Star Wars. Z popiołów - ebook
Star Wars. Z popiołów - ebook
Zanim zakończy się saga , zanim rozegrają się wydarzenia przedstawione w filmie „SKYWALKER. ODRODZENIE”, ruch oporu musi powstać z popiołów.
Ruch Oporu został zniszczony. Po bitwie na Crait i trudnej ucieczce, z armii walczącej z Najwyższym Porządkiem ostała się tylko garstka. Finn, Poe, Rey, Rose, Chewbacca, Leia Organa – imiona tych bojowników o wolność są słynne na licznych uciśnionych planetach. Ale znane nazwisko to nie wszystko i ostatnia, desperacka prośba o wsparcie, wysłana przez Leię, pozostaje bez odpowiedzi.
Najwyższy Porządek rzuca długi cień na galaktykę, od dżungli Ryloth po stocznie Korelii. Ci, którzy wciąż odważnie stawiają czoła ciemności, są rozproszeni i odizolowani. Aby Ruch Oporu mógł przetrwać, jego członkowie muszą znaleźć innych sojuszników, także tych, którzy dawniej pomagali Rebelii w obaleniu Imperium. Rozegrają się kolejne bitwy, powstaną nowe sojusze – Ruch Oporu powróci i zaatakuje na nowo.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8350-930-3 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NA KORELIAŃSKIM NIEBIE POJAWIŁA się smuga – myśliwiec TIE, po którego kadłubie pełzały płomienie, ciągnął za sobą gęsty ogon dymu. Wył głośno, jakby miał zaraz się rozpaść – wydawał z siebie krzyk konającego metalowego ptaka. Właśnie zbliżał się wieczór i mieszkańcy Koronetu, powracający do domu z pracy, przystawali i patrzyli na statek mknący ku zatraceniu. W ostatnich czasach myśliwce Najwyższego Porządku nierzadko przelatywały nad miastem. Reżim budował w tutejszych stoczniach swoje maszyny wojenne, a te czasem zawodziły, ulegając ognistej zagładzie. Z tym było jednak inaczej – ścigała go inna jednostka.
Gdyby mieszkańcy przyjrzeli się uważniej płonącemu myśliwcowi, być może niektórzy zauważyliby, że reprezentował starszy model niż jego napastnik, co oznaczało, że nie mógł być prototypem wysłanym na lot próbny. Żaden z nich nie domyśliłby się jednak, że za sterami skazanego na zagładę statku siedziała ich rodaczka, Korelianka, która wychowała się w górskim miasteczku Doaba Guerfel, niedaleko od stolicy. Już jako dziecko, za rządów Nowej Republiki, marzyła o lataniu, a kiedy nadciągnął Najwyższy Porządek – większości Korelian wcale się nie podobał, ale ostatecznie podporządkowali się okupantowi – pilotka postanowiła z nim walczyć. Niebawem jednak ten etap w jej życiu miał się zakończyć.
– Wzywam pomocy, czy ktoś mnie słyszy?! – krzyknęła do komunikatora. Zamrugała, by pozbyć się z oczu łez frustracji. W ustach czuła krew. Podczas wcześniejszej walki rąbnęła o coś głową i teraz pulsował w niej ból. – Czy ktoś mnie słyszy?! – powtórzyła.
Desperacko przełączała bezpieczne kanały, do których otrzymała dostęp, kiedy podjęła się tego zadania, nikt jednak nie odpowiadał. Znów wywołała „Raddusa” – przecież ktoś na pewno ją usłyszy! – ale nikt się nie odzywał. Albo uszkodzono moduł komunikacji, albo połączenia były zakłócane.
Gdy skradziony TIE zakołysał się i zadygotał, wstrząsnął nią urywany szloch. Czuła za plecami gorące powietrze i gorzki smród dymu z silnika, napływający do kokpitu. Wiedziała, że ma przed sobą już tylko sekundy życia. Tak bardzo nie chciała, by jej misja poszła na marne…
Po kataklizmie, jaki dotknął Hosnian Prime, postanowiła zadbać o to, by nigdy więcej nie doszło w tajemnicy do budowy broni niszczącej planety. Była pewna, że znalazła coś, co mogłoby przyczynić się do pokonania Najwyższego Porządku – informacje te zostały umieszczone w kluczu szyfrującym, znajdującym się w jej posiadaniu. Ale cenne dane zostaną unicestwione wraz z nią, jeśli nie zdoła ich nikomu przekazać… Drżącą ręką wcisnęła szybko nośnik do portu pod pękniętym holoprojektorem i wstrzymała oddech – zaraz jednak urządzenie powiadomiło ją, że odczytało i pobrało plik.
Uśmiechnęła się ponuro zaciśniętymi ustami. Musi się jej udać. Jeśli nie zdoła dobić się do swoich kontaktów w Ruchu Oporu, może znajdzie inny sposób. Inny sposób – z jej przeszłości. Zacisnęła na chwilę palce na małym wisiorku w kształcie węża, który zawsze nosiła na szyi, wyszeptała prośbę do bogów, a potem wystukała z pamięci nielegalny kod wywoławczy jedynej osoby nadal godnej zaufania na tej planecie.
Czekała, znów wstrzymując oddech.
Nikt jednak nie odpowiadał – a dla niej było już za późno. Nie mogła czekać na potwierdzenie połączenia. Została tylko nadzieja, że może jednak się uda.
Wcisnęła przycisk, aby przesłać informacje. Wiedziała, że naraża przyjaciela na niebezpieczeństwo. Gdyby to wypłynęło, stanie się celem Najwyższego Porządku. Ale jaki miała wybór?
Mrugające zielone światełko poinformowało ją, że transfer danych został zakończony w chwili, w której otoczył ją oślepiający blask. Otworzyła usta – nie zdążyła jednak nawet krzyknąć, kiedy jej świat rozpadł się na kawałki.
Mieszkańcy Koronetu obserwowali, jak TIE znika w kuli ognia. Niektórzy patrzyli z ciekawością, większość jednak z apatią. A potem, w promieniach zachodzącego słońca, ruszyli w dalszą drogę do domu, do rodziny i swoich zwierzaków lub niezliczonych innych miejsc. Eksplodujący myśliwiec nie trafił nawet do wieczornych wiadomości, a następnego ranka w zasadzie nikt już o nim nie pamiętał.ROZDZIAŁ 1
LEIA DRGNĘŁA I OBUDZIŁA SIĘ, uderzając głową o zagłówek pokryty szorstką tkaniną. Wyciągnęła ręce, próbując się czegoś przytrzymać, aby nie spaść z siedzenia. Krzyknęła cicho – choć było to raczej krótkie, niespokojne westchnienie, dobrze słyszalne w pustym pomieszczeniu – kiedy jej palce zacisnęły się na brzegu konsoli komputerowej. Dopiero po chwili oprzytomniała na tyle, by sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Cichy szum maszynerii i odległe pobrzękiwanie – ktoś coś naprawiał, choć znalazł sobie nietypowy czas na takie zajęcie – ach, czyli przebywała na „Sokole Millennium”, a nie na „Raddusie” podczas ataku Najwyższego Porządku, kiedy to poczuła, że w pobliżu znajduje się jej syn. I nie w zimnej ciemności kosmosu, jaka otoczyła ją zaraz potem.
Wybudziła się ze snu, tego samego, który regularnie dręczył ją od jakiegoś czasu. Znajdowała się w rozległej pustce próżni: sama, było jej zimno, a organizm słabł, podobnie jak siła woli. W rzeczywistości ożyła i rozjarzyła się w niej Moc, gorąca, intensywna – i poprowadziła ją z powrotem w bezpieczne miejsce. We śnie jednak Leia została tam, w pustce. Zawiodła przyjaciół, rodzinę i ludzi, którymi dowodziła. A przede wszystkim zawiodła syna. Jej ukochani już nie żyli.
– Od kiedy mam takie czarne myśli? – mruknęła do siebie, prostując obolałe ciało. Wiedziała, kiedy to się zaczęło – gdy umarła. No, prawie. Przydarzyło jej się już wiele takich „prawie”. Zamach bombowy na Hosnian Prime za jej senatorskich czasów. Sesja tortur z Vaderem, której najmniejsze wspomnienie nawet teraz, po kilkudziesięciu latach, wywoływało u Lei skok adrenaliny i wytrącało ją z równowagi. Milion sytuacji typu „o mały włos” z Hanem, za czasów Rebelii… Ale nigdy nie spotkało jej coś takiego, jak to samotne dryfowanie w próżni, kiedy wybuch wyrzucił ją z okrętu.
Potarła zmęczoną dłonią twarz i się rozejrzała. Odkąd Chewie i Rey dotarli na Crait, żeby ich ocalić przed Najwyższym Porządkiem, minęło już kilka długich dni. Kilka długich dni od momentu, w którym znów ujrzała brata i równie szybko go utraciła. Ile jeszcze miała wycierpieć w tym jednym życiu – ile takiej udręki jest w stanie znieść jedna osoba? Zaraz jednak odepchnęła od siebie te godne pożałowania myśli. W końcu musiała coś zrobić.
Konsola komunikacyjna „Sokoła Millennium” milczała niczym przestrzeń kosmiczna. Kiedy wzywała pomoc z Crait, wysyłając sygnał alarmowy do sojuszników, była pewna, że ktoś zareaguje. Nikt jednak nie odpowiedział i wciąż ją to mocno niepokoiło. Czy w ogóle żyli? A może jej sygnał zablokowano? A może – nie chciała się długo zastanawiać nad tą możliwością – po prostu im nie zależało?
Nie, nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła. Coś się wydarzyło – coś, przez co jej wezwanie o pomoc nie dotarło do życzliwych osób. Miało to większy sens niż uznanie, że wszyscy odwrócili się od niej i od Ruchu Oporu. Dowie się, co się stało, a do tego czasu będzie nadal próbować.
Sięgnęła znów do konsoli i w tej samej chwili urządzenie ożyło. Zamrugała zielona dioda, informująca o próbie połączenia. Zabiło jej mocniej serce. Ktoś chciał skontaktować się z „Sokołem Millennium”! Włożyła słuchawki i poprawiła ustawienia głośnika, z którego dobiegał szum.
Bez anteny czujników transmisję podświetlną „Sokoła” mocno przerywało, i to w najlepszym razie.
Wpisała kod szyfrujący, umożliwiający połączenie osobie po drugiej stronie, pod warunkiem, że ta również go znała.
– Halo? – wyszeptała niespokojnie. – Kto tam?
Z początku słyszała tylko głośniejszy szum, ale po chwili wyłonił się z niego słaby głos, który stopniowo stawał się coraz wyraźniejszy.
– Zay i Shriv… misja… pamięta mnie pani?
Lei z rozczarowania ścisnęło się serce. Miała nadzieję, że kontaktuje się z nią jeden z sojuszników Ruchu Oporu, potężne władze jakiegoś państwa proponujące schronienie, okręty lub inną pomoc. Usłyszała jednak głos dziewczyny, poznanej zaraz po zniszczeniu Bazy Starkiller, córki Iden Versio i Dela Meeko. Dobrze pamiętała Zay. Jej rodzice byli imperialnymi, którzy przeszli na stronę Rebelii. Jej dziadkiem – niesławny admirał Garrick Versio. Straciła oboje rodziców i pomimo młodego wieku przeżyła naprawdę wiele tragedii. Ale cóż – wszyscy przez to przeszli, prawda? A już na pewno Leia. Taka natura wojny – sprawiała, że dzieci musiały przejść przez piekło, odbierała im rodziców…
– Przestań! – powiedziała do siebie głośno. Jej głos odbił się echem od ścian.
– Co? – zapytała Zay przez szum połączenia.
– Nie ty – odparła szybko Leia. – Nie chodziło mi o ciebie. – Co za blamaż… Leia opanowała się i przycisnęła słuchawkę do ucha, nachylając się do mikrofonu. – Powtórz, Zay. Źle cię słyszę. Przerywa cię.
– Och. – A potem rozległo się głośniejsze i wolniejsze: – JA I SHRIV… MAMY… PEWNE OBIECUJĄCE TROPY…
Leia uśmiechnęła się, rozbawiona przesadną dykcją dziewczyny.
– Teraz słyszę cię dobrze. Możesz mówić normalnie.
– Tak? No to znaleźliśmy paru starych znajomych mojej matki. To dawni imperialni, ale odcięli się od Najwyższego Porządku i nie przepadają za nim. Złożymy im wizytę, jeśli pani uważa, że to ma sens. Zajmie nam to jeszcze trzy lub cztery dni – co najmniej.
– A co z sojusznikami Ruchu Oporu? Prosiłam, żebyście ich odwiedzili.
– To ta niemiła wiadomość – rzekła Zay. – Zniknęli.
– Zniknęli?
– A przynajmniej nie ma ich tam, gdzie być powinni. Odwiedziliśmy ponad połowę osób z pani listy i nikogo nie znaleźliśmy. W niektórych przypadkach zastaliśmy po prostu puste domy.
– Może się ukryli. – Lub spotkało ich coś gorszego, przemknęło Lei przez myśl.
– Nie wiem, pani generał, ale dzieje się coś niedobrego.
Leia potarła sobie kark. Okropnie stężały jej mięśnie. Sprzymierzeńcy, z którymi nie można się skontaktować – kolejni… Zay się nie myliła, coś było nie tak – Leia miała złe przeczucia.
– Zay, szukajcie dalej. Dowiedzcie się, czego tylko możecie.
– Tak jest. A co z tymi dawnymi imperialnymi?
Wiele lat temu Leia nie dopuściłaby do siebie nawet myśli, że osoby związane kiedyś z Imperium mogłyby stać się jej sojusznikami, ale stopniowo zaczęła mieć coraz mniejsze pole manewru. I kto wie – w końcu matka Zay udowodniła, że osoby stojące wcześniej po drugiej stronie mogą znaleźć się w gronie najodważniejszych żołnierzy Rebelii. Ludzie byli skomplikowani, a Imperium naprawdę potrafiło skutecznie przekonywać, że daje im to, czego – jak się zdawało – potrzebowali. A potem dowiadywali się, że pokój i porządek, którego tak pragnęli, kosztował jednak zbyt wiele. Dziś Leia nigdy nie skreśliłaby już kogoś za jego przeszłość. Zresztą, miała we własnej rodzinie wystarczająco dużo mrocznych tajemnic, nie mogłaby z czystym sumieniem osądzać innych.
Z głośnika dochodziły przytłumione odgłosy rozmowy i jakby sprzeczki – ktoś musiał tam zakryć dłonią mikrofon. Po chwili Zay znów się odezwała:
– Shriv mówi, że powinna nam pani zaufać. Bo w końcu co mogłoby pójść nie tak?
Właśnie, co…?
– W porządku. Jeśli Shriv uzna, że ci byli imperialni to dobre kontakty, lećcie tam. Ale uważajcie. Teraz jest… W tej chwili zaczepianie Najwyższego Porządku byłoby niebezpieczne.
Ech, zupełnie jakby dziewczyna, która straciła w ten sposób matkę, nie zdawała sobie z tego sprawy…
– Żaden problem, pani generał. Będziemy ostrożni.
W tle znów zabrzmiały niewyraźne słowa.
– A, i Shriv mówi, że „ostrożny” to jego drugie imię. Poza tym nadal żyje, więc coś czy ktoś chyba nad nami czuwa.
– Tak – powiedziała Leia cicho, tylko do siebie, a potem rzekła głośniej, do mikrofonu: – Niech Moc będzie z wami, Oddziale Inferno.
– I z panią. Rozłączamy się.
Leia wcisnęła przycisk, żeby zakończyć rozmowę, i odchyliła się w fotelu.
Oby tylko nie obciążyła dziewczyny zbyt szybko zbyt dużą odpowiedzialnością… Zay nie mogła mieć o wiele więcej niż szesnaście lat – ale przecież szesnastoletnia Leia już zaczynała współtworzyć Rebelię. Jeśli ktoś wiedział o tym, że młodości często się nie docenia, to na pewno ona. Nie – Zay była silna, inteligentna… Kompetentna. A współpracując ze Shrivem, ucieleśnioną siłą spokoju, z pewnością pomyślnie wykona zadanie.
Ostry ból w skroni przerwał tok jej myśli. Zacisnęła oczy w nagłym przypływie cierpienia. Migreny stanowiły efekt uboczny procesu zdrowienia, jak wyjaśniał droid medyczny. Miały jej towarzyszyć przez co najmniej parę tygodni, ale te ataki, koszmary o zagubieniu w próżni i żałoba po przyjaciołach i rodzinie sprawiały, że Leia była naprawdę wyczerpana. Czego by nie dała za chwilę odpoczynku, poczucia bezpieczeństwa, za kilka dni czy nawet godzin pewności, że wszystko będzie dobrze…
– Pani generał?
Głos dochodził zza jej pleców. Leia odwróciła się – w drzwiach stała Rey. Miała na sobie strój zbieraczki złomu, podobny do tego, w którym księżniczka widziała ją poprzednio. Ale czy teraz nie pojawiły się w nim akcenty podkreślające styl, w jakim ubierali się Jedi? „Zmienia się – pomyślała Leia – ale wciąż tkwi w niej nieco Jakku”. Może jednak opinia ta nie była dla dziewczyny sprawiedliwa. Może Rey po prostu lgnęła do prostych, znanych sobie rzeczy w oceanie chaosu – tak jak wszyscy wokół… A skoro mowa o prostych rzeczach, to dziewczyna trzymała w dłoniach filiżankę z parującym płynem. Kiedy zorientowała się, na co patrzy Leia, wyciągnęła do niej naczynie.
– Przyniosłam pani gatalentańską herbatę – rzekła.
Leia uśmiechnęła się do niej.
– Czyżbyś umiała czytać w myślach?
– Co, jak Jedi? Ja… ja nie jestem…
– Myślałam właśnie, jak bardzo mam ochotę na filiżankę herbaty – powiedziała Leia, litując się nad zakłopotaną Rey. – Nie ma w tym nic, co by się wiązało z umiejętnościami Jedi. Po prostu… – zaprosiła dziewczynę gestem do środka – to miła niespodzianka. Dziękuję. I proszę, mów mi po imieniu.
Rey, na której twarzy odmalowała się ulga, skinęła głową i dołączyła do niej. Leia wzięła filiżankę i zapach herbaty natychmiast wypełnił jej nozdrza. Od razu poczuła, jak rozluźniają się mięśnie jej ramion.
– Mogłabym przynieść coś mocniejszego, jeśli pani… jeśli chcesz. – Rey wskazała za siebie, w kierunku mesy, z której właśnie przyszła. – Chewbacca chyba ma tam kaf.
Leia podmuchała na gorącą herbatę i w powietrze uniosły się smużki pary.
– Dziwię się, że w ogóle miał herbatę.
A, ale przecież to pewnie nie Chewbacca trzymał zapas gatalentańskiej herbaty na „Sokole Millennium”, tylko Han. Och, Han. Jego również już nie było.
– A teraz przeze mnie zrobiłaś się smutna – zauważyła nieśmiało Rey.
– Nie przez ciebie – sprostowała Leia. – Przez życie. Przez tę wojnę. Ty jesteś światełkiem w tej ciemności. – Wskazała jej krzesło naprzeciw siebie.
– Nie zamierzałam ci zajmować czasu. Usłyszałam tylko twój głos i pomyślałam, że przyda ci się trochę herbaty.
– No cóż, miałaś rację, a ja nalegam, żebyś jednak zajęła mi trochę czasu. Przyda mi się towarzystwo, a kiedy tak stoisz nade mną, zaczynam się robić nerwowa. Proszę, siadaj. – Znowu wskazała dziewczynie krzesło i tym razem Rey usiadła, wsuwając dłonie pod uda i uśmiechając się niepewnie. – O – rzekła cierpliwie Leia, w nadziei, że uda jej się sprawić, by rozmówczyni się rozluźniła. – Od razu lepiej, prawda?
Dziewczyna skinęła głową. Siedziały przez chwilę w milczeniu. Leia popijała herbatę, a Rey rozglądała się po pokoju, przyglądając się konsoli komunikacyjnej. Księżniczka podążyła wzrokiem za jej spojrzeniem.
– Czemu nie śpisz, jak wszyscy inni? – zapytała.
– Ja? Ostatnio mało sypiam – wyjaśniła cicho Rey. – Za dużo myśli.
– Znam to.
Rey poruszyła się na krześle, nie patrząc na Leię. Co za kłębek nerwów z tej dziewczyny! A nie wydawała się taka, kiedy się poznały. Jednak tak wiele się od tego czasu wydarzyło… A może po prostu coś ją akurat dręczyło?
– Rey… – zaczęła.
– Słyszałam, że z kimś rozmawiałaś – rzekła szybko dziewczyna. – Zdołałaś się w końcu porozumieć z kimś, kto nas popiera?
– Jeszcze nie – przyznała Leia. – Skontaktowali się ze mną piloci, których wysłałam na zwiad, ale – i mam nadzieję, że nie zabrzmi to źle – potrzebujemy kogoś więcej niż tylko pilotów. Potrzeba nam przywódców. Piloci są niezmiernie ważni, ale Najwyższy Porządek odebrał nam Holdo, Ackbara i wielu innych… – Westchnęła. Żałoba ją przygniatała. Nazwała ich przywódcami, ale byli przecież jej przyjaciółmi. Osobami, które znała przez prawie całe swoje życie – i teraz już odeszli. – Potrzeba nam strategów, analityków, osób z umiejętnościami i siłą woli, które nas poprowadzą. I zainspirują do tego samego innych.
– Nie znałam ich – przyznała Rey. – Przykro mi.
Leia skinęła głową.
– Wszyscy wiemy, co to strata.
W końcu Rey podniosła głowę i spojrzała na nią – w jej oczach malowało się pytanie. „Może chce porozmawiać o Luke’u” – pomyślała Leia. „Rozmawiałyśmy o nim, ale krótko. Tylko o tym, że na koniec pogodził się ze sobą…”
Ale wtedy Rey powiedziała:
– Kylo Ren. Jest twoim synem…
Ach. Leia skinęła głową i upiła łyk herbaty, nagle chłodniejszej. Dziewczyna niespokojnie poruszyła się na krześle.
– Co mu się stało? – zapytała w końcu. – To znaczy, jak przeszedł na ciemną stronę? Bo zaczął przecież po jasnej? Opowiedział mi o Luke’u, o swoim szkoleniu. – Wypuściła powietrze z płuc. – Chyba po prostu chcę to zrozumieć.
– Ja również.
– Czyli nie wiesz, co się stało?
– Obawiam się, że musiałabyś o to zapytać Bena.
– Chciał, żebym do niego dołączyła, ale nie mogłam. Myślałam, że mogłabym mu pomóc, ale on chciał tylko, bym stała się taka jak on.
Rey wyraźnie posmutniała. Leia potrafiła dostrzec ból w jej spojrzeniu. Dziewczyna coś w Benie dostrzegła – a on ją zawiódł.
– Ben sam podejmował wszystkie swoje decyzje – odparła Leia. – Nikt nie może go zbawić, poza nim samym. A nie jestem pewna, czy w ogóle tego chce.
Rey skinęła głową – krótki, nerwowy ruch.
– Wiem. To znaczy wie to mój racjonalny mózg, ale chyba miałam nadzieję…
– Nadzieja to dobra rzecz. – Głos Lei, pełen zrozumienia, złagodniał. – Nadzieja jest ważna i czasem to wszystko, co mamy. Ale – dodała z uśmiechem – co nadzieja ma wspólnego z racjonalnym myśleniem?
Wyciągnęła rękę, a Rey przysunęła się i ujęła mocno jej dłoń.
– Nie wiem, jak sobie poradzę – szepnęła.
– Ale poradzisz sobie – odparła Leia, tym razem głośniej i w jej głosie zadźwięczała stal. – I nie będziesz w tym sama. Będziemy z tobą.
Rey jakby się uspokoiła i przez jej twarz przemknął uśmiech – po raz pierwszy, odkąd przyszła do kokpitu.
Z konsoli rozległ się sygnał i Leia odebrała połączenie.
– Słucham – powiedziała do mikrofonu. – Proszę się zidentyfikować.
– Pani generał, tu Poe!
– Poe! – Odwróciła się nieco od Rey. – Gdzie jesteś? Jak sytuacja?
– Ikkrukk. Niewiele brakowało, ale Czarni sobie poradzili. Zero ofiar śmiertelnych, przy czym Jess i Suralinda są trochę poobijane. Ale mogę za to donieść, że zabezpieczyliśmy Grail City. Pogoniliśmy Najwyższy Porządek z miasta.
Wreszcie jakieś dobre wieści!
– To świetnie, Poe! A premier Grist? Nic jej nie jest?
W głośniku zatrzeszczało, zaraz jednak znów rozległ się głos pilota.
– Potwierdzam, premier Grist przeżyła. I zaprasza nas na bankiet.
Leia spojrzała na Rey, która uśmiechnęła się do niej krzywo.
– Poe, czy możesz coś dla mnie zrobić?
– Wszystko, co pani każe.
– Idź na bankiet i dowiedz się, co goście sądzą o Najwyższym Porządku.
– No cóż, biorąc pod uwagę to, że Najwyższy Porządek ich zaatakował, pewnie nie są nim zachwyceni.
– Może nie publicznie… Poe, musisz dojrzeć to, co się kryje pod ich słowami. Uważaj na subtelniejsze sygnały. Zwróć uwagę na tych, którzy nadal nie mówią nic krytycznego o Najwyższym Porządku, i na tych, którzy krytykują go zbyt głośno, jakby chcieli dowieść swojej lojalności. Zorientuj się, kto nie przyszedł na bankiet. Czy ktoś otwarcie opowiedział się za frakcją separatystyczną?
Nastała przerwa w transmisji – Poe wyraźnie rozmawiał z kimś, kto mu towarzyszył. Po chwili odezwał się do mikrofonu:
– Nie jestem w stanie tego potwierdzić. Ale zwrócę na to uwagę.
– Dobrze. I dowiedz się jeszcze, co Grist zechce zrobić dla Ruchu Oporu. To dlatego Eskadra Czarnych tam poleciała. Akurat dobrze się złożyło, więc zobaczmy, czy coś dzięki temu zyskamy.
– W porządku. Coś jeszcze, pani generał?
– Tak. Bawcie się dobrze. Przetrwaliście bitwę i żyjecie, macie przed sobą kolejny dzień. Wykorzystajcie go.
– Już samo latanie wystarczy mi do szczęścia, ale oczywiście, pani generał. Potwierdzam.
– I daj mi znać, gdzie Eskadra Czarnych poleci później. Odnieśliśmy sukces, ale mamy do zrobienia o wiele więcej.
– Zrozumiałem – rzekł. – Dobrze, rozłączam się.
Połączenie zostało przerwane i Leia odchyliła się w skrzypiącym ze starości fotelu.
– No, to chyba dobrze – odezwała się Rey, wyrywając księżniczkę z zamyślenia.
Zupełnie zapomniała o dziewczynie – zachowywała się tak cicho…
– Owszem – przytaknęła Leia. – To jednak tylko kropla w morzu naszych potrzeb.
– Ale każda kropla się liczy, prawda? Kropla tu, kropla tam, i zanim się zorientujemy, będziemy mieli ocean.
Ocean. Co dziewczyna wychowana na Jakku mogła wiedzieć o oceanach? Mimo to Leia rzekła:
– Podoba mi się twój sposób myślenia, Rey. Tak, masz rację. Nie należy lekceważyć tego, czego dokonała Eskadra Czarnych razem z Poem. A może ty też pójdziesz odpocząć?
Jak na zawołanie, Rey ziewnęła głośno.
– Tak, może rzeczywiście powinnam. Pracowałam nad sprężarką. Przez wilgoć na Ahch-To w obudowie skropliła się para. Muszę ją osuszyć, znaleźć szparę i ją uszczelnić… – Zacisnęła usta. – Ale na pewno cię to nie interesuje, przepraszam. – I wstała.
– Wręcz przeciwnie, cieszę się, że tak dbasz o statek Hana. – Leia podniosła filiżankę. – Jeszcze raz dziękuję ci za herbatę.
Rey skinęła jej szybko głową i wyszła.
Ahch-To. Oczywiście. To tam Rey znalazła Luke’a. Może jednak wiedziała coś o oceanach. I może Leia powinna wyciągnąć z tego jakąś naukę.
Pokręciła głową z lekkim zawstydzeniem i odwróciła się do konsoli komunikacyjnej. Podejmie jeszcze jedną próbę kontaktu, a potem sama zastosuje się do rady udzielonej Rey i spróbuje się przespać. „Dziś krople – pomyślała – a jutro rzeka”. I może w końcu dotrą do potężnego morza, które będzie mogło przeciwstawić się Najwyższemu Porządkowi. Brzmiało to mało prawdopodobnie, ale nie mogła liczyć na nic poza prawdopodobieństwem.
Po raz kolejny przejrzała listę sojuszników, od samego początku.ROZDZIAŁ 3
POE WYSZEDŁ Z NADPRZESTRZENI nad planetą Ephemera i zachwycił się widokiem. BB-8, usadowiony bezpiecznie za nim, zapiszczał i zamruczał.
– Tak, pięknie – zgodził się z nim pilot.
BB-8 wyświergotał pytanie.
– Nie, nigdy wcześniej tu nie byłem – odparł Poe. Zresztą nie przypominał sobie, by kiedykolwiek odwiedził jakąś gazową planetę, niebędącą olbrzymem. Pamiętał niejasno z akademii, że uczono go, w jakiej odległości od słońca może uformować się w układzie gazowy świat i jakiej wielkości musi być, ale Ephemera nie pasowała do tych założeń. Stanowiła anomalię, coś, co z jednej strony powstało naturalnie, ale też zostało poddane przez swoich mieszkańców intensywnemu przekształceniu, o ile to, co słyszał, było zgodne z prawdą.
Droid zapiszczał i Poe kontynuował wyjaśnienia:
– Kiedyś była to planeta górnicza, jak Bespin. Znasz Bespin, prawda? Ale tutaj wydobywali tibannę aż do wyczerpania jej zasobów. Kiedy jej zabrakło, imperialni opuścili swoje kolonie, a większość osadników wyjechała razem z nimi. I dobrze, z tego, co słyszałem. Dzięki temu planeta znów znalazła się w rękach swoich pierwszych mieszkańców i nielicznych przybyszów, którzy nie osiedlili się tam tylko dla zysków, ale dlatego, że pokochali to miejsce. A potem – niespodzianka! – odkryli tuusah.
BB-8 zaświergotał głośniej, z ciekawością.
– Tuusah to uboczny produkt odpadów górniczych. Okazało się, że ma właściwości lecznicze, więc rozwinął się tu nowy przemysł. Może nie aż tak zyskowny, jak imperialne kopalnie odkrywkowe, ale za to o wiele łagodniejszy dla flory i fauny planety.
BB-8 zaświergotał ponownie i Poe wybuchnął śmiechem.
– Masz rację – rzekł. – Imperium nigdy nie odznaczało się łagodnym usposobieniem. Ale planeta jest teraz kurortem, a stolica nazywa się Życzenie. Niezła nazwa, co? Kiedyś była to Placówka 665 czy coś równie nudnego. A teraz proszę… – Wskazał na iluminator. – Życzenie. Jeden z największych ośrodków odnowy biologicznej w galaktyce. Oferują tu wszelkie możliwe kąpiele mineralne, kuracje lecznicze i jakąś legendarną terapię wziewną, dzięki której odzyskuje się młodszy wygląd.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki