Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Starcie kapitanów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Starcie kapitanów - ebook

Kapitan Jonathan Haldane, oddany służbie Jej Królewskiej Mości w angielskiej flocie, przynosi chlubę nie tylko ojczyźnie, ale i rodzinie. Jako doświadczony oficer uczestniczy w niejednej tajnej misji i za każdym razem stara się być przygotowany na najgorszy scenariusz. Nie przypuszcza jednak, że podczas rejsu niepozorną handlową fregatą stanie się celem piratów. Nieustraszony, mimo liczebnej przewagi wroga decyduje się odeprzeć atak. I już zwycięstwo ma prawie na wyciągnięcie ręki, raniąc kapitana piratów, gdy nagle zła passa napastników przeradza się w niepojęty triumf, a sam Haldane, znienacka ogłuszony, zostaje uprowadzony na ich statek. Jakie jest jego zdziwienie, gdy po odzyskaniu przytomności odkrywa, że celem piratów nie był łup, tylko on sam, a na czele bandy rzezimieszków wcale nie stoi postrzelony przez niego stary wilk morski, lecz harda i pyskata piękność.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7564-660-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Do jego świadomości dochodziły dziwne śmiechy i brzęk metalu. Jakiś przebłysk rozsądku kazał mu nie otwierać oczu, dopóki nie pojmie, co się z nim dzieje. Pierwsze, co skojarzył, to że leży na brzuchu, a pod policzkiem ma wilgotne dechy. Potem głosy stały się wyraźniejsze i momentalnie wszystko sobie przypomniał. Piraci. Bez wątpienia schwytali go. Jakiś mały dzikus skoczył na niego nie wiadomo skąd, a potem podhaczył mu nogi i… i nie wie, co było dalej. Jon nieznacznie poruszył rękoma i ze zdziwieniem przekonał się, że nie są związane. Nogi także miał wolne. Pozwolił więc sobie na otwarcie oczu.

Wciąż panował półmrok, a więc nie minęło zbyt wiele czasu. Układ i wyposażenie pokładu zdecydowanie nie pasowały do Mimozy. Po diabła ściągnęli go na swój statek?! Głupie pytanie, postrzelił przecież kapitana. Teraz będzie musiał za to odpowiedzieć. Jako żołnierz, liczył się z nagłą śmiercią, ale nigdy nie było jego marzeniem zginąć z rąk piratów. Dwa razy w życiu natknął się na nich i zwyciężył, a za trzecim razem spotkał go taki pech. Pocieszał się myślą, że ta walka była nierówna, że mimo iż okazał się słabszą stroną, to jednak przyczynił się do licznych strat pirackiej zgrai. Nie miał cienia wątpliwości, że gdyby nie ten latający pirat, znalazłby w sobie tyle siły i wytrwałości, aby walczyć do końca. Niech to szlag!

Uniósł lekko głowę i w tej samej chwili wyczuł czyjąś obecność przy swoim boku. W chwili gdy odwracał głowę, usłyszał doskonale znany mu głos:

– Chwała niebiosom, Jon! – Brian odczuł wyraźną ulgę.

Jon oderwał się od zimnych desek, podpierając się rękoma i spojrzał na swojego żołnierza. Ogarnęła go radość na widok przyjaznej i w dodatku całej twarzy, ale nie mógł pozwolić sobie na tkliwości w takiej chwili. Trzeba działać.

– Nie wiedziałem, co oni ci zrobili – ciągnął Brian przyciszonym głosem. – Byłeś nieprzytomny, ale nie widzę żadnych ran.

– Też nie wiem, czym mnie ogłuszono – odparł, spoglądając w stronę, z której dobiegały głosy.

Właściwie to tych stron było kilka, bo piraci rozproszyli się po całym pokładzie, ale najwięcej gromadziło się przy skrzyniach, które ukradli z Mimozy. Wyłamując wieka i sprawdzając ich zawartość, delektowali się swoim zwycięstwem. W Jonie na nowo wezbrał gniew. Obdarciuchy pijackie! Całe szczęście, że nie przewozili nic cennego. Z największą przyjemnością skręciłby każdemu po kolei kark. Byli tak pewni siebie, że nawet nie zwracali na niego i Briana uwagi.

– Czy mówili, czego od nas chcą? – Znów spojrzał na przyjaciela.

– Nie. To nie są sami Anglicy. Wymieszali się z Francuzami i Hiszpanami. Jak widać, piratów nie interesuje wojna na lądzie między ich krajami.

Jon podniósł się i usiadł, podobnie jak Brian. Stwierdził, że statek kołysał się w miejscu, za burtą wciąż widział banderę Mimozy. Choć nie mógł znaleźć żadnych powodów, dla których nie odpłynęli nigdzie dalej, to fakt ten od razu poprawił mu humor. Oparł łokieć na zgiętym kolanie i ponownie ogarnął wzrokiem swoich oprawców. Obleśne kreatury, ich beztroska nie potrwa już długo.

– Musimy coś wymyślić – oznajmił. – Nie zamierzam czekać bezczynnie na ich łaskę lub niełaskę.

– Nie spodziewałem się po tobie innej reakcji, kapitanie – mruknął Brian żołnierskim tonem.

– Jesteś w pełni sił?

– Jasne. Poza przepychankami nic nie zdołali mi zrobić. Właściwie to nie mogę pojąć, w jakim celu nas tu ściągnęli? Przecież zgarnęli cały ładunek i…

– Postrzeliłem kapitana – przerwał mu. – To wszystko tłumaczy. Zapewne czeka mnie niemiła nauczka.

Brian wpatrywał się w Jona przez chwilę zaskoczony, a potem kiwnął głową, przyznając mu rację. Piraci pragną zemsty. Cokolwiek ich czeka, na pewno nie będzie to sielanka, więc należy jak najszybciej działać.

– Bez swojego kapitana nie są tacy mocni i przede wszystkim zorganizowani – kontynuował Jon. – Gdybyśmy tylko zdobyli jakąś broń, bez wątpienia poradzilibyśmy sobie we dwóch z pokazaniem tej zgrai, gdzie ich miejsce.

– O ile wcześniej nie wystrzelają nas jak…

– Kurna, kurna – przerwał im donośny głos jednego z piratów. – Widzieliście, chłopaki? Nasz oficerek-bohaterek się obudził!

Niewysoki i niezbyt postawny pirat zbliżał się do nich, mówiąc po francusku. Jon doskonale znał ten język. Reszta piratów odwróciła głowy w jego stronę, a przynajmniej połowa wybuchła śmiechem.

– I co, oficerku? – Francuz zatrzymał się tuż przed nimi i wyciągnąwszy kordelas, kucnął. – Nie swędzą cię czasami uszy?

Machnął ostrzem przed nosem Jona. Jon nawet nie drgnął, natomiast Brian poruszył się niespokojnie. Jon podniósł rękę, chcąc go uspokoić, bo doskonale wiedział, że jego żołnierz nic nie rozumie po francusku i chce interweniować.

– Taki żeś odważny? – warknął Francuz do Jona.

– Co on mówi? – zapytał Brian.

– Droczy się.

Jon nie spuszczał zimnego wzroku z pirata, któremu coraz bardziej nerwowo drgał lewy policzek.

– Zadałem ci pytanie, oficerku! – krzyknął, znów zbliżając ostrze do twarzy Jona.

– Daj mi broń, to dam ci taką odpowiedź, że w lustrze się nie poznasz – odparł spokojnie Jon.

Furia, jaka ogarnęła pirata, odmalowała się z całą intensywnością na jego obleśnej twarzy. Inni jeden przez drugiego rzucali obelgi pod adresem angielskich oficerów i podjudzali swojego kompana do „zrobienia porządku”. Jon dostrzegł kątem oka, jak ten mocniej zaciska palce na rękojeści i szykuje się do zamachnięcia, mimo to wciąż siedział niewzruszenie i czuł coraz większą satysfakcję. Wiedział, że jego opanowanie jeszcze bardziej prowokuje tego durnia, a to z kolei ułatwi odebranie mu kordelasa. Pirat kipiąc złością, zaczął się podnosić i jednocześnie brać zamach; jeszcze sekunda i Jon powali go na jego wstrętny zad. Nie doczekał jednak tej sekundy, gdyż zdarzyło się coś zupełnie niepożądanego, Brian zerwał się gwałtownie i rzucił na pirata. Jon klnąc pod nosem, że tego nie przewidział, chciał go jeszcze zahamować, ale z siedzącej pozycji niewiele mógł zdziałać. Zaczął się podnosić, bo gromada rzezimieszków już doskoczyła do szarpiących się Francuza i Briana. Wiedział, że bez żadnej broni nie ma co podskakiwać i trzeba jakoś załagodzić to napięcie. Brian wprawdzie przytrzymywał rękę napastnika, ale pozostali otaczali ich w gotowości do skoku. Jon próbował chwycić za ramię swojego przyjaciela, żeby go odciągnąć, gdy nagle francuski pirat zatoczył się do tyłu, odrzucony ciosem w szczękę. Banda trzech innych od razu rzuciła się na Briana. Jon odparł zamach jednego z nich, kopiąc go przy tym porządnie w piszczel. Chętnie pobawiłby się w takie beztroskie utarczki, ale nie miał co się łudzić – nie zdążył nawet przywalić drugiemu, gdy osaczony zgrają śmierdzących dzikusów, został unieruchomiony. Jedyna pokrzepiająca myśl była taka, że na niego jednego było potrzeba czterech. Nie chcąc ułatwić im zadania, nie przestawał się szamotać, dopóki nie poczuł zimnej lufy przy szczęce. Brian też bez problemu został obezwładniony. Jon ze zgrozą zobaczył, jak pirat, który od niego oberwał, rzuca się w jego stronę i łapiąc za brzegi munduru, brutalnie przyciąga do siebie, ciskając stek przekleństw pluje mu w twarz, a potem z całą siłą odrzuca, aż Brian upada na plecy prawie na środku pokładu.

– Zaraz zobaczymy, czy twój żołnierzyk tak chętnie będzie cię bronił, jak jemu pierwszemu odrąbię ucho! – warknął Francuz w stronę Jona i schylił się po kordelas.

Jon ledwie drgnął, a ręka z lufą mocniej docisnęła się do jego skóry. Poczuł, że krew mu odpływa, nie wiedział, co gorsze – zostać zastrzelonym czy stać i przyglądać się, jak katują jego żołnierza? Brian nawet nie zdołał wstać, gdy Francuz był już przy nim i wymierzył mu kopniaka w brzuch. Jon poruszył się nerwowo, a wokół niego rozległo się kpiące rżenie. Jego natura i pozycja wojskowa nie pozwalały mu na taką bezczynność, ale czuł się potwornie bezradny. Nie chciał, aby te łachudry triumfowały, ani tym bardziej nie zamierzał ginąć z ich rąk. Drugi kopniak w brzuch Briana. Francuz stanął nad nim i bulgocąc żabim rechotem, przystawił mu ostrze do policzka.

– No to się teraz zabawimy. – Przesunął ostrze wzdłuż policzka i zatrzymał przy uchu. – Przekonamy się, czy twój dowódca też zechce ci pomóc.

Brian nic zrozumiał, a Jon cały zapłonął wściekłością.

Dre stanęła przed lustrem i przeszło ją dziwne mrowienie po plecach. Im dłużej patrzyła na swoje odbicie, tym bardziej czuła się jak portowa ladacznica. Słowa Barona, powtarzane niemalże każdego dnia zaczęły znów wirować w jej głowie: „Ubierzesz się w tę sukienkę, rozpuścisz swoje długie, płomienne włosy i bez wątpienia kapitan ci się nie oprze”. Odwróciła wzrok od lustra i sięgnęła po szeroki pas z bronią. Zawahała się jednak – to chyba niezbyt rozsądny pomysł. Uzbrojona ladacznica? Nie mogła zebrać myśli, ta sytuacja chyba ją przerastała. To śmieszne! Najgorszy element zadania już za nią, pojmała Haldane’a, więc czemu nie miałaby teraz sprostać obnażeniu swojego ciała? Może dlatego, że zapomniała, jak nosi się suknie, nie wspominając o tym, że takich rozpustnych kiecek nigdy na sobie nie miała. Odkąd Baron stracił nogę, dzień w dzień nosiła spodnie, wchodząc w rolę chłopca, więc to nagłe przeistoczenie się w rozpustnicę niespecjalnie było jej na rękę. Gdyby przewidziała, że tak idiotycznie będzie się czuła, to próbowałaby jakoś się przygotować, podobnie jak do walki. No cóż, teraz już za późno, pozostało jej wierzyć, że podoła zadaniu. Może i nie miała do czynienia z mężczyznami pokroju angielskich oficerów, ale Baron ciągle powtarzał, że kobiety działają tak samo na wszystkich. A ona doskonale wiedziała, na czym to działanie polegało. Napatrzyła się w różnych portach i własnej osadzie na relacje damsko-męskie.

Ponownie spojrzała w lustro. Cel uświęca środki, a dla niej cel był na pierwszym miejscu. Sięgnęła po tasiemkę trzymającą warkocz i po chwili gęste fale długich włosów rozsypały się na jej plecach i ramionach. Poczuła się nieswojo, ale nie zwracała na to zbytniej uwagi. Należało skupić się na ostatnich przygotowaniach. Skierowała się do pakunku z buteleczkami od osadowej uzdrowicielki, gdy usłyszała nasilone hałasy nad głową. Znieruchomiała, nasłuchując. To nie było zwyczajne poruszenie wśród piratów. Zaniepokojona i zdenerwowana chwyciła kaburę z pistoletem i wybiegła z kajuty. Na schodach o mało nie upadła, nadeptując sobie na tę przeklętą suknię. Do tego ból w boku. Wolną ręką uniosła materiał wyżej kostek i przystanęła w połowie schodów, skąd już miała dobry widok na pokład. Nic to jednak nie dało, ponieważ piraci zebrani w jedną grupę zasłaniali powód zamieszania. Przekrzykiwali się wzajemnie, więc nie mogła pojąć, o co chodzi. Wbiegła na pokład i krzyknęła:

– Zamknąć się!

Jej krzyk, choć donośny, nie przeniknął przez to wrzenie. Jedynie dwóch piratów zwróciło się w jej stronę i szczęki prawie opadły im na czubki butów. Z całą pewnością nie od razu dotarło do nich, że kobieta w czerwonej sukni z głębokim dekoltem to ich pani kapitan. Dre natomiast nie marnując czasu ani własnego prochu, wyszarpała najbliżej stojącemu piratowi garłacza i strzeliła w powietrze.

Huk wystrzału zaskoczył nie tylko Jona, ale także tych wszystkich obdarciuchów. Zdumieni, jeden przez drugiego zaczęli się odwracać i stawali jak wmurowani. Jon też podążył ich śladem, odwracając głowę w lewo, ale zwalisty pirat przysłaniał mu widok wprawiający w ten stan te pijackie mordy. Wrócił więc wzrokiem do leżącego Briana, przy jego uchu sączyła się strużka krwi. Ostatnie dwie minuty były jakąś niedorzeczną halucynacją. Banda tych cholernych dzikusów pastwiła się nad Brianem, aż stracił przytomność. Mimo to nie kończyli, ten Francuz zaczął mu bestialsko nacinać skórę przy samym uchu. A on, kapitan Jonathan Haldane stał nieruchomo i patrzył na tę scenę. Szlag by to trafił, dość! Jon zebrał myśli i ocenił sytuację, nie miał pojęcia, czemu ci bandyci tak stoją, ale to dobra okazja na działanie. Szybko zerknął na pirata, który trzymał go na muszce. Jeden zwinny ruch i będzie miał pistolet w swoich rękach. Dźwięk kobiecego głosu jednak i jego wprawił w osłupienie.

Gdy wszyscy piraci zwrócili się w jej stronę, a następnie rozsunęli z głupkowatymi minami, ukazując towarzysza Haldane’a leżącego i nieprzytomnego z krwią na policzku, Dre cała zawrzała. Jeżeli którykolwiek z nich łudził się, że stojąca przed nim kobieta to jakaś zjawa, to mina, którą właśnie przybrała, natychmiast sprowadziła każdego na ziemię. Tak wściekła mogła być tylko ich kapitan. Odrzuciła wcześniej zabranego garłacza i zachowując czujność, wyciągnęła swojego.

– Co ty wyprawiasz, Mathieu? – zapytała po francusku, robiąc parę kroków w ich stronę.

Pirat, nieco zbity z tropu jej strojem, dopiero po chwili się opamiętał, a na jego twarz powróciła zaciętość.

– To za Gaspara! – krzyknął bojowo, znów zbliżając ostrze do ucha żołnierza.

Dre w tym samym momencie dostrzegła kątem oka jakiś gwałtowny ruch między piratami. Instynktownie skierowała się w tym kierunku z wymierzonym pistoletem. Nie kto inny, jak sam kapitan Haldane zdzielił właśnie odebraną bronią jej człowieka w głowę. Pirat z drugiej strony zdążył się opamiętać i rzucić od tyłu na Haldane’a. Dre siarczyście zaklęła, przecież mieli go zabrać pod pokład! Cały plan diabli wzięli teraz, gdy ją zobaczył! Co za zgraja tępych głupców!

– Brać go, wy ociężałe moczymordy! – wrzasnęła do osłupiałych piratów.

Chyba tuzin z nich rzuciło się na kapitana, który z głębokim rozczarowaniem przekonał się, że pistolet, z którego cały czas do niego mierzono, nie był naładowany. W tej sytuacji jego walka wręcz nie miała większych szans. Dre stwierdziła, że to zwykła opatrzność losu, bo na tych głąbach nie mogła polegać. Żeby nie móc zapanować nad dwoma żołnierzami! Wszystko jej psuli. Teraz nie wiedziała, czy z powrotem zabierać się pod pokład i zniknąć z oczu ponownie unieruchomionego Haldane’a, czy zrobić z nimi wszystkimi porządek. Była tak zła, że gdy jej spojrzenie znów zatrzymało się na nieprzytomnym żołnierzu i sterczącym nad nim Mathieu, bez wahania wybrała drugą opcję. W ułamku sekundy ręka z pistoletem sama jej powędrowała w stronę tych dwóch i zanim Mathieu zdążył zareagować, strzeliła celnie w rękojeść kordelasa, który trzymał. Trafiła tuż przy jego kciuku. Wrzasnął jak oparzony, puszczając kordelas, który odrzucony omal nie zranił innego pirata. Z przerażeniem podniósł rękę przed oczy i chyba nie mógł im uwierzyć, bo drugą ręką zaczął macać wszystkie palce. Wszyscy pozostali zastygli ze zdziwienia, patrząc to na Dre, to na Mathieu, którego jęki rozlegały się po pokładzie. Nie docierało do niego, że jest cały. Dre niedbale opuściła pistolet i objęła wzrokiem wszystkich piratów stojących z obu stron Mathieu.

– Kto wam pozwolił bawić się w wymierzanie kar? – zapytała lodowatym głosem.

Mogłaby przysiąc, że patrzyli na nią i jej nie widzieli, albo połknęli własne języki. Czuła też na sobie wzrok Haldane’a. Na samą myśl, że wszystko przepadło, miała ochotę jeszcze raz strzelić do Mathieu, tylko tym razem boleśnie.

– Należało mu się – jęknął żałośnie Mathieu. – Jemu i temu drugiemu bohaterowi!

– Pytam, kto wam pozwolił? – powtórzyła spokojnie.

Mathieu wyraźnie się zmieszał. Zrozumiawszy, że nic mu się nie stało, zaczął jednak obawiać się gniewu kapitan, której zachowanie było dla niego niezrozumiałe. Już nawet zaczął obwiniać o jej stan tę burdelową kieckę. W swoich kompanach nie miał co szukać wsparcia, bo każdy z nich stał równie zatrwożony co on sam.

– Prowokowali nas – wykrztusił. – A poza tym Gaspar…

– Gaspar sam potrafi zająć się wyrównaniem rachunków – powiedziała, zbliżając się.

Wszyscy w najbliższym otoczeniu cofnęli się o krok. Czyżby sądzili, że zwariowała? No tak, przecież nigdy nie paradowała rozczochrana i wystrojona w suknie. Jak najbardziej było jej to na rękę, niech się boją nieobliczalnej kobiety, miałaby nawet dobry ubaw z tej sytuacji, gdyby nie obecność kapitana Haldane’a.

Odwróciła się nagle w jego stronę. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Zadarła dumnie podbródek, choć przeszyło ją jakieś dziwne zimno w klatce piersiowej. Wtedy uświadomiła sobie, że wczesnym listopadowym rankiem tkwi na pokładzie w sukni z głęboko wyciętym dekoltem. Do tego jest bosa. Jak, na litość wszystkich świętych, ma nie być jej zimno?! Haldane chyba czytał w jej myślach, gdyż odezwał się z zawadiackim uśmieszkiem, używając francuskiego języka:

– Nie przeziębi pani czasem swoich uroczych wdzięków?

Świst wstrzymywanych oddechów wśród piratów nie dał się nie dosłyszeć. Dre nie dała się jednak ani sprowokować, ani zawstydzić. Bez mrugnięcia patrzyła w oczy kapitana, ale nie mogła nie przyznać, że jego bezczelne słowa i wzrok przesuwający się na jej dekolt wzburzyły falę gorąca w jej wnętrzu. Przynajmniej zrobiło się cieplej.

– Odważne słowa do kobiety, która trzyma w ręku broń – odpowiedziała po angielsku, starając się o równie mocną zuchwałość.

– I która w dodatku potrafi strzelać – odparł bez zastanowienia, tym razem po angielsku.

Nieprzygotowana na tak szybką odpowiedź, nie miała pomysłu na ripostę. Dostrzegła za to w spojrzeniu Haldane’a błysk triumfu. Ledwie powstrzymała złość. Cóż, nie jej wina, że na co dzień obcowała z ignorantami, których nie było stać na nic więcej niż zdawkowe lub obleśne odzywki. Nie była więc przyzwyczajona do dyskusji wysokich lotów.

– Zabierzcie go – rozkazała, mówiąc w przestrzeń.

Piraci szarpnęli kapitanem, ale ten stawił opór.

– Zaraz! – odezwał się zwrócony do Dre. – Chcę wiedzieć, co jest grane? Dokąd i po co mnie zabieracie?

Dre jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi. Piraci znów szarpnęli Haldane’em, tym razem mocniej, a on wciąż się nie poddawał.

– Co z moim żołnierzem?

W jego głosie Dre dosłyszała szczerą troskę. Odwróciła się w stronę nieprzytomnego. Mathieu nadal stał za nim z nietęgą miną.

– Niech się pan o niego nie martwi – powiedziała, znów obracając się do swojego jeńca. – Poza tym, witamy na pokładzie, kapitanie Haldane.

Za nic nie przegapiłaby miny, która właśnie pojawiła się na jego twarzy. Nie spodziewał się, że znają jego nazwisko. Zadowolona, skinęła na piratów, którzy pociągnęli Haldane’a w stronę schodów, tym razem skutecznie.

To wszystko było jakieś niepojęte, przynajmniej dla jego trzydziestojednoletniego umysłu. Na pokładzie, gdy usłyszał miękki, kobiecy głos, a zaraz potem, gdy do tego dźwięku dołączył obraz smukłej, powabnej młodej kobiety, ubranej w suknię, której z pewnością nie założyłaby angielska dama, jakoś nie od razu skojarzył, że to właśnie ona strzeliła, powstrzymując znęcanie się nad Brianem. Zajęty taksowaniem ponętnej sylwetki, nie spostrzegł też zawziętej i pewnej miny jej właścicielki. Jako mężczyzna, nie mógł ot tak całkiem obojętnie oderwać spojrzenia, ale nie był też na tyle zielony w relacjach damsko-męskich, żeby stać i gapić się z rozdziawioną gębą. Kobiet mu nie brakowało i żeby to nie uległo zmianie, musiał wydostać siebie i Briana z tego statku. To był jego moment, przynajmniej tak mu się wydawało. Bez trudu odebrał pistolet piratowi, gdyby jeszcze tylko miał pojęcie, że nie jest nabity… Paradoks, stał bezczynnie z obawy, że zostanie zastrzelony nienaładowaną bronią! Potem już poszło jak z płatka, oczywiście nie dla niego. Nie był na tyle niepokonany, niezależnie od jego reputacji, żeby powalić w pojedynkę, i to bez broni, kilkudziesięciu mężczyzn. Powtórnie unieruchomiony, nie zdążył jeszcze dobrze odetchnąć, gdy rozległ się drugi strzał i tym razem od razu spostrzegł, że strzelała rudowłosa. Wówczas zaczęła do niego docierać istota sytuacji. Kobieta na pirackim statku, na widok której zamierają wszyscy piraci? Ponownie jej się przyjrzał. Wprawdzie miała pistolet i fakt ten mógł wzbudzać nieco strachu, ale przy takiej ilości facetów na pewno znalazłby się taki, który odebrałby jej pukawkę. Jon rozejrzał się po pirackich gębach i zaskoczony stwierdził, że żadna z nich nie zamierza rzucać się do odbierania pistoletu. Dostrzegł jedynie bierne postawy. Co to, u diabła, miało znaczyć?! Gdy znów się odezwała po francusku, do obrazka atrakcyjnej kobietki dołączyła władczość i pewność siebie. Jon był coraz bardziej zaintrygowany. Skupił się na wymianie zdań, ten parszywy Francuz tłumaczył się. Pirat tłumaczył się kobiecie! To nie mogła być rzeczywistość.

Jon jeszcze raz zlustrował jej postać i z wielkim trudem starał się wyobrazić sobie, że ta wątła, choć wprawdzie kształtna niewiasta, ubrana jak zwykła dziwka – a może zresztą była ich piracką dziwką – wydaje na tym pokładzie jakiekolwiek rozkazy i w dodatku ma posłuch. Nie, to nie mogło być możliwe. Albo dostał zbyt mocno w głowę i ma halucynacje, albo istnieje jakieś inne sensowne wytłumaczenie. I wtedy go olśniło. Francuz chciał pomścić tego Gaspara od ucha, który na Mimozie kiepsko odgrywał zaprawionego w boju kapitana. To oczywiste, ta mała jest jego kochanicą lub córką i pod jego nieobecność szarogęsi się na pokładzie. Jon uśmiechnął się pod nosem. No tak, stąd też umie tak strzelać. Może i z tego powodu ta zgraja durniów tak się jej boi.

W momencie gdy to pomyślał, odwróciła się do niego i spojrzenie jej dużych, nie miał pojęcia jakiego koloru oczu zupełnie go rozstroiło. Nawet teraz, gdy wracał myślami do tamtej chwili, czuł się dziwnie rozbrojony. Nie wiedział, czym to jest spowodowane, bo na pewno nie ładnymi oczami. Lgnęły do niego kobiety różnego pokroju – wygłodniałe wdowy, rozpustne żony i nierządnice oraz panienki z dobrych i bogatych domów, szukające mężów. Pomyślał o Dorothy. Piękna i niewinna dziewiętnastolatka, która jako jedna z niewielu wśród polujących sępów zrobiła na nim wrażenie. W salonach krążą już plotki o ich zaręczynach, choć wcale nie miały miejsca. Był pewien, że jego własna matka maczała w tym palce. Nie mógł mieć jej tego za złe, szczególnie w swojej obecnej sytuacji.

Siedział w jakiejś ciasnej kajucie, do której został zaciągnięty siłą przez trzech piratów. Popchnęli go na koję i celując w niego lufę – nie po raz pierwszy tego dnia – kazali ściągnąć mundur i buty. Myślał, że żartują, ale ich ponaglenia i wymachiwanie garłaczem szybko zmieniły jego myślenie. Zdezorientowany nie wiedział, jak postąpić, gdyż w bucie miał przecież list do jej królewskiej mości. Po chwili zwłoki wykonał polecenie, choć nie był przyzwyczajony podporządkowywać się komuś innemu niż królowej i dowódcy. Na szczęście list został w bucie, a te osły niczego nie zauważyły. Ciekawe, czy chociaż mieli nabitą broń? Mimo tej ciekawości wolał nie sprawdzać, pewnie aż tak durni nie byli.

Ku jego zdumieniu, kazali mu również zdjąć koszulę. Coraz poważniej zaczął rozważać możliwość powalenia tych ordynusów w tej ciasnej kajucie. Nie miał pojęcia, do czego oni dążą, chcąc go pozbawić odzienia. Próbował protestować, bo nie zamierzał pozwolić rozebrać się do naga. Piraci byli i nieugięci, i nierozmowni; jedyne, na co było ich stać, to szydzenie. Zdejmując koszulę, myślał intensywnie, jak powstrzymać te niedorzeczne wygłupy, gdy niespodziewanie jeden z piratów pochylił się nad nim i chwycił jego lewy nadgarstek. Jon od razu zareagował, odpychając natręta, ale z tyłu drugi pirat sztywno zacisnął pięści na jego ramionach, a trzeci niebezpiecznie blisko pogroził spluwą. Znieruchomiał, ogarnięty wściekłością. Pierwszy pirat znów złapał jego nadgarstek, na podłodze zabrzęczało coś ciężkiego i wówczas Jon zobaczył, jak masywne kajdany przykuwają jego rękę do ściany pomiędzy prętami koi. Nie uczynił żadnego gestu. Czego innego mógł się spodziewać? Jedynie rozbieranie go zaskoczyło. Doszedł już do wniosku, że chcą go rozebrać, bo nagi nie będzie taki chętny do ucieczki, ale zostawili mu spodnie, więc nie miał pojęcia, co myśleć. Po przykuciu został sam.

Odkąd tamci trzej wyszli, nikt do niego nie zaglądał i poza szuraniem na pokładzie nic nie słyszał. Tylko małe okienko przy suficie kajuty pozwalało mu stwierdzić, że dochodziło południe i że od jakiegoś czasu płyną. Siedział i myślał. Dręczyły go pytania. Co z Brianem? Co z ludźmi z Mimozy? I do cholery jasnej, skąd oni wiedzieli, kim jest? Płynął anonimowo, a wątpił, żeby jego twarz była rozsławiona wśród morskich rozbójników. Możliwe też, że podczas abordażu któryś z żołnierzy zawołał go po nazwisku, ale nie mógł sobie przypomnieć, by takie zajście miało miejsce. Poza tym ta ruda szelma też je znała, a jej przecież na Mimozie nie było. Jego obecna sytuacja zaczynała budzić w nim frustrację. Był żołnierzem ponad dziesięć lat, odnosił same sukcesy, radził sobie w beznadziejnych sytuacjach i teraz tak miał skończyć? Zawsze lubił ryzyko, matka nieraz prosiła go o rozwagę, twierdząc, że w końcu się doigra – no i się doigrał. Niewola u piratów. Nie bał się śmierci, wybierając służbę w wojsku, wiedział, że musi się z nią liczyć, ale żeby zginąć z rąk piratów? To dopiero dowcip losu. Nieraz dostawał pochwały za obraną taktykę, a teraz wszystkie razem wzięte skończyłyby się fiaskiem. Kajdany były masywne i solidne, drzwi zamknięte, na pokładzie sami wrogowie, a wokoło wyłącznie woda. Nic, tylko planować ucieczkę. Nienawidził uczucia bezsilności, już jako mały chłopiec robił wszystko, aby górować nad starszym bratem. Christoph… Poczuł dziwne ukłucie na myśl o bracie, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy? Czy zobaczy swoje słodkie bratanice? A rodzice? Ojciec zawsze był taki dumny, że jego młodszy syn służy ojczyźnie. Rozstał się z nimi jak zawsze, beztrosko i swobodnie. Nie wyobrażał sobie, że miałby ich więcej nie zobaczyć. Kapitan Jonathan Haldane zgładzony przez piratów. Rozwścieczony szarpnął ręką uwięzioną w kajdanach.

Po tym całym niefortunnym zdarzeniu Dre w końcu zamknęła się w swojej kajucie. Gdy Haldane zniknął pod pokładem, odetchnęła z taką ulgą, że nawet nie miała pojęcia, że była tak spięta. Rozkazała ocucić towarzysza kapitana, dać mu list zwinięty w rulon i przerzucić na Mimozę, a następnie płynąć dalej, zgodnie z i tak już nadszarpniętym planem. Naturalnie oznajmiła, że na tym kawałku papieru jest żądanie okupu za Haldane’a, ale że tak nie było, wiedziała tylko ona i Gaspar, no i oczywiście Baron. Mathieu kazała trzymać się z dala od żołnierza i znikła, zanim ten zdążył oprzytomnieć. Wolała, by jej nie widział. Zajrzała do Gaspara. Opatrzony, z owiniętą głową, spał zalany w trupa. Musiał wypić sporo rumu, aby uśmierzyć ból. Ucha nie udało się uratować i nie miała pojęcia, jak zareaguje Baron na wieść, że Haldane przyczynił się do kolejnej szkody. Jeżeli tylko zemsta się powiedzie, może złość Barona nie będzie aż tak wielka.

Gdy wracała do swojej kajuty, jej ludzie wciąż rzucali ukradkowe spojrzenia na suknię, ale żaden z nich nie pozwolił sobie na jakikolwiek komentarz. Ależ była zła. Czemu nie zaczekała do zmroku, tak jak planowała? Zamierzała przebrać się wieczorem i pójść do Haldane’a, który był uwięziony naprzeciw jej kajuty. Miała ukazać się jako zwykła „dama” do towarzystwa, a tymczasem nie dość, że zobaczył ją rządzącą na pokładzie, to jeszcze ci wszyscy durnie oglądali ją w takim stroju. Dlaczego nie przewidziała, że ta banda prostaków zechce zabawić się w wymierzanie sprawiedliwości? Wprawdzie wydała rozkaz, że kapitanowi ma włos z głowy nie spaść i do tego się zastosowali, ale nie sądziła, że zechcą poczynać sobie z tym drugim Anglikiem. Winić jednak mogła tylko siebie, przez trzy lata styczności z tymi ludźmi doskonale uświadamiała sobie, że należy trzymać ich bezwzględną, męską ręką. Nie mogła sobie pozwolić na więcej błędów. Stawka w tej grze była zbyt wysoka, aby mogła przegrać. Dałaby wiele, żeby poznać myśli kapitana Haldane’a.

Jego postać na pokładzie stanęła jej przed oczami. Zaraz jednak ten widok zamazał jakiś inny, niewyraźny obraz. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, osunęła się na brzeg swojej koi. Coś majaczyło w jej pamięci, ale postać kapitana znów wysunęła się na pierwszy plan. Czuła wielką ulgę, że okazał się mężczyzną nieodpychającym. Wyróżniał się na tle piratów, i to nie tylko ze względu na mundur – był wysoki, muskularny, jego postawa budziła respekt. Miał mocne rysy twarzy i te wyraziste niebieskie oczy… Zadrżała. Tak, dobrze, że mężczyzna, którego ma uwieść, okazał się przystojny, ale na zgrozę niebios – on zabił Derricka i okaleczył jej dziadka!

Zerwała się na równe nogi i nerwowo przemaszerowała wzdłuż kajutę. Suknia plątała się jej między nogami, więc ją zdjęła i związała włosy. Do wieczora jeszcze daleko, do tego czasu zdąży kilkakrotnie opracować nowy plan. Haldane przecież nie uwierzy w bajkę o pirackiej ladacznicy, która bez zawahania i bez konsekwencji strzela do piratów. Dlaczego ci ignoranci nie zaprowadzili go od razu pod pokład, jak kazała? No jasne, pazerność zwyciężyła, musieli najpierw obejrzeć sobie zrabowane skrzynie. Czasami miała dość zmagania się z tymi ludźmi, ale jak mogłaby się ich wyrzec, skoro to jej jedyna rodzina? Może i byli ordynarni, ale zawsze posłuszni. Czego mogła od nich wymagać, skoro dotychczas wyłącznie rabowali? Nigdy jeszcze nie brali żadnych jeńców na swój pokład. To ona zawiniła. Wiedząc, że Gaspar został ranny i nie będzie miał kto trzymać załogi w ryzach, sama powinna dopilnować porządku, a nie mierzyć cholerną sukienkę. Dostała za swoje. Zapłaci za to w wieczornej potyczce z kapitanem Haldane’em.

Próbowała to sobie wyobrazić. Na zwykłą ladacznicę, która przyszła osłodzić ostanie chwile przystojnemu oficerowi, może i byłby łasy, ale jak przyjmie ciało przywódczyni piratów? Z niewyjaśnionych przyczyn czuła, że temu mężczyźnie nie wystarczy wdzięcznie zakołysać biodrami i biustem. Miała zbyt dużo o nim informacji, żeby liczyć na łatwe starcie. Ale to nic, już ona udowodni Baronowi, że w pełni zasługuje na miano jego następczyni. Nadszedł czas dalszej części zemsty.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: