Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Strefa lęku - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Kwiecień 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Strefa lęku - ebook

 

By zapanować nad naszą wewnętrzną strefą lęku, musimy najpierw ją nazwać, zdefiniować jej przyczyny, a potem stanąć twarzą w twarz z naszymi największymi koszmarami. Bohaterowie opowiadań „Strefy lęku” wpadli w sidła strachu. Czy zdołali się z nich wydostać? Strach jest częścią naszego życia, towarzyszy nam od dzieciństwa. Czy można przed nim uciec? A może lepiej nauczyć się go kontrolować?

Autor dotyka problemu strachu, negatywnych emocji z nim związanych, działań, które podejmujemy pod jego wpływem. Prezentujemy pięć opowiadań. W każdym z nich strach ma inną twarz. Lęk przed niewyjaśnioną zbrodnią z przeszłości, która położyła się cieniem na losach młodej kobiety; strach polityka, który mimo wygranych wyborów zmuszony jest do ucieczki przed rozwścieczonym tłumem; obawa pomieszana z tęsknotą, która każe brnąć przez mrok i śnieg, by ocalić resztki szczęścia; lęk o własne życie, gdy nagle stajemy się świadkami przestępstwa; strach będący innym obliczem samotności, gdy człowiek nie wie, czy to, co mu się przydarzyło, działo się naprawdę, czy był to tylko straszny sen. Bo strach jest przebiegły i dopada nas także podczas snu. A jeśli krwawy koszmar powtórzy się na jawie...?

Z recenzji:

 

Nie spodziewałam się aż tak znakomitych opowiadań. W zbiorze nie ma elementów charakterystycznych dla opowieści grozy – zagrożenia i lęki są jak najbardziej realne. Jednak Autor potrafił kunsztownie i bez nachalnych efektów zbudować nastrój, z jakim zetknęłam się w prozie Grabińskiego czy Lovecrafta. Polecam szczerze i bez wahania!

Alicja Minicka

 

 

Spis treści

Bliźniacze nacięcia
Rok 2121. Przegrane zwycięstwo
Późne odwiedziny
Samotność w tłumie
Krwawy plener

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63598-53-2
Rozmiar pliku: 674 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Bliźniacze nacięcia

W korytarzu, obok starego lustra sięgającego samej ziemi, a pamięcią w odległą przeszłość szczęśliwego dzieciństwa jedynej lokatorki domu, stała sporych rozmiarów walizka, a na niej leżał wysłużony plecak. Lustro miało swoje szklane blizny, więc nie wszyscy wyglądali w nim tak, jakby chcieli.

Aniela stała przy oknie, zastanawiając się po raz kolejny, czy jest gotowa na ten krok. Z komody wzięła do ręki fotografię oprawioną w złocone ramki. W całym domu, który odziedziczyła po babce, aż roiło się od antycznych bibelotów. Aniela chciała odciąć się od przeszłości, próbowała nawet wietrzyć dom, ale nie przyniosło to znaczącej poprawy. We wszystkich kątach, na sofie, w kuchni, wszędzie, z każdej szpary zdawał się wyłazić osobliwy zapach staruszki. A do tego ten okropny zwyczaj, by zwłoki zabierano z domu dopiero po całonocnych modlitwach najbliższych. Spędziła noc w towarzystwie zimnego ciała kruchej staruszki i zaledwie dwóch wiekowych sąsiadek. Teraz była sama. Nie miała już najbliższych. Nie wiedziała nawet, czy ma dalszych krewnych.

Ponownie spojrzała na zdjęcie siostry i od razu wróciły wspomnienia. Tych pogodnych, naznaczonych śmiechem, było niewiele i coraz bardziej się zamazywały. Siostra miała niespełna pięć lat, gdy zaginęła bez śladu. Policja była bezradna i nie pomogło nawet sprowadzenie dwóch funkcjonariuszy z Gdańska. Oni także, mimo większego doświadczenia w takich sprawach, niewiele mogli poradzić. Śledztwo po kilku miesiącach zamknięto i sprawa trafiła do segregatora z innymi niewyjaśnionymi przestępstwami. Bo to było przestępstwo. Gdyby zaginęła tylko jedna z sióstr, wszyscy snuliby przypuszczenia. Może zabłądziła w lasach otaczających Radunię, może wpadła do jeziora i porwał ją zdradliwy wir? Ale stało się inaczej. Oprawca zostawił zbyt wiele śladów, by ich nie dostrzec. Nie była to odosobniona tragedia. W tamtym czasie zdarzyło się kilka podobnych zaginięć; chociażby głośna sprawa rudej sześciolatki z Borucina.

Jednak pomimo śladów krwi i znalezienia tajemniczej walizki w ogrodzie za domem, pięcioletnia Bożenka przepadła, jak kamień w wodę. Ślad, o ironio, rzeczywiście urywał się nad jeziorem. To tam psy zgubiły trop, a policjant dowodzący akcją bezradnie rozłożył ręce. Do dziś Aniela słyszała echo okrutnego zdania, które beznamiętnie wypowiedział porucznik… jakiś tam. Nieważne. „Przykro mi, ale wygląda na to, że porywacz jest od nas sprytniejszy”. Nazwisko uleciało jej z pamięci; sama była wtedy jeszcze dzieckiem i przerażonymi oczami dziesięciolatki obserwowała przebieg zdarzeń, odnosząc wrażenie, że w jej głowie odgrywa się przerażający film, a ona w żaden sposób nie potrafi znaleźć drogi ucieczki. Wciąż prześladowały ją zamazane, dziwne wspomnienia. Jakby tam była. Na łodzi, z siostrą. A później zeskakuje na drewniany pomost z żółtymi barierkami i… i film się urywa. Nic więcej nie pamiętała, ani wtedy, gdy policja ją przesłuchiwała, ani teraz. Nazajutrz rano, dzień po porwaniu, rybacy znaleźli ją na brzegu, całą przemoczoną, podrapaną, i ze świeżą raną na boku. Ślad po nacięciu został i wciąż przypominał tamte wydarzenia.

Aniela podsunęła fotografię bliżej okna, by na zdjęcie padało więcej światła. Bożenka na zdjęciu bawi się w ogrodzie. Stoi przy huśtawce zawieszonej na gałęzi starego wiązu. Dziś wszystko postarzało się o piętnaście lat, ale wciąż przypominało Anieli tamte wydarzenia. Bożenka była taka urocza. Lalka. Wszyscy ją uwielbiali. Aniela nie była taka urodziwa. Fioletowy ślad na jej twarzy ciągnął się od czoła, wypełzając spod rudych włosów jak wąż, i sięgał aż do samej szyi. Meandry tej maszkary wiły się po policzku, i nawet rozpuszczanymi włosami nie dało się zasłonić okrutnej pieczęci złośliwego losu. „Dziewczyna ze skazą, blizną, co jeszcze?” – pomyślała ze smutkiem o swoim trudnym losie i braku mężczyzny, który by ją chronił i czasem… pieścił.

Nim odłożyła zdjęcie na miejsce, Aniela potarła palcami drobną postać swojej siostry; kilka minut później pod dom zajechała zamówiona wcześniej taksówka. Dziewczyna podniosła walizkę, której ciężar boleśnie szarpnął jej ramieniem. Zapomniała, że spakowała rzeczy na długi wyjazd. Bardzo długi. Prawdę powiedziawszy, nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie w stanie tu wrócić. Zanim zamknęła drzwi, spojrzała raz jeszcze na znajome meble, kilka zdjęć i porozrzucane gazety. Chciała zamknąć za sobą nie tylko drzwi, ale także trudny okres życia, pełen bólu, strat i poświęcenia. Najpierw siostra, ojciec, później matka, którą pokonała zgryzota, a teraz staruszka. Jedyne ogniwo łączące ją z przeszłością. Przez ostatnie lata bardzo marudne ogniwo. Staruszka miała swoje fanaberie, zaś Aniela z anielską wręcz cierpliwością je znosiła. Również wrzaski i wyzwiska, a w końcu zupełną obcość osoby, która tracąc pamięć, nie rozpoznawała już swojej cierpliwej opiekunki.

Niewielki statek Józefa kursował z jednego końca jeziora na drugi, mijając po drodze Bramę Kaszubską. Właściciel łajby był po prostu Józefem; nikt nie zadawał sobie trudu, by pamiętać jego nazwisko. Jezoro Reduńsczé Dólné, jak mawiał stary Kaszub, było jego domem. Większą część roku spędzał na wodzie, po każdym sezonie nakładając na swoją ukochaną łódź kolejną warstwę farby i odnawiając napis Wieżyca na jej prawym boku. Ludzie chętnie korzystali z jego usług, choć w ostatnim czasie coraz więcej, zwłaszcza młodych, przesiadało się do własnych samochodów. Józef jednak pozostał na jeziorze i pewnie tylko śmierć była w stanie przerwać jego wieloletnią służbę.

Aniela przeniosła z samochodu swoje bagaże i zajęła miejsce przy lewej burcie łodzi, skąd rozciągał się dobry widok na porośnięte lasami wzgórza. Zanim jednak odbili od brzegu pogoda zaczęła się zmieniać, i okolica tonęła powoli we mgle.

Łódź przebijała się przez gęstą zasłonę, która zdawała się wisieć w tych okolicach od zawsze. Cypel, na którym Aniela zamierzała wysiąść, był oddalony zaledwie o godzinę rejsu. Z morenowych wzgórz zsunął się w stronę jeziora zimny wiatr i dziewczyna na całym ciele poczuła nieprzyjemne dreszcze. Nie tylko z powodu pogody – była przecież późna jesień, więc czego miała się spodziewać. Nie. Istniał inny powód. Odnosiła wrażenie, że to wszystko już się kiedyś działo. Nagle ten krótki rejs, mgła i drzewa zwisające ze wzgórz, jakby chciały zajrzeć w otchłań czarnej wody – wszystko to zaczęło wyciągać z najdalszych zakamarków jej pamięci podobne wydarzenie, zatarte, niewyraźne. To mgliste wspomnienie budziło w niej nieokreślony lęk. Gdy po trudnych przeżyciach ostatnich tygodni, naznaczonych oczekiwaniem i powolną agonią niemal dziewięćdziesięcioletniej kobiety, jej ostatniej krewnej, znalazła pod drzwiami reklamę pensjonatu położonego w odległej części jeziora, pomyślała, że to dobry moment na zmiany. Tkwiła dotąd w martwym punkcie bolesnych wspomnień, sennych koszmarów i uzależnienia od zrzędliwej staruszki. Trudno się jednak dziwić, że stara narzekała; była niedołężna i doświadczyła w swoim długim życiu tylu dotkliwych strat. Mąż, dziadek Anieli, poległ na wojnie w jakiejś zapomnianej norweskiej wiosce. Jej córka nie wytrzymała napięcia i stresu. Po stracie młodszego dziecka, Bożenki, popadła w depresję i kolejnych kilka lat do przedwczesnej śmierci spędziła w zamkniętym ośrodku. Zięć, ojciec Anieli, gdzieś się ulotnił niedługo po tym, jak pogodzili się ze stratą uwielbianej Bożenki. Pogodzili? Nie, to była tylko gra. Z tym nie można się było pogodzić. Ciała dziewczynki nigdy nie odnaleziono, a tajemnicze nacięcie na brzuchu Anieli wciąż przypominało niewyjaśnioną tragedię.

Zza kępy krzewów zaczął się wyłaniać cel podróży. Mgła gęstniała z każdą chwilą, więc w miarę przybliżania się do przystani na cyplu, kapitan co kilka minut sygnalizował ich obecność na jeziorze. Dźwięk syreny rozchodził się na wszystkie strony jak ryk wielkiego, morskiego stworzenia z głębin granatowoczarnych wód.

Niewielka grupa pasażerów zeszła na pomost, którego poręcze rozpaczliwie wołały o świeżą warstwę żółtej farby. Pensjonat znajdował się na uboczu i dawno już zagubił urodę sprzed lat; w każdym razie nie przypominał ładnego budynku z reklamowej ulotki podrzuconej przed jej dom.

Aniela, odkąd zeszła na ląd, miała dziwne przeczucia. Nie opuszczało ją natrętne przypuszczenie, że nie znalazła się w tym miejscu po raz pierwszy. Zaczęła się zastanawiać, czy przybyła tu z własnej woli, czy może ktoś, lub coś, kierowało podstępnie jej życiem.

Nad lasem wisiała tajemnicza atmosfera strachu. Nieliczni mieszkańcy osiedla, którego drewniane domki rozciągały się od wybrzeża aż po sosnowe drzewa na wzgórzach, mijali się w milczeniu, czasem tylko wymieniając krótkie pozdrowienia, lub szepcząc coś w nerwowym pośpiechu.

Aniela z trudem zataszczyła ciężką walizę do pensjonatu, mimo chłodu na jej bluzce pod pachami pojawiły się ciemne plamy potu. Właścicielka wyjeżdżała na rok do Stanów, potrzebowała więc kogoś do prowadzenia hotelu i po ich wcześniejszej rozmowie telefonicznej zgodziła się powierzyć swój interes Anieli. W drzwiach stanęła wysoka, szczupła blondynka wyglądająca na młodszą niż była w rzeczywistości. Wygląd sugerował najlepsze lata przed czterdziestką, a tak naprawdę zbliżała się do pięćdziesiątki. Uśmiechnęła się na widok Anieli.

– Witam! – odezwała się pierwsza.

– Dzień dobry – odpowiedziała Aniela, spoglądając na kobietę i obejście.

– Jest pani bardzo punktualna. Czternasta trzydzieści. – Spojrzała na zegarek. – Tak jak się umawiałyśmy.

– Józefowa łódź jest bardzo punktualna – odparła Aniela, odwzajemniając uśmiech właścicielki.

Pokój, który otrzymała dla siebie, był bardzo schludnie urządzony; w rogu stało dość duże łóżko, do tego szafa na ubrania i biurko. Całości dopełniały fotel i stojąca przy nim lampa. Z okna rozciągał się widok na jezioro, teraz pogrążające się w szarym zmierzchu, szybko zapadającym o tej porze roku. Miała też dla siebie łazienkę, w której zdążyła poukładać wszystkie przywiezione kosmetyki, zanim właścicielka pensjonatu „Przystań”, Teresa Formela, zawołała ją z dołu na kolację.

W Borowej Hucie był tylko jeden sklep, dość niedbale urządzony na parterze domu zbudowanego z białych pustaków. Rozmowa podsłuchana między regałami podczas pierwszych zakupów sprawiła, że Aniela pośpiesznie opuściła sklep z jedną tylko paczką chipsów ziemniaczanych. Usłyszane słowa szły za nią aż do pensjonatu, pobrzmiewając w głowie smutnymi wspomnieniami.

– To dzieję się znowu – szeptała jedna ze starszych kobiet, nachylając się przy tym do swojej rozmówczyni, która wydała z siebie tylko westchnienie, pełne przerażenia i bolesnych skojarzeń. – Tak. On wrócił – kontynuowała. – Widziałam córkę lekarza. Dziewczyna wyrwała się z rąk oprawcy. Tak jak kiedyś jedna z tych porwanych sióstr. Niebawem we wsi znów pojawi się policja.

– Znów giną dzieci! – syknęła przez zęby jej znajoma.

– Miejmy nadzieję, że tym razem złapią bydlaka! – dodała druga z kobiet zaraz po tym, jak nieco opanowała drżenie, chwytając się za regał wypełniony paczkami z makaronem.

Aniela, zanim jeszcze podeszła do lady z kasą, odruchowo przyłożyła rękę do boku, na którym nosiła ślad z dzieciństwa.

– Znowu nacina swoje ofiary, po czym niektóre wypuszcza. A może same mu uciekają? – ciągnęła ta z kobiet, która wydawała się bardziej zorientowana.

– Policja już węszy wokół domu leśniczego Skierki. Widziałam, jak dwa samochody jechały w głąb lasu.

– Zawsze podejrzewałam go o najgorsze. To straszny dziwak. Mieszka sam w lesie. Słyszałam, że dom się zupełnie rozsypuje. No i okropny z niego odludek; z nikim nie utrzymuje kontaktów, czasem tylko zajrzy do sklepu.

– Święta Panienko!

Aniela nie miała siły słuchać dalszej rozmowy przerażonych mieszkanek wioski. Wybiegła ze sklepu, nie czekając nawet na wydanie reszty. Sprzedawca zsunął z nosa grube okulary i odprowadził ją zdziwionym spojrzeniem.

Osada z dnia na dzień wydawała się coraz bardziej wyludniać. Mieszkańcy nie wypuszczali z domów swoich dzieci, a i sami wychodzili tylko z konieczności. Życie toczyło się w zamkniętych domach, gdzie rodzice pilnie strzegli swoich dzieci.

Zapadł wieczór, zimny i mglisty, jak większość wieczorów w tej ponurej okolicy. Późną jesienią było tu szaro i mroczno. Letnicy opuścili domki przed kilkoma tygodniami i teraz rządził tu wiatr, wilgotny i smutny. Aniela przebywała na cyplu od tygodnia. Chciała uciec od bolesnych wspomnień, a tymczasem koszmar dopadł ją znowu, z jeszcze większą siłą. Nad jeziorem doszło do kolejnej zbrodni. Mieszkańcami niewielkiej osady wstrząsnęło brutalne porwanie córki właścicieli sklepu. Wszyscy obawiali się najgorszego.

Minęło kilka kolejnych dni, w czasie których po wsi wałęsały się głównie znudzone psy. Jesień ustąpiła zimie; gruba pokrywa śniegu przykryła całą okolicę białym całunem. Policja w sprawie porwań nie miała nic konkretnego do powiedzenia. Przeczesali domy, stodoły i oddalone od zabudowań ubojnie. Na przetrzymywanie porwanych ofiar doskonale nadawała się schowana w lesie leśniczówka, ale i tam niczego nie znaleziono.

Aniela obserwowała wydarzenia z rosnącym napięciem. Pensjonat był pusty, goście zapowiedzieli się dopiero na święta. Wróciła właśnie ze sklepu, taszcząc pod pachą wypchaną po brzegi papierową torbę. Upewniła się, czy przekręciła klucz w zamku, zasłoniła okna, stanęła przed lustrem i po chwili zrzuciła z siebie ubranie. Stała naga w słabym świetle lampy, większość światła której skutecznie pochłaniał rozłożysty, staromodny klosz. Nawet w półmroku dobrze widziała blizny po nacięciach. Były teraz większe, jakby przez te lata rosły razem z nią, nie dając dziewczynie zapomnieć o brudnych, szorstkich łapach oprawcy.

Milczała przed piętnastu laty. Wówczas nie wiedziała, czy to, co działo się w jej głowie, to realne wspomnienia, czy jakieś senne majaki. Była przerażona i do dziś nosiła w sobie tamtą tajemnicę. To przecież nie mógł być on, choć wyraźnie czuła wtedy znajomy zapach swojego wuja Antoniego, brata matki; dobrze znała nieprzyjemną mieszankę szorstkości, potu i zapachu ryb. Jednak wówczas musiało się jej tylko wydawać. Strach ją paraliżował i nie potrafiła nawet wyjaśnić, w jaki sposób się wtedy uwolniła i znalazła na brzegu. Nie było przy niej siostry i wciąż się za to obwiniała. Mimo że nie była w stanie powiedzieć, co tak naprawdę się wówczas wydarzyło na plaży. To działo się tak dawno temu. „Bożenka miałaby dziś dwadzieścia lat. Bożena…” – pomyślała ze smutkiem. A jeśli ona gdzieś żyje i dźwiga na sobie piętno wspomnień? A może… Nie! To niemożliwe. Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w telewizji, albo gdzieś bardzo daleko.

Pani Teresa wyjechała, zostawiając dom pod opieką Anieli. Spisały stosowną umowę, w dwóch egzemplarzach. Aniela zobowiązała się w niej do starannej opieki nad domem w zamian za dach nad głową i zyski z ewentualnych klientów. Gdy mówiły o wpływach z pensjonatu, Teresa Skierka uśmiechnęła się znacząco, jakby nie spodziewała się zbyt wielkich strat z tytułu przeniesienia na Anielę ewentualnych zysków. Okolica wyludniała się, a gmina za słabo przykładała się do odpowiedniej reklamy. Nie mówiąc o inwestycjach, których po prostu nie było.

Z pamięcią Anieli działo się coś niewytłumaczalnego dla niej samej. Z każdym dniem powracało coraz więcej wspomnień, a w obrazie z dzieciństwa, układanym wbrew jej woli, brakowało coraz mniej elementów. Przyjazd w te strony, na ten brzeg jeziora, wyzwolił w niej jakąś reakcję łańcuchową, odbudowującą zapomniane sceny i wydarzenia. Z każdym dniem rosło też w niej wewnętrzne przekonanie, że w sprawie porwań nie może pozostać obojętna; z drugiej strony angażowanie się w śledztwo było szaleństwem i wiązało się z dużym niebezpieczeństwem. Wiedziała o tym, a jednak postanowiła usłuchać owego wewnętrznego głosu.

Samochodem właścicielki pensjonatu jechała przez las. Musiała to zrobić, przynajmniej spróbować. Wspomnienia stawały się zbyt realne, rzeczywiste. Wydarzenia, które się rozgrywały na cyplu od kilku tygodni, w niewytłumaczalny sposób przywracały jej pamięć tamtych dni. Docierały do niej różne rozmowy, ją też przesłuchała policja, obserwowała ludzi i ich reakcje. Tamta historia ożyła i Aniela musiała stawić jej czoła.

Córka właścicieli sklepu przepadła przed kilkoma dniami. Wieczorem wyszła tylko nakarmić psa i już nie wróciła. Oczy wszystkich mieszkańców coraz częściej zwracały się w kierunku leśniczówki schowanej za gęstym poszyciem lasu. Miejsce od lat było strasznie zapuszczone, a właściciel, stary Antoni, okropny dziwak, budził w nich lęk, odkąd się tu sprowadził. Dach w kilku miejscach przegnił, a otworami przypominającymi z daleka puste oczodoły wlewała się do środka woda. Ludzie sądzili, że nawet policja boi się tam węszyć.

Aniela również miała jak najgorsze wyobrażenie o tej okolicy, choć nie potrafiła wyjaśnić dlaczego. Nigdy tu nie była, a jednak obraz z jej wspomnień coraz bardziej przybierał kształty tego miejsca. Wjechała w boczną drogę, kierując się w stronę zabudowań; spodziewała się znaleźć tam jakieś ślady. Ujechała może pół kilometra, pozostawiając za sobą pojedyncze domy, gdy dopadły ją złe przeczucia.

Zmrok zapadał w tych dniach bardzo szybko. Bała się. Dobrze, że wcześniej powiadomiła policję. Myślała, czy nie zawrócić czym prędzej i nie pognać zaśnieżonymi ulicami w stronę pensjonatu, nie spakować swoich rzeczy i nie wyjechać stąd raz na zawsze. Jednak tylko tu mogła natrafić na jakiś ślad, jeśli chciała rozwikłać zagadkę sprzed lat, i być może zapobiec kolejnym tragediom. Odkąd tu przyjechała, czuła, że obecna sprawa może mieć jakiś związek z zaginięciem Bożenki i wydarzeniami z dzieciństwa. Miejsce wydawało się jej boleśnie znajome. Coraz bardziej. Gałęzie wysokich drzew po ostatniej zamieci uginały się pod ciężarem śnieżnej pokrywy, tworząc nad wąską drogą coś na kształt tunelu. Reflektory samochodu przebijały się przez mgłę, która ze względu na bliskość jeziora była tu powszechnym zjawiskiem, pogarszając jeszcze złą sławę tego miejsca. Po plecach przeszły jej dreszcze i mocniej zacisnęła palce na kierownicy. Przejechała kolejnych kilkadziesiąt metrów i zobaczyła szarego wilka stojącego na poboczu. Zdziwiło ją, że nie uciekł. Siedział nieruchomo i wpatrywał się w nadjeżdżający pojazd. Jego błyszczące ślepia zdawały się ostrzegać przed wtargnięciem na wilcze terytorium. „Boże! – pomyślała ze strachem. – Nie powinnam była jechać tu sama”. Wcisnęła mocniej pedał gazu, ale auto nie przyśpieszyło. Koła zabuksowały tylko na śliskim podłożu. Zerknęła we wsteczne lusterko, ale wilk już zniknął. Gdy za następnym zakrętem światła reflektorów pokryły się z linią zaśnieżonej drogi, zobaczyła w oddali jakiś ciemny kształt leżący na poboczu. Nie chciała się zatrzymywać, nie miała też możliwości zawrócenia samochodu. Gdyby tylko spróbowała się wycofać, koła złapałyby pobocze i mogłaby tu utknąć na dobre. Zwolniła i zredukowała bieg do dwójki. Tajemniczy przedmiot był coraz bliżej i zaczynał przybierać wyraźniejsze kształty. Początkowo myślała, że to skrzynia. Dopiero gdy podjechała naprawdę bardzo blisko, zauważyła przed sobą otwartą na oścież walizkę. Zatrzymała samochód, nie wyłączając silnika. Uchyliła okno i wyjrzała na zewnątrz. Od walizki w stronę lasu ciągnął się nieregularny, ciemny ślad, wyraźnie odcinając się od białego podłoża. Wyszła na zewnątrz i na drżących nogach podeszła do walizki. W środku dostrzegła ślady krwi. Makabryczny trop prowadził do najbliższych drzew. Ofiara musiała jeszcze żyć i w jakiś sposób wydostała się z ogromnej walizki. Ale jak, u licha, znalazła się na tym odludziu? Za drzewami w odległości może stu metrów zapaliło się światło w oknach. Aniela zesztywniała ze strachu, ale nie miała już odwrotu. Zdradzały ją światła samochodu. Usłyszała, jak ktoś biegnie w jej stronę po skrzypiącym, świeżym śniegu. „Po cholerę się w to wszystko wmieszałam” – pomyślała z wściekłością. W tej samej chwili nocną ciszę przerwał dzwonek jej komórki. Aniela odruchowo wyjęła aparat i spojrzała na numer wyświetlający się na ekranie. Nie spodziewała się żadnych wiadomości. Mógł to być jedynie policjant, któremu pozostawiła swój numer. Albo ankieter z jakąś idiotyczną ofertą. I rzeczywiście. Na widok czterocyfrowego numeru odrzuciła połączenie i schowała aparat. Biegnący w jej stronę człowiek zawrócił tak nagle, jak się pojawił, jakby go coś wystraszyło. Może właśnie odgłos telefonu. Po chwili Aniela usłyszała trzaśnięcie drzwiami, i w domu pogasły wszystkie światła. Na moment zrobiło się tam zupełnie ciemno, po czym wnętrze rozświetlił migoczący płomień świecy. Ciemność jednak powoli wracała, jakby ktoś z zapaloną świecą schodził do piwnicy.

Aniela działała jak w transie. Zrobiła coś, na co w normalnych okolicznościach nigdy by się nie odważyła. Pobiegła w stronę domu. To było złe miejsce, czuła to całą sobą. Przystanęła na chwilę i nasłuchiwała. Znowu dotarło do niej trzaśnięcie ciężkich, drewnianych drzwi, tym razem nie wejściowych, lecz gdzieś w głębi, jakby ktoś w pośpiechu opuszczał dom z drugiej strony.

Dziewczyna ponownie wytężyła słuch. Kroki za domem ucichły, skutecznie tłumione warstwą śniegu. Nacisnęła klamkę i powoli popchnęła skrzydło, które ze zgrzytem wysłużonych zawiasów ustąpiło pod naporem jej ręki. Weszła do środka. W ciemnościach poczuła odpychający fetor zatęchłych ubrań i mebli zmieszany z czymś jeszcze – czego nie potrafiła nazwać, ale ten zapach obudził w niej dalekie wspomnienie. „Rozumiem, dlaczego policja zbyt dokładnie nie przeszukiwała tego miejsca, co za smród” – pomyślała, krzywiąc się. Nadaremno próbowała odkryć źródło dziwnie znajomej woni, wywołującej koszmary z przeszłości.

Co innego przyciągnęło jej uwagę. Od strony schodów prowadzących do piwnicy dobiegły ją miarowe, tępe uderzania w ścianę. Odgłos wydawał się daleki, nierealny. Zaczęła schodzić po schodach. Gdyby było jaśniej, zorientowałaby się w ich opłakanym stanie i z taką łatwością by im nie zaufała. Poczuła ziemisty smak w ustach; odór stawał się nie do zniesienia. Teraz jeszcze wyraźniej słyszała czyjeś rozpaczliwe łomotanie i stłumiony głos. Przez niewielkie okienko wpadało słabe światło księżycowej poświaty. Śnieżne chmury rozstąpiły się, pozwalając królowi nocy nieznacznie rozjaśnić okolicę i wnętrze domu. Serce waliło jej jak nigdy dotąd, a wzrok przyzwyczajał się z wolna do ciemności. Aniela dostrzegła wśród porozrzucanych narzędzi łom i bez zastanowienia zaczęła wyłamywać drzwi, niedbale zakryte brudnym regałem. Miała przeczucie, że jakiś potwór więzi tu porwaną dziewczynkę. I może nie tylko ją...
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: