Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Stewardessa Justyna: o tym jak marzenia się spełniają. - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
11 grudnia 2025
40,00
4000 pkt
punktów Virtualo

Stewardessa Justyna: o tym jak marzenia się spełniają. - ebook

Młoda kobieta z małej wioski w Beskidach postanawia spełnić największe marzenie swojego życia: zostać stewardessą. Do tego zamieszkać w Dubaju i poznać męża milionera. Czy to będzie takie proste i czy jej się uda? Justyna pewnego dnia stawia wszystko na jedną kartę, kupuje bilet w jedną stronę do Dubaju, zostawia rodzinę i przyjaciół i po prostu wylatuje. Przed nią czeka przygoda. Wiele przygód. I czy to będzie takie proste? Na pewno nie, ale zawsze warto realizować marzenia. Jej historia pokazuje że jeżeli nie dostajemy w życiu tego czego chcemy to znaczy że czeka na nas coś lepszego.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 191 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Justyna miała wszystko o czym tylko młoda dziewczyna mogła zamarzyć: urodę, pieniądze, wspaniałą rodzinę i przyjaciół. I narzeczonego. Była piękna i majętna. Niejedna chciała być na jej miejscu. Justyna była po prostu szczęściarą. Wszystko co miała dostała. Na nic nie musiała zapracować ani o nic walczyć. Pieniądze i wykształcenie otrzymała od rodziców. Narzeczonego poznała w pracy. Był pilotem w jej liniach więc nie musiała włożyć żadnego wysiłku w to żeby go znaleźć. Podczas gdy jej koleżanki borykały się ciągle z poznawaniem nowych facetów na aplikacjach randkowych ona poznała go od razu podczas jednego z lotów. I od razu między nimi zaiskrzyło. Marcin był wymarzonym narzeczonym: wysoki, elegancki, z dobrymi manierami i pieniędzmi. Niejedna chciała jej go odebrać. Ale on widział tylko ją. Do czasu...

Ślub został zaplanowany na pierwszego września w Kościele Mariackim w Krakowie. To było wymarzone miejsce Justyny. Odkąd pamiętała już gdy studiowała w Krakowie wymarzyła sobie że weźmie tam ślub. Wcale nie było łatwo załatwić żeby brać ślub akurat tam ale w końcu wszystko się udało. Był dopiero początek czerwca, do ślubu zostały jeszcze trzy miesiące. Wiedziała jednak że to przeleci bardzo szybko i prawie wszystko miała już pozałatwiane. Życie wydawało się snem. Justyna miała też pracę która była wymarzoną pracą wielu młodych kobiet: była stewardessą. Pracowała w jednych z linii czarterowych z bazą w Warszawie. Były to hiszpańskie linie Air Ibery. Justyna zawsze marzyła o pracy stewardessy. Wysyłała mnóstwo CV ale pracy wcale nie było tak łatwo dostać jak to sobie wymarzyła. W końcu odpisały Air Ibery. Justyna, dziewczyna z małej wsi z gór gdzieś przy granicy ze Słowacją wyprowadziła się do Warszawy. Dla ludzi z jej wsi Warszawa była jak Nowy Jork. Wszyscy jej zazdrościli wyprowadzki do wielkiego miasta. Dla Justyny Warszawa wydawała się ogromną metropolią. Oszałamiały ją świecące się wszędzie nocą światła, ogłuszał huk samochodów. Bardzo chciała żeby Marcin przeprowadził się z nią do Warszawy. Oboje pochodzili jednak z bardzo konserwatywnych katolickich rodzin i rodzice obojga stwierdzili że o wspólnym mieszkaniu przed ślubem nie ma nawet mowy. Trudno, uznała Justyna, w końcu to tylko trzy miesiące i do września jakoś zleci. Justyna mieszkała w Warszawie od kwietnia bo pracę dostała na początku kwietnia. W kwietniu Marcin dzwonił i pisał codziennie. W maju już trochę rzadziej. Oczywiście zapewniał jak to ją kocha ale było to po nim widać coraz mniej.

Dla Justyny Marcin był pierwszą wielka miłością więc oczywiście bardzo go idealizowała i wszystko romantyzowała. Marcin był bardziej praktyczny i pragmatyczny ale Justyna tego nie widziała. Dla niej był rycerzem na białym koniu. Justyna w swej młodości i naiwności nie wiedziała jeszcze że nie można tak myśleć o facetach.

W lipcu Marcin miał jechać z rodzicami na wakacje. Justyna niestety nie mogła z nim jechać bo miała akurat długi pobyt gdzieś za granicą. Marcin jako pilot był już na pobycie. Nie mogli dostać razem urlopu. Trudno, stwierdziła Justyna. Po prostu naszą pierwszą podróżą będzie podróż poślubna. Był już lipiec, do ślubu zostały tylko dwa miesiące. Chociaż musiała przyznać sama przed sobą że nie była zbyt pocieszona gdy Marcin oznajmił jej że jedzie na wakacje z rodzicami. W sumie to lepiej niż z kumplami, myślała. Jechali na dwa tygodnie do Barcelony. Justyna miała jakieś złe przeczucia do których sama przed sobą nie chciała się przyznać. Barcelona była bardzo imprezowym miastem a Marcin przystojnym, atrakcyjnym mężczyzną. Co będzie robić tam sam gdy jego starsi już rodzice pójdą spać? Przecież nie pójdzie spać o dziesiątej wieczór w mieście pełnym klubów przy plaży i to jeszcze w środku wakacji. Na szczęście albo nieszczęście Justyny miała ona koleżankę Baśkę która jej we wszystkim doradzała. A najbardziej oczywiście uwielbiała jej doradzać w kwestii facetów. Dawała jej rady proszone i nieproszone, głównie oczywiście nieproszone. Któregoś dnia Baśka wpadła na jej zdaniem genialny pomysł żeby Justyna jechała do Marcina do Barcelony i zrobiła mu niespodziankę. Justyna nie była zbyt przekonana do tego pomysłu ale Baśka miała niesamowitą siłę perswazji. Nie żeby Baśka była złą koleżanką czy coś bo i takie Justyna miała. Baśka miała dobrą wolę i była jednym z tych przyjaciół którzy uwielbiają rozwiązywać cudze problemy. Po prostu uważała że jej pomysł jest genialny i tyle. A że Justyna była według niej oczywiście jej najlepszą przyjaciółką więc Baśka za wszelką cenę chciała wbić przyjaciółce ten pomysł do głowy. Sama była singielką ale uważała że taka wyprawa jest szalenie romantyczna: kobieta stęskniona za swoim narzeczonym jedzie odwiedzić czekającego na nią mężczyznę. Obie z Justyną nie wiedziały jeszcze że jeżeli mężczyzna wyjeżdża bez swojej kobiety to wcale na nią nie czeka. Justyna zrobiła więc tak jak doradziła jej Baśka. Spakowała się i kupiła bilet do Barcelony. Wiedziała w którym Marcin jest hotelu. W czasie lotu cały czas wyobrażała sobie jak to wszystko gładko pójdzie. Ona po prostu zamelduje się w tym samym co on hotelu jako gość. Potem znajdzie pokój Marcina, wpadnie mu do pokoju wrzeszcząc niespodzianka i ze łzami szczęścia rzuci mu się w ramiona. A on jeszcze bardziej szczęśliwy złapie ją w ramiona i obaj będą tańczyć razem z radości w ekstazie. Przynajmniej tak to wyglądało w wyobraźni Justyny. Lot minął szybko bo Justyna cały czas w głowie układała scenariusz spotkania z Marcinem. W końcu wylądowali w Barcelonie. Justyna z taksówki podziwiała miasto. Było przepiękne. Cały czas wyobrażała sobie jak to będą spędzać tu z Marcinem romantyczne wieczory, chodzić nastrojowymi uliczkami, pić wino w kafejkach. Z rozmarzenia wyrwał ją głos taksówkarza. Sympatyczny starszy Hiszpan uśmiechał się pod nosem:

– Pani to chyba zakochana, co?

– Tak, przyleciałam do narzeczonego – Justyna uśmiechnęła się do miłego taksówkarza.

– Widać. Taka Pani rozmarzona wygląda przez okno. Oj gdzie te czasy kiedy ja byłem młody

i zakochany.

I zaczął opowiadać historie swoich miłości. Justyna dała mu się wygadać. W końcu podjechali pod hotel. Był to jeden z tych wielkich sieciowych pięciogwiazdkowych hoteli w których ona sama spała gdy lecieli z pracy gdzieś na pobyt.

Na recepcji próbowała przekonać recepcjonistkę żeby dała jej numer pokoju Marcina. Ta cały czas zasłaniała się ochroną danych osobowych ale w końcu po wielu namowach i po tym jak Justyna pokazała jej pierścionek zaręczynowy i zdjęcia z Marcinem ta w końcu dała się namówić. Radości Justyny ze zrobienia narzeczonemu niespodzianki nie było końca. Gdyby się nie zgodziła Justyna planowała kręcić się gdzieś przy basenie lub restauracji, przecież w końcu gdzieś by go zauważyła. Ale tak bardzo chciała zrobić mu niespodziankę. Przed wyjazdem wypożyczyła strój pokojówki, taki z tych bardzo sexy. Wszystko sobie zaplanowała. Przebierze się w strój pokojówki, zapuka rano do jego pokoju a jak ten otworzy drzwi rzuci mu się w ramiona krzycząc room service. Położyła się spać bardzo szczęśliwa. Jutro czekała ją wielka radość. I to z samego rana. Nie mogła się już wprost doczekać.

Obudziła się bardzo wcześnie. Nie mogła spać z emocji. Wczorajszego wieczoru specjalnie nie wychodziła nigdzie z pokoju żeby przypadkiem czasem go nie spotkać. Zamówiła kolację do pokoju i spędziła wieczór przed telewizorem, ostatni sama, jak jej się wydawało. Jutro już będą razem.

Justyna obudziła się z samego rana. Poderwała się podekscytowana i zaczęła przygotowania. Przebrała się w strój pokojówki i założyła coś pokojówkowego na głowę, jakąś tiarę czy coś. Na koniec zawiązała fartuszek, wzięła sexi miotełkę z piór i udała się do pokoju Marcina. Byle inni goście albo obsługa mnie nie zobaczyli, śmiała się w duchu. Chociaż... niech zobaczą, co mi tam. Na szczęście było bardzo wcześnie rano i nikt jeszcze nie chodził po korytarzach. Wszyscy spali po wczorajszych imprezach. Dobrze że nikt mnie nie widzi. Nagle... kamery. Właśnie, w hotelach są kamery. Albo... niech se patrzą i niech się napatrzą, śmiała się w duchu bo jej spódniczka była naprawdę bardzo krótka.

W końcu dotarła do pokoju Marcina. Z bijącym sercem zapukała do drzwi. Nic, cisza. Nie no, przecież musi tam być. Pewnie wczoraj nieźle poimprezował, tak jak wszyscy tutaj. Zapukała jeszcze raz. Nadal cisza. Spróbowała nacisnąć klamkę. Drzwi otworzyły się. Wbiegła więc do pokoju i krzyknęła: niespodzianka!!! jednocześnie rozpościerając wysoko nad sobą miotełkę z piór. Widoku który ukazał się jej oczom miała nie zapomnieć do końca życia. Marcin leżał w łóżku ale nie sam. Obok niego leżała inna kobieta. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to że tą kobietą była Mirka, koleżanka Justyny z linii, też stewardessa. Właściwie nie koleżanka, bo Justyna nigdy jej nie lubiła. Mirka była dla niej miła, ale Justyna zawsze czuła do niej antypatię. Usłyszała kiedyś jak Mirka – Warszawianka - śmieje się z niej i mówi o niej wieśniara i prowincjuszka. Mirka miała się za coś lepszego bo była z Warszawy. Poza tym zawsze traktowała Justynę grzecznie, ale zimno i z góry. A teraz jeszcze to. Obudzili się gdy Justyna krzyknęła niespodzianka ale obaj byli jeszcze bardzo zaspani. Justyna chciała uciekać ale zesztywniała, nie mogła się ruszyć. Po prostu ją zamurowało. Stała i gapiła się, rękami zasłaniając usta. Zapomniała chyba nawet oddychać.

– Justyna? - Marcin krzyknął – a co Ty tu robisz? - popatrzył na nią z pogardą, akcentując

słowo ty.

Co ja tu robię? Co JA tu robię? Jak to co ja tu robię? Jestem twoją narzeczoną! Czy nie mogę do Ciebie przyjechać? A tak w ogóle to powinniśmy być tutaj razem. Tysiące myśli przelatywały jej przez głowę. Justyna w życiu nie miała takiej gonitwy myśli. Bardzo ją zabolało to co Marcin powiedział. Czy musiała mu się tłumaczyć co tu robi? Była jego narzeczoną, nie musiała go prosić o pozwolenie żeby do niego przyjechać. Mogła przyjechać kiedy chciała. A on powinien się cieszyć. Ale najgorszy wcale nie był fakt że Justyna przyłapała go w łóżku z inną kobietą, mimo że to było straszne. Najgorsze było to, jak na nią patrzył. Z pogardą, ze złością, jak na gówno. Gdyby jeszcze na jego twarzy był wstyd albo skrucha. Ale nie, on patrzył na nią z takim niesmakiem... Podniósł nieznacznie górną wargę tak jakby śmierdziała. A jego oczy... wyrażały coś tak obrzydliwego, wstrętnego, pogardliwego. Patrzył na nią z odrazą jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziała. Nie próbował nawet unikać jej wzroku. Nie było mu głupio. Patrzył się prosto w oczy. Cały czas. Jakby chciał zabić. Minęło tylko kilka sekund a Justynie wydawało się że minęła cała wieczność. Czas jakby przestał dla niej istnieć. Nagle wróciła jej świadomość. Wszystko zawirowało przed oczami. Oczy zaszły mgłą, musiała przytrzymać się ściany żeby nie upaść. Marcin tylko się na to wszystko gapił. Mirka, z jakimś lisim wyrazem twarzy też. Nagle Justyna po prostu odwróciła się i wybiegła. Zaczęła biec przed siebie. Nie pamiętała jak dotarła do swojego pokoju. Ale obudziła się w nim następnego dnia. Najpierw jak otworzyła oczy to tylko gapiła się w sufit. Miała jakieś nieprzyjemne wrażenie że wczoraj wydarzyło się coś bardzo niemiłego ale jeszcze nie pamiętała co. Nagle pamięć wróciła jej z całą siłą. Wszystkie wspomnienia wróciły. Marcin w łóżku z Mirką. Obaj patrzący się na nią jak na gówno, a Mirka z czymś triumfalnym w oczach, z czymś co mówiło „widzisz, on wolał mnie niż ciebie.” Patrzyli się na nią jakby przerwała im super czas razem i była da nich tylko zawadą. A przecież to ona była jego narzeczoną. Nagle zaczęła płakać. Dostała ataku spazmatycznego płaczu. I płakała przez kilka godzin. W końcu uspokoiła się i uznała że ucieka stąd jak najszybciej. W rekordowym tempie spakowała się, kupiła bilet powrotny do domu i pojechała na lotnisko.

W drodze powrotnej zastanawiała się jak przeżyje ten cały wstyd. Jeszcze raz przeanalizowała sytuację: ona – stewardessa Air Ibery zaręczona z pilotem tej samej linii. Razem pracują. I ona przyłapuje go w łóżku z inną, też stewardessą, swoją koleżanką z pracy, Mirką. Historia rodem z programu „Pamiętniki z wakacji”, zaśmiała się w duchu, chociaż był to oczywiście śmiech przez łzy. Myślała że takie historie to tylko w filmach. A tu jej samej przytrafia się coś takiego. Życie potrafi być czasami naprawdę nieprzewidywalne.

Na miejscu okazało się że jej problemy rozwiązały się same, jeżeli tak to można nazwać. Po wylądowaniu w Warszawie zaraz włączyła telefon i wi-fi. Zobaczyła maila z pracy od swoich linii. Zaczęła zastanawiać się o co chodzi bo nigdy nie dostawała od nich maili na swoją prywatną skrzynkę. Otworzyła załącznik. Najpierw myślała że źle widzi bo wzrok jej się ze stresu zamazał: „Ustanie/koniec umowy o pracę.” Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Sprawdzała wiadomość raz po raz. Ale jak??? Zwolnili mnie pracy? Teraz nie miała już nic, pracy ani narzeczonego. Nie miała już źródła przychodu więc nie mogła zostać w Warszawie i płacić co miesiąc za wynajem. Miała oczywiście jakieś oszczędności ale nie chciała ich wydawać skoro dochodu nie było. Musiała trzymać pieniądze na czarną godzinę. Nie widziała wyjścia z sytuacji i uznała że po prostu wróci do rodziców, do swojej małej wioski w górach. Wiedziała że „dobrzy chrześcijanie” u niej we wsi będą się z niej śmiać. Była pod trzydziestkę więc według wszelkich wsiowych standardów była już starą panną. A poza tym niczego się w tej Warszawie nie dorobiła i wróciła do wsi tylko z walizką ciuchów. Już widziała jak ludzie którzy co niedzielę gonią do kościoła śmieją się z niej i obgadują ją za jej plecami. A niech się śmieją, myślała Justyna. Powzięła pewną decyzję i wiedziała że kiedy zrealizuje swój plan wszystkim we wsi oczy wyjdą z orbit. Ale najpierw wszyscy którzy jej nie lubią poobgadują ją sobie i pośmieją się z niej za jej plecami że jej nie wyszło. Pojechała do Warszawy i już wróciła, bez niczego: pracy, pieniędzy i faceta. Miała dopiero dwadzieścia parę lat ale wiedziała że ludzie we wsi już będą myśleć że ma po karierze. Niech tak myślą i obgadują jak najdłużej. Im dłużej będą się z niej śmiać tym bardziej będzie im głupio jak zrealizuje swój plan. A zdążyła już obmyśleć plan na kilka lat.

W czasie gdy Justyna pakowała się do Polski i wyjeżdżała z hotelu Mirka szybko zadzwoniła do szefa działu HR Air Ibery z którym miała romans i powiedziała mu że ma natychmiast zwolnić Justynę w trybie dyscyplinarnym albo ona opowie o ich romansie jego żonie. Facet nie wiedział co się dzieje ale gdy spytał się Mirki o co chodzi i czemu ma zwolnić Justynę ta wrzasnęła tylko na niego: bo JA tak mówię! Zwolnij ją albo opowiem o wszystkim Twojej żonie! Facet, wielki pan dyrektor ale marionetka w rękach Mirki zwolnił więc Justynę w tym samym momencie.

*

Justyna uznała że po tym co zrobili jej Marcin i Mirka musi teraz wymyślić coś takiego co jest najbardziej pożądane, chciane i podziwiane przez wszystkich. Chciała to pokazać nie tylko Marcinowi i Mirce ale także wielu innym którzy ją skrzywdzili. Przypomniała sobie wszystkie wredne dziewczyny przez które wracała z płaczem ze szkoły. Przypomniała sobie wredne szefowe z prac biurowych. Przypomniała sobie byłych facetów którzy traktowali ją jak kucharkę i sprzątaczkę z którą tylko spali. Wpisała więc w wyszukiwarkę „miasto największego luksusu na świecie.” I uznała że właśnie tam pojedzie, gdziekolwiek to jest, choćby to było na końcu świata. Nowy Jork, Los Angeles, Las Vegas? - zastanawiała się co wyskoczy. Wyskoczył... Dubaj. Co??? Dubaj? Przecież to Bliski Wschód. A ten rejon świata raczej nie słynął z pokoju i stabilnej sytuacji politycznej. Trochę się przestraszyła. Ale zaczęła czytać: Wschód miesza się z Zachodem, tajemnice haremów, zmysłowe tancerki brzucha, arabskie suki pachnące przyprawami, piaski pustynii, arabskie konie, najwyższe wieżowce świata, pieniądze z ropy, luksusowe hotele, gorące plaże, słońce przez 360 dni w roku. Barwne opisy nie kończyły się. Przy okazji przeczytała też że Dubaj to jedno z najbezpieczniejszych miast na świecie a Zjednoczone Emiraty Arabskie to państwo bardzo stabilne politycznie i nie mające konfliktów z państwami sąsiednimi.

W jednej sekundzie Justyna podjęła decyzję że jedzie właśnie tam. Nie było czego analizować ani nad czym się zastanawiać. Nie była nawet w stanie niczego analizować. Była bardzo emocjonalna, a teraz działała już tylko pod wpływem emocji, rozsądek nigdy nie był jej mocną stroną. Ale i tak zawsze się jej to w życiu jakoś układało. No... prawie zawsze. Na wszelki wypadek przemyśliwała sprawę jeszcze kilka dni. Sprawdziła ile ma oszczędności. Na szczęście żyła w miarę oszczędnie więc trochę tego było. Sprawdziła w internecie ceny wynajmu mieszkania w Dubaju i w okolicznych miastach. Uznała że starczy jej nawet na kilka miesięcy oszczędnego życia w Emiratach, nawet gdyby nie miała przez ten czas pracy. Ogarnęła ją ekscytacja. Zaczęła szukać połączeń lotniczych. Jest: linie Emirates: Warszawa – Dubaj. Połączenie bezpośrednie. Serce zaczęło jej walić jak szalone. Drżącym palcem nacisnęła „kup”. Dziwne ale w tym samym momencie ogarnęło ją uczucie błogiego spokoju. Coś jakby jej mówiło: tak, dobrze zrobiłaś, tak miało być. Nie wiedziała jeszcze jak ta decyzja miała odmienić jej życie, i to bardzo. Justyna liczyła się też z tym że mogła po prostu szukać kilka miesięcy pracy i jej nie znaleźć, ale wszystko jej mówiło że tak nie będzie. Pomyślała sobie jaki może być najgorszy scenariusz. A był taki: po prostu straci kilkanaście, najwyżej dwadzieścia tysięcy złotych. Trudno, uznała, kto nie ryzykuje ten nic nie ma.

Równo w południe polskiego czasu Airbus A380 linii Emirates odbił się od pasa startowego w Warszawie i zaczął zmierzać w kierunku Dubaju. Przed nią sześć godzin lotu w czasie których zamierzała planować swoje nowe życie. W momencie gdy samolot odbił się od ziemi poczuła się tak jakby narodziła się na nowo. Zostawiała za sobą stare życie, zaczynała nowe. Zostawiła rodzinę i znajomych, swoje miasteczko w którym tylko ją obgadywano, pracę z której ją wyrzucono i narzeczonego który przespał się z inną. Jakby wszystko jej mówiło że ma wszystko rzucić i zacząć wszystko od nowa.

Jako była stewardessa obserwowała pracę koleżanek po fachu. Były uprzejme ale lodowacie. Chyba uważały że są nie wiadomo kim. No cóż, skoro jest się wybranym spośród kilku tysięcy kandydatów to chyba można trochę pogwiazdorzyć. Justyna uśmiechnęła się więc pod nosem i wspaniałomyślnie wybaczyła im lodowatą uprzejmość. Siedziała z tyłu samolotu i obserwowała jak pracują. Musiała przyznać że zawsze marzyła o pracy w Emirates. Ale dostać się oczywiście nie było łatwo. Teraz zaczęła się zastanawiać czy aby na pewno marzy nadal o tej pracy. Bo musiała przyznać że dziewczyny pracowały bardzo ciężko. Wózki były na kabinie prawie cały czas. W ciągu kilkugodzinnego lotu albo rozdawały posiłki, albo zbierały pozostałości , roznosiły napoje, koce i słuchawki. Goniły jak szalone bo ludzie cały czas naciskali dzwonki i o coś prosili. A to dostali za mało lodu do drinka, albo za dużo i „proszę jedną kostkę wyjąć.” A to chcieli słomkę do soku, a to chusteczkę. Jakby nie można było po to samemu wstać do toalety.

W końcu wylądowali. Równo o dwudziestej czterdzieści samolot usiadł na pasie startowym w Dubaju. W momencie gdy samolot dotknął kołami ziemi Justyna poczuła jak wstępuje w nią nowa energia. Oto zaczyna się jej nowe życie. Czy jej się uda? Oczywiście! Była o tym przekonana.

Lotnisko w Dubaju było wielkie, po prostu ogromne, jak małe miasto. Między terminalami jeździło się pociągami. Jej pierwsza myśl gdy otwarli drzwi samolotu była: nie mogę oddychać! Powietrze było duszne i parne. Było już ciemno ale bardzo gorąco, chyba ze czterdzieści parę stopni. Czuła się jakby oddychała nad garnkiem z gotującą się wodą.

Na szczęście po wejściu do terminala jej uwagę odwróciło jej coś innego: uderzyła ją różnorodność kulturowa. W terminalu zobaczyła ludzi z całego świata: Arabów, Azjatów, Afrykanów, ludzi z obu Ameryk. Prawdziwa wieża Babel. Lokalni mieszkańcy – Emiratczycy – byli ubrani wszyscy tak samo: mężczyźni w długie białe szaty a kobiety w czarne. Głowy także mieli zakryte. Wszyscy mieli śniade opalone skóry o ładnym odcieniu i duże brązowe oczy.

Do immigration była okropnie długa kolejka. A Arabowie w ogóle się nie spieszyli. I co najlepsze w ogóle się nie denerwowali. Rozmawiali sobie spokojnie z turystami, potem sami ze sobą i z ludźmi którzy co chwila podchodzili o coś zapytać. Właściwie Justynie wydawało się że pracują tak wolno jak tylko się da. Dopiero potem miała się zorientować że przybyła do innej strefy czasowej: tutaj nikt się nie spieszył. A właściwie robił sobie wszystko dużo wolniej niż normalnie. Było to całkowicie niezrozumiałe dla Europejczyków a zwłaszcza Amerykanów którzy chcieli zrobić wszystko jak najszybciej i mieć wszystko na już. Tak więc Europejczycy i Amerykanie przebierali nogami i zerkali co chwila niespokojnie na zegarki podczas gdy Azjaci i Afrykanie spokojnie stali i czekali na swoją kolej.

Miała wizę na pół roku na poszukiwanie pracy. W końcu przeszła odprawę paszportową i znalazła się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Do taksówek też były ogromnie długie kolejki ale na szczęście wszystko sprawnie szło. Wykupiła sobie tydzień pobytu w hotelu a potem zobaczy. Miała tysiąc planów. Zaczęła zastanawiać się skąd może być kierowca bo z nic nie mogła się domyślić. Był bardzo sympatyczny i okropnie gadatliwy.

Nie robił nawet paru sekund przerwy żeby ktoś mógł się o coś zapytać. Niestety Justyna ledwo rozumiała jego angielski pomieszany z jakimś innym językiem i bardziej z grzeczności udawała że cokolwiek z tego jego gadania rozumie. Kierowca tak się cieszył że ktokolwiek rozumie coś z jego paplaniny ze po prostu nie mogła odebrać mu radości.

– You? Europe? - spytał nagle i odwrócił się do niej cały czas prowadząc auto. Patrzył się na

nią i czekał na odpowiedź.

Spanikowana Justyna zaczęła krzyczeć żeby patrzył się na ulicę i zaczęła pokazywać mu palcem żeby się odwrócił.

– Highway straight. Accident no. Accident mafi muszkil. Accident insz allah.

Ale że co? - myślała Justyna. Chyba nie znała jeszcze wielu lokalnych wyrażeń. Dopiero później miała się dowiedzieć że Arabowie i w ogóle Muzułmanie wiele sytuacji komentują „insz allah” - wola allaha, co dla nich znaczyło po prostu będzie co ma być, wola Boga.

– Yes, I'm from Poland.

– Szu?

– Poland. Country in Europe.

– No, Russia. You Russia. I know. - kierowca cały czas się chichotał. - Russia, Russia, Russsia

-zaczął prawie śpiewać do siebie. - Poland? I dont know Poland. I know Russia.

Justyna po prostu wybuchła śmiechem. W tym całym swoim uporze był po prostu przesympatyczny.

– Tak, ja Russia – przyznała mu do świętego spokoju i takim angielskim żeby zrozumiał. - A

Ty skąd jesteś? - spytała go.

– Me Bangladesz. You know Bangladesz? - spytał z nadzieją.

Coś tam kiedyś słyszała o takim kraju ale nie za dużo. Właściwie nic, wiedziała tylko że taki kraj istnieje. Ale żeby taksówkarzowi nie zrobiło się przykro powiedziała że tak, słyszała i to dużo. Uczyła się o nim w szkole i od czasu do czasu mówią o nim w Polsce w wiadomościach. Nie no, teraz trochę przesadziła, zaśmiała się w duchu. Chyba będzie musiała podciągnąć się trochę z geografii. Ale widziała że taksówkarz pęka z dumy i jest tak szczęśliwy jakby była pierwszym Europejczykiem który wie cokolwiek o jego kraju. Postanowiła nie wyprowadzać go z błędu.

– Tak? A co słyszałaś? - spytał.

Nie chciała mu odpowiedzieć: nic, kłamałam, więc umiejętnie zmieniła temat rozmowy. Powiedziała że zaraz mu powie tylko żeby on jej powiedział najpierw co to za budynek który akurat mijają. I taksówkarz zaraz zaczął opowiadać o budynku i chwalić się swoją rozległą wiedzą na temat topografii Dubaju.

W końcu dojechali do hotelu. Zatrzymała się w jakimś małym hotelu na Deirze, najtańszej i najbardziej oddalonej od centrum dzielnicy Dubaju, na szczęście całkiem schludnej. Widziała w internecie że Dubaj jest oszałamiająco piękny i nowoczesny ale póki co okolica była taka sobie, jak zwykle miasto. Wiedziała że na początek nie ma go wybrzydzać, trzeba brać co jest. Hotel był mały i tani, ale za to bardzo czysty i z przemiłą obsługą z Filipin, jak się dowiedziała. Więc dobrze jest. Mogła siedzieć w swoim pokoju hotelowym i płakać po Marcinie ale uznała że bierze się w garść i będzie podbijać świat. W końcu po to tu przyjechała.

Położyła się spać. Długo nie mogła zasnąć bo układała plan. To całe podbijanie świata trzeba chyba będzie zacząć od kelnerowania. Na samą myśl zaczęła się śmiać sama do siebie. A co innego? Nic innego przecież nie umie. Skończyła dobre studia, europeistykę, to fakt. Ale to tylko teoria bo w praktyce nic z tego nie umie. Zaraz po studiach dostała pracę jako stewardessa w Warszawie. Co ja właściwie umiem? Nalewać kawę i herbatę. I drinki. Bardzo śmieszne. Bo poza tym że musiała przejść szkolenia w wodowania samolotu, ewakuacji, pożaru na pokładzie, pierwszej pomocy i tysiąca innych sytuacji awaryjnych to w praktyce podawała jedzenie i picie. Ale nie ma tego złego. Była stewardessą a to był wymarzony zawód wielu dziewczyn. Wszystkie koleżanki jej zazdrościły. Pracując w czarterach zwiedziła pół świata. Ale teraz wszystko skończyło się. Straciła pracę w liniach, narzeczony ją zdradził i zostawił. Łzy same cisnęły się do oczu. Ale uznała że nie ma co płakać, trzeba działać. Ale jak to mówią, trzeba wziąć schody a nie windę. Marzyła o pracy stewardessy w ekskluzywnych liniach na Bliskim Wschodzie, a najlepiej tu, w Dubaju. Jutro zacznie od roznoszenia CV po całym Dubaju, nie, po całych Emiratach. Zacznie od barów, restauracji i hoteli. Tego w Dubaju było pełno. Potem pomyśli o pracy w jakiś firmach w biurze. Gdzieś przecież muszą ją zatrudnić.

Nie mogła zasnąć. Było jeszcze dość wcześnie. Uznała ze pokręci się po lobby, pogada z pracownikami. A nuż zatrudnią ją akurat tutaj? Justyna należała do tych ludzi którzy nie dzielą sytuacji na dobre i złe tylko po prostu każdą sytuację wykorzystują na swoją korzyść. Skoro nie mogę spać to znajdę sobie pracę – pomyślała i ruszyła do lobby.

W lobby zobaczyła jakąś dziewczynę, właściwie kobietę, około dwudziestoparoletnią, tak samo jak ona. Wyglądała na Azjatkę, chociaż Justyna nie była pewna. Dziewczyna właśnie przestała rozmawiać z kimś przez telefon i wyglądała na zasmuconą. Siedziała pochylona i wspierała brodę na rękach.

Justyna była zaintrygowana jej urodą. Dziewczyna miała jasną skórę Europejki, skośne oczy Azjatki i szeroki nos Afrykanki. Płaską twarz i wystające kości policzkowe. Wszystko razem wyglądało po prostu przepięknie i dziewczyna wyglądała prawie jak królowa elfów.

Justyna poczuła od razu do tej dziewczyny ogromną sympatię. Jak tylko ją zobaczyła to wiedziała że to jej bratnia dusza.

Dziewczyna też na nią zerkała ale nie wiedziały jak się poznać. Zapytać ją o godzinę albo o cokolwiek? - bez sensu, obie miały komórki. Zapytać ją po co tu przyjechała: czy jako turystka czy będzie tu pracować? - bez sensu, dziewczynę może to tylko zdenerwować bo co obcą osobę to obchodzi. W końcu Justyna uznała że zastosuje taki sam trik jaki stosowała do poznawania facetów: po prostu coś upuści. Przeszła więc koło niej i... chyba zbyt ostentacyjnie upuściła koło niej swoje dokumenty z wizą. Papiery rozsypały się dokładnie pod nogami dziewczyny. Dziewczyna w sekundzie rzuciła się tak szybko żeby je pozbierać jakby tylko czekała żeby mieć pretekst żeby nawiązać kontakt z Justyną.

– Ależ nie trzeba, dziękuję bardzo – Justyna zagadała pierwsza.

– Proszę bardzo, nie ma problemu - odparła tamta.

Justyna wiedziała dzięki temu że dziewczyna nie jest zarozumiała ani arogancka. Ktoś nadęty tylko by się patrzył. Zaczęły rozmawiać. Okazało się że dziewczyna pochodzi z Filipin i ma na imię Jenny. Pochodziła z bardzo ubogiej rodziny i przyjechała do Dubaju szukać szczęścia. Przyjechała sama i nikogo tu nie miała. Miała dwadzieścia osiem lat, tak samo jak Justyna, ale wyglądała o dziesięć lat młodziej. Ale szczęściara, pomyślała Justyna bo ona sama wyglądała na trochę starszą. Miało to swoje zalety gdy Justyna chciała załatwić coś jako trzydziestoparolatka. Dziewczyny od razu się zaprzyjaźniły i uznały że będą trzymać się razem. Jenny też chciała szukać pracy. Większość ludzi przyjeżdżało do Dubaju po tym jak najpierw dostali tu pracę. Rozmowy kwalifikacyjne odbywały się przez internet. Ale Jenny przyjechała w ciemno, tak samo jak Justyna. Przegadały razem jeszcze kilka godzin. W końcu pracownicy hotelu uciszyli je że jest już cisza nocna i w lobby ma być cisza. Uznały że obie wybiorą się jutro na miasto szukać pracy. Justyna zasnęła szczęśliwa i spokojna. Moja pierwsza koleżanka i od razu taka fajna. Cieszyła się że pojadą jutro na miasto razem. Przynajmniej nie będzie w wielkomiejskiej dżungli sama. Wiedziała że sama też by sobie poradziła ale zawsze to razem raźniej. Na razie nie wiedziały nawet jak się dostaną do centrum ale uznały że pomyślą o tym jutro. I zasnęły pełne optymizmu.

Przyszedł nowy dzień. Wiedziały że do Dubaju musiały dostać się jak najtaniej. Obie miały bardzo ograniczony budżet. Jenny powiedziała Justynie że na jej bilet do Dubaju składała się cała rodzina. I wszyscy modlili się żeby tu znalazła pracę. Bo na Filipinach o pracę było bardzo ciężko, a jak już coś dostali to płacili im grosze. Miliony Filipińczyków pracowało za granicą. Jenny pochodziła z wioski odległej od stolicy. Próbowała swoich sił jako niania czy pomoc domowa. Nie wymagała wiele, chciała tylko choć trochę zarobić. Ale to co jej oferowali nie wystarczało nawet na czynsz i jedzenie. A poza tym jej pracodawczynie traktowały ją bardzo źle, zachowywały się jak wielkie panie które uważały że pomoc domowa to jakieś popychadło do pomiatania. Nie mogła znieść takiego traktowania nawet jeśli nie miała co jeść ani gdzie mieszkać. Wolała wyjechać daleko i znaleźć lepszego pracodawcę. Więc tak jak wielu jej rodaków zdecydowała się na wyjazd za granicę. Było to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie bo gdyby Jenny nie udało się znaleźć pracy to jej rodzina straciłaby ogromną sumę pieniędzy którą dała jej na bilet. Jenny po prostu ujęła Justynę za serce i Justyna postanowiła że choćby miała stanąć na głowie to znajdzie Jenny pracę, jakąkolwiek.

– A Ty czemu przyjechałaś do Dubaju? - spytała Jenny.

– Szukać pracy – odpowiedziała Justyna.

– Nie macie w Polsce dobrej pracy? - spytała prostolinijnie Jenny.

O Boże dziewczyno, ile Ty właściwie wiesz o świecie? - pomyślała Justyna.

– Mamy – odpowiedziała Justyna – ale zawsze marzyłam o pracy w Dubaju.

Justyna bardzo polubiła Jenny, to fakt. Ale na razie nie wiedziała jeszcze na ile można jej ufać. Dlatego gdy rozmawiały wczoraj wieczór w lobby uznała że nie będzie jej na razie zdradzać szczegółów, powiedziała jej na razie tylko tyle że zawsze chciała pomieszkać sobie w Dubaju. Uznała że na razie nie będzie jej opowiadać historii o tym jak przyłapała swojego narzeczonego Marcina – pilota jej byłych linii z Mirką – jej koleżanką z pracy i stewardessą tych samych linii razem w łóżku. Historia brzmiała jak z taniego romansu i Justyna zastanawiała się czy ktokolwiek kto by ją usłyszał to by w nią uwierzył. Poza tym już wielokrotnie sparzyła się na dziewczynach pseudoprzyjaciółkach które wyciągnęły od niej jakąś tajemnicę „no powiedz, przecież jesteśmy przyjaciółkami, przecież nikomu nie powiem, obiecuję” a potem leciały ją powtarzać jako wielką sensację: „słyszałaś, słyszałaś, a Justyna...” i opowiadały wszystkim historię którą przysięgały trzymać w tajemnicy. Jedną z takich była Mirka. W pracy obgadywała Justynę, opowiadała wszystkim że to Justyna najpierw przespała się z innym, a ona tylko pocieszała Marcina po tym jak on się o tym dowiedział.

Na szczęście wszystko się skończyło. Mirka zniknęła z jej życia, Marcin też. I poznała Jenny. Ktoś zniknął w jej życiu, ktoś się pojawił. Taka równowaga. Dzięki temu ma tu przynajmniej już jedną koleżankę której jak wspomniano wcześniej zdecydowała się jeszcze za bardzo nie ufać. To był jednak pierwszy nowy dzień w Dubaju i Justyna była tak pełna entuzjazmu dla tych wspaniałych nowych rzeczy które mogą się wydarzyć że zapomniała o wszelkich troskach. Dzień był słoneczny i Justyna wzięła to za dobry znak. Nie wiedziała jeszcze że w Dubaju jest trzysta sześćdziesiąt słonecznych dni w roku i nie należy tego brać za jakikolwiek znak. Wiedziała że miasto zbudowane jest na pustyni i słońce świeci tu bardzo często, ale nie że aż tyle. Bo Justynę cieszyły nieraz bardzo drobne rzeczy. A teraz cieszyła się że świeci słońce. Chociaż jak się później dowiedziała Arabowie mówili: „Słońce non stop powoduje pustynię.” Zawsze tak komentowali sytuację gdy w życiu coś się nie układało lub działo coś złego. To powiedzenie bardzo dobrze opisywało rzeczywistość: że życie nie może być jednym wielkim pasmem szczęścia, że pewne rzeczy muszą się wydarzyć.

Od razu wzięły się z Jenny do roboty. Wydrukowały tyle CV ile tylko się dało. Uznały że będą to roznosić po wszystkich hotelach i restauracjach w Dubaju. I napotkały pierwszy większy problem: teraz trzeba jakoś dostać się do centrum Dubaju. Oczywiście można było jechać najpierw autobusem a potem metrem ale chodziło o to żeby dostać się tam jak najtaniej. Dojazd z Deiry najpierw autobusem do stacji metra z potem z Deiry na Marinę kosztował około pięćdziesięciu złotych co przy ich budżecie było bardzo dużo a obie były prawie że spłukane. Siedziały w lobby i zastanawiały się co robić. Wydać tyle pieniędzy? Przecież wkrótce i tak będą miały pracę, przynajmniej taką miały nadzieję. Gdy tak siedziały i rozmyślały napatoczył się jakiś Jack, też Filipińczyk. Jenny zaczęła z nim rozmawiać. Okazało się że Jack jest dostawcą towaru i może je podwieźć do Dubaju. Tylko po drodze musi zatrzymać się w kilku sklepach i rozwieźć towar. Zgodziły się od razu bo Jack nie chciał żadnych pieniędzy. Wahały się tylko przez chwilę czy Jack nie jest czasem jakimś seryjnym mordercą skoro zaprosił je do ciężarówki. Dobra, chyba naoglądały się za dużo amerykańskich horrorów. W końcu uznały że one są dwie a Jack tylko jeden więc gdyby coś jakoś dadzą radę.

Podróż do Dubaju okazała się najpierw dwugodzinną wycieczką krajoznawczą po Deirze gdzie Jack musiał zostawić jakieś pudło w każdym małym sklepiku. Ta część Dubaju nie wyglądała na bogatą. Wszędzie stały mizerne bloki i małe sklepiki. A mieszkańcy, głównie mężczyźni z biedniejszych azjatyckich krajów dziwnie się na nich patrzyli. W końcu Jack porozwoził wszystkie swoje produkty i jechali już tylko cały czas prosto Sheikh Zayed Road w kierunku Mariny. Justyna w życiu nie widziała piękniejszej ulicy. Budynki były najwyższe na świecie, hotele najekskluzywniejsze. Obie rozglądały się z Jenny na prawo i lewo. Jack był przyzwyczajony do widoku. Był już w Dubaju od kilku lat. Wysadził je w pobliżu Media One Hotel. Było to już bardzo blisko Mariny i Jumeirah Beach Residence, gęsto zaludnionych i najbardziej ekskluzywnych dzielnic Dubaju. Chciały coś tam Jackowi zapłacić ale nie chciał żadnych pieniędzy. „Trzeba sobie pomagać.” - stwierdził. Gdyby tylko więcej ludzi tak myślało – rozmarzyła się Justyna. W końcu wszyscy wymienili się numerami telefonów i dziewczyny powiedziały Jackowi że jeśli będzie kiedyś czegokolwiek potrzebował to niech się śmiało odzywa. I odjechał. Justyna podziękowała Bogu w duchu że póki co spotyka na swojej drodze takich dobrych ludzi. Mogło być gorzej. W ciągu tej podróży Justyna wyczuła że Jack i Jenny mieli się trochę ku sobie. Ale dało się wyczuć że Jack naprawdę chciał im pomóc, nie tylko dlatego że Jenny mu się podobała. Widać było że to równy gościu.

Stały pod Media One Hotel i zastanawiały się gdzie iść. Upał był nieznośny i czuły że za chwilę zemdleją. Było czterdzieści siedem stopni Celsjusza. Trzeba było jak najszybciej dostać się do klimatyzacji. Weszły do hotelu. W środku był piękny i nowoczesny, a przepych wystroju po prostu oszałamiał. Zastanawiały się czy po prostu zostawić CV na recepcji chociaż wiedziały że najlepiej dotrzeć do jak najwyżej postawionych menadżerów i to z nimi pogadać. Podszedł do nich concierge, bardzo uprzejmy Afrykanin. Spytał w czym może pomóc.

– Szukamy pracy – powiedziała Jenny.

Concierge powiedział że mogą zostawić CV na recepcji ale najlepiej będzie jak pogadają z szefami restauracji. A najlepszy jest klub Q43 na czterdziestym trzecim piętrze hotelu. Klub i restauracja jednocześnie. Uznały że najlepiej będzie więc udać się najpierw tam. Wjechały na czterdzieste trzecie piętro. Winda jechała bardzo szybko i było aż czuć jak zmienia się ciśnienie. Widok z restauracji zapierał dech w piersiach. Było widać ogromne wieżowce, morze, autostrady i kręte i rozjazdy.

– Proszę, w czym mogę pomóc? - jakiś głos przerwał im podziwiane widoku.

– Szukamy pracy.

– To proszę za mną. - powiedział ochroniarz.

Wziął je na zaplecze i pogadały z menadżerem restauracji.

– Właściwie coś by się znalazło. - powiedział. - A czego konkretnie szukacie?

Jenny o mało co nie palnęła „czegokolwiek” ale Justyna w porę ją szturchnęła. Na szczęście Jenny popatrzyła na nią wyrozumiale. Justyna nie chciała żeby menadżer zorientował się że są zdesperowane bo wtedy zaproponowałby im najniższą pensję. Udawały przez kilka sekund że się zastanawiają aż facet w końcu sam zaproponował:

– Właściwie potrzebujemy barmanki i pokojówki. Szukacie czegoś takiego?

Dziewczynom zaświeciły się oczy. Oczywiście! Mogły wziąć nawet od zaraz. Ale nie powiedziały tego głośno. Czyżby miały aż takie szczęście że od razu dostały pracę w pierwszym miejscu gdzie pytały? I do tego mogły jeszcze pracować razem u tego samego pracodawcy?

Facet wziął CV i powiedział że do nich oddzwoni. No tak, jak zwykle. Ich entuzjazm zgasł.

– A macie jakieś doświadczenie? - spytał.

Tak, miały. Nie miały ale je sobie wymyśliły. Wczoraj wieczór chichrały się i powymyślały sobie w CV doświadczenie w swoich dalekich krajach. Ryzykowne? Kto nie ryzykuje ten nic nie ma. Miały tylko nadzieję że nikt tego nie sprawdzi, a jak sprawdzi to najwyżej je wywalą. To znajdą pracę gdzie indziej.

Miały wrażenie że facet chce je zatrudnić ale na wszelki wypadek roznosiły jeszcze CV po całej Marinie: Westin, Le Meridien i wiele innych. Roznosiły CV do wieczora. Chciały maksymalnie wykorzystać czas.

Przyszedł wieczór i trzeba było wracać na Deirę. Na szczęście metro i autobusy jeździły do północy. Szły w stronę metra. Nagle zadzwonił telefon Justyny, jakiś dubajski numer.

– Dobry wieczór, tu Igor, menadżer z Q43 w Media One Hotel. Chciałybyście tu pracować

jako barmanka i pokojówka? - spytał.

Dziewczyny skakały z radości. Mogły zaczynać od zaraz. Wracały na Deirę i cały czas gadały tylko o tym. Co prawda trochę się stresowały jak sobie poradzą w nowej pracy, nowym kraju do tego komunikując się cały czas w innym języku. W Dubaju wszyscy mówili po angielsku. Ale dziewczyny mówiły cały czas ze sobą po angielsku więc wiedziały że jakoś dadzą radę. Poradzą sobie. Nie takie rzeczy się robiło. Dobra, takich rzeczy się nie robiło, wybuchły obie śmiechem. Ale damy radę.

Postanowiły że sukces trzeba uczcić winem. Weszły do jakiegoś supermarketu.

– Justyna... dziwny jest ten sklep – stwierdziła Jenny przechodząc między regałami i szukając

czegoś.

– A czemu?

– Bo tu nie ma stoiska z alkoholami.

– To nic, pójdziemy gdzie indziej.

Poszły do innego sklepu i było to samo. Też nie było alkoholi. Spytały się jakiegoś pracownika gdzie tu jest stoisko z alkoholami bo nie mogą znaleźć.

– Panie pierwszy dzień w Dubaju, tak? - sprzedawca popatrzył na nie ze śmiechem i ironią na

twarzy.

– Tak, a co?

Gościu popatrzył na nie z politowaniem. Czy to takie strasznie śmieszne? - myślały. Że ktoś jest gdzieś pierwszy dzień? Albo że nie może czegoś znaleźć? Pracownik poinformował je że w Dubaju, tak jak we wszystkich Emiratach nie ma w sklepach alkoholu. Jest tylko kilka sklepów z alkoholem ale żeby tam coś kupić trzeba mieć specjalną licencję która kosztuje tysiąc dirhamów, na polskie to też około tysiąc złotych. I alkohol jest też dostępny w najdroższych hotelach, tylko na miejscu. Dziewczyny nie mogły uwierzyć.

– Serio? - dopytywały się z szeroko otwartymi oczami.

– Serio. A wy jesteście jakiej religii?

A czy to takie ważne? - pomyślały. Ale facet sam dokończył: bo nie dostaniecie licencji jeżeli jesteście muzułmankami.

Dziewczyny podziękowały uprzejmemu pracownikowi za informacje i odeszły.

– Justyna, a jakiej Ty jesteś religii? - spytała Jenny prosto z mostu.

– Jestem Chrześcijanką, Katoliczką konkretniej. A ty? - spytała jej Justyna. Sama nie zadałaby

takiego pytania Jenny, ale uznała że skoro ona o to spytała to ona też ją o to zapyta.

– Ja też katoliczką. - Jenny patrzyła zadowolona na Justynę.

To fajnie, pomyślała Justyna. Właściwie do tej pory nie pomyślała ani razu o tym jakiej religii może być Jenny bo i tak byłoby to jej obojętne. Nie oceniała ludzi z tego punktu widzenia. I tak lubiłaby Jenny nawet gdyby ta byłaby innej religii. Ale skoro jest Katoliczką to fajnie, będą mogły chodzić sobie razem do kościoła. O ile kościoły istnieją w Emiratach. No właśnie, czy są? Musi dowiedzieć się tego później.

A gdyby tak pojechać do jakiegoś sklepu i udawać głupa, że nic się nie wie o żadnej licencji, a nuż sprzedadzą? Ale gdzie jest taki sklep? Oczywiście nikt nie wiedział albo nie chciał powiedzieć. Bo samo istnienie takiego sklepu było pół legalne i ludzie bali się o tym informować nie wiadomo kogo. Trudno, będą musiały obyć się bez tego.

Wróciły do hotelu i świętowały swój sukces – znalezienie pracy już pierwszego dnia – szklanką soku. Winogronowego jak by coś. Szykowały się na jutrzejszy dzień pełen wrażeń.

Następnego dnia obudziły się pełne energii i pojechały do Media One Hotel. Menadżer Rosjanin Igor okazał się równym gościem. Wszyscy pracownicy też byli bardzo fajni i chętnie wszystko tłumaczyli. Justyna procowała jako barmanka w klubie Q43 a Jenny jako pokojówka w hotelu.

Przyszedł wieczór i w klubie zaczął się ogromny ruch. Przy barze była kolejka non stop. Igor i pozostali pracownicy mimo że byli bardzo mili to wymagali żeby Justyna pracowała bardzo szybko. Nie było czasu żeby wszystko tłumaczyć punkt po punkcie. Ludzie zamawiali drinki jeden za drugim. Nie znała składu drinków więc gdy ktoś jakiegoś zamówił musiała szybko czytać ile dać wódki, ginu czy koniaku, ile dolać do tego jakiego soku, czy dać lodu albo cytryny, tudzież innego owocu. A ludzie chcieli oczywiście mieć drinka w tej sekundzie, nie za dziesięć sekund. Grała bardzo głośna muzyka, ledwo było słychać co ludzie zamawiają. Światło było bardzo słabe, ledwo widziała i musiała bardzo uważać żeby nie pomylić się przy wydawaniu reszty. Już od trzech godzin nie miała przerwy. Muzyka była tak głośna że jak ludzie zamawiali to krzyczeli Justynie do ucha i to tak że aż ją uszy bolały, głowa zresztą też. Co innego było bawić się przy głośnej muzyce, a co innego przy niej pracować. Miała na bluzce karteczkę „uczę się” ale nie wszyscy byli wyrozumiali. Przyszedł Igor. Justyna nie wiedziała że można tak się ucieszyć na widok szefa.

– Żyjesz? - wrzasnął jej do ucha i popatrzył się wyrozumiale.

– Żyję, żyję.- odpowiedziała. Mam życie ale co to za życie, pomyślała tylko.

Igor powiedział że jeśli Justyna chce to może iść do domu i on ją zastąpi. Zastanawiała się chwilę ale uznała że jednak zostanie. Była zmęczona i zestresowana ale nie aż tak. Nie chciała mu pokazać że sobie nie radzi. Praca była stresująca ale łatwa. Bierzesz pieniądze i nalewasz drinka, wydajesz resztę. Jakoś wytrwała do końca wieczoru ale głowę miała rozhukaną.

Jenny też sobie radziła. Pracownicy byli bardzo mili, wszystko jej pokazywali i tłumaczyli co i jak. Wpadła na chwilę na przerwie do Justyny, oczywiście w stroju pokojówki. Pogadały chwilę ale za chwilę przyszedł Igor i trochę rozbawiony w trochę wkurzony w miarę uprzejmie wyprosił Jenny z klubu i poinformował że dobrze by było żeby w stroju pokojówki lepiej się tu nie pokazywała bo straszy klientów. Według facetów to Jenny właśnie przyciągała klientów bo wszyscy zaczęli się na nią gapić a kilku tylko dzięki niej weszli do klubu. Igor uznał jednak że to nie miejsce dla niej, a że ta nie ruszała się z miejsca to wziął ją za łokieć i wyprowadził z klubu. Jak ją wyprowadzał to Jenny cały czas odwracała się do Justyny i coś jeszcze do niej krzyczała. Jenny i pracownicy baru uśmiali się z tego do rozpuku.

Dzień miał się ku końcowi i Justyna miała iść za godzinę do domu. Nagle uwagę Justyny przykuł jakiś facet, Europejczyk, około czterdziestki.

– Ty, on Cię obczaja. - szepnęła jej do ucha koleżanka Maria, Nigeryjka.

Justyna zerknęła w jego stronę. Rzeczywiście, facet sączył drinka i co chwilę na nią zerkał. Rozmawiał ze znajomymi ale wyraźnie było widać że jest zainteresowany Justyną.

– Zaraz do Ciebie podejdzie, znikam. - powiedziała Maria. Ale oczywiście nie zniknęła

całkowicie tylko stała za rogiem tak żeby wszystko słyszeć. Na wszelki wypadek gdyby szedł Igor to cały czas polerowała blat szmatą.

Facet przedstawił się że jest Amerykaninem francuskiego pochodzenia i że jest importerem lodów z USA na Bliski Wschód. Dla Justyny to było bardzo imponujące: przedsiębiorczy biznesmen z na pewno dużą ilością pieniędzy. Justyna uznała że musiał dużo sprzedawać bo na rynku dubajskim, na pustyni lody były produktem spożywczym bardzo pożądanym. Facet wziął od Justyny numer telefonu a Maria cały czas pilnowała czy czasem nie idzie Igor. Gdyby szedł miała dać Justynie umówiony znak: zrzucić szklankę i na wszelki wypadek jeszcze rzucić w Justynę szmatą. Igor to był równy gość ale domyślały się że raczej by nie pochwalał że Justyna rozdaje swój numer telefonu klientom. Trudno, muszę myśleć o sobie, myślała Justyna, a nie o jego biznesie. Nie chcę być tu barmanką całe życie. A facet albo jego znajomi mogą mi załatwić lepszą pracę. Więc zaryzykowała. Igor oczywiście wiedział że dziewczyny dają numery telefonów klientom ale póki ktoś go o tym oficjalnie nie poinformował to nie reagował.

Justyna skończyła pracę na dziś. Była bardzo zmęczona i bardzo szczęśliwa. Maria skończyła polerować blat i poleciała na zaplecze rozgadać wszystkim co widziała. Justyna śmiała się bo słyszała jak Maria rozgaduje wszystkim że Justyna ma nowego faceta. Od razu nowy facet, akurat. A niech se gada. Maria była przy tym wszystkim bardzo śmieszna. Chociaż Justyna trochę jej współczuła. Nie znała jej jeszcze dobrze bo to był pierwszy dzień. Ale uznała że życie Marii musiało być bardzo nudne. Bo skoro fakt że koleżanka daje numer telefonu jakiemuś facetowi to była dla niej taka sensacja? No cóż, tym trzeba będzie się zająć potem. Będziemy brać Marię razem z Jenny na jakieś imprezy żeby jej urozmaicić życie.

Dziewczyny wróciły po pracy do swoich pokoi, bo każda dostała swój pokój w hotelu i nie musiały się już martwić o zakwaterowanie. Ale i tak spotkały się zaraz wszystkie w pokoju Justyny żeby obgadać sytuację. Justyna opowiadała Jenny jak to już pierwszego dnia poznała Stevena – francuzoamerykania importera lodów. Jenny otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia:

– Bogaty biznesmen z Ameryki? Justyna, super! - Jenny szczerze się ucieszyła i aż uściskała
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij