Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Star Wars. Inkwizytorka. Droga Czerwonego Ostrza - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 marca 2025
43,00
4300 pkt
punktów Virtualo

Star Wars. Inkwizytorka. Droga Czerwonego Ostrza - ebook

Z popiołów Zakonu Jedi wyłania się inkwizytorka.

Padawanka Iskat Akaris poświęciła życie na podróże po galaktyce i poznawanie arkanów Mocy u boku mistrzyni, by zostać przykładną Jedi. Choć bardzo się stara, często trudno jej zachować spokój i opanowanie. Każda porażka budzi w dziewczynie poczucie, że pozostali Jedi stają się wobec niej coraz bardziej nieufni. I tak już niepewna własnej przyszłości w zakonie, Iskat mierzy się z osobistą tragedią, gdy jej mistrzyni ginie, a wybuch wojen klonów sprawia, iż galaktyka pogrąża się w chaosie.

Teraz, jako generał, sama szerzy chaos na liniach frontu. Często słyszy napomnienia: „Zaufaj szkoleniu”, „Pokładaj ufność w mądrości Rady”, „Zaufaj Mocy”. Iskat jednak ma wątpliwości. Zaczyna zadawać pytania nieprzystające Jedi, pytania dotyczące jej tajemniczej przeszłości. Pytania, które mistrzowie uznaliby za niebezpieczne. Przez kolejne lata nieustającej wojny Iskat traci wiarę w zakon. Jest pewna, że gdyby tylko dawano jej więcej swobody, mogłaby się bardziej przyczynić do ochrony galaktyki. Gdyby tylko jej zaufali i udostępnili więcej informacji, mogłaby rozproszyć spowijające ją cienie. Gdy Jedi wreszcie upadają, Iskat korzysta z okazji, by wytyczyć własną ścieżkę. Otwiera się na wybawienie, jakim jest dla niej rozkaz 66.

Jako inkwizytorka odnajduje wolność, której zawsze łaknęła. Wolność, by zadawać pytania i pragnąć. Z każdym uderzeniem czerwonego ostrza zbliża się do własnego przeznaczenia w Mocy – bez względu na cenę.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68204-64-3
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

Podob­nie jak Iskat, będę szczera. Pewna postać w tej powie­ści odbiera sobie życie, co w Gwiezd­nych Woj­nach zda­rza się rzadko.

Gdy byłam znacz­nie młod­sza, pró­bo­wa­łam popeł­nić samo­bój­stwo.

Było to prze­ra­ża­jące. Bole­sne. I oka­zało się pomyłką.

Całe szczę­ście, że mi się nie udało.

Następ­nego dnia zaczę­łam spi­sy­wać w note­sie wszyst­kie te drobne rze­czy, które dają mi szczę­ście – cie­pło słońca na twa­rzy, wiatr na plaży, stą­pa­nie boso po mięk­kiej tra­wie, maso­wa­nie kota po brzuszku. Two­rzy­łam listę powo­dów, by żyć dalej. Cho­ciaż zma­ga­łam się – i na­dal się zma­gam – ze zdro­wiem psy­chicz­nym, od tam­tej pory ani razu nie pomy­śla­łam, by wró­cić w tamto mroczne miej­sce. Codzien­nie jestem wdzięczna za to, że żyję.

Nie zdo­ła­li­śmy jed­nak unik­nąć samo­bójstw wśród człon­ków rodziny. Przy­glą­da­łam się z boku, jak wpa­dają w uza­leż­nie­nia. Jak cier­pią. Wiem, że każdy dzień sta­no­wił dla nich wyzwa­nie.

Jako osoba, która unik­nęła samo­bój­czej śmierci, jako matka, jako osoba neu­ro­aty­powa, która zawsze czuła się inna, pod­cho­dzę do tej postaci z wielką miło­ścią i wiel­kim współ­czu­ciem. Iskat miała wspar­cie, kocha­jącą rodzinę, była inte­li­gentna, uta­len­to­wana, a mimo to nie potra­fiła uśmie­rzyć drę­czą­cego ją bólu. Jej wybór niczym roz­cho­dzące się fale wpły­nął na jej spo­łecz­ność i naj­bliż­szych – oka­zał się tra­giczny w skut­kach.

Jeśli też zma­gasz się ze zdro­wiem psy­chicz­nym, pamię­taj, że z cza­sem będzie lepiej. Że zawsze jest nadzieja. Że zawsze znaj­dzie się jakiś powód, by trzy­mać się życia, choćby wyda­wał się mikry. Że inni Cię kochają. Że galak­tyka Cię potrze­buje i że Twoja nie­obec­ność byłaby tra­ge­dią. Musisz opo­wie­dzieć wła­sną histo­rię. Masz do dys­po­zy­cji różne formy pomocy, no i są osoby, które Cię wysłu­chają.

Niech Moc będzie z Tobą,
Deli­lah/ Rozdział 1

/1

PADA­WANKA JEDI ISKAT AKA­RIS nade wszystko chciała zapunk­to­wać u mistrzyni.

Co, nie­stety, zda­rzało się rzadko.

– Choć, Iskat, zobacz. Co czu­jesz?

Mistrzyni Jedi Sem­ber Vey odstą­piła na bok, by uczen­nica mogła się lepiej przyj­rzeć pra­daw­nemu tek­stowi, dopiero co odwi­nię­temu ze sta­rej, mięk­kiej skóry eopie. Po prze­ciw­nej stro­nie kon­tu­aru togru­tań­ski sprze­dawca ner­wowo obra­cał w pal­cach dłu­gie pasma kora­li­ków na szyi. Co chwila mimo­wol­nie zer­kał ku przy­pa­sa­nemu w talii mie­czowi świetl­nemu Sem­ber.

Dłu­gie, czer­wone palce Iskat się­gnęły ku… Cóż, nie była to do końca książka, a raczej liczne stare, kru­che kawałki skóry, led­wie połą­czone ze sobą nicią ze zwie­rzę­cych jelit – ale nim mogła ich dotknąć, Sem­ber cmok­nęła. Dło­nie Iskat czym prę­dzej cof­nęły się za plecy. Sem­ber ni­gdy nie wyda­wała się nauczy­cielką aktywną i zaan­ga­żo­waną. Rzadko kiedy wygła­szała kaza­nia czy udzie­lała lek­cji jak nauczy­ciele Jedi w Świą­tyni. Zamiast prze­ka­zy­wać wyraźne pole­ce­nia, ocze­ki­wała, że Iskat będzie się przy­pa­try­wać i wycią­gać wnio­ski. Czę­sto cze­kała mil­cząco w nadziei, iż pod­opieczna sama obmy­śli kolejny krok i dokład­nie tego ocze­ki­wała od niej w tej chwili. Jej sku­pione czarne oczy ema­no­wały cier­pli­wo­ścią. Czter­dzie­sto­pa­ro­let­nia kobieta rasy ludz­kiej o zło­ci­stej skó­rze i nie­bie­ska­wo­czar­nych, nie­na­gan­nie sple­cio­nych wło­sach cze­kała, aż uczen­nica… Niby co? Ma coś powie­dzieć? Coś zro­bić? Iskat nie miała poję­cia.

Odkąd Sem­ber wybrała ją na pada­wankę po Tur­nieju Jedi, nie prze­by­wały długo w jed­nym miej­scu. Odwie­dzały kolejne zapy­ziałe pla­nety i tłoczne księ­życe han­dlowe, by zamę­czać sprze­daw­ców, kolek­cjo­ne­rów i arche­olo­gów, nego­cju­jąc ceny roz­ma­itych kurio­zów, mają­cych wzbo­ga­cić zbiory Archi­wów Jedi. Iskat już widy­wała takie tek­sty, bogato zdo­bione zwoje, pra­dawne mie­cze świetlne zale­pione pia­skiem czy sko­ru­pia­kami, a nawet ząb ran­kora pokryty mister­nymi zna­kami dawno zapo­mnia­nego alfa­betu. Sem­ber była zdolną nego­cja­torką o paza­ako­wej twa­rzy, a Iskat miała świa­do­mość, że jej rolą jest obser­wo­wa­nie mistrzyni i naby­wa­nie umie­jęt­no­ści przy­dat­nych w roz­po­zna­wa­niu i pozy­ski­wa­niu utra­co­nych arte­fak­tów z dzie­jów zakonu, by te przy­czy­niały się do roz­woju kolej­nego poko­le­nia uczo­nych w Mocy.

Ale Iskat znowu nie potra­fiła odgad­nąć, co kryje się za ciszą ze strony jej mistrzyni.

– Co możesz nam powie­dzieć bez doty­ka­nia przed­miotu, moja pada­wanko? – Sem­ber wresz­cie prze­rwała mil­cze­nie.

Iskat prze­rzu­ciła za ramię dłu­gie, sple­cione brą­zowe włosy i sku­piła się na leżą­cym przed nią przed­mio­cie. Zaczerp­nęła głę­boko tchu i wyostrzyła zmy­sły.

– Tekst zdaje się być pra­dawny, mistrzyni. Nie znam samego języka. Poszcze­gólne strony wyko­nane są z jakie­goś rodzaju zwie­rzę­cej skóry, nie­mal prze­zro­czy­stej. Tusz jest ciem­no­czer­wony. – Pochy­liła się nad arte­fak­tem na tyle, by go nie dotknąć, i pową­chała. – Żela­zi­sty aro­mat. Krew? Zmie­szana z jakimś sprosz­ko­wa­nym mine­ra­łem.

– Tyle widzisz. A teraz się­gnij przez Moc. Co takiego czu­jesz?

Iskat zamknęła oczy.

– Ciem­ność. Pra­gnie­nie – powie­działa z zacie­ka­wie­niem. – To… chce być czy­tane, doty­kane. Chce być poznane.

Otwo­rzyła oczy, jasno­nie­bie­skie na tle czer­wo­nej skóry, i spoj­rzała pyta­jąco na mistrzy­nię. Przez te wszyst­kie lata zdo­były dzie­siątki arte­fak­tów, ale coś takiego Iskat poczuła pierw­szy raz.

Sem­ber przy­tak­nęła, co było naj­bliż­szym pochwały gestem, na jaki sobie pozwa­lała.

– To nie arte­fakt Jedi – oznaj­miła. – To tekst Sithów.

– To co, nie bie­rze­cie? – wtrą­cił sprze­dawca i już wycią­gał ręce, by zabrać przed­miot z kon­tu­aru.

– Tego nie powie­dzia­łam – odparła Sem­ber. Dło­nią w ręka­wiczce prze­sło­niła księgę gar­bo­waną skórą. – Weź­miemy to po obie­ca­nej cenie. Zapew­niam, że będzie prze­cho­wy­wane w bez­piecz­nym miej­scu i nie wpad­nie w nie­po­wo­łane ręce.

Iskat miała obser­wo­wać bacz­nie, jak mistrzyni tar­guje się ze sprze­dawcą, ale jej uwagę przy­kuł sam doku­ment, teraz będący zale­d­wie wybrzu­sze­niem pod zwie­rzęcą skórą. Jesz­cze ni­gdy nie widziała sithań­skiego arte­faktu. Nic dziw­nego, że Sem­ber nie pozwo­liła jej go dotknąć. Na­dal go jed­nak wyczu­wała. Był jak małe dziecko z wycią­gnię­tymi ramio­nami, pro­szące, by wziąć je na ręce.

– Pani asy­stentka. Czym ona jest? – zain­te­re­so­wał się kupiec, gdy już zamie­rzały opu­ścić sklep.

Sem­ber zasta­no­wiła się nad pyta­niem.

– Jest Jedi.

– Ale jakiej rasy? Pierw­szy raz widzę kogoś takiego. Czer­wona skóra, ale nie jest Zeltronką ani Deva­ro­nianką.

– Jestem Jedi – oznaj­miła zde­cy­do­wa­nym tonem Iskat.

– Dobrze, już dobrze – wyco­fał się skle­pi­karz. – Tak tylko pytam.

Choć ostro ucięła jego docie­ka­nia, Iskat sama była tego cie­kawa. Nikt w Świą­tyni nie wie­dział nic o jej rasie, a według Sem­ber w aktach pada­wanki bra­ko­wało wzmianki o pla­ne­cie pocho­dze­nia. Miała dwa serca, dłu­gie palce i nie­ty­powo prze­ni­kliwe zmy­sły, ale pod­czas podróży i badań nie natra­fiła na żadne infor­ma­cje o wła­snej bio­lo­gii czy histo­rii. Nie po raz pierw­szy ktoś nie­for­tun­nie zadał pyta­nie, na które nie znała odpo­wie­dzi.

W dro­dze powrot­nej na sta­tek Sem­ber trzy­mała księgę przez zwie­rzęcą skórę, jakby chciała ogra­ni­czyć kon­takt fizyczny z arte­fak­tem. Weszły tra­pem na pokład promu T-6, nazwa­nego przez Iskat „Lirą” po tym, jak dziew­czyna prze­czy­tała gdzieś, że statki powinny mieć nazwy. Dla Sem­ber był to po pro­stu T6-315. Gdy pada­wanka uru­cha­miała sil­niki, mistrzyni natych­miast scho­wała zna­le­zi­sko w sej­fie, w któ­rym trans­por­to­wały cenne zna­le­zi­ska do Świą­tyni.

– Potra­fisz prze­czy­tać ten tekst? – spy­tała Iskat.

Sem­ber prze­ra­ziła się na samą myśl.

– Nie śmia­ła­bym pró­bo­wać. Dobrze ci radzę: zapo­mnij o tej rze­czy, ode­tnij się od niej. Ciemna strona jest natar­czywa jak robale yista, wła­żące ci pod skórę i stop­niowo cię zatru­wa­jące. Rada Jedi podej­mie decy­zję, co z nią zro­bić. My zaś mamy trzy­mać ją z dala od wszyst­kich, któ­rzy chcie­liby ją wyko­rzy­stać, by czy­nić zło. Jeśli pod­czas wła­snych podróży znaj­dziesz coś podob­nego, musisz taką rzecz zdo­być rów­nie umie­jęt­nie, jak­byś kupo­wała arte­fakt Jedi, i zabez­pie­czyć przy pierw­szej spo­sob­no­ści. Nie doty­kaj jej, nie zapo­zna­waj się z tre­ścią. Przy­znaj sama przed sobą, że jesteś zacie­ka­wiona, ale pozwól, by to uczu­cie minęło. Chcia­łam, żebyś wyczuła ten arte­fakt w Mocy i potra­fiła w przy­szło­ści roz­po­znać podobne, ale taki kon­takt powi­nien być moż­li­wie krótki. Ist­nieje wie­dza, która nie jest warta swo­jej ceny.

Iskat chwi­lowo porzu­ciła temat i zajęła się zabez­pie­cza­niem reszty ładunku, gdy Sem­ber zasia­dła w fotelu pilota. Choć zna­le­zi­sko wylą­do­wało w sej­fie, pada­wanka czuła, jak sięga na zewnątrz na ślepo niczym roślina bez­myśl­nie wycią­ga­jąca pędy w poszu­ki­wa­niu świa­tła. Sem­ber w pełni poświę­cała się wyszu­ki­wa­niu arte­fak­tów i kata­lo­go­wa­niu wie­dzy Jedi, a teraz po raz pierw­szy, odkąd podró­żo­wały razem, opo­wie­działa się po stro­nie świa­do­mej igno­ran­cji.

Pod­czas wyprawy pozy­skały liczne skarby i Iskat wyczu­wała, że mistrzyni nie może się docze­kać, aż zacznie pie­czo­ło­witą pracę nad ich ana­lizą i kata­lo­go­wa­niem – pracę wyko­ny­waną z upodo­ba­niem i w samot­no­ści, przez co pada­wanka musiała zna­leźć sobie inne zaję­cie. Z tego, co Iskat wie­działa, nie­któ­rzy mistrzo­wie i pada­wani mieli ser­deczne rela­cje, wypeł­nione śmie­chem i miłymi sło­wami, ale Sem­ber Vey była mistrzy­nią chłodną i czę­sto nie wywią­zy­wała się z obo­wiąz­ków men­torki. Na prze­mian popa­dała w obse­sję nad pracą, zapo­mi­na­jąc o wszyst­kim innym, i w stan nie­co­dzien­nego bło­giego spo­koju. Choć Iskat wola­łaby nawią­zać z nią bliż­szą więź, rozu­miała, że Sem­ber otrzy­mała inne ważne zada­nia poza wyszko­le­niem pada­wanki. Iskat sama miała czer­pać nauki z obser­wa­cji nie­ty­po­wych umie­jęt­no­ści men­torki oraz z jej rzad­kich porad. Była zde­ter­mi­no­wana, by zostać moż­li­wie naj­lep­szą Jedi mimo tego, iż mistrzyni…

Cóż, pomimo jej wad.

Iskat nie do końca wie­działa, dla­czego Sem­ber w ogóle ją wybrała. Nie odczu­wała, by ist­niała mię­dzy nimi szcze­gólna więź, ba, czę­sto się mar­twiła, że Sem­ber nie­spe­cjal­nie ją lubi.

– Co tak sto­isz, Iskat? Zapnij się i przy­go­tuj do medy­ta­cji – zabrała głos star­sza kobieta, jakby dopiero zauwa­żyła obec­ność dziew­czyny na pokła­dzie.

– Tak, mistrzyni.

Iskat pró­bo­wała uspo­koić myśli, gdy prom wzno­sił się łagod­nie. Gdy zna­la­zły się w nad­prze­strzeni, odna­la­zła swoją poduszkę i umo­ściła się na niej. Zamknęła oczy i sku­piła się na sobie. Oplo­tła pal­cami amu­let, który dostała od Sem­ber, nie­wielki kabo­szon z nie­bie­skiego kamie­nia, mający jej poma­gać w sku­pie­niu. Odno­siła wra­że­nie, iż bro­dzi w stru­mie­niu. Gdy popły­nęła wraz z nim, czas prze­stał ist­nieć. Z początku medy­ta­cja przy­cho­dziła jej z tru­dem, ale Sem­ber i pozo­stali mistrzo­wie byli zgodni, że jej pod­sta­wo­wym celem jako pada­wanki powinna być nauka, jak się uspo­ka­jać i nad sobą pano­wać. Po tam­tym incy­den­cie z kolumną…

Nie.

Nie zamie­rzała do tego wra­cać.

Miała zro­bić coś odwrot­nego.

„Nie ma emo­cji – jest spo­kój” – upo­mniała samą sie­bie.

„Nie ma igno­ran­cji – jest wie­dza”.

„Nie ma pasji – jest rów­no­waga”.

„Nie ma cha­osu – jest har­mo­nia”.

Gdy zaczęła medy­to­wać jako mło­dziczka, czuła się nie­spo­kojna i znu­dzona. Nosiło ją i była zde­spe­ro­wana, by robić dosłow­nie cokol­wiek, byle nie zbi­jać bąków. Jej ener­gia oka­zała się tak cha­otyczna, iż nawet cier­pli­wość Sem­ber zna­la­zła się na wyczer­pa­niu i mistrzyni oskar­żyła ją, że celowo się jej sta­wia. Jed­nak mistrz Kle­fan Opus, dawny men­tor Sem­ber, oso­bi­ście zaan­ga­żo­wał się w roz­wój Iskat i przez wiele poran­ków w Świą­tyni prze­sia­dy­wał u jej boku, by mogła zanu­rzać się w spo­koju, który on osią­gnął po wielu deka­dach. Krok po kroku uczył ją, jak osią­gnąć ten sam poziom.

Bo mistrzo­wie Sem­ber i Kle­fan mieli rację. Im bar­dziej Iskat zgłę­biała więź z Mocą pod­czas medy­ta­cji, tym bar­dziej pano­wała nad emo­cjami. Ostat­nio nie wpa­dała już w złość i była dumna z tego, ile osią­gnęła. Sem­ber ni­gdy nie komen­to­wała jej postę­pów, ale Kle­fan tak, a Iskat to wystar­czało.

Kolejne dni spę­dzały w ciszy, podró­żu­jąc przez nad­prze­strzeń ku zlo­ka­li­zo­wa­nemu pośród Świa­tów Jądra Bar’leth, gdzie jeden z ich ulu­bio­nych kup­ców obie­cał im nie­ty­powe zna­le­zi­sko. Sem­ber więk­szość czasu poświę­cała arte­fak­tom za zamknię­tymi drzwiami wła­snej kajuty, ale przy­go­to­wała dla Iskat napięty har­mo­no­gram zadań, które zmie­niały się każ­dego dnia i mię­dzy innymi obej­mo­wały ćwi­cze­nia z walki mie­czem ze zdal­nia­kiem, kali­ste­nikę, lek­tury na temat flory i fauny, no i oczy­wi­ście wię­cej medy­ta­cji. Iskat zawsze naj­bar­dziej uwiel­biała walkę i żało­wała, iż nie może czę­ściej pro­wa­dzić spa­rin­gów z wła­sną mistrzy­nią zamiast z tym pro­stym urzą­dze­niem, które już od dawna nie sta­no­wiło dla niej wyzwa­nia, ale wie­działa, że jej prośby tra­fi­łyby w próż­nię.

Od czasu do czasu dekon­cen­tro­wała ją obec­ność sithań­skiego tek­stu w sej­fie, zupeł­nie jakby ten nudził się i doma­gał uwagi, ale Iskat go igno­ro­wała. Myślała, czyby nie wspo­mnieć o tym Sem­ber, ale nie chciała dawać mistrzyni żad­nego powodu, by ta w nią wąt­piła czy ją upo­mi­nała. Tak naprawdę bywało naj­le­piej, gdy Iskat sie­działa cicho i bez słowa robiła to, co suge­ro­wała jej men­torka. Zresztą kto wie, czy nie był to kolejny test. W końcu mistrzyni pro­siła ją, by sta­wiała opór nawo­ły­wa­niom sithań­skiego arte­faktu. Porażka jedy­nie ujaw­ni­łaby kolejną sła­bość.

Gdy wresz­cie opu­ściły nad­prze­strzeń, sys­tem łącz­no­ści statku zapi­kał, infor­mu­jąc je o nad­cho­dzą­cej wia­do­mo­ści.

– Sem­ber Vey, wiemy, że twoja obecna misja nie dobie­gła jesz­cze końca, ale musisz natych­miast powró­cić do Świą­tyni na Coru­scant – oznaj­mił mistrz Jedi Mace Windu. W niskim, nie­zno­szą­cym sprze­ciwu gło­sie pobrzmie­wał nie­ty­powy pośpiech. – W związku z aktu­alną sytu­acją misje bez klu­czo­wego zna­cze­nia zostały tym­cza­sowo wstrzy­mane. Jesteś nam tu potrzebna.

Komu­ni­kat dobiegł końca. Sem­ber wes­tchnęła i zaczęła wpro­wa­dzać nowy kurs z myślą o tra­sie powrot­nej do Świą­tyni.

– Wiesz, co się dzieje? – spy­tała mistrzy­nię Iskat.

– Wiem tyle, co ty – odparła spo­koj­nie Sem­ber, jakby otrzy­mana wia­do­mość nie zwia­sto­wała niczego nowego czy eks­cy­tu­ją­cego. – Naprawdę zale­żało mi, by zło­żyć wizytę Gamo­da­rowi. Twier­dził, że zna­lazł coś wyjąt­ko­wego.

Nie znaj­do­wały się daleko od Coru­scant, więc Iskat miała jesz­cze mniej czasu niż zazwy­czaj, by przy­go­to­wać się do porzu­ce­nia prze­peł­nio­nego zada­niami mil­cze­nia i zanu­rze­nia w kul­tu­rze Świą­tyni. Jak wszy­scy pada­wani, i ona dora­stała tam od maleń­ko­ści. Pamię­tała wiele miłych momen­tów ze spa­rin­gów na mie­cze świetlne z mistrzem Yodą czy z wycie­czek na inne pla­nety z mło­dymi, buzu­ją­cymi ener­gią ryce­rzami Jedi. Ale potem, gdy miała trzy­na­ście lat, doszło do tam­tego incy­dentu z kolumną i od tam­tej pory wraz z Sem­ber nie­mal zawsze prze­by­wały na misjach, i… A teraz zawsze czuła się dziw­nie, gdy wra­cały do Świą­tyni. Nie to, by kto­kol­wiek zacho­wy­wał się nie­miło, bo Jedi byli Jedi, ale Iskat zawsze odno­siła wra­że­nie, że pozo­stali pada­wani czują się ner­wowo w jej obec­no­ści, a już szcze­gól­nie Char­lin i Onielle, które doznały wtedy nie­wiel­kich i tym­cza­so­wych obra­żeń. Iskat bała się ponow­nego spo­tka­nia, choć teraz wszy­scy byli o pięć lat starsi, podró­żo­wali po galak­tyce z wła­snymi mistrzami i – miała nadzieję – stali się nieco doj­rzalsi.

Gdy Coru­scant rosło w ilu­mi­na­to­rze, a Sem­ber kie­ro­wała sta­tek ku Świą­tyni, Iskat zauwa­żyła, że w pobliżu pla­cówki zakonu panuje wyjąt­kowo wzmo­żony ruch. Musiały zacze­kać, aż zwolni się lądo­wi­sko, a gdy opu­ściły trap, Sem­ber odda­liła się pośpiesz­nie z sej­fem na plat­for­mie repul­so­ro­wej. Iskat podą­żyła za mistrzy­nią, lecz ta obej­rzała się zdzi­wiona przez ramię.

– No tak. Iskat. Muszę się sta­wić przed Radą. Jeśli zdo­łasz, spró­buj poćwi­czyć walkę mie­czem.

Iskat szła dalej za mistrzy­nią, teraz wyraź­nie zacie­ka­wiona. Posłu­gi­wa­nie się mie­czem świetl­nym było naj­mniej ulu­bio­nym przed­mio­tem nauk Sem­ber i choć mistrzyni doło­żyła sta­rań, by jej pod­opieczna spę­dzała mnó­stwo czasu ze zdal­nia­kiem, ni­gdy nie zachę­cała jej, by roz­wi­jała wro­dzoną pasję do walki. Gdy na początku szko­le­nia Iskat spy­tała ją o awer­sję do cze­goś, co sta­no­wiło inte­gralną część szko­le­nia Jedi, Sem­ber przy­po­mniała uczen­nicy, że bie­głość i zain­te­re­so­wa­nie to dwie różne rze­czy – i na tym ucięła temat.

– Czemu aku­rat walka mie­czem? – spy­tała dziew­czyna. – Czemu teraz? Wysy­łają nas na nową misję?

Sem­ber szła przed sie­bie mia­ro­wym kro­kiem. Nie odwró­ciła się, gdy zabrała głos.

– Rozej­rzyj się, pada­wanko. Wszy­scy zostali ścią­gnięci ze swo­ich misji. Nie wyczu­wasz tej aury pośpie­chu? Buzu­ją­cego ocze­ki­wa­nia? Stało się coś waż­nego. A teraz idź poćwi­czyć. Pamię­taj, by się skon­cen­tro­wać i nie stra­cić nad sobą pano­wa­nia. Zaufaj Mocy.

– Tak, mistrzyni.

Iskat ści­snęła swój amu­let z nie­bie­skim kamie­niem i ruszyła ku ulu­bio­nej sali tre­nin­go­wej pada­wa­nów z jej grupy wie­ko­wej. Zosta­wiła mistrzy­nię, by ta dostar­czyła Naj­wyż­szej Radzie ich liczne zna­le­zi­ska. Gdy sejf się odda­lał, Iskat czuła, jak głos pra­daw­nego tek­stu staje się coraz cich­szy. Miała nadzieję, iż Rada prze­cho­wuje takie przed­mioty pod klu­czem, a może nawet po pro­stu je nisz­czy. Czuła się nie­swojo z myślą, że coś takiego zna­la­zło się tu, w Świą­tyni, w oto­cze­niu Jedi i docie­kli­wych mal­ców. Ba, sama była go cie­kawa, ale widziała, że ciemna strona jest kusząca i należy sta­wiać jej aktywny opór. Sem­ber zawsze wyra­żała się na ten temat jasno. Jedi nie powinni ule­gać takim poku­som, a co dopiero świa­do­mie ich poszu­ki­wać.

Nie były w Świą­tyni od dawna, ale mało co się zmie­niło. Sem­ber miała rację – w kory­ta­rzach pano­wał więk­szy ruch. Jedi w brą­zo­wych sza­tach wyjąt­kowo szli pośpiesz­nym kro­kiem zamiast ema­no­wać dys­tyn­go­wa­nym spo­ko­jem. Obsługa i dro­idy prze­miesz­czali się wśród nich z baga­żami. Gdy Iskat zbli­żała się do celu, dobiegł ją zna­jomy dźwięk buczą­cych i ście­ra­ją­cych się mie­czy tre­nin­go­wych, roz­brzmie­wa­jący do wtóru szu­ra­nia butów o kamienną posadzkę.

Zatrzy­mała się przy drzwiach. Teraz była star­sza, sporo wyż­sza, a jej brą­zowe, mister­nie sple­cione włosy się­gały jej nie­mal do talii. Jej szata wyda­wała się nieco zbyt krótka, ale utrzy­mana w dobrym sta­nie, choć buty miała zno­szone. Od lat nie widziała wielu kom­pa­nów z dzie­ciń­stwa, bo wszy­scy roz­pierz­chli się po galak­tyce w towa­rzy­stwie wła­snych mistrzów. No, oprócz tych, któ­rzy posta­no­wili odejść z powodu głu­poty Iskat. Dziew­czyna nie chciała do tego wra­cać.

Wypro­sto­wała koł­nierz płasz­cza, ści­snęła amu­let i zachę­ciła serca, by się uspo­ko­iły. Wez­brały w niej nie­po­żą­dane emo­cje – eks­cy­ta­cja, zanie­po­ko­je­nie, nawet strach. Emo­cje nie­godne Jedi, a przy­naj­mniej takie, nad któ­rymi powinni szybko zapa­no­wać. A jeśli jej umie­jęt­no­ści w walce okażą się liche? A jeśli straci nad sobą pano­wa­nie? A jeśli znów sta­nie się coś strasz­nego?

Zamknęła oczy i spró­bo­wała się wypo­środ­ko­wać.

„Nie ma emo­cji – jest spo­kój”.

„Nie ma igno­ran­cji – jest wie­dza”.

„Nie ma pasji – jest rów­no­waga”.

„Nie ma cha­osu – jest har­mo­nia”.

Spo­kój nie przy­cho­dził jej łatwo. W porów­na­niu z innymi pada­wa­nami miała wraż­liw­sze zmy­sły, ale i bar­dziej inten­sywne i wybu­chowe emo­cje. Czę­sto się zasta­na­wiała, czy wszy­scy Jedi z takim samym tru­dem utrzy­mują ten cha­rak­te­ry­styczny spo­kój, czy może to Sem­ber pokpiła sprawę i zapo­mniała prze­ka­zać jej coś waż­nego, co innym przy­cho­dziło natu­ral­nie. Zawsze czuła się zupeł­nie inna niż jej mistrzyni, tak opa­no­wana, że cza­sami wyda­wało się, iż jest wykuta z kamie­nia. Iskat zaś czuła burzę emo­cji, zmienną niczym morze.

Nie­ważne. Była Jedi. Musiała odna­leźć spo­kój, choćby miała przy­szpi­lić go do ziemi i utrzy­mać w miej­scu siłą.

Mistrzyni pole­ciła jej ćwi­cze­nia, więc zamie­rzała ćwi­czyć./ Rozdział 2

/2

GDY ISKAT PRZE­KRA­CZAŁA PRÓG sali tre­nin­go­wej, miała wra­że­nie, że robi wiel­kie wej­ście, ale nikt na nią nawet nie spoj­rzał. Pozo­stali byli zbyt zajęci spa­rin­gami, obser­wo­wa­niem walk i udzie­la­niem pomoc­nych rad. Ich wiek wahał się od trzy­na­stu do może dwu­dzie­stu lat. Sami pada­wani, któ­rzy jesz­cze nie zostali ryce­rzami. Iskat znała imię każ­dego z obec­nych w sali i nie zdzi­wiło jej, że roz­po­znała kil­koro człon­ków wła­snego klanu mło­dzi­ków. Istoty te dora­stały u jej boku i wraz z nią ście­rały się w Tur­nieju Jedi. Dziw­nie się czuła z tym, że przez ten czas, gdy prze­by­wali na misjach, wszy­scy zda­wali się nie­mal doro­snąć.

Natych­miast wyszu­kała wzro­kiem swo­jego ulu­bio­nego kom­pana wśród pada­wa­nów, czar­no­skó­rego Twi’leka o imie­niu Tualon, o dwóch lekku oka­la­ją­cych twarz. Podob­nie jak ona, od Tur­nieju odby­wał misję za misją z mło­dym i ener­gicz­nym mistrzem, Nauto­la­ni­nem Bavo­kiem Anshem. Tualon sporo pod­rósł. Jego daw­niej pyzate policzki teraz stały się kości­ste, ale uśmiech miał przy­ja­zny i szel­mow­ski jak zawsze. W prze­ci­wień­stwie do nie­któ­rych pada­wa­nów, ni­gdy nie oka­zy­wał stra­chu czy nie­po­koju w towa­rzy­stwie Iskat, zresztą wiele razy rano dołą­czał do niej w ogro­dzie medy­ta­cyj­nym, gdy sie­działa przy ulu­bio­nym oczku wod­nym, tym z rybami. Iskat sta­nęła przy nim, gdy kucał, opie­ra­jąc kości­ste łok­cie o kolana, i z zain­te­re­so­wa­niem śle­dził walkę Char­lin, różo­wo­skó­rej Twi’lekanki, z Fvor­nem, mało­mów­nym Duro­sem, który nie­mal podwoił roz­miary, odkąd Iskat widziała go ostat­nio.

– Char­lin nie ma szans – zaga­iła Iskat.

Tualon pod­niósł na nią wzrok. Poma­rań­czowe oczy pło­nęły mu jak węgielki. Uśmiech­nął się, a Iskat zabiły moc­niej serca.

– Może nie pod kątem masy, ale zawsze była szybka. Dopiero co wró­ci­łaś?

– Tak, przed chwilą. Z Ringo Vindy. Wiesz, czemu wszyst­kich wezwali?

Pozo­stali w sali zasy­czeli, gdy Fvorn zadał potężny cios, ale Tualon nie odkry­wał wzroku od Iskat. Skrzy­wił się.

– Według mistrza Ansha cho­dzi o coś bez­pre­ce­den­so­wego, co nie wyda­rzyło się jesz­cze za naszego życia. Potrze­bu­jemy wszyst­kich Jedi, jakich zdo­łamy ścią­gnąć. Cho­dzi o jakieś zagro­że­nie ze strony sepa­ra­ty­stów. Jestem pewien, że dowiemy się wkrótce.

Przy­glą­dali się walce przez dłuż­szą chwilę, ale wtedy Char­lin zro­biła salto nad Fvor­nem i wylą­do­wała, wypro­wa­dza­jąc cios, który oka­załby się śmier­telny, gdyby wal­czyli praw­dzi­wymi mie­czami. Fvorn jęk­nął, skło­nił się i wyco­fał z pola walki. Jego rodiań­ski przy­ja­ciel Zeeth pokle­pał go po ramie­niu i rzu­cił:

– Następ­nym razem wygrasz.

Char­lin obno­siła się zwy­cię­stwem nieco bar­dziej, niż przy­sta­wało to Jedi. Zamach­nęła się różo­wym pasia­stym lekku i wyszcze­rzyła zęby.

Iskat poczuła coś w piersi, roz­draż­nie­nie i może ukłu­cie zazdro­ści.

– Naprawdę popra­wiła tech­nikę – oce­nił Tualon. Był pod wra­że­niem. – Sły­sza­łem, że pod­czas ostat­niej misji pod­szko­liła się w sztuce walki zama-shiwo pod okiem jed­nych z naj­lep­szych wojow­ni­ków na Jedzie.

Nim mogła się powstrzy­mać, Iskat wystą­piła do przodu.

– Wiemy już, kto wal­czy w kolej­nej run­dzie?

Char­lin spoj­rzała na nią i Iskat poczuła oso­bliwą satys­fak­cję na widok jej roz­sze­rzo­nych ze zdzi­wie­nia zie­lo­nych oczu. Twi’lekanka zdra­dziła się na chwilę z praw­dzi­wymi uczu­ciami, ale natych­miast zdu­siła je w zarodku i uśmiech­nęła się do Iskat jakby były przy­ja­ciół­kami.

– Nie, ale to sala ćwi­czeń. Każdy może wziąć udział.

Iskat naprawdę chciała dobyć mie­cza świetl­nego. Miał krótką ręko­jeść, nieco szer­szą niż stan­dar­dowa przez wzgląd na jej dłuż­sze palce, wyko­naną z wypo­le­ro­wa­nego ciem­no­czer­wo­nego drewna i zwień­czoną obro­bio­nym zębem rekina firaksa. W porów­na­niu z ele­gancką, poły­sku­jącą chro­mo­waną ręko­je­ścią Char­lin jej wła­sna wyda­wała się dzi­waczna i bru­talna, ale Iskat była z niej dumna. Ma się rozu­mieć, że mistrzo­wie nie apro­bo­wali ćwi­czeń z praw­dzi­wymi mie­czami świetl­nymi. Iskat wycią­gnęła dłoń i Fvorn rzu­cił jej swoją broń tre­nin­gową. Iskat lepiej radziła sobie z wła­sną, ale już dawno nauczyła się obcho­dze­nia z mniej­szymi ręko­je­ściami pre­fe­ro­wa­nymi przez więk­szość Jedi.

Char­lin włą­czyła miecz tre­nin­gowy i Iskat poszła w jej ślady. W sali zapa­dła cisza. Pada­wani wstrzy­mali resztę walk i zebrali się w kole, cisi i uważni. Iskat wzro­sło tętno, gdy uświa­do­miła sobie, że nagle zna­la­zła się w cen­trum spek­ta­klu, ale zapa­no­wała nad nie­pro­szoną emo­cją, schło­dziła ją spo­ko­jem, nad któ­rym tak długo pra­co­wała. Moż­li­wie wyostrzyła zmy­sły i świat wokół niej nabrał mister­nych szcze­gó­łów. Dostrze­gała każdą nie­rów­ność posadzki, każdą barierkę, każdą broń, jaką mogłaby się posłu­żyć, gdyby nagle stra­ciła obecną. Gdy ktoś inny dozna­wał sil­nej emo­cji, szcze­gól­nie ocze­ki­wa­nia, Iskat wyczu­wała to w Mocy – nie żeby kie­dy­kol­wiek podzie­liła się tym fak­tem z innymi, nawet z mistrzy­nią, która i tak trzy­mała ją na dystans. Nikt tutaj nie pró­bo­wał kryć się z eks­cy­ta­cją. Po tak dłu­giej roz­łące i prze­by­wa­niu w towa­rzy­stwie poważ­nych mistrzów wszy­scy liczyli na dobrą roz­rywkę, na to, że ich mło­dzień­cza pasja znaj­dzie jakieś ujście. Char­lin była dumna i pewna sie­bie, ale i nieco prze­stra­szona.

Iskat mogła to wyko­rzy­stać.

Przy­po­mniała sobie z poprzed­nich spa­rin­gów z Twi’lekanką, że ta ni­gdy nie ata­kuje – raczej czeka cier­pli­wie, aż to prze­ciw­nik wykona pierw­szy ruch. Iskat zawsze korzy­stała z tej wie­dzy, by zaszar­żo­wać bez zapo­wie­dzi i zbić ją z tropu, ale tym razem cze­kała, krą­żąc ostroż­nie i powta­rza­jąc ruchy Char­lin. Mimo­wol­nie wyszcze­rzyła zęby, gdy zoba­czyła waha­nie na twa­rzy Twi’lekanki, dotąd pew­nej, że jej spa­ring­part­nerka obie­rze spraw­dzoną stra­te­gię. Mistrzyni Vey nie wal­czyła z Iskat od mie­sięcy i dziew­czyna uświa­do­miła sobie, że jej tego bra­ko­wało. Tęsk­niła za moż­li­wo­ścią dosko­na­le­nia umie­jęt­no­ści w star­ciu z prze­ciw­nikiem, jakby ostrzyła klingę o osełkę. Im dłu­żej powstrzy­my­wała się od ataku, tym więk­szą nie­pew­ność zasie­wała w Char­lin.

– Niczego nie zro­bisz? – spy­tała sfru­stro­wana Twi’lekanka.

– Prze­cież robię. A ty nie?

– Jesz­cze nie posta­no­wi­łam.

Char­lin nie wytrzy­mała. Zaszar­żo­wała, wypro­wa­dza­jąc kla­syczny atak, a Iskat bez trudu go spa­ro­wała. Twi’lekanka zdra­dzała się z ruchami, a choć wyraź­nie tre­no­wała i sta­wała się coraz lep­sza, naj­zwy­czaj­niej nie była uro­dzoną wojow­niczką. Wszyst­kie ataki Char­lin wywo­dziły się ze skost­nia­łych form, które ćwi­czyli aż do znu­dze­nia, a jej kre­atyw­ność w walce ogra­ni­czała się do tego, co zostało jej wpo­jone na siłę. Iskat paro­wała kolejne pchnię­cia i cię­cia ze spo­ko­jem, tra­cąc na to moż­li­wie mało ener­gii.

Było oczy­wi­ste, że w Char­lin nara­sta znie­cier­pli­wie­nie i zmę­czona Twi’lekanka zaczyna tra­cić formę. Iskat się nią bawiła – a Char­lin o tym wie­działa, przez co sta­wała się nie­dbała. Gdy następ­nym razem pró­bo­wała prze­bić się przez zasłonę prze­ciw­niczki, Iskat prze­sko­czyła nad ostrzem i wypro­wa­dziła cios w poło­wie salta, o włos – i przez grzecz­ność – uni­ka­jąc wraż­li­wego lekku.

– Koniec – oznaj­miła, gdy wylą­do­wała lekko na posadzce.

– To tylko dra­śnię­cie – argu­men­to­wała Char­lin. Zaci­snęła zęby. Musiała zaro­bić bole­snego siniaka. Iskat go widziała – jaśniej­szy różowy obrzęk na czubku głowy.

– Gdy­by­śmy wal­czyły praw­dzi­wymi mie­czami świetl­nymi, była­byś poważ­nie ranna lub mar­twa.

Char­lin spio­ru­no­wała ją wzro­kiem. Jej policzki przy­brały nie­mal pur­pu­rową barwę.

– Jesz­cze nie skoń­czy­łam.

– Zgod­nie z zasa­dami to już koniec.

Onielle sta­nęła obok naj­lep­szej przy­ja­ciółki i uru­cho­miła wła­sny miecz tre­nin­gowy. Dziew­czyna rasy ludz­kiej miała rude włosy i piegi. Iskat wyczu­wała, że pró­buje okieł­znać wła­sną nie­cier­pli­wość. Jej policzki były rów­nie różowe co Char­lin.

– To ja zawal­czę w następ­nej run­dzie.

Iskat skło­niła głowę i unio­sła broń.

– Tak jak wspo­mniała Char­lin. Każdy może wziąć udział.

Onielle nie dorów­ny­wała poprzed­niczce gra­cją w walce, ale jej mistrz dobrze ją wyszko­lił i odkąd Iskat ostat­nio ją widziała, ataki dziew­czyny polep­szyły się i stały bar­dziej zawzięte. Miała teraz dłuż­sze ręce, co zapew­niało jej świetny zasięg. Onielle natych­miast pod­jęła atak. Minęła pełna furii i zdzi­wie­nia chwila, nim Iskat przy­zwy­cza­iła się i odna­la­zła wła­sne tempo.

Ależ tęsk­niła za tym aspek­tem szko­leń. Gdy trzy­mała w dłoni broń, a w zasięgu wzroku miała prze­ciw­nika, czuła, że naprawdę żyje, jest sku­piona i nawią­zała nie­utrud­nioną więź z Mocą, co w dro­dze medy­ta­cji czę­sto osią­gała dopiero po wielu godzi­nach. Odno­siła wra­że­nie, że nie­mal wyczuwa przy­szłe kroki prze­ciw­niczki, jakby wie­działa, iż Onielle zasto­suje kon­kretną kom­bi­na­cję, którą ćwi­czyli z mistrzem Yodą. Pozwa­lała, by jej ostrze paro­wało ude­rze­nia natu­ral­nie i z wła­ściwą siłą.

– Dobra jest – dobiegł ją czyjś szept.

Obser­wu­jący nie pod­no­sili gło­sów, ale nikt w sali nie orien­to­wał się, jak bar­dzo wyostrzone są zmy­sły Iskat. Sem­ber wie­działa, co było jed­nym z powo­dów, dla któ­rych zawsze zabie­rała ze sobą uczen­nicę, gdy musiała się z kimś tar­go­wać. Iskat pole­gała na ostrym wzroku, czu­łym węchu i wraż­li­wym słu­chu, by oce­niać ofe­ro­wane arte­fakty. Inni pada­wani nie mieli o tym poję­cia.

– Zawsze dobrze wła­dała mie­czem świetl­nym. Po pro­stu mam nadzieję, że znów nie straci nad sobą pano­wa­nia…

– Jedi nie powinni się wście­kać. Czy to dla­tego mistrzyni Vey cią­gle wyla­tuje z nią na te dłu­gie misje?

– Ma to sens. Byłeś tam, gdy kolumna…

– Tak, tuż obok. Led­wie jej unik­ną­łem…

– Pomy­śleć, że się przy­jaź­niły. Biedna Tika.

Dźwięk tego imie­nia wytrą­cił Iskat z rów­no­wagi. Jakby pły­wała zado­wo­lona w Mocy, po czym nagle musiała zetrzeć się z poto­pem, z falą, ude­rza­jącą w nią kolej­nymi napie­ra­ją­cymi wspo­mnie­niami. Ści­snęła amu­let, wal­cząc jed­no­rącz, poszu­ku­jąc chłod­nej, nie­bie­skiej więzi, obiet­nicy spo­koju, ale ta lina ratun­kowa oka­zała się nie­wy­star­cza­jąca, by powstrzy­mać stare uczu­cia, z któ­rymi tak długo i usil­nie się godziła albo które przy­naj­mniej tłu­miła.

Wycho­dziło na to, że pomimo cięż­kiej pracy pozo­sta­wały silne jak zawsze.

Kom­plet­nie nie­po­mna zgiełku w gło­wie i ciele Iskat, Onielle pró­bo­wała wypro­wa­dzić dwu­ręczny cios. Iskat prze­chwy­ciła go ostrzem, ude­rze­niem buta w żołą­dek odrzu­ciła dziew­czynę do tyłu, po czym sama zadała cios od góry, a ten spra­wił, że prze­ciw­niczka krzyk­nęła z szoku. Miecz tre­nin­gowy prze­je­chał dziew­czy­nie po sza­cie na piersi, gdy Onielle leżała na ziemi z rękoma przed twa­rzą i odrzu­coną bro­nią.

Iskat sta­nęła nad nią i skie­ro­wała ostrze w kie­runku jej gar­dła, na tyle bli­sko, że dziew­czyna aż się wzdry­gnęła.

Silne dło­nie zła­pały Iskat za ramiona i odcią­gnęły ją do tyłu.

– Iskat, dość – ode­zwał się Tualon.

Gdy usły­szała jego głos dobie­ga­jący z tak bli­ska, zamarła i upu­ściła miecz, uświa­do­miw­szy sobie, co naj­lep­szego zro­biła. Nie to, że Jedi krzy­wili się na wygraną, ale jej atak był nie­po­trzeb­nie bru­talny, co zde­cy­do­wa­nie wykra­czało poza kodeks – kodeks, któ­rego zapi­sów Iskat się trzy­mała i w który wie­rzyła od maleń­ko­ści. Ogar­nęła ją fala wstydu, że tyle osób widziało jej kolejny błąd.

Od czasu Tiki i kolumny jej jedy­nym celem stało się to, by nauczyć się kieł­znać emo­cje i pano­wać nad wię­zią z Mocą. Musiała być łagodną, pogodną rzeką, nie gwał­tow­nym wodo­spa­dem, a mimo to pod­czas pierw­szej od lat wizyty w sali tre­nin­go­wej znów o mało co do tego nie doszło. Znów omal nie stra­ciła nad sobą pano­wa­nia.

– Prze­pra­szam – wydu­kała. – Dzię­kuję, Tualo­nie.

Przy­naj­mniej powstrzy­mała się przed ucieczką. Odstą­piła od kolegi i z całą god­no­ścią, jaką była w sta­nie przy­wo­łać, spo­koj­nie wyszła z sali, powstrzy­mu­jąc łzy.

Jedi nie powinni trzy­mać się kur­czowo zło­ści. Nie powinni robić rze­czy przy­no­szą­cych wstyd. Nie powinni z tego powodu pła­kać. A prze­cież Iskat nade wszystko chciała zostać przy­kładną Jedi. Całe życie poświę­ciła na szu­ka­nie spo­koju i opa­no­wa­nia, któ­rych od niej wyma­gano. Wypeł­niała prośby mistrzyni z rado­snymi ser­cami, regu­lar­nie medy­to­wała, zacho­wy­wała dobre samo­po­czu­cie i sta­rała się zastę­po­wać cięż­kie, kur­czowo trzy­ma­jące się jej emo­cje dobrymi uczyn­kami i inten­sywną nauką.

A teraz w domu, pośród kom­pa­nów, pole­gła na całej linii.

Natych­miast udała się do kwa­tery mistrzyni i zapu­kała do drzwi. Usły­szała dobie­ga­jące z wewnątrz stłu­mione szmery i po dłuż­szej chwili otwo­rzyła jej zzia­jana Sem­ber.

– Wejdź.

Iskat wkro­czyła do małego, schlud­nego pomiesz­cze­nia. Sem­ber zamknęła drzwi i sta­nęła przed szafą.

– Mistrzyni, w sali tre­nin­go­wej stało się coś złego. Ja… znów to poczu­łam. – Iskat spu­ściła głowę.

Sem­ber zaczerp­nęła głę­boko tchu i wypu­ściła powie­trze przez nos. Iskat pod­nio­sła wzrok i ujrzała w oczach men­torki ból i roz­cza­ro­wa­nie.

– Co się stało?

Opo­wieść w więk­szo­ści była praw­dziwa. Iskat pomi­nęła jed­nak wzmianki o licz­nych emo­cjach, któ­rych, jak wie­działa, nie powinna odczu­wać tak głę­boko, a które tak usil­nie pró­bo­wała tłu­mić. Sku­piła się na fer­wo­rze walki, opusz­cza­jąc fakt, że to ona sama do niej dopro­wa­dziła i z rado­ścią pro­wo­ko­wała prze­ciw­niczkę.

– Dobrze sobie radzi­łam, aż ktoś wspo­mniał o Tice… – Zamil­kła i znów spoj­rzała star­szej kobie­cie w ciemne oczy.

Sem­ber ni­gdy nie była mistrzy­nią ser­deczną i wyro­zu­miałą ani też żar­tu­jącą i wylu­zo­waną. Była odle­gła, sku­piona na innych spra­wach, tak let­nia, że nie­mal chłodna, jakby zamiesz­ki­wała inną, o wiele bar­dziej spo­kojną płasz­czy­znę rze­czy­wi­sto­ści, a jej pada­wanka sta­no­wiła dla niej tylko prze­szkodę. Iskat czę­sto wyczu­wała z jej strony drobne fale, emo­cje, które star­sza kobieta usi­ło­wała przed nią ukry­wać – roz­draż­nie­nie pyta­niami, prze­ry­wa­ją­cymi jej pracę, jasne, ale też ubo­le­wa­nie i swego rodzaju smutne pra­gnie­nie. Wie­działa, że Sem­ber jej nie pocie­szy, nie wes­prze i nie pomoże w zma­ga­niach, ale wie­działa też, iż mistrzyni jest szczera i chce, by jej pod­opieczna odnio­sła suk­ces.

– Walki czę­sto wywo­łują w nas emo­cje, które poza nimi jeste­śmy w sta­nie utrzy­mać w ryzach – powie­działa wresz­cie Sem­ber. – Walka, nawet taka nie na poważ­nie, pozo­staje walką. To taniec mię­dzy życiem i śmier­cią. Każde z nas otrzy­mało nie­po­wta­rzalne dary i zmaga się z innymi wyzwa­niami. Tak się składa, że w twoim przy­padku mowa o jed­nym i tym samym. Twoja więź z Mocą jest zara­zem silna i trudna do opa­no­wa­nia, ale nie jest to nie­moż­liwe. Doj­ście do mistrzo­stwa to wyzwa­nie na całe życie. Bar­dzo się roz­wi­nę­łaś, ale pod wie­loma wzglę­dami pozo­stajesz dziec­kiem.

– Mistrzyni, tak usil­nie pró­buję…

– Jak skwi­to­wał to mistrz Yoda, gdy byłam znacz­nie młod­sza, rób albo nie rób. Nie ma pró­bo­wa­nia. – Sem­ber posłała jej deli­katny i nie­mal szczery uśmiech.

– Ale jak? Wię­cej medy­ta­cji? Kolejny amu­let? Tak bar­dzo chcę stać się lep­sza, ale czuję się tak, jakby coś we mnie było zepsute.

Mistrzyni Sem­ber zło­żyła dłoń na jej ramie­niu w rzad­kim geście życz­li­wo­ści.

– Nie jesteś zepsuta. Wszy­scy jeste­śmy isto­tami nie­do­sko­na­łymi, łak­ną­cymi oświe­ce­nia. Po pro­stu musisz go łak­nąć nieco sil­niej niż więk­szość.

Iskat przy­tak­nęła.

– Spró­buję. To zna­czy: tak zro­bię. Będę pra­co­wać pil­niej.

– Jestem tego pewna. – Sem­ber wes­tchnęła i się wypro­sto­wała. – Ale teraz nie pora na medy­ta­cję. W Świą­tyni panuje nie­po­kój. Nic dziw­nego, że w sali tre­nin­go­wej tak buzują emo­cje – wy, mło­dzi, też pod­skór­nie wyczu­wa­cie zmianę. – Sem­ber na krótko zło­żyła dłoń na ręko­je­ści mie­cza. – Iskat, wezwano nas tutaj, bo jeste­śmy potrzebne. Wysy­łają nas na Geo­no­sis, aby ura­to­wać Obi-Wana Keno­biego. Został zaata­ko­wany…

– Przez sepa­ra­ty­stów – dokoń­czyła Iskat, przy­po­mi­na­jąc sobie nie­dawne słowa Tualona.

Sem­ber przy­tak­nęła.

– Sepa­ra­ty­ści połą­czyli siły z Fede­ra­cją Han­dlową i hra­bią Dooku. Powo­łali armię dro­idów. Wyru­szamy wkrótce. Będziesz w sta­nie wyka­zać się odpo­wied­nim pozio­mem opa­no­wa­nia pod­czas misji ratun­ko­wej, która może się wią­zać z praw­dzi­wym nie­bez­pie­czeń­stwem?

– Tak, mistrzyni.

Iskat poczuła się pod­nie­siona na duchu. Jasne, przez ostat­nich parę lat odbyła liczne misje z Sem­ber, ale wszyst­kie były spo­kojne – ot, cho­dziły i robiły zakupy. Niby miało to ogromne zna­cze­nie dla zakonu, ale nie­spe­cjal­nie cie­ka­wiło Iskat. Z dru­giej strony to zada­nie zapo­wia­dało się eks­cy­tu­jąco. A to chyba nic złego, że eks­cy­to­wała się moż­li­wo­ścią czy­nie­nia dobra w galak­tyce?

No i co to za dziwna misja – wezwali wszyst­kich dostęp­nych Jedi, by ura­to­wać jedną osobę? Obi-Wan zawsze był dla niej miły, gdy nad­cho­dziła jego pora, by nauczać mło­dzi­ków, ale on dla każ­dego był miły. To dokład­nie taki mistrz Jedi, jakiego sama by dla sie­bie wybrała – o wiel­kiej wie­dzy i rów­nie wiel­kich umie­jęt­no­ściach, ale o przy­ja­znym uspo­so­bie­niu i skory do zachęt i zasłu­żo­nych pochwał. Poczuła się dumna, że weź­mie udział w akcji, która miała zapew­nić mu bez­pie­czeń­stwo.

– Leć, pada­wanko. Przy­go­tuj się do podróży. Wyru­szamy o zmierz­chu.

Iskat skło­niła głowę i postą­piła zgod­nie z instruk­cjami. Po dro­dze nie wpa­dła na żad­nego z pada­wa­nów. Podej­rze­wała, że ci na­dal prze­by­wają w sali tre­nin­go­wej i ją obga­dują. Mogła jedy­nie mieć nadzieję, że nad­cho­dząca misja okaże się krótka i sku­teczna, a potęga Jedi czym prę­dzej położy kres zagra­ża­ją­cej Repu­blice armii dro­idów. Wkrótce wraz z Sem­ber wrócą na pokład statku, gdzie będzie mogła ze wzmo­żoną siłą poświę­cić się poszu­ki­wa­niom spo­koju w Mocy, choć ten obec­nie zda­wał się jej nie­uchwytny.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij