Sto odcieni pożądania - ebook
"Miłość, która rodzi się z pragnienia. Namiętność, która przekracza granice. Izabell i Gabriel — dwie zagubione dusze odnajdują siebie w Paryżu, mieście marzeń i pokus. Gdy namiętność splata się z uczuciem, każda decyzja staje się wyborem serca. Czy odwaga wystarczy, by zacząć nowy rozdział życia?"
| Kategoria: | Erotyka |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| Rozmiar pliku: | 184 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tytuł: Sto odcieni pożądania
Podtytuł: Niebezpieczna gra zmysłów
Miejsce akcji: Paryż
Autor:Anonimowy
Prolog
Paryż nocą. Miasto, które kusi i zniewala, oplatając zmysły obietnicą zakazanych przyjemności.
Dla Izabell Laurent to miało być nowe otwarcie. Nowe życie. Nie sądziła, że pierwszego wieczoru jej spojrzenie zetknie się z oczami mężczyzny, który odmieni każdy jej dzień i każdą noc.
Gabriel Delacroix.
Nazwisko szeptane w kręgach luksusu i tajemnicy.
Mężczyzna, którego obecność przytłaczała i hipnotyzowała jednocześnie. Izabell była niewinna — jeszcze nieświadoma własnej siły, jeszcze nieświadoma tego, jak łatwo można się zatracić, kiedy ktoś dotyka nie ciała, a duszy.
ROZDZIAŁ 1
„PARYŻ — OBIETNICA, KTÓREJ NIE ROZUMIAŁAM”
Silniki samolotu zamruczały cicho, kiedy koła dotknęły pasa lotniska Charles de Gaulle. Izabell wstrzymała oddech, czując, jak serce bije szybciej. Paryż.
Miasto, o którym śniła odkąd pamiętała.
Przytuliła do siebie cienki płaszcz, wychodząc z terminala na chłodne, wilgotne powietrze. Z nieba sączyła się delikatna mżawka, jakby nawet pogoda pragnęła zachować ten moment w tajemnicy.
W dłoniach ściskała starą walizkę – cały jej świat spakowany w kilka ubrań i notes pełen marzeń.
Nie znała nikogo.
Nie miała planu.
Ale miała siebie.
I niejasne pragnienie, którego nie umiała jeszcze nazwać.
Taksówka zawiozła ją do niewielkiego hoteliku w sercu Paryża, niedaleko placu Vendôme. Pokój był skromny, ale miał balkon z widokiem na rozświetlone ulice miasta. Izabell oparła dłonie o żelazną balustradę i zamknęła oczy.
Czuła zapach mokrego kamienia, perfum, kawy i czegoś jeszcze — obietnicy, która wisiała w powietrzu jak dotyk czyichś niewidzialnych dłoni.
Wieczorem, nie mogąc usiedzieć w miejscu, założyła prostą czarną sukienkę, luźno spięła włosy i ruszyła w stronę miasta.
Ulice Paryża pulsowały światłem i życiem. Każdy krok niósł ze sobą cichą obietnicę przygody.
Zatrzymała się przed elegancką restauracją.
Nie była pewna, czy powinna wejść. W środku kobiety były ubrane w jedwabie, mężczyźni w dopasowane garnitury.
Ale coś — może odwaga, może samotność — popchnęło ją do przodu.
W środku światło było ciepłe, cienie tańczyły na ścianach. Izabell niemal czuła, jak w tym miejscu rzeczywistość się zmienia. Jak świat, który znała, rozpływa się w aromacie wina, śmiechu i miękkiej muzyki.
I wtedy go zobaczyła.
Siedział przy barze — wysoki, z klasą, mężczyzna o spojrzeniu tak głębokim, że mogła w nim utonąć.
Gabriel Delacroix.
Ich spojrzenia przecięły się.
Świat zwolnił.
Izabell poczuła, jak w środku rozlewa się ciepło — strach, ciekawość, pragnienie, którego nigdy wcześniej nie znała.
Nie wiedziała jeszcze, że ta noc na zawsze zmieni jej życie. Nie wiedziała, jak daleko się posunie, aby zasmakować wszystkich odcieni pożądania, które Gabriel miał jej do zaoferowania.
ROZDZIAŁ 2
„SPOTKANIE, KTÓRE NIE POWINNO SIĘ ZDARZYĆ”
Izabell siedziała przy stoliku w rogu sali, ledwie dotykając filiżanki z kawą. Jej palce delikatnie muskały porcelanę, ale myśli były gdzieś daleko — tam, gdzie wzrok nie potrafił podążyć.
Czuła go.
Gabriela.
Był jak cień — obecny nawet wtedy, gdy nie patrzyła w jego stronę. Jak muzyka w tle, której nie dało się wyłączyć.
Jak oddech, którego nie dało się powstrzymać.
Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, że zbliża się do niej. Kroki miał pewne, spokojne, a każdy ruch ciała mówił jedno: był panem tej przestrzeni. I teraz chciał być panem także jej świata.
Zatrzymał się przy jej stoliku, a w jego spojrzeniu było coś, co sprawiło, że czas zwolnił.
— Dobry wieczór — powiedział niskim, aksamitnym głosem. — Czy pozwoli Pani, że dotrzymam towarzystwa?
Nie brzmiało to jak pytanie.
Brzmiało jak rozkaz, miękki i nieodparcie kuszący.
Izabell poczuła, jak jej serce zaczyna walić jak oszalałe. Była przecież sama.
Była niewinna.
Ale też… niewytłumaczalnie przyciągnięta.
Skinęła głową, nie ufając własnemu głosowi.
Gabriel usiadł naprzeciwko niej, nonszalancko zdejmując marynarkę, którą zawiesił na oparciu krzesła.
Z bliska jego uroda była jeszcze bardziej przytłaczająca — ciemne włosy, nieskazitelna linia szczęki, spojrzenie, które zdawało się rozbierać ją z każdej tajemnicy, z każdej maski.
— Nieczęsto widuję tu nowe twarze — powiedział. — Paryż potrafi być przyjazny... albo okrutny.
Zależy, komu się zaufa.
Słowa zawisły między nimi, gęste, pełne ukrytych znaczeń.
— Przyleciałam dziś rano — odezwała się wreszcie Izabell, jej głos był cichy, niemal szeptany. — Chciałam… zacząć od nowa.
Gabriel uśmiechnął się lekko.
Nie był to uśmiech mężczyzny rozbawionego.
To był uśmiech kogoś, kto wie więcej.
Kto wie, jak bardzo nowy początek może kosztować.
— W Paryżu wszystko zaczyna się od pragnienia — powiedział. — I kończy na tym samym.
Ich spojrzenia złączyły się ponownie — mocniej, intensywniej. Izabell poczuła, że nie jest już tą samą dziewczyną, która rano wysiadła z samolotu.
Gabriel Delacroix — mężczyzna, którego ledwie znała — właśnie otwierał przed nią drzwi do świata, o jakim nie śniła nawet w najśmielszych marzeniach. Świata, który mógłby ją pochłonąć.
Świata, który pachniał grzechem.
ROZDZIAŁ 3
„GEST, KTÓREMU NIE POTRAFIŁAM SIĘ OPRZEĆ”
Powietrze między nimi drżało — niewidzialne, a jednak niemal namacalne.
Izabell czuła, jak serce bije jej w gardle, jak dłonie stają się wilgotne, jak całe ciało reaguje na samą jego obecność.
Gabriel był jak magnes — niebezpieczny i nieodparty.
A jednak w środku toczyła walkę.
To było nierozsądne.
Była sama, w obcym mieście.
Powinna odejść.
Poderwała się lekko, jakby chciała coś powiedzieć, może pożegnać się, ale wtedy Gabriel pochylił się ku niej.
Podtytuł: Niebezpieczna gra zmysłów
Miejsce akcji: Paryż
Autor:Anonimowy
Prolog
Paryż nocą. Miasto, które kusi i zniewala, oplatając zmysły obietnicą zakazanych przyjemności.
Dla Izabell Laurent to miało być nowe otwarcie. Nowe życie. Nie sądziła, że pierwszego wieczoru jej spojrzenie zetknie się z oczami mężczyzny, który odmieni każdy jej dzień i każdą noc.
Gabriel Delacroix.
Nazwisko szeptane w kręgach luksusu i tajemnicy.
Mężczyzna, którego obecność przytłaczała i hipnotyzowała jednocześnie. Izabell była niewinna — jeszcze nieświadoma własnej siły, jeszcze nieświadoma tego, jak łatwo można się zatracić, kiedy ktoś dotyka nie ciała, a duszy.
ROZDZIAŁ 1
„PARYŻ — OBIETNICA, KTÓREJ NIE ROZUMIAŁAM”
Silniki samolotu zamruczały cicho, kiedy koła dotknęły pasa lotniska Charles de Gaulle. Izabell wstrzymała oddech, czując, jak serce bije szybciej. Paryż.
Miasto, o którym śniła odkąd pamiętała.
Przytuliła do siebie cienki płaszcz, wychodząc z terminala na chłodne, wilgotne powietrze. Z nieba sączyła się delikatna mżawka, jakby nawet pogoda pragnęła zachować ten moment w tajemnicy.
W dłoniach ściskała starą walizkę – cały jej świat spakowany w kilka ubrań i notes pełen marzeń.
Nie znała nikogo.
Nie miała planu.
Ale miała siebie.
I niejasne pragnienie, którego nie umiała jeszcze nazwać.
Taksówka zawiozła ją do niewielkiego hoteliku w sercu Paryża, niedaleko placu Vendôme. Pokój był skromny, ale miał balkon z widokiem na rozświetlone ulice miasta. Izabell oparła dłonie o żelazną balustradę i zamknęła oczy.
Czuła zapach mokrego kamienia, perfum, kawy i czegoś jeszcze — obietnicy, która wisiała w powietrzu jak dotyk czyichś niewidzialnych dłoni.
Wieczorem, nie mogąc usiedzieć w miejscu, założyła prostą czarną sukienkę, luźno spięła włosy i ruszyła w stronę miasta.
Ulice Paryża pulsowały światłem i życiem. Każdy krok niósł ze sobą cichą obietnicę przygody.
Zatrzymała się przed elegancką restauracją.
Nie była pewna, czy powinna wejść. W środku kobiety były ubrane w jedwabie, mężczyźni w dopasowane garnitury.
Ale coś — może odwaga, może samotność — popchnęło ją do przodu.
W środku światło było ciepłe, cienie tańczyły na ścianach. Izabell niemal czuła, jak w tym miejscu rzeczywistość się zmienia. Jak świat, który znała, rozpływa się w aromacie wina, śmiechu i miękkiej muzyki.
I wtedy go zobaczyła.
Siedział przy barze — wysoki, z klasą, mężczyzna o spojrzeniu tak głębokim, że mogła w nim utonąć.
Gabriel Delacroix.
Ich spojrzenia przecięły się.
Świat zwolnił.
Izabell poczuła, jak w środku rozlewa się ciepło — strach, ciekawość, pragnienie, którego nigdy wcześniej nie znała.
Nie wiedziała jeszcze, że ta noc na zawsze zmieni jej życie. Nie wiedziała, jak daleko się posunie, aby zasmakować wszystkich odcieni pożądania, które Gabriel miał jej do zaoferowania.
ROZDZIAŁ 2
„SPOTKANIE, KTÓRE NIE POWINNO SIĘ ZDARZYĆ”
Izabell siedziała przy stoliku w rogu sali, ledwie dotykając filiżanki z kawą. Jej palce delikatnie muskały porcelanę, ale myśli były gdzieś daleko — tam, gdzie wzrok nie potrafił podążyć.
Czuła go.
Gabriela.
Był jak cień — obecny nawet wtedy, gdy nie patrzyła w jego stronę. Jak muzyka w tle, której nie dało się wyłączyć.
Jak oddech, którego nie dało się powstrzymać.
Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, że zbliża się do niej. Kroki miał pewne, spokojne, a każdy ruch ciała mówił jedno: był panem tej przestrzeni. I teraz chciał być panem także jej świata.
Zatrzymał się przy jej stoliku, a w jego spojrzeniu było coś, co sprawiło, że czas zwolnił.
— Dobry wieczór — powiedział niskim, aksamitnym głosem. — Czy pozwoli Pani, że dotrzymam towarzystwa?
Nie brzmiało to jak pytanie.
Brzmiało jak rozkaz, miękki i nieodparcie kuszący.
Izabell poczuła, jak jej serce zaczyna walić jak oszalałe. Była przecież sama.
Była niewinna.
Ale też… niewytłumaczalnie przyciągnięta.
Skinęła głową, nie ufając własnemu głosowi.
Gabriel usiadł naprzeciwko niej, nonszalancko zdejmując marynarkę, którą zawiesił na oparciu krzesła.
Z bliska jego uroda była jeszcze bardziej przytłaczająca — ciemne włosy, nieskazitelna linia szczęki, spojrzenie, które zdawało się rozbierać ją z każdej tajemnicy, z każdej maski.
— Nieczęsto widuję tu nowe twarze — powiedział. — Paryż potrafi być przyjazny... albo okrutny.
Zależy, komu się zaufa.
Słowa zawisły między nimi, gęste, pełne ukrytych znaczeń.
— Przyleciałam dziś rano — odezwała się wreszcie Izabell, jej głos był cichy, niemal szeptany. — Chciałam… zacząć od nowa.
Gabriel uśmiechnął się lekko.
Nie był to uśmiech mężczyzny rozbawionego.
To był uśmiech kogoś, kto wie więcej.
Kto wie, jak bardzo nowy początek może kosztować.
— W Paryżu wszystko zaczyna się od pragnienia — powiedział. — I kończy na tym samym.
Ich spojrzenia złączyły się ponownie — mocniej, intensywniej. Izabell poczuła, że nie jest już tą samą dziewczyną, która rano wysiadła z samolotu.
Gabriel Delacroix — mężczyzna, którego ledwie znała — właśnie otwierał przed nią drzwi do świata, o jakim nie śniła nawet w najśmielszych marzeniach. Świata, który mógłby ją pochłonąć.
Świata, który pachniał grzechem.
ROZDZIAŁ 3
„GEST, KTÓREMU NIE POTRAFIŁAM SIĘ OPRZEĆ”
Powietrze między nimi drżało — niewidzialne, a jednak niemal namacalne.
Izabell czuła, jak serce bije jej w gardle, jak dłonie stają się wilgotne, jak całe ciało reaguje na samą jego obecność.
Gabriel był jak magnes — niebezpieczny i nieodparty.
A jednak w środku toczyła walkę.
To było nierozsądne.
Była sama, w obcym mieście.
Powinna odejść.
Poderwała się lekko, jakby chciała coś powiedzieć, może pożegnać się, ale wtedy Gabriel pochylił się ku niej.
więcej..