- W empik go
Strefa tajemnic - ebook
Strefa tajemnic - ebook
Marcin to młody chłopak, który uważa, że świat jest pełen spisków. Bezwzględni ONI kierują życiem zwykłych ludzi, szpiegują, kradną pomysły, manipulują. Dodają do kranówki substancji ułatwiających kontrolę nad umysłami, a na naklejkach na owocach umieszczają kamery, za pośrednictwem których oglądają nasze mieszkania To tylko mała próbka ICH możliwości. Pewnego dnia chłopak odkrywa na krakowskich Krzemionkach tajemnicze ruiny, które wyglądają na bardzo dobrze strzeżone. ZBYT DOBRZE. Czy to tylko jego paranoja? A może ONI istnieją naprawdę i nie spodoba im się, że ktoś węszy wokół ich tajnej siedziby?
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67787-27-7 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Podsłuchują wszystko! Każdego z nas! – gorączkował się Marcin, z niedowierzaniem patrząc na brata, który ze stoickim spokojem mieszał herbatę.
– Niby po co? – zapytał Grzegorz, przyzwyczajony do coraz to nowych teorii spiskowych, których zwolennikiem był jego brat, i uodporniony na jego zbyt emocjonalne reakcje. – Nie wydaje mi się, żeby przeciętny Kowalski był tak interesujący, że warto go podsłuchiwać.
Marcin zamachał gwałtownie rękami i zaczął przemierzać pokój wzdłuż i wszerz, od czasu do czasu zatrzymując się, żeby rzucić bratu wymowne spojrzenie i zaczerpnąć tchu.
– No jak to po co?! Jeszcze się pytasz? Żeby mieć kontrolę! Jeśli wymyślisz jakiś przełomowy wynalazek, to ci go zaraz zwiną. Jeśli planujesz jakiś atak, to cię zawczasu spacyfikują, jeśli chcesz kogoś przekupić...
– Chyba cię trochę poniosło! – Grzegorz popatrzył na niego z politowaniem. – Świat łapówkarstwa ma się jak dotąd świetnie, a jeśli chodzi o rozmaite patenty, to ludzie często wymyślają niezwykłe rzeczy, więc w tym akurat względzie nie zauważyłem...
– Nie zauważyłeś! – przerwał mu Marcin, siadając naprzeciwko. – Bo oni ci wcale nie będą przeszkadzać! Przynajmniej na początku. Ale jak coś osiągniesz, dojdziesz do jakiegoś stanowiska, to szast-prast – wyciągną z rękawa odpowiednią taśmę i będą cię mieli w ręku! A nic ci to nie mówi, że często, kiedy gadasz przez telefon, są jakieś zakłócenia? Coś przerywa albo jakiś pogłos dziwny słychać? Jak to wytłumaczysz?
– Problemy z zasięgiem? – zaryzykował Grzegorz, na co jego brat tylko prychnął pogardliwie.
– No, proszę cię! – zawołał, kręcąc głową. – Rozejrzyj się! Wszędzie widać maszty do odbioru sygnału! Telefony to właściwie komputery podręczne, często z łącznością satelitarną. Jak można wierzyć w coś takiego, jak problemy z zasięgiem?! Zresztą to nie tylko przez telefon się odbywa! Telewizory, radia, lampy, dzisiaj wszędzie można umieścić nadajnik! No i te covidowe szczepionki! Teraz już prawie wszystkich mają jak na tacy! Tak bez wahania od razu poleciałeś się zaszczepić, a skąd wiesz, co ci wstrzyknęli? Może jest tam nadajnik do sterowania czynnościami twojego organizmu?
– A wiesz, zauważyłem ostatnio, że kiedy mrugam, telewizor przełącza mi się na Jedynkę...
– Żartuj sobie! A może, jeśli zrobisz się niewygodny, oni nagle sprawią, że zatrzyma ci się akcja serca?
– To mam nadzieję, że Putin też ma taki nadajnik i ktoś niedługo wciśnie odpowiedni guzik...
– To są poważne sprawy! Skąd wiesz, czy właśnie na Kremlu tego nie słuchają? I zanim wrócisz do domu, przed blokiem będzie czekał na ciebie rosyjski snajper?
– Gdyby miał czekać na każdego, kto wyraża się źle o Putinie, to ludzi w całej Rosji by zabrakło, żeby obsadzić te wszystkie miejsca...
– Kpij sobie, kpij... A nie zauważyłeś, w jakim momencie nam wczoraj przerwało rozmowę? Akurat ci mówiłem o maseczkach, które nasączają specjalnym płynem, żeby wywoływać u ludzi depresje i stany lękowe!
– Aha... Wiesz, jakoś łatwiej mi wierzyć w problemy z zasięgiem niż w jakichś „onych” podsłuchujących każdego bez wyjątku z nocnej lampki... – Grzegorz napił się herbaty i popatrzył na Marcina. – Ty naprawdę wierzysz, że podsłuchują wszystkich? Ponad trzydzieści milionów ludzi? To ilu ci ONI mają pracowników?
– Możesz sobie nie wierzyć... Jeszcze się kiedyś przekonasz! A o Pegasusie nie słyszałeś?
– Słyszałem, każdy słyszał. Ale to przecież nie dotyczyło zwykłych ludzi, tylko...
– A skąd wiesz, kiedy dla nich przestajesz być zwykłym człowiekiem?!
Grzegorz machnął ręką. Nie warto było spierać się z Marcinem, zwłaszcza kiedy już złapał swoją fazę...
– No, w takim razie nie będę ci opowiadał o Joli... Bo po co ktoś obcy ma słuchać o moich prywatnych sprawach...
Marcin zamilkł gwałtownie i spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– O jakiej Joli? – zapytał i nagle oczy otworzyły mu się szeroko ze zdumienia. – TEJ Joli? Nie, nie gadaj!
– No, przecież właśnie powiedziałem, że nie będę gadał!
Jola przed laty była wielką miłością Grzegorza. Stanowili nierozłączną parę przez cały okres studiów medycznych, ale potem ich drogi się rozeszły. Ona wyjechała do Szwajcarii, gdzie znalazła zatrudnienie w prywatnej klinice, a Grzegorz został w Polsce. Pracował w przychodni jako kardiolog, bo – jak mówił – tylko ktoś, komu połamano serce na drobne kawałeczki, może podjąć się leczenia serc innych ludzi. Długo nie mógł dojść do siebie po tym rozstaniu i brat doskonale o tym wiedział.
– Wróciła? – dopytywał się Marcin. – Spotkaliście się? No, mówże!
Grzegorz uśmiechnął się od ucha do ucha.
– A nie przeszkadza ci, że może to podsłuchać premier, Kreml albo szef FBI?
– Trudno, niech słuchają!
– Spotkaliśmy się tydzień temu na tej konferencji dla lekarzy! Coś mi mówiło, żeby na nią pójść, chociaż tyle z tym było zachodu... Przegadaliśmy cztery godziny! Umówiliśmy się następnego dnia i następnego... Dzisiaj też się spotkamy! Marcin, to jest tak, jakby tych wszystkich lat, kiedy straciliśmy kontakt, w ogóle nie było!
Marcin jęknął w duchu. Błysk, jaki zobaczył w oczach brata, i jego zarumienione policzki powiedziały mu, że to spotkanie zrobiło na Grzegorzu ogromne wrażenie.
„To dlatego ostatnio nie miał dla mnie czasu” – pomyślał. „Nic dobrego z tego nie wyniknie”.
Pamiętał, jak długo brat zbierał się po rozstaniu z Jolą i nie chciał, żeby znów to przeżywał, ale też – choć nigdy by się do tego nie przyznał – poczuł zazdrość na myśl o tym, że może przestanie być dla Grzegorza najważniejszą osobą w życiu.
– Jest po rozwodzie – mówił Grzegorz, nie zwracając uwagi na kwaśną minę Marcina. – I ma dwoje dzieci, Amelkę i Piotrka. Teraz już na dobre wróciła do Polski, bo chce tutaj zacząć prywatną praktykę. Zebrała odpowiedni kapitał, szuka tylko domu, w którym mogłaby mieszkać i otworzyć gabinet.
– Po co ci to? – mruknął Marcin, splatając ręce na piersiach.
Grzegorz popatrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Po co mi co?
– No, ona! – wybuchnął brat. – Babka po rozwodzie, na dodatek z dwójką dzieciaków! Chyba nie chcesz się w to pakować? Masz takie fajne życie!
– Tak, przefajne! – odpowiedział zgryźliwie Grzegorz. – Wracam po pracy do domu, siadam przed telewizorem albo czytam książkę. Idę spać, a rano znów do pracy. I w weekendy to samo, tyle że do pracy zwykle nie chodzę... Jedyna odmiana, to spotkanie z bratem... Jakbym miał osiemdziesiątkę, to może faktycznie byłoby to fajne życie, ale ja mam trzydzieści pięć lat!
– A kto ci broni spotykać się z kimś? Albo gdzieś wyjechać?
– No, nikt – zgodził się Grzegorz. – Tylko że ja do tej pory każdą napotkaną kobietę porównywałem do Joli. I wypadało to tak blado, że zwijałem żagle, zanim jeszcze cokolwiek zaczynało się dziać...
– O Jezu, brzmisz jak zakochany nastolatek!
– No i dobrze! Lepiej brzmieć jak zakochany nastolatek niż jak nawiedzony świr owładnięty teorią spiskową!
– Nawiedzony świr?! – Marcin odchylił się na krześle i popatrzył na brata spod przymrużonych powiek. – To nie ja beczałem, że mnie dziewczyna zostawiła!
– Bo nigdy żadnej nie miałeś – odciął się brat, wstając od stołu. – Idę, nie mam zamiaru się z tobą kłócić! I zrób coś z tym. – Postukał palcem w leżące na stole wyniki badań okresowych, które przyniósł Marcinowi. – Jeśli się za siebie nie weźmiesz, za parę lat możesz paść na zawał albo zachorujesz na cukrzycę. I żadni ONI nie będą mieli z tym nic wspólnego, no chyba że mają też zdolność podnoszenia poziomu cholesterolu za pomocą pilota od telewizora.
Kiedy wychodził, trzasnął drzwiami i od razu tego pożałował. Nie lubił kłócić się z Marcinem i rzadko im się to zdarzało. Grzegorz był starszy o dwanaście lat. Różnili się jak ogień i woda: Marcin wybuchowy, z głową pełną pomysłów i szalonych teorii, roztrzepany i nieuważny, Grzegorz zaś spokojny, poważny, podchodzący do życia z rozwagą. Ich rodzice zginęli wiele lat temu w wypadku samochodowym i właściwie to Grzegorz wychowywał brata. Mieli tylko siebie, byli ze sobą blisko związani i dobrze się dogadywali. Zazwyczaj...
„Jestem starszy, nie powinienem tak na niego krzyczeć. Na pewno poczuł się zagrożony, bo ktoś pojawił się w moim życiu” – myślał Grzegorz, nękany wyrzutami sumienia.
Marcin też pożałował swoich słów, gdy tylko za bratem zamknęły się drzwi, ale urażona duma nie pozwalała mu zawołać Grzegorza. Żeby zająć czymś myśli, usiadł w fotelu i spojrzał na wyniki badań, krzywiąc się z niechęcią. Miał wysoki cholesterol, nadciśnienie i cukier na granicy normy. Poklepał się po pokaźnym brzuchu.
– Trzeba będzie coś z tobą zrobić – stwierdził, wstał z fotela i podszedł do lustra. – Jezu, wyglądam, jakbym był w ciąży! – jęknął na widok wyraźnie rysującej się krągłości. – Dobra, od jutra biorę się za siebie. Przestaję słodzić. Rzucam chipsy. Jeśli cola, to tylko dietetyczna. No i zacznę się więcej ruszać...
Żeby wzmocnić swoje postanowienie, usiadł przed komputerem i wyszukał w sklepie internetowym buty do biegania. Zaopatrzył się też w odpowiedni strój, poczytał dobre rady dla początkujących biegaczy i odniósł wrażenie, że jego kondycja poprawiła się już po samej lekturze. Postanowił, że zacznie tego samego dnia, gdy dotrze przesyłka z butami.
– Żadnych wymówek! – powiedział do swojego odbicia w lustrze. Od razu poczuł się szczuplejszy o kilka kilogramów.Rozdział 2
Grzegorz prosto z mieszkania brata pojechał na spotkanie z Jolą. Sam przed sobą nie chciał przyznać, że w słowach Marcina było nieco prawdy: bał się, że znowu zostanie zraniony i nie był pewien, czy da radę ułożyć sobie relacje z dziećmi Joli. Nigdy dotąd nie miał do czynienia z takimi maluchami i nie bardzo wiedział, jak powinien się w stosunku do nich zachowywać, a chciał, żeby go zaakceptowały. Jeszcze nie miał okazji ich poznać, bo – choć tego ze sobą nie ustalali – na razie spotykali się tylko we dwoje. I zawsze gdzieś na mieście. Oboje ostrożnie podchodzili do tej znajomości, bo mieli wiele do stracenia, a jednak, gdy byli ze sobą, czuli się tak, jakby te wszystkie lata rozłąki nie miały miejsca.
„Nigdy nie przestałem o niej myśleć...” – Grzegorz szedł chodnikiem i wspominał ich wspólne chwile. Miał wtedy poczucie, że znalazł swoją drugą połówkę, że dopóki ona będzie z nim, wszystko mu się ułoży. I układało się – jakby cały świat sprzyjał ich uczuciu. A potem nagle to się rozsypało. Pamiętał ten dzień, jakby zdarzył się wczoraj: Jola przyszła do niego rozpromieniona i z wypiekami na twarzy.
– Tata załatwił mi praktykę w Szwajcarii! – zawołała od progu i rzuciła mu się na szyję. – Będę mogła dokończyć studia już tam i pracować w jednym z największych szpitali! Wyobrażasz sobie?!
– Nie... – szepnął.
Popatrzyła na niego zdziwiona i dopiero po chwili zrozumiała, o co mu chodzi.
– Ach, nie powiedziałam najważniejszego! Miejsca są dwa! Pojedziemy razem! Dlaczego tak patrzysz? Nie cieszysz się? Wiesz, jaka to dla nas szansa?
– Jak ty to sobie wyobrażasz? A co z Marcinem? – Cofnął się do pokoju i usiadł ciężko na kanapie. – Dopiero zaczął szkołę, ledwie mu się udało w miarę zaaklimatyzować i miałbym mu fundować taką rewolucję? Po tym, co przeszedł? Przecież on jeszcze się nie pozbierał po śmierci rodziców. Zresztą dostałem opiekę nad nim warunkowo, nie wiem nawet, czy pozwoliliby nam wyjechać...
Żeby utrzymać siebie i brata i móc kontynuować studia, Grzegorz, jako student ostatniego roku medycyny, podjął na pół etatu pracę w przychodni. Nie zarabiał wiele, ale uczył się szybko wszystkiego i obiecano mu miejsce, kiedy już skończy studia. Mieli też rentę po rodzicach, ale nie była to zbyt duża kwota.
– Grześ, ty chyba nie mówisz serio! – Jola patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. – Chcesz tu zostać i odrzucić taką szansę?! Przecież w Szwajcarii też są podstawówki, Marcin znajdzie nowych kolegów.
– Wiesz, jaki jest Marcin. Nawet po polsku trudno mu się dogadać z innymi dziećmi, a co dopiero w obcym kraju... Przecież on nie zna języka! A ja też tylko angielski...
Jola w tamtym momencie wyglądała, jakby jej ktoś podciął skrzydła. Usiadła naprzeciwko niego i łzy popłynęły jej po twarzy. Patrzyła w okno i płakała bezgłośnie, a potem zwróciła wzrok na Grzegorza i pociągnęła nosem.
– Powiem tacie, że rezygnujemy – szepnęła drżącym głosem.
Spojrzał na jej zaczerwieniony nos, załzawione oczy i zaciśnięte usta i pokręcił głową.
– Jedź – powiedział wbrew temu, co krzyczało jego serce. – Przecież to nie na zawsze. Skończysz studia, będziesz miała za sobą praktykę i świetne papiery i wrócisz tutaj za dwa, trzy lata. I wtedy otworzysz własną klinikę i mnie w niej zatrudnisz.
Długo o tym rozmawiali i oboje uznali, że to się może udać. Obiecywali sobie, że będą się odwiedzać, pisać, dzwonić.
„Dwa lata to nie wieczność” – przekonywali siebie nawzajem.
Życie szybko zweryfikowało te ich marzenia – bo ani ona, ani on nie mieli czasu ani pieniędzy na to, żeby się odwiedzać. Ostatni rok studiów pochłonął ich całkowicie; początkowo codziennie wysyłali do siebie e-maile, później Jola zaczęła rzadziej odpisywać i Grzegorz wyczuł, że coś jest nie w porządku. Aż pewnego dnia zadzwoniła i szlochając w słuchawkę, wyznała mu, że kogoś poznała. Długo dochodził do siebie po tej rozmowie – i długo leczył złamane serce.
A teraz szedł na spotkanie z nią i czuł, że wszystko do niego wraca – rozpacz, tęsknota, ból i poczucie zdrady. „Czy dam radę znowu przez to przejść, jeśli ona uzna, że Polska jednak nie jest dla niej?” – pomyślał.
I wtedy ją zauważył. Stała w miejscu, w którym się umówili, i wystawiała twarz do słońca, a jej jasne włosy rozwiewał wiatr. Uśmiechała się lekko do swoich myśli. Od razu wywietrzały mu z głowy wszystkie wątpliwości. Liczyły się tylko te jej rozwiane włosy, ciepły uśmiech, którym go powitała, i błysk w zielonych oczach, gdy wręczył jej bukiet chabrów.
– Cześć – przywitali się, a potem ruszyli w górę ulicy, żeby obejrzeć mieszkanie, które Jola chciała wynająć. Oglądanie nie trwało długo, bo od razu stało się jasne, że to nie jest odpowiednie miejsce dla kobiety z dwojgiem dzieci: w ciemnej bramie cuchnęło moczem, na wewnętrznym podwórzu stało czterech wyrostków z butelkami piwa w rękach, a ściany pomazane były wulgarnym graffiti.
– No to jedno mogę odhaczyć – mruknęła Jola i zadzwoniła do agenta, z którym była umówiona, żeby go zawiadomić, że nie jest zainteresowana lokalem. – Wobec tego proponuję spacer do ogrodu botanicznego.
Poszli wolno ulicą, po drodze kupili kawę na wynos i już po chwili znaleźli się na pięknym terenie, w otoczeniu bujnej zieleni. Spacerowali, rozmawiając, i nawet nie zauważyli, kiedy minęły dwie godziny.
– Muszę odebrać Amelkę z przedszkola i Piotrusia ze świetlicy! – zawołała Jola.
– Pójdę z tobą – zaoferował, ale pokręciła głową.
– Nie, najpierw chcę im o tobie opowiedzieć – stwierdziła. – Przygotować ich.
Uśmiechnęła się do niego, a potem nagle wspięła się na palce, pocałowała go w policzek i – zanim zdążył zareagować – pobiegła w stronę przystanku autobusowego.
– Do jutra! – zawołał.
Czuł się jak zakochany nastolatek. Uśmiechnął się do siebie i zamyślony poszedł chodnikiem. Dopiero po kwadransie zorientował się, że idzie w złą stronę...
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------