Starożytna Litwa. Ludy i bogi - ebook
Starożytna Litwa. Ludy i bogi - ebook
Mitologia, zwyczaje i przesądy Bałtów
Dzieje Bałtów są równie złożone i ciekawe jak Słowian czy Germanów, a jednak mniej znane i obecne w zbiorowej świadomości, choć zostawili po sobie ślady na terenie naszego kraju.
Jak wyglądały wierzenia Bałtów, którzy przez stulecia żyli obok Słowian? Jakie tereny zajmowali? Dlaczego ich kultura i religia zostały zniszczone?
Choć dzieło Brucknera powstało na początku XX wieku, nie ma innej pozycji tak wszechstronnej i trafnie ujmującej temat. Można tu znaleźć wiele szczegółów dotyczących bogów, obrządków i obyczajów. Poznajemy życie Bałtów od narodzin po pochówek. Wiemy, jak wyobrażali sobie wędrówki dusz po śmierci, w jaki sposób składali ofiary – także z ludzi – oraz jak duże znaczenie miało dla nich wróżbiarstwo. Autor sporo miejsca poświęcił również zabobonom i codziennemu życiu pogańskich Bałtów. Skupił się także na ich kontaktach z chrześcijaństwem. Wspomniane tematy przeanalizował ze swadą i w gawędziarskim stylu.
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67867-37-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W kręgu upiorów i wilkołaków – Bohdan Baranowski
Pożegnanie z diabłem i czarownicą – Bohdan Baranowski
O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach – Bohdan Baranowski
Żywoty diabłów polskich – Witold Bunikiewicz
Polska demonologia ludowa – Leonard J. Pełka
Procesy czarownic w Polsce – Bohdan Baranowski
Śladami pierwotnych wierzeń – Leonard J. Pełka
W imię trzech diabłów – Dieter Breuers
Młot na czarownice – Heinrich Kramer, Jacob Sprenger
Młot na czarownice. Pars tertia – Heinrich Kramer, Jacob Sprenger
U stóp słowiańskiego parnasu – Leonard J. Pełka
Błazen – Mirosław Słowiński
Diabeł w kulturze polskiej – Michał Rożek
Ludzie gościńca – Bohdan Baranowski
Nauki tajemne w dawnej Polsce – Roman Bugaj
Czarownicom żyć nie dopuścisz – Jacek Wijaczka
Rytuały, obrzędy, święta – Leonard J. Pełka
Mitologia słowiańska i polska – Aleksander Brückner
Szatan i demony – Aleksander R. Michalak
Świat Słowian – Leonard J. Pełka
Słowiańskie baśnie i bajki – Mieczysław Rościszewski
Kwaidan. Demony japońskiego folkloru – Lafcadio Hearn
Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego – Henryk Biegeleisen
Wojownicy i wilkołaki – Leszek P. Słupecki
Czarownica i czarnoksiężnik – Tomasz Specyał
Starożytna Litwa. Ludy i bogi – Aleksander BrücknerDzieje litewskie, od czasów kanonika i eksżołnierza Mazura Stryjkowskiego i jezuity Kojałowicza, uprawiała niegdyś wyłącznie nauka polska, jeszcze w wieku XIX w pracach Bohusza (Rozprawa o początkach narodu i języka litewskiego, Warszawa 1808), w pomnikowym dziele Narbuta, w wydawnictwach dyplomatycznych Raczyńskiego, w zapiskach Jucewicza, w kompilacjach Kraszewskiego i Jaroszewicza. Później daliśmy się ubiec innym, ostatnie lata dopiero przyniosły nowe przyczynki lingwistyczne, Jana Karłowicza; dyplomatyczne, Prochaski kodeks listów Witoldowych; historyczne, Latkowskiego (o Mendogu), Lewickiego (o Świdrygielle). Szczególniej zasłużył się profesor Antoni Mierzyński wydawnictwem Źródeł do mitologji litewskiej, dotąd dwie części: pierwsza (Warszawa 1892) obejmuje źródła od Tacyta do końca XIII wieku; druga (1896) – źródła wieków XIV i XV. Zebrano tu po raz pierwszy już nie wymysły fantastyczne, brużdżące dotąd na tym polu, a zasłaniające tylko prawdę, lecz autentyczne świadectwa przeszłości; oceniono je i zbadano krytycznie i wszechstronnie; wydobyto z nich, po uprzątnięciu nieporozumień i powikłań, co trwałą wartość stanowi. Praca to ani łatwa, ani obojętna wobec znaczenia, jakie powszechnie mitologii litewskiej przypisują; jeszcze profesor jeneński, O. Schrader, w najnowszym dziele, Reallexikon (1900), poświęconym indoeuropejskim starożytnościom, po mitologii litewskiej osobliwszych zdobyczy i wyjaśnień się spodziewał. Obok tej obszernej, wyczerpującej, sumiennej i umiejętnej publikacji źródłowej ogłaszał prof. Mierzyński rozprawy specjalne, drobniejsze, metodyczne bardzo, po polsku i rosyjsku, począwszy od pracy o Janie Łasickim i jego zapiskach o bóstwach żmudzkich (1870) aż do znakomitej rozprawy o „Romowe”, owym sławnym centrum kultu pogańskiego, ogłoszonej (1899) najpierw po rosyjsku (w „Trudach” X moskiewskiego zjazdu archeologicznego), a później po polsku, w „Rocznikach Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk”.
Podobnie jak prof. Mierzyński, zajmowałem się i ja od dawna litewszczyzną; pierwsza moja praca, jeszcze w języku niemieckim napisana, doktorska, poświęcona była wykazaniu wpływów słowiańskich na litewszczyznę, w r. 1877. Odtąd, acz zajęty innymi, nie porzucałem rzeczy litewskich; wracałem do nich chętnie i przed kilku laty streściłem wyniki badań własnych i obcych nad mitologią litewską w trzech artykułach, ogłoszonych w „Bibliotece Warszawskiej” (w roku 1897 i 1898). Powtarzam je teraz, uzupełniwszy i poprawiwszy znacznie, dodawszy nowe źródła itd.
A. BrücknerI.
WSTĘP
Starożytność szczepu. Związki z Finami. Dzieje pierwotne. Wiadomości starożytnych i wczesnego średniowiecza.
Rozprawy o dawnej Litwie zagaja się stereotypowym frazesem, jakoby Litwini byli jednym z najstarszych ludów europejskich, chociaż dobrze wiadomo, że w Europie poszli oni razem ze Słowianami, Niemcami, Celtami, Italami i Grekami z jednego pnia i rodu, że więc ani są starsi, ani młodsi od innych. O względnym wieku narodów rozstrzyga chyba kolejne ich występowanie w dziejach ludzkości europejskiej, a w takim razie Litwini będą bodaj najmłodszymi. Starożytność znowu języka litewskiego, na którą się wszyscy zawsze powołują, raczej pozorna i przypadkowa niż rzeczywista, góruje w zachowaniu niektórych dyftongów: au, oi, i końcowego s, jakie posiadają łacina lub greka; poza tą cechą byle narzecze słowiańskie jest niemal równie „stare”, jak litewszczyzna, a nieraz starsze (np. w czasowaniu).
Niezaprzeczona starożytność Litwy zasadza się na czymś innym, czym się ludy słowiańskie, germańskie i romańskie wyjątkowo szczycić mogą: na nieprzerwanym przebywaniu na jednej i tej samej ziemi przez lat co najmniej dwa tysiące. Już bowiem za czasów Aleksandra Macedończyka siedział Litwin tam, gdzie i dziś, nad Niemnem i Dźwiną, dotykając Bałtyku i Wisły, na pasie ziemi, może nieco dłuższym, lecz za to chyba nieco węższym niż późniejszy obszar Litewszczyzny; pas ten przedzielał Słowian i Finów zachodnich.
Gdy Litwa, zerwawszy spójnię etnograficzną i geograficzną, w jakiej przedtem ze Słowianami zostawała przez wieki, szerząc się ku północnemu zachodowi, pas ów zajęła, zetknęła się ściślej z Finami i tak się z nimi spoufaliła, że możemy niemal rozróżniać nową, litufińską dobę w jej dziejach; łączność zaś ze Słowianami, podstawa owej pierwszej, litusłowiańskiej doby, porwała się do szczętu na wieki: puszcze i moczary nad górnymi biegami Niemna, Berezyny i Dźwiny odosobniły Litwę; stosunki nawiązały się znowu dopiero w jakie tysiąc pięćset lat później, na całkiem zmienionych podstawach.
Lecz cóż uprawnia nas do takiej właśnie konstrukcji dziejów pierwotnych, zasuniętych w najgłębszą pomrokę?
Niegdyś trafiał wymysł, dokąd ani pamięć podań, ani źródła historii nie sięgały. W wiekach średnich kronikarz-bakałarz, nasz mistrz Wincenty (Kadłubek) czy Sakso (Duńczyk), uzupełniał dzieje narodowe bajkami podkądzielnymi, wstawiał w nie byle nazwiska i daty, pozbawiał romanse o żelaznym wilku bodaj poetyckiej prawdy, łamał i psuł je w sztucznym układzie, łatał wreszcie listami, choćby z przybocznej kancelarii Aleksandra Wielkiego; tak powstały pierwotne dzieje Polski, Danii, Brytanii i inne.
W XV i XVI wieku, gdy o Litwie mówić zaczęto, ceremoniowano się z prawdą jeszcze mniej; historycy Rzeczypospolitej Babińskiej, jak Stella i Grunau, Stryjkowski i Sarnicki, wydawali dowolnie ukute bajki lub mrzonki błędnej fantazji za prawdę, cytowali na chybił trafił źródła starożytne, tłumaczyli nazwy miejsc, ludów, osób, każdy po swojemu, dowodzili z największą pretensją wszystkiego, czego się ich próżności i łatwowierności zachciewało; głosy trzeźwiejsze odzywały się rzadko i rychło je zagłuszano. Dopiero od połowy XVIII wieku zaczęto uprzątać przeszkody, nagromadzone na drodze do prawdy albo raczej do prawdopodobieństwa; dopiero w naszym wieku ustalono metodę, rzucono pewniejsze podstawy, zdobyto wreszcie nowe środki wiedzy.
Dzisiaj uśmiechamy się już wobec naiwnej i zarozumiałej erudycji, dowodzącej niegdyś w pocie czoła, że Adam i Ewa po słowiańsku rozmawiali lub że raj biblijny znajdował się w pruskiej Samii albo że pruskie Chełmno to – Gelonos, zburzone na wyprawie scytyjskiej Dariusza. Nie wadzi jednak przypomnieć, że dawne błędy zawsze się wznawiają, że i dziś, z taką samą powagą i pretensją, jak w wieku XVII Pretoriusz, np. nazwy trackie i gieckie z litewska tłumaczą, Litwinów bezpośrednio z Trakami, Gietami i Azją Mniejszą łączą. Duch śp. ks. Dębołęckiego i historyków babińskich nie ulotnił się jeszcze z badań dziejów pierwotnych, lecz przerzedziły się znacznie szeregi łatwowiernych adeptów i ułatwiono krytyce uprzątanie podobnych błędów.
Lingwistyka i archeologia, acz nie w równej mierze, zdobyły nowe podstawy dla badań przedhistorycznych, lecz dotychczasowy materiał i metoda obu umiejętności wywołały pewien rozdźwięk między nimi. Od względnej ścisłości i pewności badań, opartych na niewzruszonej podstawie języka, odbija niekorzystnie chwiejność i niepewność w tłumaczeniu wyników archeologicznych; dobywamy z wnętrza ziemi księgi kamienne, brązowe, żelazne, lecz gdzież klucze do ich trafnego odczytania? Gdzież pewność, jakim właśnie szczepom zabytki przyznawać? Co upoważnia do łączenia zmienionych form kultury ze zmianą samej narodowości, jaką archeologowie do niedawna jeszcze zbyt skwapliwie i chętnie przypuszczali.
Rozkopy na ziemiach litewskich dostarczają najciekawszych rzeczy; wspomnijmy choćby owe łotewskie „łodzie diabelskie” (kamienie, ułożone w formie łodzi, otaczające grób, pochodzenia zdaje się germańskiego) lub fakt znacznego, bliskiego pokrewieństwa pomników nordyjskich, litewskich a pruskich, epoki żelaza i wpływów rzymskich, epoki, urywającej się nagle i zupełnie, a zastąpionej całkiem inną – przewrót odnoszą archeologowie do czasu 450–500 lat po Chr. i łączą z ruchami Słowian. Wszystko to jednak niepewne dotąd, niezupełne, trudno się na tym opierać i, chociaż nie przeczymy, że przyszłe badania rozwiążą niejedną zagadkę, na razie powtórzymy za Grimmem (Jak.): „są o narodach żywsze świadectwa niż kości, zbroje i groby, jest – język ich”, i poprzestaniemy na zestawieniu faktów, jakie lingwistyka wydobyła.
Niechaj jednak czytelnik nie obawia się, że poczęstujemy go znowu owym ciągle powtarzanym kreśleniem bytu przedhistorycznego na podstawie dat językowych, gdzie w tę samą zawsze a ważką, etnograficzną ramkę, raz słowiańskie, to znowu germańskie lub italskie albo inne wyrazy „pierwotne” wstawiają. Nie myślimy przecież dziejów Litwy wyczerpywać, chcemy tylko zwrócić uwagę na fakty, płynące dla tych dziejów obficiej, niż np. dla słowiańskich.
Jeden z takich ciekawych, a nowych zupełnie faktów, to zależność słownictwa języków fińskich od litewskiego; fakt, rzucający jaskrawe światło na czasy i stosunki, do jakich żadne, choćby najdawniejsze, źródła nie docierają; fakt, dozwalający nam rozpoczynać dzieje Litewszczyzny o całe wieki wcześniej niż słowiańskie.
Finowie zachodni, w szerszym znaczeniu tej nazwy, obejmującym Finów właściwych (dzisiejszej Finlandii, zachodnich Jamów i wschodnich Karelów), nielicznych Wotów i Wepsów za Ładogą i Oniegą, Estów, w Estonii, Liwów (na cyplu Kurlandzkim w liczbie 3000 osób pozostałych) i Kurów (wygasłych dziś zupełnie), zapożyczyli setkę wyrazów najpierwotniejszej kultury od Litwinów w tych jeszcze czasach, kiedy nie tylko sami tworzyli jedność językową, lecz nie zerwali byli spójni z nadwołskimi Finami, mianowicie i z Mordwą. Jest to najdawniejsza warstwa słów, zapożyczonych u Finów; druga, obejmująca słowa pochodzenia germańskiego (gotyckiego), późniejsza, gdy łączność z Mordwą już zerwano, należy mimo to do pierwszych wieków pochrześcijańskich; możemy więc wedle niej ową wcześniejszą śmiało odnosić do wieków przedchrześcijańskich, choćby do czasów Macedończyka. Dziś stykają się Litwini (Łotysze) tylko na północy z Finami (Estami i Liwami); dawniej okalali ich Finowie na północy i na wschodzie; Słowianie, napierając od południa, od Połocka i Smoleńska, odepchnęli później (około r. 500) Finów w północne i zachodnio-północne kraje (Finlandię itd.) za Dźwinę, za Pejpus, za Ilmen, zdobyli ziemie, na których się Krywicze i „Słowienie” (ze Pskowem i Nowogrodem) rozsiedli i odparli Litwę nieco na zachód.
Słowa, jakie Finowie od Litwy zapożyczyli, dotykając najrozmaitszych przedmiotów, nie objawiają wyższej kultury ani u jednych, ani u drugich. Nie należy jednak kłaść na wszystkie równego nacisku; widoczny w nich kaprys lub traf, bo czemuż innemu przypisywać, że siostrę, córkę, narzeczoną, kuzyna lub że ząb, szyję, pępek, biodra Finowie z litewska nazywają? Za to inne dowodzą naocznie, ilu to rzeczy nauczył się, a z nimi i nazwy zapożyczył Fin od Litwina. Przede wszystkim co domu i gospodarki dotyczy, np. zagroda, łaty, mątewka, kosze, ściana, płoty i pale do nich, kliny, siekiery i koła, łyżki, hubka, smoła, łaźnia, most, droga, sanie, piwo, części ubioru, szczególniej owo charakterystyczne dla starej Litwy nakrycie głowy, kepure; dalej nazwy zwierząt dzikich i domowych, więc cietrzewia, gęsi, sroki, kukułki, drozda, gadu, raka, osy, barana, prosięcia, kozy, nazwy skóry, sierści, rzemienia, wełny, siana, pasterza; nazwy zboża, żuru (putry), nasienia, grochu, bobu, maku, bruzdy, jałowca, sitowia; nazwy ryb i rybołówstwa, węgorza, łososia i inne; nawet nazwy mrozu, szronu i grudy przejął Fin, pozbywając się własnych. Litewski „bóg” (diewas, deiwas) zastąpił mu niebo (fińskie taiwas), Perkun późniejszego diabła; „tysiąc” liczyć nauczył się on od Litwinów, jak przodek jego przed wiekami „sto” od jakiegoś szczepu erańskiego; zwyczaj i rząd, barwy: żółta, zielona i jasna lub szara, sąsiedztwo i zajazd, leniwiec nawet i głuch, nazwani z litewska.
Przy tak żywej a trwałej wymianie rzeczy i słów nic by dziwnego nie było, gdyby i Litwin w jaką fińską rzecz i nazwę się zaopatrzył; i tak, instrument narodowy muzyczny, kankle, rodzaj gitary, zdaje się został zapożyczony wraz z nazwą od pięciostrunnej fińskiej kanteli; rija, gdzie zboże suszą, może z samą procedurą – jest fińskiej inwencji. Przy kilku wyrazach, nazwach łodzi np. i jej części, pochodzenie ich jest sporne i zdaje się nam, że można by je i Finom przyznawać; i nazwę rękawic, cimds, przejął Łotysz od Fina (kinnas z kindas). Przy bliższym badaniu można wnosić, że Litwa stosunki te z Finami głównie w północnej i wschodniej swej części (łotewskiej) uprawiała; zdaje się nam również, że zbyt przedłużone podtrzymywanie tych stosunków zagroziło też Łotwie zupełnym spadnięciem na niższy poziom fiński (o dzikości nadzwyczajnej Finów świadczy wyraźnie Tacyt); może być nawet, że w nadmiernej przesądności i w wielobóstwie litewskim odbiły się rysy fińskiego szamaństwa i demonologii, a zatarły się nieco wyższe koncepcje mitologii aryjskiej.
W każdym razie kultura litewska, przebijająca z owych wyrazów, przedstawia się nadzwyczaj pierwotnie; żadne słowo nie wskazuje na wyższy ład społeczny, nic nawet nie dowodzi znajomości kruszców, bo siekiera i kamienną być mogła. Jak Litwin żył, gdy w głębi swych lasów, ponad jeziorami i rzekami, z fińskim strzelcem i rybakiem się stykał, o tym sądzić można z późniejszej o liczne wieki i nieco może fantastycznej, ale mimo to trafnej charakterystyki u Stryjkowskiego, przypominającej żywcem charakterystykę Finów u Tacyta.
Ubiór ich zwierzęce wszystko były skóry,
A majętność, na sobie co mógł nosić który.
Dom – kuczka, prostym darnem nakryta, a but z łyka:
Zwierzęcy łeb obłupił i wdział miasto szłyka.
…Ano nasz Żmudzin swoję głowę
Przybrał w wilcze, w niedźwiedzie łbisko i żubrowe,
A kiedy połupili w ruskich ziemiach pługi,
Włócznie z narogów kuli, potym na kij długi
Osadzili, do strzał też czynili żelezca,
A niedługo jednego zagrzewali miejsca…
Zwierzęcy prawie żywot z dawnych czasów wiedli…
Pierwej każdy jak wilk leżał w leśnej budzie…
Łodzie, czółny, z żubrowych skór dziwnie szywali,
A szwy dla przejścia wody łojem nacierali…
Dwa łódź jedną nieśli, a konie wpław wiedli itd.
Do końca tej epoki dziejów litewskich odnoszą się dwie wzmianki u autorów starożytnych: jedna, u geografa Ptolomeusza, wylicza tylko imiennie szczepy litewskie (i fińskie), np. Galindów, Sudzinów (o nich niżej), Stawanów, Igyllionów; druga, u Tacyta, wymienia Litwinów nie pod nazwą ich własną wprawdzie, lecz pod imieniem, jakie im Niemcy nadali; Tacyt opisuje natomiast ich byt z obfitszymi szczegółami niż byt Słowian, może tylko trafem, może też dlatego, że Litwa wychyliła się nieco bliżej z pomroki puszcz i jezior ku bagnom i morzu. Z relacji handlarskiej opowiada Tacyt, że Estiowie – tak ich zwali Niemcy – różnią się od Niemców-Swewów językiem, nie zaś zwyczajami i kształtem; że czczą matkę bogów, że noszą niby amulety, wyobrażające odyńców, chroniące i bezbronnego między wrogami bezpiecznie; że rzadko żelaza, częściej pałek używają; że zboża i inne płody mniej gnuśnie niż Germanie uprawiają; że i morze badają, i na brzegu lub w falach bursztyn – zwąc go glaesum, znowu niemieckie glas – zbierają, sami go nie ceniąc ani używając, lecz kupcom sprzedając. Ze szczegółów tych pomijamy nazwisko Estiów; rzadkość żelaza na Litwie potwierdzają źródła jeszcze w dwanaście wieków później; uprawy roli dowodzą choćby owe nazwy zboża itd., jakie Finowie od Litwy zapożyczyli; o amuletach niżej jeszcze wspomnimy, jak i o kulcie „matki Bogów”, chociaż można by przypuścić i omyłkę w informacji, wywołaną następującą zaraz wzmianką o amuletach, cechujących w oczach Tacyta czciciela „wielkiej matki” (Idejskiej), a znanych u Litwinów rzeczywiście, lecz później o wyobrażaniu dzików na ich amuletach nic nie słychać. O bezbronnych między wrogami opowiada i późne podanie, zobacz niżej. Zbieranie i sprzedawanie bursztynu i obecność handlarzy datuje się co najmniej od owego rzymskiego rycerza, wysłanego za czasów Nerona po bursztyn i trafiającego na wybrzeża bałtyckie; monety rzymskie, wykopywane w Prusach, poczynające się od Trajana, coraz liczniejsze za późniejszych cesarzy, szczególniej za Antoninów, urywają się w pierwszej ćwierci III wieku, gdy początkowe ruchy ludów opustoszyły drogi handlowe.
Spokojne zamieszkiwanie razem i tułanie się myśliwych i rybaków po lasach i nad jeziorami, wypalanie gęstwin na małe pola, chów bydła, zbliżały Litwę i Finów tak dalece, że i różnic między nimi nie dostrzegano, że Skandynawi np. oba szczepy zarówno Eistami zwać mogli (stąd nazwa Estów, Estonii fińskiej). Oręż obcy zamącił ciszę wiekową; przez całe trzy wieki panowali Gotowie nad krajami bałtyckimi, nad Finami i Litwą, później i nad Słowianami. Źródła historyczne i podania narodowe skąpią szczegółów; można by je o myłki i przechwałki posądzać, gdyby ich nie potwierdzały dobitnie świadectwa językowe (archeologiczne tu pomijamy znowu umyślnie). Pokazuje się, że Słowianie, Litwa i Finowie zapożyczyli od Gotów wyrazy, liczne i ważne, dowodzące napływu nowego, odmiennego, wyższego żywiołu. Tajemnica powodzenia Gotów zawiera się w dwóch słowach, jakie podbite narody od nich przyjęły: Kuningas i mekus, król (König, nasze Ksiądz z Kniąg, tj. Książę, litewskie Kuningas, fińskie i estońskie kunigas, wockie kunikas) i miecz (fińskie miekka). To, do czego Słowianie i Litwini po wiekach dopiero, Prusowie, Łotwa i Finowie nigdy nie doszli, skupienie siły szczepowej w jednym ręku, zdanie się na króla-wodza, owe ich, już u Tacyta wyróżnione, „erga reges obsequium”, powolność względem królów i lepsze uzbrojenie (miecz obosieczny i inne), zapewniły przewagę Gotów. Warstwa gocka w fińskich językach przedstawia też wyższą kulturę i ustrój niż litewska; pojawiają się w niej nazwy kruszców i wyrobów kruszcowych (kocieł i inne), instytucji, pojęć etycznych. Uderza, że Słowianie i Finowie więcej niż Litwini słów gockich przyjęli; natomiast zapamiętał sobie Litwin do dziś ich nazwę: Gudami zwie on sąsiadów od wschodu, więc pruski Litwin Żmudzina gudem nazywa, Żmudzin znowu Białorusina tymże mianem częstuje.
Burze IV wieku rozmiotły na zawsze potęgę Gotów na wschodzie. Powoli dokonują się nowe przemiany; Słowianie ruscy szerzą się na północ, pochłaniając albo wypierając Finów; Litwini, tj. szczepy ich zachodnie, później zwane pruskimi, zajmują szczelniej wybrzeża bałtyckie po Wisłę. Do samego Bałtyku dotarli oni byli i wcześniej niż Łotysze może, lecz ludem nadmorskim, handlowym czy zbójeckim mimo to nie zostali nigdy; nic nie nęciło ich do porzucenia puszcz leśnych i zagród szczupłych, ledwie że na czółenku rybackim wychylał się nieco Łotysz poza brzegi – o zajęciu wysp pobliskich, np. Ezyli, nigdy i nie pomyślał. Żmudzin, tak bliski morza, ani u Połągi, zdaje się, nad nim się nie rozsiadł, tylko Prusowie, nawiedzani przez handlarzy morskich dla bursztynu itd., stawali sami z okrętami w portach szwedzkich, w Birka. Niezdarność Litwy, szczególniej Łotwy, wyzyskiwali Finowie i od morza ich całkiem odcięli. Dawniej już nad fińską zatoką osiedlili się np. Estowie, zajmujący Estonię i EzyIię, pod naciskiem zaś Słowian mało liczni Liwowie i Kurowie jako towarzysze Estów, szerząc się na południe albo przedzierając się przez Łotwę na zachód łożyskami rzek, Dźwiny i in. – Liwonię i Kuronię opanowali, chociaż w obu krajach Łotwa liczebnie przeważała; Liwowie i Kurowie zajęli głównie wybrzeża i dorzecza, wnętrze kraju pozostawiając gnębionej nieustannie Łotwie, a parując ją wszędzie znad brzegów. Na przykład tak zwani Wendowie (szczep łotewski, nie słowiański, jak z nazwiska mylnie sądzono), którzy z miejsca na miejsce przed nimi uchodzili, ledwie w Kiesi (Wenden) między swoimi przytułek znaleźli.
Opanowanie Liwonii i Kuronii przez fińskich Liwów i Kurów (w VI czy VII wieku) – to, zdaje się, ważniejszy epizod w dziejach Litwy pierwotnej; odtąd wlecze się przez wieki żywot jej dawnym, sennym trybem i naród, zostawiony sam sobie, rozwija się nader nieznacznie, wyrabiając w sobie tylko namiętne, fanatyczne przywiązanie, nie do ziemi, gdyż tę rzuciłby Litwin bez namysłu i żalu, lecz do całego ustroju i zwyczaju przodków, do ich wiary i obrzędów. W tych wiekach dokonało się też rozszczepienie plemion litewskich, dialektyczne i etnograficzne, lecz mimo tego rozszczepienia i odosobnienia nie zatarło się poczucie jedności i przetrwało długie czasy. W XIII wieku pomagają Prusowie, Samowie, Bortowie Jaćwińgom i Litwinom jako spółplemieńcom; wypierani przez rycerzy zakonnych, przesiedlają się Prusowie i Łotwa do Litwy jako do swoich; w r. 1412 obwoływał Nigajł w Wielonie załodze zamkowej, że Witowt pociągnie na Prusy, należące niegdyś do Litwy i że je na powrót zdobędzie, a pijani bojarzy odzywali się wobec tłumacza zakonu: „nasz książę musi mieć Królewiec, to jego ojcowizna”; w r. 1413 twierdził z uniesieniem sam Witowt przed marszałkiem zakonu, że całe Prusy, aż po Osę, to jego ojcowizna, której on się domagać będzie, i pytał szyderczo marszałka, gdzież to ojcowizna zakonu.
W ostatnich trzech wiekach tego bytu, od IX do XI, nie wychylała się Litwa ze swych puszcz i borów, milczą też o niej dzieje zupełnie, chyba że żeglarz Wulfstan opowie o swej wycieczce do „Truso” w kraju Estów (Prusów), a król Alfred to zapisze; dalej można zaznaczyć napady przemijające, Szwedów na Kurlandię i Żmudź (telszewską, gdzie „Apulię”, gród Kurów, w r. 852 oblegali i z bogatym okupem uszli) i częstsze, ale również bezowocne, wyprawy duńskich „wikingów” na pruską Samię, chełpliwie przez skaldów duńskich jako czyny bohaterskie przechwalano, chociaż trochą ludzi, bydła, łupu i okupu wyprawy te się zadowalały (mylnie łączono później pruskich wityngów, sług zakonnych, z owymi wikingami). Nawiązują się nowe stosunki handlowe, idące teraz od wschodu, od Kijowa, i jak niegdyś rzymskie, tak świadczą teraz kufijskie monety Abassydów i Samanidów, wykopywane w Prusach przez dwa z górą wieki, o wymianie towarów na większą nieco skalę. Pierwsze napady Słowian na Jaćwińgów, Litwę i Prusów, podejmowane przez Włodzimierza, Jarosława i Bolesława; pierwsze apostolstwo między Prusami, Wojciecha (r. 997) i Brunona (r. 1009), otwierają nową historyczną dobę w rozwoju Litwy.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Zasługa wykrycia i ustalenia litufińskich słów należy się znakomitemu lingwiście duńskiemu, p. W. Thomsenowi (w dziele Beröringer mellem de tinske og de baltiske Sprog, Kopenhaga 1890), lecz że autor pominął, jak się zdaje, kilka ciekawych paralel, czy że ich nie dostrzegł, czy że im nie dowierzał, zebrany przez niego materiał da się miejscami i powiększyć, i inaczej oświetlić.
Dla porównania powtarzamy ów opis Tacyta, kończący tak efektownie jego Germanię: „U Finów nadzwyczajna jest dzikość i szpetne ubóstwo; nie mają oni broni ani koni, ani zagród; zioła (jakaś myłka!) są ich pożywieniem, skóry odzieniem, ziemia łożem; jedyna ich ufność w strzałach, jakie dla braku żelaza kośćmi zaostrzają; spólne myśliwstwo żywi spólnie mężczyzn i kobiety, towarzyszące im i domagające się części połowu. I dla dzieci nie ma innego schowku, przed dzikim zwierzem czy przed słotą, chyba że je sploty gałęzi okryją; tu wraca młodzież, tu przytułek i starców”. (Dalsze słowa charakteryzują zupełny brak potrzeb i życzeń wolnego od pracy i trosk Fina).
Nazwa Igyllionów do najdziwaczniejszych wywodów służyła: odnajdowano pod nią Litwinów, a szczególniej Jaćwińgów: niedawno zaś najznakomitszy znawca owych dawnych dziejów wskazał na Igilla, wodza Burgundów i Wandalów, jeńca Rzymian za Probusa, nazwanego niby od szczepu Igillów (chociaż, dodajemy, z tego bynajmniej jeszcze nie wynika, żeby i sami Igillowie mieli być germańskiego, lugiowandalskiego rodu; przecież i nazwa szczepu litewskiego Galindów pojawia się jako nazwa osobowa u Gotów w Hiszpanii częściej, a nikt z tego nie wnioskuje, żeby Galindowie sami byli szczepu gockiego). Nas uderzyło, że Igyllioni wymienieni są obok szczepów litewskich, w jednej z najpewniejszych informacji Ptolemeusza, więc wpadliśmy na domysł, czy nie szukać pod tą nazwą jakiegoś bliskiego fińskiemu szczepu: z litewskich nie nadaje się żaden. I rzeczywiście Łotwa zowie Estończyków Igaunami (od Uganii, Unganii, krainy, gdzie Juriew-Dorpat leży?); stąd polskie i ruskie Igowia, np. w Opisie poselstwa moskiewskiego E. Pielgrzymowskiego z 1601 r.: „Z niemi (Szwedami) podwód z pięćdziesiąt Igon (Estów) przybyło”; „accurrentibus Lotavis seu Igoviis”, czytamy u Cichockiego (Alloquia ossecensia 1615 r., s. 238); Stryjkowski (Kronika, s. 206) mylnie przerzuca Jaćwińgów do Inflant, ku Nowogrodowi Wielkiemu, „których Igowiany zowią”. Gdyby nawet nasze przypuszczenie było zupełnie chybione, objaśniliśmy przynajmniej termin Igoni. Z innych nazw Ptolemeusza warto jeszcze jedną przytoczyć, Weltai, którą koniecznie wszyscy, od ks. Bohusza począwszy, do takich koryfeuszów, jak Zeuss i Muellenhoff, w Letwai przeobrażali, by z niej nazwę Litwy wycisnąć. Słusznie protestuje wymieniony wyżej badacz (akademii Kunik) przeciw takiemu gwałceniu tekstu greckiego.
Nazwę tę niemiecką dawniej wszyscy, dziś już tylko historycy, nawet i Kunik, tłumaczą jako oznaczającą ludzi wschodu (Ostu); uszczuplano ją następnie, w miarę jak pojawiały się szczegółowe nazwy Prusów, Kurów itd., i ograniczono w końcu do Estonii i Estów. Lecz sumienie filologa germanisty nie dopuszcza takiego wykładu. Że wieki średnie tak rzecz pojmowały, nie dowodzi niczego; niezrozumiałą dla nich nazwę Aistiów (bo tak brzmi ona u Tacyta, nie Austiów, co by „wschodnich” rzeczywiście oznaczało) zastąpiły one mimowolnie inną, zrozumiałą, odpowiadającą położeniu geograficznemu, wiążącą się z nazwą Bałtyku (Ostsee). Zamiast bezbarwnej nazwy „ludzi wschodnich” (bo któż nie siedział na wschód od Germanów? Byli i Słowianie, i inni) otrzymalibyśmy nazwę nadzwyczaj charakterystyczną, lecz o znaczeniu jej dowiemy się niżej.