Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Still with you - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Still with you - ebook

Hit Wattpada, który zostanie z tobą na długo…

To deszczowe popołudnie zapowiadało się tak spokojnie, że wręcz nudno. Oficer Jong Sungguk rutynowo patrolował porządną dzielnicę zamieszkałą przez klasę średnią w mieście Daegu w Korei Południowej. Zanim jednak jego dzień pracy się skończył, w pozornie normalnym domu znalazł martwą kobietę i zamkniętego na strychu chłopca o imieniu Moon Daehyun.

„Still with you” to wyjątkowa powieść, której nie sposób wpasować w żaden gatunek literacki. Potężna historia o miłości i pokonywaniu przeszkód, która łączy to, co najlepsze w thrillerze psychologicznym, z elementami science fiction. Od czasu pierwszej publikacji w Wattpadzie podbiła serca milionów młodych czytelników.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7243-0
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POSTACI WYSTĘPUJĄCE W POWIEŚCI

Jong Sungguk: dwadzieścia jeden lat. Świeżo upieczony policjant. W wolnym czasie zajmuje się ratowaniem zwierząt. Jeden z głównych bohaterów powieści.

Moon Daehyun: dziewiętnaście lat. Wszystko, co wie o świecie, ogranicza się do widoku z okna. Jeden z głównych bohaterów powieści.

Lee Minki: dwadzieścia trzy lata. Policjant. Prawdopodobnie najlepszy przyjaciel Jong Sungguka, choć sam uważa inaczej. Po uszy zakochany w swoim chłopaku Jaebyu.

Kim Seojun: dwadzieścia sześć lat. Psycholog Daehyuna. Szwagier Sungguka, mąż Suni.

Choi Namsoo: dwadzieścia cztery lata. Student medycyny odbywający staż w miejskim szpitalu. Należy do zespołu zajmującego się Daehyunem. Współlokator Sungguka i Eunjina.

Yoon Jaebyu: dwadzieścia sześć lat. Pielęgniarz w miejskim szpitalu. Jego chłopak Lee Minki opisałby go słowami: „skryta miłość mojego życia”.

Yeo Eunjin: dwadzieścia pięć lat. Policjant i przełożony Sungguka i Minkiego. Współlokator Namsoo i Sungguka.

Moon Sunhee: znana również jako Lara, babcia Daehyuna.

Moon Minho: ojciec Moon Daehyuna.

Jong Sehun: ojciec Jong Sungguka.

Bae Jihoon: tłumacz języka migowego.1

To miała być rutynowa kontrola dla Jong Sungguka. Kobieta mieszkająca na jednym z osiedli zgłosiła mdły zapach, który wydobywał się z sąsiedniego domu.

– Śmierdzi trupem – powiedziała, dzwoniąc na komisariat.

Ze wstępnego przesłuchania telefonicznego wynikało, że w domu mieszkała kobieta koło sześćdziesiątki. Jej sąsiadka widziała ją ostatnio w kościele, ponad tydzień temu. Mieszkała sama i zdawała się nie mieć nikogo bliskiego – rzadko kiedy odwiedzały ją przyjaciółki. Sąsiadka podkreśliła, że kobieta miała wyraźną nadwagę. Nie byłoby dziwnym, gdyby dostała zawału serca.

– Nie znoszę, gdy ludzie umierają w samotności – powiedział Lee Minki, przyjaciel Sungguka. Siedział w fotelu pasażera, ze skrzyżowanymi ramionami i wzrokiem utkwionym w dal. Padało – nie mocno, lecz wystarczająco, by zniechęcić kogokolwiek do wychodzenia na zewnątrz.

– Nie wiemy, czy nie żyje – powiedział Sungguk, gasząc silnik samochodu.

– Smród utrzymujący się kilka dni, nikt jej nie widział od tygodnia, mieszka sama, ma nadwagę… No nie wiem, dla mnie sprawa wydaje się jasna. Powinni przysłać sądowych, nie nas.

Sungguk przewrócił oczami, po czym poprawił broń, której jeszcze nie miał okazji użyć – zaledwie parę miesięcy temu zdał egzaminy w szkole policyjnej. Otworzył drzwi samochodu i wysiadł; Minki podążył za nim, narzekając pod nosem.

Osiedle nie należało do najbogatszych. Przed domami znajdowały się skromne ogrody z drewnianymi patiami, wszystkie identyczne. Każdy dom miał dwa piętra i niewielkie poddasze z okrągłym oknem, przez które do środka wpadało światło.

Gdy tylko podeszli do wyraźnie zaniedbanego domu, otworzyły się sąsiednie drzwi. Na zewnątrz wyszła kobieta, okrywając się szalem.

– Dzień dobry, to ja dzwoniłam – przedstawiła się.

„No jasne” – pomyślał Sungguk. Osoby tego pokroju były zazwyczaj niecierpliwe i wścibskie.

– Nazywam się Jong Sungguk – powiedział, podchodząc do drewnianych schodków prowadzących do domu kobiety. – A to Lee Minki.

Kobieta zmierzyła ich wzrokiem, po czym skierowała oczy w stronę pustego budynku. Światła były zgaszone pomimo zapadającego zmroku.

– Jesteście bardzo młodzi – powiedziała.

Dlatego na kontrolę wysłano właśnie ich. W porównaniu do Sungguka, który służył w policji dopiero od czterech miesięcy, Minki miał za sobą rok służby. Obaj, jak kobieta słusznie zauważyła, byli wyjątkowo młodzi.

– Mam na imię Hee.

Sungguk przytaknął.

– Pani Hee, otrzymaliśmy wezwanie dotyczące nieprzyjemnego zapachu.

– Smrodu trupa – poprawiła go. – Teraz nic nie czuć przez deszcz, ale odór był nie do zniesienia.

– Rozumiem – powiedział Sungguk.

Kątem oka obserwował Minkiego, który spokojnie przeczesywał ogród sąsiadki – część ich rutynowych działań.

– Lara nie pokazuje się od tygodnia – kontynuowała. – Nie ma nikogo bliskiego… Jej syn zmarł około piętnastu lat temu w wypadku samochodowym. To był koszmar – został zmiażdżony przez dwa odłamki metalu. Musieli rozciąć auto, by móc wydobyć jego ciało. Lara nigdy się po tym nie pozbierała.

– Kojarzy pani, żeby ktoś odwiedzał Larę w ostatnim czasie?

– Tylko jej przyjaciółki. Przyszły… jakieś dwa tygodnie temu, może trochę później… Z wiekiem pamięć szwankuje.

– Czy jest coś jeszcze, o czym powinniśmy wiedzieć? – dodał Sungguk.

Kobieta się zawahała.

– Wczoraj wydawało mi się, że widziałam światło na poddaszu, ale chwilę później zgasło. Pewnie miałam zwidy.

„Pewnie tak” – pomyślał Sungguk. Już same domysły pani Hee o śmierci sąsiadki sprawiały, że wizja nawiedzonego domu nie wydawała się tak absurdalna.

– Coś jeszcze? – zapytał, poprawiając ociekającą wodą czapkę. Krople moczyły mu kurtkę.

– Dzwoniłam do drzwi kilka razy w tygodniu, ale nikt mi nie otworzył. – W jej głosie dało się wyczuć strach. – Myślicie, że nie żyje?

– Zaraz to sprawdzimy.

Sungguk skierował się w stronę Minkiego, który przeszukiwał ogród na tyłach domu.

– Nie uważasz, że to dziwne? Ogród jest zadaszony – zapytał zaskoczony. – To spokojne osiedle, nikt inny nie ma ogrodzenia.

– Może Lara ceni sobie prywatność – skwitował Sungguk.

Sam był zdumiony – kobieta mieszkająca samotnie, rzadko odwiedzana przez znajomych, z zadaszonym ogrodem na tyłach domu? Żadna normalna historia się tak nie zaczynała.

Natychmiast podeszli do domu, zapalając latarki. Delikatna pomarańczowa łuna ulicznych latarni powoli rozpraszała zapadający zmrok.

Ich kroki odbijały się echem na schodach prowadzących na ganek. Deski były luźne i zaniedbane, a lakier, które je pokrywał, dawno się starł. Drzwi wyglądały na wyszczerbione. Zgodnie z protokołem użyli dzwonka, by oznajmić swoje przybycie. Po chwili spróbowali raz jeszcze, tym razem uderzając pięścią w drzwi.

– Tu policja Daegu – odezwał się Minki. – Otrzymaliśmy wezwanie dotyczące nieprzyjemnego zapachu. Czy zastaliśmy kogoś w domu?

Cisza.

Sunnguk podszedł do okna o grubych żaluzjach, które zasłaniały wnętrze domu. Próbował je otworzyć, ale okno było przyklejone do ramy za pomocą białego gipsu. Oparłszy latarkę o szkło, Sungguk przycisnął twarz do szyby i zajrzał do środka. W środku można było dostrzec jadalnię – stół z czterema krzesłami, dwa z nich ustawione niedbale. Kiedy podszedł do drugiego okna, zobaczył Minkiego zaglądającego do wnętrza tak samo, jak on sam przed momentem. I to okno było zaklejone.

– To salon – powiedział. – Wszystko wygląda normalnie. Trzyosobowa kanapa i rozkładany fotel. Telewizor… Czekaj, nie wydaje ci się, że dom jest bardziej zadbany w środku niż na zewnątrz?

Sunnguk się z nim zgodził. Niewielka część domu, jaką udało mu się zobaczyć, wydawała się zadbana.

Ponownie skierował się do drzwi i zapukał. Znów odpowiedziała mu cisza.

– Cóż, nie pozostaje nam nic innego jak je wywarzyć – stwierdził Minki. – Pewnie nie żyje. Naprawdę nie znoszę znajdować ludzi, którzy umarli w samotności i których nikt nie znalazł przez wiele dni… To takie smutne. Sungguk, obiecaj mi, że sprawdzisz moje mieszkanie, jeśli pewnego dnia nie przyjdę do pracy.

Udali się do samochodu, gdzie trzymali narzędzia do wywarzania drzwi.

– Mieszkasz ze swoim chłopakiem, z pewnością da nam znać, jeśli umrzesz.

– A co, jeżeli się pokłócimy? Jaebyu porzuci mnie w mieszkaniu, a ja umrę z żalu? – zapytał, wyciągając dłuto i młotek. – To możliwe. Wiesz, że lubię dramatyzować i nie znoszę, gdy się kłócimy.

– Obiecuję, że sprawdzę twoje mieszkanie, jeśli pewnego dnia nie przyjdziesz do pracy – powtórzył Sungguk z zaciśniętymi zębami, wracając w stronę domu.

Minki wycelował z precyzją w zamek, który poddał się pod siłą uderzenia.

– Ludzie kupują zamki tragicznej jakości… – Westchnął, pchając drzwi ramieniem.

Zapach uderzył ich niczym cios wymierzony w policzek. Mdły smród zgnilizny i rozkładu. Bez wątpienia – zapach śmierci.

– Mówiłem ci – mruknął Minki, wyciągając chusteczkę, żeby zakryć nos i usta.

Sungguk zrobił to samo. Szedł kilka kroków za nim i obserwował dom znad blond czupryny Minkiego, przesuwając światło latarki z jednego miejsca na drugie. Wnętrze było schludne. Ściany wyglądały na świeżo malowane, a drewniana podłoga była wypolerowana. Widok nie pasował do zapachu.

– Ile dni minęło…? – Minki zamilkł, gdy wszedł do jednego z pokoi. Wziął głęboki oddech. – Jest tutaj, Sungguk.

Sungguk podszedł do przyjaciela, uważając, by przypadkiem nie zniszczyć dowodów.

Pośrodku przestronnej kuchni leżała kobieta po sześćdziesiątce, wyraźnie otyła. Jej ciało było spuchnięte i posiniaczone.

– Nie musimy mierzyć jej pulsu, prawda? – zażartował Minki, wyjmując swój telefon komórkowy, żeby nagrać kilka notatek głosowych. – Ciało znajduje się na środku kuchni, w zaawansowanym stanie rozkładu. Kobieta około sześćdziesiątki, sto kilogramów, metr… Tak, metr sześćdziesiąt, włosy w kolorze blond, farbowane, z widoczną siwizną. Ma na sobie koszulkę od piżamy. Na ciele nie widać oznak przemocy. Wszystko wskazuje na naturalną śmierć.

Sungguk podszedł i przykucnął, by zbadać ciało. Dłonie, nadgarstki, szyja, kostki, twarz – cała skóra, która nie była zakryta koszulką, wydawała się nie nosić śladów obrażeń. Na twarzy kobiety malował się strach, co nie było zaskakujące. Obawa przed śmiercią często pojawiała się na twarzach zmarłych.

– Leży w dziwnej pozycji – skomentował Sungguk.

Minki natychmiast do niego podszedł.

– Dlaczego tak uważasz?

– Jeśli zmarła w samotności, na zawał serca, nie powinna była chwycić się za pierś? To boli, zawał serca boli, to powinien być jej naturalny odruch. – Wskazał na kuchenkę, gdzie na patelni leżały resztki przypalonego jedzenia. – Ogień jest zgaszony. Nie sądzę, żeby sama mogła go zgasić, bo skoro tak, to czy nie powinna równie dobrze zdążyć dojść do telefonu? Trzyma się za brzuch. Ktoś ją tu ułożył, zanim ciało objął rigor mortis, pół godziny po zgonie.

Minki przechylił głowę.

– Ktoś ją zabił?

– Może nie, ale ktoś z nią tu był.

To stwierdzenie sprawiło, że Minki odetchnął z ulgą.

– Nie umarła w samotności.

– Wolisz morderstwo od naturalnej, samotnej śmierci?

– Hej, nie patrz tak na mnie! Wcześniej nie był ze mnie taki dziwak. Byłem świadkiem zbyt wielu takich sytuacji… – powiedział, wskazując na ciało. – Mój mózg wariuje.

Sungguk przewrócił oczami.

– Idź, wezwij posiłki.

– Jestem twoim hyung¹ i mam więcej doświadczenia, to ja powinienem wydawać ci rozkazy.

– Co to ma za znaczenie, Minki, po prostu idź.

Przez chwilę miał wrażenie, że Minki chce się mu sprzeciwić. W końcu jednak wyszedł szybkim krokiem.

Gdy odgłos kroków Minkiego ucichł, cisza znów stała się nieznośna. Sungguka przeszył dreszcz – nie cieszył się, że został sam na sam z ciałem. Wstał i rozprostował nogi, po czym przyjrzał się brudnym kubkom w zlewie. Dwa. Dom był schludny, lecz tylko od środka. Miał wrażenie, że ktoś był obecny podczas śmierci kobiety…

Nad jego głową zaskrzypiały drewniane deski. Najwyraźniej mieli towarzystwo.2

Sungguk nasłuchiwał, próbując wychwycić, skąd wydobywa się dźwięk. Wydawało się, że nie płynie z drugiego piętra, brzmiał jak coś odległego. Kładąc rękę na broni, zrobił kilka kroków w kierunku schodów. Zatrzymał się, słysząc narzekanie Minkiego z zewnątrz.

– Szefie – rzucił Minki żartobliwie. – Już do nich dzwoniłem. Powiedzieli, że będą tu za dwie godziny, są zajęci morderstwem w…

Sungguk podbiegł w stronę ganku i położył palec na ustach, dając mu znak, żeby się zamknął. Minki natychmiast zrozumiał i podszedł, niosąc w rękach radia policyjne, po czym wręczył mu jedno z nich.

– Ktoś jeszcze jest w domu – szepnął Sungguk. – Musi być na piętrze.

– To morderca? – Minki wydał z siebie syk i otworzył szeroko oczy.

– Tego nie wiem – odburknął Sungguk. – Ale ktoś tu jest.

Minki skinął głową i położył dłoń na broni.

– Mam ją wyjąć?

– Nie, po prostu bądź czujni, zbadajmy piętro, zobaczymy, czy jest sam, czy…

– Myślisz, że to dwie osoby? – szepnął. – Nie powinniśmy wezwać posiłków i czekać na ich przybycie? Jeśli coś mi się stanie, Jaebyu umrze ze smutku. Dziś jest nasza czwarta rocznica, miałem wrócić wcześniej do domu, zazwyczaj przygotowuje kolację i…

– Skup się! – przerwał mu. – Równie dobrze to może być kot.

Bardzo gruby kot, tak gruby, że skrzypią pod nim deski. Kot ważący co najmniej pięćdziesiąt kilogramów.

– Powinienem zadzwonić do Jaebyu.

– Tylko sprawdzimy, Minki.

Weszli ponownie do domu, tym razem poruszając się dyskretniej. Badali wzrokiem każdy zakamarek, otwierając drzwi, by zajrzeć do środka: szafka, meble na tyle duże, że ktoś mógłby się za nimi schować, kuchnia, łazienka, salon, jadalnia.

Ani żywego ducha.

Sungguk wskazał na piętro. Minki skinął głową, po czym obaj zaczęli się wspinać. Na górze był tylko jeden korytarz i trzy pary drzwi, dwie po lewej i jedna po prawej. Minki skręcił w lewo, więc Sungguk otworzył ostatnie drzwi, podnosząc pistolet.

Nie zauważył nikogo. Pusty pokój. Duże, dwuosobowe żelazne łóżko z marszczoną pościelą, bardzo staromodne. Dwie szafki nocne i biurko ustawione przy oknie; Sungguk spostrzegł, że w połowie zasłaniał je dach podwórka. Kto zbudowałby dach, który przysłania połowę okna?

Wtedy znów usłyszał ten dźwięk.

Odgłos kroków nad swoją głową.

Wyszedł na korytarz, Minki sprawdził już jedno pomieszczenie. Pozostało jeszcze tylko ostatnie. Przyjaciel też wpatrywał się w sufit.

– To pokój dziecka, Sungguk – wyjaśnił szeptem.

Czy w domu mieszkało dziecko? Ale gdzie?

Jego wzrok padł na właz. Może utknęło tam? Porzucone dziecko, od tygodnia samo w domu?

– Sprawdź ostatni pokój – poprosił Sungguk, odkładając broń i chwytając zasuwkę z haczykiem, która znajdowała się przy schodach.

– Co jest? – zapytał Minki.

– Myślę, że ktoś jest zamknięty na górze.

W oczach Minkiego można było dostrzec szok, jego wyraziste usta ułożyły się w podkówkę.

– Jeśli to prawda, jest gorzej, niż myślałem.

Sungguk chwycił za właz i szarpnął go. Wysunęła się drabina.

Zaczął się powoli wspinać z latarką w dłoni. Druga ręka spoczywała na broni, drżała. „Czy powinienem ją wyjąć? Czy powinienem wejść na poddasze z uniesioną bronią? A jeśli to tylko chłopiec?” Co, jeżeli źle zareaguje i postrzeli go przypadkiem? A co, jeśli to nie dziecko, a zabójca gotowy do ataku, jak twierdził Minki?

Wbrew zasadom oparł broń na biodrze i wystawił głowę przez otwór prowadzący na poddasze. Nikt nie próbował go zaatakować. Gorączkowo miotał snopem światła z latarki z kąta w kąt w wirze poszukiwań. Wreszcie oświetlił czyjąś przestraszoną twarz.

Jasnobrązowe włosy, wielkie oczy, pociągła twarz, nogi podwinięte pod pierś, łzy płynące po policzkach, luźny, wytarty T-shirt, spierzchłe usta. To nastolatek.

Chwycił za radio przywieszone przy pasie. Nie zdążył podnieść go do ust, by wezwać posiłki, gdy młodzieniec zląkł się, zadrżał i zakrył ramionami. Trząsł się gwałtownie, a z jego ust wydobył się wyczerpany jęk.

Sungguk odłożył radio i uniósł ręce nad głowę, wciąż trzymając latarkę.

– Wszystko dobrze, już dobrze – wyszeptał, próbując go uspokoić. – Nie skrzywdzimy cię.

Lecz chłopak ciągle wypuszczał powietrze z chrapliwym, upiornym zawodzeniem.

– Minki, wezwij posiłki. Znalazłem nastolatka. – Usłyszał, jak jego partner wzdycha i zbiega piętro niżej. – Przekaż im, żeby przywieźli ze sobą psychologa.

Dzięki treningowi w szkole policyjnej Sungguk wiedział, że powinien się cofnąć, zachować dystans i czekać na przybycie specjalisty. Znał tę część protokołu – ofiara powinna mieć najpierw kontakt ze specjalistą przeszkolonym w opiece, ochronie i budowaniu bezpiecznej strefy, ponieważ stawała się zależna psychicznie od pierwszej osoby, która udzieliła jej pomocy. Sungguk, któremu brakowało odpowiedniego przygotowania, mógłby doprowadzić do katastrofy, jeśli chłopak by się do niego przywiązał. Nie mógł go jednak tak po prostu zostawić, nie mógł zejść na piętro i go zignorować, czekając na przybycie kogoś, kto będzie wiedział, jak poradzić sobie z tą sytuacją.

Położył latarkę na ziemi, skończył się wspinać na poddasze i uniósł ręce nad głowę.

– Minki, nie wchodź na górę – poprosił najdelikatniej, jak umiał. – Jest przerażony.

Gdy tylko jego stopa oderwała się od stopni, drabina się złożyła, pozostawiając ich zamkniętych w mroku. Przez okno wpadała niewielka wiązka światła.

Chłopak nie przestawał się trząść.

Gdy Sungguk miał czternaście lat, znalazł na ulicy pobitego psa. Tego dnia odkrył, jak niebezpieczne jest wykonywanie gwałtownych ruchów przy zwierzęciu, w którego żyłach płyną czysta panika i adrenalina. Blizna po ugryzieniu widniejąca na jego ramieniu przypominała mu, że powinien zachować ostrożność. Kiedy miał szesnaście lat, ratując szóstego psa, nauczył się nie zbliżać, dopóki ten go nie zaakceptuje i nie pozwoli mu wkroczyć na swoje terytorium. Blizna na kostce była kolejnym przypomnieniem.

Dlatego teraz poruszał się w ten sam sposób, gdy pomagał maltretowanemu zwierzęciu – powoli i ostrożnie, zachowując zrelaksowaną postawę i przyjazny wyraz twarzy. Mówił ściszonym głosem, płynnie, miękko, z uczuciem. To jednak zdawało się nie działać na bosego chłopca, który wciąż się cofał.

Na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie może mieć więcej niż siedemnaście lat, zważywszy, jak bardzo był wychudzony. Ale Sungguk się mylił, nastolatek musiał mieć około dziewiętnastu. Do diabła, co chłopak w jego wieku robił zamknięty na czyimś poddaszu?

Przemoc.

Porwanie.

Sungguk wyobrażał sobie najgorsze, bo tylko najgorsze mogło doprowadzić do tej sytuacji. Zbierało mu się na wymioty. Spróbował się zrelaksować. Gdyby Sungguk poczuł się źle, chłopak przeraziłby się jeszcze bardziej.

Policjant obserwował, jak nastolatek się przesuwa, wciąż ze stopami wyciągniętymi do przodu, z rozpostartymi ramionami. Łzy spływały mu po policzkach, jedna po drugiej. Przestał się cofać, dopiero gdy uderzył plecami o róg poddasza. Nie miał miejsca do dalszej ucieczki. Jego pierś unosiła się i opadała w głębokiej panice.

Sungguk zastanawiał się, czy nie zejść i nie poczekać na przybycie specjalistów.

Tak, tak będzie najlepiej. Nie umiał poradzić sobie z sytuacją, był zwykłym nowicjuszem podczas pierwszej, prawdziwej misji.

Cofnął się z tym samym spokojem, aż dotarł do włazu. Starał się go uchylić, wchodząc na niego tak, by otworzył pod jego ciężarem. Nie poruszył się, wydawało się, że zamek się zaciął. Nie odrywając wzroku od chłopca, Sungguk spróbował mocniej nacisnąć na klapę. Przesunął dłonią po podłodze w poszukiwaniu szczeliny lub czegoś, co pozwoliłoby otworzyć właz. Też nic. Dlatego tu był? Czyżby chłopak utknął? Lecz w jakich okolicznościach? Kim był ten nastolatek? Sąsiadka nie wspomniała nic o krewnych, jedyny syn ofiary nie żył. Może to jej wnuk?

– Minki! – zawołał Sungguk, starając się przybrać łagodny ton głosu. Wciąż trzymał ręce w górze i zachowywał spokojny wyraz twarzy: – Dali ci znać, kiedy przyjadą?

– Czterdzieści minut. – Usłyszał stłumiony głos dobiegający zza drewnianej klapy. Za długo. – Odchodzę tu od zmysłów, mam tam wejść?

– Nie, zostań, gdzie jesteś. – Pojawienie się kolejnej osoby, innego mężczyzny – niezależnie od tego, jak nieszkodliwy i czuły był Lee Minki – nie było dobrym pomysłem. Spowodowałoby, że chłopak poczułby się jeszcze bardziej zagrożony.

Sungguk rozejrzał się po poddaszu. W jednym z rogów znajdowała się toaleta, tuż obok umywalki, materaca i stosu książek porozrzucanych po całym pomieszczeniu. „Toaleta?” – pomyślał. „Kto potrzebuje toalety na poddaszu? Jak długo jest już tu zamknięty? Kim jest?” Każdego dnia znikało tylu młodych ludzi, chłopak mógł być jednym z nich.

Po plecach przebiegł mu dreszcz. Nagle poczuł potrzebę zrobienia czegoś, cokolwiek. Nie mógł już znieść tych wielkich, przerażonych oczu przepełnionych strachem. Poza tym chłopak wyglądał na głodnego.

Zrobił jedyną rzecz, jaka przyszła mu do głowy. Możliwe, że dostanie za to reprymendę, i to poważną, ale utknął na poddaszu z rzekomą ofiarą porwania, a specjaliści mieli się pojawić dopiero za czterdzieści minut. Nie mógł stać i patrzeć, jak chłopak umiera z głodu. Powoli i z precyzją, tak by chłopak mógł obserwować jego ruchy i zrozumieć jego zamiary, sięgnął do górnej kieszeni kurtki, nieco przemokniętej od deszczu. Wyciągnął batonik zbożowy.

Wiedział, że nastolatkowi może się zrobić niedobrze od jedzenia, ale nie mógł stać bezczynnie. Nie mógł znieść tej presji, która doprowadzała go do szaleństwa. Sąsiadka miała rację, rzeczywiście był za młody. Sungguk nie miał doświadczenia, do tej pory wykonywał jedynie rutynowe obchody, aresztował nieletnich za picie na ulicach, nic więcej.

Chłopak wpatrywał się w batonik. Przestał się trząść, jego łzy zdążyły wyschnąć, a oczy się otworzyły, pełne skupienia. To był piękny moment.

Mimo swojej chudości i wyraźnego zaniedbania był bardzo ładny. Miał duże, skośne oczy, ostro zakończony nos, niezbyt grube usta w kształcie serca, bujne brwi. Jedynie jego podwójna powieka sprawiała wrażenie, jakby jego spojrzenie było asymetryczne, co tylko dodawało mu uroku. Miał jasnobrązowe włosy. Ich barwa różnił się od typowego dla Koreańczyków koloru włosów i mogła wskazywać na zachodnie pochodzenie.

Sungguk odchrząknął, by skupić na sobie jego uwagę.

– Chcesz? – zapytał.

Chłopak nie zareagował na jego słowa.

Policjant uniósł batonik zbożowy na wysokość jego twarzy.

– Chcesz? – zapytał ponownie, nalegając.

Spostrzegł, że chłopak wpatruje się w jego usta i marszczy brwi. Zobaczył, jak przyciska nogi nieco bliżej klatki piersiowej. Jego spojrzenie znów skupiło się na batoniku.

Już miał zapytać po raz trzeci, gdy dostrzegł ledwo zauważalny gest: chłopak skinął głową.

Sungguk uśmiechnął się do niego.

Żaden z nich się nie zorientował, że właśnie pokonali pierwszą barierę między sobą – nieufność.3

Sungguk rozważał rzucenie batonika na materac, choć gdyby to zrobił, straciłby szansę na zdobycie zaufania chłopaka i zbliżenia się do niego. Trzymając batonik w dłoni, zrobił mały krok do przodu, obserwując jego reakcję. Ten wzdrygnął się i przysunął nogi bliżej siebie. Mimo wszystko nie kazał Sunggukowi się cofnąć. To musiał być dobry znak. Zrobił kolejny krok, i kolejny, i jeszcze jeden, aż znaleźli się na odległość dwóch metrów.

Dbając, by jego ruchy były delikatne, zgiął nogi i uklęknął przed nim. Zejście do poziomu przestraszonego zwierzęcia wielokrotnie ratowało go przed zarobieniem trzeciego ugryzienia. Gdy w końcu usiadł na piętach, wyciągnął przed siebie dłoń z podarunkiem.

– Masz – powiedział, mnąc opakowanie między palcami.

Wzrok chłopaka znów spoczął na ustach Sungguka.

Wciąż podejrzliwy, poprawił swoją pozycję, nie zmniejszając dzielącej ich odległości.

– Chcesz, żebym podszedł i ci go podał? – zapytał Sungguk.

Obserwował ruch jego ust z przekrzywioną głową. Tym razem nie skinął, ale też nie odmówił.

Czując, jak drętwieją mu nogi od siedzenia, Sungguk przechylił się do przodu, opierając kolana na podłodze tak, by jego ręka mogła dosięgnąć chłopaka.

Ruch był szybki i nagły. Sungguk nie spostrzegł się, dopóki chłopak nie znalazł się prawie na nim. Chwilę później, zupełnie jakby do niczego nie doszło, znów skulił się w swoim kącie, przyciskając batonik do piersi, która podnosiła się i opadała szybko.

Sungguk zamrugał zdezorientowany, starając się nie okazać przypływu adrenaliny, która pojawiła się po nagłym ruchu. A jeśli chłopak by na niego skoczył? Był nieprzygotowany i nieuzbrojony. Pozbywając się tych myśli, usiadł z powrotem na piętach. Teraz odległość między nimi wynosiła tylko metr.

W oczach chłopaka wciąż można było dostrzec podejrzliwość. Czas zdawał się zatrzymać, gdy siedzieli nieruchomo niczym kamienne posągi. A potem, powoli, palce chłopaka znalazły krawędź opakowania i zaczęły je otwierać.

Sungguk bardzo spokojnie obserwował, jak nastolatek próbuje rozerwać opakowanie. Wiedział, że sam nie zdoła tego zrobić, za bardzo się trząsł i wydawał się bardzo zdesperowany. Samo opakowanie nie było łatwe do otwarcia – Sungguk często używał zębów, by je rozerwać.

– Chcesz, żebym ja spróbował?

Chłopak jednak nie zwracał na niego uwagi, był zbyt skupiony na sobie, z ust wystawał mu koniuszek języka. Nie był już onieśmielony.

Po kilku sekundach, w których jego palce nie robiły nic poza przesuwaniem się po błyszczącym plastiku, wziął głęboki oddech i podał go Sunggukowi ze sfrustrowaną miną. Wyraz jego twarzy mógłby się wydawać uroczy, gdyby chłopak miał pełniejsze policzki.

Sungguk nie mógł powstrzymać uśmiechu.

– Już go nie chcesz? – zapytał.

Wzrok chłopaka znów spoczął na jego ustach.

Bardzo stanowczo potrząsnął głową i skrzyżował ramiona nadąsany.

Sungguk chwycił jeden z końców opakowania zębami i rozerwał plastik. Mina chłopaka wyrażała smutek i szkok. Gdy jednak Sungguk odwinął batonik z plastiku i wręczył go nastolatkowi, na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.

– Zrobione, teraz możesz jeść.

Niechętnie i odrobinę nieufnie chłopak wyciągnął rękę. Potem wykonał nagły ruch i podniósł batonik do ust, by pożreć go łapczywie.

– Zwolnij, zadławisz się – poradził mu Sungguk.

Chłopak go zignorował. Przeżucie i połknięcie całości zajęło mu tylko chwilę. Zwrócił nieśmiałe, błagalne spojrzenie w stronę Sungguka.

– Chcesz więcej? – zapytał.

Wahał się przez kilka sekund, ponownie przyciskając swoje nagie nogi do klatki piersiowej. Po raz pierwszy Sungguk był na tyle zrelaksowany, że zauważył, że chłopak ma na sobie lekkie ubranie, jedynie duży T-shirt, który ledwo zakrywał jego ciemną bieliznę.

Musi być przemarznięty do kości.

Sungguk był tak pogrążony w swoich rozmyślaniach, że prawie przeoczył ledwo dostrzegalne skinienie chłopca.

Policjant przeszukał kurtkę w poszukiwaniu czekoladki. To był ostatni smakołyk, jaki mu został. Zawsze trzymał kilka z nich pochowanych po kieszeniach, bo… cóż, chciał mieć je przy sobie na wypadek, gdyby musiał pomóc dzieciom podczas niektórych akcji, ale prawdą było, że jest żarłokiem, który cały dzień coś podżerał. Znalazł czekoladkę w jednej z przednich kieszeni.

Tym razem chłopak wyrwał mu ją z rąk, gdy tylko Sungguk ją wyciągnął. Policjant uniósł brwi ze zdziwienia. Już miał to skomentować, patrząc, jak chłopak otwiera paczkę i wrzuca kawałki czekoladki do ust, gdy Minki przerwał ciszę.

– Sungguk, naprawdę byłem cierpliwy, ale odchodzę od zmysłów – powiedział stłumionym głosem. – Możesz mi powiedzieć, czy żyjesz, czy będę musiał wynieść dwa ciała z tego domu?

„Bardzo profesjonalnie, Minki” – pomyślał. Nie dało się ukryć, że byli tylko nowicjuszami.

– Wszystko w porządku.

– Zespół będzie tutaj za mniej niż dziesięć minut – dodał przyjaciel.

Dziesięć minut. Dobrze, wytrzyma.

Sungguk rozproszył się na moment, zdejmując kurtkę. Kiedy podawał ją chłopcu, zauważył, że ten skulił się na materacu. Zmartwiony wykonał krok, by do niego podejść. Powstrzymał się w ostatniej chwili. „Idioto, nie możesz go dotknąć”.

– Coś się stało? – zapytał.

Sungguk usłyszał cichy, chrapliwy jęk, nieco wymuszony i nienaturalny. Włosy zjeżyły mu się na karku, gdy zobaczył, jak chłopak kładzie się na brzuch z zamkniętymi oczami, podwijając nogi, aż jego pozycja zaczęła przypominać kłębek wełny. Do diabła, ten ból brzucha to jego wina.

– Przykryję cię – uprzedził, naciągając na niego kurtkę.

Chłopak otworzył szeroko oczy w przerażeniu. Wszystkie jego mięśnie były napięte, zmysły wyostrzone. Sungguk uniósł ręce i opuścił barki, by wydać się mniejszym, chociaż miał prawie metr osiemdziesiąt.

– Żebyś nie zmarzł – wyjaśnił.

Chłopak spojrzał na usta Sungguka, a wyraz przerażenia zniknął z jego twarzy. Częściowo zasłonił ją kurtką.

– Widzisz, jest ci cieplej – szepnął policjant z półuśmiechem.

Upewniwszy się, że nastolatek go obserwuje, wyciągnął rękę i odgarnął grzywkę, która opadła mu na czoło. Zauważył, że chłopak zamarł, oddech uwiązł mu w płucach. Chwilę później jednak jego mina zmieniła się na łagodniejszą, a głowa schyliła się w kierunku pieszczoty. Palce Sungguka zaplątały się w miękkie pasma włosów. Odgarnął je, po czym przesunął palcem wzdłuż jego policzka i podbródka.

– Wszystko będzie dobrze – obiecał. – Pomogę ci.

Lecz Sungguk wiedział, że to pusta obietnica, ponieważ gdy tylko na miejsce przybędzie oddział ratunkowy, odsuną go od sprawy, a wszystko, czego mógłby się dowiedzieć o tym chłopcu, pochodziłoby od innych oficerów.

Wizja toku wydarzeń zasmuciła go.

Usłyszał dobiegający z ulicy odgłos opon hamujących na mokrym asfalcie, a potem głos Minkiego. Jasne oczy chłopaka spojrzały w jego własne.

– Sungguk, przyjechali – poinformował go przyjaciel.

Od tego momentu rzeczy działy się szybko. Kroki na pierwszym piętrze brzmiały niczym nastrojowa muzyka, drzwi auta otwierały się i zamykały, na miejsce przybył cały zespół policjantów. Drzwi włazu się otworzyły. Sungguk obrócił się, wyciągając ręce na boki, by zasłonić chłopca. Nikt jednak nie wszedł na górę. Chwilę później jego przypięte do pasa radio wydało cichy dźwięk.

– Oficerze Jong – odezwał się głos.

Wyjął urządzenie i odwrócił się w stronę chłopca, by sprawdzić, w jakim ten jest stanie. Usiadł w swoim kącie, chowając się za kurtką. Na jego twarzy znów pojawiła się panika.

– Tu Jong – odpowiedział, próbując się do niego uśmiechnąć, aby go uspokoić.

– Kim Seojun – przedstawił się męski głos – psycholog przydzielony do sprawy. Jestem na pierwszym piętrze, musisz zejść.

– Zejść? – powtórzył Sungguk, nie odrywając wzroku od chłopca. – Ja mam zejść? Czy chłopak?

– Ty, oficerze.

– I mam go zostawić… samego?

W odpowiedzi usta chłopca otworzyły się lekko, po czym wydobył się z nich straszny, chrapliwy krzyk, sprawiając, że włosy Sungguka stanęły dęba. Następnie pojawiły się łzy.

Sungguk nie przewidział tego, co wydarzyło się później.

Ramię wystrzeliło gwałtownie spod jego kurtki, długie palce wbiły się w jego skórę. Gwałtownie zaprzeczając, chłopak zamknął oczy i uczepił się go.

Jong Sungguk zrozumiał pierwszy błąd tej nocy.

Chłopak nawiązał z nim emocjonalną więź.4

Wszystko, co Moon Daehyun wiedział o świecie, ograniczało się do widoku z okna na poddaszu, gdzie przesiadywał godzinami, ukryty za białą zasłoną. Gdy był mały, listonosz przejeżdżał przez jego ulicę codziennie o dziewiątej. Z czasem starszy mężczyzna o małych oczach przestał się pojawiać, a zamiast niego zaczęły krążyć samochody firm przewozowych.

Daehyun wiedział też, że sąsiadka z naprzeciwka miała małego psa o długich uszach, którego wyprowadzała na spacer każdego popołudnia. Gdy Daehyun skończył piętnaście lat, przestał widywać psa, a jego właścicielka już nigdy nie wyszła pospacerować.

Wiedział także, że dzieci wracały do swoich domów między czwartą a piątą po południu, z ogromnymi plecakami uderzającymi o ich plecy, gdy się prześcigały. Lecz i te dzieci dorosły, tak jak on sam, i przestały biegać, zbyt zajęte swoimi telefonami.

Telefon.

Moon Daehyun zawsze chciał mieć własny.

Każdego popołudnia o ósmej siadał w salonie u boku swojej babci Lary, by obejrzeć odcinek doramy. Aktorzy w telewizji używali telefonów, by wymieniać między sobą wiadomości i wyznawać miłość. Marzył o tym, że i do niego ktoś wyśle txt-wiad. Lecz gdy trzy lata temu poprosił babcię, czy może mu sprezentować telefon, tłumacząc, że w ten sposób rówieśnicy będą mogli do niego pisać i mówić, ile dla nich znaczy, odpowiedziała:

– Po co? Masz mnie u swojego boku, kochanie.

Kochanie. To kolejne słowo, które lubił.

W doramach, które oglądał z babcią, ludzie mówili do siebie „kochanie”, „skarbie”, „śliczności”. I zawsze mieli kogoś, kto ich kochał. Piękni ludzie, których kochali inni pięknie ludzie. Babcia zawsze powtarzała mu, że jest jej skarbem. Czy to właśnie dlatego miał babcię?

Już jej nie miał, przypomniał sobie. Od miesięcy nie przypominał niczego pięknego, był bardzo chory. To dlatego jego babcia odeszła na zawsze. Nie był piękny, więc nie miał nikogo, kto by go kochał. Do momentu, gdy te cudowne oczy, niczym u małego jagnięcia, spojrzały na niego przez otwarty właz. Moon Daehyun znów poczuł się piękny, ponieważ przyszedł po niego ktoś wartościowy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: