- W empik go
Sto polubień - ebook
Sto polubień - ebook
Książka zawiera sto wierszy, które przedstawiają polubione z rozmaitych powodów osoby, rzeczy, miejsca, czynności i zjawiska. „lubię lekki wiatr u schyłku lata który delikatnie porusza pustą łuskę pszczoły” „lubię jak ona wodzi palcem po spękanych grzbietach klasyków przebiega dreszcz” „lubię kiedy umarli na porcelanowych zdjęciach nagrobnych wodzą za mną wzrokiem jakby chcieli powiedzieć dokąd idziesz wracaj”
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-179-5 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
lubię zapach odejścia który wnosisz
do domu na butach
kiedy pada po sierpniowej suszy
zmoczony kurz miejskich ulic
i polnych dróg
nagle wypływasz
na powierzchnię świadomości
jezioro w pobladłym słońcu
wiatr marszczy stojącą wodę
która zdaje się płynąć
zmarszczki czasu
chwilowe błyskotki
myślące trzciny płowieją
i szepczą do siebie
mimo całej miękkości serca i ciała
tkwiło w tobie coś twardego
kamień o który ostrzyłem
apetyt na nie wiadomo co3 Złotooki
lubię dłoń na której opierasz głowę
podnosi ci brew
w mimowolnym zdziwieniu
drugie oko
zmrużone zasypia
przez chłód wiosennej mgły
blady plaster słońca
kwaśny jak cytryna
dotykasz mnie językiem
jak łania lizawki
twarz otwiera się
zaprasza do środka
jesz burgera i sos
cieknie po przegubie
złotooki w omszonym lesie
w przezroczystych pelerynach
przemyj oczy łzami
zobaczysz że to
nie było tego warte
po przejściu pustyni
zanurzamy się w tłumie4 Słodki smak kleju
lubię kiedy ona jest młoda
wkłada do koperty pierwszy list do niego
przylepia znaczek słodki smak kleju
on zbiera złote myśli niczym sroka
żongluje nimi w głowie
echa pustego dźwięku
ona wie że pozostaje
ucieczka w ciepłą noc
pod powiekami
nalewka z dzikiej róży
cofa gorący ból z ust i języka
w głąb niemych ciał
zimowy wiatr
bodźce przelatują przez nich
obojętnie jak neutrino
on przytula się do jej koszuli nocnej
jest chłodna w dotyku
nie ma piersi5 Wrzące mrowiska
lubię wrzące mrowiska wzdłuż leśnej drogi
czarny cień przedrzeźnia białego motyla
wkładamy stopy do jeziora
w polodowcowej rynnie
przez popołudniową senność
wraz z nagrzanym powietrzem
pora wznieść się na wyższy
poziom bycia
jej drzemiącej w ogrodzie
pszczoły pryskają miód na wargi
dla mnie moc gorzkiego piwa
by trysnąć w górę
w rocznicę śmierci
idziemy na cmentarz
ich palce zdarte do kości
o granitowe niebo6 Posiłek na wybrzeżu
lubię posiłek na wybrzeżu
gdzie ryba smakuje morzem i stalą
z ości wysnuwa się słone przekąski
wybierasz własną drogę która prowadzi
do tego samego miejsca co inne
stajesz tam gdzie wszyscy
zobacz jak oni na starość
odstawiają endorfiny
jak dziecko od piersi
otwierasz drzwi jakbyś chciała
zaprosić zimno
niech się ogrzeje
melancholia jesiennych ogrodów
zapach rąk grzebiących w ziemi
niespenetrowana ciemność
reszty ciała
siedzimy w kawiarni słuchając
jak inni ludzie umierają7 Rozleniwienie
lubię jak odbębniamy uzasadnienie istnienia
przed pójściem do łóżka
wystawiamy śmierć za próg jak psa
który chce siku
rozleniwienie przychodzi po pikniku
mrówka dźwiga okruch większy od niej
omawiamy na deser smaczki cudzego życia
słońce nas parzy
wyciskam na ciepłe lędźwie cienką glistę kremu
nagle suchość porowatego serca w ustach
strach że my sami w samo południe
ściskasz cień który się kurczy
perypetie czasu szemrzącego po kamieniach
dzień czerstwieje
wieczorny zapach pola po żniwach
między żarnami przeszłości i przyszłości
zgrzyta grudka teraz
twój oddech trąca pył8 Kształt dymu
lubię jesienny wiatr co rozwiewa
mandalę usypaną z piasku zdarzeń
kształt dymu w tobie i we mnie
dogasa ognisko na pustym polu
skostniałymi palcami
pijemy herbatę z kostnej porcelany
łapiąc możliwie delikatnie
mydlaną bańkę tego co tak
czy owak pryska
koncert stypendysty burmistrza
gra ogrody w deszczu
w pustawej sali domu kultury
o zapachu pluszowych siedzeń
ktoś szedł
widziałem go pierwszy
i ostatni raz w życiu9 Szczupłe palce
lubię jak dziewczyna po raz pierwszy
wkłada na siebie makijaż
spódniczkę mini
obcisłą bluzkę
męską dłoń
szczupłe palce zaciśnięte
na długiej nóżce kieliszka
co za widok
ludzkość stojąca na krawędzi
robi sobie zdjęcie
gatunek dla zabawy
dokumentujący wymarcie
stajesz się słaba
jak osa pod koniec lata
szukasz słodyczy
światło jest kruche i żółte
powietrze lekko się porusza
ludzie wysypują się z czerwonego kościoła
roznoszą po ulicach zeschłe liście12 Mały zegarek
lubię smak i aromat
przesiąkniętego potem paska
mały zegarek po wewnętrznej stronie nadgarstka
chciałaś zsynchronizować
swój puls ze mną
ja byłem dużą a ty małą wskazówką
stojący zegar bił wolno wieczory siniały
z tamtej rozmowy zapamiętasz
wygląd chodnika
płyta pęknięta płyta wypaczona
igła pływa po starym winylu
staw o zmierzchu
czas już nie jest po naszej stronie
dzisiejsza replika wczorajszych dni
z drobnymi mutacjami
ewolucja wrześniowa
nagryzam skórkę
wsuwam język w owoc dojrzałej kobiety
ona cierpko gryzie w odpowiedzi13 Mur z pajęczyny
lubię przebijać głową mur
miękki jak pajęczyna przykleja się do twarzy
wilgotnej od rosy która jeszcze nie obeschła
dzień się ledwo zaczął
minuty się wydłużają
lata są coraz krótsze
czas przybiera pokraczną postać
jak martwe cielę płynie
opuchnięty w dół rzeki
przystaje gdy o coś zaczepia
cofa się z przeciwnym prądem
przyspiesza głównym nurtem
most przerzucony na drugą stronę
jest stary pora go rozebrać
schody się kończą dalsze kroki po stopniach
przedłużającej się ciszy niesłychane
idziesz zobaczyć co jest
na końcu teraz14 Zdjęcia
lubię to że masz ciało
o zapachu świeżo wypranej pościeli
popatrz na zdjęcia tamtych oczu
gładkiego czoła gęstych włosów
upływ czasu wart był bruzd
trzeba było się martwić o przyszłość
kurze łapki za słońce na Kanarach
małpi pyszczek za uśmiech
z jakim stawałaś pomiędzy
drapieżnikiem a zdobyczą
cierpiałaś gdy cię ignorowali
ci których byś nie cierpiała
mężczyźni na których byś nie splunęła
nawet gdyby się zapalili
w pożarze świata15 Gąsienica
lubię kiedy wszystko inne blednie
w porównaniu z czerwcowym wieczorem
pewnego dnia budzimy się
jako towarzysze łóżka
wlepiam w nią wzrok
gąsienica na łodydze ostu
staje się rusałką
przeznaczenie i miejsce przeznaczenia
po wijących się ścieżkach
spacer z kieszonkowym wydaniem Rilkego
każdy krok przybyciem
patrzysz z motylim zniecierpliwieniem
powróćmy do rozmawiania
o tragediach z rozbawieniem
nie zaprzątajmy sobie głowy
uczeniem się jak żyć18 Złote żyłki
lubię pająki z krzyżem na plecach
wiszące między sosnami
pogrzeb lata jest pełen kurzu
dusząc się skrobiesz
szklany sufit akwarium
wtedy wrześniowy deszcz
wsiąka w suchą glebę
nagły zapach euforii
dreszcz ledwo wyczuwalny
zmarszczki czasu sprzed eonów
biegną po kręgosłupie
skarżysz się na mrówki
w stopach i dłoniach
złote żyłki
na pękniętej niegdyś czarce
twoje blizny i rozstępy
znamionują majstersztyk19 Martwa chwila
lubię kiedy mimo wiatru wracasz do domu
z zapaloną gromnicą
zaskoczona w przedpokoju
kapiący wosk
zastygasz na miejscu
naciskam spust migawki
martwa chwila
między tłustym czwartkiem a środą popielcową
ja też mam apetyt
na mokrą posadzkę kościoła
dym z tlącego się knota
w proch się obracanie
wtedy ty mi zaglądasz w oczy tak głęboko
jakbyś się chciała przebić przez sieć neuronów
na drugą stronę
gdzie jest nic20 Woń wrotyczu
lubię zwiedzanie intymnych części
prowincjonalnej dziury
początek jest u psychiatry
przebiega trzydzieści kilometrów dziennie
jego sposób na bycie normalnym
pustymi ścieżkami czerwcowego lasu
biega związana z nim kobieta
o płowych włosach młodego jelenia
jest pies i powiększone zdjęcie
mężczyzny w drogim garniturze
zawieszone na szarym murze
wystający spod mankietu ekskluzywny zegarek
pokazuje za pięć dwunasta
kocie łby chowają się pod ziemią
polna droga wije się jak zaskroniec
na zakurzonej powierzchni bajora
rafinowana wyższość
unosi się z wonią wrotyczu
lato ulatnia się jak kamfora
roztarta między palcami
gorzka ironia liścia czeremchy
śmiertelnie nudna
nieśmiertelność czeka21 Drobiny kurzu
lubię pierwszy haust
wieczornego powietrza
odchodzące dni patrzą za siebie
ciemno na skraju miasta
samotny dom z jednym
oświetlonym oknem na poddaszu
niedopowiedziana historia
idziemy przez noc
drogą mleczną od mgły
w połowie drogi otula nas sierpień
robimy się jak drobiny kurzu
opadamy przez snopy
suchego światła
bladordzawy wieczór
odpryski wspomnień o ostrych brzegach
całuję powietrze
za twoim uchem23 Czarcikęs łąkowy
lubię jak pokazujesz palcem
parę łabędzi z młodymi
siedzą w pewnej odległości
na dywanie z rzęsy
o barwie szlachetnego grynszpanu
na środku ciepłej jezdni
leży kot na jednym boku
już go nie zmieni bezpieczny
w swojej nieważnej śmierci
z niebieskich kulek kwiatów
rośliny o smacznej nazwie
czarcikęs łąkowy
czerwończyki piją sok na zmianę
z polowcami szachownicami
stoicyzm rośnie
w miarę upływu krwi
jeszcze parę sentencji o cnocie
można odejść donikąd
uwiecznionym24 Wstawiona kobieta
lubię kiedy wstawiona kobieta
wychodzi ze sklepu nocnego
drzwi piszczą głosem płaczącego dziecka
w pustej ulicy ponura monotonia
po gwiazdce w mglisty wieczór
zapach dymu węglowego
pierwsza miłość chodziła
z rumieńcem na twarzy
teraz tłuczesz się po nocy jak szkło
próżny kruchy brzękliwy
kto cię dotknie ten się skaleczy
pytasz gdzie są pochowani
tamci z którymi bawiłeś się w chowanego
myślałeś że cię osłoni
własnym ciałem25 Grabie bez zęba
lubię to że kiedy człowiek umiera
to nigdzie nie idzie
zostaje na miejscu
nie rusza się długo
aż nic nie zostanie
żal się rozstać z tak wielkim smutkiem
żal go porzucać dla małych radości
jak gospodarstwo w polu
gdzie leżą grabie bez przedniego zęba
stoją zmęczone widły
oparte plecami o drzwi obory
kupę gnoju za stodołą
pstrzą turkusowe muchy
złoci słońce przed wieczorem
w twoich oczach stają
dawno wyschłe łzy
stoją za karę w kącikach
cicho jak kurz26 Snopek słońca
lubię kiedy urodzony w studni
nie pragnie z niej wyjść
wpada do niej
snopek słońca
wiązka księżyca
koralik deszczu
piórko śniegu
echo i cień
głębia sięga dna
woda życia studzi czoło
rozpala żołądek
topi smutek
mąci myśl
urodzony w studni robi płazie oczy
niedawno miał skrzela
na prokrustowym łożu
rozpięty między środkiem
stymulującym a relaksującym
w miejscu gdzie każdy