Strach o suwerenność. Nowa polska polityka - ebook
Pierwszym przykazaniem polskiej polityki jest od ponad 100 lat zasada: nie daj się znów wymazać z mapy.
Dochodzenie do głosu populistów, kryzys demokratycznego państwa i zaufania do władz, rosyjska agresja w Ukrainie i niepewność wsparcia sojuszników skutkują niepokojem. Militarne próby usuwania krajów z powierzchni Europy przestały być dla nas ledwie wspomnieniem, ale stały się rzeczywistością. Tym bardziej wybory polityczne Polek i Polaków są ważne, bo to od nich zależy egzystencja naszego państwa. Jeśli będziemy podzieleni, to przegramy.
Jarosław Kuisz w przenikliwej analizie ostatniej dekady polskiej polityki wskazuje na głębokie procesy, które jasno pokazują, że „wakacje od Historii” już się skończyły. Przestrzega przed ich konsekwencjami i szuka odpowiedzi na najważniejsze dla Polski pytanie:
„Jak zachować suwerenność?”
Lektura obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych przyszłością populizmu w Polsce, Europie i poza nią.
Anne Applebaum
Jeśli chcesz zrozumieć, co dzieje się w największym państwie wahadłowym we wschodniej części UE, to jest to miejsce, od którego powinieneś zacząć.
Timothy Garton Ash
Jarosław Kuisz - pisarz, eseista i analityk polityczny. Redaktor naczelny polskiego tygodnika intelektualnego „Kultura Liberalna”. Adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji UW oraz chercheur associé étranger w Institut d’histoire du temps present w Paryżu
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Historia |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8367-389-9 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kilkanaście lat temu Nassim Nicholas Taleb ukuł termin „czarny łabędź”, opisujący zdarzenia, które spadają na nas nagle i odciskają się ogromnym piętnem na życiu całych społeczeństw. W ostatnich czasach można odnieść wrażenie, że te metaforyczne ptaki latają po naszym niebie całymi stadami. W Europie Środkowo-Wschodniej z pewnością ich nie brakuje. Stąd napisanie tej książki było zadaniem intelektualnie fascynującym – ale i praktycznie trudnym.
Z punktu widzenia Polski pierwszy czarny łabędź zatrzepotał skrzydłami w 2015 roku, kiedy to prawie całkowitą władzę w kraju zdobyło Prawo i Sprawiedliwość. Był to bez wątpienia najważniejszy punkt zwrotny w polskim życiu politycznym od upadku komunizmu. W ostatnich latach na niebie pojawiły się jednak co najmniej dwa kolejne czarne łabędzie: najpierw pandemia covid-19, a potem, w lutym 2022 roku, pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę.
Z każdym kolejnym takim „ptakiem” poprzedni wydaje się nieco mniej znaczący. Niespodziewane wydarzenia rodzą nowe pytania. Dość powiedzieć, że wiele się wydarzyło, kiedy pisałem tę książkę – różne kwestie, poruszane na stronach gazet i w debatach publicznych, przewijały się nieustannie. Jeszcze nie tak dawno ludzie na świecie pytali: „Co oznacza nieliberalny zwrot w Polsce?” albo „Czy Polska po 2015 roku pogrzebie swój historyczny sukces?”, a teraz: „Czy środek ciężkości Unii Europejskiej przesunął się na wschód, w tym do Polski?”, a po 2023 roku „Czy to możliwe, że polscy liberałowie, na czele z Donaldem Tuskiem, wynaleźli sposób na pokonanie populistów?”.
Analiza bieżącej polityki najeżona jest licznymi pułapkami. Należy do nich retoryczna przesada. W relacjach niektórych komentatorów wspomniane czarne łabędzie często przypominały raczej jeźdźców apokalipsy. Jednak w zalewie wydarzeń, różnych fałszywych alarmów i rzeczywistych powodów do obaw usiłowałem przedstawić wyważony opis procesów o fundamentalnym znaczeniu.
Niniejsza książka podzielona jest na trzy części. Najpierw opowiadam historię polityki przez pryzmat dwóch kadencji Prawa i Sprawiedliwości. Następnie przechodzę do omówienia trzech dekad gorących sporów epoki postkomunistycznej – dyskusji, które położyły polityczne podwaliny pod nieliberalny zwrot. Na koniec zaś przedstawiam zarys wpływu polityki długookresowej – z okresu około trzystu lat – na bieżącą. Bez tej perspektywy trudno bowiem zrozumieć polskie reakcje na rosyjską agresję, zjawisko suwerenności posttraumatycznej, a także przyczyny znaczącego wpływu Kościoła katolickiego na krajowe życie polityczne.
Zdecydowana część tej książki powstała w latach 2021–2022, a niektóre podrozdziały dopisałem po wybuchu wojny w Ukrainie. Głównym celem tej publikacji jest przedstawienie szerszego tła przełomu politycznego z 2015 roku i późniejszego okresu. W związku z tym Czytelnik nie znajdzie tutaj szczegółowego opisu najnowszych wydarzeń na scenie partyjnej, zwłaszcza codziennych zawirowań kampanii parlamentarnej z 2023 roku. Wymagałoby to odrębnej publikacji, napisanej z perspektywy odpowiedniego czasowego dystansu. Mam jednak nadzieję, że ta książka pozwoli zrozumieć główne uwarunkowania krajowej polityki dla zagrożenia suwerenności – pomoże na przykład odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pewne ważne kwestie ogólnoświatowe, takie jak globalne ocieplenie, niestety w debacie publicznej zajmują marginalne miejsce lub w ogóle się w niej nie pojawiają.
Jest to oczywiście tylko jedno z możliwych spojrzeń na bieżącą historię. Żyjemy w ekscytującym momencie, dobrym na pisanie analiz politycznych, ale wydarzenia nieubłaganie pędzą do przodu. To, czy udało mi się odpowiedzieć na wymienione najważniejsze pytania, pozostawiam natomiast ocenie Czytelników.WPROWADZENIE
CO SIĘ STAŁO Z POLSKĄ?
W czerwcu 2014 roku okładka „The Economist” mieniła się złotem i komplementami. Blok materiałów zatytułowany „Złota szansa” zdobił ogromny orzeł. Raport był pochlebny dla największego kraju w Europie Środkowo-Wschodniej. Jedno zdanie nawiązywało do mitologicznego wieku obfitości: „Nowy złoty wiek Polski”.
„Po raz pierwszy od pół tysiąclecia Polska rozkwita”, głosił artykuł wstępny. Dwadzieścia pięć lat po upadku komunizmu była to kartka urodzinowa, która oszołomiła nienawykłych do takich pochwał polskich czytelników. Ponadto tytuł artykułu osadzał obecne sukcesy w szerokim kontekście historycznym – jego autorzy sięgnęli daleko w przeszłość i nazwali obecny czas „drugą epoką jagiellońską”¹.
Porównanie Polski XXI wieku do szesnastowiecznej unii Korony Królestwa Polskiego Jagiellonów i Wielkiego Księstwa Litewskiego większość zagranicznych czytelników musiała uznać za zagadkowe, jeśli nie zwyczajnie niezrozumiałe. To mniej więcej tak, jakby przykładać premierostwo Tony’ego Blaira do Tudorów czy prezydenturę François Hollande’a do Walezjuszów. Takie porównania mają wprawdzie walory rozrywkowe, ale są zrozumiałe tylko dla wyrobionych historycznie czytelników.
W późniejszym o parę miesięcy artykule na ten sam temat pisał proeuropejski niemiecki polityk Günter Verheugen, ale w konwencji _courte durée_. Zauważył on, iż „jedna z najbardziej imponujących to wzrost znaczenia Polski jako politycznego i gospodarczego zawodnika wagi ciężkiej w Europie. Tegoroczna potrójna rocznica – dwadzieścia pięć lat demokracji, piętnaście lat członkostwa w Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) i dziesięć lat członkostwa w Unii Europejskiej – jest dla Polaków źródłem dumy. I słusznie”². Bez trudu można znaleźć inne równie pozytywne opinie z tamtego czasu³.
Wszystkie te komplementy pod adresem Polski należy postrzegać w kontekście międzynarodowym. W 2014 roku Europa Zachodnia wciąż odczuwała skutki kryzysu finansowego, do którego doszło sześć lat wcześniej. Tej katastrofie gospodarczej od początku towarzyszyła skrajnie pesymistyczna polityczna narracja. W sierpniu 2008 roku brytyjski minister skarbu Alistair Darling udzielił wywiadu, w którym orzekł, że Wielka Brytania staje w obliczu „prawdopodobnie najgorszego” od sześćdziesięciu lat spowolnienia gospodarczego, które będzie „głębsze i bardziej długotrwałe”, niż się początkowo spodziewano⁴. Mnożyły się ponure prognozy. Dzisiaj taka apokaliptyczna narracja może wydawać się nieco przesadzona, ale historyk gospodarki Adam Tooze utrzymuje, że wydarzenia z 2008 roku „należą do decydujących momentów najnowszej historii międzynarodowej”⁵.
Jednocześnie na całym Starym Kontynencie narastała fala eurosceptycyzmu. Przyczyny niezadowolenia były różne, ale skutki oczywiste. W Wielkiej Brytanii głosy krytyczne wobec Brukseli rozbrzmiewały głośniej niż kiedykolwiek. Referendum brexitowe miało odbyć się dopiero w czerwcu 2016 roku, lecz premier David Cameron zapowiedział je już w przemówieniu wygłoszonym w styczniu 2013 roku⁶. Od tego momentu wisiało ono nad Wielką Brytanią – a nawet nad całą Unią Europejską – niczym miecz Damoklesa.
Tymczasem na wschodnim krańcu UE produkt krajowy brutto (PKB) Polski nadal rósł, chociaż wolniej niż poprzednio. Ekonomiści i przedstawiciele ówczesnej władzy określali ten wyjątek mianem „zielonej wyspy”. Polityka polskiego rządu nie wykazywała znamion eurosceptycyzmu – wręcz przeciwnie, od wyborów parlamentarnych w 2007 roku była liberalna, proeuropejska i wyraźnie prozachodnia. W 2010 roku premiera Donalda Tuska uhonorowano Nagrodą Karola Wielkiego za propagowanie zjednoczenia Europy. Cztery lata później objął on prestiżowy urząd przewodniczącego Rady Europejskiej. Szefem tego organu – a tym samym głównym przedstawicielem UE na świecie – po raz pierwszy został polityk z postkomunistycznej części Europy. Symboliczny wymiar tego wydarzenia dla całego regionu można docenić tylko na tle zimnowojennego podziału Europy. Polsce bardzo zależało na przyłączeniu się do prounijnych inicjatyw rozwojowych, notowała ona też nieprzerwany wzrost gospodarczy i obniżyła poziom bezrobocia⁷.
Tak też nie bez powodu politycy, eksperci i dziennikarze pochlebnie wypowiadali się na temat polskiej klasy politycznej. Jak napisał jeden z dziennikarzy, „według wszelkich wskaźników Polska nigdy nie miała się tak dobrze”⁸. Ponadto nie była to historia sukcesu tylko jednego kraju – było to wskazanie, że integracja europejska krajów postkomunistycznych po prostu działa. Mimo fali eurosceptycyzmu w Europie Zachodniej i obaw związanych z kwestionowaniem demokracji liberalnej przez Viktora Orbána – o przyszłości UE można było mówić z ostrożnym optymizmem.
Przeszłość jest prologiem
Historyczny złoty wiek Polski – trwający tak naprawdę 150 lat – rozpoczął się w XVI stuleciu, kiedy to monarchowie propagowali tolerancję i korespondowali z wielkimi zachodnimi myślicielami, takimi jak Erazm z Rotterdamu. Nie trwało to jednak długo. Już w połowie XVII wieku państwem polskim wstrząsały nieustanne wojny, załamania gospodarcze i konflikty polityczne. Kulminacją tych wzlotów i upadków była utrata niepodległości kraju pod koniec XVIII wieku.
Po kolejnych stu latach nieudanych powstań – głównie przeciwko carskiej Rosji – Polska po pierwszej wojnie światowej powróciła na mapę świata. Marzenie o niepodległości spełniło się, lecz tylko na burzliwe dwie dekady. Potem przyszła bowiem hekatomba drugiej wojny światowej, która w tej części Europy była szczególnie okrutna i niszczycielska. W 1944 i 1945 roku nazistowskie Niemcy wycofały się z regionu, ale sowiecka Rosja narzuciła mu nowy system polityczny. Ten trwający długie pół wieku ideologiczny eksperyment doprowadził komunistyczną Polskę do autorytarnego bankructwa. Kiedy w 1989 roku Tadeusz Mazowiecki stanął na czele pierwszego demokratycznego rządu, wskaźniki ekonomiczne wyglądały tak źle, że absolutnie nikt nie spodziewał się szybkiego rozwoju Polski w przewidywalnej przyszłości. A zatem – w obliczu uzyskanych ćwierć stulecia później bardzo korzystnych wyników – wszystko wskazywało na to, że Polska odwróciła mroczną kartę własnej historii. Trudności gospodarcze i polityczne poprzedniej epoki – a także turbulencje okresu transformacji – w latach dziewięćdziesiątych wydawały się należeć do przeszłości.
Czy można było zatem się dziwić, że zagraniczni obserwatorzy polskiej polityki i analitycy danych makroekonomicznych byli skłonni wygłaszać zdania typu „Od czasów Jagiellonów w XVI wieku, kiedy Polska rozciągała się od Bałtyku prawie do Morza Czarnego, nie była tak zamożna, pokojowa, zjednoczona i wpływowa”?⁹ Na łamach „Foreign Affairs” pewien komentator podsumował to ćwierćwiecze następująco: „od tragedii do triumfu¹⁰.
Na głębszym poziomie sformułowania te odzwierciedlały tęsknotę części ludności za tak zwaną „starą Unią”. Trawionym wątpliwościami zwolennikom integracji europejskiej wschodnia część kontynentu rzeczywiście mogła wówczas wydawać się „drugim płucem Europy”, jak nazwał ją kiedyś papież Jan Paweł II¹¹. W 2014 roku politycy rządzący Polską byli optymistyczni i ambitni. Posługiwali się leksykonem liberalno-demokratycznych terminów, zrozumiałych ponad granicami państwowymi Zachodu. Ich wysiłki wydawały się tak skuteczne, że kiedy Donald Tusk zostawił Warszawę dla Brukseli, dało to nadzieję na nowy proeuropejski impuls. Prawdopodobnie niewielu zauważyło, że artykuł z „The Economist” wieńczyło ostrożne pytanie: „Czy to może być trwałe?”.
Tragiczny zwrot Polski?
Odpowiedź na to pytanie nadeszła nagle – już w następnym roku. Po wcześniejszym ogłoszeniu „nowego złotego wieku” wydarzenia polityczne 2015 roku wydawały się szokującym zwrotem o 180 stopni – dramatycznym załamaniem się prodemokratycznego trendu w rozwoju kraju. Polska, jeszcze przed chwilą uważana za przykład wzorcowej postkomunistycznej transformacji ustrojowej, nagle trafiła na listę demokracji zagrożonych.
Był to rok politycznych przełomów. Odbyły się dwa niezwykle ważne głosowania. Partia Prawo i Sprawiedliwość, kierowana przez nieliberalnego polityka Jarosława Kaczyńskiego, pokaźną większością głosów wygrała wybory parlamentarne w 2015 roku – stało się to niedługo po zwycięstwie kandydata PiS-u w wyborach prezydenckich. Po raz pierwszy w historii III RP nie tylko nie było potrzeby budowania koalicji rządowej ponad podziałami ideologicznymi, lecz także władza ustawodawcza i wykonawcza _de facto_ znalazły się w rękach jednego człowieka¹².
Dla tych, którzy zaledwie rok wcześniej wychwalali Polskę za sukcesy polityczne i gospodarcze, późniejsze wydarzenia wymykały się wszelkiej logice. Po pierwsze, Prawo i Sprawiedliwość przystąpiło do ataku na trójpodział władzy i liberalne standardy demokratyczne. Woli kierownictwa partii rządzącej podporządkowano szereg instytucji państwowych – od Trybunału Konstytucyjnego po media publiczne. Pozimnowojenną liberalną retorykę pospiesznie zastąpiono reakcyjnym, ultrakatolickim programem państwa narodowego. Najwyżsi urzędnicy państwowi zrezygnowali z proeuropejskich deklaracji na rzecz wojowniczego języka. Polski premier ślubował bronić pozycji Warszawy w przypadku, gdyby Bruksela wszczęła „trzecią wojnę światową”¹³.
Po drugie, rząd zainicjował nową politykę społeczną. Bezpośrednio do kieszeni wybranych obywateli zaczęto pompować strumienie pieniędzy. Jak będę przekonywał, już samo to posunięcie zapewniło PiS-owi względnie stabilne poparcie wielu polskich wyborców. Kaczyński twierdził, że kiedy PiS doszło do władzy, demokracja „ożyła”, ponieważ jego partia naprawdę dotrzymała obietnic wyborczych. „Polska musi bronić swojego wolnego domu”, fundamentów państwa narodowego oraz tutejszych „standardów życia”, stwierdził, dodając, że „nie można na siłę modernizować polskiego ducha”¹⁴.
Szybko się okazało, że taki kierunek polityczny – akceptowalny dla autarkicznego reżimu – może być prawnym wyzwaniem dla kraju, który od ponad dekady należy do UE. Już w 2015 roku nieprzestrzeganie standardowych procedur prawnych zaszokowało zagranicznych komentatorów. Dziennikarze wyrażali zaniepokojenie „atakiem na demokracj改⁵ i „polskim tragicznym zwrotem”¹⁶. Następnie tematem wielu audycji, artykułów i esejów na całym świecie stały się potyczki w ramach „wojny kulturowej” nad Wisłą.
Kuszące jest rozwijanie mitologicznych porównań „The Economist” – stwierdzenie, że po „złotym wieku” nowy rząd wziął na siebie rolę greckiej bogini Eris i celowo rozrzucał wśród obywateli jabłka niezgody. Sfera publiczna w Polsce już wcześniej była podzielona, ale teraz konfliktogenne impulsy pochodziły już z samej politycznej góry. Język sporów międzypartyjnych zradykalizował się po obu stronach, czemu sprzyjały algorytmy mediów społecznościowych¹⁷. Ludzie często zrywali przyjaźnie na tle przekonań politycznych¹⁸. Nieliberalny zwrot w Polsce nie przeszedł niezauważony. Ale czy rzeczywiście został zrozumiany?
Krucha demokracja: trzy poziomy analizy
Właściwe zrozumienie tego, co wydarzyło się w Polsce, wymaga podejścia wielopłaszczyznowego. W niniejszej książce przedstawiam trzy poziomy analizy, które przenikają się nawzajem w literaturze poświęconej współczesnemu populizmowi.
Na pierwszym poziomie, globalnym, do dominujących trendów należy opisywanie wydarzeń w różnych krajach jako „fali populizmu”. Termin ten jest jednak dalece nieprecyzyjny i istnieje wiele konkurencyjnych wobec niego słów lub wyrażeń, na przykład „natywizm”. W tym miejscu podążam tropem brytyjskich badaczy Rogera Eatwella i Matthew Goodwina, którzy opowiadają się za terminem „populizm narodowy”¹⁹. Jak zobaczymy, wydaje się on najbardziej odpowiedni do analizy obecnej sytuacji politycznej.
Drugi poziom jest regionalny. Tutaj w publikacjach naukowych i dziennikarskich przewija się termin „postkomunizm”. Niezależnie od słuszności tego ujęcia, niektóre pozornie zarzucone w erze komunizmu podejścia interpretacyjne ostatnio powróciły, zwłaszcza w kontekście Grupy Wyszehradzkiej (V4), złożonej z czterech krajów Europy Środkowo-Wschodniej: Czech, Słowacji, Węgier i Polski. Wszystkie te kraje doświadczyły dwóch form totalitaryzmu: najpierw nazizmu, a następnie stalinizmu, z całym wachlarzem związanych z nimi długotrwałych konsekwencji politycznych, społecznych, gospodarczych i kulturowych. Tutaj powtarza się pytanie, na ile doświadczenie komunistyczne jest istotne dla analizy dwudziestopierwszowiecznego populizmu w regionie.
Ostatnią, chociaż z pewnością nie mniej istotną z omawianych przeze mnie płaszczyzn pozostaje poziom krajowy. Chociaż w skali globalnej Polska może sprawiać wrażenie tylko jednego z wielu studiów przypadku populizmu, pewne określone obszary należy przeanalizować i rozważyć na poziomie najniższym, aby docenić ich specyfikę. Nie chodzi tylko o odtworzenie przebiegu wydarzeń politycznych po 2015 roku. Jeśli chcemy zrozumieć niektóre z najgłębszych źródeł nieliberalnego zwrotu w największym kraju Europy Środkowo-Wschodniej, nie uciekniemy od analizy na poziomie krajowym. Nie jest wprawdzie błędem mówienie o globalnej fali populizmu, która dotknęła Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i inne kraje, ale nie przyda się to zbytnio na przykład do zrozumienia roli Kościoła rzymskokatolickiego w nieliberalnej fazie historii Polski.
Dzięki zastosowaniu siatki stosownie pojemnych, abstrakcyjnych terminów – analizy narodowego populizmu na poziomie globalnym i europejskim zazwyczaj kładą nacisk na podobieństwa. Na poziomie regionalnym (na przykład krajów V4) autorzy analiz skłonni są uwzględniać perspektywy średnioterminowe z odniesieniami do postkomunizmu i ery komunizmu. Opisanie nieliberalnego zwrotu w jednym lub dwóch państwach (Polskę zwykle zestawia się z Węgrami) rozszerza zakres analizy długoterminowej, ale wiąże się z ryzykiem traktowania występujących w tych krajach zjawisk jako wyjątkowych czy unikalnych.
Coś się dzieje
Zanim zaczniemy układać te puzzle, musimy rozstrzygnąć pewne podstawowe kwestie czy wyzwania pod kątem jak najlepszego zrozumienia obecnych wydarzeń w Polsce.
Pierwszym wyzwaniem jest tutaj wybór odpowiedniej terminologii. Ostatnie lata przyniosły mnóstwo publikacji i propozycji terminologicznych, określających nieliberalne zjawiska w globalnej polityce. Chyba najszerszą diagnozę przedstawił Adam Przeworski z Uniwersytetu Nowojorskiego, który w odniesieniu do antyestablishmentowych, antysystemowych i antyelitarnych nastrojów obecnych w dojrzałych demokracjach na całym świecie celnie zauważył: „Coś się dzieje”²⁰. Lista proponowanych nazw tego pozimnowojennego „czegoś” jest coraz dłuższa i obejmuje między innymi „ustroje hybrydowe”²¹, „nieliberalne demokracje”²², „autorytaryzm wyborczy”²³, „konkurencyjny autorytaryzm”²⁴ i „nieliberalną kontrrewolucj攲⁵.
Poruszać będziemy się tutaj między perspektywą globalną, regionalną i lokalną, a zatem najodpowiedniejszy wydaje się termin „populizm”²⁶. Będę się nim posługiwał w tej książce, ale opatrzę go przymiotnikiem „narodowy” – podkreśla on bowiem zasadniczą właściwość polskiego wariantu dzisiejszego populizmu. Idę tutaj tropem dwóch uczonych brytyjskich – zdefiniowali oni narodowych populistów jako ludzi priorytetowo traktujących kulturę oraz interesy narodu i obiecujących udzielić głosu ludziom, którzy uważają się za zaniedbywanych, a nawet pogardzanych przez bezduszne i często skorumpowane elity²⁷. Pojęcie „narodu” odgrywa centralną rolę nie tylko w oficjalnej retoryce populistycznych polityków na całym świecie, ale również w potrzebie uznania, rozumianego jako jeden z mechanizmów rządzących historią. Jak twierdzi Francis Fukuyama: „Żądanie uznania tożsamości jest główną ideą, która łączy wiele z tego, co się obecnie dzieje w światowej polityce. Duża część tego, co uchodzi za motywację ekonomiczną, jest tak naprawdę zakorzeniona w pragnieniu uznania i dlatego nie może być po prostu zaspokojona środkami materialnymi”²⁸.
Nie neguję znaczenia czynników ekonomicznych, w niniejszej książce rozważam jednak przede wszystkim rolę czynników politycznych, historycznych i kulturowych w populistycznym zwrocie, który dokonał się w 2015 roku w Polsce. Jednocześnie polski populizm narodowy domaga się szczególnego uznania w kontekście europejskim i regionalnym, ponieważ jeden z jego filarów stanowi typowa dla dramatycznej historii Europy Środkowo-Wschodniej kwestia odzyskanej suwerenności.
Drugim ważnym wyzwaniem jest wybór odpowiedniego podejścia dyscyplinarnego. W ostatnich latach obserwujemy poważną interdyscyplinarną debatę o źródłach współczesnego populizmu. Niektórzy widzą to nowe zjawisko polityczne głównie przez pryzmat gospodarki²⁹. Inni, jak Fukuyama, podkreślają znaczenie tożsamości i kultury narodowej³⁰. Tymczasem prowadzone są również fascynujące badania na tak różne tematy, jak populistyczny konstytucjonalizm³¹, populizm wspierający teorie spiskowe³² czy populizm w kontekście nowych mediów³³. Jak można się było spodziewać, badacze łączą obecnie różne podejścia i perspektywy³⁴. Jest to tym bardziej uzasadnione, jeśli pamięta się o tym, na co zwraca uwagę Jan Zielonka: że antyliberalny zwrot obejmuje niezwykle szeroki zakres problemów i obszarów, od polityki przez prawo i ekonomię aż po kulturę³⁵.
Dzisiaj dręczy nas pytanie, jakie przesunięcia tektoniczne generują na całym świecie populistyczne trzęsienia ziemi³⁶. Roger Eatwell i Matthew Goodwin wybrali cztery głęboko zakorzenione zmiany społeczne, które mogą wyjaśniać populistyczne tendencje i w najbliższej przyszłości raczej nie znikną. Pierwsza z nich wiąże się z faktem, że elitarność demokracji liberalnej skutkuje „brakiem zaufania do polityków i instytucji oraz podsyca przekonanie wielu obywateli, że ich głos zupełnie nie liczy się w debatach narodowych”³⁷. Drugie przesunięcie polega na tym, że imigracja i ogromne zmiany składu etnicznego społeczeństw rodzą wielkie obawy, że historyczna tożsamość wspólnoty narodowej i jej ugruntowane sposoby życia mogą zostać zniszczone. Zmiana trzecia: zglobalizowana ekonomia neoliberalna podsyca silne uczucia deprywacji relatywnej – jak to nazywają psycholodzy – wywoływane przez nierówności dochodowe i majątkowe na Zachodzie oraz przez utratę wiary w lepszą przyszłość. Trend czwarty to osłabienie więzi między tradycyjnymi partiami głównego nurtu a zwykłymi ludźmi³⁸. Wszystkie cztery trendy Eatwella–Goodwina odgrywają rolę w każdym kraju Europy Środkowo-Wschodniej, w tym także Polsce. Jak się jednak przekonamy, trzeba przepuścić je przez lokalny filtr.
Rozwijam w tej książce argument, że nieliberalny zwrot z 2015 roku należy traktować jako odpowiedź na zespół całkowicie współczesnych wyzwań. Oznacza to, że stare kody kulturowe pojawiły się w zupełnie nowej roli, jako swoiste remedium na dzisiejsze kryzysy liberalnych demokracji. Zupełnie inną kwestią jest skuteczność owych lekarstw. W każdym razie polscy narodowi populiści chcieliby wzmocnić państwo narodowe jako tarczę chroniącą przed dzisiejszymi wyzwaniami politycznymi, gospodarczymi i migracyjnymi. Rodzimą ideologię narodową, ukształtowaną przede wszystkim w XIX i XX wieku, wskrzesza się i konfrontuje ze współczesnymi procesami globalizacji i europeizacji. Prowadzi to do poważnej, choć na ogół pomijanej zmiany perspektywy. Za wzór modernizacji nie służy już liberalny Zachód, lecz ideał silnego państwa, znany z przeszłości. W przypadku Polski oznacza to, że pod rządami narodowych populistów ważniejszym wzorem do naśladowania stał się przedwojenny model państwa. Na poziomie międzynarodowym zmiana ta może przekładać się na postulat, że państwo powinno być maksymalnie suwerenne oraz że UE należy traktować nie jako federację, a jako konfederację.
Również pod tym względem Polska bynajmniej nie jest oryginalna. Nie ulega wątpliwości, że nawet brexit można analizować w kontekście pokusy wzmocnienia roli państwa³⁹. Niektóre odpowiedzi na ponadnarodowe kwestie mają jednak charakter wyłącznie lokalny. Część z nich jest zakorzeniona w przeszłości, zbiorowej wyobraźni i określonych marzeniach o lepszym zbiorowym życiu, ale także – we wspólnych lękach, frustracjach i urazach. Bez skupienia się na nich nie sposób zatem zrozumieć przynajmniej kilku zagadnień: dlaczego środkowo-wschodnioeuropejscy narodowi populiści wyrażają tak kontrowersyjne pragnienie powrotu do „ligi mistrzów” europejskich państw narodowych; dlaczego wejście do ekstraklasy Starego Kontynentu można postrzegać jako konieczne z punktu widzenia przetrwania państwa; oraz dlaczego narodowi populiści postępują w ramach UE tak nierozważnie. Przykład Polski jest w kontekście analizy tych kwestii bardzo wymowny.
Dlatego też należy wziąć pod uwagę regionalny i lokalny filtr, przez który przesącza się globalna fala nieliberalnego populizmu. Według niektórych obserwatorów nieliberalny zwrot w Europie Środkowo-Wschodniej udzielił ostatecznej odpowiedzi na pytanie, czy kraje postkomunistyczne w ogóle mogą się zdemokratyzować. Obecne wydarzenia często przedstawia się jako dowód na uporczywość mentalności _homo sovieticus_. Zgodnie z tą interpretacją niesprecyzowany zestaw postkomunistycznych nawyków jest trwalszy niż ćwierć stulecia demokracji⁴⁰. Podejście to pomija również podkreślany przez historyków fakt, że od ponad dwóch dekad państwa dawnego bloku sowieckiego nie powróciły do dawnych form autorytarnego nacjonalizmu⁴¹.
Wyjaśnienie oparte na koncepcji _homo sovieticus_ istotnie dostarcza wygodnych ram pojęciowych, szczególnie przy opisywaniu Węgier Orbána i Polski Kaczyńskiego – krajów postrzeganych przez niektórych jako przedłużenie długowiecznej (a raczej wiecznej) spuścizny komunistycznej – a zatem historycznego obciążenia, przez które nie ma szans na to, aby w tej części świata ktokolwiek dorobił się trwałego i sprawnie funkcjonującego państwa demokratycznego. Inni komentatorzy uważają jednak to podejście za nadmiernie uproszczone. Twierdzi tak na przykład Timothy Garton Ash, który dostrzegając pewne specyficzne cechy środkowo-wschodnioeuropejskiego populizmu, domaga się jednocześnie międzykulturowej pokory w czasach, kiedy narodowy populizm zatriumfował również w takich krajach jak Wielka Brytania i Stany Zjednoczone⁴². Również Anne Applebaum twierdzi, że szufladkowanie Polski i Węgier jako przypadków wyłącznie regionalnych jest bezpodstawne. Wielu ludzi może sobie wyobrażać, że kryzys europejskiej demokracji jest jakimś wschodnioeuropejskim problem specyficznym dla dawnych państw komunistycznych, ale nieliberalny zwrot należy rozważać jako część zjawiska występującego również w innych krajach⁴³.
Niemniej jednak istnieją ważne powody do uwzględnienia regionalnych interpretacji fali narodowego populizmu w roli uzupełniającej. Jedno z wyjaśnień, niepomijające „regionalnego poziomu” obecnego kryzysu w Europie Środkowo-Wschodniej, zaproponowali Ivan Krastev i Stephen Holmes. Według bułgarskiego politologa i amerykańskiego profesora prawa głównym źródłem frustracji jest powstały po 1989 roku „imperatyw naśladownictwa”. Kraje postkomunistyczne przyjęły model, który początkowo stanowił ważny impuls do modernizacji, ale siłą rzeczy rodził poczucie wstydu i niechęci – wszak oryginału nie sposób odwzorować w stu procentach. Tak też nieliberalny zwrot spodobał się Polakom i Węgrom jako odpowiedź na skomplikowane problemy masowej emigracji, drenażu mózgów i niskiej stopy urodzeń. Krastev i Holmes sugerują, że politykę antyimigrancką należy postrzegać jako rodzaj samoobrony kurczących się populacji Europy Środkowo-Wschodniej.
Inni autorzy analizujący regionalny poziom populizmu narodowego – między innymi Jan Zielonka i Jacques Rupnik – twierdzą, że kryzys migracyjny z 2015 roku mógł zadziałać jako katalizator wzmacniający niektóre wcześniejsze trendy. Za wezbraniem nieliberalnej fali w Europie Środkowo-Wschodniej stoją jednak dodatkowe czynniki, przede wszystkim fakt, że formuła liberalizmu dominującego w europejskiej polityce i ekonomii po prostu „zużywa się”⁴⁴ i starzeje. Po upadku komunizmu liberalizm stał się ideologią siły i upodmiotowienia, lecz po upływie ćwierćwiecza w wielu obszarach wywołał rodzaj kontrrewolucji:
Pod ostrzałem znalazły się nie tylko otwarte granice, neoliberalna ekonomia i humanitarne traktowanie migrantów, lecz także liberalna kultura i zwyczaje. Unię Europejską, która reprezentuje okręt flagowy liberalnego projektu, zaatakowano za dziurawe jak sito granice, opresyjny system walutowy, kosmopolityczną kulturę i oderwaną od zwykłych obywateli, zbiurokratyzowaną politykę⁴⁵.
Z kolei na poziomie regionalnym Nicholas Mulder z Cornell University sugeruje trzy wyjaśnienia natywistycznego zwrotu z okresu 1989–2010: „W zależności od narratora, może być on opowiedziany jako historia stopniowego wyobcowania lub wymuszonego powrotu do realizacji własnych interesów, wywołanego albo szokiem zewnętrznym, albo młodzieńczym buntem uczniów przeciwko byłym nauczycielom”. Mulder określa interpretację Krasteva i Holmesa jako „hipotezę buntu” i odrzuca ją jako niewystarczającą. Twierdzi, że nieliberalna demokracja w Europie Środkowo-Wschodniej jest czymś więcej niż wyłącznie naśladownictwem – a mianowicie świadomym projektem z własnymi celami ideologicznymi. Według antyliberałów, pisze Mulder, koniec komunizmu był dopiero początkiem drogi do wyzwolenia narodowego⁴⁶.
Te cenne perspektywy generalnie pomijają fakt, że kraje V4 (w tym Polska i Węgry) są w wielu ważnych kwestiach podzielone, a – co może jeszcze istotniejsze dla tej książki – głębokie podziały wewnętrzne trawią również ich społeczeństwa. Wielu naukowców sądzi, że środkowo-wschodnioeuropejski nieliberalny zwrot można łatwo wpisać w skonstruowaną na Zachodzie siatkę pojęciową. Jak się przekonamy – nie można.
Nawet poziom regionalny upraszcza pewne lokalne aspekty narodowego populizmu. Aby wyjaśnić nieliberalny zwrot, trzeba również uwzględnić poziom krajowy. Między Polską a Węgrami istnieje tak wiele podobieństw, jak również politycznych różnic, których nie sposób ignorować. Oprócz trendów globalnych i regionalnych trzeba również zejść na poziom konkretnego państwa narodowego, aby zrozumieć intensyfikację dyskursów katolickich i nacjonalistycznych, jaka tam nastąpiła⁴⁷.
Nieliberalny krajobraz ukształtowały globalne i regionalne trendy oraz schematy, ale również zaskakujące wypadki i polityczne błędy, które można analizować tylko na poziomie państwa narodowego. Niektóre z tych wypadków i błędów były nieistotne, ale z dzisiejszej perspektywy duże znaczenie miały niewątpliwie inne – na przykład fakt, że Donald Tusk, niekwestionowany lider polskiego obozu liberalnego, w 2014 roku odszedł z krajowej polityki. Później, po latach rządzenia, obóz ten zdawał się odczuwać skutki znużenia demokracją, które nie jest łatwo zmierzyć. W 2015 roku odnotowano również, że polscy antyliberałowie ewidentnie skorzystali na najtrudniejszym do odparcia w polityce argumencie, brzmiącym: „Czas na zmiany”⁴⁸.
Suwerenność posttraumatyczna i trzy perspektywy czasowe
Dominujące opinie na temat kryzysu w Polsce łączy przekonanie, że najnowsze wydarzenia polityczne w całym regionie Europy Środkowo-Wschodniej mogą wynikać z porażki demokratycznej transformacji, zapoczątkowanej w 1989 roku. Dane socjologiczne sugerują jednak, że proces głębokich przemian w tym regionie po upadku komunizmu wciąż jest daleki od zakończenia, w związku z czym takie krótko- i średnioterminowe wyjaśnienia są niewystarczające. Zawartym w tej książce opisom i wyjaśnieniom – globalnym, regionalnym i lokalnym – będzie towarzyszyła długookresowa perspektywa głęboko zakorzenionych polskich zwyczajów politycznych i kulturowych. Co najistotniejsze, moja główna teza brzmi, że Polska cierpi na chorobę, którą nazywam „suwerennością posttraumatyczną”⁴⁹.
Co to znaczy? Polska niejednokrotnie znikała z mapy Europy. Na początku XX wieku w pewnym niemieckim leksykonie wyjaśniono, że „istniał kiedyś kraj o tej nazwie”⁵⁰. Mniej więcej w tym samym czasie pewien młody francuski dramaturg we wstępnym przemówieniu do swojej wystawianej w Paryżu sztuki zawarł słynną wskazówkę: „Rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie”⁵¹.
Na pierwszy rzut oka te symptomatyczne zdania mogą z dzisiejszej perspektywy brzmieć zabawnie, jak ciekawostki z odległej przeszłości. Ale Polska i inne kraje regionu nie postrzegają tego w ten sposób. Wielokrotne upadki państw w ciągu ostatnich trzech stuleci ukształtowały specyficzną kulturę polityczną w regionie. Nie byłoby przesady w stwierdzeniu, że polską kulturę polityczną przenika trauma wymazania państwa z mapy⁵².
Istotną płaszczyznę dokłada do tego zjawiska wojna w Ukrainie. Jak pokażę, trauma spowodowana wielokrotną utratą terytorium i państwowości, znajdująca się w centrum tożsamości zbiorowej we wszystkich krajach regionu, rodzi nie tylko pewien rodzaj populizmu, który podkreśla elementy narodowe i pragnienia danej zbiorowości. Podobnie jak wielu innych środkowo-wschodnich Europejczyków, Polacy mają poczucie kruchości swojego państwa, które pogłębiła agresja Rosji przeciwko ich wschodniemu sąsiadowi. Uważają, że ich niepodległość, przywrócona tak wielkim wysiłkiem po 1989 roku, łatwo może znowu zostać utracona. W tragicznym losie Ukrainy – a wcześniej Czeczenii i Gruzji – dostrzegają nie tylko swoją traumatyczną przeszłość, lecz także możliwą przyszłość.
Użycie terminologii związanej z zespołem stresu pourazowego wymaga wyjaśnienia. Psychiatrzy coraz częściej formułują diagnozy traum psychicznych dotykających nie tylko jednostki, lecz także całe grupy. Ofiary tak różnych katastrof jak ludobójstwo, wojna, trzęsienia ziemi i wypadki przemysłowe podciąga się pod ten sam schemat pojęciowy, zogniskowany na diagnostycznej kategorii zespołu stresu pourazowego (PTSD). Słowem, pojęcie traumy stało się kategorią socjologiczną i moralną⁵³.
W niniejszej książce proponuję hipotezę, że powtarzająca się utrata państwowości i suwerenności, której towarzyszą epizody przemocy, może być postrzegana jako źródło zbiorowej traumy, a co za tym idzie – jako ważny element zbiorowej tożsamości. Podobnie jak w przypadku jednostki, społeczeństwo dotknięte traumą przejawia zespół lęków i strategii przetrwania. Naród może odzyskać niepodległość. Jednak strach przed ponownym wymazaniem z mapy nadal przenika politykę kraju, zwłaszcza graniczącego z silnymi państwami.
Trauma „nie jest tylko zdarzeniem, które miało miejsce kiedyś w przeszłości; to także ślad, jaki to wydarzenie odcisnęło w umyśle, mózgu i ciele”, pisze psychoterapeuta Bessel van der Kolk w swojej głośnej książce _Strach ucieleśniony_⁵⁴. Uważam, że koncepcję suwerenności posttraumatycznej można wykorzystać do opisania zbiorowych narracji grupy społecznej na temat jej doświadczeń historycznych w celu zrozumienia właściwych dla niej długookresowych zbiorowych nawyków i politycznych emocji. Stojąc przed poważnymi zagrożeniami geopolitycznymi, obywatele reagują w charakterystyczny sposób. Polityczne ramy racjonalności opierają się na wcześniejszych doświadczeniach. A jeśli zagrożenia te bezpośrednio nie występują, obywatele wciąż postrzegają politykę przez pryzmat dawnych zagrożeń, co często oznacza branie pod uwagę możliwości powrotu najgorszych scenariuszy⁵⁵. Jak pokażę w tej książce, traumatyczna przeszłość wywiera silny wpływ na bieżący kształt polityki zarówno rządu, jak i opozycji⁵⁶. Ani Polski, ani jej regionu nie należy traktować jako wyjątkowych pod tym względem. Na świecie istnieje wiele krajów, które mają różne uzasadnione powody, żeby obawiać się zniknięcia swojego państwa.
Jak już wspomniałem, suwerenność posttraumatyczna w regionie środkowo-wschodnioeuropejskim występuje powszechnie. Za jej wzorcowy przykład mogą posłużyć Ukraina oraz państwa bałtyckie. Można ją również znaleźć w innych regionach świata, od Izraela po Tajwan. Polska to zatem tylko jeden z przykładów krajów, w których kultura suwerenności posttraumatycznej stała się widoczna dla zagranicznych obserwatorów.
Aby lepiej przedstawić dynamikę suwerenności posttraumatycznej w przypadku Polski, w niniejszej książce proponuję trzy perspektywy czasowe, reprezentowane przez liczby: trzy, trzydzieści i trzysta.
Po pierwsze, perspektywa krótkoterminowa. Przywódcy nieliberalnego rządu Polski oświadczyli, że na realizację planowanych zmian politycznych potrzebują trzech kadencji parlamentarnych. Politycy sprawujący od 2015 roku władzę zadeklarowali zamiar zawrócenia kraju ze ścieżki liberalnej demokracji. W związku z tym przyjrzę się rozwojowi sytuacji politycznej z ich perspektywy, a jednocześnie przeanalizuję próby przeciwstawienia się władzy przez opozycję. Wraz z licznymi zmianami w systemie politycznym i prawnym oraz w gospodarce i kulturze wszystko to złoży się na pierwszą warstwę analizy.
Po drugie, perspektywa średnioterminowa. Przyjrzę się temu, w jaki sposób na nieliberalny zwrot w Polsce wpłynęły najważniejsze spory polityczne ostatnich trzydziestu lat. Trudno jest zrozumieć natężenie i głębię owego zwrotu bez zbadania kluczowych, ciągle powracających debat, które podzieliły polskie społeczeństwo. Rzucają one światło na bieżące wydarzenia. Na tę drugą warstwę analizy składają się mity założycielskie, ambiwalencje, obietnice i porażki transformacji demokratycznej.
Po trzecie, perspektywa długoterminowa. Podobnie jak inne kraje, Polska podlega wielkim procesom transformacyjnym związanym z globalizacją i europeizacją. Procesy te filtrowane są przez polską kulturę. Ruchy określane jako narodowo-populistyczne można znaleźć wprawdzie we wszystkich krajach Unii Europejskiej, ale istnieją tu pewne uderzające różnice. Na przykład nie sposób zrozumieć stosunku nieliberalnego rządu do Kościoła katolickiego bez uwzględnienia perspektywy ostatnich trzystu lat. Jak pokażę, w stwierdzeniu tym nie ma żadnej przesady.
W Polsce występuje szereg postaw politycznych i kodów kulturowych, mających swoje korzenie w obcych okupacjach. Do dzisiaj państwo i jego instytucje paradoksalnie traktowane są przez społeczeństwo jako obce. W praktyce oznacza to, że do mobilizowania części obywateli do udziału w bieżącej polityce może posłużyć retoryka „powstańcza”. Trauma utraty suwerenności powszechnie występuje w dyskursie politycznym całego spektrum polskiej sceny politycznej. Ta długoterminowa perspektywa jest kluczowa dla zrozumienia nieliberalnego zwrotu w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, a zwłaszcza w Polsce. Słusznie podkreślono, że „tak wiele komentarzy na temat współczesnego populizmu pomija jego głębokie podłoże historyczne”⁵⁷.
Struktura tej książki
Wymienione trzy perspektywy czasowe przełożą się na trzy części niniejszej książki. Twierdzę, że aby zrozumieć, co naprawdę dzieje się w Polsce, należy uznać te wydarzenia za mutację globalnego trendu i spojrzeć na nie z perspektywy krótko-, średnio- i długoterminowej. Dlatego też każda część dotyczy jednego aspektu polskiej sceny politycznej oraz wzrostu populizmu i przedstawia analizę z różnych punktów widzenia.
Wychodząc z założenia, że rok 2015 był powtórką rewolucji 1989 roku, ale zupełnie inaczej ukierunkowanej, w części pierwszej przyglądam się dynamice politycznej, która wyniosła partię Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego do władzy zarówno w wyborach prezydenckich, jak i parlamentarnych. Następnie zastanawiam się nad polityką PiS-u od 2015 roku, zwłaszcza w odniesieniu do sądownictwa i konstytucjonalizmu, polityki społecznej, edukacji, służby zdrowia i mediów. Na koniec kreślę portret obecnej antypisowskiej opozycji oraz zwracam uwagę na strukturalne powody, dla których do roku 2023 nie była ona w stanie wygrać wyborów.
Duże znaczenie przypisuje się zazwyczaj latom 2005–2007, kiedy to Prawo i Sprawiedliwość po raz pierwszy sprawowało władzę – ale w niniejszej książce szukam przyczyn obecnego poparcia dla tej partii w kontekście ostatnich trzech dekad. Tak też w części drugiej analizuję średniookresowe przyczyny wzrostu poparcia dla PiS-u, począwszy od 1989 roku i z naciskiem na strukturę sceny politycznej, postawy wobec rządów prawa, polityki gospodarczej i międzynarodowej, a także na zmiany zachodzące w szybko rozwijającym się polskim społeczeństwie. Przedstawiam ogólne tło, powracając do mitów założycielskich z lat dziewięćdziesiątych, zwłaszcza tych dotyczących idei powrotu Polski do europejskiej rodziny narodów. Następnie zajmuję się chronologią polskiej polityki i pojawieniem się w 2014 roku – w dwudziestą piątą rocznicę demokratycznych przemian – silnego dysonansu. Przez „dysonans” rozumiem rosnące poczucie rozdźwięku między obietnicami mitów założycielskich a rzeczywistymi rezultatami transformacji ustrojowej. Znajduje ono odzwierciedlenie w coraz bardziej eurosceptycznych dyskursach i krytyce sposobu realizacji reform gospodarczych na początku lat dziewięćdziesiątych.
W części trzeciej zajmuję się długoterminowymi zbiorowymi nawykami Polaków, kształtowanymi w ciągu ostatnich trzystu lat. Dla Polaków cezura sprzed około trzech wieków jest o tyle istotna, że w wyniku rozbiorów między Rosją, Prusami i Austro-Węgrami w 1795 roku Polska po raz pierwszy zniknęła z mapy Europy (chociaż historycy wskazują, że faktyczna utrata suwerenności nastąpiła wcześniej, na początku XVIII wieku)⁵⁸. Od tego czasu państwo polskie wielokrotnie pojawiało się i znikało. Sprzyjało to powstaniu wielu długotrwałych zbiorowych nawyków, które do dzisiaj występują w życiu politycznym – na przykład nawyki postrzegania innych krajów jako potencjalnych okupantów, rysowania wyraźnych linii podziału między konkurującymi siłami politycznymi i konstruowania rewolucyjnych narracji powstańczych. Te stare nawyki wzmacniają narrację proponowaną przez Prawo i Sprawiedliwość – pozwalają tej partii przedstawiać Brukselę jako nową Moskwę, a opozycję jako czynnik obcy.
Następnie porównuję Polskę z innymi krajami regionu. Pokazuję, iż nie jest to jedyne państwo borykające się z takimi problemami, i odtwarzam dwie konkurujące ze sobą wizje przyszłego uczestnictwa kraju w Unii Europejskiej: podejście „więcej Europy” i podejście „Europa narodów”.
Część trzecią kończę analizą aktualnych wyzwań, które w lokalnym kontekście historycznym wydają się bezprecedensowe. Skupiam uwagę na projektach mających na celu zapewnienie polskiej gospodarce stabilności na przyszłość oraz na innych najważniejszych wyzwaniach dotyczących nadchodzącego stulecia: wysokim wskaźniku emigracji i niskim poziomie urodzeń, a także na kwestii nowej roli Kościoła katolickiego w niepodległym państwie polskim.
W podsumowaniu łączę te wszystkie wątki i przedstawiam możliwe kierunki dalszego rozwoju. Podkreślam, że w polskiej polityce nowe pokolenia stopniowo zastępują stare. Jest to szczególnie istotne, ponieważ ci młodzi Polacy urodzili się około 1989 roku i wychowali we własnym, suwerennym kraju. Takiej wymiany pokoleniowej nie było od czasów rozbiorów w XVIII wieku. W 1989 roku Polska przystąpiła do transformacji demokratycznej, a następnie skupiła się na wejściu do NATO i Unii Europejskiej. Po osiągnięciu głównych celów politycznych i geopolitycznych, zdefiniowanych w erze sprzed 1989 roku, polska scena polityczna sprawia wrażenie zagubionej. Po podziale na komunistów i postkomunistów pojawił się głęboki podział wewnątrz obozu solidarnościowego. Nowe pokolenia Polaków stanęły przed szczególnym wyzwaniem: czy powinny odtwarzać kody kulturowe mentalności okupacyjnej, czy też spróbować wypracować nowe? Staje się to jedną z najważniejszych kwestii dzisiejszej polskiej polityki. W ciągu najbliższych kilku lat najprawdopodobniej obserwować będziemy dalszy rozdźwięk i rywalizację co do pożądanego kierunku dalszego rozwoju kraju, przy czym nowe i stare problemy oraz pytania będą ze sobą współistniały.
_Dalsza część w wersji pełnej_