Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stella Maris - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Stella Maris - ebook

„Gdybyś nie została matematykiem, kim chciałabyś być?

Trupem”.

Jesienią 1972 roku do zakładu psychiatrycznego Stella Maris zgłasza się dwudziestoletnia Alicia Western, doktorantka na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Chicagowskiego i genialna skrzypaczka, córka naukowca, który współpracował z Oppenheimerem przy Projekcie Manhattan. Cierpi na depresję i ma halucynacje. W rejestracji usiłuje oddać reklamówkę z czterdziestoma tysiącami dolarów. Uciekła z Włoch, gdzie jej brat Bobby, uzdolniony fizyk i kierowca Formuły 2 leży w śpiączce po wypadku na torze rajdowym. Alicia kategorycznie odmawia rozmów o nim. Terapeucie opowiada o dzieciństwie w Los Alamos, barwach liczb, mechanice kwantowej, Schopenhauerze i zakazanych marzeniach. W tym intelektualnym sparingu to pacjentka jest górą i nigdy nie wiadomo, kiedy kłamie, a kiedy odsłania się.

Co jest prawdą, a co złudzeniem? Dzika i złowroga eksploracja nauki podważająca nasze pojęcia Boga, prawdy i istnienia. Studium żałoby i nieuleczalnej tęsknoty.

Po latach milczenia wybitny amerykański prozaik, laureat Nagrody Pulitzera i autor kultowej Drogi powraca z mistrzowską dylogią. Pasażer i Stella Maris są jak dwie strony lustra, a prawda jednej powieści zdaje się zaprzeczać prawdziwości drugiej.

„Od pięćdziesięciu lat planowałem powieść o kobiecie. Nigdy nie będę wystarczająco kompetentny, by ją napisać, ale w pewnym momencie trzeba spróbować”. Cormac McCarthy

„Bobby i Alicia – Orestes i Elektra naszych czasów, rodzeństwo z przeklętej rodziny, uciekające przed Furiami. Portret tych dwojga skazanych na to, by nigdy nie być razem, jest oszałamiającym osiągnięciem”. „The Scotsman”

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-07864-8
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Dzień do­bry, je­stem dok­tor Co­hen.

In­nego dok­tora Co­hena się spo­dzie­wa­łam.

Przy­kro mi. Cho­dzi o dok­tora Ro­berta Co­hena?

Tak. Wi­dzę, że nie bra­kuje tu­taj dok­to­rów Co­he­nów.

Chyba nie. Jak się pani czuje? Do­brze?

Czy do­brze się czuję?

Tak.

Prze­cież je­stem w wa­riat­ko­wie.

Hm. No to jak się pani czuje oprócz tego, że jest pani w wa­riat­ko­wie?

Jak długo pan się tym zaj­muje?

Mniej wię­cej czter­na­ście lat.

Bę­dzie pan na­gry­wał?

Chyba tak się uma­wia­li­śmy. Czy to bę­dzie w po­rządku?

Chyba tak. Wtedy my­śla­łam, że pan to ktoś inny.

A więc nie w po­rządku?

Nie, w po­rządku. Choć po­win­nam za­zna­czyć, że zgo­dzi­łam się tylko na roz­mowę. A nie na żadną te­ra­pię.

No tak. Czy chcia­łaby mnie pani o coś spy­tać? Za­nim za­czniemy.

Już za­czę­li­śmy. Niby o co?

A może mo­głaby mi pani coś o so­bie po­wie­dzieć.

O rany.

Nie?

Bę­dziemy łą­czyć kropki?

Słu­cham?

Nie­ważne. Po pro­stu je­stem aż tak na­iwna, że cią­gle my­ślę, że ten wy­pad w głąb mo­jej psy­chiki mógłby prze­bie­gać po wek­to­rze, który nie jest aż tak ka­ta­stro­fal­nie zba­na­li­zo­wany przez żar­gon.

Ale że co? Cho­dzi o ton mo­jego głosu?

Nie­ważne. Zróbmy to po wa­szemu. Wszystko jedno, cho­lera ja­sna.

Hm, za­leży mi, że­by­śmy do­brze za­częli. Po­my­śla­łem po pro­stu, że może chcia­łaby mi pani po­wie­dzieć, dla­czego się pani tu zna­la­zła.

Bo poza tym miej­scem nie mia­łam do­kąd pójść.

Ale dla­czego aku­rat tu­taj?

Bo już wcze­śniej tu by­łam.

Do­brze, to dla­czego wy­brała pani to miej­sce za pierw­szym ra­zem?

Bo nie mo­głam się do­stać do St. Co­letta.

A dla­czego do St. Co­letta?

Bo tam wy­słali Ro­se­mary Ken­nedy. Po tym, jak oj­ciec wy­ły­żecz­ko­wał jej mózg.

Ma pani ja­kieś związki z tą ro­dziną?

Nie. Nie mia­łam zie­lo­nego po­ję­cia o za­kła­dach psy­chia­trycz­nych. Uzna­łam, że skoro oni wy­brali to miej­sce, to praw­do­po­dob­nie jest tam bar­dzo do­brze. Ale wy­daje mi się, że tak na­prawdę mózg wy­ły­żecz­ko­wali jej gdzie in­dziej.

Mówi pani o lo­bo­to­mii?

Tak.

Dla­czego jej to zro­bili?

Bo za­cho­wy­wała się dziw­nie, a jej oj­ciec bał się, że ktoś ją wy­ru­cha. Była inna, niż chciał jej stary.

To prawda?

Tak. Nie­stety.

Dla­czego po­czuła pani, że trzeba do­kądś je­chać?

Cho­dzi panu o te­raz?

Tak, o te­raz.

Po pro­stu po­czu­łam. Wy­je­cha­łam z Włoch. Mój brat leży tam w śpiączce. Chcieli uzy­skać moją zgodę, żeby go odłą­czyć. Chcieli, że­bym pod­pi­sała pa­piery. Więc ucie­kłam. Nic in­nego nie przy­szło mi do głowy.

Nie mo­gła się pani zmu­sić do pod­ję­cia tej de­cy­zji? Żeby odłą­czyć go od apa­ra­tury pod­trzy­mu­ją­cej ży­cie.

Wła­śnie.

Śmierć mó­zgu?

Nie chcę roz­ma­wiać o moim bra­cie.

Do­brze. Pro­szę mi tylko po­wie­dzieć, dla­czego leży w śpiączce.

Miał wy­pa­dek sa­mo­cho­dowy. Był kie­rowcą wy­ści­go­wym. Nie chcę o tym mó­wić.

W po­rządku. Czy chcia­łaby mnie pani o coś za­py­tać?

O co?

O co­kol­wiek. Na przy­kład o mnie, je­śli ma pani ochotę. Mogę mó­wić pani po imie­niu?

Chce pan, że­bym spy­tała pana o pana?

Tak, je­śli ma pani ochotę.

Wy­kłada pan na uni­wer­sy­te­cie?

Tak. Na Ma­di­son.

Wiem, gdzie to jest. Do­brze się pan ubiera jak na aka­de­mika.

Dzię­kuję.

To nie był kom­ple­ment. Nie jest pan psy­cho­ana­li­ty­kiem.

Je­stem psy­chia­trą.

Ale nie dok­to­rem nauk me­dycz­nych?

A ow­szem.

Co jesz­cze?

Je­stem żo­naty. Mam dwoje dzieci. Moja żona pro­wa­dzi miej­ską fun­da­cję, która po­maga cho­rym dzie­ciom. Mam czter­dzie­ści trzy lata.

Co pan kom­bi­nuje, jak nikt nie pa­trzy?

Nic. A pani?

Za­palę cza­sem. Nie piję i nie za­ży­wam nar­ko­ty­ków. Ani nie na­py­cham się le­kami. Pew­nie nie ma pan pa­pie­ro­sów?

Nie. Ale mogę przy­nieść.

Do­brze.

Co jesz­cze?

Pro­wa­dzę po­ta­jemne roz­mowy z przy­pusz­czal­nie nie­ist­nie­ją­cymi osob­ni­kami. Na­zwano mnie wie-pan-jaką ko­kietką, ale to chyba nie­prawda. Lu­dzie uwa­żają mnie za osobę in­te­re­su­jącą, jed­nak wła­ści­wie prze­sta­łam z nimi ga­dać. Roz­ma­wiam za to z in­nymi świ­rami.

A z in­nymi ma­te­ma­ty­kami?

Już nie. No, może z nie­któ­rymi.

Dla­czego nie?

To długa hi­sto­ria.

Cią­gle zaj­muje się pani ma­te­ma­tyką?

Nie. A przy­naj­mniej nie tym, co na­zwa­li­by­śmy ma­te­ma­tyką.

To jaką ma­te­ma­tyką się pani zaj­mo­wała?

To­po­lo­gią. Teo­rią to­po­sów.

Ale już pani tego nie robi?

Nie. Od­cią­gnęło mnie od tego.

Co pa­nią od­cią­gnęło?

To­po­lo­gia. Teo­ria to­po­sów.

Może da­rujmy so­bie ma­te­ma­tykę na ra­zie.

Do­brze. I tak nie mia­łam więk­szego po­ję­cia, co ro­bię.

Ze zdzi­wie­niem to sły­szę. Nie mo­gła pani po­pro­sić o po­moc in­nych ma­te­ma­ty­ków?

Nie. Oni też nie wie­dzieli.

Na pewno nie prze­szka­dza pani, że na­gry­wamy?

Na pewno. Ale co bę­dzie, jak po­wiem „pier­do­lić” albo coś? Chyba już wcze­śniej prze­klę­łam. A te­raz znowu.

Nie wiem. Uzgod­niono, zdaje się, że nie bę­dzie miała pani moż­li­wo­ści cen­zu­ro­wa­nia.

Nie mó­wię po­waż­nie.

Aha.

Może mi pan mó­wić Ali­cia. Wolę to niż Hen­rietta.

Znowu pani żar­tuje.

Nie.

No do­brze. A więc nie chcesz mi nic po­wie­dzieć o swoim bra­cie?

Za­czyna to wy­glą­dać jak Eliza. Nie, nie chcę.

Masz na my­śli ten psy­cho­ana­li­tyczny pro­gram kom­pu­te­rowy?

Tak.

No do­brze. O czym chcia­ła­byś po­roz­ma­wiać?

Nie wiem. Chyba mam ochotę zgry­wać mą­dralę. Je­śli na­prawdę za­mie­rza pan ze mną po­roz­ma­wiać, musi pan da­ro­wać so­bie to dy­żurne pier­do­le­nie. Nie wy­daje się panu? A może wy­daje?

Tak wła­śnie mi się wy­daje. Masz ab­so­lutną ra­cję.

Na przy­kład wła­śnie coś ta­kiego.

To jest pier­do­le­nie?

Oczy­wi­ście, że jest. Ta­kiego wała, pan wcale nie uważa, że mam ra­cję.

Ro­zu­miem.

I pro­szę nie mó­wić, że pan ro­zu­mie.

Po pro­stu pró­buję do­strzec twój punkt wi­dze­nia. Je­steś z kim­kol­wiek w kon­tak­cie?

Cho­dzi panu o rze­czy­wi­stych lu­dzi?

Naj­le­piej by było. Tak.

Nie bar­dzo.

Z żad­nymi ma­te­ma­ty­kami? Z ni­kim z uni­wer­sy­tetu?

Wy­da­wało mi się, że mie­li­śmy prze­stać roz­ma­wiać o ma­te­ma­tyce.

Do­brze.

Na­dal pi­szę do Gro­then­diecka, ale on od­szedł z IHES i nie od­pi­suje. I do­brze. Nie ocze­kuję, żeby od­pi­sy­wał.

To ma­te­ma­tyk?

Tak. Przy­naj­mniej był ma­te­ma­ty­kiem.

Gdzie mieszka?

Nie wiem, gdzie mieszka. Po­dej­rze­wam, że cią­gle jest we Fran­cji.

Na­zwi­sko nie wy­gląda na bar­dzo fran­cu­skie.

Bo w ogóle nie jest fran­cu­skie. Jego oj­ciec na­zy­wał się Scha­piro. A po­tem Ta­na­roff. Gro­then­dieck nie ma żad­nego oby­wa­tel­stwa. Pod­czas wojny był wy­sie­dlo­nym dziec­kiem. Ukry­wał się. Ra­to­wał swoje ży­cie. Jego oj­ciec zgi­nął w Au­schwitz.

A do­kąd w ta­kim ra­zie wy­sy­łasz li­sty?

Do IHES. Pan nie wie, kim on jest, prawda?

Nie.

Nie szko­dzi. By­li­śmy przy­ja­ciółmi. Je­ste­śmy przy­ja­ciółmi. Łą­czy nas wspólny scep­ty­cyzm.

Wo­bec czego?

Ma­te­ma­tyki.

Chyba nie ro­zu­miem.

Nie szko­dzi.

Je­steś scep­tyczna wo­bec ma­te­ma­tyki?

Tak.

Ta dzie­dzina w ja­kiś spo­sób cię roz­cza­ro­wała? Nie bar­dzo ro­zu­miem, jak można być scep­tycz­nym wo­bec ca­łej dys­cy­pliny na­uko­wej.

Wiem.

Ale cię roz­cza­ro­wała?

Można tak to ująć.

A w jaki spo­sób?

No cóż, w tym przy­padku pro­wo­dy­rami była cała zgraja nik­czem­nych, dzi­wacz­nych, skraj­nie zło­śli­wych rów­nań róż­nicz­ko­wych cząst­ko­wych, które spi­sko­wały, aby uzur­po­wać so­bie wła­sną re­al­ność nie­za­leż­nie od pro­ble­ma­tycz­nych ob­wo­dów mó­zgo­wych swo­jego twórcy – cał­kiem po­dob­nie do buntu opi­sa­nego przez Mil­tona – i sta­nąć pod wła­snym sztan­da­rem jako nie­za­wi­sły na­ród nie­pod­le­ga­jący ani Bogu, ani czło­wie­kowi.

Uwa­żasz, że za­daję na­iwne py­ta­nia.

Prze­pra­szam. Nie, nie uwa­żam tak. Fia­sko nie leży po stro­nie py­ta­ją­cego.

Czy to wy­bitny ma­te­ma­tyk? Ten twój przy­ja­ciel.

Gro­then­dieck? Uważa się go po­wszech­nie za naj­wy­bit­niej­szego ma­te­ma­tyka dwu­dzie­stego wieku. Je­śli zi­gno­ru­jemy fakt, że Hil­bert, Po­in­caré, De­de­kind i Can­tor do­żyli dwu­dzie­stego wieku. A tak po­win­ni­śmy zro­bić, bo ich główne do­ko­na­nia przy­pa­dły na dzie­więt­na­sty. Nie je­stem aż taką wiel­bi­cielką von Neu­manna.

Przy­kro mi, nie znam tych na­zwisk.

Wiem, nie szko­dzi. Wła­ści­wie to tro­chę szko­dzi, ale w po­rządku.

A ten Gro­then­dieck?

Tak?

Współ­pra­co­wa­łaś z nim?

Nie wiem, czy na­le­ża­łoby to na­zwać współ­pracą. Dużo roz­ma­wia­li­śmy. Przy­cho­dził do In­sty­tutu we wtorki. Spę­dza­łam też sporo czasu w jego domu. Ja­da­łam z jego ro­dziną. Roz­mowy to­czyły się do póź­nej nocy. W pew­nym sen­sie oboje sie­dzie­li­śmy w tym sa­mym wa­riat­ko­wie. In­sty­tut za­ło­żył wła­śnie z my­ślą o nim i jesz­cze jed­nym ma­te­ma­tyku, o na­zwi­sku Dieu­donné, za­możny Ro­sja­nin Mot­chane – je­śli to rze­czy­wi­ście było jego praw­dziwe na­zwi­sko – który był świr­nięty jak pi­jany za­jąc. Wzo­rem był IAS. W Prin­ce­ton. Do­radcą był Op­pen­he­imer. Spę­dzi­łam tam rok, ale po­tem fun­du­sze za­częły się wy­czer­py­wać. W su­mie ni­gdy nie do­sta­łam wszyst­kich pie­nię­dzy ze sty­pen­dium. By­łam tam je­dyną ko­bietą. Na po­czątku my­śleli, że pra­cuję w kuchni.

Wy­obra­żam so­bie, że to nie było miłe prze­ży­cie.

Było fan­ta­styczne. Bo na­wet w Chi­cago mia­łam tro­chę pro­ble­mów. Ale Gro­then­dieck z uwagą słu­chał każ­dego słowa. Ki­wał głową i za­pi­sy­wał w no­tat­niku. Roz­ma­wiał. Za­da­wał py­ta­nia, któ­rych sama so­bie bym nie za­dała.

Ile mia­łaś wtedy lat?

Sie­dem­na­ście.

I to nie sta­no­wiło pro­blemu? Twój wiek.

Na­wet mu to przez myśl nie prze­szło.

Dla­czego nie od­pi­suje?

Głów­nie dla­tego, że dał so­bie spo­kój z ma­te­ma­tyką.

Tak ja ty.

Tak jak ja.

Czy to było trudne?

Hm, może trud­niej stra­cić jedną rzecz niż wszystko.

Jedna rzecz może być wszyst­kim.

Tak, może. Ma­te­ma­tyka była dla nas wszyst­kim. Prze­cież to nie tak, że po­rzu­ci­li­śmy ma­te­ma­tykę i za­bra­li­śmy się do golfa. Dziś za­pra­szany jest na se­mi­na­ria, więc zja­wia się i gar­dłuje o śro­do­wi­sku na­tu­ral­nym i pod­że­ga­czach wo­jen­nych. Jego ro­dzice byli ak­ty­wi­stami po­li­tycz­nymi. Czci ich pa­mięć. Na biurku trzyma por­tret swo­jego ojca i po­dobno ma­skę po­śmiertną matki. Tak na­prawdę po­rzu­cili go jako dziecko, aby dą­żyć do stwo­rze­nia wy­ma­rzo­nego świata, jaki ni­gdy nie na­sta­nie, a ja po­dej­rze­wam, że on czuje się w obo­wiązku kon­ty­nu­ować ich dzieło, by w ten spo­sób uspra­wie­dli­wić ich ro­dzi­ciel­ską zdradę. Jest żo­naty, ma dzieci. Oba­wiam się, że zrobi to samo.

Pła­czesz?

Prze­pra­szam.

I wszystko to po­rzu­cił?

Tak.

Dla­czego?

Przy­ja­ciele uwa­żają, że był co­raz bar­dziej roz­chwiany psy­chicz­nie.

A był?

To skom­pli­ko­wane. Bo za­wsze koń­czy się roz­mową o wła­snych prze­ko­na­niach. O na­tu­rze rze­czy­wi­sto­ści. W każ­dym ra­zie nie­któ­rzy moi ko­le­dzy ma­te­ma­tycy by­liby uba­wieni, gdyby usły­szeli, że po­rzu­ce­nie ma­te­ma­tyki jest świa­dec­twem nie­sta­bil­no­ści psy­chicz­nej.

Ile on ma lat?

Czter­dzie­ści cztery.

Więc po­je­cha­łaś do Fran­cji, żeby do­stać sty­pen­dium w jego In­sty­tu­cie.

Po­je­cha­łam do Fran­cji, żeby być z moim bra­tem. Nie wie­dzia­łam, czy za­mie­rza wró­cić. Ale ow­szem, chcia­łam stu­dio­wać w In­sty­tu­cie. Ro­bili to, co ja chcia­łam ro­bić.

By­łaś już wtedy ab­sol­wentką Uni­wer­sy­tetu Chi­ca­gow­skiego?

Tak.

W wieku sie­dem­na­stu lat.

Tak, otwo­rzy­łam już prze­wód dok­tor­ski. Któ­rego do­tąd nie za­mknę­łam. Nie mia­łam wła­snego ży­cia. Była tylko praca.

Gdy­byś nie zo­stała ma­te­ma­ty­kiem, kim chcia­ła­byś być?

Tru­pem.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: