Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Strażniczka feniksa - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
26 maja 2025
37,99
3799 pkt
punktów Virtualo

Strażniczka feniksa - ebook

Co może się zdarzyć w zoo pełnym mitycznych stworzeń?

WITAJCIE W ZOO SAN TAMCULO, DOMU MAGICZNYCH ZWIERZĄT!

Aila przez całe życie marzyła o ratowaniu feniksów.

Zarywała noce, aby ukończyć studia na znanym z zaciekłej konkurencji wydziale ochrony środowiska. Nie było łatwo: zaliczyła kilka nieudanych romansów i musiała się mierzyć z lękiem społecznym, a także ze swoją rywalką: nieznośnie piękną irytująco błyskotliwą Lucianą.

Jakimś cudem jej się udało. Dostała wymarzoną pracę opiekunki feniksów w znanym na całym świecie zoo w San Tamculo. Ma tu do wypełnienia poważną misję: musi ocalić od wyginięcia zagrożony gatunek feniksa silimalskiego.

Wymaga to jedynie poradzenia sobie z trzema fundamentalnymi problemami:

  1. Aila nie potrafi zachowywać się racjonalnie w obecności Connora, czarującego opiekuna smoków.
  2. Jej plany reaktywacji programu rozmnażania feniksów torpeduje atak kłusowników na sąsiednie zoo.
  3. Najlepiej by było, gdyby sprzymierzyła się z lokalną gwiazdą, uwielbianą przez wszystkich opiekunką gryfów, prowadzącą pokazy w najpopularnieszej sekcji zoo…

…tak, chodzi oczywiście o Lucianę.

Strażniczka feniksa to epickie fantasy tętniące życiem mnóstwa wspaniałych mitycznych stworzeń — od smoków i jednorożców po kelpie i krakeny.  To historia rodem z powieści Travisa Baldree’ego czy Joanny W. Gajzler, łącząca klimat przygody z ciepłem i urokiem współczesnego romansu.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68352-23-8
Rozmiar pliku: 6,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ I

FENIKS SILIMALSKI, niegdyś występujący powszechnie na porośniętym krzewami skalistym wschodnim wybrzeżu Silimalo, został niemal zupełnie wytępiony przez kłusowników. Niezwykle cenne pióra tego zwierzęcia wykorzystywane są jako suplementy zapewniające długowieczność. Obecnie FENIKSY SILIMALSKIE żyją wyłącznie w niewoli. Przyszła reintrodukcja gatunku zależna jest od sukcesu programów hodowlanych MSOMP w jej placówkach partnerskich na całym świecie.

Garumano et al.,

ANALIZA PRAKTYK STOSOWANYCH W HODOWLI KRYTYCZNIE ZAGROŻONEGO FENIKSA SILIMALSKIEGO,

Materiały Towarzystwa Biologii Magicznej 148(3): 132–139.Rozdział 1

Ulubioną porą dnia Aili Macbhairan w zoo w San Tamculo był wczesny poranek, gdy panowały jeszcze chłód i cisza, a co najlepsze – nigdzie nie widziała żywej duszy.

Tuż przed świtem niebo w kolorze oberżyny wisiało nad ulicznymi lampami. Opiekunowie ptaków pojawiali się na zmianach najwcześniej, ich dziobaci podopieczni zaczynali bowiem dzień wraz z pierwszymi promieniami słońca.

Aila przesunęła kartą pracowniczą przy wejściu dla personelu, a następnie przemierzyła plac, uginając się pod plecakiem wypchanym niebieskim płótnem i kartonowymi odznakami z wizerunkiem zwierząt. Jej buty stukały o terakotowe płytki z wygrawerowanymi nazwiskami darczyńców. Spowita mgłą maskotka zoo – wykonany z brązu posąg pawiego gryfa – stał niczym strażnik z szeroko rozłożonymi metalowymi skrzydłami. Jego grzbiet lśnił na złoto, wytarty przez miliony odwiedzających, którzy wspinali się na niego, by zrobić sobie zdjęcie.

Powietrze było już coraz cieplejsze. Zapach soli dobiegający z kamienistego wybrzeża Movasu mieszał się z wonią asfaltu, siana i starego popcornu, chociaż nigdzie nie było widać nawet okruszka. W trakcie tych krótkich chwil przed otwarciem bram Aila rozkoszowała się spacerem po nieskazitelnie czystych betonowych ścieżkach, główną alejką obstawioną milczącymi teraz głośnikami i ciemnymi sklepikami, w których sprzedawano wszystko, od pluszowych smoków, przez cukrowe jaja kuroliszka, aż po te nieznośne plastikowe zabawki, na których po naciśnięciu guzika obracały się świecące feniksy.

Ciszę zmącił skrzek archiptaka. Twarz Aili rozjaśniła się w uśmiechu, gdy zoo rozbudziło się, by ją przywitać.

Poza ścieżką dla odwiedzających znajdowały się ukryte za kurtyną zieleni drzwi, z których wylewało się złote światło. W środku na beżowych ścianach wisiały oprawione w ramkę artykuły z gazet, korkowa tablica z ulotkami jedzenia na wynos dla pracowników, reklama lekcji gry na gitarze, napisana dobitnym językiem informacja o tym, aby nie przechowywać leków na odrobaczanie dla jednorożców w lodówce z jedzeniem dla ludzi. Biurowe szafki uginały się od wieńczących je niczym korony przenośnych nadajników i segregatorów.

– Dzień dobry, Tom – przywitała się Aila.

Siedzący przy narożnym biurku kierownik burknął w odpowiedzi. Miał brązową, ogorzałą skórę, szczękę pokrytą nierównym zarostem i czarną firmową koszulkę polo wyprasowaną do perfekcji. Kiedy sączył kawę, przeglądając coś w telefonie, Aila zalogowała się do swojego komputera, a potem przypięła nadajnik do paska roboczych spodni.

– Miłego dnia, Tom.

Mruknął na pożegnanie.

Aila dobrze dogadywała się z Tomem.

Gdy wróciła na zewnątrz, słońce właśnie się budziło. Pierwsze zgaszone mgłą promienie przebijały się przez liście eukaliptusów i gałązki cyprysów. Ścieżka Aili przecinała plac restauracyjny i karuzelę z zagrożonymi gatunkami przypominającą menażerię pełną dumnie kroczących pegazów i parskających smoków. W trakcie szkolnej wycieczki w trzeciej klasie czwórka dzieciaków z klasy Aili wszczęła wojnę o możliwość wspięcia się na upragnionego jednorożca, co skończyło się powyrywanymi włosami i kilkoma uwagami w dzienniku. Obserwowała wówczas utarczkę, siedząc samotnie na imitacji gromojastrzębia, skryta bezpiecznie w kokonie z żywicznych skrzydeł pomalowanych na elektryzujący błękit.

Za wejściem do głównych atrakcji droga rozwidlała się na węższe ścieżki. Gdy Aila przechodziła obok, żółtopłetwy kajman otworzył jedno oko, jego łuski mieniły się magnetyzującymi złotymi drobinkami, a ogon podrygiwał w sadzawce. Para pozłacanych łabędzi wołała krzykliwie o jedzenie, pozostawiając po sobie w ciemnej wodzie zawiłe bioluminescencyjne ślady. Na wprost pomiędzy drzewami wznosiła się ptaszarnia zbudowana z paneli z temperowanego szkła, oplecionych poziomymi prętami ze stali odpornej na wysokie temperatury.

Na ten widok serce Aili urosło.

Pierwszy plakat z San Tamculo Zoo otrzymała w wieku ośmiu lat. Był to zdobiony wydruk najbardziej zachwycającej istoty na świecie: krytycznie zagrożonego feniksa silimalskiego z szeroko rozłożonymi do lotu skrzydłami i wijącym się płomiennym ogonem. Cenna zdobycz zajmowała honorowe miejsce w jej sypialni przez całe liceum. Zapakowana w bagażnik sedana pojechała wraz z nią na uczelnię Sagecrest, czołową zoologiczną szkołę w Movasie, i motywowała Ailę, kiedy musiała zakuwać, aby zdobyć dyplom z nauk o magicznych zwierzętach. Brzegi papieru pomarszczyły się i pożółkły na ścianie jej stanowiska, kiedy kończyła praktyki w Centrum Ratunkowym Fablewings po drugiej stronie miasta. Potem włożyła całe serce w staż w zoo w San Tamculo, a kiedy przyszedł list z propozycją stałej pracy, łzy pociekły z jej oczu jak z wyżymanej gąbki.

A teraz strażniczka feniksa Aila każdego dnia leciała do pracy jak na skrzydłach i z roziskrzonym wzrokiem patrzyła na SWOJĄ ptaszarnię.

SWOJĄ dżunglową roślinność i betonowe ścieżki.

SWOJE stado ptaków ćwierkających o świcie.

Z wysoko uniesioną głową pokonała zbocze prowadzące do woliery Świata Ptaków i przekręciła klucz w zewnętrznym zamku, przemierzyła przedsionek, a potem naparła na wewnętrzne drzwi, żeby zacząć kolejny piękny dzień pra…

Drzwi ani drgnęły.

Zaparła się stopami i popchnęła, ale bez rezultatu. Zza metalowej siatki rozległo się drwiące gdakanie. Uniosła głowę i zmroziła spojrzeniem masywnego szarego archiptaka – jednego z najbardziej złośliwych gatunków będącego pod jej opieką – który spoglądał na nią zza pnączy o szerokich liściach. Przekrzywił głowę, błękitny pióropusz nastroszył się zawadiacko.

– Ha, ha – rzuciła Aila. – Bardzo śmieszne, Archie.

W odpowiedzi archiptak nadął klatkę piersiową i wydał dźwięk podobny do ściskanego gumowego kurczaka.

Aila znowu popchnęła drzwi, próbując usunąć potencjalne gałązki, które Archie musiał wepchnąć w zamek. Achiptaki, gatunek zamieszkujący tropikalne wyspy Archipelagu Naelo, w naturalnym środowisku niemal wyginęły ze względu na wzmożone kłusownictwo. Niekiedy Aila rozumiała, dlaczego nękający je ludzcy sąsiedzi dopuścili się tego. Te pierzaste psotniki miały obsesję na punkcie zbierania błyszczącej biżuterii, żarówek czy śrubek z kołpaków.

Zgrzytając zębami, naparła na popychacz drzwi tak mocno, że poczuła ból w ramieniu. Jej wysiłkom nie odpowiedział jednak dźwięk przemieszczających się patyków. Chwyciła za metalową siatkę i wyciągnęła się, żeby obejrzeć dzieło tego dowcipnisia – i na widok błysku metalowego drążka wciśniętego w dziurkę od klucza aż otworzyła usta ze zdziwienia.

– Archie… Mam nadzieję, że nie rozwaliłeś swojej nowej zabawki!

W pewnym artykule znalazła projekt kołyszącej się lustrzanej zabawki i przez miesiąc poświęcała wolne wieczory, żeby pracować nad jej konstrukcją. Łączenie drobnych elementów przy pomocy spawarki skutkowało oparzeniami palców, ale kiedy przyniosła zabawkę wczoraj do pracy, w nagrodę mogła popatrzeć na Archiego, który podskakiwał i pohukiwał z radości jak oszalały.

Podstępny oszust.

Nagle nad Ailą rozległ się trzepot skrzydeł. Spojrzała w górę i zobaczyła, że Archie zamarł na swojej grzędzie, wbijając w nią paciorkowate czarne oczy. W jego dziobie połyskiwał kolejny metalowy pręt.

W ptaszarni znajdowały się trzy wejścia.

Gdy tylko archiptak podniósł się do lotu, Aila rzuciła się biegiem.

Jej buty uderzały o betonową ścieżkę, kędzierzawe kasztanowe włosy podskakiwały w kucyku, plecak ciążył jej jak muszla żółwia. Droga prowadząca wokół ptaszarni omijała pokryty strzechą i ozdobiony figurkami papug punkt z mrożonymi szejkami, ogród iglastych sagowców, a także kilka wybiegów ze zwierzętami zamkniętymi na noc w zagrodach. Aila biegiem pokonała schody, wpadła na drzwi ptaszarni całym ciężarem swojego ciała i zaczęła walczyć z kluczem przy dziurce. Tymczasem archiptak wylądował przy wewnętrznej siatce.

– Nawet się, kurwa, nie waż, Archie!

Dwie klatki dalej pazurczatka o trzech twarzach powtórzyła: „Nawet się, kurwa, nie waż, Archie!” i zawyła radośnie.

Aila przekręciła klucz w zamku. Kiedy wpadła do przedsionka, Archie szarpnął metalowy drążek w wewnętrznych drzwiach, zapierając się pazurami o siatkę, żeby przekręcić element. Aila naparła na popychacz w drzwiach z całej siły, na jaką pozwalały jej blade, chude ramiona.

Nie ustąpiły. Każdemu pchnięciu towarzyszył metaliczny dźwięk przekręcanego pręta.

Aila osunęła się przy drzwiach. Po drugiej stronie Archie zeskoczył na ziemię, a jego triumfalne gdakanie sprawiło, że zza listowia wyjrzały inne ptaki: zobaczyła przeźroczyste skrzydła i fioletowe pióra wróżkowego strzyżyka oraz oceniające białe oczy krzykliwych gwarków. W ptaszarni powietrze było duszne, gorące i ciężkie dzięki szerokolistnym cekropkom i tamaryndowcom o korzeniach zanurzonych w sadzawce, mającym imitować las tropikalny. Kiedy Aila przycisnęła policzek do siatki w drzwiach, czując ciężki zapach mokrej ziemi i filtrowanej wody, Archie zajrzał do środka i skubnął jej palce.

„No nieźle, Aila”. Jak ma zostać najlepszą na świecie opiekunką zwierząt, skoro potrafi ją przechytrzyć jeden archiptak? I to z powodu głupich drzwi?

– Ooo, kurde, Archie. Tu mnie masz. – Pokonana pstryknęła palcami. Czy archiptak ją rozumiał? Logika podpowiadała, że nie, ale biorąc pod uwagę, jak często Aila rozmawiała ze zwierzętami, musiała wierzyć, że coś z tego rozumiały.

Odsunęła się od drzwi. Archie przyglądał się jej z przekrzywioną głową i pytająco uniesionym grzebieniem. Udając obojętność, Aila osunęła się po schodach i zniknęła za ścianą gigantycznych renkailańskich trzcin o pierzastych, kremowych końcówkach.

Tryb ukrycia: aktywny.

Tak cicho, jak tylko pozwalały na to robocze buty, zakradła się w stronę trzecich drzwi woliery, chowając się za roślinnością. Przeskoczyła przez ogród krzewów przyciętych na kształt latających ptaków, po czym przykleiła się do fotobudki, której biały ekran LCD roztaczał osobliwy blask w budzącym się świetle poranka.

Szklane woliery tworzyły centralny punkt zoo otoczony sekcjami tematycznymi związanymi z różnymi regionami świata. Na samym skraju ścieżka przecinała bambusowy las o łodygach grubszych niż ramię Aili – rośliny te pochodziły z Fen, sąsiada Movasu zza gór na północnym wschodzie. Sklepy spożywcze zostały pomalowane na jednolity szary kolor z czerwonymi wykończeniami, a plac ocieniały upstrzone spływającą wisterią w kolorze fioletowym i białym drewniane pergole, które prowadziły do niskiego kamiennego mostu nad stawem. Niezłe miejsce na relaks, bez wrzeszczących dzieci, które za kilka godzin zaleją całe zoo.

Aila podeszła do głównego eksponatu – grzywiastego smoka tkwiącego we własnej kopule z wiecznie kwitnących drzew wiśniowych. Chociaż zamknięcie ograniczało zdolność smoka do zmiany ciśnienia barometrycznego poza szybą, mgła przylgnęła tuż przy ziemi, a dla wszystkich gości, których złapałaby nieoczekiwana mżawka, ustawiono pod ręką wiadra z parasolami. Aila schowała się na placu obok wybiegu, w gigantycznej replice smoczego jaja. Tę mekkę turystów wykonano z przypominającej jadeit żywicy, a jej puste wnętrze zapraszało do robienia sobie kiczowatych zdjęć. Dziewczyna zmarszczyła nos od zapachu butów i nieświeżych frytek. Ominąwszy wzrokiem graffiti i tablicę informacyjną, dostrzegła drzwi swojej woliery tuż za zakrętem ścieżki.

Archie przysiadł na gałęzi w koronie drzew i kiwał głową z kolejnym metalowym prętem w dziobie, szukając jej. Czekał na świadka swojego knowania? „To twoje zamiłowanie do teatralności będzie twoją zgubą, przyjacielu”. Jeśli Aila zdoła odblokować drzwi, zanim on ją zauważy…

– Dzień dobry, Aila! – odezwał się za nią wesoły głos.

Aila wrzasnęła i uderzyła głową w dach jaja. Przycisnęła dłoń do spłoszonego serca i spojrzała na swoją zdrajczynię – wysoką kobietę ubraną w czarną koszulkę polo i robocze dżinsy, z ciemnobursztynową skórą i włosami zaplecionymi w cienkie warkoczyki spięte w kok pod czapką. Niosła pudełko z karmą dla ptaków. To tylko Tanya. Aila odetchnęła z ulgą. Umarłaby ze wstydu, gdyby przystojny opiekun smoka znalazł ją czającą się przy jego wybiegach.

Albo, co gorsza, ta krytyczna wiedźma od pokazu gryfów. Aila nigdy by tego nie przeżyła.

– Cicho. – Przycisnęła palec do ust. – Nie tak głośno!

Tanya przykucnęła obok Aili i położyła pudełko na kolanach. Jej ciemne jak atrament oczy spoglądały oceniająco, co zwykle rezerwowała dla nieposłusznych zwierząt, nieprzyjemnych gości lub, w tym przypadku, współlokatorek z uczelni.

– Co dziś robimy, Ailes? – Tanya naśladowała jej konspiracyjny szept.

– Musisz odwrócić uwagę Archiego.

– Archiego? – Tanya uniosła brwi. – Znowu pozwalasz, by ten ptak tobą pomiatał?

– Zdemontował nową zabawkę, którą mu zmajstrowałam!

– Mhm.

– Jakoś poluzował metalowe kołki i wbił je w drzwi! Wiesz, ile czasu zajęło mi lutowanie wszystkich elementów? – Aila wygięła palce, przypominając sobie ten trud.

– Mówisz o tym ustrojstwie z błyszczącymi metalowymi elementami? – Tanya cmoknęła. – Dziewczyno, co ci mówiłam, kiedy to tutaj przyniosłaś?

Aila zmarszczyła brwi i przyjrzała się miękkiej powierzchni – gumowej macie z recyklingu barwionej na jadeitowo-złoto, co miało imitować łuski grzywiastego smoka. Sprytne wykorzystanie zasobów, choć mogłaby się obejść bez zapachu tych wszystkich dzieci, które tarzały się po…

– Ailes.

– Racja. Racja! To był zły pomysł. Okej? – Aila osunęła się, aż jej plecak uderzył o ścianę jaja. – Chciałam tylko zrobić dla niego coś miłego. – Archie potrafił być małym gnojkiem, ale był też jej małym gnojkiem. Jak można powiedzieć „nie” tej uroczej, knującej główce?

Tanya się uśmiechnęła, rozbawienie tańczyło na jej wysokich policzkach. Stuknęła Ailę w nos zadbanym niebieskim paznokciem.

– Nie martw się, Ailes. Wiesz, że możesz na mnie liczyć.

Wstała, a jej pudełko z ptasimi granulkami zagrzechotało, gdy dla wygody przeniosła je z powrotem pod ramię. Tanya ruszyła ścieżką i zawołała śpiewnym głosem:

– Och, co za piękny poranek! I ja, sama, z moim wielkim, kuszącym pudełkiem karmy dla ptaków! Mam nadzieję, że na drzewach nie czają się żadne przebiegłe archiptaki.

Aila uśmiechnęła się szeroko. Nie miała wielu ludzkich przyjaciół – była zbyt nieśmiała w podstawówce, zbyt zapatrzona w książki w liceum, zbyt targana ledwie kontrolowanym niepokojem na studiach (i przez większość czasu później). To, że udało jej się znaleźć tak wspaniałą przyjaciółkę jak Tanya, było istnym cudem.

Wyglądając poza jajo, Aila zauważyła w wolierze trzepot skrzydeł. Archie łyknął przynętę i poleciał przyjrzeć się bliżej Tanyi i jej pudełku.

Czas na atak.

Aila ruszyła sprintem do drzwi. Gdy biegła, klucze błysnęły w jej dłoni, gotowe do wsunięcia w zamek. Zgrzytnięcie. Klik. Zwycięstwo pachniało wilgotnym betonem i ptasimi odchodami, które uderzyły jej nozdrza, gdy biegła przez przedsionek. Archie wylądował na wewnętrznych drzwiach w panice, skrzecząc i łopocąc skrzydłami. W jego dziobie błysnął metal. Archiptak chwycił za siatkę i ustawił pręt pod kątem, pchając go w dół, gdy Aila dopadła dźwigni antypanicznej.

Pchnęła. Drzwi się otworzyły, a Archie skrzeknął w odwecie.

Rozpęd dał jej popalić. Aila cieszyła się ulotnym triumfem – szybko straciła równowagę, wleciała do woliery i upadła brzuchem na ścieżkę. Leżąc z rozłożonymi kończynami i zadrapaniem na podbródku, powitała chłód betonu. Jej skóra zwilgotniała od parnego powietrza. Liście szeleściły na drzewach pochylających się nad szybą, w pnączach pieprzu i wanilii oplatających omszałe barierki przy ścieżce.

Aila się uśmiechnęła. Udało jej się. Pokonała tego małego spryciarza…

Ptasia kupa trafiła ją w policzek. „Sukinsyn”.

Z jękiem wytarła maź, uważając, by nie rozmazać jej w pobliżu oczu lub ust. Spora plama kapnęła na jej roboczą koszulkę polo. Archie wylądował obok swojej opiekunki i zatoczył koło, dysząc ciężko, zachwycony ich zabawą.

– Masz szczęście, że jesteś słodki, Archie. Proszę, powiedz, że zdajesz sobie z tego sprawę?

Archie przekrzywił głowę, patrząc na nią paciorkowatymi oczami. Kurde. Aila nie potrafiła się na niego gniewać.

Gdy hałasy ucichły, woliera ożyła. Fioletowe wróżkowe strzyżyki skakały po gałęziach, trzepocząc ważkowatymi skrzydłami. Zza liścia cekropki wyjrzał cynamonowy ptak, a jego ogon podkreślały spirale wonnej kory. Ze stawu wynurzyła się para znikających kaczek, których białe ogony drżały z kolei w rytm ciekawskich kwaknięć. Z sąsiedniej woliery nadleciał wysoki na dwa metry movaski gromojastrząb i wylądował na grzędzie. Jego grzbiet się iskrzył, a dziób zgrzytał z irytacji wywołanej całym tym zamieszaniem.

Pomimo zadrapań i resztek ptasich odchodów przylegających do jej policzka Aila roześmiała się. Nie wyobrażała sobie pracy gdzie indziej.

Archie mruknął i rozłożył swój niebieski grzebień.

– Oczywiście. Zaraz wrócę z twoim śniadaniem. Nie zepsuj niczego więcej. Proszę. – Aila zerwała się na równe nogi, by rozpocząć poranne obowiązki; tym razem naprawdę.

Po odblokowaniu drzwi i skonfiskowaniu fragmentów zabawki Archiego (ku jego głośnemu niezadowoleniu) zakończyła wędrówkę do serca kompleksu wolier. Stał tam kolejny szklany monolit, hartowany na gorąco przy użyciu sproszkowanych smoczych łusek, przymocowany do budynku z czerwonymi stiukami i złoconymi filarami. Nad ścieżką wznosiła się pergola ocieniona winoroślą i drzewami oliwnymi. Powyżej znajdowało się metalowe dzieło sztuki przedstawiające ognistego ptaka w locie, w zaworach gazowych w jego ogonie migotały płomienie.

Feniks silimalski.

Aila nigdy nie zapomni swojej pierwszej wizyty w zoo w San Tamculo, tego, jak jej oczy rozszerzyły się na widok tych żywych kolorów, tych hipnotyzujących piór. Wówczas przestała nawet rozpamiętywać, jak bardzo nienawidzi szkolnych wycieczek. Zapomniała o tym, jak powstrzymywała łzy, gdy żaden z jej kolegów z klasy nie chciał siedzieć z cichą, zestresowaną dziewczyną, która zawsze trzymała się na uboczu podczas lunchu. Inni odwiedzający zachwycali się efektownymi sztuczkami na pokazie gryfów, zębami smoka diamentowego lub klejnotogłowymi karbunkułami w zoo dla dzieci, ale czym były te wszystkie przedstawienia w porównaniu z tym stworzeniem? To było coś wyjątkowego. Coś niezwykle rzadkiego. Feniksy silimalskie, na które polowano na wolności, przetrwały dzięki skoordynowanemu programowi hodowlanemu w ogrodach zoologicznych na całym świecie – od zamieszkiwanych przez pegazy łąk Silimalo, przez skaliste płaskowyże Movasu, po rozległe wydmy renkailańskiej pustyni.

Oczywiście kiedy Aila była młodsza, program hodowli feniksów w San Tamculo był najlepszy w Movasie. Prawdziwy klejnot, jeśli chodzi o ochronę zagrożonych gatunków. Obecnie… już nie tak bardzo.

Główna fasada wybiegu lśniła – równo przycięte winorośle, szerokie okno obserwacyjne. Po wejściu do tylnego kompleksu stróżówki oczom Aili ukazały się jednak wyblakłe pomarańczowe ściany. Metalowe blaty nie były zastawione ćwierkającymi pisklętami, lecz pudłami z granulowaną karmą, które nie mieściły się w głównym magazynie. Kremowe linoleum, czyste szyby, ale jednocześnie głucha cisza. Było tu zbyt cicho. W tych obiektach nie hodowano feniksów silimalskich od ponad dekady. Odkąd ich ostatni samiec zmarł ze starości, brakowało ptaków nadających się do przeniesienia w ramach sieci ochrony przyrody, zarówno z siostrzanych ogrodów zoologicznych w Movasie, jak i z zagranicy.

– Dzień dobry, Rubra – przywitała się Aila, łagodnie jak matka budząca dziecko z rana.

Samica feniksa siedziała samotnie w metalowej wolierze i się rozglądała. Przypominała dużego czerwonego bażanta. Na jej głowie kołysały się pozłacane karmazynowe pióropusze, gdy przesuwała dziobem w kolorze obsydianu po pierzastych skrzydłach, które z kolei przypominały niebo o wschodzie słońca, przechodząc gradientowo od czerwieni przez mandarynkowy do złota. Ogon w złote i rubinowe paski był prawie dwa razy dłuższy od ciała, z dwoma prostymi piórami pośrodku i kolejną parą zawijającą się po obu stronach, a na całej ich długości płonął wieczny ogień.

Feniks uniósł grzebień i wydał z siebie wysoki świergot.

Na wszystkie nieba i morza, serce Aili za każdym razem rozpierał zachwyt.

Założyła ognioodporną rękawicę chroniącą ją od opuszków palców po bark. Kiedy drzwi klatki się otworzyły, Rubra wskoczyła na rękę swojej opiekunki i w powiewie dymu drzewnego nastroszyła pióra w czerwony puch.

Starając się trzymać płomienie z dala od swoich ubrań (co nie zawsze się udawało, o czym świadczyło kilka starych przypalonych śladów na jej spodniach), Aila zaniosła Rubrę do okna obserwacyjnego z widokiem na publiczny wybieg. Gdy feniks ocierał się o jej rękawicę, Aila wyciągnęła z plecaka laptopa, położyła go na blacie i otworzyła zakładkę, do której wracała kilkanaście razy dziennie. A może i kilkadziesiąt.

Na ekranie pojawiła się transmisja wideo: relacja na żywo z drugiego co do wielkości zoo w Movasie, znajdującego się kilka godzin drogi od wybrzeża w Jewelporcie. Pośrodku kadru para feniksów silimalskich przesiadywała w gnieździe ze zwęglonych gałęzi.

– Spójrz, Rubra – szepnęła Aila. – Powinny się wykluć lada dzień! – To wspaniałe osiągnięcie dla każdego zoo. Oglądanie tego procesu napełniło ją zarówno wszechogarniającą radością, jak i miażdżącą zazdrością, która jeszcze się podwoiła, gdy Rubra próbowała dziobać feniksy na ekranie komputera.

– Nie martw się, skarbie. – Aila pogłaskała ptaka po grzbiecie. Pióra zwierzęcia były ciepłe jak palenisko. – Pewnego dnia znajdę dla ciebie partnera. Obiecuję.

Na ścianie nad biurkiem wisiał pożółkły plakat feniksa, ten sam, który Aila zabierała ze sobą wszędzie od ósmego roku życia. Na studia. Na praktyki. Oparła się o blat z feniksem na ramieniu, przewijając okno czatu wideo, aby nadrobić zaległości w najnowszych wydarzeniach. Rubra przyglądała się temu z przechyloną głową i w jej gardle zawibrował melancholijny trel.

– Obiecuję – powtórzyła Aila.

Tak jak robiła to każdego dnia.

mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij