zny Hera roz­po­znała eks­cy­ta­cję dra­pież­nika. Gene­rał Ria zda­wała się prze­mę­czona, ale gdy roz­pra­wiała o kam­pa­nii mają­cej na celu wypę­dze­nie koali­cji impe­rialno-roja­li­stycz­nej z Xago­bah, na jej ustach poja­wił się uśmiech. Syn­dulla nie potra­fiła do końca odczy­tać nastroju admi­rała Ho’ror’tego, ale z jego prych­nięć i pocią­gnięć nosem wywnio­sko­wała, że wyczuwa mie­szankę znu­że­nia i deter­mi­na­cji. Męż­czy­zna opo­wia­dał o ofie­rze zło­żo­nej przez załogi „Nie­za­wod­no­ści” i jej eskort, chcą­cych uda­rem­nić spi­sek uknuty przez jed­nego z sza­lo­nych wezy­rów Pal­pa­tine’a.

Hera zaczęła poświę­cać wię­cej uwagi wła­snym współ­pra­cow­ni­kom – sub­telne ludz­kie fero­mony i gesty zdra­dzały dys­kom­fort – gdy Ack­bar wywo­łał ją po imie­niu.

– A pani grupa bojowa, gene­rał Syn­dullo? Region Nyth­lide jest zabez­pie­czony?

– Cóż, przy­naj­mniej jest pod kon­trolą – odparła. – Dwa krą­żow­niki pod dowódz­twem majora Jauna zostaną na miej­scu, by udzie­lić wspar­cia lokal­nym siłom zbroj­nym. Teraz, gdy grupa bojowa prze­biła się już przez blo­kadę, „Wyba­wie­nie” będzie mogło sku­pić się na głów­nym celu.

– Powrót do łowów? – ryk­nął Ho’ror’te, choć jego basowy głos został znie­kształ­cony przez zakłó­ce­nia.

– Powrót do łowów – przy­tak­nęła Hera. – Kon­ty­nu­ujemy współ­pracę z Wywia­dem Nowej Repu­bliki… – Ski­nęła głową w stronę Crac­kena, choć nie spo­dzie­wała się, że męż­czy­zna odwza­jemni gest, i też się tego nie docze­kała. – …by zlo­ka­li­zo­wać Dwie­ście Czwarty Pułk Impe­rial­nych Myśliw­ców. Odkąd opu­ścił układ Cer­be­ron, potwier­dzi­li­śmy tylko garść obser­wa­cji, ale na­dal jeste­śmy prze­ko­nani, że podą­żamy wła­ści­wym tro­pem. Zabez­pie­cze­nie regionu Nyth­lide nas spo­wol­niło. Jed­nak od tej pory…

– Suge­ro­wała pani w ostat­nim rapor­cie, że Dwie­ście Czwarty – że Skrzy­dło Cie­nia – współ­pra­cuje z loja­li­stami.

Hera nie roz­po­znała głosu osoby, która jej prze­rwała. Ciem­no­włosy męż­czy­zna w cywil­nym ubra­niu znaj­do­wał się na holo­gra­mie sześć metrów na prawo od Ack­bara. Pod jego sto­pami wid­niały napisy iden­ty­fi­ku­jące źró­dło trans­mi­sji: pla­netę Chan­drila.

Tym­cza­sową sto­licę Nowej Repu­bliki. Kanc­lerz Mothma nie mogła uczest­ni­czyć w nara­dzie, ale zazna­czyła swoją obec­ność w inny spo­sób.

– Tak, zakła­damy, że nawią­zali kon­takt – potwier­dziła Hera. – Domy­sły opie­ramy na nasłu­chu łącz­no­ści – o szcze­gó­łach może poin­for­mo­wać gene­rał Crac­ken.

– Czy zatem Dwie­ście Czwarty nie skrywa się wśród innych oddzia­łów loja­li­stów? Pani pościg zapro­wa­dził was daleko od Zachod­niego Krańca.

Hera stłu­miła w zarodku nie­chęć, którą momen­tal­nie poczuła do tego czło­wieka. W końcu jego pyta­nie miało sens.

– Nie mamy pew­no­ści, czym kon­kret­nie zaj­muje się Dwie­ście Czwarty w tej czę­ści galak­tyki, ale jestem prze­ko­nana, że, nie­za­leż­nie od cha­rak­teru dzia­łal­no­ści, Skrzy­dło Cie­nia sta­nowi realne zagro­że­nie. Od bitwy o Endor ponosi odpo­wie­dzial­ność za liczne woj­skowe porażki i straty Nowej Repu­bliki, pośród któ­rych należy wspo­mnieć o ludo­bój­stwie na Nacro­ni­sie i powsta­niu w ukła­dzie Cer­be­ron. Raz za razem demon­stro­wali, do czego są zdolni. Wyrzą­dzali nie­spo­dzie­wane szkody. I bez wąt­pie­nia robią to na­dal.

Zasko­czył ją żar, z jakim wypo­wia­dała te słowa – nie­mal tak bar­dzo jak doradcę Mon Mothmy, który zesztyw­niał i nie­mal cał­ko­wi­cie wyco­fał się poza zasięg holo­ka­mery.

„Znaj­du­jesz się wśród przy­ja­ciół – upo­mniała sie­bie samą. – Może powin­naś zacho­wy­wać się sto­sow­nie do sytu­acji?” Uśmiech­nęła się z czymś, co, miała nadzieję, mogło ucho­dzić za pokorę, a potem dodała:

– Jed­no­cze­śnie jestem prze­ko­nana, że bie­żąca ope­ra­cja już wkrótce dobie­gnie końca. Skrzy­dło Cie­nia nie ma dokąd uciec, a pomimo naszych nie­daw­nych pora­żek nikt w galak­tyce nie jest przy­go­to­wany do tego, by odna­leźć i zneu­tra­li­zo­wać wroga na równi z Eska­drą Alfa­bet i naszą grupą zada­niową.

Ponow­nie odnio­sła wra­że­nie, że ktoś za jej ple­cami poczuł się nie­kom­for­towo. Podej­rze­wała, że wie kto, ale musiała jesz­cze pod­kre­ślić jedną rzecz.

– Jeśli przy­pad­kiem zlo­ka­li­zu­jemy główną impe­rialną flotę, nim zdo­łamy odna­leźć Dwie­ście Czwarty, „Wyba­wie­nie” będzie w sta­nie prze­rwać misję i udzie­lić wspar­cia w innej czę­ści galak­tyki. Jed­nak nie mar­twię się, że przyj­dzie nam wybie­rać mię­dzy jed­nym a dru­gim. Zdo­łamy poko­nać Skrzy­dło Cie­nia. Tak samo jak zdo­łamy poko­nać Impe­rium.

Doradca Mothmy przy­tak­nął żwawo. Dowódcy woj­skowi nie słu­chali jej tak uważ­nie, choć Hera wie­działa, że nie powinna tego brać do sie­bie – wszy­scy przy­byli na naradę z wła­snymi zmar­twie­niami. Współ­pra­co­wali ze sobą na tyle długo, by sobie wza­jem­nie ufać. Gdyby powie­działa, że Dwie­ście Czwarty jest zagro­że­niem, uwie­rzy­liby jej; gdyby powie­działa, że zamie­rza je zneu­tra­li­zo­wać, też daliby jej wiarę.

Przy­szła pora na spra­woz­da­nia z innych regio­nów galak­tyki. Narada zakoń­czyła się sło­wami otu­chy Ack­bara, któ­rych Hera w więk­szo­ści nie usły­szała. Potem roz­bły­sło świa­tło, roz­le­gły się trza­ski i holo­gramy znik­nęły. Hera zamru­gała, by pozbyć się mrocz­ków przed oczami, i usły­szała mia­rowe bucze­nie reak­tora „Wyba­wie­nia”. Jej doradcy pod­nie­śli głos. Bez zwłoki wyda­wała roz­kazy, gdy skie­ro­wali się ku drzwiom sali.

Roz­ma­wiała ze Stor­nve­inem o mody­fi­ka­cji sta­no­wi­ska łącz­no­ści, gdy sto­jący obok młody męż­czy­zna wyko­nał ruch suge­ru­jący, że chciałby odłą­czyć się od grupy. Nie prze­ry­wa­jąc wypo­wie­dzi i nie odwra­ca­jąc głowy, deli­kat­nie poło­żyła dłoń na ramie­niu mło­dzieńca i ści­snęła mate­riał kom­bi­ne­zonu lot­ni­czego. Zatrzy­mał się. Poczuła, jak napina mię­śnie.

Jego oliw­kowa skóra i schludne brą­zowe włosy kon­tra­sto­wały z zaro­stem na policz­kach i bro­dzie. Miał smu­kłą, zwartą syl­wetkę, niczym dziki kot o ciele pozor­nie zbyt chu­dym jak na roz­miary tro­pio­nych ofiar. Gdy Hera skoń­czyła wyda­wać roz­kazy i została sam na sam z mło­dzień­cem, sta­nęła przed nim i spy­tała:

– Nie zamie­rzasz zro­bić ze mnie kłam­czu­chy, prawda?

– Pani gene­rał? – zdzi­wił się Wyl Lark.

– Twoja jed­nostka jest gotowa do star­cia z Dwie­ście Czwar­tym? – spy­tała rze­czo­wym tonem. Wyl i tak trak­to­wał ją z nale­żytą powagą, więc nie zamie­rzała go nie­po­trzeb­nie męczyć. – Eska­dry są gotowe do walki?

Doglą­dała postę­pów Wyla, odkąd chło­pak objął dowódz­two nad puł­kiem myśliw­ców „Wyba­wie­nia”. Odby­wała z nim coty­go­dniową godzinną roz­mowę – poświę­cała mu mniej czasu, niżby sobie tego życzyła, a zara­zem wię­cej, niż pochwa­lali jej doradcy – i nie­mal tyle samo czasu roz­ma­wiała o jego zdol­no­ściach przy­wód­czych z dowód­cami poszcze­gól­nych eskadr. Zda­wała sobie sprawę z poziomu przy­go­to­wa­nia pilo­tów i wie­działa, że choć bra­ko­wało mu doświad­cze­nia, Wyl podej­mo­wał dobre decy­zje w zakre­sie szko­le­nia i przy­dzie­la­nia pilo­tów do misji.

Chciała jedy­nie wie­dzieć, ile on wie. Skrzy­wił się, a Hera zacze­kała na odpo­wiedź.

– Tak – odparł wresz­cie. – Są gotowe. Potrze­bo­wa­li­śmy czasu – wpro­wa­dze­nie zmian tro­chę nas kosz­to­wało – ale teraz piloci już się ze sobą zgrali. Ci, któ­rzy nie starli się dotych­czas ze Skrzy­dłem Cie­nia, szkolą się i ana­li­zują raporty. Ci, któ­rzy już mieli z nim do czy­nie­nia… chcą powtórki, a nie staną się bar­dziej gotowi, prze­sia­du­jąc w han­ga­rze.

– Dadzą radę wygrać? – spy­tała Hera.

– W uczci­wej walce? – Wyl uśmiech­nął się sub­tel­nie. Spra­wiał wra­że­nie zbyt zmę­czo­nego jak na osobę w jego wieku. – Uwa­żam, że… Może. Ale w końcu jesz­cze ni­gdy nie poszło nam dobrze w czo­ło­wym star­ciu ze Skrzy­dłem Cie­nia.

– Zro­bię wszystko, co w mojej mocy, by zapew­nić nam prze­wagę – obie­cała Hera – ale nie­wy­klu­czone, że oko­licz­no­ści ataku będą dale­kie od ide­ału. – Ujrzała sprze­ciw na twa­rzy Wyla i dodała: – Jeśli Skrzy­dło Cie­nia naprawdę jest jed­nym z nie­wielu oddzia­łów loja­li­stów na­dal dzia­ła­ją­cych poza Coru­scant czy Zachod­nim Krań­cem, tym samym jest jed­nym z ostat­nich asów w ręka­wie Impe­rium. A to spra­wia, że jest…

– …war­to­ściowe.

„Uczysz się” – pomy­ślała i poczuła ukłu­cie smutku. Mimo to sta­rała się brzmieć prze­ko­nu­jąco.

– Dokład­nie. Nie chcę, by na­dal dzia­łali, gdy przyj­dzie nam sto­czyć ostat­nią bitwę.

Wspól­nie opu­ścili salę odpraw i wyszli na kory­tarz „Wyba­wie­nia”. Hera zigno­ro­wała chłód wypo­le­ro­wa­nych na połysk czar­nych paneli pod­ło­go­wych, blade oświe­tle­nie i geo­me­tryczne otwory drzwiowe. Kar­ma­zy­nowe kon­tro­lki ostrze­gaw­cze zostały dez­ak­ty­wo­wane, ale nowo­re­pu­bli­kań­skie mody­fi­ka­cje okrętu były zbyt pobieżne, by załoga mogła zapo­mnieć, że znaj­duje się na pokła­dzie daw­nego impe­rial­nego gwiezd­nego nisz­czy­ciela.

Hera odpły­nęła myślami. Gdzieś w odle­głym ukła­dzie gwiezd­nym komo­dor Agate stała na mostku nowo wybu­do­wa­nego nadiriań­skiego okrętu typu Star­hawk. Okręty te powstały poprzez prze­kształ­ce­nie roz­mon­to­wa­nych gwiezd­nych nisz­czy­cieli w jed­nostki znacz­nie potęż­niej­sze i sta­no­wiły chlubę Floty Nowej Repu­bliki – sym­bol wszyst­kiego, co spra­wie­dliwe. Gdyby sprawy poto­czyły się ina­czej – gdyby „Gwiazda Prze­wod­nia” nie została znisz­czona nad Tro­ithe i gdyby nie potrze­bo­wali natych­mia­sto­wego zamien­nika – moż­liwe, że Hera teraz też znaj­do­wa­łaby się na star­hawku, a nie na pokła­dzie naprędce zmo­dy­fi­ko­wa­nej maszyny zagłady.

Nie zazdro­ściła Agate jej dowód­czej roli. Jed­nak spa­ce­ro­wa­nie kory­ta­rzami „Wyba­wie­nia” budziło w niej złe wspo­mnie­nia.

Wyl dotrzy­my­wał jej kroku.

– Ostat­nią bitwę – powtó­rzył jej słowa. – Wie­rzy pani w to, co mówił admi­rał?

– A masz wąt­pli­wo­ści?

– Po pro­stu pamię­tam, co mówiło się po Endo­rze. Od roku gadają o tym, że to już „pra­wie koniec” wojny. – Nie wyczuła gory­czy w jego gło­sie. – Nie mam do nikogo pre­ten­sji, ale naj­bar­dziej ufam pani osą­dowi.

Jak każdy głu­pio uwie­rzyła w to, że wojna dobie­gnie kresu wkrótce po śmierci Impe­ra­tora. Wie­działa, że tak nie będzie, a mimo to uwie­rzyła. Pra­gnęła powrotu do rodziny, a teraz stłu­miła owo pra­gnie­nie, by odpo­wie­dzieć Wylowi tak szcze­rze, jak tylko potra­fiła:

– Wie­rzę Ack­ba­rowi – odparła. – Cią­gle zasta­na­wiam się, czy nie jest zbyt wiel­kim opty­mi­stą, ale fakty mówią same za sie­bie. Impe­rium nie zdoła długo sta­wiać oporu.

Wyl uśmiech­nął się kąci­kiem ust. Hera nie była pewna, czy jej odpo­wiedź go nie prze­ko­nała, czy bory­kał się z innymi myślami. Nie zdą­żyła spy­tać, nim dodał:

– Wkrótce powin­ni­śmy otrzy­mać wia­do­mość od pozo­sta­łych. Ostat­nim razem mówili, że ode­zwą się „jakoś w prze­ciągu sze­ściu godzin”.

– Dobrze. Wró­cimy do roz­mowy, gdy tylko poja­wią się wie­ści.

Wyl uznał jej słowa za koniec roz­mowy i Hera puściła go wolno. Zaprze­pa­ściła szansę, by spy­tać, co go tak nie­po­koi. Przy­pusz­czała, że póź­niej będzie miała to sobie za złe, ale musiała przy­siąść nad pla­nami bitew­nymi, prze­pro­wa­dzić szko­le­nia i zmie­nić osobę na sta­no­wi­sku głów­nego inży­niera. Miała zbyt wiele na gło­wie, pró­bu­jąc dopro­wa­dzić do upadku Impe­rium, i choć roz­terki Wyla były rów­nie ważne i praw­dziwe co każ­dego, wszyst­kie jej pro­blemy nale­żały do pil­nych – nade wszystko zaś kwe­stia Skrzy­dła Cie­nia.

Prawda była taka, że pod­czas spo­tka­nia nie powie­działa wszyst­kiego. Nie wie­działa, czym obec­nie zaj­muje się Dwie­ście Czwarty Pułk Impe­rial­nych Myśliw­ców, ale plotki, które tra­fiały do Nowej Repu­bliki z odizo­lo­wa­nych ukła­dów, mro­ziły krew w żyłach – wyda­wały się zbyt prze­ra­ża­jące, nie­praw­do­po­dobne i nie­wia­ry­godne, by oma­wiać je otwar­cie pod­czas narady.

Już za chwilę – cał­kiem moż­liwe, że „jakoś w prze­ciągu sze­ściu godzin” – dowie się, czy urze­czy­wist­niły się jej naj­gor­sze kosz­mary.

II

Nath Ten­sent zła­pał krwi­sto­czer­wony mate­riał w mię­si­stą pięść i szarp­nął. Jego oczom uka­zał się ster­czący nochal przed­sta­wi­ciela rasy H’nem­the. Gado­po­dobny huma­noid wydał z sie­bie nie­okre­ślony dźwięk, coś pomię­dzy sykiem a skom­le­niem, po czym z nie­spo­dzie­waną zwin­no­ścią prze­śli­zgnął się pod pachą Natha, wymi­nął Chass na Cha­dic i znik­nął w tłu­mie wypeł­nia­ją­cym namiot sprze­daw­ców muszli w Cyrku Cie­le­snych Zachcia­nek.

– Pozy­sku­jesz sobie przy­ja­ciół? – spy­tała Chass.

Nath nie puścił zasłony. Wbił wzrok w The­elinkę. Drobne, sil­nie umię­śnione ciało skry­wało się pod za dużą o kilka roz­mia­rów brą­zową kurtką. Zie­lone włosy obcej przy­po­mi­nały pierw­sze pędy kieł­ku­ją­cej sadzonki.

– Nie potra­fię się oprzeć – oznaj­mił Ten­sent i zaczął się wspi­nać ciem­nymi scho­dami.

Chass prych­nęła, odsu­nęła mate­riał i podą­żyła jego śla­dem. Idąc po scho­dach, Nath oddy­chał głę­boko. Wra­cały do niego dawno zapo­mniane zapa­chy oleju kuchen­nego z Hege­mo­nii Tion, wnętrz­no­ści wiro­nie­to­pe­rzy, wosko­wa­tej woni cri­to­kiań­skiego jedwa­biu. Nagle w jego umy­śle poja­wiło się wspo­mnie­nie pół­na­giego Pitera, któ­rego zawi­nięto weń jak w kokon.

„Stara załoga potra­fiła się nie­źle zaba­wić” – pomy­ślał i uśmiech­nął się, gdy prze­py­chali się przez tłum, by przejść do kolej­nego namiotu. Tu zgro­ma­dzo­nych było mniej i nie wyda­wali się tak oży­wieni. Stali na obrze­żach prze­strzeni wypeł­nio­nej żół­tym dymem. Na niskich ołta­rzach leżały sterty chi­pów, świeczki i gni­jące owoce. Nie­liczni kupcy sprze­da­wali tanie naszyj­niki. Nath zatrzy­mał się tylko na chwilę, by odna­leźć drogę, po czym skie­ro­wał się ku szpa­rze w mate­riale po prze­ciw­le­głej stro­nie namiotu. Zatrzy­mał się, gdy oka­zało się, że Chass spo­gląda na sprze­daw­ców przy ołta­rzach.

– Nie wspo­mnia­łeś, że to jakiś reli­gijny spęd – rzu­ciła.

Nath wzru­szył ramio­nami.

– To tylko otoczka biz­nesu – powie­dział. – Wyrocz­nia ma swój styl, ale poza tym jest tylko bro­ke­rem infor­ma­cji, jakich wielu.

Chass zyg­za­kiem omi­nęła ołtarz i zrów­nała się z Nathem.

– Nie szko­dzi. Po pro­stu daj znać, jak już trzeba będzie strze­lać.

– Jeśli – popra­wił ją star­szy pilot, choć mimo­wol­nie się uśmiech­nął. – Jeśli trzeba będzie strze­lać.

– Dobra, dobra.

Nath zaśmiał się, ale obser­wo­wał Chass kątem oka, gdy prze­cho­dzili przez szparę w mate­riale. Dziew­czyna nie do końca miała poukła­dane w gło­wie, ale tym razem cho­dziło o coś nowego, coś innego niż dotych­cza­sowe bagno nie­uświa­do­mio­nej pogardy do samej sie­bie, gorz­kiej furii i samo­bój­czych impul­sów, w któ­rym się pła­wiła, gdy spo­tkali się po raz pierw­szy. Coś ją gry­zło od opusz­cze­nia układu Cer­be­ron, a gdyby byli sobie bliżsi, moż­liwe, że potra­fiłby stwier­dzić, czy to poten­cjalny pro­blem. Obec­nie… Cóż, Chass znaj­do­wała się na samym dole listy nie­sta­bil­nych emo­cjo­nal­nie towa­rzy­szy broni.

– Kapi­ta­nie Ten­sen­cie – przy­wi­tał go ochry­pły głos, gdy już dotarli do nie­wiel­kiego pomiesz­cze­nia, w któ­rym na skó­rza­nych pasach wisiały okrą­głe ekrany. Oka­lały metro­wej wyso­ko­ści szyję kobiety sie­dzą­cej pośrodku salki. Patrzyła na nich bursz­ty­no­wymi oczyma osa­dzo­nymi w kre­do­wej główce, kiwa­ją­cej się powoli na boki, jakby szyja obcej miała się lada chwila zała­mać pod cię­ża­rem czaszki. – Ile czasu minęło, odkąd ostat­nio wyzna­wa­łeś winy? Trzy lata? Cztery?

– Pomy­li­łaś się o dobrych kilka lat, choć wcale ci się nie dzi­wię – odparł Nath. – Czas szybko leci. No, przy­naj­mniej do chwili, aż zaczyna peł­zać. Otrzy­ma­łaś moją wia­do­mość?

– Tak. A masz dla mnie kolejne trasy patro­lowe?

Nath prze­stą­pił nad niską ławką i usiadł na niej. Sta­rał się pano­wać nad twa­rzą, by nie zdra­dzić, że go zasko­czyła.

– Już od dawna nie robię dla Impe­rium – odparł i powstrzy­mał się, by nie dodać: „Dowia­du­jesz się o tym jako ostat­nia. Kiep­sko jak na Wyrocz­nię”. – A co powiesz na tajem­nice Nowej Repu­bliki?

– O nie łatwiej. Są mniej warte. A co masz do zaofe­ro­wa­nia?

Instynk­tow­nie chciał spoj­rzeć na Chass, by oce­nić jej reak­cję, nim przej­dzie do rze­czy, ale zmu­sił się, by nie spusz­czać wzroku z Wyroczni. Ści­szył głos.

– Ruchy wojsk w Prze­stwo­rzach Hut­tów. Infor­ma­cje przy­da­dzą się każ­demu, kto pro­wa­dzi tam inte­resy.

Wyrocz­nia zmie­niła poło­że­nie jed­nego z wiszą­cych ekra­nów.

– Wąt­pię – odparła.

„Ha, od razu lepiej. Na­dal wie, jak się tar­go­wać”.

Pochy­lił się do przodu.

– Kody deszy­fru­jące Wywiadu prze­zna­czone do trans­mi­sji o prio­ry­te­cie trze­ciego stop­nia. Dzia­ła­jące przez tydzień – a przez ten czas można się wiele dowie­dzieć.

– Lep­sze, ale nie­za­do­wa­la­jące – pod­su­mo­wała Wyrocz­nia. Cienka szyja odchy­liła się do tyłu. Obca prze­wró­ciła bursz­ty­no­wymi oczyma, po czym wypro­sto­wała się i wbiła wzrok w Natha. – Masz kon­szachty z Wywia­dem Nowej Repu­bliki?

– Coś w ten deseń – odparł Nath.

„Pra­cuję dla Wywiadu Nowej Repu­bliki”.

Nasha Gra­vas, pro­te­go­wana zmar­łego Caerna Adana, skon­tak­to­wała się z nim po Cer­be­ro­nie i popro­siła, by pośred­ni­czył mię­dzy Wywia­dem a grupą bojową gene­rał Syn­dulli. Nath zgo­dził się, a teraz miał medal, auto­ry­tet i dostęp do ist­nej skarb­nicy taj­nych infor­ma­cji wywia­dow­czych. Oka­zało się, że zna­le­zie­nie się na skraju śmierci, by ura­to­wać miliardy miesz­kań­ców pla­nety, wiąże się z pew­nymi pro­fi­tami.

– No i? – Wyrocz­nia znie­cier­pli­wiła się.

– Dzie­sięć nazwisk – odparł Nath. – Dzie­się­cioro taj­nych agen­tów, któ­rych wybiorę sam. Bez gwa­ran­cji, że okażą się przy­datni, ale prze­cież na tym polega cała zabawa.

Przy­glą­dał się Wyroczni, ale jego uwa­dze nie uszło chrząk­nię­cie Chass. Jeśli wąt­piła, że ma prawo doko­nać wymiany infor­ma­cji, nie myliła się. Jed­nak był pewien, że nie zain­ter­we­niuje.

Wyrocz­nia przy­mknęła oczy i powio­dła wierzch­nią czę­ścią dłoni po wiszą­cych ekra­nach. Te stuk­nęły o sie­bie. Zaczęły się huś­tać na boki z nie­na­tu­ralną czę­sto­tli­wo­ścią. Wyda­wało się nie­unik­nione, że jeden w końcu ude­rzy w kobietę – jed­nak tak się nie stało, a wkrótce potem oba wytra­ciły pręd­kość. Wyrocz­nia otwo­rzyła oczy i zacze­kała, aż ekrany zatrzy­mają się na dobre, nim znów się ode­zwała.

– Czar­no­plamy Pan, Powier­nik Tajem­nic, przyj­muje waszą ofiarę – powie­działa.

– Czar­no­plamy Pan jak zawsze jest hojny – odparł Nath. Wyrocz­nia podała mu data­pad i pilot wpro­wa­dził doń sze­reg imion i koor­dy­na­tów. Gdy skoń­czył, Wyrocz­nia scho­wała urzą­dze­nie wśród zasłon. – No dobrze – rzekł – to co z tym bło­go­sła­wień­stwem, po które przy­by­li­śmy?

– Sek­tor Croy­nar – odparła Wyrocz­nia.

Nath cze­kał.

Wyrocz­nia mil­czała.

Chass odchrząk­nęła. Nath uniósł dłoń i powie­dział:

– A możemy to zawę­zić do jed­nego układu?

– Sytu­acja może zmie­nić się w każ­dej chwili. Na wasze potrzeby wystar­czy zna­jo­mość sek­tora – odparła obca.

– Możemy już zacząć strze­lać? – spy­tała Chass.

Nath wstał przy wtó­rze trza­sku kolan i zbył pilotkę mach­nię­ciem dłoni.

– Skoro Czar­no­plamy Pan mówi, że wystar­czy sek­tor, wystar­czy sek­tor. Jesz­cze ni­gdy się na tobie nie zawio­dłem, Wyrocz­nio, nie­praw­daż?

– Służę mojemu panu – odparła tamta. – Na cie­bie już pora, kapi­ta­nie Ten­sen­cie, Boha­te­rze z Tro­ithe.

„Wygląda na to, że wie­ści jed­nak dotarły” – pomy­ślał.

Objął Chass i zde­cy­do­wa­nym ruchem wypro­wa­dził ją z sali, tak by nie spro­wo­ko­wała bitki.

– Tutaj zała­twia się sprawy w ten spo­sób – powie­dział pół­szep­tem.

Odtrą­ciła jego rękę i podą­żyli ku scho­dom.

– To dla­czego my tu jeste­śmy, skoro tylko odgry­wamy szopkę i cie­szymy się, że rzu­cili nam jakieś ochłapy? Wywiad naprawdę nie ma od tego wła­snych ludzi?

– Chciał­bym móc powie­dzieć, że tak, ale mają ręce pełne roboty. Zresztą mają do mnie zaufa­nie, że odnajdę Skrzy­dło Cie­nia.

Chass prych­nęła śmie­chem tak mocno, że o mało się nie zakrztu­siła.

– Tobie ufają? Poważ­nie?

– O tyle, o ile – powie­dział, po czym popro­wa­dził towa­rzyszkę plą­ta­niną namio­tów, scho­dów i dra­bi­nek lino­wych.

W Cyrku Cie­le­snych Zachcia­nek pano­wał zgiełk, jaki Nath widział tu po raz pierw­szy. Było znacz­nie gło­śniej niż dotych­czas – nikt już nie oba­wiał się impe­rial­nych patroli, a obec­no­ści Nowej Repu­bliki nie odbie­rano tak ner­wowo. Już pra­wie dotarli do lądo­wisk – spa­ce­ro­wali pod bla­dymi nie­bie­skimi świa­tłami Kom­naty Lubież­nych Holo­gra­mów – gdy Nath o mało nie wpadł na przy­pad­ko­wego prze­chod­nia. Nie­zna­jomy miał wyjąt­kowo sze­ro­kie bary. Jego płaszcz przy­po­mi­nał ban­thę, tyle że od środka – kawałki futra prze­pla­tały się z wzo­rami przy­wo­dzą­cymi na myśl jelita.

– Kapi­ta­nie Ten­sen­cie – ode­zwał się wła­ści­ciel płasz­cza i wbił w Natha pacior­ko­wate oczy. – „Pada na zie­mię niczym liść na wie­trze, gnije jesie­nią, a zimą tkwi pod sza­dzią, aż wresz­cie z roz­padu na nowo powstaje życie i znów odnaj­duje dom wśród kona­rów”.

Twarz natręta wydała się pilo­towi dziw­nie zna­joma. Roz­po­znał frag­ment wier­sza, ale nie potra­fił przy­pi­sać imie­nia do na wpół zapo­mnia­nego olbrzyma. Uznał, że rzuci jedy­nie:

– Kopę lat, bra­chu.

Dostrzegł, że męż­czy­zna wydyma usta. Dłoń zadrżała mu na wyso­ko­ści bio­dra. „Może rwie się do bitki – uznał Nath – choć wie, że raczej prze­gra. Albo czeka na wspar­cie”. Żadna z ewen­tu­al­no­ści go nie cie­szyła.

– Har­gu­sie! – W pamięci Natha wresz­cie otwo­rzyła się odpo­wied­nia klapka. Uśmiech­nął się, przy­po­mi­na­jąc sobie roz­mowy z dni, gdy jako pilot TIE-a wymu­szał opłaty w zamian za „ochronę”. Har­gus zawsze pła­cił ter­mi­nowo, nie pod­ska­ki­wał i nie stwa­rzał pro­ble­mów, ale to było dawno temu i nie­prawda, a nawet jeśli nie zmie­niają się ludzie, z pew­no­ścią zmie­niają się oko­licz­no­ści. – Aleś się, chło­pie, zesta­rzał! Na­dal obsta­wia­cie z ekipą Szlak Kore­liań­ski od dupy strony?

– Z kil­koma zmia­nami. Miło nie pła­cić hara­czu. – Har­gus spoj­rzał ponad ramie­niem Natha. – Sły­sza­łem, że jesteś szy­chą. Wiel­kim boha­te­rem.

– Wie­ści szybko się roz­cho­dzą. Pani na lądo­wi­sku dała nam zniżkę.

Chass zmie­niła pozy­cję, gotowa do biegu lub ataku.

– Teraz? – spy­tała.

– Na to wygląda – zgo­dził się Nath.

Sku­pił się na samym Har­gu­sie, więc nie mógł zlo­ka­li­zo­wać jego ludzi. Miał nadzieję, że Chass pojęła, co do niej należy. Zdzie­lił olbrzyma w brodę i poczuł ból w kłyk­ciach. Głowa prze­ciw­nika pole­ciała do tyłu, a jego dłoń zsu­nęła się z bla­stera na bio­drze. Tłum zaczął się kłę­bić i krzy­czeć. Nath nie odzy­skał jesz­cze na dobre rów­no­wagi, gdy poczuł dłoń Chass mię­dzy łopat­kami. Pilotka popy­chała go w dół i do przodu.

– Ruchy! – zawo­łała.

Usły­szał nad głową skwier­cze­nie bla­ste­ro­wych bły­ska­wic i poczuł cie­pło. Ruszył, a w ślad za nim popę­dziła Chass; była na tyle bli­sko, że poczuł woń jej potu.

– Trzej pomoc­nicy – zamel­do­wała. – Dwa mię­śniaki i droid. Paskudna sonda myśliw­ska.

Przedarli się przez kolejne zasłony. Mogli się roz­dzie­lić i ukryć wśród tłoku, ale Nath uznał, że znaj­dują się jakąś minutę drogi (no, góra trzy) od lądo­wi­ska – lepiej wziąć nogi za pas. Gdy pędził przez namiot z żyw­no­ścią, ode­pchnął łok­ciem kupca obła­do­wa­nego tacami pra­żo­nych chrząsz­czy. Zary­zy­ko­wał i spoj­rzał przez ramię: tłum poru­szał się nie­spo­koj­nie i roz­stę­po­wał. Ujrzał błysk metalu, ale jego mózg nie potra­fił zło­żyć tego w całość. „Przy­naj­mniej już nie strze­lają – pomy­ślał. – Ta cała hała­stra zapew­nia nam osłonę”.

W poło­wie susa chwy­cił za kom­link.

– Przy­go­tuj się do startu – powie­dział. – Może być gorąco! – Nie cze­kał na odpo­wiedź. Wymie­nił kom­link na ręko­jeść bla­stera.

Trzy­dzie­ści sekund póź­niej opu­ścili namioty, wyrwali się z tłumu i popę­dzili śli­skim od desz­czu mar­mu­ro­wym mostem roz­cią­gnię­tym mię­dzy ścianą klifu a lądo­wi­skiem. W ich kie­runku pole­ciał grad wią­zek ener­gii, a Nath modlił się o to, by nie spaść. Patrzył na wła­sne buty, ale uśmiech­nął się, gdy poczuł powiew cie­pła z lądo­wi­ska przed sobą. Gdy zadarł głowę, oka­zało się, że trans­por­to­wiec U-wing wisi metr nad plat­formą z otwartą rampą zała­dun­kową.

Chass wbie­gła na pokład jako pierw­sza. Odwró­ciła się i pocią­gnęła za sobą Ten­senta, sapiąc z wysiłku. Wiązki z bla­stera ude­rzały o ramę drzwi. Na szyję Natha pole­ciał snop iskier.

– Odpo­wiedz ogniem! – zawo­łał w kie­runku kok­pitu.

Pokła­dem szarp­nęło i drzwi się zasu­nęły. Wrogi ostrzał przy­brał na inten­syw­no­ści. U-wing obró­cił się, wal­cząc z gra­wi­ta­cją pla­nety. Nath prze­pchnął się obok Chass, wbiegł do kok­pitu i zajął miej­sce dru­giego pilota. Przez zasnuty mgłą ilu­mi­na­tor dostrzegł po dru­giej stro­nie mostu Har­gusa i jego zaka­pio­rów – jed­nym z nich był wło­chaty bru­tal więk­szy od samego Har­gusa, który zarzu­cał coś na ramię.

„Cho­lerne działko obro­towe?”

Jeśli tak, miało wystar­cza­jącą siłę ognia, by prze­bić się przez ilu­mi­na­tor U-winga i zasy­pać Natha odłam­kami trans­pa­stali.

Zaczął grze­bać przy ste­rach. Odwró­cił się w stronę sie­dzą­cej tuż obok kobiety. Była odziana w pele­rynę i luźną szarą szatę, która przy­pusz­czal­nie została uszyta z pobru­dzo­nych koców i prze­ście­ra­deł. Jej twarz pokry­wała sza­chow­nica chi­ty­no­wych pły­tek – nie­które miały kolor ciem­no­fio­le­towy, inne fio­le­to­wo­ró­żowy i zna­czyła je sieć bia­łych żyłek; nie­które były popę­kane i odbar­wione, inne jasne i gład­kie. W tej mapie kru­szą­cego się świata kryły się głę­boko osa­dzone oczy, które spo­glą­dały na ata­ku­ją­cych.

– Coś się stało, że nie strze­lamy? – spy­tał Nath.

– Nie są impe­rial­nymi – odparła gar­dło­wym szep­tem Kairos.

Nath zaklął i nała­do­wał działa.

– Szcze­gól­nie przy­jemni też nie są.

Zmie­nił usta­wie­nia zasi­la­nia i prze­szedł na celo­wa­nie ręczne. Z odle­gło­ści trzy­dzie­stu metrów mógł spo­pie­lić Har­gusa i jego przy­du­pa­sów.

„I co wtedy? Wie­dzieli, że jesteś boha­te­rem Nowej Repu­bliki. Chcesz kolejną plamę na hono­rze? Uwa­żasz, że sze­fo­stwo podzię­kuje ci za takie dzia­ła­nia dyplo­ma­tyczne?”

Jakoś ura­to­wałby sytu­ację.

„Z dru­giej strony nic dziw­nego, że Har­gus ma z nim kosę. Miał go za to zabić?”

Nie pozna­wał samego sie­bie.

Usły­szał, jak Chass zabez­pie­cza coś w ładowni. Działko obro­towe Har­gusa wyce­lo­wało w U-winga. Nath zaklął, wymie­rzył i wci­snął spust.

Działa trans­por­towca roz­bły­sły i mar­mu­rowy most roz­padł się na kawałki. Tam, gdzie znaj­do­wał się jesz­cze przed chwilą, teraz uno­siły się tumany pyłu. Nie usły­szał reak­cji Har­gusa i jego zbi­rów. Led­wie dostrze­gał ich syl­wetki po dru­giej stro­nie prze­pa­ści. Jed­nak kolejna salwa minęła U-winga o dzie­sięć metrów. Sta­tek uniósł się w powie­trze i Nath spoj­rzał na kon­so­letę. Spraw­dził odczyty ska­ne­rów – nie nad­cią­gała żadna jed­nostka. Zero impul­sów ener­gii czy tor­ped.

„Łagod­nie­jesz z wie­kiem” – pod­su­mo­wał. Nie­wąt­pli­wie Har­gus pomy­ślał to samo. Kto wie, może i Chass.

– Następ­nym razem, gdy będą w nas strze­lać – powie­dział do Kairos – odpo­wiedz ogniem.

Kobieta nie ode­zwała się ani sło­wem. Zajęła się dys­try­bu­cją zasi­la­nia jed­nostki, jakby w ogóle go nie usły­szała.

Nie zdzi­wiło to Natha – led­wie wypo­wie­działa parę słów, odkąd opu­ściła zbior­nik z bactą. Nie miał poję­cia, co o niej myśleć – naprawdę prze­stała być zama­sko­wa­nym dra­pież­ni­kiem czy to, że teraz poznał jej twarz i głos, było tylko złu­dze­niem, a tak naprawdę pozo­sta­wała bez­względną zabój­czy­nią?

Prę­dzej czy póź­niej ktoś będzie musiał ją spy­tać, o co jej, do cho­lery, cho­dzi. Ktoś, kto będzie w sta­nie wydu­sić z niej odpo­wiedź.

– Nie­zły z nas zespół – burk­nął i chwy­cił zestaw słu­chaw­kowy z kon­so­lety. Miał wia­do­mość od Wyroczni dla „Wyba­wie­nia”. Cze­kała ich długa podróż, by prze­ko­nać się, co może ozna­czać.

III

Nad­prze­strzeń wiro­wała wokół myśliwca prze­chwy­tu­ją­cego A-wing, jej kosmiczna ener­gia pie­ściła ilu­mi­na­tor niczym mor­ska piana. Wyl Lark czuł, jak sil­niki jed­nostki pul­sują w rytm odde­chu. Sfa­ty­go­wane sie­dzi­sko pisz­czało i wygi­nało się z każ­dym jego ruchem. Daw­niej uwa­żał, że podróże w nad­prze­strzeni są zara­zem cudowne i prze­ra­ża­jące. Dziś miały cha­rak­ter nie­mal medy­ta­cyjny – zapew­niały chwilę spo­koju przed burzą.

Ile jesz­cze razy przyj­dzie mu tak podró­żo­wać? Ile sko­ków, nim wypełni przy­sięgę zło­żoną star­szyź­nie Domu i Nowej Repu­blice?

Nagle roz­legł się alarm, który wytrą­cił go z roz­my­ślań. Instynk­tow­nie powiódł dło­nią po kon­so­le­cie, nim wyłą­czył sygnał. Zaczęło się odli­cza­nie – nie­spełna minuta do wyj­ścia z nad­prze­strzeni.

– Uwaga, wszyst­kie jed­nostki – powie­dział, uru­cho­miw­szy sys­tem łącz­no­ści – przy­go­tuj­cie się na wyj­ście w ukła­dzie Mid­gor.

W odlud­nym sek­to­rze Croy­nar znaj­do­wały się tylko trzy układy gwiezdne o poten­cjal­nej war­to­ści stra­te­gicz­nej – zna­nych struk­tu­rach, dostęp­nych surow­cach czy for­mach życia. Ozna­czało to, że jeśli dane, które Nath prze­słał na „Wyba­wie­nie”, są wia­ry­godne, mieli szansę jedną do trzech, że Skrzy­dło Cie­nia ocze­kuje ich w bla­do­zie­lo­nym świe­tle mid­gor­skiego słońca. Nie­wiele prze­ma­wiało za war­to­ścią tego układu, ale jeśli Dwie­ście Czwarty despe­racko poszu­ki­wał tech­no­lo­gii czy metalu z odzy­sku, mógł je tu zna­leźć.

Z komu­ni­ka­tora dobie­gały go mel­dunki. „Eska­dra Grad gotowa”. „Eska­dra Flara gotowa”. „Eska­dra Dzi­ku­sów gotowa”.

Ponad trzy­dzie­ści myśliw­ców goto­wych do walki, wśród któ­rych nie było Eska­dry Alfa­bet – Nath i pozo­stali na­dal znaj­do­wali się w dro­dze. Samo „Wyba­wie­nie” pozo­sta­wało w odwo­dzie na wypa­dek zasadzki. Jak to ujęła gene­rał Syn­dulla, misja spro­wa­dzała się do „zbroj­nego reko­ne­sansu”.

Nabrał powie­trza i ode­zwał się ponow­nie.

– Utrzy­muj­cie łącz­ność i nała­duj­cie broń, ale nie podej­muj­cie walki bez roz­kazu. – Usły­szał ner­wo­wość we wła­snym gło­sie, ale nie pró­bo­wał jej zdu­sić. Nie miał obo­wiązku być nie­ustra­szony – musiał jedy­nie wydo­być z pilo­tów to, co w nich naj­lep­sze. – Jeśli gdzieś tam są, tak samo jak my znaj­dują się na gra­nicy wytrzy­ma­ło­ści. Są bar­dzo dobrymi pilo­tami, ale pilo­tami z krwi i kości, a nie mitycz­nymi isto­tami.

– Do tego z ludz­kiej krwi. – Z komu­ni­ka­tora dobiegł wibru­jący sopran Esso­vin – dowód­czyni Flar. – Cien­kiej krwi. Bez urazy, dowódco.

Z gło­śnika docho­dziły stłu­mione chi­choty – głów­nie ze strony Flar.

– Drob­nostka – odparł Wyl.

Piloci X-win­gów Eska­dry Flara nie mieli oka­zji zetrzeć się w walce ze Skrzy­dłem Cie­nia – przy­byli na wezwa­nie gene­rał Syn­dulli, by wes­przeć misję w miej­sce Eska­dry Szpica. Wyl nie miał pre­ten­sji do Esso­vin, że ta błęd­nie oce­niła emo­cjo­nalny wydźwięk chwili. Jed­nak Eska­dra Grad stra­ciła liczne Y-wingi w ukła­dzie Cer­be­ron. Kom­pani Dzi­ku­sów też zgi­nęli z rąk pilo­tów Skrzy­dła Cie­nia – eska­dra skła­dała się z oca­leń­ców z mie­sza­nej grupy sztur­mo­wej z Tro­ithe, korzy­sta­ją­cej głów­nie ze śli­zga­czy i chmur­nych wozów. Wyl tchnął w nią nowe życie i teraz przyj­mo­wała z otwar­tymi rękoma pilo­tów i maszyny, dla któ­rych zabra­kło miej­sca gdzie indziej. Zarówno Eska­dra Grad, jak i Eska­dra Dzi­ku­sów na wła­snej skó­rze prze­ko­nały się o zagro­że­niu, jakie sta­no­wiło Skrzy­dło Cie­nia – podob­nie jak Eska­dra Alfa­bet ucier­piały z powodu powol­nej utraty pilo­tów, jak i maso­wych strat w bru­tal­nych wal­kach. Potrze­bo­wały cze­goś wię­cej niż pyszał­ko­wa­tego humoru. Potrze­bo­wały, by ktoś zauwa­żył, że prze­żyły traumę.

– Szko­li­li­śmy się z myślą o tej misji – powie­dział Wyl. – Nie mają poję­cia, czym się sta­li­śmy.

Modlił się, by się nie oka­zało, że wie­dzie ich na zatra­ce­nie. Poczuł wsty­dliwą ulgę, że nie lecą z nim Nath, Chass i Kairos, jakby ich życie było cen­niej­sze od życia pilo­tów, któ­rych tak dobrze nie poznał. (Choć i z tą trójką ostat­nio nie miał zbyt czę­stego kon­taktu, a z Nathem na­dal się nie pogo­dzili, odkąd poróż­nili się na Tro­ithe).

Blask nad­prze­strzeni ustą­pił, gdy myśli­wiec zaczął spo­wal­niać z wyraź­nym szarp­nię­ciem. Uprząż wbiła się w tors Wyla. Nagle gwiazdy zajęły swoje miej­sca i w ciem­no­ściach poja­wiło się nefry­towe świa­tło gwiazdy układu. Szu­miało mu w gło­wie. Spoj­rzał na kon­so­letę. Pró­bo­wał zin­ter­pre­to­wać odczyty, ale czuj­niki na­dal się reka­li­bro­wały.

– Coś odbie­ram! – Usły­szał rze­czowy, służ­bowy komu­ni­kat Vitale, kobiety, z którą flir­to­wał i z którą pra­wie się zaprzy­jaź­nił, nim został jej prze­ło­żo­nym na Tro­ithe. – Trzy, może cztery jed­nostki.

– Ode­bra­łem, Dzi­ku­sko Dwa – odparł. Ure­gu­lo­wał sen­sory, poczuł krze­piące ter­ko­ta­nie prze­łącz­ni­ków przez mate­riał ręka­wiczki i potwier­dził odczyt Vitale. Ekran radaru zami­go­tał, co wska­zy­wało na obec­ność w ukła­dzie zaszy­fro­wa­nych impe­rial­nych sygna­łów.

– Dzi­kusy i Grad, utrzy­muj­cie pozy­cję – zarzą­dził. – Flary, podą­żaj­cie za mną, przyj­rzymy się temu z bli­ska.

Z gło­śnika dobie­gły potwier­dze­nia. Wyl zwięk­szył ciąg i odbił w kie­runku jasnych punk­tów na ekra­nie. Gdy już obrał kurs, wszech­świat wydał mu się nie­ru­chomy, a ryczące dysze jego sil­ni­ków bez­silne w obli­czu tego bez­ru­chu. O tym, że fak­tycz­nie prze­miesz­cza się w bez­kre­sie prze­strzeni kon­wen­cjo­nal­nej, infor­mo­wały go tylko kon­tro­lki na kon­so­le­cie i odle­głe świa­tła innych myśliw­ców.

Minęła nie­mal minuta, nim zauwa­żył dro­biny na tle ciem­no­ści. Czuj­niki osza­co­wały masę i pręd­kość odle­głych jed­no­stek. Były zbyt duże, by mogły być myśliw­cami, ale znów za małe na fre­gaty – moż­liwe, że okażą się kano­nier­kami, ale Wyl nie potra­fił okre­ślić typu. Nie posia­dał ency­klo­pe­dycz­nej wie­dzy Yriki Quell.

„Quell”.

Wielu przy­ja­ciół Wyla ponio­sło śmierć w walce, jed­nak utrata Quell róż­niła się od utraty Sono­ga­riego czy Saty Neeka.

– Musimy je ziden­ty­fi­ko­wać – zarzą­dził. – Ktoś potrafi je roz­po­znać?

– Jedna z odle­glej­szych jed­no­stek przy­po­mina mi impe­rialny frach­to­wiec – odparł Ghor­dansk. Ghor­dansk miał odpo­wiedź na każde pyta­nie. W poło­wie przy­pad­ków oka­zy­wało się, że pra­wi­dłową. – Do tego pruje cząst­kami – może to wyciek radio­ak­tywny?

Wyl odbił w bok, by zmie­nić wek­tor natar­cia. Kon­tury dro­bin impe­rial­nych jed­no­stek migo­tały, jakby ich osłony buzo­wały ener­gią albo…

Znów spraw­dził odczyty i zwró­cił uwagę na sygna­tury cieplne.

– Utrzy­muj­cie dystans – powie­dział. – Wyko­nam prze­lot.

Prze­kie­ro­wał ener­gię do dysz i prze­szedł na otwarty kanał. Nabrał pręd­ko­ści, by skró­cić dystans dzie­lący go od wro­giej for­ma­cji. Znie­kształ­cone dźwięki zako­do­wa­nych wia­do­mo­ści odbi­jały się echem w kok­pi­cie. Zmru­żył oczy i wychy­lił się w uprzęży, aż dro­biny nabrały ostro­ści – kan­cia­ste, czarne bryły, wyraź­nie impe­rialne, choć pozba­wione dra­pież­nych kątów gwiezd­nego nisz­czy­ciela. Wzdłuż burt tań­czyły wyła­do­wa­nia elek­tryczne i pło­mie­nie, które ula­ty­wały w próż­nię.

– Tu dowódca pułku myśliw­skiego Wyl Lark do jed­no­stek impe­rial­nych. Jak wygląda wasza sytu­acja?

Wie­dział, że może mieć do czy­nie­nia z zasadzką – przy­nętą pozo­sta­wioną przez Skrzy­dło Cie­nia, by zwa­biła jed­nostki Nowej Repu­bliki. Impe­rialne frach­towce mogły być bom­bami pułap­kami, a w oko­licy rów­nie dobrze mogły czaić się myśliwce TIE.

I wtedy nade­szła odpo­wiedź, zbyt znie­kształ­cona, by mógł ją zro­zu­mieć.

– Tu Wyl Lark. Pro­szę powtó­rzyć.

– Tu kapi­tan Oul­to­var Misk z frach­towca „Dia­mond Tor”. Potrze­bu­jemy pomocy i jeste­śmy gotowi się pod­dać. Powta­rzam: pod­da­jemy się!

Wyl zbli­żył się na odle­głość strzału. Nagle coś roz­bły­sło. Odwró­cił głowę. Oba­wiał się ostrzału z tur­bo­la­se­rów, a zamiast tego ujrzał erup­cję ognia i sto­pio­nego metalu na bak­bur­cie frach­towca.

To nie była pułapka. A przy­naj­mniej takie miał wra­że­nie.

„Moż­liwe, że to coś znacz­nie gor­szego”.

– Kapi­ta­nie Misk? – wywo­łał impe­rial­nego. – Co się przy­da­rzyło pań­skiemu kon­wo­jowi?

Roz­mówca zawa­hał się, po czym odpo­wie­dział. Prze­ry­wały mu zakłó­ce­nia i mecha­niczny jazgot.

– Bra­li­śmy udział w walce. Zaata­ko­wały nas myśliwce TIE. Uniesz­ko­dli­wiły nasze jed­nostki eskor­towe w prze­ciągu paru minut i odle­ciały.

– Dla­czego? – spy­tał Wyl. – Jaki mie­liby w tym cel?

– Nie wiem. Byli­śmy… Dzia­ła­li­śmy pod roz­ka­zami Rady Yomo. Musiało się to nie spodo­bać jed­nej z pozo­sta­łych frak­cji, która posta­no­wiła na nas zapolo…

Odpo­wiedź nagle się urwała. Począt­kowo Wyl uznał, że cho­dzi o pro­blemy z trans­mi­sją, ale wtedy usły­szał gło­śny oddech, który prze­szedł w łka­nie.

– Impe­rialni prze­ciwko impe­rial­nym – mówił głos. – Tak obec­nie wygląda wojna. Rodzina prze­ciwko rodzi­nie, wbrew wszel­kim przy­się­gom. Jak możemy… Zamier­za­cie nam pomóc?

Wyl skrzy­wił się, jakby ktoś go ude­rzył.

– Oczy­wi­ście. Oczy­wi­ście, że pomo­żemy. Nie ruszaj­cie się stąd, nad­cią­gają kolejne jed­nostki.

Prze­słał sygnał „Wyba­wie­niu” i naka­zał eska­drom, by pod­le­ciały bli­żej i pomo­gły w ewa­ku­acji i oce­nie szkód. Pró­bo­wał dzia­łać tak, by myśliwce nie wysta­wiały się na ostrzał, a jed­no­cze­śnie mogły asy­sto­wać w akcji ratun­ko­wej. Nie mieli do czy­nie­nia z pułapką, a przy­naj­mniej nie pułapką zasta­wioną przez „Dia­mond Tor” i pozo­stałe frach­towce, ale to nie ozna­czało jesz­cze, że nie­bez­pie­czeń­stwo minęło.

Pod­czas pracy wró­ciły do niego słowa kapi­tana Miska. Zacho­dził w głowę, do czego zdolne jest Skrzy­dło Cie­nia, i myślał o wszyst­kich okru­cień­stwach, jakich dopu­ściło się Impe­rium po bitwie o Endor. Wtedy nie był ich świad­kiem, ale czy­tał o Ope­ra­cji Popiół – o mor­dzie świa­tów takich jak Nacro­nis, które nie sta­no­wiły żad­nego zagro­że­nia dla Impe­rium.

Zasta­na­wiał się, jakie jesz­cze cze­kają ich kosz­mary, teraz, gdy Impe­rium zna­la­zło się w tak roz­pacz­li­wej sytu­acji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: