Stęskniłem się za tobą - ebook
Stęskniłem się za tobą - ebook
Lekko pogładził Hadley po plecach. Dużo czasu minęło, odkąd spała w jego ramionach, odkąd ostatni raz ją obejmował. Był zbytnim realistą, aby się łudzić, że dzisiejsza noc cokolwiek zmieni w ich relacjach, niemniej uświadomiła mu, jak bardzo za nią tęsknił. Seks z innymi kobietami przynosił mu satysfakcję, lecz między nim a Hadley była niepowtarzalna chemia. Kiedy kochał się z nią, oddawał jej część swojej duszy…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6417-4 |
Rozmiar pliku: | 636 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hadley Everton darzyła rodzinne Cole’s Hill w Teksasie w równej mierze miłością co nienawiścią. Trzeba przyznać, że od czasu, gdy na jego obrzeżach powstał ośrodek szkoleniowy NASA-SpaceNow, to niewielkie miasto szybko się rozwijało, lecz mentalność jego mieszkańców nie nadążała za zmianami. Dzisiaj, podczas przyjęcia z okazji zaręczyn jej starszej siostry Heleny Hadley, musiała kryć się przed przyjaciółkami matki w dobrej wierze wypytującymi ją, kiedy nareszcie zmądrzeje i wyjdzie za mąż.
W Cole’s Hill nie brakuje atrakcyjnych kawalerów, mówiły, jednak ostrzegały przed braćmi Velasquez. A Hadley właśnie niedawno zerwała z jednym z nich, Mauriciem.
Teraz, na widok zbliżających się kolejnych matron, Hadley udała atak kichania i uciekła do kuchni ekskluzywnego ośrodka rekreacyjno-sportowego, w którym odbywało się przyjęcie. Zdążyła jednak usłyszeć wymianę zdań między panią Abernathy i panią Crandall.
- Podobno zagroziła, że jeśli nie włoży jej na palec pierścionka, wyjedzie – mówiła pani Abernathy.
- A on na to: „W takim razie do zobaczenia”. Nie rozumiem, co się z tymi młodymi porobiło – odparła pani Crandall. – Powinien natychmiast się jej oświadczyć. Dobiega trzydziestki. Która się nim zainteresuje, jeśli nie potrafił uszczęśliwić Hadley?
Hadley przeszła przez kuchnię i w drzwiach prowadzących na zewnątrz zderzyła się z Heleną.
- Co tutaj robisz? – zapytała.
- To samo co ty.
Helena podniosła rękę i założyła niesforny kosmyk włosów za ucho Hadley.
Starsza o dwa lata, wyższa o kilka centymetrów, ze śliczną buzią w kształcie serca i niebieskimi oczami, których Hadley jej zazdrościła, Helena zawsze jej trochę matkowała.
- Nie wydaje mi się – zaprzeczyła Hadley i wyjęła kosmyk włosów zza ucha. – To twoje zaręczyny.
Miała wrażenie, że Helena jest spięta i zdenerwowana.
- Dziewczęta, co wy tutaj robicie? – zdziwiła się Candance Everton, niespodziewanie zjawiając się w kuchni. Była podobna jak dwie krople wody do Heleny, tylko dwadzieścia lat starsza. Dzięki regularnym wizytom u fryzjera w jej włosach nie było śladu siwizny, a intensywna gra w tenisa pomagała jej utrzymać figurę. Rzuciła okiem na tacę z małymi kanapkami, którą kelner właśnie zamierzał zanieść gościom, zmarszczyła brwi i poleciła: - Proszę wziąć świeżą tacę, ta wygląda nieapetycznie.
- Prosiłam Hadley, żeby poprawiła mi zamek błyskawiczny. Haftka przy szyi chyba się rozpięła – tłumaczyła się Helena.
- Pokaż…
Helena posłusznie odwróciła się plecami. Candance sprawdziła haftkę, potem objęła obie córki.
- Gotowe wracać do gości? - zapytała i lekko popchnęła je w stronę drzwi do sali bankietowej.
Odpowiedź przecząca nie wchodziła w rachubę.
Pierwszą osobą, jaką Hadley zobaczyła po powrocie do towarzystwa, był Mauricio Velasquez. Oczywiście wyglądał, jak gdyby żywcem przeniesiony z jej najbardziej zmysłowych snów. Nikt jej nie ostrzegł, że jednym z objawów złamanego serca są takie właśnie fantomowe marzenia.
Zatrzymała się w pół kroku, lecz na ramieniu poczuła dłoń matki.
- Hadley, co z tobą?
- Przepraszam, ale właśnie zobaczyłam Mauricia.
- I?
- Nie jestem gotowa z nim rozmawiać.
- To jest dzień Heleny, kochanie, więc poprawisz perły babci, podejdziesz i przywitasz się z nim jak ze starym dobrym znajomym, dobrze?
Hadley wzięła głęboki oddech i spojrzała na siostrę.
- Przepraszam, Hel.
Wiedziała, że Mauricio przyjdzie. Helena ją uprzedziła. Mauricio i narzeczony Heleny, Malcolm, to starzy przyjaciele jeszcze ze szkoły średniej. Hadley nie mogła przecież wymagać, aby wszyscy znajomi zerwali z jej byłym chłopakiem. Przed oczami przemknęła jej scena, kiedy Mauricio z ręcznikiem owiniętym wokół bioder wychodzi z łazienki, a tuż za nim wyłania się notoryczna flirciara, Marnie Masters.
Trudno, pomyślała Hadley. Dziś jest dzień Heleny. Nie mogę jej go zepsuć.
- Nie ma sprawy – odezwała się Helena. – Ale mówiłam ci przecież, że Malcolm poprosił go na swojego drużbę
- Dziewczęta, czego was uczyłam? – wtrąciła matka. – Żelazne nerwy i nieskazitelne maniery.
- Uczyłaś – Hadley przyznała z ciężkim westchnieniem.
Za plecami Mauricia pojawił się Jackson Donovan, z którym przyszła. Pomachał do niej ręką, a Mauricio odwrócił się, aby się z nim przywitać.
- Mam nadzieję, że nie urządzi tu sceny – mruknęła Candance.
- Nie urządzi – zapewniła ją Hadley, sama pełna obaw, i pospiesznie podeszła do swojego byłego kochanka i do nowego partnera.
Mauricio specjalnie spóźnił się na przyjęcie zaręczynowe przyjaciela. Wiedział, że czeka go trudna próba. Nie potrafił się uśmiechać, kiedy w środku aż się gotował ze złości. I obojętnie, ile czasu minęło od rozstania, nie potrafił patrzeć na Hadley i nie czuć, jak krew szybciej krąży w jego żyłach.
Hadley wyglądała jak prawdziwa dama z Południa, w pięknej granatowej sukience podkreślającej szczupłą figurę, ze sznurem pereł odziedziczonych po babce na delikatnej szyi. Mauricio pomyślał o jej nagim ciele i zaklął w duchu.
Odwrócił się, chcąc wyjść, lecz właśnie wtedy zbliżył się do niego Jackson Donovan. Od zawsze działali sobie na nerwy. Już w szkole średniej Jackson był wzorem wszelkich cnót. Jedyne co się zmieniło, to wygląd zewnętrzny. Chuderlak wyrósł na świetnie zbudowanego wysokiego mężczyznę.
- Miło cię widzieć, Mo. – Jackson wyciągnął do niego rękę.
Uścisnęli sobie dłonie.
- Nie wiedziałem, że znasz Malcolma – rzekł Mauricio.
- Nie znam. Przyszedłem na zaproszenie Hadley – odparł Jackson.
Mauricia omal krew nie zalała. To prawda, zerwali ze sobą, ale Hadley mogłaby dokonać lepszego wyboru.
- Cześć, chłopaki.
Hadley pocałowała Jacksona w policzek, do Mauricia tylko się uśmiechnęła.
Mauricio wziął głęboki oddech, zanim odpowiedział:
- Cześć, Had. Pięknie wyglądasz. Jak zawsze.
- Dzięki. Przepraszam, ale obiecałam mamie, że przedstawię Jacksona jej kuzynce.
- Oczywiście.
Mauricio odprowadził ich wzrokiem. Oczu nie mógł oderwać od kołyszących się bioder Hadley. Czy jej nogi zawsze były takie długie?
- Ty i Jackson? Podaliście sobie ręce?
Diego, brat Mauricia, wręczył mu butelkę lone star.
Mauricio wypił łyk piwa, zanim odpowiedział:
- Mama kazała mi się dzisiaj pilnować. Nie chciałbym narażać jej na nieprzyjemności po tym numerze, jaki wyciąłem zeszłej jesieni.
- Miło słyszeć podobną deklarację.
- Nie mogę ciągle uciekać przed znajomymi z czasów, kiedy byliśmy razem.
- Powodzenia – życzył Diego.
Mauricio miał nadzieję, że mu się uda. Rok temu prowadził swoje przedsiębiorstwo inwestycji i obrotu nieruchomościami oraz reality show w telewizji w Huston i był w związku z Hadley, którą jej firma przeniosła do oddziału na Manhattanie. I nagle wszystko się zmieniło. Teraz starał się koncentrować na sprawach i ludziach naprawdę ważnych, czyli rodzinie, dobrych przyjaciołach takich jak Malcolm i innych kolegach z drużyny polo.
- Pippa pojechała do Londynu, więc jeśli chcesz się gdzieś wypuścić, chętnie ci potowarzyszę.
Pippa Hamilton Hoff, narzeczona Diega, pracowała dla sławnej brytyjskiej firmy jubilerskiej House of Hamilton i dzieliła czas między Londyn i Cole’s Hill.
- Świetnie. W tym tygodniu jestem zajęty. Jutro wieczorem stawiamy szkielet ścian w jednym z domów. Jeśli masz czas, przyda się nam dodatkowa para rąk.
Mauricio był bardzo zaangażowany w charytatywny program pomocy niezamożnym rodzinom - Domy dla Każdego - których nie było stać na własny dach nad głową. Zazwyczaj tylko udostępniał działki pod zabudowę, ale zdarzało się, że dołączał do ekipy budowlanej składającej się z ochotników.
- Przyjadę na pewno – obiecał Diego i spojrzał na Helenę z Malcolmem.
Para narzeczonych otwierała właśnie prezenty i uwaga wszystkich skupiona była na nich, jednak Mauricio widział tylko Hadley. Stała z notatnikiem w ręku i kolejno zapisywała nazwiska ofiarodawców oraz uwagi. Gęste kręcone włosy miała związane w luźny kok, kilka niesfornych pasemek okalało jej twarz w kształcie serca. Zauważył, że tak mocno zagryza dolną wargę, że aż starła z niej całą szminkę.
Przyjście tutaj to jednak nie był dobry pomysł, stwierdził w duchu. Powinien był odmówić Malcolmowi, ale przecież przyjaciołom się nie odmawia.
- Idę się przewietrzyć – mruknął do Diega, wstając.
Nie zdołał jednak odejść daleko, kiedy dogonił go Malcolm. Poznali się w trzeciej klasie szkoły podstawowej, kiedy rodzice zapisali ich na zajęcia gry w polo dla juniorów. Od tamtej pory byli nierozłączni. Zostali wspólnikami w firmie obrotu nieruchomościami i czuwali nad harmonijnym rozwojem Cole’s Hill.
- Wracaj. Nie może cię zabraknąć na zdjęciu wszystkich drużbów – powiedział Malcolm. – Mam dla ciebie niespodziankę. Chyba niezłą.
- Wszyscy się cieszymy, że poślubiasz kobietę swoich marzeń.
Malcolm potrząsnął głową.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że Helena powiedziała tak. Zrobię wszystko, aby nigdy nie żałowała swojej decyzji.
Mauricio poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Szczęściara z niej – zauważył.
- Widziałem cię z Hadley i Jacksonem.
- Cóż, samo życie.
Malcolm roześmiał się.
- Cole’s Hill jest tak małe, że trudno nie spotkać byłej dziewczyny.
- To prawda.
- Helena kazała mi cię pilnować. Żadnych burd.
- Nie martw się. Już mi przeszło.
- To dobrze.
- Mal! – rozległo się wołanie Heleny. – Chodźcie! Zaraz zaczynamy sesję zdjęciową. Tata nalega, bo chce zdjąć krawat.
- Idziemy!
Z ogromnego okna w salonie widać było okoliczne wzgórza porośnięte łubinem w pełnym rozkwicie. Crissanne Moss, fotografka, właśnie ten widok wybrała za tło zdjęć.
- Najpierw panie, potem panowie, potem wszyscy razem – instruowała.
- Nienawidzę zdjęć – mruknął Malcolm. – Wyglądam albo jak reklama pasty do zębów, albo jak skazaniec idący na męki.
- Wyluzuj – poradził Mauricio. – Spójrz na Helenę. Kiedy się do niej uśmiechasz, nie wyglądasz aż tak źle.
- Dziękuję za komplement.
- Nie ma za co.
- Panowie, zapraszam – rzekła Crissanne.
Mijając Hadley, Mauricio poczuł kwiatową woń jej perfum. Mimowolnie wciągnął powietrze głęboko w płuca, potem posłusznie zajął miejsce wskazane przez Crissanne. Błysnął flesz.
- Teraz wszyscy.
Nastąpiło przegrupowanie. Helena i Malcolm znaleźli się w centrum. Mauricio ze swoim pokaźnym wzrostem został relegowany do ostatniego rzędu. Nagle tuż przed nim stanęła Hadley.
- Panowie kładą dłoń na ramieniu pani przed sobą – zarządziła Crissanne.
Malcolm dotknął ramienia Hadley. Dreszcz przebiegł mu przez ciało, a jej rękę pokryła gęsia skórka. Hadley obejrzała się za siebie. Ich spojrzenia się spotkały.
Zerwali ze sobą. Każde postanowiło zacząć nowy rozdział w życiu, lecz chemia między nimi nie zniknęła. Mauricio doskonale wiedział, że to nie oznacza pojednania, tylko jeszcze bardziej wyrafinowane tortury, niemniej nie mógł się powstrzymać, aby delikatnie nie pogładzić kciukiem zagłębienia szyi Hadley. Jej skóra była miększa, niż zapamiętał.
- Gotowe – oznajmiła Crissanne. – Dziękuję. Można się rozejść.
Nim zdążyła dokończyć, Hadley już wysunęła się spod dłoni Mauricia. Nie mógł jej zatrzymać, mógł tylko patrzeć, jak się oddala.