Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Studya z literatury francuskiej - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Studya z literatury francuskiej - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 324 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KA­ROL BAU­DE­LA­IRE.

Je suis Ia pla­ie et le co­ute­au,

Je suis le so­uf­flet et la joue!

Je suis les mem­bres et la roue,

Et la vic­ti­me et le bo­ur­re­au!

Je suis de mon co­eur le vam­pi­re .

Oto mistrz dziw­ny i wiel­ki, któ­re­go wzrok jest rów­nie po­nu­ry, jak ma­gne­ty­zu­ją­cy, a tchnie­nie rów­nie ja­do­wi­te, jak nie­uchron­ne. Duch za­pa­trzo­ny w sie­bie, wraż­li­wy i czuj­ny; duch, któ­ry jest sam so­bie raną i no­żem, twa­rzą i po­licz­kiem, człon­ka­mi i dru­zgo­czą­cem je ko­łem, ofia­rą i ka­tem, krwią i są­czą­cym krew upio­rem, w któ­rym dzia­ła bez­u­stan­nie owa unfa­tho­ma­ble lon­ging of soul to vex it­self, to of­fer rio­len­ce to its own na­tur (Poe): duch, ży­ją­cy w wiecz­nem roz­dwo­je­niu z sa­mym sobą, wła­sne­go roz­dwo­je­nia świa­do­my, i któ­ry wciąż wła­snym skal­pe­lem sa­me­go sie­bie dy­se­ku­je po to tyl­ko, aby nad re­zul­ta­tem dy­sek­cyi roz­pa­czać; duch wer­te­ry­zmu, roz­wi­nię­te­go do krań­co­wo­ści: duch ana­li­zy me­lan­cho­lij­nej, prze­cho­dzą­cej w cho­ro­bli­wą new­ro­zę.

W chwi­li, kie­dy po­eci fran­cu­scy szu­ka­li te­ma­tów do swych dzieł w eg­zo­tycz­nych kra­jach i wie­kach, lub w dro­bia­zgach ota­cza­ją­ce­go ży­cia – Bau­de­la­ire jął czer­pać całe na­tchnie­nie ze swej głę­bo­kiej jak mo­rze, a ciem­nej jak ka­te­dra go­tyc­ka – du­szy. Kie­dy inni, w zgro­zie pa­trząc na swe spo­łe­czeń­stwo, ucie­ka­li się do bóstw grec­kich, in­dyj­skich lub skan­dy­naw­skich, albo ró­ża­ną gazą przy­kry­wa­li zgni­li­znę swe­go cza­su – on śmia­ło wstą­pił do tego ogro­du kwia­tów za­tru­tych i uło­żył je w bu­kiet strasz­li­wy, któ­ry na­zwał "Fleurs du Mal." A kto go czy­tał, czuł, że au­tor nie kła­mie. Ama­to­ro­wie ocu­krzo­nej wody wo­ła­li: "zgro­za, bluź­nier­stwo, nie­mo­ral­ność!"

Sa­in­te Beu­ve pi­sał do nie­go: "Mu­sia­łeś dużo cier­pieć, moje dziec­ko!" A Wik­tor Hugo po­wie­dział: "Stwo­rzy­łeś nowy dreszcz."

Ów nowy dreszcz miał zna­cze­nie po­trój­ne­go zja­wi­ska: na­przód, że zja­wił się po­eta nowy, o szcze­gól­nym tem­pe­ra­men­cie oso­bi­stym; po­wtó­re, zja­wił się duch ma­ją­cy dość od­wa­gi, aby uświa­do­mić współ­cze­snym pew­ne uczu­cia, co jak uśpio­ne węże, w naj­taj­niej­szej głę­bi ich du­cha spo­czy­wa­ły; po trze­cie – zja­wi­ła się nowa sztu­ka, któ­rej ce­lem nie było ani roz­czu­lać, ani na­uczać, ani pro­ro­ko­wać, ale bu­dzić dreszcz. Aby dreszcz ten prze­lać w czy­tel­ni­ka, mu­siał go au­tor mieć w so­bie. Mu­siał mieć or­ga­ni­za­cyę, któ­ra­by tak in­ten­syw­nie da­wa­ła mu prze­ni­kać się wra­że­nia­mi, żeby ich li­te­rac­kie od­two­rze­nie mo­gło na tem­pe­ra­men­ty ana­lo­gicz­ne od­dzia­ły­wać z po­tę­gą rze­czy­wi­sto­ści. Ze­tknie­cie się tej du­szy głę­bo­kiej i wraż­li­wej ze swą epo­ką ner­wo­wą i ze­psu­tą – roz­wi­nę­ło wra­żeb­ność au­to­ra –

i za­ostrzy­ło jego zdol­ność do pi­cia tru­cizn. Roz­wi­ja­ny też w tym kie­run­ku sys­tem ner­wo­wy od­czu­wał sub­tel­nie pew­ne drgnie­nia swej epo­ki i stał się nie­mal ich prze­wod­ni­kiem elek­trycz­nym; mó­wi­my pew­ne, gdyż nie wszyst­kie ro­zu­miał i czuł on zja­wi­ska, lecz tyl­ko to, co było w jego epo­ce cho­ro­bli­wem i ja­do­wi­tem. W za­tru­tem ży­jąc po­wie­trzu, stra­cił zdol­ność do roz­róż­nia­nia woni zdro­wych, świe­żych i na­tu­ral­nych.

Fleurs du Mal *) to Hio­bo­wa księ­ga skarg i roz­pa­czy du­cha ludz­kie­go. Współ­cze­śni na­zwa­li je no­wem pie­kłem dan­tej­skiem, ale to pie­kło jest na zie­mi, gdzie cier­pie­nie jest je­dy­nem szla­chec­twem, któ­re nig­dy ni­ko­mu ode­bra­nem nie bę­dzie. Bo­ha­te­rem jego dra­ma­tu jest ot­chłań bez­i­mien­na, ży­ją­ca po za cza­sem i prze­strze­nią, du­sza ludz­ka – "po­nu­ry wszech­świat o wid­no­krę­gu z oło­wiu, gdzie w mro­kach pły­nie zgro­za i bluź­nier­stwo" – "pi­ra­mi­da ol­brzy­mia, ogrom­na pie­cza­ra, w któ­rej tru­pów jest wię­cej, niż w ogól­nym dole" – "cmen­tarz, któ­re­go księ­życ na­wet nie od­wie­dza i gdzie ro­bac­two gry­zie, naj­mil­szych nam nie­bosz­czy­ków". Duch ten cho­ry w swem bo­gac­twie, bez­sil­ny w swej po­tę­dze, upa­da­ją­cy pod cię­ża­rem wła­sne­go ogro­mu, roz­sa­dza­ny na­tę­że­niem prze­cho­dzą­cych moż­li­wość pra­gnień; ko­ły­szą­cy swą "nie­skoń­czo­ność na mórz skoń­czo­no­ści" – błą­dzą­cy po tej zie­mi, któ­ra jest – "oazą zgro­zy na pu­sty­ni nudy", za­pa­trzo­ny bez­u­stan­nie w cel nie­wy­raź­ny, da­le­ki; w har­mo­nię, w akord, w pięk­no – idzie ko­lej­no dro­gą hym­nów i mo­dlitw, ma­rzeń i mi­ło­ści, roz­ko­szy i zapo- -

*) Kwia­ty grze­chu. Wyd… w roku 1857.

mień, bun­tu i bluź­nier­stwa, roz­cza­ro­wa­nia i roz­pa­czy i na­ko­niec jed­ną, tyl­ko znaj­du­je dro­gę wy­zwo­le­nia od wszyst­kich dy­so­nan­sów – śmierć.

Fleurs du Mal – to po­nu­ry ka­lej­do­skop, gdzie jed­na po dru­giej wy­stę­pu­ją wszyst­kie mrocz­ne po­tę­gi ży­cia du­szy, gdzie du­sza wije się i ję­czy, tor­tu­ro­wa­na mi­ło­ścią tor­tu­ry. Oto upio­ry co krew z żył wy­sy­sa­ją oto ro­bac­two, co po­że­ra du­szę i cia­ło, żywe i umar­łe, oto sy­czą­ce węże wy­rzu­tów, samo wzgar­dy i sa­mot­nych po­licz­ko­wa­li, opę­ta­nia dziw­ne i bo­le­sne, eks­ta­zy po­nu­re i hi­ste­rycz­ne, wi­dzia­dła cho­rób i śmier­ci, de­mo­ny – ku­si­cie­le, grze­chy i zbrod­nie, zgry­zo­ty i wy­rzu­ty, pło­mie­nie i tru­ci­zny. Nuda – splin – me­lan­cho­lia – ha­szysz – sen­ne wi­dze­nia – ot­chłań – mrok – pie­kło – mo­gi­ła – zgni­li­zna – roz­pacz, zwąt­pie­nie, upa­dek – wi­dzia­dła rze­zi i lun – żą­dza, znisz­cze­nia – sło­wem wszyst­kie new­ro­zy wie­ku.

Jest to księ­ga ana­li­zy zim­nej i bez­li­to­snej; za­pa­trzo­na w zja­wi­ska po­nu­re, wy­prę­żo­ne do mon­stru­al­no­ści; spo­wiedź grzesz­ni­ka i ana­to­mia grze­chu za­ra­zem. A w tym czar­nym bu­kie­cie zgro­zy i prze­kleństw, łkań i wy­rzu­tów, bi­czo­wań i wo­łań do gro­bu – cza­sa­mi, jak drob­ne gwiazd­ki na wie­czor­nem, za­chmu­rzo­nem nie­bie, bły­ska­ją pro­mie­ni­ste hym­ny, duch ula­tu­je w wy­ży­ny, ja­śnie­je wia­ra w szla­chec­two ludz­kie­go du­cha, pier­si roz­sa­dza nie­po­ha­mo­wa­na żą­dza har­mo­nii, szczę­ścia i słoń­ca.

Gdy się u roz­pust­ni­ka zło­ta zo­rza łą­czy

Z ide­ałem, co treść mu jego du­cha są­czy,

Bu­dzi się pod dzia­ła­niem mści­wej ta­jem­ni­cy

W za­drze­ma­nem by­dlę­ciu anioł ja­sno­li­cy . *)

Ale ta­kie mo­men­ty są, rzad­kie. Au­tor ma pre­dy­lek­cyę do ob­ra­zów o ko­lo­ry­cie po­nu­rym, mo­gil­nym. Wie, że dzie­ło jego nie jest dla dusz czy­stych; wie, że jest ja­do­wi­tem, że jest bo­ta­ni­ka, tru­cizn. Więc mówi:

"Czy­tel­ni­ku sie­lan­ko­wy,

Trzeź­wy, spo­koj­ny czło­wie­ku.

Rzuć tych pie­śni kwiat nie­zdro­wy,

Wy­ką­pa­ny w or­gii ście­ku!

Je­śli cię sza­tan nie wdro­żył

W swej re­to­ry­ki my­ste­rye…

Le­piej byś księ­gę odło­żył,

Bo znaj­dziesz we mnie hy­ste­ryę.

Lecz je­że­li­byś zro­zu­miał.

Jak w ot­chłań spo­glą­dać trze­ba:

Czy­taj, byś ko­chać mię umiał!

Du­chu, co cier­pisz i nie­ba

Szu­kasz, by sta­nąć w tem nie­bie,

Ża­łuj mię!… Lub prze­klnę cie­bie! ** )

Czu­je się on wy­klę­tym, osa­mot­nio­nym, na­pięt­no­wa­nym, ska­za­nym na mę­czar­nie na­wet w mo­gi­le.

Je­że­li kie­dy w głu­szy nocy ciem­nej,

Jaki chrze­ś­cja­nin zli­to­wa­niem tknię­ty,

Śród sta­rych ruin, do nory pod­ziem­nej

Two­je­go cia­ła rzu­ci trup prze­klę­ty:

To w chwi­li onej, kie­dy mgłą osnu­te

–-

*) L'aube spi­ri­tu­el­le.

**) Epi­gra­phe sur un li­vre con­dam­né.

Za­sy­piać będą, zło­tych gwiazd gro­ma­dy,

Pa­jąk prząść bę­dzie sie­ci swe za­tru­te,

A żmi­ja dzie­ciom są­czyć w kły swe jady;

Cały rok sły­szeć bę­dziesz w twej mo­gi­le,

Na po­tę­pio­nym twe­go cia­ła pyle,

Roz­pacz­ne wy­cia stad wil­ków dra­pież­nych;

Sta­rych cza­row­nic be­zec­ne uści­ski,

Ohyd­ne śmie­chy że­bra­ków lu­bież­nych

I syki ga­dzin i zbrod­nia­rzy spi­ski *)

Wła­sna mat­ka prze­klę­ta go przy uro­dze­niu: Nad ko­ły­ską jego woła ona:

"O! cze­mu ra­czej łona nie stru­łam ga­dzi­ną.

Za­nim na świat, wy­da­łam to szcze­nię ohyd­ne?

Bądź prze­klę­ta, bez­myśl­nej roz­ko­szy go­dzi­no.

Gdy tą… po­ku­są drgnę­ło wnę­trze me bez­wstyd­ne.

Boże, sko­roś mię wy­brał śród trzo­dy nie­wie­ściej,

Abym memu mę­żo­wi była wid­mem kary,

I po­nie­waż nie mogę w ca­łej mej bo­le­ści,

Jak list mi­ło­sny w ogień rzu­cić tej po­czwa­ry:

Więc twą nie­na­wiść dla mnie ja od­bi­ję w gnie­wie,

Na tym two­rze wy­klę­tym two­ich zło­ści lu­tych,

I tak ga­łę­zie po­gnę w tem nik­czem­nem drze­wie,

Że nig­dy nie wy­pu­ści pącz­ków swych za­tru­tych . **)

I tyl­ko "pod nie­wi­dzial­na, anio­ła opie­ką" dzie­cię się roz­wi­ja. Lu­dzie mu ży­cie za­tru­wa­ją, ko­bie­ty krew mu są­czą z ser­ca. Stoi osa­mot­nio­ny, bez­li­to­śnie tra­to­wa­ny ko­ła­mi wozu ży­cio­we­go, prze­klę­ty, prze­kli­na­ją­cy, pe­łen żalu i go­ry­czy wzglę­dem spo­łe­czeń­stwa. Na cóż -

*)Sépul­tu­re d'un po­ete mau­dit.

**) Béne­dic­tion.

się lu­dziom przy­da ten "po­szu­ki­wacz gwiazd i nie­skoń­czo­no­ści", bez­u­ży­tecz­ny, za­tru­wa­ją­cy swym pła­czom ich tro­ski co­dzien­ne, un po­ète si­ni­stre en­ne­mi des fam­mil­les?

To po­czu­cie od­osob­nie­nia, wy­pływ róż­nicz­ko­wa­nia spo­łe­czeń­stwa, re­zul­tat spe­cy­ali­za­cyi uzdol­nień i tem­pe­ra­men­tów, nada­ło kie­ru­nek wszyst­kim po­ję­ciom Bau­de­la­ire'a. Czuł się… on przedew­szyst­kiem ar­ty­stą i tyl­ko ar­ty­stą; po za swą sztu­ką nie wi­dział nic, dla niej tyl­ko żył, czuł i my­ślał: po­nu­ry przed­miot jaki opra­co­wy­wał, był dla nie­go tyl­ko mar­twą gli­ną, z któ­rej rzeź­bił po­są­gi, a rzeź­bił je na ze­wnątrz sie­bie; ma­lo­wał praw­dę, któ­ra była strasz­ną i któ­ra wy­wo­ły­wa­ła dreszcz; ma­lo­wał to, co na­zy­wał złem, ale tyl­ko jako psy­cho­log.

Lo­do­wym skal­pe­lem ana­li­zy dy­se­ko­wał swe czar­ne wi­dzia­dła i dłu­gą tą ana­li­zą do­szedł do roz­dwo­je­nia wła­snej oso­bo­wo­ści – na wi­dza i ak­to­ra; je­den są­dził dru­gie­go; je­den sys­te­ma­ty­zo­wał czy­ny, wra­że­nia i uczu­cia dru­gie­go: je­den pła­kał i roz­pa­czał, a dru­gi – z wła­sne­go ser­ca ro­bił pre­pa­rat ana­to­micz­ny; je­den pil tru­ci­znę, a dru­gi skrzęt­nie dzia­ła­nie tej tru­ci­zny no­to­wał; z tego wy­nik­nął ar­tyzm szcze­gól­ny, umie­jęt­ność wią­za­nia w lo­gicz­ną, jed­no­li­tą ca­łość sze­re­gu izo­lo­wa­nych, nie­za­leż­nych uczuć i wra­żeń ży­cia. Wsku­tek tego Fleurs du Mal przed­sta­wia­ją nam prze­dziw­ną ca­łość przy jed­no­cze­snej in­co­héren­ce, przed­sta­wia­ją nam kon­cen­tra­cyę roz­pierzch­nio­nych za­zwy­czaj uczuć, zso­li­da­ry­zo­wa­nie nie­za­leż­nych, sprzecz­nych wra­żeń, z któ­rych każ­de w za­sa­dzie wal­czy z in­ne­mi o swo­ją nie­pod­le­głość.

Jed­nym z naj­sil­niej­szych wpły­wów, ja­kie na Ban­de­la­ire'a od­dzia­ła­ły, był do­gmat ka­to­lic­ki, któ­ry na całe ży­cie pięt­no swe na nim zo­sta­wił. Lu­bo­wał się on w ka­dzi­dło­wym ce­re­mo­nia­le i mi­stycz­nych eks­ta­zach w ro­dza­ju świę­tej Te­re­sy, któ­rej sen­sa­cye już to całą jej isto­tą roz­le­wa­ją­ce w nie­skoń­czo­ność, już to w je­den punkt jej du­szy zle­wa­ją­ce wszech­byt i ob­ra­ca­ją­ce go w ni­cość – od­czu­wał, jak chrze­ści­ja­nin pier­wot­ne­go ko­ścio­ła. Za­cho­wał na całe ży­cie wia­rę w Boga, a Vol­ta­ire'a nie­na­wi­dził jak dy­abła. Pod­sta­wa jego my­śli po­zo­sta­ła nie­zmien­nie teo­lo­gicz­ną. W po­ję­ciach mo­ral­nych stoi za­wsze na grun­cie do­gma­tu. Po­ję­cia grze­chu, po­kus, wy­rzu­tów, spo­wie­dzi, od­ku­pie­nia, po­ku­ty, skru­chy – wy­stę­pu­ją u nie­go bar­dzo czę­sto.*) A jak­kol­wiek ety­ka do­gma­tu nie wy­star­cza mu, nie umie wy­two­rzyć so­bie no­wej idei mo­ral­nej, albo sta­nąć jen­se­its des Gu­ten und Bösen . Ma on w tem­pe­ra­men­cie coś z mni­cha śre­dnio­wiecz­ne­go, w nie­ustan­nych ży­ją­ce­go po­ku­sach. We­dług jego po­jęć dy­abeł wła­da czło­wie­kiem i wciąż go kusi do grze­chu, któ­ry jest "upar­ty i nie­śmier­tel­ny". Sza­tan zaś nie jest u nie­go sym­bo­lem, ale czemś w ro­dza­ju an­ty­te­zy Boga oso­bo­we­go. Nie­kie­dy utwo­ry jego są w ro­dza­ju ka­zań, jak­kol­wiek, bę­dąc re­ali­stą w za­sa­dzie, ar­ty­stą zaś przedew­szyst­kiem, au­tor od mo­ra­li­za­cyi zwy­kle się… po­wstrzy­mu­je. W grun­cie rze­czy nie był on bu­rzy­cie­lem: owszem, był to kon­ser­wa­ty­sta z tem­pe­ra­men­tu; bra­kło mu woli, -

*) W jed­nej z roz­praw tak pi­sze: "Błęd­nem jest mnie­ma­nie o nie­win­no­ści dzie­ci; one bo­wiem, dzię­ki swe­mu nie­mow­lęc­twu, sto­ją bli­żej epo­ki grze­chu pier­wot­ne­go".

siły do dzia­ła­nia. Ale… znaj­do­wa­ły się w tej du­szy, ze sprzecz­no­ści zło­żo­nej, pier­wiast­ki de­struk­cyj­ne, wy­ra­ża­ją­ce się w opor­no­ści prze­ciw temu, co nie jest nim, a czę­ściej jesz­cze prze­ciw so­bie sa­me­mu; ro­dzaj drwin z wła­snych ide­ałów. Na py­ta­nie, jaka jest treść bytu, od­po­wia­da: Byt jest złem. Na­tu­ra jest śle­pa, i nie­li­to­ści­wą. Zło jest nie­ule­czal­ne. Nad tem złem pa­nu­je po­tę­ga nad­ziem­ska. Ale ta po­tę­ga jest złem: sza­tan jest wład­ca, świa­ta, ale sko­ro sza­tan jest Bo­giem, czcij­my go: O, cher Bel­ze­buth, je fa­do­re! Ule­ga on po­ku­som dy­abła, anio­ła od­py­cha (Re­be­lIe),opie­ra się cno­cie (Prie­re d'un pay­en), mo­dli­twie, Bogn. Komu przy­da­ła się cno­ta? Kogo po­cie­szy­ła mo­dli­twa'? Nad kim zli­to­wał się Bóg? Świę­ty Piotr za­prze­czył Chry­stu­sa i cześć mu za to. *) Raso Abla, śpij, jedz i pij; Bóg ci uśmie­cha się życz­li­wie; raso Ka­ina, w bło­cie peł­zaj i umie­raj nędz­nie! Raso Abla, grzej brzuch przy ogni­sku oj­cow­skiem; raso Ka­ina, drzyj w swej pie­cza­rze od zim­na i gło­du!… Raso Abla, oto twa, hań­ba: ty pęk­niesz od wła­sne­go łoju; raso Ka­ina, ty idź w wy­ży­ny i strąć złe po­tę­gi na zie­mię. **) – Śpie­waj­my li­ta­nie:

Ty, nad wszyst­kie anio­ły, pięk­ny i wspa­nia­ły,

Boże, przez los zdra­dzo­ny, po­zba­wio­ny chwa­ły,

O, sza­ta­nie, miej li­tość nad mą wiecz­ną nę­dzą!

O, ty, ksią­że wy­gna­nia, nie­słusz­nie strą­co­ny,

Ty co­raz po­tęż­niej­szy, cho­ciaż zwy­cię­żo­ny,

O, sza­ta­nie, miej li­tość nad mą, wiecz­ną nę­dzą!

…………………..

–-

*) Re­nie­ment de St. Pier­re.

**) Abel et Cain.

Oj­cze, przy­bra­ny tych, co Bóg ich w gnie­wie czar­nym

Wy­gnał z ziem­skie­go raju ku szla­kom cmen­tar­nym.

O, sza­ta­nie, miej li­tość nad mą wiecz­ną nę­dzą!

Po li­ta­niach mo­dli­twa:

Chwa­ła To­bie, sza­ta­nie, wiecz­na na wy­ży­nach

Nie­bios, gdzie kró­lo­wa­łeś i w mrocz­nych głę­bi­nach

Pie­kieł, gdzie zwy­cię­żo­ny, dziś ma­rzysz w ci­cho­ści!

Spraw, by kie­dyś mój duch pod drze­wem wia­do­mo­ści

Spo­czął u twe­go boku w tej wiel­kiej go­dzi­nie,

Gdy jego zie­leń w nową za­bły­śnie świą­ty­nię. *)

Ta­kie­mi bluź­nier­stwa­mi drę­czył sam sie­bie wie­rzą­cy w Boga po­eta. Jest to owa Per­ver­se­ness, o któ­rej mówi Po­etów duch a re­bo­urs, któ­ry tak ge­nial­nie od­ma­lo­wał Huy­smans; jest to Amo­ur du Mal, jak go zo­wie Paul­han. **) Ta, w śre­dnio­wiecz­ne for­my przy­bra­na opor­ność, jest to na­wskróś no­wo­żyt­ny rys, pod­no­szą­cej się in­dy­wi­du­al­no­ści ludz­kiej.

Umysł roz­wa­ża tu nie nie­lo­gicz­ność do­gma­tu, ale jego okru­cień­stwo i przez kon­trast wpa­da w dru­gą, osta­tecz­ność. Im okrut­niej­szy zda­je się nam Jah­weh, tem­bar­dziej współ­czu­je­my Ka­ino­wi. Sa­ta­nizm jest przej­ścio­wym sta­nem du­szy spra­gnio­nej Boga nie­zna­ne­go. W wie­lu umy­słach no­wo­żyt­nych ta sama od­por­ność wy­stę­pu­je jako re­ha­bi­li­ta­cya sza­ta­na, Ka­ina, albo wprost czło­wie­ka: By­ron, Shel­ley, Swin­bur­ne, Car­duc­ci, Le­con­te de Li­sie, pani Ac­ker­man na­le­żą do tego sze­re­gu.

To he­glow­skie prze­le­wa­nie zja­wisk w "od­wrot­ność" spra­wi­ło, że śre­dnio­wiec­czy­zna do­gma­tu – w da­nym -

*) Li­ta­nies de Sa­tan.

**) Patrz Re­vue Phi­lo­so­phi­que 1887.

ra­zie ra­czej go­tyc­ka, niż ro­mań­ska z cha­rak­te­ru – sta­ła się u Bau­de­la­ire'a ry­sem no­wo­żyt­nym.*) W kie­run­ku ar­ty­stycz­nym mia­ło to rów­nież waż­ne re­zul­ta­ty: sama w so­bie an­ti­kla­sycz­na pod­sta­wa do­gma­tu wzmoc­ni­ła się dzię­ki scep­ty­cy­zmo­wi, któ­re­mu nie mógł nie uledz wraż­li­wy na wszyst­kie bo­le­sne drga­nia wie­ku duch po­ety. Po­dob­nie an­ti­kla­sycz­ne były wszyst­kie inne wpły­wy, ja­kim Bau­de­la­ire ule­gał. Ko­lej­no od­dzia­ły­wa­li nań ro­man­ty­cy fran­cu­scy, po­eci rzym­scy z doby upad­ko­wej, duch ger­mań­ski z trzech źró­deł pły­ną­cy: z fan­ta­zyi Ed­ga­ra Poe, z mi­sty­ki Swe­den­bor­ga, z mu­zy­ki Wa­gne­ra. **)

Wszyst­kie te wpły­wy mia­ły w so­bie jed­ną ce­chę, że od­ry­wa­ły umysł Bau­de­la­ire'a od for­ma­li­zmu sztu­ki kla­sycz­nej i par­ły go w tym kie­run­ku, któ­ry John Ru­skin zo­wie, pół­noc­nym, go­tyc­kim; w du­chu no­wo­żyt­nym, opor­nym kry­sta­licz­nej sy­me­tryi grec­kiej, dą­żą­cym ku na­tu­ral­nej, or­ga­nicz­nej nie-sy­me­tryi; w du­chu, któ­re­go za­sa­dą jest in­dy­wi­du­alizm. On to dał Bau­de­la­ire'owi pod­sta­wę do jego mo­der­ni­zmu, któ­ry wzmoc­ni­ła new­ro­za, jako re­zul­tat roz­dwo­je­nia du­cha i bez- -

*) Z tej Bau­de­la­ire'owskiej mie­sza­ni­ny po­wsta­ła mię­dzy nie­któ­ry­mi jego ucznia­mi cie­ka­wa for­ma ka­to­lic­kie­go ate­izmu.

**) Bau­de­la­ire prze­ło­żył wszyst­kie dzie­ła Ed­gar­da Poe, czem wiel­ki wy­warł wpływ na mło­de po­ko­le­nie. Swe­den­bor­ga od­czy­ty­wał z za­mi­ło­wa­niem i wzmac­niał jego lek­tu­rą swo­ją przy­ro­dzo­ną skłon­ność do mi­sty­cy­zmu. (Patrz wiersz Cor­re­spon­dan­ces). Pierw­szym był we Fran­cyi, któ­ry wbrew opi­nii ogól­nej i szo­wi­ni­zmo­wi na­ro­do­we­mu zro­zu­miał i sta­nął w obro­nie Ry­szar­da Wa­gne­ra. Na­pi­sał o nim sze­reg wy­bor­nych stu­dy­ów, po­miesz­czo­nych w to­mie: L'Art ro­man­ti­que.

ład­ne­go ży­cia no­wo­żyt­ne­go czło­wie­ka i ana­li­za, jako re­zul­tat ma­te­ma­tycz­ne­go kie­run­ku my­śli no­wo­żyt­nej.

No­wo­żyt­ną też ce­chę Bau­de­la­ire'a jest jego cha­rak­ter miej­ski. Uro­dzo­ny w Pa­ry­żu, byt on za­wsze z da­le­ka od na­tu­ry i nig­dy na nim nie czy­ni­ły wra­że­nia ubo­gie kra­jo­bra­zy pół­noc­ne. Po ukoń­cze­niu szkół od­był po­dróż do In­dyi, jako mło­dy kan­dy­dat han­dlo­wy, gdyż ta­kie było jego pier­wot­ne prze­zna­cze­nie. Po­dróż ta uka­za­ła mu pa­no­ra­my buj­nej, eg­zo­tycz­nej zie­le­ni: dała mu za­mi­ło­wa­nie tych fan­ta­stycz­nych, bo­ga­tych pej­sa­ży; dała mu po­czu­cie ży­wej, ale szcze­gól­nie poj­mo­wa­nej na­tu­ry; wla­ła w jego po­ezyę – słoń­ce, oce­an, pal­my i lo­to­sy. Ale… z dru­giej stro­ny na­peł­ni­ła go po­gar­dą ku bied­nej i bez­barw­nej na­tu­rze pół­noc­nej i przez kon­trast uko­chał mury miej­skie i ka­mien­ny eg­zo­tyzm ży­cia sto­łecz­ne­go.

Jak­kol­wiek miał sil­ne po­czu­cie na­tu­ry*), jed­nak przy­no­sił to, co było unie­za­leż­nie­niem czło­wie­ka od niej. Nie masz po­ety, któ­ry­by od nie­go mniej był pan­te­istą. Wszyst­ko, co było na­tu­rą, wy­da­wa­ło mu się ni­skiem, pier­wot­nem, in­stynk­to­wem: wo­lał wszel­kie uchy­le­nie się od niej. Wo­lał ko­bie­tę doj­rza­ła, w bo­ga­te suk­nie odzia­ną, niż świe­żą, mło­dą, nie­win­ną dziew­czy­nę. Lu­bo­wał się w za­pa­chach, ale wo­lał piż­mo, ben­zo­inę, bursz­tyn, niź­li róż­ne fioł­ki. Wo­lał zim­ną ana­li­zę, niź­li szał na­tchnie­nia. Wo­lał kul­tu­ral­ną sztucz­ność, wo­lał mia­sto. Je t'aime, o ca­pi­ta­le in­fâme! woła do Pa­ry­ża. Ko­chał Pa­ryż, jak nie­rząd­ni­cę, do któ­rej przy­wykł. Na­zy­wał go im­men­se -

*) Har­mo­nie du Soir, Chant d'au­tom­ne, La tri­stes­se de la Lune. Rów­nież: Al­chi­mie de la do­uleur.

ca­tin! – Cie­ka­wem jest Reve pa­ri­sien, jako krań­co­wa fan­ta­zya roz­ko­cha­ne­go w sztucz­no­ści umy­słu.

Wi­dzi on eg­zo­tycz­ny kra­jo­braz, skąd:

… przez ka­prys szcze­gól­ny –- swej wła­snej my­śli – wy­rzu­cił nie­re­gu­lar­ne ro­śli­ny. – I ma­larz du­cha wła­sne­go, po­iłem się w tym ob­ra­zie, cza­ru­ją­cą mo­no­to­nią wody, mar­mu­ru i krusz­ców! Ba­be­lem ar­kad i scho­dów był nie­skoń­czo­ny ten pa­ląc, peł­ny ba­se­nów i ka­skad, na zło­ta mat pa­da­ją­cych! – I ka­ta­rak­ty brze­mien­ne, jak krysz­ta­ło­we za­sło­ny, zwie­sza­ły się pro­mie­ni­ście nad krusz­co­wy­mi mu­ra­mi. Nie drze­wa, lecz ko­lum­na­dy śpią­ce, cie­ni­ły je­zio­ra, kędy ol­brzy­mie naja­dy ką­pa­ły się jak dzie­wi­ce. Błę­kit­nej wody ob­ru­sy pły­nę­ły wzdłuż szma­rag­do­wych i ru­bi­no­wych wy­brze­ży gdzieś na krań­ce wid­no­krę­gów. Ryty to dro­gie ka­mie­nie i fal ma­gicz­nych zwier­cia­dła.

Wi­dzi­my tu, jak istot­na ce­cha Bau­de­la­ire'a or­ga­nicz­ny in­dy­wi­du­alizm, pol wpły­wem sztucz­no­ści i mia­sta prze­twa­rza się w krysz­ta­licz­ną, geo­me­trycz­ną sy­me­tryę: oso­bi­ste­mi jest tu tyl­ko dzi­wac­two fan­ta­zyi.

* * *

Te więc mie­sza­ne wpły­wy: pry­mi­tyw­ność do­gma­tu, ro­man­tyzm fran­cu­ski, de­ka­den­tyzm ła­ciń­ski, fan­ta­stycz­ność ger­mań­ska, eg­zo­tyzm na­tu­ry pod­zwrot­ni­ko­wej, eg­zo­tyzm ży­cia pa­ry­skie­go, dzia­ła­jąc na oso­bi­stość fi­zycz­nie ner­wo­wą, psy­chicz­nie osa­mot­nio­ną, ma­te­ry­al­nie źle po­sta­wio­ną i zmu­szo­ną do bez­u­stan­nej wal­ki o chleb co­dzien­ny, rzu­co­ną w de­ner­wu­ją­cy wir bra­ków i roz­ko­szy ży­cia sto­li­cy: wy­two­rzy­ły je­den z naj­ory­gi­nal­niej­szych i naj­dziw­niej­szych ta­len­tów, ja­kie li­te­ra­tu­ra kie­dy­kol­wiek wy­da­ła.

Było to uspo­so­bie­nie ra­zem czu­le i na­mięt­ne: ra­czej kon­tem­pla­cyj­ne i do ma­rzeń skłon­ne, niż do czy­nu zdol­ne; wola sil­na i upar­ta, ale w jed­nym kie­run­ku wy­tę­żo­na, w kie­run­ku ar­ty­stycz­nym. Nad tem wszyst­kiem gó­ro­wał bo­le­sny, osła­bia­ją­cy wolę, ni­we­czą­cy ma­rze­nia, mro­żą­cy uczu­cie, iro­nicz­ny dar ana­li­zy. Nie­ustan­nie cza­ru­ją­cy duch, nie­ustan­nie do­sko­na­lą­cy swą treść, nie­ustan­nie czu­ją­cy swą nie­do­sko­na­łość, chwiał się on wciąż mię­dzy ubó­stwia­niem sa­me­go sie­bie za pod­nio­słość swych pra­gnień i naj­głęb­szą sa­mo­po­gar­dą za nie­moc ich do­ści­gnię­cia. Sa­mo­rzut­ny dar ana­lo­gii, łą­czą­cy naj­bar­dziej nie­po­dob­ne zja­wi­ska, ko­ja­rzył w nim na­oko­ło jed­ne­go punk­tu ta­kie bo­gac­two my­śli i ob­ra­zów, że pod ich cię­ża­rem upa­dał. Sci­słość ro­zu­mo­wa­nia tak w nim plą­ta­ła du­cha z nie­okre­ślo­no­ścią ma­rzeń, kry­ty­cyzm tak myśl mu tra­wił, że by­wa­ły chwi­le, iż nie­na­wi­dził my­śle­nia i nie­raz go­tów był wo­łać z Ke­at­sem: Daj­cie mi ży­cie wra­żeń, a nie ży­cie my­śli! A pra­gnął wra­żeń naj­mniej fo­rem­nych, naj­mniej wy­raź­nych. Lu­bił ob­ło­ki, zmrok, je­sień; lu­bił mu­zy­kę, per­fu­my*), Mon âme vol­ti­ge sur les par­fums! po­wia­da w Che­ve­lu­re. Szcze­gól­niej aro­ma­ty dreszcz w nim bu­dzi­ły, one bo­wiem dają wra­że­nia naj­mniej in­te­lek­tu­al­ne, naj­czy­ściej fi­zy­olo­gicz­ne, naj­bez­fo­rem­niej, naj­ner­wo­wiej prze­ni­ka­ją­ce zmy­sły. Po­dob­nież mu­zy­ka, ta­jem­ni­czem ko­ły­sa­niem swych drgań bez­słow­nych, wpro- -

*) Par­fum exo­ti­que, Cor­re­spon­dan­ce, Tout en­ti­ère, Che­ve­lu­re, Fun­tôme.

wa­dza du­szę w stan nie­okre­ślo­nej, mi­łej, roz­ma­rzo­nej, pół­sen­nej, mi­stycz­nej new­ro­zy. (Mu­si­que. Stu­dya o Wa­gne­rze). Je­sień i zmrok, nie­wy­raź­ne for­my cza­su, w któ­rych słoń­ce mie­sza się z ciem­no­ścią, po­go­da ze sło­tą, ży­cie z mo­gi­łą, czy­ni­ły na nim wra­że­nie sym­pa­tycz­nych du­chów brat­nich. Lu­bił też isto­ty sa­mot­ne, w zmro­ku ży­ją­ce, nie­za­leż­ne: sowy i koty*),

Oto jak mó­wił do nie­go księ­życ, gdy uśpio­ne­go w ko­ły­sce ca­ło­wał swym srebr­nym pro­mie­niem:

"Ty wiecz­nie pod­le­gać bę­dziesz wpły­wo­wi mego po­ca­łun­ku. Ko­chać bę­dziesz to, co ja ko­cham i co mnie ko­cha: wodę, ob­ło­ki, mil­cze­nie, noc, mo­rze nie­skoń­czo­ne zie­lo­ne, wodę bez fo­rem­ną i wie­lo­fo­rem­ną; miej­sce, w któ­rem znaj­do­wać się nie bę­dziesz; kwia­ty po­twor­ne; za­pa­chy, co osła­bia­ją wolę; koty, co peł­za­ją po for­te­pia­nach i ję­czą, jak ko­bie­ty, gło­sem ża­ło­snym i ła­god­nym**). I tu du­sza au­to­ra chwie­je się wciąż mię­dzy dwie­ma osta­tecz­no­ścia­mi eks­ta­zy świę­tej Te­re­sy: roz­la­niem się we wszech­by­cie i spro­wa­dze­niem jego do ni­co­ści. Pra­gnie­nia jego są co­raz bar­dziej nie­okre­ślo­ne, mgli­ste, bez­kształt­ne.

Myśl jest funk­cyą bez­płod­ną i bez­u­ży­tecz­ną. Dą­że­nia ludz­kie są ni­czem. Cel ży­cia jest ża­den. Ży­cie, to po­dróż, któ­rą więk­szość od­by­wa w ja­kimś celu uro­jo­nym, któ­ry wie­czy­ście się zmie­nia i któ­ry może lnie jest nig­dzie albo może gdzieś ci. Ale są to sza­leń­cy, któ­rzy my­ślą, że żyją z ja­kiejś przy­czy­ny i w ja­kimś celu. Gdyż praw­dzi­wi wę­drow­cy są ci, któ­rzy -

*) Hi­bo­ux. Trzy ustę­py o ko­tach.

**) Po­emes en pro­se.

pły­ną tyl­ko, aby pły­nąć. I z ser­cem po­dob­nem lek­kie­mu ba­lo­no­wi, prze­zna­czeń swych nig­dy nie miną. I za­wsze mó­wią: Płyń­my! choć nie wia­do­mo cze­mu? *) Każ­dy duch jest okrę­tem szu­ka­ją­cym Ika­ryi; na dro­dze swej na­po­ty­ka on mi­ra­że, któ­re go nęcą złud­ne­mi sło­wy. Sła­wa, mi­łość, szczę­ście… Ale owo­cem tych ułud jest roz­cza­ro­wa­nie, któ­re­go wiel­kość ro­śnie bez ustan­ku.

Każ­da wy­spa, przez majt­ka z masz­tu do­strze­żo­na, zda się nam obie­ca­nem z daw­na El­do­ra­dem. Wy­obraź­nia, noc­ne­mi or­gia­mi zmę­czo­na, głaz od­naj­du­je próż­ny w świe­tle ran­ka bla­dem. Ha! czy rzu­cić do mo­rza tego nie­szczę­śliw­ca, ko­chan­ka fan­ta­stycz­nych kra­jów'? Czy w kaj­da­ny ma iść ten pi­ja­ny maj­tek, Ame­ryk od­kryw­ca, co zwie­lo­krot­nia prze­paść przez fa­ta­mor­ga­ny? '**) Zie­mia zda­je się wiel­ką tyl­ko dziec­ku, co ją oglą­da na ma­pie. Ale we wspo­mnie­niu jak­że ona jest matą i nędz­ną! Oto jest "wiecz­ne spra­woz­da­nie" tej "oazy zgro­zy na pu­sty­ni nudy".

– Ko­bie­ta – nie­wol­ni­ca, nędz­na, dum­na, głu­pia.

Co wiel­bi się bez śmie­chu i ko­cha bez wstrę­tu:

Jej mąż, ty­ran, zwierz, któ­ry chci­wie żer swój sku­pia.

Nie­wol­nik nie­wol­ni­cy i zdrój ście­ków mętu.

Kat, któ­ry się we­se­li, ofia­ra, co ję­czy;

Świę­to, co krew roz­la­ną pod­sy­ca pach­ni­dłem,

Ty­ra­nia, co swym ja­dem ner­wy kró­lów drę­czy;

Lud, bez­myśl­nie cho­dzą­cy pod bi­czów wę­dzi­dłem:

Roz­ma­ite re­li­gie do na­szej po­dob­ne,

–-

*) Voy­age.

**) Voy­age.

A wszyst­kie pro­wa­dzą­ce do nie­bio­sów. Świę­ci,

Co, jak zbyt­ni­ki w łoża wcho­dzą­cy ozdob­ne.

Sto­ją, roz­pu­stą gwoź­dzi mę­czeń­skich opię­ci.

I ludz­kość ga­da­tli­wa, ge­niu­szem pi­ja­na;

A ska­za­na na wiecz­ne błę­dy i sza­leń­stwo,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: