- promocja
- W empik go
Stresoodporne. Jak wychować dzieci odporne na stres - ebook
Stresoodporne. Jak wychować dzieci odporne na stres - ebook
Doskonały poradnik, z którego dowiemy się, jak wychować dziecko odporne na stres. I nie chodzi tutaj o ochronę dzieci przed stresem i niepowodzeniami, ale o to, by nauczyć je odpowiednio stresem „zarządzać” i traktować go jak coś naturalnego. Davidow kompleksowo omawia wszystkie stresogenne czynniki, które mają wpływ na dzieci: szkołę, środowisko rówieśnicze, telewizję i nowinki techniczne, a także nawyki żywieniowe. Autorka przytacza wyniki wielu badań i posługuje się ciekawymi argumentami. W książce znalazły się rozmowy z rodzicami dzieci w różnym wieku.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-1778-8 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na dzieci o wiele bardziej wpływa to, kim jesteśmy niż to, co robimy. Dlatego musimy stać się takimi osobami, jakimi chcielibyśmy, żeby były nasze dzieci.
Joseph Chilton Pearce, Teaching Children to Love
Na początek zła wiadomość: na całym świecie w wyniku chorób układu krążenia umiera 43 835 osób dziennie. To mniej więcej 16,7 miliona ludzi rocznie¹. W krajach rozwiniętych schorzenia te zabijają więcej ludzi niż jakakolwiek inna choroba. Wiadomo jednak, że te tragedie nie biorą się znikąd. Serca tych ludzi były niszczone powoli, przez długie lata.
Jednym z jego cichych i lekceważonych zabójców jest stres (zarówno emocjonalny, jak i psychologiczny), który w niezwykle złożony i daleko idący sposób wpływa na układ krwionośny i nerwowy. Jest nieodłączną częścią naszego życia, często niestety niedostrzeganą i bagatelizowaną. A przecież zaczyna działać na nas bardzo wcześnie, kiedy jesteśmy bardzo młodzi; czasem wręcz przed narodzeniem. Poziom stresu związanego zarówno ze szkołą, jak i sytuacją w domu rośnie u dzieci w zastraszającym tempie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele z nich jest chronicznie zestresowanych. Odsetek samobójstw wśród nastolatków stale rośnie, podobnie jak liczba przedwczesnych zgonów młodych dorosłych, wywołanych chorobami serca. Według badań Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie, stres aż pięciokrotnie zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci².
Powiązanie pomiędzy stresem a chorobami serca jest dobrze zbadane i udokumentowane. Stres, poprzez zwiększanie częstotliwości bicia serca i zalewanie organizmu hormonami, negatywnie wpływa na system krwionośny. Gdy taka sytuacja trwa latami, efekt jest łatwy do przewidzenia.
W 2006 roku na University College w Londynie przeprowadzono badanie, w którym wzięło udział ponad 10 tys. urzędników. Okazało się, że u dorosłych, którzy stale doświadczają w pracy stresu, dwukrotnie częściej rozwija się zespół metaboliczny – główny sprawca cukrzycy i chorób serca. Wniosek ten stał się podstawą do kolejnych badań nad skutkami stresu. Prowadząca je Tarani Chandola stwierdziła: „Badanie przynosi dowody na biologiczne prawdopodobieństwo odpowiedzialności mechanizmów stojących za stresem psychospołecznym, łącząc dzisiejsze czynniki stresogenne z chorobami serca”³.
Będąc rodzicami, mamy wpływ na to, jak będzie wyglądała przyszłość naszego potomstwa. Z punktu widzenia zdrowia i życia, naszym najistotniejszym zadaniem jest ochrona dzieci przed długofalowym skutkiem stresu. Ważne jest, by zaczęła się ona dostatecznie wcześnie. Co prawda jesteśmy społeczeństwem, które na wyciągnięcie ręki ma dostęp do niemal każdej informacji, lecz to za mało. Cały problem polega bowiem w tym, by umieć te wiadomości odpowiednio wykorzystać – po to, by następne pokolenie nie żyło krócej niż nasze. Jestem przekonana, że ze stresem i skutkami przez niego wywołanymi można wygrać.
Niniejsza książka jest poświęcona wszystkim niemowlętom, przedszkolakom, dzieciom w wieku szkolnym i nastolatkom – a także dorosłym, jacy z nich wyrosną.
Warto sobie uzmysłowić, że źródłem stresu, choć przeważnie nieświadomym, jesteśmy my sami. Wymuszanie na dzieciach doskonałości, reagowanie na ich zachowanie w stresujący dla nich sposób i straszenie ich tym, co może wydarzyć się w przyszłości często przynosi zgoła odmienny od oczekiwanego przez nas skutek. Jest na to rada: nawet radykalne zmiany w wychowaniu dzieci, jeśli tylko będą wprowadzane cierpliwie i wytrwale, pozwolą uniknąć niepotrzebnych, złych emocji.
Sztafeta pokoleń jest nie do zatrzymania – dzisiejsze dzieci szybciej niż nam się wydaje staną się dorosłymi, będącymi ofiarami współczesnego, rujnującego zdrowie stylu życia zwanego „wyścigiem szczurów”. Kiedy trzymamy w ramionach nowo narodzone dziecko, naszym najważniejszym zadaniem jest jego ochrona i opieka nad nim. Nie przyszłoby nam do głowy, by doświadczało chłodu i głodu; nie znieślibyśmy myśli o przysporzeniu mu cierpienia czy stresu. Kiedy płacze, dajemy mu ukojenie. A potem dzieci dorastają. Wprowadzamy je do innego świata i stopniowo przestajemy słuchać tego, co mówią nam ich emocje oraz ciała. Stajemy się głusi na ich potrzeby, zapominamy o wpływie otoczenia i obecnych wokół nich dorosłych na ich samopoczucie, pozwalając na samodzielną „socjalizację” z niełatwym światem. Jesteśmy bowiem intuicyjnie przekonani, że stres to zwykła, wręcz nieodłączna część życia. Co więcej – większość z nas uznałaby za pewnik, że im szybciej dzieci „otrzaskają się” z nim, tym lepiej dla nich. To jednak bardzo złudne przekonanie.
Do pewnego stopnia dzieci same będą dawać nam znać – i to często w dość dramatyczny sposób – że nie są szczęśliwe, bo nie potrafią poradzić sobie z przytłaczającym je stresem. To prowadzi do zaburzeń zachowania, jedzenia, okaleczania się, wycofania, kłopotów z nauką, depresji i innych problemów społecznych. Nie jest żadnym odkryciem, że dzisiejszy świat, w którym funkcjonują nasze dzieci, bardzo różni się od tego, jaki był kiedyś. Nasze pociechy muszą borykać się z problemami, które nie tylko dla nich są nowe i trudne.
Jednym z najważniejszych czynników mających bardzo negatywny wpływ na dzieci jest stres w szkole, związany np. z ważnym sprawdzianem na zakończenie szkoły podstawowej czy egzaminem maturalnym.
Wieloletnie doświadczenia z testami szkolnymi dowiodły, że nie są one wcale miernikiem uzdolnień. Dlatego też w niektórych państwach zrezygnowano z ich przeprowadzania wśród uczniów poniżej 14. roku życia. Pionierem na tym polu była Szkocja, która wprowadziła tę zmianę w 2003 roku. Tamtejszy minister edukacji, Peter Peacock, oświadczył, że od tej pory nacisk zostanie położony na „nauczanie, a nie na egzaminowanie”⁴. Coraz głośniej mówi się o tym, że należy wprowadzić takie rozwiązanie w pozostałej części Wielkiej Brytanii. Profesor Andy Hargreaves z Boston College uważa, że: „Amerykanie również powinni zastanowić się przez chwilę i wysunąć wnioski”. To samo mogłyby zrobić inne kraje.
Mimo dość jednoznacznych dowodów na szkodliwość testów mających w teorii wspierać umiejętności uczniów, wiele państw przygotowało własne systemy egzaminów. Efekty były łatwe do przewidzenia – egzaminowani uczniowie doświadczają ich negatywnych skutków. Zdaniem ekspertów dzieci bardzo obawiają się testów. Z ich powodu wpadają w depresję, a nawet popełniają samobójstwa. Badacze odkryli, że doświadczający stresu przed egzaminami zachowują się w sposób wskazujący na głęboki uraz psychiczny. Rodzice, z którymi mam kontakt, informują, że ich „chodzące do trzeciej klasy pociechy moczą się w nocy, mają stany lękowe, wyrywają sobie włosy i budzą się w nocy z krzykiem”. Zdaniem Maggie Dent, ekspertki w dziedzinie pedagogiki, „wywierając na dzieci presję zabieramy im dzieciństwo i zaburzamy ich potrzeby związane z rozwojem”⁵.
Z badań przeprowadzonych przez Whitlam Institute wynika, że testy są „źródłem znaczącego stresu zarówno dla uczniów, jak i ich rodzin”⁶. Co więcej, zebrane dane pokazały, że zestresowani są także nauczyciele, którzy muszą odchodzić od holistycznego podejścia i skupiać się na materiale wymaganym do testów. Napięcie wywołane tymi egzaminami przenosi się na relacje pomiędzy rodzicami a nauczycielami, a także rodzicami a uczniami.
Jeśli wnioski płynące z tych badań połączymy z faktem, że coraz więcej osób cierpi na zaburzenia lękowe, dojdziemy do bardzo smutnej konstatacji: zdecydowanie za mało wagi przywiązuje się do skutków rodzicielskich czy edukacyjnych decyzji na psychologiczną i emocjonalną konstrukcję dzieci⁷.
Przygotowywany przez Institute for Innovation in Social Policy i Fordham University Amerykański Indeks Zdrowia Społecznego pokazywał w 2003 roku, że poziom zdrowia społecznego jest najniższy od 25 lat. Najsilniej zmiany te dotknęły młodzież. Ta grupa społeczna wykazywała wyjątkowo niskie poczucie wspólnoty. Czuła się wyizolowana, była bardziej nastawiona pesymistycznie od innych i pełna myśli depresyjnych.
Oczywiście Australia i USA to nie jedyne państwa, w których młodzież zmaga się z problemami współczesnego świata. Peter Foster pisał 11 marca 2011 r. z Pekinu dla brytyjskiej gazety „Sunday Telegraph”: Badania przeprowadzone we wschodnich Chinach na dzieciach między dziewiątym a dwunastym rokiem życia wykazały, że ponad 80 procent z nich bardzo obawia się egzaminów, dwie trzecie boi się kar, jakie zadają nauczyciele, a niemal trzy czwarte lękało się kar cielesnych, stosowanych przez rodziców.
Młodzi ludzie mają do czynienia z wieloma stresującymi sytuacjami – zarówno w domu, jak i w szkole. Jest czymś oczywistym, że napięcie związane z egzaminami to ważny czynnik sprzyjający depresji i desperacji, jaką wielu z nich odczuwa. Brytyjska dziennikarka, Liz Smith, pisała w tekstach dla World Socialist Website:
„W ostatnich kilku miesiącach pojawiło się sporo badań mówiących, jak napięcie związane ze szkolnymi egzaminami wpływa negatywnie na stan zdrowia psychicznego nastolatków”.
W 2007 roku ukazał się raport UNESCO „Report Card 7” dotyczący ubóstwa dzieci. Dokument ten zawiera obszerny opis stanu zdrowia i życia dzieci w krajach rozwiniętych w oparciu o kilka kryteriów: poziomu życia materialnego, zdrowia i bezpieczeństwa, wykształcenia, a także relacji z rodziną i rówieśnikami, zachowania i zachowania ryzykownego oraz subiektywnego stanu samopoczucia.
Nasze dzieci nie czują się dobrze. Dlatego warto zadać sobie pytanie – jeśli spędzają większość czasu w domu i w szkole, czy rodzice i nauczyciele nie zamęczają ich, nomen omen, na śmierć? Czy w ciągłej, nigdy niekończącej się pogoni w zapewnianiu im kwalifikacji niezbędnych do tego, by mogły przetrwać w stawiającej na współzawodnictwo globalnej gospodarce, w pewnym momencie nie zatraciliśmy głównej idei, która temu przyświeca? Czy systemy edukacyjne i metody wychowawcze nie są przypadkiem przyczyną naszego największego lęku, jakim jest obawa przed tym, że nasze dzieci nie będą potrafiły poradzić sobie w dorosłym świecie?
Stres nie jest ani potrzebnym, ani korzystnym elementem wychowywania. Długotrwały wpływ porażonego nim układu nerwowego niezwykle silnie zaburza fizjologię, stabilność emocjonalną i funkcje poznawcze.
Przez ostatnie sto lat nasze życie stało się tak łatwe, jak nigdy przedtem. Niespotykany wcześniej postęp, dotyczący w zasadzie każdej dziedziny życia, sprawił, że wystarczy krótka chwila, byśmy poczuli się mądrzejsi lub efektywniejsi. Dobrze będzie przyjrzeć się cenie, jaką nasze dzieci mogą zapłacić za to, w jakich czasach żyją.
Wyniki badań, jakie prowadziła autorka wraz z Institute of HeartMath (IHM) z Kalifornii wskazują, że problem stresu można w znacznym stopniu rozwiązać, jeśli tylko poznamy kilka podstawowych elementów z nim związanych, a dotyczących nie tylko jego wpływu na fizjologię, emocje i zdolności poznawcze, lecz także tego, jak w sposób świadomy oraz umiejętny postępować, by zminimalizować jego działanie, zanim stanie się stałym i przytłaczającym składnikiem życia dzieci. Jest to o tyle ważne, że możemy dokonywać wyborów związanych z szeroko rozumianym otoczeniem naszych pociech, co powinno w znaczący sposób wpłynąć na ich fizjologię, emocje i zdolności poznawcze. Możemy także dokonywać świadomych wyborów dotyczących szkoły, w jakiej uczą się nasze dzieci, co – długofalowo – będzie miało bardzo silny wpływ na zdrowie, szczęście i w efekcie sukces przyszłego pokolenia. To sprawa największej wagi. Aby jednak móc dokonywać odpowiednich wyborów, musimy być świadomi sytuacji i konsekwencji naszego zachowania oraz decyzji.
Niniejsza książka jest owocem zarówno wielu lat badań, jak i osobistego doświadczenia. Mam nadzieję, że moje spostrzeżenia oraz propozycje wpłyną na wielu dorosłych (rodziców, opiekunów i nauczycieli), by aktywnie angażowali się w kształtowanie mniej zestresowanego, udanego i zdrowego młodego pokolenia.
Wnioski
• Stres wpływa niekorzystnie na dzieci.
• Stres jest bezpośrednio powiązany z chorobami serca.
• Stres długofalowo zaburza funkcje poznawcze.
• Możemy dokonywać wyborów, które chronią przed stresem.
• Otoczenie wpływa na rozwój dziecka.Czym jest stres?
Podstawową rzeczą, jaką należy sobie uświadomić, jest to, że stres zaburza funkcje fizjologiczne, emocjonalne i poznawcze człowieka. Oznacza to po prostu, że kiedy jesteśmy zestresowani, nasze ciała przestają właściwie działać. Nie czujemy się dobrze. Nie jesteśmy w stanie poprawnie myśleć.
Zanim ten temat zostanie rozwinięty w kolejnych rozdziałach, warto wyjaśnić kilka podstawowych kwestii dotyczących stresu, związanych z doskonałością autonomicznego układu nerwowego człowieka.
Nasze ciała są stworzone w przemyślany sposób i odpowiedź na stres nie jest dla nich niczym niezwykłym. Żeby to wyjaśnić, przytoczę historię z mojego życia. Wychowałam się w Afryce, teraz mieszkam w Australii. W obydwu tych miejscach żyje wiele egzotycznych i jadowitych zwierząt. Występująca w Australii nibykobra siatkowana (Pseudonaja textilis) to jeden z najbardziej jadowitych węży świata – jej jad jest siedmiokrotnie silniejszy niż jad południowoafrykańskiej kobry przylądowej (Naja nivea). Jad wędruje po ciele przez układ limfatyczny, powodując zatrzymanie oddychania, co w ciągu kilku minut powoduje śmierć w wyniku uduszenia. Stosunkowo niedawno omal nie wdepnęłam na takiego węża, który pojawił się na ścieżce, prowadzącej do domu moich znajomych. Kiedy odwrócił się w moją stronę, w jednej chwili serce zaczęło mi bić dwukrotnie szybciej. Staram się myśleć zdroworozsądkowo. Choć czuję do węży respekt, to jednak nie boję się ich. Mój instynkt zadziałał jednak szybciej niż rozum. Krew odpłynęła mi z twarzy, kolana zaczęły drżeć. Odwróciłam się i uciekłam najszybciej, jak tylko mogłam. Dopiero kiedy byłam na schodach werandy, odetchnęłam, śmiejąc się z tego spotkania i tchórzliwej ucieczki. To typowa reakcja („atak lub ucieczka”) autonomicznego układu nerwowego, który składa się z układu współczulnego (sympatycznego, „pobudzającego”), odpowiedzialnego za takie reakcje jak opisana powyżej, i układu przywspółczulnego (parasympatycznego, „hamującego”), m.in. zmniejszającego częstotliwość uderzeń serca. O ile pierwszy pobudza organizm do działania, o tyle drugi go spowalnia i wycisza. Kiedy coś nam zagraża, układ współczulny wywołuje takie reakcje, jak:
1. przyspieszenie pracy serca,
2. stymulację wydzielania hormonów stresu,
3. wymuszenie przepływu krwi do kończyn i jej odpływ z mózgu.
Dlatego, jeśli jesteśmy skonfrontowani z określonym czynnikiem stresogennym, czymś, co stanowi realne zagrożenie dla życia (czyli, w moim przypadku, z wężem), do akcji wkracza układ współczulny. Na krótką metę jest to bardzo korzystne – krew odpływa z głowy do kończyn, a do organizmu jest uwalniana duża ilość glukozy. Dzięki temu jesteśmy w stanie biec tak szybko, jak nigdy dotąd. Kiedy uciekłam na werandę i zobaczyłam, że przyczyna mojego strachu wpełzła w krzewy, odetchnęłam z ulgą. Mój organizm zużył nadmiar glukozy, serce zaczęło pracować wolniej, bo do akcji wkroczył układ przywspółczulny. Ten z kolei jest odpowiedzialny m.in. za:
1. spowolnienie akcji serca,
2. hamowanie produkcji hormonów stresu,
3. kierowanie krwi z powrotem do mózgu.
Problem polega na tym, że jeśli nawet oddzielimy w naszej świadomości stres wywołany przez jadowitego węża, od np. stresu wywołanego przez zbliżający się egzamin, nasze ciało nie jest w stanie tego dokonać. Organizm reaguje na każdy stres w taki sam sposób, niezależnie od przyczyny. Ten proces jest dogłębnie wyjaśniony przez neurobiologa Roberta Sapolsky’ego w książce Dlaczego zebry nie mają wrzodów? Psychofizjologia stresu⁸, niezwykle zabawnej, pouczającej i trzeźwo napisanej opowieści na temat długotrwałych efektów stresu. Sapolsky opisuje, dlaczego ludzki organizm nie nauczył się reagować na stres w różny sposób, kiedy zagraża nam coś fizycznie bądź emocjonalnie. Dlatego właśnie siedmiolatek, denerwujący się przed sprawdzianem lub z powodu nieodrobionej pracy domowej albo nie potrafiący znaleźć sobie miejsca przed ważnym egzaminem nastolatek, mogą być poddawani tak samo silnej presji fizjologicznej, jakby byli ścigani przez rozwścieczonego hipopotama czy głodnego krokodyla.
Im stres jest dłuższy i częstszy, tym bardziej osłabia on ciało, serce i mózg. Organizm kogoś, kto denerwuje się z powodu egzaminu lub sprawdzianu, jest stale zalewany hormonami stresu – kortyzolem i adrenaliną. Serce wali jak szalone, jakby goniło nas stado lwów, choć przecież w ogóle się nie ruszamy. Przez długie tygodnie, a czasem miesiące, nie ma miejsca, do którego można by dobiec i dać organizmowi odetchnąć, a układowi przywspółczulnemu pozwolić działać. Po jakimś czasie organizm jest doprowadzony do takiego stanu, że układ współczulny nie może się włączyć. Wtedy wszystko hamuje. Adrenalina nie porusza ciała. Mózg, kończyny, a przede wszystkim serce, nie są bowiem przystosowane do długotrwałego napięcia, oczekiwania na atak lub podejmowania ucieczki.
W dzisiejszych czasach chroniczny stres rzadko jest spowodowany bezpośrednim zagrożeniem życia, chyba, że akurat ktoś znajduje się na terenie objętym wojną lub staje w obliczu katastrof. Jednak poczucie, że coś zagraża bezpieczeństwu, wpływa na nas dokładnie tak samo jak rzeczywiste zagrożenie.
Siedzimy w domu, w pracy lub w szkole, denerwując się niezliczonymi rzeczami. Jako rodzice możemy martwić się z powodu domowych finansów, zdradzającego współmałżonka, zachowania dzieci, alimentów, które nie zostały zapłacone itd. Martwimy się o stałość naszej pracy i wypalenie zawodowe. Z kolei dzieci są często przytłoczone wywieranym na nie naciskiem, aby osiągały sukcesy w szkole i w życiu, martwią się z powodu rówieśników, rodziców, związków czy też wynikami egzaminów. Te wszystkie czynniki przyspieszają pracę serca, sprawiają, że pocą nam się dłonie, a krew odpływa z głowy, sprawiając, że jesteśmy bladzi, roztargnieni i porywczy.
Często uważamy, że uderzenia adrenaliny wyostrzają nasze zmysły i sprawiają, że jest nam dobrze. W rzeczywistości jednak jej nadmiar jest dla organizmu szkodliwy. To dlatego właśnie czujemy się źle po szczególnie stresującym wydarzeniu, niezależnie, czy jest to ucieczka przed drapieżnikiem, czy zamartwianie się egzaminem. Zdenerwowane dzieci często skarżą się na ból brzucha lub nudności. Stres może doprowadzić do przewlekłych schorzeń.
Problem ze współczesnymi czynnikami stresogennymi polega na tym, że nie możemy szybko schronić się przed nimi na bezpieczne schody werandy. Nie jesteśmy w stanie uciec przed jadowitymi wężami naszych myśli, które wpływają na nas tak samo, jakby były prawdziwymi, syczącymi gadami, które zagrażają życiu. Układ przywspółczulny nie ma szans, by przywrócić naszemu organizmowi równowagę.
Czasem wydaje się, że jedyną ucieczką od stresu, od tych niewidzialnych drapieżników, które czają się w głowie, jest lampka wina, szklanka zimnego piwa czy inne, znacznie już poważniejsze substancje. Tymczasem mogą one zrujnować nasz układ immunologiczny, endokrynologiczny i organy wewnętrzne. Kiedy jest z nami naprawdę źle, kiedy nasz system decyzji „atak lub ucieczka” przypomina toczący się po stromym stoku samochód bez hamulców, otrzymujemy dobrze znane i w sumie trywialne rady: weź głęboki oddech, zacznij medytować lub zajmij się jogą. Wydają się one tak oczywiste, że nawet nie bierzemy ich pod uwagę. Tymczasem naprawdę warto wziąć je sobie do serca.
Mając na uwadze rozwijający się układ nerwowy dzieci, najlepszym nawykiem, jaki możemy w sobie wytworzyć, jest zmiana reagowania na stresujące sytuacje. Następny rozdział wyjaśni szczegółowo, dlaczego jest to tak ważny element rodzicielskiej pracy.
Wnioski
• Stres zaburza prawidłowe funkcjonowanie fizjologiczne organizmu.
• Układ współczulny „włącza” hormony stresu, aby ułatwić ucieczkę przed zagrożeniem.
• Układ przywspółczulny „wyłącza” hormony stresu, kiedy niebezpieczeństwo mija.
• Stres jest korzystny tylko wtedy, kiedy oddziałuje krótko i pozwala uniknąć bezpośredniego zagrożenia.
• W większości przypadków nasze ciało nie potrafi rozróżnić zagrożenia realnego od jedynie odczuwanego.