Strażniczka Swoich Granic. Jak być wierną sobie, by wreszcie żyć tak, jak na to zasługujesz - ebook
Strażniczka Swoich Granic. Jak być wierną sobie, by wreszcie żyć tak, jak na to zasługujesz - ebook
Ta książka zabrała mnie w podróż tam, gdzie zawsze chciałam pójść, lecz nie znałam drogi. Czuję się lżejsza o 33 lata zbędnego balastu.
Aleksandra Domańska
Czy zdarza ci się mówić „tak”, kiedy masz ochotę powiedzieć „nie”? Czy stawiasz potrzeby i pragnienia innych wyżej niż własne? Czy tak trudno ci prosić o pomoc, że ostatecznie robisz większość rzeczy sama?
Jeśli na którekolwiek z powyższych pytań odpowiedziałaś „tak”, to jesteś, moja droga, jedną z moich funkcjonujących ponad siły, kompletnie wyczerpanych sióstr.
Z doświadczenia wiem, że zdrowe, solidne osobiste granice są kluczem do życia pełnego i w zgodzie ze sobą. Nie jesteś sama! Jestem terapeutką i przez ponad dwadzieścia lat spotkałam wiele kobiet, które miały problem z wyznaczaniem granic – i którym udało się opanować tę sztukę.
Przejdziesz ze mną intensywny kurs efektywnego stawiania granic i nabierzesz w tym biegłości, aż staniesz się pełnoprawną Strażniczką Swoich Granic. A kiedy to się uda, każda część twojego życia rozkwitnie. Poprawisz relacje z innymi, wzmocnisz także więź z samą sobą – która jest najważniejsza ze wszystkich.
Jeśli nie Ty, to kto?
Jeśli nie teraz, to kiedy?
Terri Cole jest psychoterapeutką i ekspertką w dziedzinie relacji i pozytywnego wzmacniania. Od ponad dwudziestu lat pracuje zarówno z mamami na pełen etat, jak i z prezesami wielkich firm. Ma dar: potrafi każdemu wytłumaczyć zawiłości koncepcji psychologicznych i przełożyć je na przystępne i łatwe do zastosowania techniki, dzięki którym można osiągnąć widoczne rezultaty. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o Terri, wejdź na jej stronę: .
Nigdy nie jest za późno, by powiedzieć: też jestem ważna. I podarować sobie czas na przeczytanie książki, która uczy, jak zadbać o relację z własnym ja, by być w zdrowych relacjach z innymi. To jest ta książka!
Natalia Białobrzeska, @druzyna_b
To poradnik dla każdej kobiety. Z natury mamy tendencję do brania na siebie więcej, niż chcemy, często kosztem własnych potrzeb. Na szczęście dzięki tej książce każda z nas może nauczyć się odróżniać, kiedy naprawdę może pozwolić sobie na pomoc innym, a na jakie działania nie ma siły czy chęci.
Katarzyna Wiącek
Nieprzekraczanie własnych (i cudzych) granic jest bardzo potrzebną umiejętnością. Niestety, bardzo wielu z nas nikt tego nie uczy i sądzimy, że nasze samopoczucie nie jest ważne. Ta książka to ogromny krok w kierunku zmiany tego myślenia.
Julia Pierzchnica
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-965-8 |
Rozmiar pliku: | 733 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
- Masz prawo odmawiać (lub nie) innym bez poczucia winy.
- Masz prawo popełniać błędy, poprawiać obrany kierunek i zmieniać zdanie.
- Masz prawo negocjować w sprawie swoich preferencji, pragnień i potrzeb.
- Masz prawo wyrażać i honorować wszystkie swoje uczucia, jeśli tak zdecydujesz.
- Masz prawo wygłaszać opinie, nawet jeśli inni się z nimi nie zgadzają.
- Masz prawo być traktowana z szacunkiem, uwagą i troską.
- Masz prawo decydować, kto otrzyma przywilej przebywania w twoim życiu.
- Masz prawo zakomunikować swoje granice, limity i niepodlegające negocjacjom warunki.
- Masz prawo na pierwszym miejscu stawiać dbanie o siebie, nie czując się jak egoistka.
- Masz prawo mówić prawdę, być zauważona i żyć w zgodzie ze sobą.WSTĘP
Czy zdarza ci się mówić tak, kiedy masz ochotę powiedzieć nie?
Czy stawiasz potrzeby i pragnienia innych wyżej niż własne?
Czy często miewasz poczucie, że należałoby robić więcej we wszystkich dziedzinach życia?
Czy angażujesz się nadmiernie w decyzje, uczucia i wyniki osób, które kochasz?
Czy tak trudno ci prosić o pomoc, że ostatecznie robisz większość rzeczy na własną rękę?
Jeśli którekolwiek z powyższych pytań brzmi znajomo, to jesteś, moja droga, jedną z moich funkcjonujących ponad siły, dających ponad stan, kompletnie wyczerpanych sióstr. Znalazłaś się też we właściwym miejscu.
Zdrowe, solidne osobiste granice są kluczem do satysfakcjonującego, pełnego życia w zgodzie ze sobą. Moje przekonanie o tym wyrosło z doświadczeń osobistych i dwudziestu trzech lat praktyki zawodowej jako licencjonowana terapeutka kliniczna. Każdy z klientów, którzy przekraczają próg mojego gabinetu, od dzianego wydawcy czasopisma z pokolenia millenialsów, przez czterdziestoparoletnią mamę z przedmieść, po rozwiedzionego menedżera, przychodzi z czymś innym: zdradzający partner, apodyktyczny szef, rozpiernicz w rodzinnej dynamice i tak dalej. A jednak u podłoża cierpienia każdego z nich leży ten sam problem: brak zdrowych granic. Na szczęście opanowanie umiejętności budowania i egzekwowania dobrych granic uśmierza ból. I jest w pełni wykonalne.
Posłuchaj: jeśli brakuje ci tej niezwykle istotnej umiejętności, to nie jesteś sama. Podejrzewam, że nie dowiedziałaś się niczego o zdrowych granicach w szkole ani w domu. Zgadłam? Jakim więc cudem miałabyś umieć coś, czego nikt cię nigdy nie nauczył?
Oczekiwać, że będzie się po prostu _znało_ język zdrowych granic, bez jakichkolwiek instrukcji, to jak sądzić, że można się obudzić, mówiąc płynnie po mandaryńsku, rosyjsku czy w jakimkolwiek innym języku, tylko dzięki temu, że bardzo się tego chciało. Niemożliwe. Pomyśl o tej książce jak o intensywnym kursie efektywnego stawiania granic. Dzięki nauce i ćwiczeniom możesz z całą pewnością nabrać biegłości, a kiedy to się uda, każda część twojego życia rozkwitnie. Nabierzesz siły w relacjach, szczególnie w tej z samą sobą, która – jak się okazuje – jest najważniejsza ze wszystkich.
Ta książka to strategicznie zaprojektowany przewodnik, uczący, jak zostać pełnoprawną Strażniczką Swoich Granic, czyli kobietą, która:
- wykazuje głębokie rozumienie samej siebie, w tym tego, skąd wzięły się jej dysfunkcyjne wzorce granic i na jakie sposoby mogą ją teraz ograniczać
- ie, jak identyfikować i przekształcać wszelkie behawioralne blokady stojące między nią a prawdziwymi, płynącymi z serca pragnieniami i ich spełnieniem
- mówi prawdę, świadoma, że to _jedyny_ sposób na zbudowanie życia, jakiego pragnie i na jakie zasługuje
- jest zaangażowana we własny rozwój rozpoczynający się od tego miejsca, w którym się właśnie znajduje.
(Uwaga: Niniejsza książka została napisana z myślą o cisgenderowych kobietach. Jestem jednak przekonana, że z jej zawartości i strategii może skorzystać każdy. Z mojego doświadczenia wynika, że problemy z granicami dotykają wszystkich, niezależnie od tożsamości genderowej).
Aby twoje zachowanie pozostawało w zgodzie z prawdziwymi pragnieniami, spędzimy trochę czasu na czyszczeniu tego, co nazywam „piwnicą”, czyli podświadomości. W piwnicy przechowujesz przekonania i doświadczenia, które głęboko tam schowałaś, a następnie szybko o nich zapomniałaś (przynajmniej na świadomym poziomie). Zawartość piwnicy kształtuje twoje życie na wiele sposobów, z których nie zdajesz sobie w pełni sprawy. Możesz zauważyć, kiedy dochodzi do głosu, bo twoje reakcje stają się bardzo intensywne lub nieadekwatne do zaistniałej sytuacji. Albo działasz wbrew swoim interesom i rozsądkowi. Po fakcie możesz się zastanawiać: _Co to, do cholery, było?_ Być może ignorujesz własną intuicję i sygnały dawane ci przez ciało, nieświadomie usiłując uniknąć dyskomfortu. Dzieje się tak, bo jesteś człowiekiem. Jeśli borykasz się z czymś takim, słowo daję, że oczyszczenie piwnicy ze śmieci ujawni istotne dla ciebie informacje i wskaże ci drogę ku wolności.
To normalne, że opierasz się przeżywaniu na nowo minionych doświadczeń. Na początku wielu z moich klientów niechętnie przyjmuje sugestie, żeby zebrać się na odwagę i zajrzeć do piwnicy, powtarza natomiast takie zdania, jak:
„To było tak dawno temu. Powinnam już była o tym zapomnieć”.
„Nie chcę obwiniać rodziców”.
„Miałem szczęśliwe dzieciństwo!”
Gdybym mogła nauczyć cię, jak stać się Strażniczką Granic bez rozgrzebywania piwnicy, _z całą pewnością_ bym to robiła. (Tak dla jasności – nasza podróż nie obejmuje obwiniania innych). Dobra wiadomość: Cały czas będę cię prowadzić, trzymać za rękę, oświetlać ci drogę czołówką. Dasz sobie radę, a ja ci pomogę.
Aby przygotować się na sukces, poświęćmy nieco czasu na zrozumienie, z czym wiąże się ten proces – i dlaczego ma to takie znaczenie.
Ustanowienie, komunikowanie i podtrzymywanie zdrowych, wyrazistych i elastycznych granic pozwala wieść satysfakcjonujące życie. Bez nich jest to _niemożliwe_. Tak, niemożliwe. Jestem tego pewna.
Dla tych z was, które stale funkcjonują na ustawionym zadaniowo autopilocie lub cierpią na poczucie konieczności zadowalania innych, o czym pisała światowej sławy psycholożka i ekspertka od kobiecych problemów dr Harriet Braiker w książce _Disease to Please_, może to zabrzmieć jak zła wiadomość1. Owszem, będzie trzeba zwolnić i wyjść poza wytarte koleiny własnej strefy komfortu, żeby poznać, wyrazić i chronić ja autentyczne. (Ręka do góry, która pomyślała: _Ja autentyczne? Co to, u licha, jest?_). W miarę jednak, jak zaczniesz nabierać śmiałości w wytyczaniu granic i mówieniu prawdy, pogłębisz znajomość swojego ja i docenisz jego autentyczność (nawiasem mówiąc, ono wymiata). To, co wydawało się złą nowiną, zacznie przypominać szansę.
Niezdrowe granice wynikają często z niezrozumienia, w jakim zakresie tak naprawdę _my_ ponosimy odpowiedzialność. Możemy na przykład sądzić, że mamy rozwiązywać konflikty i łagodzić bolączki innych, podczas gdy w rzeczywistości to z pewnością _oni sami_ muszą się uporać ze swoimi doświadczeniami i problemami emocjonalnymi. To _ich_ poletko. Ta książka mówi natomiast o tobie i tym, za co odpowiadasz.
Kiedy rozumiesz, co należy do twoich obowiązków, a co nie, proces transformacji staje się znacznie bardziej dostępny. Aby te techniki miały szansę zadziałać, konieczne są twoja koncentracja i wola. Żeby dokonać zmian, musisz wykazać chęć spróbowania czegoś nowego. Ten proces wymaga wysiłku, a ty jesteś go warta. Fascynuje mnie twoja zdolność budowania życia, które ekscytuje i daje poczucie spełnienia twojemu ja autentycznemu. Biorąc pod uwagę sukces, jaki osiągnęłam z rzeszą uczniów i klientów, nie mam cienia wątpliwości, że ty też możesz tego dokonać.
Jak to będzie wyglądało
W pierwszej części książki zbieramy informacje i wykonujemy szczerą inwentaryzację wszystkich obszarów twojego życia, wyciągając na światło dzienne poszczególne życiowe doświadczenia, wpływy i błędne informacje, które mogą się przyczyniać do twoich kłopotów z granicami. Dokopiemy się do twojego schematu granic i rzucimy światło na świadome oraz nieuświadomione sposoby twojego obecnego podejścia do kwestii granic. Wpływ na nie wywarło to, czego nauczyłaś się w dzieciństwie, w tym metody wychowawcze, zachowania, które zaobserwowałaś wśród członków rodziny, a także normy społeczne z szerzej pojętego kręgu kulturowego. Wiele osób widzi w tym procesie prawdziwe wyzwolenie. Nie jesteś winna swoich wyuczonych zachowań, ale z całą pewnością ponosisz odpowiedzialność za to, jak dziś je interpretujesz. Mając odpowiednie narzędzia i przewodnika, znajdziesz w sobie moc, by napisać swój schemat na nowo.
W drugiej części przejdziemy do nabierania biegłości w języku granic i podejmowania drobnych kroków opartych na nowo zdobytej wiedzy o sobie. Wszelkie narzędzia, strategie i scenariusze mogą zostać dopasowane do twojego stylu i poziomu komfortu. Nie istnieje jedna pasująca do wszystkich metoda budowania granic. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, podobnie jak sposób, w jaki widzisz i wyrażasz swoje preferencje i niepodlegające negocjacjom warunki.
Omówimy też krok po kroku proces stworzenia proaktywnego planu ustalania granic, techniki konieczne, by przejść od reaktywnych do proaktywnych zachowań związanych z granicami. Powiemy, jak radzić sobie z ludźmi, którzy usiłują naruszać twoje granice na długo po tym, jak jasno je wytyczyłaś, i przeanalizujemy wypadki, w których zasady nie obowiązują, zwłaszcza gdy dochodzi do interakcji z Pogromcami Granic, czyli narcyzem i innymi trudnymi typami osobowości. Będę ci towarzyszyć na każdym etapie jako współczująca, kochająca (i wymierzająca kopa w tyłek) przewodniczka.
W ramach procesu nawiążesz kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem, tą częścią ciebie, której potrzeby nie zostały w dzieciństwie zaspokojone. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam pojęcie „dziecko wewnętrzne”, jeszcze zanim zostałam terapeutką, miałam ochotę odrzucić je jako wierutne bzdury. Brzmiało ono zbyt pretensjonalnie i niepoważnie, jak jakieś myślenie magiczne. Prawda jest jednak taka, że niezagojone rany z dzieciństwa rzutują negatywnie na nasze obecne relacje. Z czasem zrozumiałam, że „wewnętrzne dziecko” wymaga troski w bardzo realnym wymiarze (więcej na ten temat w rozdziale 8). Teraz musisz tylko otworzyć się na myśl, że twoje reakcje na bieżące sprawy mogą być powodowane przez, dajmy na to, pięcioletnią wersję ciebie. Pozwoliłabyś, żeby pięciolatek podejmował istotne decyzje dotyczące twojego małżeństwa i rodziny? Pozwoliłabyś, żeby pięciolatek decydował o twoich ruchach zawodowych? Nie sądzę.
Tu właśnie potrzebne nam jest współczucie dla samych siebie. Tylko dzięki niemu możliwy będzie rozwój konieczny do uświadomienia sobie dysfunkcyjnych zachowań. Zaglądanie do pokrytych pajęczyną kątów piwnicy, aby odkryć potencjalnie niekomfortowe wspomnienia z przeszłości, to część procesu, ale zapewniam, że tkwienie w przeszłości nie jest samo w sobie celem. Sięgając wystarczająco daleko wstecz, możemy odnaleźć przeżycie lub doświadczenie, które wymaga naszej uwagi, a które można połączyć niczym kropki z bieżącą sytuacją. Zidentyfikowanie pierwotnych ran prowadzi do uznania, przepracowania i uhonorowania doświadczeń wewnętrznego dziecka. Zrozumienie wczesnych doświadczeń wyjątkowo pozytywnie wpływa na obecne życie.
Żebyś nie zapominała o traktowaniu siebie ze współczuciem, podam ci strategię (rozdział 6), która pomaga _określić_, kiedy aktywizuje się w tobie dziecko, tak byś mogła _odpuścić_ dawną reakcję i wybrać najkorzystniejszą dla siebie _odpowiedź_ twojego dorosłego ja. Nazywam to strategią 3O (Określ–Odpuść–Odpowiedz).
Jeśli jesteś podobna do tysięcy moich klientów i uczniów, którzy przeszli tę drogę przed tobą, odkrywcza natura tego procesu wzbudzi w tobie wachlarz emocji – nadzieję, wyczerpanie, lęki i ekscytację. Czasem możesz się czuć jak egoistka, szczególnie w chwilach, gdy zmieniasz niepisane umowy w swoich relacjach i jako priorytet zaczynasz traktować własne uczucia. U niektórych już sama myśl o poruszeniu kwestii granic wywołuje poczucie strachu, winy i wstydu. _Czy moi bliscy mnie wyśmieją? Czy odrzucam ich, jednostronnie zmieniając zasady postępowania?_
W miarę tworzenia zestawu umiejętności pamiętaj, że prawdziwa, trwała zmiana następuje pomału, nie z dnia na dzień. Nauczysz się wprowadzać nowości i modyfikować zachowania, podejmując po prostu kolejny właściwy krok, a potem kolejny. Przed tobą trudna podróż od części pierwszej (zbierania informacji) do części drugiej (przekształcania ich w nowe wzorce i wybory). Dobrze więc, by cierpliwość i empatia wobec samej siebie towarzyszyła ci w procesie uwalniania się od głęboko zakorzenionych, sabotujących postaw i zachowań.
Kiedy poprzyglądasz się własnym błędom związanym z granicami, możesz poczuć zakłopotanie, żal czy wstyd. Zrozum, proszę, że twoje minione zachowania nie odzwierciedlają tego, kim jesteś – a tylko to, co na danym etapie wiedziałaś. Cała niniejsza książka i proces osobistej transformacji to przestrzeń niepodlegająca ocenie. W chwilach, w których czujesz się podle, powiem ci: ciesz się. Robisz coś, czego osiemdziesiąt procent społeczeństwa nigdy nie zrobi. Poza tym jesteś człowiekiem. Daj sobie trochę luzu.
Prawda jest jednak taka: to ty sama odpowiadasz za napisanie swojej instrukcji obsługi. Tę instrukcję „przeczyta” każdy, kogo spotkasz. Jeśli czujesz się znieważana, niedoceniana lub niezauważana, oznacza to, że pora skorygować ją i ustawić poprzeczkę wyżej zarówno dla siebie, jak i dla innych osób. Jest to w pełni wykonalne.
Aby zwiększyć twoje szanse na sukces, zachęcam do wygospodarowania bezpiecznej i przytulnej przestrzeni w domu, gdzie będziesz mogła się zatroszczyć o swoją przestrzeń wewnętrzną. To święte miejsce nazywam Oazą Zen. Jest ono doskonałe na medytacje, pisanie dziennika oraz wykonywanie ćwiczeń integrujących, o których przeczytasz więcej poniżej.
Kilka wskazówek dotyczących używania niniejszej książki
Niezależnie od tego, w jaki sposób lubisz czytać, powiem jasno: z tej książki należy korzystać w porządku chronologicznym. Dlaczego? Bo każdy rozdział czerpie z poprzedniego.
Żeby ułatwić zastosowanie tego, czego się uczysz, w każdym rozdziale proponuję porady, samoocenę i ćwiczenia. Tych samych metod używam z moimi klientami i uczniami i są one niezwykle istotne do osiągnięcia upragnionych rezultatów.
Porady „W skrócie”: W każdym rozdziale podsumowuję główne pojęcia, żeby nic ci nie umknęło.
Twoja kolej: Szybka samoocena na bieżąco umożliwia personalizację informacji i dostosowanie ich do twoich wyjątkowych doświadczeń.
Granice w praktyce: Na końcu każdego rozdziału proponuję dwa główne sposoby zastosowania wiedzy w praktyce. _Świadomość_ podsuwa te, które umożliwiają poszerzanie samoświadomości. _W głąb_ proponuje ćwiczenia integrujące (ich ciąg dalszy znajduje się na końcu książki), które pomagają budować trwałą zmianę (nie pomijaj ich!). Od czasu do czasu proponuję też coś, z czego możesz czerpać inspirację (_Zainspiruj się_).
Mistrzowski zestaw bonusowy online: Zajrzyj na stronę BoundaryBossBook.com/bonus – znajdziesz tu unikatowe narzędzia do treningu uważności, medytacje sterowane i dodatkowe strategie.
Moja rada? Pracuj w swoim tempie, przyjmuj to, co działa, a resztę zostaw. Kiedy robi się gorąco, zwolnij, ochłoń i oddychaj. Pamiętaj o narzędziach, których nabywasz, i używaj ich. Daj sobie przestrzeń, czas i wróć, kiedy poczujesz gotowość. Praca nad swoim wnętrzem potrafi obudzić potężne emocje. Zwróć na nie uwagę i się w nie wsłuchaj. Zadaj sobie pytanie: Czy potrzebuję
- przerwy?
- spaceru?
- rozmowy z przyjacielem lub terapeutą?
Ponosisz odpowiedzialność za własne zdrowie psychiczne i bezpieczeństwo emocjonalne i musisz je zawsze traktować jako niepodważalny priorytet. W czasie naszej podróży _dbaj, proszę, o siebie_. Obiecuję, że jeśli włożysz w to pracę, zobaczysz i poczujesz pozytywne skutki w swoim życiu i relacjach.
Chociaż zapanowanie w pełni nad granicami wymaga sporo czasu, to nauka, jak je wytyczać i egzekwować, już nie. O ile nie zboczysz z kursu, na zakończenie tej książki zdobędziesz potrzebne do tego umiejętności i wiedzę. Systematycznie wyplenisz zafałszowane informacje, które kierowały twoimi zachowaniami. Przekształcisz ograniczające cię, odruchowe schematy myślowe w silne, świadome przekonania i czyny. Utorujesz drogę pozytywnym i trwałym zmianom, które przyniosą satysfakcję, pewność i spokój wszystkim twoim relacjom. Oprzesz je na tym, czego naprawdę pragniesz, a nie na bagnie, które dostałaś w spadku. Świadomość siebie, którą zdobędziesz, wpłynie w istotny sposób na resztę twojego życia.
Niech ta książka będzie darem płynącym z mojego serca do ciebie. Przez ponad dwadzieścia lat na własne oczy widziałam, jak ten proces odmienia życie i sprawia, że język zdrowych granic, a także wcielanie ich w życie, stają się przystępne i skuteczne. Każdego dnia obserwuję tego namacalne skutki zarówno w moim własnym życiu, jak i w życiu moich klientów. Do tej pory pomogłam tysiącom kobiet z całego świata stać się na ich własny sposób Strażniczkami Granic. Moją życiową misją jest wskazywanie ścieżki ku życiu, które jest jedyne w swoim rodzaju i pełnowartościowe.
Gotowa, by wypłynąć na głębokie wody?
Do dzieła!
1 H.B. Braiker, _The Disease to Please_, Nowy Jork 2001, s. 1.1
Od dziadostwa do mistrzostwa
Między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia byłam druhną osiem razy. _Osiem_.
Powinnam była uprzejmie odmówić skorzystania z przynajmniej połowy tych doświadczeń okraszonych paskudną kiecką, ale nie wiedziałam, jak powiedzieć „nie”. Albo: „Nigdy w życiu”, albo wręcz: „Bardzo chciałabym świętować twoją wielką miłość i tak dalej, ale muszę się zająć sprawą niecierpiącą zwłoki”. (Na przykład wygrzebaniem z dna skarbonki drobniaków na metro, bo byłam spłukaną dwudziestodwulatką, która usiłowała zrobić karierę w Nowym Jorku). Jak miałam sobie pozwolić na wesela z dziewczynami, które znałam z czasów kelnerowania? Prawdę mówiąc, moje obawy, że zawiodę przyszłe panny młode, były czymś znacznie gorszym niż przygnębiająco niski stan konta w banku. Nie chciałam wyjść na niegrzeczną, pozbawioną empatii czy, co najgorsze, „niemiłą”. Gdybym odmówiła, odrzuciłabym przywilej bycia wybraną. Kim byłam, żeby zrobić coś takiego?
Pod wpływem tego lęku wybuliłam tysiące dolarów, których nie miałam (witaj, debecie na karcie kredytowej), żeby uczestniczyć w rytuałach organizowanych przez osoby, których nie zaprosiłabym nawet na parapetówkę (gdybym oczywiście miała dom). Nic dziwnego, że czułam się obciążona i rozżalona. Te tłumione potajemnie emocje pojawiały się tu i tam na wieczorach panieńskich, kolacjach przedślubnych czy ilekroć mój wzrok spoczął na przystrojonych bufkami _à la_ lata osiemdziesiąte, wiszących w głębi mojej szafy turkusowych sukienkach, których z całą pewnością nie zamierzałam nigdy więcej na siebie wkładać. I po co to wszystko? Dla „zaszczytu”, że nie mogę powiedzieć, co naprawdę czuję. Z tej perspektywy jedyny komentarz, jaki przychodzi mi do głowy, to: „Pier****ć to”.
Mój status wiecznej druhny stanowił symptom znacznie większego problemu, z którym borykają się miliony kobiet: niezdrowych granic. Tak, trudności w zbudowaniu, egzekwowaniu i komunikowaniu zdrowych granic we wszystkich sferach życia to w zasadzie epidemia. Koszty tych trudności są olbrzymie. Prowadzi to do pełnych konfliktów relacji, braku równowagi sił, braku kontroli nad własnym życiem i ogólnej niemocy. Masz czas na afery? Nie, nie masz.
W przypadku moich (a pewnie i twoich) zaburzonych granic strach, że kogoś rozczaruję, zwyciężał ze zdrowym rozsądkiem. _Mogłam_ wybrać inaczej. _Mogłam_ określić granice wokół tego, jak wykorzystuję swój cenny czas i pieniądze. _Mogłam_ powiedzieć: „Nie, dziękuję. Ta kiecka jest ohydna, podobnie jak twój narzeczony”. (Podrywał mnie na przyjęciu zaręczynowym!) Powiedzmy otwarcie, że miałam do dyspozycji wiele opcji. Istniała jednak pewna wielka przeszkoda niepozwalająca mi na prężenie muskułów zarządzających granicami: nie zdawałam sobie sprawy, że w ogóle mam wybór.
Na jakimkolwiek etapie życia się właśnie znajdujesz, ty również masz wybór.
Przez ostatnich dwadzieścia lat prowadzę praktykę jako licencjonowana terapeutka kliniczna i pracuję głównie z kobietami, które cierpią z powodu licznych kłopotów z granicami. Od niekonsekwentnych, przez zbyt elastyczne, po niewystarczająco elastyczne, ich granice są tak czy inaczej _zaburzone_. Niektóre klientki są tak niezależne i samowystarczalne, że nigdy nie proszą nikogo o pomoc i nikomu nie pozwalają sobie pomóc. Powstrzymają taksówkarza przed włożeniem ich ciężkiej walizki do bagażnika, a kasjera przed pakowaniem ich zakupów (czyli przed robieniem tego, co należy dosłownie do _ich obowiązków_). „Poradzę sobie, dziękuję”, powiedzą. Inne cierpią na kompulsywną potrzebę zadowalania innych kosztem własnego dobra lub nadmiernie się eksploatują, żeby cieszyć się u wszystkich względami (nawet u ludzi, których właściwie nie lubią). Może się to przejawiać w mówieniu „tak”, kiedy chcą powiedzieć „nie”, jak kiedy zgadzają się na poprowadzenie szkolnej kwesty (znowu), chociaż jednocześnie są przeciążone pracą i usiłują sprzedać dom.
TWOJA KOLEJ
Jaką masz relację z granicami?
Poniżej znajdziesz powszechne trudności związane z granicami. Dostrzegasz któreś z nich u siebie?
- Czy zdarza ci się zgadzać na czyjąś prośbę, mimo że twoje wnętrze mówi: „Nie, dzięki”? „Jasne, zrobię to dla ciebie (_całkowicie ignorując samą siebie_). Brzmi świetnie, nie mogę się doczekać!”.
- Czy sprawiasz sobie kłopot, robiąc coś dla innych? „Pewnie, zajmę się przez tydzień twoim kotem, bo nie masz ochoty płacić zawodowcowi!” (_Mimo że zatrzymanie się na Brooklynie wydłuża mi o godzinę dojazd do pracy, a twój kot mnie nienawidzi. No dobra, być może z wzajemnością_).
- Jeśli zachowanie twojego znajomego jest problematyczne, czy unikasz trudnej rozmowy, unikając go? „Bardzo chciałabym się spotkać, ale mam tyle roboty!” (_Chociaż mam mnóstwo czasu dla nieutrudniających życia znajomych_).
- Czy stosujesz bierno-agresywne przejawy złości zamiast spokojnie wyrazić swoje uczucia? „Jak sobie chcesz. Zmieniłam plany przez wzgląd na to, co powiedziałeś wcześniej, ale nie ma problemu!” 😊
- Czy jesteś tak samowystarczalna, że robisz wszystko na własną rękę? „Poradzę sobie!” (_Mimo że jestem wykończona, rozgoryczona i właśnie przeglądam w myślach listę osób, które powinny mi pomóc przez wzgląd na moją dotychczasową szczodrość_).
Jeśli dostrzegasz siebie w którymkolwiek z powyższych przykładów niezdrowych granic, bądź pewna, że nie jesteś sama. W tej chwili zbieramy informacje na temat twojej osobistej relacji z granicami. Rzucą one światło na te obszary, na których należy skoncentrować twoje wysiłki.
Albo zaproszą kuzyna alkoholika na swoje urodziny, choć wiedzą, że to się źle skończy. Z zawodowego doświadczenia i własnej historii wiem, że „nie” wydaje się bardzo prostym słowem, a jednak dla wielu osób jest najtrudniejsze do wypowiedzenia.
Ilekolwiek obejrzelibyśmy w mediach społecznościowych memów z gatunku „_Nie_ to całe zdanie!” czy „Dasz radę, dziewczyno!”, prawdziwa znajomość własnego ja autentycznego i jego wyrażanie są znacznie bardziej skomplikowane, kiedy kiepskie granice stanowiły naszą dotychczasową normę…
Słabe granice potrafią wykończyć. Tworzą sytuacje konfliktowe, które wysysają z nas czas i energię. Jak zapewne zdajecie sobie już sprawę, gaszenie pożarów w życiu osobistym wymaga wiele wysiłku. Uwikłani we własną nieumiejętność stawiania granic, często jednak nie zdajemy sobie sprawy, że to my sami niechcący te pożary wzniecamy. By położyć kres zamętowi, który nas rozprasza, musimy się cofnąć do naszych najwcześniejszych źródeł wpływu – miejsca zbrodni, że tak to ujmę – gdzie powstały pierwotne rany i skąd czerpaliśmy naszą wiedzę.
Żeby zilustrować to, w jaki sposób pierwotne rany prowadzą do niezdrowych granic i konfliktów wywoływanych naszymi własnymi rękami, zajrzyjmy do przeszłości. Podzielę się krótkim ujęciem tego, jak z chodzącej katastrofy przeistoczyłam się w jakby-mniejszą-katastrofę, a następnie we w pełni ukształtowaną Strażniczkę Swoich Granic. Mam nadzieję, że w mojej historii dostrzeżecie przebłyski samych siebie i nabierzecie pewności, że również jesteście w stanie odbyć swoją podróż do mistrzostwa.
Patrz i ucz się
Wszystkiego na temat zaburzonych granic i nieefektywnej komunikacji nauczyłam się w młodości od dwóch osób, które zanim zaczęły wychowywać dzieci, nie nabrały żadnego życiowego doświadczenia. Moja matka miała dziewiętnaście lat i od trzech miesięcy studiowała w college’u, kiedy zaszła w ciążę z moją najstarszą siostrą. Całkiem zrezygnowała z nauki i poślubiła mojego ojca na tyłach prezbiteriańskiego kościoła w Glen Falls w stanie Nowy Jork. Następnie w ciągu niespełna sześciu lat spłodzili kolejne trzy córki. Ja jestem najmłodsza.
Wychowując nas na prowincji New Jersey, rodzice wpoili nam tradycyjne wzorce. Ojciec był żywicielem rodziny, typem urzędnika wyższego szczebla, który w weekendy grał w golfa, za dużo pił (poziom konsumpcji martini jak z _Mad Mana_) i po powrocie z pracy do domu oczekiwał obiadu na stole. Matka była kochającą, empatyczną, opiekuńczą i niepracującą mamą, która wychowywała nas i wszystkich naszych przyjaciół. Ojciec zarabiał, matka zajmowała się całą resztą, w tym prowadzeniem gospodarstwa domowego i dbaniem o nasz dobrostan.
Nasza rodzina, jak wiele innych, była kłębowiskiem niebezpośredniej komunikacji i emocjonalnych dysfunkcji. Oboje rodzice pochodzili z rodzin, w których unikano otwartej rozmowy na jakiekolwiek bolesne czy problematyczne tematy. I tu leży sedno sprawy: brak umiejętności skutecznej komunikacji prowadzi do osłabienia lub zaburzenia zdolności stawiania granic.
Mimo że ojciec nie był brutalny ani przemocowy, wszyscy obawialiśmy się jego dezaprobaty. Matka pilnowała się, żeby go nie zdenerwować. Ja i moje siostry słyszałyśmy jego głęboki, mrukliwy głos tylko wtedy, gdy pojawiał się jakieś problem. Do trzynastego roku życia, kiedy to rodzice się rozwiedli, zamieniłam z ojcem w sumie góra sto słów.
Ogólnie rzecz ujmując, brak komunikacji przekładał się na emocjonalną niedostępność. Nawet kiedy ojciec był, to nie było go z nami. „Hej, kibicki!” oznaczało „Przejmuję telewizor, żeby pooglądać golfa”. Mogłyśmy być z siostrą pochłonięte ostatnimi pięcioma minutami _Grease_ (wyobraźcie to sobie tylko: moment przed tym, jak Olivia Newton-John przemienia się z grzecznej dziewczynki w kopcącą, ubraną w spandex kocicę), ale na dźwięk słowa „kibicki” wiedziałyśmy, że istnieje tylko jedna właściwa reakcja: „Nie ma sprawy. Paaa!”. Żadnej z nas tak naprawdę nie podobało się, że nie mogłyśmy obejrzeć zakończenia, a mimo to zachowywałyśmy się tak, jakby wcale nam to nie przeszkadzało. Ujawnienie prawdy nie wchodziło w grę.
Niejednokrotnie najsilniej działają w rodzinie te zasady, które nie zostały otwarcie ustalone. W mojej, na przykład, było jasne jak słońce, że rodzice mają niepisaną umowę na temat roli każdego z nich: tata był żywicielem rodziny, a mama opiekunką i menedżerką. Jednak najistotniejszy bodaj milczący pakt w moim domu dotyczył unikania bezpośredniego wyrażania złości. Tak jak wyczuwałam, że moja wiecznie radosna mama boi się naruszyć _status quo_ z ojcem, tak też instynktownie wiedziałam, że złość była tematem tabu.
Człowiek, nawet mały, jest zaprogramowany, by ograniczać do minimum narażanie się na potencjalne niebezpieczeństwo. Trening z dzieciństwa nauczył mnie, żeby automatycznie odczytywać ludzi i badać sytuację w celu oceny poziomu zagrożenia i uniknięcia konfliktu. _Czyjakolwiek_ złość mogła być groźna. Świadomie unikałam denerwowania ojca. Podobnie jak moje siostry nie wyrażałam też prawdziwych uczuć. Ale emocje nie znikają ot tak, tylko dlatego, że są niewygodne lub nieakceptowane przez system rodzinny. Schodzą do podziemia. A to niedobrze.
W naszym domu cztery nastolatki uzewnętrzniały tłumioną złość poprzez trzaskanie drzwiami, rzucanie obelg i, jeśli rodziców nie było, sporadyczne bójki na pięści. Starsze siostry wylewały swój gniew (jak i zawoalowane uczucia całego systemu rodzinnego) w sposób tyle dramatyczny, ile niebezpośredni, uciekając z domu, wiążąc się z kiepskimi chłopakami, biorąc narkotyki i pijąc. Przy tych okazjach widok dezaprobaty ojca i cierpienia matki wywierał na mnie silne wrażenie. Poprzysięgłam, że sama nigdy nie stanę się ich przyczyną. Nie żebym nie robiła większości powyższych rzeczy. Robiłam. Tylko dbałam o to, by nigdy mnie na nich nie przyłapano.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_