Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Star Wars. Z popiołów - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
14 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
40,00

Star Wars. Z popiołów - ebook

Zanim zakończy się saga , zanim rozegrają się wydarzenia przedstawione w filmie „SKYWALKER. ODRODZENIE”, ruch oporu musi powstać z popiołów.

Ruch Oporu został zniszczony. Po bitwie na Crait i trudnej ucieczce, z armii walczącej z Najwyższym Porządkiem ostała się tylko garstka. Finn, Poe, Rey, Rose, Chewbacca, Leia Organa – imiona tych bojowników o wolność są słynne na licznych uciśnionych planetach. Ale znane nazwisko to nie wszystko i ostatnia, desperacka prośba o wsparcie, wysłana przez Leię, pozostaje bez odpowiedzi.

Najwyższy Porządek rzuca długi cień na galaktykę, od dżungli Ryloth po stocznie Korelii. Ci, którzy wciąż odważnie stawiają czoła ciemności, są rozproszeni i odizolowani. Aby Ruch Oporu mógł przetrwać, jego członkowie muszą znaleźć innych sojuszników, także tych, którzy dawniej pomagali Rebelii w obaleniu Imperium. Rozegrają się kolejne bitwy, powstaną nowe sojusze – Ruch Oporu powróci i zaatakuje na nowo.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8350-930-3
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

NA KORE­LIAŃ­SKIM NIE­BIE POJA­WIŁA się smuga – myśli­wiec TIE, po któ­rego kadłu­bie peł­zały pło­mie­nie, cią­gnął za sobą gęsty ogon dymu. Wył gło­śno, jakby miał zaraz się roz­paść – wyda­wał z sie­bie krzyk kona­ją­cego meta­lo­wego ptaka. Wła­śnie zbli­żał się wie­czór i miesz­kańcy Koro­netu, powra­ca­jący do domu z pracy, przy­sta­wali i patrzyli na sta­tek mknący ku zatra­ce­niu. W ostat­nich cza­sach myśliwce Naj­wyż­szego Porządku nie­rzadko prze­la­ty­wały nad mia­stem. Reżim budo­wał w tutej­szych stocz­niach swoje maszyny wojenne, a te cza­sem zawo­dziły, ule­ga­jąc ogni­stej zagła­dzie. Z tym było jed­nak ina­czej – ści­gała go inna jed­nostka.

Gdyby miesz­kańcy przyj­rzeli się uważ­niej pło­ną­cemu myśliw­cowi, być może nie­któ­rzy zauwa­ży­liby, że repre­zen­to­wał star­szy model niż jego napast­nik, co ozna­czało, że nie mógł być pro­to­ty­pem wysła­nym na lot próbny. Żaden z nich nie domy­śliłby się jed­nak, że za ste­rami ska­za­nego na zagładę statku sie­działa ich rodaczka, Kore­lianka, która wycho­wała się w gór­skim mia­steczku Doaba Guer­fel, nie­da­leko od sto­licy. Już jako dziecko, za rzą­dów Nowej Repu­bliki, marzyła o lata­niu, a kiedy nad­cią­gnął Naj­wyż­szy Porzą­dek – więk­szo­ści Kore­lian wcale się nie podo­bał, ale osta­tecz­nie pod­po­rząd­ko­wali się oku­pan­towi – pilotka posta­no­wiła z nim wal­czyć. Nie­ba­wem jed­nak ten etap w jej życiu miał się zakoń­czyć.

– Wzy­wam pomocy, czy ktoś mnie sły­szy?! – krzyk­nęła do komu­ni­ka­tora. Zamru­gała, by pozbyć się z oczu łez fru­stra­cji. W ustach czuła krew. Pod­czas wcze­śniej­szej walki rąb­nęła o coś głową i teraz pul­so­wał w niej ból. – Czy ktoś mnie sły­szy?! – powtó­rzyła.

Despe­racko prze­łą­czała bez­pieczne kanały, do któ­rych otrzy­mała dostęp, kiedy pod­jęła się tego zada­nia, nikt jed­nak nie odpo­wia­dał. Znów wywo­łała „Rad­dusa” – prze­cież ktoś na pewno ją usły­szy! – ale nikt się nie odzy­wał. Albo uszko­dzono moduł komu­ni­ka­cji, albo połą­cze­nia były zakłó­cane.

Gdy skra­dziony TIE zako­ły­sał się i zady­go­tał, wstrzą­snął nią ury­wany szloch. Czuła za ple­cami gorące powie­trze i gorzki smród dymu z sil­nika, napły­wa­jący do kok­pitu. Wie­działa, że ma przed sobą już tylko sekundy życia. Tak bar­dzo nie chciała, by jej misja poszła na marne…

Po kata­kli­zmie, jaki dotknął Hosnian Prime, posta­no­wiła zadbać o to, by ni­gdy wię­cej nie doszło w tajem­nicy do budowy broni nisz­czą­cej pla­nety. Była pewna, że zna­la­zła coś, co mogłoby przy­czy­nić się do poko­na­nia Naj­wyż­szego Porządku – infor­ma­cje te zostały umiesz­czone w klu­czu szy­fru­ją­cym, znaj­du­ją­cym się w jej posia­da­niu. Ale cenne dane zostaną uni­ce­stwione wraz z nią, jeśli nie zdoła ich nikomu prze­ka­zać… Drżącą ręką wci­snęła szybko nośnik do portu pod pęk­nię­tym holo­pro­jek­to­rem i wstrzy­mała oddech – zaraz jed­nak urzą­dze­nie powia­do­miło ją, że odczy­tało i pobrało plik.

Uśmiech­nęła się ponuro zaci­śnię­tymi ustami. Musi się jej udać. Jeśli nie zdoła dobić się do swo­ich kon­tak­tów w Ruchu Oporu, może znaj­dzie inny spo­sób. Inny spo­sób – z jej prze­szło­ści. Zaci­snęła na chwilę palce na małym wisiorku w kształ­cie węża, który zawsze nosiła na szyi, wyszep­tała prośbę do bogów, a potem wystu­kała z pamięci nie­le­galny kod wywo­ław­czy jedy­nej osoby na­dal god­nej zaufa­nia na tej pla­ne­cie.

Cze­kała, znów wstrzy­mu­jąc oddech.

Nikt jed­nak nie odpo­wia­dał – a dla niej było już za późno. Nie mogła cze­kać na potwier­dze­nie połą­cze­nia. Została tylko nadzieja, że może jed­nak się uda.

Wci­snęła przy­cisk, aby prze­słać infor­ma­cje. Wie­działa, że naraża przy­ja­ciela na nie­bez­pie­czeń­stwo. Gdyby to wypły­nęło, sta­nie się celem Naj­wyż­szego Porządku. Ale jaki miała wybór?

Mru­ga­jące zie­lone świa­tełko poin­for­mo­wało ją, że trans­fer danych został zakoń­czony w chwili, w któ­rej oto­czył ją ośle­pia­jący blask. Otwo­rzyła usta – nie zdą­żyła jed­nak nawet krzyk­nąć, kiedy jej świat roz­padł się na kawałki.

Miesz­kańcy Koro­netu obser­wo­wali, jak TIE znika w kuli ognia. Nie­któ­rzy patrzyli z cie­ka­wo­ścią, więk­szość jed­nak z apa­tią. A potem, w pro­mie­niach zacho­dzą­cego słońca, ruszyli w dal­szą drogę do domu, do rodziny i swo­ich zwie­rza­ków lub nie­zli­czo­nych innych miejsc. Eks­plo­du­jący myśli­wiec nie tra­fił nawet do wie­czor­nych wia­do­mo­ści, a następ­nego ranka w zasa­dzie nikt już o nim nie pamię­tał.ROZDZIAŁ 1

LEIA DRGNĘŁA I OBU­DZIŁA SIĘ, ude­rza­jąc głową o zagłó­wek pokryty szorstką tka­niną. Wycią­gnęła ręce, pró­bu­jąc się cze­goś przy­trzy­mać, aby nie spaść z sie­dze­nia. Krzyk­nęła cicho – choć było to raczej krót­kie, nie­spo­kojne wes­tchnie­nie, dobrze sły­szalne w pustym pomiesz­cze­niu – kiedy jej palce zaci­snęły się na brzegu kon­soli kom­pu­te­ro­wej. Dopiero po chwili oprzy­tom­niała na tyle, by sobie przy­po­mnieć, gdzie się znaj­duje. Cichy szum maszy­ne­rii i odle­głe pobrzę­ki­wa­nie – ktoś coś napra­wiał, choć zna­lazł sobie nie­ty­powy czas na takie zaję­cie – ach, czyli prze­by­wała na „Sokole Mil­len­nium”, a nie na „Rad­du­sie” pod­czas ataku Naj­wyż­szego Porządku, kiedy to poczuła, że w pobliżu znaj­duje się jej syn. I nie w zim­nej ciem­no­ści kosmosu, jaka oto­czyła ją zaraz potem.

Wybu­dziła się ze snu, tego samego, który regu­lar­nie drę­czył ją od jakie­goś czasu. Znaj­do­wała się w roz­le­głej pustce próżni: sama, było jej zimno, a orga­nizm słabł, podob­nie jak siła woli. W rze­czy­wi­sto­ści ożyła i roz­ja­rzyła się w niej Moc, gorąca, inten­sywna – i popro­wa­dziła ją z powro­tem w bez­pieczne miej­sce. We śnie jed­nak Leia została tam, w pustce. Zawio­dła przy­ja­ciół, rodzinę i ludzi, któ­rymi dowo­dziła. A przede wszyst­kim zawio­dła syna. Jej uko­chani już nie żyli.

– Od kiedy mam takie czarne myśli? – mruk­nęła do sie­bie, pro­stu­jąc obo­lałe ciało. Wie­działa, kiedy to się zaczęło – gdy umarła. No, pra­wie. Przy­da­rzyło jej się już wiele takich „pra­wie”. Zamach bom­bowy na Hosnian Prime za jej sena­tor­skich cza­sów. Sesja tor­tur z Vade­rem, któ­rej naj­mniej­sze wspo­mnie­nie nawet teraz, po kil­ku­dzie­się­ciu latach, wywo­ły­wało u Lei skok adre­na­liny i wytrą­cało ją z rów­no­wagi. Milion sytu­acji typu „o mały włos” z Hanem, za cza­sów Rebe­lii… Ale ni­gdy nie spo­tkało jej coś takiego, jak to samotne dry­fo­wa­nie w próżni, kiedy wybuch wyrzu­cił ją z okrętu.

Potarła zmę­czoną dło­nią twarz i się rozej­rzała. Odkąd Che­wie i Rey dotarli na Crait, żeby ich oca­lić przed Naj­wyż­szym Porząd­kiem, minęło już kilka dłu­gich dni. Kilka dłu­gich dni od momentu, w któ­rym znów ujrzała brata i rów­nie szybko go utra­ciła. Ile jesz­cze miała wycier­pieć w tym jed­nym życiu – ile takiej udręki jest w sta­nie znieść jedna osoba? Zaraz jed­nak ode­pchnęła od sie­bie te godne poża­ło­wa­nia myśli. W końcu musiała coś zro­bić.

Kon­sola komu­ni­ka­cyjna „Sokoła Mil­len­nium” mil­czała niczym prze­strzeń kosmiczna. Kiedy wzy­wała pomoc z Crait, wysy­ła­jąc sygnał alar­mowy do sojusz­ni­ków, była pewna, że ktoś zare­aguje. Nikt jed­nak nie odpo­wie­dział i wciąż ją to mocno nie­po­ko­iło. Czy w ogóle żyli? A może jej sygnał zablo­ko­wano? A może – nie chciała się długo zasta­na­wiać nad tą moż­li­wo­ścią – po pro­stu im nie zale­żało?

Nie, nie mogła w to uwie­rzyć. Nie mogła. Coś się wyda­rzyło – coś, przez co jej wezwa­nie o pomoc nie dotarło do życz­li­wych osób. Miało to więk­szy sens niż uzna­nie, że wszy­scy odwró­cili się od niej i od Ruchu Oporu. Dowie się, co się stało, a do tego czasu będzie na­dal pró­bo­wać.

Się­gnęła znów do kon­soli i w tej samej chwili urzą­dze­nie ożyło. Zamru­gała zie­lona dioda, infor­mu­jąca o pró­bie połą­cze­nia. Zabiło jej moc­niej serce. Ktoś chciał skon­tak­to­wać się z „Soko­łem Mil­len­nium”! Wło­żyła słu­chawki i popra­wiła usta­wie­nia gło­śnika, z któ­rego dobie­gał szum.

Bez anteny czuj­ni­ków trans­mi­sję pod­świetlną „Sokoła” mocno prze­ry­wało, i to w naj­lep­szym razie.

Wpi­sała kod szy­fru­jący, umoż­li­wia­jący połą­cze­nie oso­bie po dru­giej stro­nie, pod warun­kiem, że ta rów­nież go znała.

– Halo? – wyszep­tała nie­spo­koj­nie. – Kto tam?

Z początku sły­szała tylko gło­śniej­szy szum, ale po chwili wyło­nił się z niego słaby głos, który stop­niowo sta­wał się coraz wyraź­niej­szy.

– Zay i Shriv… misja… pamięta mnie pani?

Lei z roz­cza­ro­wa­nia ści­snęło się serce. Miała nadzieję, że kon­tak­tuje się z nią jeden z sojusz­ni­ków Ruchu Oporu, potężne wła­dze jakie­goś pań­stwa pro­po­nu­jące schro­nie­nie, okręty lub inną pomoc. Usły­szała jed­nak głos dziew­czyny, pozna­nej zaraz po znisz­cze­niu Bazy Star­kil­ler, córki Iden Ver­sio i Dela Meeko. Dobrze pamię­tała Zay. Jej rodzice byli impe­rial­nymi, któ­rzy prze­szli na stronę Rebe­lii. Jej dziad­kiem – nie­sławny admi­rał Gar­rick Ver­sio. Stra­ciła oboje rodzi­ców i pomimo mło­dego wieku prze­żyła naprawdę wiele tra­ge­dii. Ale cóż – wszy­scy przez to prze­szli, prawda? A już na pewno Leia. Taka natura wojny – spra­wiała, że dzieci musiały przejść przez pie­kło, odbie­rała im rodzi­ców…

– Prze­stań! – powie­działa do sie­bie gło­śno. Jej głos odbił się echem od ścian.

– Co? – zapy­tała Zay przez szum połą­cze­nia.

– Nie ty – odparła szybko Leia. – Nie cho­dziło mi o cie­bie. – Co za bla­maż… Leia opa­no­wała się i przy­ci­snęła słu­chawkę do ucha, nachy­la­jąc się do mikro­fonu. – Powtórz, Zay. Źle cię sły­szę. Prze­rywa cię.

– Och. – A potem roz­le­gło się gło­śniej­sze i wol­niej­sze: – JA I SHRIV… MAMY… PEWNE OBIE­CU­JĄCE TROPY…

Leia uśmiech­nęła się, roz­ba­wiona prze­sadną dyk­cją dziew­czyny.

– Teraz sły­szę cię dobrze. Możesz mówić nor­mal­nie.

– Tak? No to zna­leź­li­śmy paru sta­rych zna­jo­mych mojej matki. To dawni impe­rialni, ale odcięli się od Naj­wyż­szego Porządku i nie prze­pa­dają za nim. Zło­żymy im wizytę, jeśli pani uważa, że to ma sens. Zaj­mie nam to jesz­cze trzy lub cztery dni – co naj­mniej.

– A co z sojusz­ni­kami Ruchu Oporu? Pro­si­łam, żeby­ście ich odwie­dzili.

– To ta nie­miła wia­do­mość – rze­kła Zay. – Znik­nęli.

– Znik­nęli?

– A przy­naj­mniej nie ma ich tam, gdzie być powinni. Odwie­dzi­li­śmy ponad połowę osób z pani listy i nikogo nie zna­leź­li­śmy. W nie­któ­rych przy­pad­kach zasta­li­śmy po pro­stu puste domy.

– Może się ukryli. – Lub spo­tkało ich coś gor­szego, prze­mknęło Lei przez myśl.

– Nie wiem, pani gene­rał, ale dzieje się coś nie­do­brego.

Leia potarła sobie kark. Okrop­nie stę­żały jej mię­śnie. Sprzy­mie­rzeńcy, z któ­rymi nie można się skon­tak­to­wać – kolejni… Zay się nie myliła, coś było nie tak – Leia miała złe prze­czu­cia.

– Zay, szu­kaj­cie dalej. Dowiedz­cie się, czego tylko może­cie.

– Tak jest. A co z tymi daw­nymi impe­rial­nymi?

Wiele lat temu Leia nie dopu­ści­łaby do sie­bie nawet myśli, że osoby zwią­zane kie­dyś z Impe­rium mogłyby stać się jej sojusz­ni­kami, ale stop­niowo zaczęła mieć coraz mniej­sze pole manewru. I kto wie – w końcu matka Zay udo­wod­niła, że osoby sto­jące wcze­śniej po dru­giej stro­nie mogą zna­leźć się w gro­nie naj­od­waż­niej­szych żoł­nie­rzy Rebe­lii. Ludzie byli skom­pli­ko­wani, a Impe­rium naprawdę potra­fiło sku­tecz­nie prze­ko­ny­wać, że daje im to, czego – jak się zda­wało – potrze­bo­wali. A potem dowia­dy­wali się, że pokój i porzą­dek, któ­rego tak pra­gnęli, kosz­to­wał jed­nak zbyt wiele. Dziś Leia ni­gdy nie skre­śli­łaby już kogoś za jego prze­szłość. Zresztą, miała we wła­snej rodzi­nie wystar­cza­jąco dużo mrocz­nych tajem­nic, nie mogłaby z czy­stym sumie­niem osą­dzać innych.

Z gło­śnika docho­dziły przy­tłu­mione odgłosy roz­mowy i jakby sprzeczki – ktoś musiał tam zakryć dło­nią mikro­fon. Po chwili Zay znów się ode­zwała:

– Shriv mówi, że powinna nam pani zaufać. Bo w końcu co mogłoby pójść nie tak?

Wła­śnie, co…?

– W porządku. Jeśli Shriv uzna, że ci byli impe­rialni to dobre kon­takty, leć­cie tam. Ale uwa­żaj­cie. Teraz jest… W tej chwili zacze­pia­nie Naj­wyż­szego Porządku byłoby nie­bez­pieczne.

Ech, zupeł­nie jakby dziew­czyna, która stra­ciła w ten spo­sób matkę, nie zda­wała sobie z tego sprawy…

– Żaden pro­blem, pani gene­rał. Będziemy ostrożni.

W tle znów zabrzmiały nie­wy­raźne słowa.

– A, i Shriv mówi, że „ostrożny” to jego dru­gie imię. Poza tym na­dal żyje, więc coś czy ktoś chyba nad nami czuwa.

– Tak – powie­działa Leia cicho, tylko do sie­bie, a potem rze­kła gło­śniej, do mikro­fonu: – Niech Moc będzie z wami, Oddziale Inferno.

– I z panią. Roz­łą­czamy się.

Leia wci­snęła przy­cisk, żeby zakoń­czyć roz­mowę, i odchy­liła się w fotelu.

Oby tylko nie obcią­żyła dziew­czyny zbyt szybko zbyt dużą odpo­wie­dzial­no­ścią… Zay nie mogła mieć o wiele wię­cej niż szes­na­ście lat – ale prze­cież szes­na­sto­let­nia Leia już zaczy­nała współ­two­rzyć Rebe­lię. Jeśli ktoś wie­dział o tym, że mło­do­ści czę­sto się nie doce­nia, to na pewno ona. Nie – Zay była silna, inte­li­gentna… Kom­pe­tentna. A współ­pra­cu­jąc ze Shri­vem, ucie­le­śnioną siłą spo­koju, z pew­no­ścią pomyśl­nie wykona zada­nie.

Ostry ból w skroni prze­rwał tok jej myśli. Zaci­snęła oczy w nagłym przy­pły­wie cier­pie­nia. Migreny sta­no­wiły efekt uboczny pro­cesu zdro­wie­nia, jak wyja­śniał droid medyczny. Miały jej towa­rzy­szyć przez co naj­mniej parę tygo­dni, ale te ataki, kosz­mary o zagu­bie­niu w próżni i żałoba po przy­ja­cio­łach i rodzi­nie spra­wiały, że Leia była naprawdę wyczer­pana. Czego by nie dała za chwilę odpo­czynku, poczu­cia bez­pie­czeń­stwa, za kilka dni czy nawet godzin pew­no­ści, że wszystko będzie dobrze…

– Pani gene­rał?

Głos docho­dził zza jej ple­ców. Leia odwró­ciła się – w drzwiach stała Rey. Miała na sobie strój zbie­raczki złomu, podobny do tego, w któ­rym księż­niczka widziała ją poprzed­nio. Ale czy teraz nie poja­wiły się w nim akcenty pod­kre­śla­jące styl, w jakim ubie­rali się Jedi? „Zmie­nia się – pomy­ślała Leia – ale wciąż tkwi w niej nieco Jakku”. Może jed­nak opi­nia ta nie była dla dziew­czyny spra­wie­dliwa. Może Rey po pro­stu lgnęła do pro­stych, zna­nych sobie rze­czy w oce­anie cha­osu – tak jak wszy­scy wokół… A skoro mowa o pro­stych rze­czach, to dziew­czyna trzy­mała w dło­niach fili­żankę z paru­ją­cym pły­nem. Kiedy zorien­to­wała się, na co patrzy Leia, wycią­gnęła do niej naczy­nie.

– Przy­nio­słam pani gata­len­tań­ską her­batę – rze­kła.

Leia uśmiech­nęła się do niej.

– Czyż­byś umiała czy­tać w myślach?

– Co, jak Jedi? Ja… ja nie jestem…

– Myśla­łam wła­śnie, jak bar­dzo mam ochotę na fili­żankę her­baty – powie­działa Leia, litu­jąc się nad zakło­po­taną Rey. – Nie ma w tym nic, co by się wią­zało z umie­jęt­no­ściami Jedi. Po pro­stu… – zapro­siła dziew­czynę gestem do środka – to miła nie­spo­dzianka. Dzię­kuję. I pro­szę, mów mi po imie­niu.

Rey, na któ­rej twa­rzy odma­lo­wała się ulga, ski­nęła głową i dołą­czyła do niej. Leia wzięła fili­żankę i zapach her­baty natych­miast wypeł­nił jej noz­drza. Od razu poczuła, jak roz­luź­niają się mię­śnie jej ramion.

– Mogła­bym przy­nieść coś moc­niej­szego, jeśli pani… jeśli chcesz. – Rey wska­zała za sie­bie, w kie­runku mesy, z któ­rej wła­śnie przy­szła. – Chew­bacca chyba ma tam kaf.

Leia podmu­chała na gorącą her­batę i w powie­trze unio­sły się smużki pary.

– Dzi­wię się, że w ogóle miał her­batę.

A, ale prze­cież to pew­nie nie Chew­bacca trzy­mał zapas gata­len­tań­skiej her­baty na „Sokole Mil­len­nium”, tylko Han. Och, Han. Jego rów­nież już nie było.

– A teraz przeze mnie zro­bi­łaś się smutna – zauwa­żyła nie­śmiało Rey.

– Nie przez cie­bie – spro­sto­wała Leia. – Przez życie. Przez tę wojnę. Ty jesteś świa­teł­kiem w tej ciem­no­ści. – Wska­zała jej krze­sło naprze­ciw sie­bie.

– Nie zamie­rza­łam ci zaj­mo­wać czasu. Usły­sza­łam tylko twój głos i pomy­śla­łam, że przyda ci się tro­chę her­baty.

– No cóż, mia­łaś rację, a ja nale­gam, żebyś jed­nak zajęła mi tro­chę czasu. Przyda mi się towa­rzy­stwo, a kiedy tak sto­isz nade mną, zaczy­nam się robić ner­wowa. Pro­szę, sia­daj. – Znowu wska­zała dziew­czy­nie krze­sło i tym razem Rey usia­dła, wsu­wa­jąc dło­nie pod uda i uśmie­cha­jąc się nie­pew­nie. – O – rze­kła cier­pli­wie Leia, w nadziei, że uda jej się spra­wić, by roz­mów­czyni się roz­luź­niła. – Od razu lepiej, prawda?

Dziew­czyna ski­nęła głową. Sie­działy przez chwilę w mil­cze­niu. Leia popi­jała her­batę, a Rey roz­glą­dała się po pokoju, przy­glą­da­jąc się kon­soli komu­ni­ka­cyj­nej. Księż­niczka podą­żyła wzro­kiem za jej spoj­rze­niem.

– Czemu nie śpisz, jak wszy­scy inni? – zapy­tała.

– Ja? Ostat­nio mało sypiam – wyja­śniła cicho Rey. – Za dużo myśli.

– Znam to.

Rey poru­szyła się na krze­śle, nie patrząc na Leię. Co za kłę­bek ner­wów z tej dziew­czyny! A nie wyda­wała się taka, kiedy się poznały. Jed­nak tak wiele się od tego czasu wyda­rzyło… A może po pro­stu coś ją aku­rat drę­czyło?

– Rey… – zaczęła.

– Sły­sza­łam, że z kimś roz­ma­wia­łaś – rze­kła szybko dziew­czyna. – Zdo­ła­łaś się w końcu poro­zu­mieć z kimś, kto nas popiera?

– Jesz­cze nie – przy­znała Leia. – Skon­tak­to­wali się ze mną piloci, któ­rych wysła­łam na zwiad, ale – i mam nadzieję, że nie zabrzmi to źle – potrze­bu­jemy kogoś wię­cej niż tylko pilo­tów. Potrzeba nam przy­wód­ców. Piloci są nie­zmier­nie ważni, ale Naj­wyż­szy Porzą­dek ode­brał nam Holdo, Ack­bara i wielu innych… – Wes­tchnęła. Żałoba ją przy­gnia­tała. Nazwała ich przy­wód­cami, ale byli prze­cież jej przy­ja­ciółmi. Oso­bami, które znała przez pra­wie całe swoje życie – i teraz już ode­szli. – Potrzeba nam stra­te­gów, ana­li­ty­ków, osób z umie­jęt­no­ściami i siłą woli, które nas popro­wa­dzą. I zain­spi­rują do tego samego innych.

– Nie zna­łam ich – przy­znała Rey. – Przy­kro mi.

Leia ski­nęła głową.

– Wszy­scy wiemy, co to strata.

W końcu Rey pod­nio­sła głowę i spoj­rzała na nią – w jej oczach malo­wało się pyta­nie. „Może chce poroz­ma­wiać o Luke’u” – pomy­ślała Leia. „Roz­ma­wia­ły­śmy o nim, ale krótko. Tylko o tym, że na koniec pogo­dził się ze sobą…”

Ale wtedy Rey powie­działa:

– Kylo Ren. Jest twoim synem…

Ach. Leia ski­nęła głową i upiła łyk her­baty, nagle chłod­niej­szej. Dziew­czyna nie­spo­koj­nie poru­szyła się na krze­śle.

– Co mu się stało? – zapy­tała w końcu. – To zna­czy, jak prze­szedł na ciemną stronę? Bo zaczął prze­cież po jasnej? Opo­wie­dział mi o Luke’u, o swoim szko­le­niu. – Wypu­ściła powie­trze z płuc. – Chyba po pro­stu chcę to zro­zu­mieć.

– Ja rów­nież.

– Czyli nie wiesz, co się stało?

– Oba­wiam się, że musia­ła­byś o to zapy­tać Bena.

– Chciał, żebym do niego dołą­czyła, ale nie mogłam. Myśla­łam, że mogła­bym mu pomóc, ale on chciał tylko, bym stała się taka jak on.

Rey wyraź­nie posmut­niała. Leia potra­fiła dostrzec ból w jej spoj­rze­niu. Dziew­czyna coś w Benie dostrze­gła – a on ją zawiódł.

– Ben sam podej­mo­wał wszyst­kie swoje decy­zje – odparła Leia. – Nikt nie może go zba­wić, poza nim samym. A nie jestem pewna, czy w ogóle tego chce.

Rey ski­nęła głową – krótki, ner­wowy ruch.

– Wiem. To zna­czy wie to mój racjo­nalny mózg, ale chyba mia­łam nadzieję…

– Nadzieja to dobra rzecz. – Głos Lei, pełen zro­zu­mie­nia, zła­god­niał. – Nadzieja jest ważna i cza­sem to wszystko, co mamy. Ale – dodała z uśmie­chem – co nadzieja ma wspól­nego z racjo­nal­nym myśle­niem?

Wycią­gnęła rękę, a Rey przy­su­nęła się i ujęła mocno jej dłoń.

– Nie wiem, jak sobie pora­dzę – szep­nęła.

– Ale pora­dzisz sobie – odparła Leia, tym razem gło­śniej i w jej gło­sie zadźwię­czała stal. – I nie będziesz w tym sama. Będziemy z tobą.

Rey jakby się uspo­ko­iła i przez jej twarz prze­mknął uśmiech – po raz pierw­szy, odkąd przy­szła do kok­pitu.

Z kon­soli roz­legł się sygnał i Leia ode­brała połą­cze­nie.

– Słu­cham – powie­działa do mikro­fonu. – Pro­szę się ziden­ty­fi­ko­wać.

– Pani gene­rał, tu Poe!

– Poe! – Odwró­ciła się nieco od Rey. – Gdzie jesteś? Jak sytu­acja?

– Ikkrukk. Nie­wiele bra­ko­wało, ale Czarni sobie pora­dzili. Zero ofiar śmier­tel­nych, przy czym Jess i Sura­linda są tro­chę poobi­jane. Ale mogę za to donieść, że zabez­pie­czy­li­śmy Grail City. Pogo­ni­li­śmy Naj­wyż­szy Porzą­dek z mia­sta.

Wresz­cie jakieś dobre wie­ści!

– To świet­nie, Poe! A pre­mier Grist? Nic jej nie jest?

W gło­śniku zatrzesz­czało, zaraz jed­nak znów roz­legł się głos pilota.

– Potwier­dzam, pre­mier Grist prze­żyła. I zapra­sza nas na ban­kiet.

Leia spoj­rzała na Rey, która uśmiech­nęła się do niej krzywo.

– Poe, czy możesz coś dla mnie zro­bić?

– Wszystko, co pani każe.

– Idź na ban­kiet i dowiedz się, co goście sądzą o Naj­wyż­szym Porządku.

– No cóż, bio­rąc pod uwagę to, że Naj­wyż­szy Porzą­dek ich zaata­ko­wał, pew­nie nie są nim zachwy­ceni.

– Może nie publicz­nie… Poe, musisz doj­rzeć to, co się kryje pod ich sło­wami. Uwa­żaj na sub­tel­niej­sze sygnały. Zwróć uwagę na tych, któ­rzy na­dal nie mówią nic kry­tycz­nego o Naj­wyż­szym Porządku, i na tych, któ­rzy kry­ty­kują go zbyt gło­śno, jakby chcieli dowieść swo­jej lojal­no­ści. Zorien­tuj się, kto nie przy­szedł na ban­kiet. Czy ktoś otwar­cie opo­wie­dział się za frak­cją sepa­ra­ty­styczną?

Nastała prze­rwa w trans­mi­sji – Poe wyraź­nie roz­ma­wiał z kimś, kto mu towa­rzy­szył. Po chwili ode­zwał się do mikro­fonu:

– Nie jestem w sta­nie tego potwier­dzić. Ale zwrócę na to uwagę.

– Dobrze. I dowiedz się jesz­cze, co Grist zechce zro­bić dla Ruchu Oporu. To dla­tego Eska­dra Czar­nych tam pole­ciała. Aku­rat dobrze się zło­żyło, więc zobaczmy, czy coś dzięki temu zyskamy.

– W porządku. Coś jesz­cze, pani gene­rał?

– Tak. Baw­cie się dobrze. Prze­trwa­li­ście bitwę i żyje­cie, macie przed sobą kolejny dzień. Wyko­rzy­staj­cie go.

– Już samo lata­nie wystar­czy mi do szczę­ścia, ale oczy­wi­ście, pani gene­rał. Potwier­dzam.

– I daj mi znać, gdzie Eska­dra Czar­nych poleci póź­niej. Odnie­śli­śmy suk­ces, ale mamy do zro­bie­nia o wiele wię­cej.

– Zro­zu­mia­łem – rzekł. – Dobrze, roz­łą­czam się.

Połą­cze­nie zostało prze­rwane i Leia odchy­liła się w skrzy­pią­cym ze sta­ro­ści fotelu.

– No, to chyba dobrze – ode­zwała się Rey, wyry­wa­jąc księż­niczkę z zamy­śle­nia.

Zupeł­nie zapo­mniała o dziew­czy­nie – zacho­wy­wała się tak cicho…

– Ow­szem – przy­tak­nęła Leia. – To jed­nak tylko kro­pla w morzu naszych potrzeb.

– Ale każda kro­pla się liczy, prawda? Kro­pla tu, kro­pla tam, i zanim się zorien­tu­jemy, będziemy mieli ocean.

Ocean. Co dziew­czyna wycho­wana na Jakku mogła wie­dzieć o oce­anach? Mimo to Leia rze­kła:

– Podoba mi się twój spo­sób myśle­nia, Rey. Tak, masz rację. Nie należy lek­ce­wa­żyć tego, czego doko­nała Eska­dra Czar­nych razem z Poem. A może ty też pój­dziesz odpo­cząć?

Jak na zawo­ła­nie, Rey ziew­nęła gło­śno.

– Tak, może rze­czy­wi­ście powin­nam. Pra­co­wa­łam nad sprę­żarką. Przez wil­goć na Ahch-To w obu­do­wie skro­pliła się para. Muszę ją osu­szyć, zna­leźć szparę i ją uszczel­nić… – Zaci­snęła usta. – Ale na pewno cię to nie inte­re­suje, prze­pra­szam. – I wstała.

– Wręcz prze­ciw­nie, cie­szę się, że tak dbasz o sta­tek Hana. – Leia pod­nio­sła fili­żankę. – Jesz­cze raz dzię­kuję ci za her­batę.

Rey ski­nęła jej szybko głową i wyszła.

Ahch-To. Oczy­wi­ście. To tam Rey zna­la­zła Luke’a. Może jed­nak wie­działa coś o oce­anach. I może Leia powinna wycią­gnąć z tego jakąś naukę.

Pokrę­ciła głową z lek­kim zawsty­dze­niem i odwró­ciła się do kon­soli komu­ni­ka­cyj­nej. Podej­mie jesz­cze jedną próbę kon­taktu, a potem sama zasto­suje się do rady udzie­lo­nej Rey i spró­buje się prze­spać. „Dziś kro­ple – pomy­ślała – a jutro rzeka”. I może w końcu dotrą do potęż­nego morza, które będzie mogło prze­ciw­sta­wić się Naj­wyż­szemu Porząd­kowi. Brzmiało to mało praw­do­po­dob­nie, ale nie mogła liczyć na nic poza praw­do­po­do­bień­stwem.

Po raz kolejny przej­rzała listę sojusz­ni­ków, od samego początku.ROZDZIAŁ 3

POE WYSZEDŁ Z NAD­PRZE­STRZENI nad pla­netą Ephe­mera i zachwy­cił się wido­kiem. BB-8, usa­do­wiony bez­piecz­nie za nim, zapisz­czał i zamru­czał.

– Tak, pięk­nie – zgo­dził się z nim pilot.

BB-8 wyświer­go­tał pyta­nie.

– Nie, ni­gdy wcze­śniej tu nie byłem – odparł Poe. Zresztą nie przy­po­mi­nał sobie, by kie­dy­kol­wiek odwie­dził jakąś gazową pla­netę, nie­bę­dącą olbrzy­mem. Pamię­tał nie­ja­sno z aka­de­mii, że uczono go, w jakiej odle­gło­ści od słońca może ufor­mo­wać się w ukła­dzie gazowy świat i jakiej wiel­ko­ści musi być, ale Ephe­mera nie paso­wała do tych zało­żeń. Sta­no­wiła ano­ma­lię, coś, co z jed­nej strony powstało natu­ral­nie, ale też zostało pod­dane przez swo­ich miesz­kań­ców inten­syw­nemu prze­kształ­ce­niu, o ile to, co sły­szał, było zgodne z prawdą.

Droid zapisz­czał i Poe kon­ty­nu­ował wyja­śnie­nia:

– Kie­dyś była to pla­neta gór­ni­cza, jak Bespin. Znasz Bespin, prawda? Ale tutaj wydo­by­wali tibannę aż do wyczer­pa­nia jej zaso­bów. Kiedy jej zabra­kło, impe­rialni opu­ścili swoje kolo­nie, a więk­szość osad­ni­ków wyje­chała razem z nimi. I dobrze, z tego, co sły­sza­łem. Dzięki temu pla­neta znów zna­la­zła się w rękach swo­ich pierw­szych miesz­kań­ców i nie­licz­nych przy­by­szów, któ­rzy nie osie­dlili się tam tylko dla zysków, ale dla­tego, że poko­chali to miej­sce. A potem – nie­spo­dzianka! – odkryli tuusah.

BB-8 zaświer­go­tał gło­śniej, z cie­ka­wo­ścią.

– Tuusah to uboczny pro­dukt odpa­dów gór­ni­czych. Oka­zało się, że ma wła­ści­wo­ści lecz­ni­cze, więc roz­wi­nął się tu nowy prze­mysł. Może nie aż tak zyskowny, jak impe­rialne kopal­nie odkryw­kowe, ale za to o wiele łagod­niej­szy dla flory i fauny pla­nety.

BB-8 zaświer­go­tał ponow­nie i Poe wybuch­nął śmie­chem.

– Masz rację – rzekł. – Impe­rium ni­gdy nie odzna­czało się łagod­nym uspo­so­bie­niem. Ale pla­neta jest teraz kuror­tem, a sto­lica nazywa się Życze­nie. Nie­zła nazwa, co? Kie­dyś była to Pla­cówka 665 czy coś rów­nie nud­nego. A teraz pro­szę… – Wska­zał na ilu­mi­na­tor. – Życze­nie. Jeden z naj­więk­szych ośrod­ków odnowy bio­lo­gicz­nej w galak­tyce. Ofe­rują tu wszel­kie moż­liwe kąpiele mine­ralne, kura­cje lecz­ni­cze i jakąś legen­darną tera­pię wziewną, dzięki któ­rej odzy­skuje się młod­szy wygląd.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: