- promocja
Strefa komfortu - ebook
Strefa komfortu - ebook
Życie w strefie komfortu może być świetną bazą do osiągnięcia spokoju, harmonii i kreatywnej energii, a sukces wcale nie musi wiązać się z presją i ciągłym stresem! Współcześnie dominuje pogląd, że wyłącznie wychodząc ze strefy komfortu możesz się rozwijać, pokonywać własne słabości i osiągnąć sukces. Jednak dla wielu perspektywa wyjścia z tej strefy komfortu działa przerażająco. Autorka pokazuje jednak, że strefa komfortu to NIE jest strefa rozleniwienia się i niepodejmowania żadnych wyzwań. To po prostu obszar bezpieczeństwa – a jeśli czujemy się niezagrożeni i wyluzowani, to takie samopoczucie służy nam zdecydowanie bardziej niż nieustanna nerwówka, stres i konieczność przekraczania własnych granic.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15469-8 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Witajcie
Zaczynamy tutaj
Drodzy czytelnicy, zapomnijcie wszystko, co kiedykolwiek czytaliście na temat strefy komfortu. Najwyższy czas, aby stworzyć dla siebie życie, które będziemy kochać (a może nawet spełnić swoje największe i najśmielsze marzenia), zacząć ten proces w miejscu, które wydaje się nam naturalne i – faktycznie – KOMFORTOWE.
Niniejsza książka udowodni, jak błędna jest koncepcja, która głosi, że przebywanie w naszej strefie komfortu uniemożliwia nam osiągnięcie zadowolenia z życia. Pora obalić ten przestarzały pogląd i zmienić sposób myślenia.
Strefa komfortu to nie miejsce, w którym możemy pozostawać bezczynnie tylko dlatego, że dobrze się w nim czujemy. To nie miejsce otoczone murem uniemożliwiającym nam spełnienie naszych marzeń. Strefa komfortu, której poświęcona jest niniejsza książka, to miejsce rozwoju, pełne możliwości i radości życia. Pokażę wam, że szczęśliwe życie jest na wyciągnięcie ręki i że jego osiągnięcie nie wymaga od nas zbytniego wysiłku.
W mojej książce przedstawiłam opinie, które nie są zbyt popularne i powszechne. Śmiem nawet twierdzić, że nikt jeszcze nie zdefiniował strefy komfortu w ten sposób. Chciałabym zachęcić wszystkich do zapoznania się z tą nową koncepcją, która sprawi, że w zupełnie inny sposób spojrzycie na kwestie komfortu i cierpienia, powodzenia i porażki czy też zacofania i rozwoju.
Moje życie poza strefą komfortu
„Jeśli będziesz tylko marzyć, niczego w życiu nie osiągniesz. Musisz być realistką”. Takie uwagi słyszałam przez całe dzieciństwo, gdyż odkąd pamiętam, zawsze byłam marzycielką. Moje serce zawsze przepełniały silniejsze ode mnie uczucia. Patrzyłam na świat przez różowe okulary i zawsze starałam się dostrzegać dobre strony nawet w najgorszych sytuacjach, kiedy moje życie pełne było niepokoju i zamętu.
Kiedy byłam mała, bardzo dużo czasu spędzałam u dziadków, gdyż moja mama musiała pracować, dzięki czemu nie utożsamiałam się z ciężką sytuacją panującą w mojej rodzinie. Nie uświadamiałam sobie, jak trudno było mojej matce. Można powiedzieć, że jestem żywym dowodem na to, że niewiedza jest błogosławieństwem. A potem, kiedy opuściłam dom dziadków i poszłam do szkoły, zaczęły do mnie docierać różne rzeczy, z których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy.
Każdego ranka, kiedy wchodziłam do klasy, moi rówieśnicy wyśmiewali się z mojego pobrudzonego i podartego ubrania, które było stare i które czasami nie było prane przez cały tydzień. W przerwie obiadowej pani w stołówce oznajmiała donośnym głosem: „_Twój_ obiad jest darmowy”, co słyszeli wszyscy uczniowie.
Na przerwach między lekcjami moi koledzy i koleżanki z klasy huśtali się na huśtawkach, rozmawiając o swoich zainteresowaniach, zabawach i wycieczkach rodzinnych, w których uczestniczyli wraz z rodzicami. Moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Moja matka samotnie wychowywała czworo dzieci i żyła z zasiłku. Ojciec opuścił nas dawno temu. Był jednym z czterech mężczyzn, którzy twierdzili, że jestem ich córką.
Przez wiele lat byłam przedmiotem drwin i pogardy. Nigdy nie byłam wystarczająco mądra, szczupła czy popularna. Na szczęście te „braki” nigdy nie wpłynęły na moje poczucie własnej wartości, o której byłam zawsze w głębi serca przekonana.
Byłam odmieńcem nie tylko w oczach rówieśników. Nauczyciele często besztali mnie, że jestem nieprzygotowana do lekcji i że muszą tracić czas, gdyż nie pojmuję wszystkiego tak szybko jak inni uczniowie.
Sytuacja w domu nie była lepsza. Tak naprawdę z radością wychodziłam do szkoły, pomimo drwin i złego traktowania. Szkoła była dla mnie ucieczką, choć nie czułam się tam bezpiecznie ani komfortowo.
Wręcz przeciwnie, wmawiano mi, że dyskomfort to uczucie całkiem pozytywne.
Nauczyciele zawsze mówili mi: „Jeżeli chcesz cokolwiek osiągnąć, musisz wyjść poza swoją strefę komfortu”. Również mój dziadek powtarzał: „Gdy czujesz się zbyt komfortowo, nie osiągniesz żadnych sukcesów w życiu”. Raz nawet, w trakcie zajęć z WF, jedna z dziewczynek powiedziała: „Piękno jest bolesne”.
Wydawało się, że zgodnie z powszechną opinią moje sukcesy i poczucie własnej wartości były nierozłącznie związane z uczuciem bólu i dyskomfortu. I jeżeli chciałam coś w życiu zmienić, musiałam wyjść poza moją strefę komfortu oraz pogodzić się z przykrościami, które tam na mnie czekały.
Pomimo tych wszystkich trudności bardzo chciałam zmienić swoje dotychczasowe życie. Chciałam osiągnąć wiele wspaniałych rzeczy, pomagać innym i zbawić świat. Choć te wszystkie cele i wizje były głęboko zakorzenione w moim sercu, nikt inny nie podzielał mojej wiary w przyszłość.
Kiedy w trzeciej klasie wręczałam nauczycielce moje pierwsze dzieło – historię życia Abrahama Lincolna – powiedziałam dobitnie: „Pewnego dnia napiszę książkę, która zmieni świat”. Nigdy nie zapomnę pogardliwego wyrazu jej twarzy i lekceważącego śmiechu, który zranił mnie bardziej niż jej słowa: „Kristen, ty przecież ledwo czytasz i piszesz. Nie udało ci się przeczytać nawet jednej powieści do końca. Nigdy nie dasz rady napisać żadnej książki”.
Kiedy wspominam te lata, widzę teraz, że ciągle krytykowano mnie za wszystko, co wydawało mi się zupełnie naturalne. Lubiłam rozmawiać, ale zawsze mówiłam zbyt głośno albo zbyt dużo. Jeśli dużo czasu mijało, zanim udało mi się zrozumieć jakąś koncepcję, mówiono mi, że brak mi inteligencji i umiejętności. Kiedy próbowałam przewodzić grupie, odbierano to jako apodyktyczność. A jeśli próbowałam stanąć we własnej obronie, oskarżano mnie o zbytnią wrażliwość. Choć nadal w siebie wierzyłam, pod wpływem tej krytyki z roku na rok coraz bardziej słabło moje poczucie własnej wartości, aż wreszcie zaczęłam tłumić w sobie wszystkie talenty. Zaczęłam nawet myśleć o sobie jak o małej dziewczynce, która chciała zbyt wiele, nie mając przy tym żadnych zdolności. Często pytałam siebie: „Kim ja jestem, żebym miała prawo oczekiwać czegoś więcej?”.
Ale zawsze chciałam czegoś więcej. Co więc miałam robić? W jaki sposób mogłam zmienić swoje przeznaczenie i osiągnąć sukces? Na podstawie wszystkiego, czego się nauczyłam do tej pory, wydawało mi się, że nareszcie znalazłam odpowiedź: trzeba po prostu ciężej pracować i czuć się mniej komfortowo!
Jak tylu innych ludzi, wzięłam to sobie mocno do serca i rzuciłam się w wir życia. Jeżeli ciężka praca i poczucie dyskomfortu pomogą spełnić moje marzenia, ta walka będzie moim nowym „ja”. Czasami przychodziło mi do głowy, że to nie było życie, jakiego zawsze pragnęłam. Ale w takich przypadkach ktoś, kogo podziwiałam, mówił mi: „Musisz wyjść poza swoją strefę komfortu”, co utwierdzało mnie w moich dalszych wysiłkach.
„To jest właściwa droga”, mówiłam sobie, mimo że czułam się okropnie. „Może powinnam wyjść poza moją strefę komfortu jeszcze dalej – może wtedy poczuję się lepiej”.
Jednym z bardzo niebezpiecznych efektów ubocznych takiego podejścia do życia był fakt, że im mniej komfortowo się czułam, tym bardziej pragnęłam zadowolić wszystkich dookoła, szukając ich miłości, akceptacji i aprobaty. Myślałam, że jestem bardzo mądra, kiedy odkryłam, że mogę przybrać maskę i zakryć uśmiechem wszystkie moje problemy. Był to dla mnie wspaniały mechanizm przetrwania.
Kiedy zaczęłam szkołę średnią, pragnienie wprowadzenia zmian w moim życiu stało się jeszcze silniejsze. MUSIAŁAM osiągnąć sukces! Więc zrobiłam to, co w moim przekonaniu było niezbędne: postanowiłam znosić tyle przykrości i trudności, ile byłam w stanie. Każdego dnia wstawałam o piątej rano. Zaczęłam obsesyjnie realizować swoje cele, ciągle próbując zadowolić innych. Przeszłam na dietę i zaczęłam ćwiczyć dwa razy dziennie, ucząc się przy tym bardzo intensywnie.
Te wszystkie wysiłki dały wspaniałe rezultaty. Zdobyłam aprobatę nauczycieli i zaczęłam osiągać coraz lepsze wyniki w nauce. Udało mi się schudnąć. Rówieśnicy zaczęli mnie akceptować i przyjaźnić się ze mną. „Wreszcie udało mi się rozszyfrować, jak to działa”, mówiłam sobie.
Coraz usilniej pracowałam nad sobą, wierząc, że dzięki temu osiągnę swoje marzenia. Nie zważałam na ból, a ciężka praca pozwalała mi czuć się bezpieczniej. Póki próbowałam pokonać barierę mojej strefy komfortu, nie potrzebowałam talentu czy zdolności. Musiałam tylko coraz ciężej pracować, nie zważać na towarzyszący temu dyskomfort i ignorować coraz bardziej nasilający się stres i niepokój.
Ale nawet wtedy, kiedy żyłam w tak niezdrowy sposób, w głębi duszy czułam, że wybrana przeze mnie droga nie miała żadnego sensu. Często w moich myślach rodziło się pytanie, czy postępując wedle tej zasady, miałam kiedykolwiek szansę na szczęśliwe życie; trudno było ubrać je w konkretne słowa. A poza tym zaczynałam dostrzegać, jak skuteczna była metoda, którą obrałam, i starałam się tym bardziej porzucić myśli o życiu w komforcie.
Na studiach oprócz nauki udzielałam się w uczelnianej gazecie, działałam w internecie, a życie towarzyskie ograniczyłam do minimum. Niezagojone rany z dzieciństwa ukrywałam pod maską osoby osiągającej sukcesy i wspaniałe wyniki i byłam przekonana, że nareszcie znalazłam skuteczny sposób na życie.
Z pozoru wszystko wydawało się wspaniałe. Mieszkałam w kampusie uniwersyteckim. Byłam wolna. Na zajęcia przychodziłam przed czasem. Zostałam wpisana na listę dziekańską, co stanowiło wyróżnienie. Ale pod tym wszystkim krył się nieukojony ból i czułam, że coraz bardziej przygniata mnie wszechogarniający stres.
I tak oto, ponieważ nie miałam zbyt wielu narzędzi, które pozwoliłyby mi zrzucić ciężar, z którym borykałam się od tak dawna, i przestać wymagać od siebie zbyt wiele, moje całe życie zaczęło rozpadać się na kawałki. Byłam wypalona i zestresowana. Zaczęłam cierpieć na zaburzenia hormonalne i utyłam. Na zajęciach nękały mnie ataki paniki, co było dla mnie czymś zupełnie nowym. Musiałam szybko chować się w toalecie, by przeczekać, aż napad przejdzie. Zawsze czułam się potem roztrzęsiona i potwornie zmęczona. Musiałam wreszcie rzucić studia.
Byłam tym oczywiście zrozpaczona i potraktowałam to jako osobistą porażkę. Przez cały czas po głowie krążyło mi stare przysłowie: „Bez pracy nie ma kołaczy”. Starałam się wrócić do równowagi w jedyny znany mi sposób: do życia pobudzały mnie pasja, chęć działania oraz dyskomfort.
Dzięki tym uporczywym próbom znalazłam się w miejscu, które nazwałam strefą przetrwania, gdzie robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby pokonać stojące przede mną przeszkody. Wyprowadziłam się z kampusu i nauczyłam się pracować w domu. Projektowałam strony internetowe, udzielałam się aktywnie w mediach społecznościowych i zaczęłam sprzedawać na eBayu. I znowu zaczęłam lubić to, co robiłam, ignorując zupełnie wszelkie oznaki stresu, zmęczenia i obciążenia psychicznego.
Powtarzałam sobie nieustannie: „Kristen, nie możesz chronić się w swojej strefie komfortu. Musisz ją opuścić, nie masz innego wyjścia”. Za każdym razem, gdy napotykałam przeszkodę, czułam, że muszę ją pokonać. Byłam bardzo dumna z tego, jak dobrze sobie „radziłam”, i nadal robiłam wszystko, aby spełnić swoje marzenia. Jeżeli uczyłam się czegoś nowego, musiałam być w tym najlepsza. Starałam się wykorzystywać wszystkie szanse i możliwości, jakie oferowało mi życie. Nie potrzebowałam odpoczynku, relaksu czy rozrywki. Musiałam cały czas pokonywać nowe wyzwania i piąć się w górę.
Dopiero kiedy po raz kolejny popadłam w stan skrajnego wyczerpania, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego sama siebie tak traktuję. Gdy w końcu sięgnęłam dna i przestałam w ogóle cieszyć się życiem, ucichł wreszcie ten uporczywy głos, który ciągle wypychał mnie poza granice komfortu.
Miałam wtedy dwadzieścia kilka lat. Byłam kompletnie wypalona i nie miałam już nic do zaoferowania ani sobie, ani innym. Cierpiałam na depresję i ataki nerwowe, byłam bardzo gruba, nie miałam grosza przy duszy i czułam się kompletnie zagubiona. Przekroczyłam wszelkie granice wytrzymałości mojego organizmu i nie miałam już energii do działania. Resztkami sił opuściłam moją strefę przetrwania i znalazłam sobie miejsce w strefie samozadowolenia, gdzie kompletnie się rozsypałam. Strefy te opisałam bardziej szczegółowo w rozdziale 3. Na razie wystarczy powiedzieć, że będąc w tej właśnie strefie, która zdominowana jest przez strach, przykuta byłam do łóżka przez wiele tygodni. Moje całe życie legło w gruzach. Miałam zaledwie tyle siły, żeby przetrwać z dnia na dzień, a często nawet z godziny na godzinę. Cały czas spędzałam w łóżku targana negatywnymi emocjami: strachem, nienawiścią, depresją, niepokojem i całym mnóstwem innych. Wpadłam w otchłań rozpaczy, nienawidziłam samej siebie i nie miałam bladego pojęcia, jak się z tego wszystkiego wydostać. Nie wiedziałam nawet, czy będzie to w ogóle możliwe.
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy poszłam na terapię. Miałam wtedy dwadzieścia parę lat. Kiedy przyjęto mnie do szpitala na badania, był to jeden z warunków, jakie postawili mi lekarze. Znalazłam się tam w wyniku interwencji jednego z moich przyjaciół, który był bardzo zaniepokojony moimi myślami samobójczymi i kompletnym brakiem chęci życia.
Kiedy po raz pierwszy weszłam do gabinetu terapeutki, nie wiedziałam, czego oczekiwać. Krępowałam się mówić o sobie, ale jakoś mi się udało i tak zaczął się mój powrót do zdrowia. Po raz pierwszy w życiu ubrałam w słowa mój ból i wstyd i zorientowałam się, jak wielki ciężar dźwigałam przez ten cały czas. Nie mogłam się powstrzymać od płaczu. Ale terapeutka zareagowała zupełnie nie tak, jak tego oczekiwałam.
– Czy kiedykolwiek widziała pani _Rodzinę Potwornickich_? – spytała, nawiązując do popularnego serialu telewizyjnego z dawnych lat.
– Tak, widziałam.
– Czy wie pani – kontynuowała – że bardzo pani przypomina jedną z bohaterek o imieniu Marilyn? Jest pani pozytywną i normalną osobą. Musi pani częściej być sobą.
Po raz pierwszy w życiu poczułam, że ktoś mnie naprawdę WIDZI.
Nie miałam problemu z tym, kim byłam, w jaki sposób postrzegałam świat i co miało dla mnie w życiu sens, a co nie miało. Moim problemem było to, że nie potrafiłam się zaakceptować, że ignorowałam mój wewnętrzny głos i intuicję. Byłam zupełnie taka jak Marilyn _–_ pozytywna i normalna, ale niestety głęboko przekonana, że to ja się mylę i rację mają inni. Zbudowałam całe swoje życie, przekonania i plany na przyszłość, kierując się opiniami innych, uciekając przed ich drwinami i kpinami.
Kiedy sobie to uświadomiłam, przestałam tak bardzo się przejmować, co myślą o mnie inni, i zaczęłam iść własną ścieżką. Zaczęłam też ignorować te wszystkie etykietki, które mi przyczepiono, wreszcie poczułam się sobą. Nareszcie się odnalazłam. To było wspaniałe uczucie i nigdy już nie wróciłam do starego życia. Zaczął się etap powrotu do zdrowia i pracy nad sobą.
Powrót do komfortu
Chcę podzielić się moją historią, aby czytelnicy zrozumieli, że nie muszą czuć się niekomfortowo i by osiągnąć sukces, nie muszą być cały czas zestresowani, podenerwowani czy zmartwieni.
Niestety jestem jedną z licznych osób, które w ten sposób żyły. Pomimo tak wielkiej liczby poradników i materiałów uczących pozytywnego myślenia badania sugerują, że ponad połowa Amerykanów żyje w stanie ciągłego stresu, przygnębienia i frustracji, a według najnowszego sondażu Instytutu Gallupa jeden na pięciu mieszkańców USA „czuł się tak przygnębiony lub zdenerwowany, że nie mógł wykonywać codziennych czynności”. Żyjemy w czasach, w których wieczne przepracowanie jest czymś godnym podziwu, a ludzie uznają za rzecz zupełnie normalną, że potrzeba wypoczynku czy rozrywki powinna odejść na drugi plan. A kiedy wreszcie jadą na urlop albo spędzają więcej czasu z rodziną, nie opuszcza ich poczucie winy albo niepokoju.
W mojej książce często wracam do historii mojego życia i opisuję szczegółowo, w jaki sposób udało mi się wyrwać z okropnego cyklu stresu i wiecznego przepracowania do stanu przepływu – mojej prawdziwej strefy komfortu. Opisuję również, jakie narzędzia i techniki mi pomogły, mając nadzieję, że pomogą one również moim czytelnikom. Zawarłam tu też historie osób, którym udało się osiągnąć to, co wreszcie mnie się udało, kiedy zaczęłam żyć w swojej strefie komfortu. Każdy może taki sukces osiągnąć, żyjąc w takiej własnej strefie.
Obecnie rozpowszechnione przekonanie, że należy „wyjść poza strefę komfortu”, kreuje zestresowanych pracoholików, którzy przez większość życia czują się podenerwowani i niespełnieni. Niepokoi mnie, jak wielu ludzi do mnie pisze, zwierzając się, że tak bardzo chcieliby wziąć choć jeden dzień (albo nawet tydzień) wolnego, by odpocząć, ale na samą myśl o tym czują się winni. Taki styl życia prowadzi do coraz większej liczby przypadków depresji oraz zaburzeń psychicznych.
Żyjemy obecnie w zupełnie innym świecie, ale nadal trzymamy się starych wartości i przekonań, które nie zdają już egzaminu. Mówi się nam, że nie osiągamy sukcesu, bo zbyt mało od siebie wymagamy.
Ale tak naprawdę należy zadać sobie pytanie: czy naprawdę muszę wyjść poza swoją strefę komfortu?
Ja to przeżyłam i mogę z całą pewnością powiedzieć, że to się nie sprawdza.
Kiedy czujemy się niekomfortowo, nie popycha to nas do cięższej pracy i większego wysiłku; wręcz przeciwnie, pozbawia siły wewnętrznej i dodatkowo pogarsza nasze problemy.
Kiedy gonimy za dyskomfortem, stajemy się jego niewolnikami. Tak naprawdę nikt nie może żyć pełnią życia, czując się niekomfortowo.
Kiedy pozwoliłam sobie wreszcie na życie WEWNĄTRZ mojej strefy komfortu, pomimo panującej powszechnie opinii, że to wielki błąd, mogłam w końcu zrzucić z siebie ciężar przeszłości i stworzyć życie, którego zawsze pragnęłam. I to na własnych warunkach. I zrobiłam to w moim tempie. Pozwoliłam sobie na komfort i przestałam się spieszyć, zaczęłam słuchać mojego ciała i myśleć o swoich potrzebach. Zdałam sobie sprawę, że nie tyka mi nad głową żaden zegar, przypominając, jak szybko ucieka czas. Nareszcie zdobyłam prawdziwą moc. Moje prawdziwe ja. Nauczyłam się, kim jestem, dlaczego tutaj jestem i co powinnam robić. Jest to prawda, którą tylko ja potrafię widzieć, czuć, tworzyć i budować.
Kiedy gonimy za dyskomfortem, stajemy się jego niewolnikami. Tak naprawdę nikt nie może żyć pełnią życia, czując się niekomfortowo.
Moja książka opisuje wszystko, czego się nauczyłam, budując moje wymarzone życie, w którym przebywam w mojej strefie komfortu – a nie poza nią. Mam nadzieję, że w miarę czytania zaczniecie również czuć się coraz bardziej komfortowo, spędzając czas w swojej.
Kiedy wejdziecie już we własną strefę komfortu, zaczniecie się zastanawiać, jak mogliście kiedykolwiek żyć poza nią. Będziecie mieć wreszcie dostęp do swojej mądrości wewnętrznej i kreatywności oraz osiągniecie poczucie celu. Przebywając we własnej strefie komfortu, będziecie czerpać siłę z pozytywnych, przyjemnych i autentycznych uczuć. Kiedy wreszcie poczujecie się wygodnie, będziecie bardziej kreatywni, pełni energii, pewności siebie i wewnętrznej siły.
Przebywanie w mojej strefie komfortu zmieniło moje życie na lepsze w takim stopniu, że praktycznie graniczyło to z cudem. Chyba nikt nie czuł się tak fatalnie, jak czułam się ja piętnaście lat temu. A teraz inspiruję miliony ludzi na skalę globalną, stosując własną metodę pod marką Power of Positivity, która jest źródłem wielu idei i natchnieniem dla ponad pięćdziesięciu milionów zwolenników na całym świecie. Udało mi się pokonać napady paniki, stany lękowe i depresję bez potrzeby przyjmowania żadnych leków. Schudłam o połowę i czuję się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Urodziłam dwie przepiękne córeczki, choć powiedziano mi, że nigdy nie będę mogła mieć dzieci. Wygrzebałam się z bankructwa i dorobiłam dużego majątku; kiedyś bezrobotna, robię teraz to, co kocham, osiągając przy tym sukcesy.
Kieruję się swoimi pasjami i celami, pokazując światu moje prawdziwe oblicze. Jestem naprawdę szczęśliwa.
Oczywiście ciągle się rozwijam, uczę i przekształcam. I choć nadal staję w obliczu wyzwań i pewne obszary mojego życia wymagają ulepszenia, jestem szczęśliwa i wdzięczna za wszystko, gdyż mój dalszy rozwój nie jest już bolesny. Już nie dzieje się to kosztem mojego zdrowia i rodziny. W mojej strefie komfortu dalszy rozwój jest czymś tak samo naturalnym jak oddychanie. Jest częścią mnie, czyli zjawiskiem zupełnie naturalnym i instynktownym.
Dlaczego napisałam tę książkę
Wyobraźcie sobie, że osiągnęliście wszystko, czegokolwiek pragnęliście, bez narażania na szwank swojego wewnętrznego spokoju, zdrowia, długiego życia, relacji rodzinnych czy szczęścia. Wyobraźcie sobie bogate i spełnione życie pozbawione stresu i dużo spokojniejsze, bez poczucia, że musicie na to wszystko ciężko pracować.
To właśnie takie poczucie spokojnego rozwoju udało mi się osiągnąć w mojej strefie komfortu i tego samego chcę dla was. Dlatego napisałam tę książkę.
Bardzo cieszę się na myśl o naszej wspólnej podróży i jestem pewna, że metody i narzędzia, którymi się z wami podzielę, pozwolą osiągnąć wam sukces. Pamiętajcie tylko, że moim celem nie jest to, byście podążali moją ścieżką, ale byście stworzyli swoją. Każdy ma jedną, niepowtarzalną strefę komfortu. To od was zależy, jak ta strefa komfortu będzie wyglądać, byście mogli utworzyć z nią długą i zdrową relację.
Wierzę w was, wasze marzenia i indywidualne ścieżki, jakie wybierzecie. Teraz kolej na was! Jestem przekonana, że odnajdziecie się w swoich strefach komfortu i pokochacie samych siebie. Jest to najlepsza, najbardziej skuteczna i najprzyjemniejsza ścieżka prowadząca do WSPANIAŁEGO życia.
Nie urodziliśmy się, by cierpieć albo tylko walczyć o przetrwanie. Jesteśmy pełnymi siły istotami, które potrafią odczuwać wielką radość, szczęście, wolność i miłość.
Ja już ponad dziesięć lat mieszkam w mojej strefie komfortu i przekonałam się, że zapewnia mi ona radosne życie i poczucie spełnienia. Prowadziłam również badania nad ludźmi sukcesu, których życie biegnie w szczęściu i bogactwie. Stwierdziłam, że oni też żyją w swoich strefach komfortu, choć czasami nie zdają sobie z tego sprawy.
Zdałam sobie sprawę, że tkwi w nas wrodzone dążenie do wygodnego życia. Nawet jeżeli osiągniemy w życiu dosłownie WSZYSTKO, dążymy do prostych i wygodnych rozwiązań. Wygoda to nasza naturalna potrzeba.
Moim celem nie jest to, byście podążali moją ścieżką, ale byście stworzyli sobie swoją. Każdy ma jedną, niepowtarzalną strefę komfortu. To od was zależy, jak ta strefa komfortu będzie wyglądać, byście mogli utworzyć z nią długą i zdrową relację.
Kiedy staramy się wyjść ze strefy komfortu, to tak jakbyśmy odrzucali siebie samych. I dlatego też, gdy z uporem staramy się żyć poza naszą strefą komfortu, tracimy poczucie własnego ja. A przez to przestajemy wierzyć własnym instynktom, tracimy wiarę w siebie i zaczynamy wątpić, że zasługujemy na miłość. Kiedy usilnie staramy się wyjść z naszej strefy komfortu, przestajemy wierzyć we własne możliwości, a świat wydaje się nam niebezpieczny i złowieszczy.
Twoja strefa komfortu to miejsce, w którym możesz się naprawdę spełnić. Dlatego tak bardzo zależy mi, by podzielić się wiedzą na jej temat i wiedzą o tym, jak w niej żyć. Zależy mi, aby inni również mogli wieść wymarzone życie, czując się bezpiecznie i mając poczucie własnej wartości. Ale wasze marzenia mogą się różnić od moich. Może pragniecie zdobyć wyższe wykształcenie, założyć rodzinę, zmienić karierę, pokonać chorobę, nabrać kondycji, kupić dom, przekształcić hobby w dobrze prosperujący interes, nauczyć się obcego języka czy wybrać w podróż dookoła świata. I dlatego strefa komfortu jest tak wspaniała – umożliwia spełnianie naszych marzeń, korzystając jednocześnie z życia w pełni. Jest to kotwica, która utrzyma nas nawet w razie najgroźniejszego sztormu. Nie ma znaczenia, gdzie mieszkacie i co robicie, kiedy wejdziecie do strefy komfortu, zaczniecie powoli osiągać wszystko, czego dusza zapragnie, w poczuciu bezpieczeństwa i spokoju.
Chciałabym, żebyście wszyscy tak właśnie się czuli.
Żebyście mogli spełnić wszelkie swoje marzenia.
Żebyście byli szczęśliwi, nawet w obliczu stojących przed wami wyzwań.
Żebyście wiedli szczęśliwe, wymarzone życie.
Żebyście mogli sami je kształtować.
I żebyście osiągnęli to wszystko z WŁASNEJ strefy komfortu.
Jak korzystać z tej książki
Chciałabym, byście, gdy przystąpicie do czytania mojej książki, uwierzyli w moc zaczynania wszystkiego od nowa. Wiem, że wszelkie zmiany brzmią przerażająco, ale kiedy jesteśmy w strefie komfortu, zaczynają być ekscytujące.
Najlepszy sposób na zapoznanie się z moją książką to zacząć od samego początku i czytać wszystkie rozdziały po kolei. Czasami kusi nas, żeby rzucić okiem na koniec, ale w tym przypadku to nie ma sensu, gdyż wszystkie koncepcje i idee przedstawione tutaj są ściśle powiązane. Książka składa się z trzech części.
W pierwszej, zatytułowanej „Dlaczego poczucie komfortu jest tak ważne”, przedstawiam swoje idee, wyniki badań i historie, które zainspirowały mnie do poszukania własnej strefy komfortu i napisania tej książki. Mam nadzieję, że zawarte w niej rozdziały zachęcą was, by zagłębić się jeszcze bardziej w lekturę i dowiedzieć się, jak żyć szczęśliwie w swojej strefie komfortu. W części tej przedstawiłam również bardzo istotne koncepcje i pojęcia, do których będziemy potem powracać. Obejmują one, między innymi, ograniczające przekonania, trzy strefy życia oraz proces tworzenia w komforcie. Rozdziały te należy traktować jako fundament budynku, który będziemy wznosić razem.
W części II, zatytułowanej „Proces tworzenia w komforcie”, omówiłam wszystkie pojęcia, narzędzia i techniki, jakich będziecie potrzebować, by w pełni korzystać z życia w strefie komfortu. Jest to główna część książki, w której przedstawiłam trzystopniowy proces, który uruchamiam już od dziesięciu lat, aby realizować swoje marzenia w poczuciu bezpieczeństwa płynącego ze strefy komfortu.
Kiedy już przeczytacie pierwsze dwie części, zapraszam do trzeciej: „Jak zostać ekspertem strefy komfortu”, gdzie przedstawiam dodatkowe narzędzia, koncepcje oraz procesy pozwalające na pozostanie w tej strefie już na zawsze. To tutaj właśnie dzielę się z wami strategiami, które pomogły mi wzmocnić moje związki z innymi, pomimo że mój styl życia bardzo różni się od tego, co większość uznaje za właściwe.
Wiele rozdziałów zawiera ćwiczenia pozwalające na poszerzanie wiedzy i wykorzystywanie jej w życiu. Zalecam, byście przygotowali zeszyt lub notatnik i długopis przed rozpoczęciem lektury. Przydadzą się, by zapisywać własne spostrzeżenia, efekty „aha” i idee po przeczytaniu każdego z rozdziałów. Tam również należy „odrabiać” wszystkie ćwiczenia.
Ćwiczenia są bardzo istotne, gdyż pomagają zrozumieć w pełni, a następnie wdrażać koncepcje przedstawione w tej książce. Takie właśnie zapiski w notatniku pomogą wam przyswoić sobie wszystkie pojęcia i koncepcje, stwierdzić, czy może coś was blokuje, i usunąć te przeszkody tak, by rozpocząć nową podróż przez życie w swojej strefie komfortu. Wiele ćwiczeń wykorzystuje też informacje z tych wykonanych wcześniej.
Do mojej książki można wracać również po jej przeczytaniu, żeby odświeżyć materiał czy powtórzyć konkretne ćwiczenie. Wcześniej jednak naprawdę zalecam, aby przeczytać wszystkie rozdziały po kolei. Materiał został sformułowany tak, by stanowił swojego rodzaju przewodnik po życiu i podręcznik z korzystania ze strefy komfortu.
Ponadto zachęcam wszystkich moich czytelników, by nawiązali kontakt ze mną i społecznością Power of Positivity. Tam będziecie mogli dzielić się przemyśleniami i doświadczeniami oraz stać się naszym członkiem. Aby wam w tym pomóc, wspólnie z moim zespołem utworzyliśmy specjalną stronę, gdzie można pobrać dodatkowe materiały, poczytać inspirujące historie ludzi wiodących życie w swojej strefie komfortu i nawiązać kontakt z naszą społecznością. Zapraszam do odwiedzenia naszej witryny: www.thecomfortzonebook.com/resources.
A teraz zabieramy się do pracy!
Nawiążmy kontakt!
Możecie obserwować mnie w mediach społecznościowych. Zachęcam również do zrobienia zdjęć, kiedy otrzymacie już książkę, aby zaznaczyć początek waszej podróży. Bardzo chętnie poczytam o waszych najważniejszych efektach „aha”, ulubionych cytatach i przemyśleniach. Wystarczy je wysłać na adres #thecomfortzone. Możecie mnie oznaczyć, używając @positivekristen i @powerofpositivity. Postaramy się udostępnić wasze posty jak największej liczbie osób.Rozdział drugi. Dlaczego nasze przekonania powodują u nas dyskomfort
Rozdział drugi
Dlaczego nasze przekonania powodują u nas dyskomfort
Jednym z najważniejszych powodów naszej niechęci do pozostania w strefie komfortu jest to, że uwierzyliśmy we wmawiane nam kłamstwa na temat komfortu i realizacji naszych marzeń.
Kiedy w życiu nie dzieje się dobrze, może przyjść nam do głowy, że przebywanie w strefie komfortu nic nie pomoże, wręcz przeciwnie; i że aby coś zmienić, musimy wyjść w nieznany świat. Natomiast gdy wszystko idzie gładko, możemy pomyśleć, że relaksowanie się w strefie komfortu powstrzymuje nas od robienia postępów.
Niestety nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo przekonania te odbijają się na naszym szczęściu, zdrowiu, dobrostanie i dobrobycie. I dlatego unikamy strefy komfortu, gdyż panuje w nas fałszywe przekonanie o tym, czym ona jest naprawdę.
Ta książka obala wszelkie takie fałszywe przekonania. Oferuje nowy sposób na życie i realizowanie swoich marzeń dużo łatwiej, bardziej naturalnie i przyjemniej. Ale żeby tak się stało, musicie bliżej przyjrzeć się swoim przekonaniom i wierzeniom.
Kolejne kilka stron należy przeczytać ze szczególną uwagą. Informacje na nich przedstawione mogą okazać się najważniejsze. Czytajcie powoli i w skupieniu, a następnie szczerze odpowiedzcie na zadane pytania. Pomoże to wam śledzić swoje postępy, gdy powrócimy do tych pytań w dalszej części książki.
Zdaję sobie sprawę, że samoocena wymaga wysiłku. Jedno mogę wam jednak obiecać: JEŻELI PODEJMIECIE WYSIŁEK, UZYSKACIE REZULTATY. W tym przypadku wysiłek oznacza zidentyfikowanie swoich przekonań, a rezultaty to wyzbycie się wszelkich poglądów, które stoją na drodze do spełnienia waszych najśmielszych marzeń w sposób przyjemny, łatwy i ekscytujący!
Kilka słów o przekonaniach
Zanim będziecie w stanie określić przekonania, które stoją wam na przeszkodzie, musicie najpierw zrozumieć, czym tak naprawdę one są.
Kiedy często myślimy o tym samym, nasz umysł robi coś bardzo efektywnego: przekształca taką myśl w automatyczny program, mogący działać bezustannie w tle wszystkich innych, świadomych myśli, które rodzą się w naszej głowie każdego dnia. Kiedy myśl zostanie przekształcona w automatyczny program, nie musimy już do niej świadomie powracać. Staje się ona „uznanym faktem”, czyli przekonaniem.
Nasz mózg nieustannie przekształca myśli w przekonania. Dzieje się tak, gdyż możemy świadomie myśleć zaledwie o kilku rzeczach jednocześnie. Dlatego też mózg automatyzuje jak największą liczbę myśli, aby zwolnić miejsce dla innych.
Jest to bardzo użyteczna umiejętność, ponieważ umożliwia nam zatrzymanie informacji z przeszłych doświadczeń bez potrzeby nieustannego ich odtwarzania lub pamiętania okoliczności, które taką myśl zrodziły.
Jeżeli na przykład dotkniemy niechcący gorącej kuchenki, w naszym umyśle może powstać myśl: „Kuchenki są gorące”; kiedy myśl ta przekształci się w fakt, już zawsze będziemy uważać, podchodząc do kuchenki. To, czy pamiętamy to pierwsze oparzenie, nie ma żadnego znaczenia.
Niestety zdolność przetwarzania myśli w fakty może również poważnie stłumić nasze doświadczenia, gdyż myśli przekształcone w przekonania mają charakter ograniczony lub ograniczający. Jeżeli na przykład wierzymy, że „wystąpienia publiczne przyprawiają mnie o ataki paniki”, będziemy w takiej sytuacji zachowywać się inaczej niż ktoś, kto wierzy, że „wystąpienia publiczne są ekscytujące”.
Podczas gdy przekonanie, że wszystkie problemy da się rozwiązać, może zainspirować nas do dalszego działania, przekonanie: „Nigdy nie umiem znaleźć prawidłowej odpowiedzi”, może poważnie ograniczyć kreatywność i rozwój.
Uwierzcie, a otrzymacie
Jeden z moich przyjaciół wierzy, że ma szczęście i dzięki temu ciągle mu się coś w życiu udaje. Wygrywa na różnych loteriach, zawsze trafi mu się miejsce parkingowe, nawet na najbardziej zatłoczonej ulicy, a ktoś obcy zawsze akurat ma to, czego on właśnie potrzebuje. Pewnego razu zgubił prawo jazdy, a osoba, która je znalazła, odesłała je pocztą, zanim się zorientował, że je zgubił.
Przekonania i wierzenia pomagają nam zrozumieć i wyjaśnić otaczający nas świat. Powstają pod wpływem tego, co nas otacza, i tego, co przeżywamy, ale należy pamiętać, że każde przekonanie rodzi się z wyborem. Aby myśl przekształciła się w przekonanie, musimy uwierzyć w jej słuszność. Musimy się z nią zgodzić.
Według Michaela Shermera, profesora psychologii i założyciela „Skeptic Magazine”, najpierw formułujemy nasze przekonania, a dopiero potem zaczynamy gromadzić potwierdzające je dowody.
Kiedy sformułujemy przekonanie, nasz umysł zaczyna budować historie, racjonalizacje oraz wyjaśnienia z nim związane. Na przykład mojemu przyjacielowi szczęście towarzyszy, dokądkolwiek nie pójdzie. Z kolei moja przyjaciółka uważa, że jeżeli nie będzie miała nienagannego manikiuru, jej chłopak przestanie się z nią spotykać. I jakoś tak się dzieje, że zawsze trafia na tych nielicznych mężczyzn, którzy nie mogą znieść widoku zaniedbanych paznokci.
Oznacza to, że naszą rzeczywistość determinuje to, w co wierzymy, a nie na odwrót.
Dlatego Henry Ford powiedział kiedyś: „Jeśli sądzisz, że potrafisz, to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz, również masz rację”.
Wydaje się logiczne, że ktoś, kto wierzy, że „życie jest ciężkie”, nie będzie mieć łatwego życia; ktoś, kto wierzy, że „matematyka nie jest dla mnie”, nigdy nie będzie mieć z niej dobrych ocen; zaś ktoś, kto wierzy, że „wszyscy milionerzy to oszuści”, nie dojdzie do majątku uczciwą drogą.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki