Struna/ Wyspa Nazino - ebook
Struna/ Wyspa Nazino - ebook
Bohaterem Struny jest generał Armii Czerwonej Andriej Własow, który po trwającej ponad dwanaście miesięcy bohaterskiej walce z hitlerowskimi Niemcami dostaje się do niewoli. Jest rok 1942. Własow decyduje się na kolaborację. Marzy mu się odtworzenie narodowej Rosji na gruzach stalinowskiej tyranii i komunistycznego systemu. Wprawdzie – niestety – u boku armii Hitlera, ale to przecież jedyna realna siła, która jest w stanie tego dokonać.
Wyspa Nazino również opowiada o wydarzeniach autentycznych. Tym razem o wielkim polowaniu, jakie NKWD (wówczas GPU) urządziło na początku lat trzydziestych na tzw. społeczne pasożyty, które postanowiono wywieźć z miast na Syberię. Kryterium „pasożytnictwa” stanowił brak aktualnego dowodu osobistego. Patrole wyłapywały zarówno bandytów, jak i osoby przypadkowe. Trafili na tytułową wyspę na ogromnej rzece w pobliżu Omska. Władzę sprawowali tu podzieleni na bandy zdegenerowani przestępcy, którzy aby napełnić żołądki, posuwali się do drastycznych czynów...
„Książka jest świadectwem kolejnych okropności wydobytych z historycznych mroków epoki stalinizmu. A przecież, wydawałoby się, że tamte czasy i zbrodnie zostały już gruntownie zbadane i opisane, podobnie jak hitlerowskie, że na ich temat niczego nowego już się nie odkryje. Jak się okazuje, nic bardziej błędnego” – Piotr Kitrasiewicz, autor książek Jego ekscelencja na herbatce z Göringiem i Artyści w cieniu Stalina.
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-958867-7-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szli nocami, unikając otwartych przestrzeni. Lasy nad rzeką Wołchow były gęste i podmokłe. Bagna już dawno odmarzły, więc trzeba było je omijać. Tracili na to wiele czasu. Mapy wystarczająco dokładnej nie mieli, lecz przyjaciel adiutanta generała dobrze znał te strony, dlatego wzięli go ze sobą. Więc razem szło ich sześciu.
Dwa razy tak blisko mijali niemieckie placówki i okopy, że słyszeli rozmowy żołnierzy. Spali w dzień w stogach siana lub w stodołach. Chłopi przynosili coś do jedzenia; zwykle tylko chleb i ziemniaki. 12 lipca, czternastego dnia marszu, tuż przed świtem natknęli się na porządnie wyglądające gospodarstwo. Chłop akurat wyszedł z obory, niósł lampę naftową. Przestraszył się.
- Co to za wieś? – spytali.
- Tuchowiczi.
Kiedy powiedzieli, że usiłują przedostać się na radziecką stronę frontu, chłop pozwolił im schronić się w stodole, przyniósł trochę chleba i mleko. Kiedy kładli się spać na sianie, zobaczył jeszcze przez szparę w deskach, że gospodarz zaprzęga konia do wozu i odjeżdża w stronę miasteczka.
Nie mógł zasnąć. Dręczyło go poczucie klęski. Klęska! Straszne słowo. Pierwszy raz w życiu! Jak mogło do tego dojść? Przecież nie z jego winy! Od roku Armia Czerwona wciąż jest bita i w odwrocie; całe pułki i dywizje poddają się bez walki, większość z nich przechodzi na stronę Niemców, nie chcą bronić Stalina i komunizmu; chcą z nim walczyć! Raz widział w mieście, do którego zbliżali się Niemcy, jak ludzie przygotowują się do powitania najeźdźców chlebem i solą.
Ale nie on. Chociaż też nienawidzi komunizmu.
Kiedyś postanowili z żoną podarować krowę jego rodzicom klepiącym biedę na wsi. Był ich trzynastym dzieckiem*. Uzbierali pieniądze, kupili, podarowali. Radość była wielka. Całował ręce matki i ojca, a oni płakali ze wzruszenia. Miesiąc później z powodu tej krowy lokalny komitet partii uznał rodziców za bogaczy – kułaków, a NKWD wysłało ich do łagru. Administracyjnie – bez wyroku. Widział cały pociąg podobnych kułaków i bogaczy wywożonych na wschód. Zapamiętał ten widok na zawsze.
W trzydziestym siódmym, w czasie wielkiej czystki, został wyznaczony do składu sądzącego wojskowych, rzekomo zdrajców. Szybko się zorientował, że oskarżenia są całkowicie bezpodstawne, a przyznanie się do winy – wymuszone torturami. Miał w ręce akta z zeznaniami poplamionymi krwią. Jednak nie potrafił się zdobyć na sprzeciw. To by oznaczało niechybną śmierć. Za to jeszcze bardziej znienawidził klikę Stalina i komunizm. To właśnie było jego pierwszą klęską. Moralną. Wstydził się tego.
Jeszcze w czasie wojny domowej najstarszy brat, który opłacał jego naukę, także został uznany za wroga ludu i rozstrzelany.
Lecz komunizm to jedno, a Rosja – ojczyzna – to całkiem co innego. W czasie wojny domowej, mając zaledwie dziewiętnaście lat, ukończył szkołę oficerską, został dowódcą plutonu. Potem bił Białych: Denikina nad Donem, Wrangla na Krymie. Potem – chłopską armię Zielonych Nestora Machny – na Ukrainie. I stale awansował. Kiedy został dowódcą batalionu, dowiedział się, że nie awansuje wyżej, jeśli nie zapisze się do partii. Więc się zapisał.
4 Dywizję Turkiestańską**, mającą fatalną opinię, wyszkolił tak, że stała się najlepszą w Kijowskim Okręgu Wojskowym, a może – jak mówili niektórzy – nawet w całych siłach zbrojnych Związku Radzieckiego. Kiedy w czasie wojny chińsko-japońskiej został szefem zespołu radzieckich doradców wojskowych Czang Kai-szeka, dostał od niego w dowód uznania Order Złotego Smoka. W 1940 roku Stalin nadał mu Order Lenina.
W obecnej wojnie dowodził 4 Korpusem Zmechanizowanym, broniąc Lwowa. Potem, pod Kijowem, na czele 37 Armii kilkakrotnie wyrywał się z okrążenia. Choć nie został ranny, był potem tak wyczerpany, że na kilka tygodni trafił do szpitala.
10 listopada 1941 roku o północy stawił się na Kremlu pilnie wezwany przez Stalina. Powierzono mu organizację obrony Moskwy. Gdy się z tego zadania wywiązał, otrzymał Order Czerwonego Sztandaru i stopień generała lejtnanta oraz nieco później – dowództwo 2 Armii Uderzeniowej na Froncie Wołchowskim pod Leningradem. Jego zadaniem było przerwać oblężenie miasta.
2 Armii Uderzeniowej udało się wbić dziesięciokilometrowy klin w niemiecką 18 Armię pod dowództwem generała Lindemanna. Jednak mimo ponawianych ataków dalszy postęp okazał się niemożliwy. W maju 1942 roku 2 Armia Uderzeniowa była skrajnie wyczerpana i liczyła już tylko trzy czwarte początkowego składu. W niektórych pododdziałach rannych było więcej niż zdrowych. Sztab obiecywał posiłki; miał dołączyć 6 Korpus. Lecz posiłki nie nadchodziły.
Aby uniknąć okrążenia, trzeba było się cofnąć do linii kolejowej Czudowo – Nowogród.
Stalin się nie zgadzał: „Ani kroku wstecz!”. Tymczasem sytuacja stale się pogarszała. Odmarzły bagna nad rzeką Wołchow, przez które zimą szło po lodzie zaopatrzenie i wywożono na zaplecze rannych. Zaopatrzenie, które jeszcze dochodziło innymi drogami, było kroplą w morzu potrzeb. Ludzie umierali z ran, chorób i głodu. Wielu, żeby przeżyć, zjadało ciała zmarłych towarzyszy. Sztab armii tracił łączność z własnymi dywizjami.
Właśnie w tym czasie z domu przyszła wiadomość, że „byli goście”. To oznaczało rewizję. W takim momencie NKWD robi mu w domu rewizję! I co, na Boga, spodziewali się znaleźć? O co Stalin go podejrzewa?
Wreszcie przyszła zgoda Stawki – Sztabu Generalnego – na wycofanie się. Równolegle od północy musiałyby też cofnąć się dywizje generała Chozina. Chozin też uzyskał zgodę na wycofanie.
Lecz się nie cofnął.
Powstała w rezultacie luka, w którą weszli Niemcy. Zamknęli 2 Armię i odcięli jej ostatnie linie komunikacyjne***. Co się stało? Najpewniej Stalin wkroczył ze swoim „Ani kroku w tył!”. Wojskowy ignorant! Idiota! Zupełnie bezsensownie, na własne życzenie, „Genialny Wódz” stracił kolejną armię.
Pozbawiony dostaw benzyny, żywności i amunicji, nadal walczył. Po kilku dniach nie miał już czym strzelać. Koniec! Rozkazał ludziom ze sztabu i kompanii dowodzenia oraz ostatniej dywizji, z którą miał jeszcze łączność, podzielić się na kilkunastoosobowe grupy i próbować na własną rękę przekradać się do swoich. Jakiejś części powinno się udać. W każdym razie to lepsze, niż całą armią iść do niewoli.
Gorycz klęski była trudna do zniesienia. A przecież pozostawało jeszcze pytanie, co będzie z tymi, którym uda się przebić do swoich. Bardzo prawdopodobne, że zostaną uznani za zdrajców.
Może do łagru, a może od razu pod ścianę. I co będzie z ich rodzinami?
Ocknął się z rozmyślań, bo wydało mu się, że słyszy jakieś odgłosy z zewnątrz. Było już zupełnie jasno, lecz przez szparę między deskami niczego nie zauważył. Zszedł po drabinie na dół i uchylił wrota. Roiło się od Niemców. W stronę stodoły szedł oficer Wehrmachtu z gospodarzem domu.
- Antonow, koledzy, wstawajcie! – zawołał do swojego adiutanta i śpiących na górze. – To już koniec, chłop nas zdradził.
Otworzył bramę i wyszedł na zewnątrz. Natychmiast kilkanaście karabinów skierowało się w jego stronę, więc podniósł ręce do góry. Oficer niemiecki podszedł bliżej. Uśmiechał się.
- Kapitan von Schwerdtner – przedstawił się. Ściągnął rękawiczkę i wyciągnął dłoń do powitania. – Pan generał Własow, prawda?
- Tak. – Zawahał się przez moment, lecz podał mu dłoń.
- Trudno pana nie rozpoznać…
Generał lejtnant Andriej Andriejewicz Własow miał blisko dwa metry wzrostu, plebejską twarz o ciężkich rysach i okulary z grubymi szkłami krótkowidza w ciemnej rogowej oprawie.
* W opracowaniach historycznych można przeczytać, że Własow był ósmym dzieckiem krawca wiejskiego, a gdzie indziej, że trzynastym – ubogiego chłopa.
** Można też przeczytać, że chodzi tu o 99 Dywizję Strzelecką.
*** Są różne opisy wydarzeń, które doprowadziły do okrążenia i klęski 2 Armii Uderzeniowej. Podaję tu wersję, która wydaje mi się najbardziej prawdopodobna.