Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stworzeni do szczęścia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Stworzeni do szczęścia - ebook

Stworzeni do szczęścia

Klucz do dobrego życia

Kiedy Bóg tworzył nasze serce, uznał je za tak dobre i tak godne miłości, ze jego kawalątek zatrzymał w niebie. Resztę posłał na ziemię, by cieszyła się Jego darami i na ich podstawie wskazywała nam drogę do Niego, ale też zawsze nam przypominała, że niczego na tym świecie nie możemy kochać całym sercem, bo całego serca nie mamy. Jeśli zaś chcemy kochać kogoś całym sercem, jeśli chcemy znaleźć prawdziwy pokój i prawdziwa pełnie, musimy powrócić do Boga i odzyskać ową brakującą cząstkę, którą On przechowuje dla nas od wieków!

FRAGMENT

Wybitny amerykański kaznodzieja, Sługa Boży arcybiskup Fulton J. Sheen, stawia nam trudne pytanie: co tak naprawdę znaczy być szczęśliwym? I czy możemy tu, na ziemi, osiągnąć prawdziwie szczęście? Pokazuje różne drogi do pełnego życia, pułapki, w które wpadamy, złudzenia, którym ulegamy, aż w końcu daje nam prosta i jednocześnie niezawodna odpowiedz:

„jeśli miłość do Boga i bliźniego stanie się nawykiem naszej duszy, kształtujemy w sobie niebo”. To jedyny klucz do prawdziwego szczęścia.

Abp Fulton J. Sheen – amerykański duchowny katolicki, filozof i wybitny apologeta, zasłynął programami

telewizyjnymi, w których w fascynujący sposób przedstawiał milionom widzów zasady wiary katolickiej. Cieszył się wielką sympatią Jana Pawła II, który nazwał go „wiernym synem Kościoła”. Obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny. W 2012 roku papież Benedykt XVI zatwierdził dekret o heroiczności cnót arcybiskupa.

Dzięki swemu niezrównanemu talentowi oratorskiemu i pisarskiemu, abp Sheen jest znakomitym przewodnikiem dla tych, którzy wciągani w topiel grzechu, do ostatniego tchnienia nie są pozbawieni szansy doznania „szczęśliwej przemiany” i uleczenia przez Boskiego Farmaceutę. Hierarcha wyjaśnia podstawowe i najbardziej kontestowane przez współczesny świat prawdy chrześcijaństwa, operując przykładami i prostymi porównaniami. Dlaczego żadna przyjemność doczesna nie może przynieść człowiekowi nieprzemijającego szczęścia? Dlaczego grzech Adama jest dziedziczony przez rodzaj ludzki? Dlaczego religia nie jest sprawą tylko indywidualną? Dlaczego łaska Boża nie może zadziałać jak żeton wrzucony do automatu i wymaga współdziałania naszej woli? Dlaczego sakramentów jest i musi być siedem? Dlaczego istnienie czyśćca jest konieczne? Dlaczego piekło musi być wieczne, a ludzie współcześni negują jego istnienie? Czym naprawdę są trzy cnoty nadprzyrodzone: Wiara, Nadzieja i Miłość? Dlaczego jesteśmy stworzeni przez Miłość i dla Miłości, która nigdy nie przeminie, nawet wówczas, gdy czas i wszystko inne wraz z nim przeminie?

Prof. Jacek Bartyzel, historyk idei, teatrolog i publicysta

Największą wartością apostolatu Fultona Sheena jest prostota przekazu. Arcybiskup nie usiłuje bujać na skrzydłach wysublimowanej teologii, lecz uparcie kieruje wzrok ku wszystkim naszym dziennym sprawom na tym łez padole. Jak jego Mistrz, który Królestwo Niebieskie pokazywał swym uczniom w sianiu, winobraniu, owiec pasaniu i ziarnku gorczycy.

Jerzy Wolak, z-ca redaktora naczelnego „Polonia Christiana”

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67291-71-2
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Sieć telewizyjna DuMont miała do wypełnienia lukę w programie – wolne okienko o godzinie 20.00, które musiało konkurować z hitami nadawanymi przez inne stacje o tej samej porze. Program rozrywkowy nie miałby z nimi szans. W interesie publicznym telewizja DuMont zaproponowała więc wybór audycji o tematyce religijnej prowadzonych na zmianę przez rabina, pastora i biskupa katolickiego, który nazywał się Fulton Sheen.

Dwie z tych audycji nie cieszyły się wielką popularnością i ostatecznie odeszły w niepamięć. W przypadku trzeciej natomiast stało się coś dziwnego.

Program biskupa Sheena, Life Is Worth Living , wzbudził mianowicie zainteresowanie. Od razu zyskał widzów, a ich liczba gwałtownie rosła w następnych miesiącach i latach. Mimo późnej pory, nieciekawego – zdawałoby się – tematu oraz konkurencji potężnych budżetów i efektownych produkcji oferowanych przez inne sieci telewidzowie w całej Ameryce zaczęli planować swoje wieczory tak, by posłuchać biskupa, który mówił o wierze, rysując kredą na tablicy.

W ciągu dwóch miesięcy liczba stacji nadających program zwiększyła się z trzech do piętnastu. Cztery lata później każdy odcinek Life Is Worth Living gromadził przed ekranem miliony telewidzów. Co tydzień dostarczano od nich niemal dziesięć tysięcy listów. Biskup Sheen zdobył Nagrodę Emmy w kategorii „Najwybitniejsza osobowość telewizyjna”. Chociaż początkowo audycji nie wróżono powodzenia, a już zupełnie nikt nie przypuszczał, że Life Is Worth Living stanie się konkurencją dla programów takich gwiazd jak Milton Berle i Frank Sinatra, Sheen pod względem oglądalności szybko pokonał Sinatrę, a na koniec odniósł zwycięstwo także nad Berle’em.

Niespodziewany i błyskawiczny sukces biskupa Fultona Sheena to jedno z najbardziej niezwykłych wydarzeń w historii telewizji. Medioznawcy przypisują go wyjątkowym zdolnościom krasomówczym prowadzącego. Wierzący dopatrują się tu łaski Bożej. Niewątpliwie do popularności programu przyczyniły się zarówno talent Sheena, jak i Boża pomoc, jednak ta sława skromnej audycji katolickiego biskupa ma jeszcze jedną, rzadko dostrzeganą przyczynę: Fulton Sheen poznał sekret szczęścia.

Jego Ekscelencja arcybiskup Fulton Sheen żył u zarania rewolucji kulturowej, której największe nasilenie miało przypaść na lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte, i jako jeden z pierwszych zauważył jej oznaki. Wyczuwał narastające wrzenie społeczne, które wstrząsnęło ostatecznie całym światem zachodnim. Przewidywał, że porzucenie wartości judeochrześcijańskich nie tylko zagrozi ludzkiej duszy, ale także unieszczęśliwi człowieka.

Książka Stworzeni do szczęścia, wydana pierwotnie w 1946 roku jako Preface to Religion , jest sygnałem ostrzegawczym Sheena dla zagubionych. Autor wyjaśnia w niej systematycznie, prosto i poruszająco, że kultura szukająca spełnienia w światowych rozrywkach będzie kulturą bez pokoju i radości. Tekst zaczyna się od klasycznego obrazu dziecka, które w Boże Narodzenie otrzymuje stos prezentów, ale uświadamia sobie, że ciągle nie jest do końca szczęśliwe. Dalej Sheen tłumaczy krok po kroku, dlaczego prawdziwe spełnienie można znaleźć tylko w Bogu za pośrednictwem Jego Kościoła. Każdy z tych krótkich rozdziałów obfituje w zdumiewająco wnikliwe obserwacje, jakich spodziewalibyśmy się po opasłym tomie filozoficznym, a jest przy tym napisany przystępnym, gawędziarskim językiem, kojarzącym się z rozmową przy kawie z życzliwym proboszczem.

Sheen był człowiekiem swoich czasów. Uśmiechamy się, kiedy wspomina o minionej kulturze, w której panowie uchylali kapelusza wobec pań, a dzieci przynosiły ojcom w podarunku czekoladowe cygara po cencie za sztukę. Czujemy jednak, że czcigodny arcybiskup uzmysławiał sobie ulotność swojej epoki, że bynajmniej nie byłby zdziwiony tym, jak staromodne wydadzą się jej obyczaje po kilkudziesięciu latach. W rozdziale czternastym czytamy: „Nasza wiedza straci na aktualności; statystyki za miesiąc staną się niewiarygodne; teorie, które przyswoiliśmy na uczelni, już dzisiaj są przestarzałe. Miłość natomiast zawsze jest na czasie”.

Wyrażona tu mądrość jest tą samą mądrością, dzięki której dziesięć lat po pierwszym wydaniu książki skromny program telewizyjny biskupa stał się absolutnym hitem i dzięki której Stworzeni do szczęścia jest lekturą o nieocenionej wartości dla każdego człowieka żyjącego w postchrześcijańskiej kulturze XXI wieku. Mądrość ta nie ogranicza się do konkretnego czasu i miejsca na ziemi, jest bowiem ponadczasowa i nieziemska.

Chyba najlepiej ujął to Milton Berle. Zapytany o miliony telewidzów odciąganych od jego programu przez konkurencyjny program biskupa, odpowiedział żartobliwie: „Sheen ma lepszych autorów – Mateusza, Marka, Łukasza i Jana!”.

Powracając do podstawowych prawd o człowieczeństwie – do tego, kim jesteśmy, kim jest Bóg, jak możemy znaleźć spełnienie – Sheen proponuje instrukcję obsługi ludzkiej duszy. Nie tyle układa ją sam, ile przedstawia wskazania objawione przez Boga za pośrednictwem Jego Słowa i Kościoła. Tego rodzaju książka jest po prostu niezbędna w naszych czasach – czasach, w których pogubiliśmy się całkowicie w odpowiedziach na pytania, co to znaczy być człowiekiem i co to znaczy być szczęśliwym. Spostrzeżenia Sheena przemawiały do ludzi jego epoki, jednak to przekonujące, zwięzłe wyjaśnienie prawdziwego sekretu szczęścia jest nam dzisiaj potrzebne bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

Jennifer FulwilerROZDZIAŁ PIERWSZY
CZY JESTEŚMY SZCZĘŚLIWI?

Gdybyśmy zobaczyli gromady ludzi wędrujących po polach z toporkami w dłoniach i miskami przytroczonymi do ramion, doszlibyśmy do wniosku, że ci wędrowcy jeszcze nie znaleźli tyle złota, ile pragną. Gdybyśmy zobaczyli zastępy lekarzy i pielęgniarek w karetkach pogotowia lub z noszami, doszlibyśmy do wniosku, że jeszcze nie znaleziono zdrowia. Kiedy widzimy ludzi, którzy cisną się do teatrów, przesiadują w barach i niespokojnie wypatrują nowych podniet, możemy dojść do wniosku, że ci ludzie wciąż nie znaleźli przyjemności, w przeciwnym razie by jej nie szukali.

Skoro potrafimy sobie wyobrazić większe szczęście niż to, którego doznajemy obecnie, nie jesteśmy szczęśliwi. Bylibyśmy szczęśliwi, gdyby rzeczywiście wszystko w naszym życiu układało się doskonale. Na pewno w tym czy innym jego okresie osiągnęliśmy coś, co – jak sądziliśmy – powinno dać nam szczęście, ale czy to osiągnięcie naprawdę uczyniło z nas ludzi szczęśliwych?

Przypomnijmy sobie, jak niecierpliwie w dzieciństwie wyczekiwaliśmy Bożego Narodzenia. Marzyliśmy o świątecznych ciastach, o stosie prezentów, o choince rozjarzonej światłami i spodziewaliśmy się absolutnego szczęścia.

Boże Narodzenie nadeszło, a kiedy już najedliśmy się słodyczy, zdmuchnęliśmy ostatnią świeczkę na gałązce i nacieszyliśmy się nowymi zabawkami, musieliśmy, wsuwając się pod kołdrę, przyznać w najgłębszej tajni serca, że święta jakoś niezupełnie sprostały naszym oczekiwaniom. A czy od tamtej pory nie doświadczyliśmy setek podobnych rozczarowań?

Szykowaliśmy się na wspaniałą podróż, ale kiedy znużeni dotarliśmy znowu do domu, stwierdziliśmy, że dwoma najlepszymi dniami podróży były dzień wyjazdu i dzień powrotu. A może wiązaliśmy absolutne szczęście z planowanym małżeństwem? I choć rzeczywiście w tym związku nieraz czuliśmy się szczęśliwi, dostrzegamy, że miłość naszej żony lub naszego męża już nie wprawia nas w uniesienie.

Dlaczego wszystkie piosenki o miłości opowiadają o przyszłym szczęściu, a nie o szczęściu teraźniejszym? Ukochana osoba może być słońcem naszego życia, ale człowiek prędzej czy później doznaje zawodu,

odkrywając, że

swojej wybrance przypisywał więcej,

niż godzi się widzieć w śmiertelnych.

LUKRECJUSZ

Nie czuje się pragnienia, stojąc przy studni.

Być może marzyliśmy o bogactwie. Zdobyliśmy je, a teraz lękamy się je utracić. Pieniądze, zgodnie z porzekadłem, szczęścia nie dają. A może zależało nam na sławie? Zyskaliśmy ją i widzimy, że dobra opinia przypomina piłkę: ledwo zacznie się toczyć, a już wszyscy ją kopią.

Przyznajmy szczerze: chcielibyśmy być doskonale szczęśliwi, ale nie jesteśmy. Nasze życie jest pasmem rozczarowań, wstrząsów i rozwianych złudzeń. A jak na nie reagujemy? Otóż na ogół stajemy się albo cyniczni, albo religijni.

Kiedy stajemy się cyniczni, uznajemy, że skoro życie jest pułapką złudzeń, trzeba wycisnąć z niego tyle, ile się da. Chwytamy każdą okazję do rozrywki, korzystamy z wszelkich podniet, na jakie pozwalają nam zmysły, nieustannie szukamy „dobrej zabawy”. Kiedy natomiast rozczarowania czynią nas religijnymi, mówimy sobie: „Skoro pragnę szczęścia, musi ono być moim przeznaczeniem. A skoro tutaj doznaję rozczarowań, najwyraźniej szukam w niewłaściwych miejscach. Trzeba rozejrzeć się za szczęściem gdzie indziej, a ściślej – w Bogu”.

Pierwsza reakcja wynika z błędnego przekonania, że celem naszego życia powinna być maksymalna przyjemność. Byłoby to słuszne, gdybyśmy byli jedynie zwierzętami. Mamy jednak nie tylko ciało, ale i duszę, dlatego w życiu możemy doświadczać zarówno przyjemności, jak i radości.

Między tymi dwiema istnieje ogromna różnica. Przyjemność łączy się z ciałem, a radość – z umysłem i sercem. Niektóre osoby czerpią przyjemność ze zjedzenia homara w śmietanie, ale nawet najzagorzalsi wielbiciele homarów nie powiedzą, że ów posiłek napełnia ich radością. Przyjemność może szybko znużyć, radość nigdy. Dziecku może się wydawać, że lodów nigdy nie będzie dla niego za dużo, ale wkrótce odkrywa, że dla lodów po prostu jest za mało dziecka.

Przyjemność może się wzmagać do momentu, kiedy przestaje być przyjemnością, a nawet zaczyna sprawiać ból – tak jest na przykład z łaskotaniem albo z piciem alkoholu. Radość płynąca z czystego sumienia, radość Pierwszej Komunii, radość dotarcia do prawdy nigdy nie zmienia się w cierpienie.

Przyjemność związana z piciem alkoholu może nam zamącić w głowie, ale jeszcze nikomu nie zamąciła w głowie radość modlitwy. Światło bywa tak jaskrawe, że poraża wzrok, ale żadna idea swoją jasnością nie poraziła dotąd umysłu; przeciwnie, im jest jaśniejsza i wyrazistsza, tym większa płynie z niej radość. Jeśli więc żyjemy dla przyjemności, tracimy radość życia.

Zauważyliśmy też być może, że im mocniej pragniemy jakiejś przyjemności, tym mniej się nią cieszymy. Narkoman musi zwiększać dawkę, żeby utrzymać swoje doznania na stałym poziomie. Czy filozofia życiowa oparta na prawie malejącego zysku brzmi dla nas wiarygodnie? Skoro jesteśmy stworzeni do przyjemności, dlaczego z upływem lat tracimy zdolność jej odczuwania?

A czy nie wiemy z doświadczenia, że przyjemność wydaje nam się większa wtedy, gdy jej wyczekujemy, niż gdy ją osiągamy? Z radością duchową jest dokładnie na odwrót. Krzyż na przykład odstręcza z daleka, ale staje się słodki, kiedy weźmiemy go na ramiona. Judasz uznał obietnicę trzydziestu srebrników za atrakcyjną, a potem zwrócił swoją zapłatę – dostał to, czego pragnął, i napełniło go to odrazą.

Jeśli przyświeca nam idea nieustannej dobrej zabawy, na pewno już dawno odkryliśmy, że w zasadzie nigdy się dobrze nie bawimy, bo ciągle gonimy za szczęściem, a jakoś nie możemy go złapać. Tak nam się wszystko pomieszało, że upatrujemy szczęście w poszukiwaniu szczęścia zamiast w samym szczęściu, podobnie jak wielu uczonych woli dzisiaj szukać prawdy, niż ją znaleźć. Tak oto głód doskwiera nam najmocniej tam, gdzie najbardziej moglibyśmy być nasyceni.

Kiedy mijają pierwsze emocje związane z powiększeniem stanu posiadania, a nasze zdobycze tracą urok nowości, jedynym źródłem szczęścia staje się dla nas ciągłe pomnażanie majątku. Przewracamy stronice życia, ale księgi nie czytamy.

Właśnie dlatego ludzie, którzy żyją wyłącznie dla przyjemności, w średnim wieku stają się cyniczni. Cynik, jak powiedział Oscar Wilde, to człowiek, który zna cenę wszystkiego, a wartość niczego. Obwiniamy świat wokół nas, ale nie samych siebie. Mówimy: „Gdybym wyszła za kogoś innego…”, „Gdybym się ożenił z kimś innym…”, albo: „Gdyby mi się trafiła inna praca…”, „Gdyby nie wizyta w tamtym nocnym klubie…”, albo: „Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko udało mi się wyrwać z tego miasta”. Szczęście jest zawsze czymś zewnętrznym wobec nas. Nic dziwnego, że my sami nie jesteśmy szczęśliwi. Gonimy za mirażami, dopóki nogi nie podłoży nam śmierć.

Nigdy nie znajdziemy wytęsknionego szczęścia, bo nasze pragnienia są ze sobą niezgodne. Na pewno nieraz widzieliśmy reklamę restauracji z dansingiem; pamiętajmy jednak, że nie da się jeść i tańczyć równocześnie. Pewne rozrywki wykluczają się wzajemnie: są dostępne tylko w pojedynkę. Nie można czytać ciekawej książki, oglądając pasjonujący mecz, ani swobodnie przeplatać pływania jazdą na nartach. Nawet najwspanialsze przyjemności, takie jak dobra muzyka czy literatura, nie trwają w nieskończoność, bo po prostu nie jesteśmy w stanie cieszyć się nimi bez wytchnienia.

Możemy wracać do tych przyjemności bez ograniczeń, ale nasza zdolność angażowania się w nie jest jednak ograniczona.

Więcej! Więcej! – krzyk zagubionej duszy:

Mniej niż wszystko to dla człowieka nie dosyć.

BLAKE¹

Jeśli podporządkowujemy nasze życie poszukiwaniu zadowolenia, znajdujemy tylko chaos i niepokój, bo szczęście jest produktem ubocznym naszych działań, a nie ich celem, jest druhną, a nie panną młodą, i jego źródło bije gdzie indziej. Jemy przecież nie po to, by odczuwać zadowolenie – czujemy zadowolenie, ponieważ jemy. Dopóki więc nie odkryjemy celu naszego życia, nigdy nie będziemy usatysfakcjonowani.

Największą przeszkodą na drodze do szczęścia jest czas – nie tylko dlatego, że uniemożliwia nam korzystanie z kilku przyjemności naraz, ale też dlatego, że nie jesteśmy prawdziwie szczęśliwi, dopóki nie przestajemy zauważać jego upływu. Im częściej spoglądamy na zegar, tym większy jest w nas niepokój. Im lepiej się bawimy, tym łatwiej tracimy poczucie czasu. „Kiedy ten czas tak zleciał?” – pytamy. Może więc nasze szczęście ma coś wspólnego z wiecznością? Umiemy być szczęśliwi w czasie, pragniemy jednak szczęścia, które jest ponad czasem.

Druga reakcja na rozczarowanie jest znacznie rozsądniejsza. Zaczyna się od pytania: „Dlaczego odczuwam zawód?”, a następnie: „Jak mogę tego uniknąć?”.

Dlaczego odczuwamy zawód? Z powodu potężnej dysproporcji między naszymi pragnieniami a ich odzwierciedleniem w rzeczywistości. Nasza dusza ma w pewnym sensie nieskończony charakter, ponieważ jest duchowa, ciało natomiast i świat wokół nas są materialne, ograniczone². Potrafimy sobie wyobrazić górę złota, ale nigdy nie zobaczymy jej na własne oczy. Potrafimy sobie wyobrazić zamek o dziesięciu tysiącach komnat, z których jedna jest wysadzana diamentami, druga szmaragdami, jeszcze inna masą perłową, ale nigdzie takiego zamku nie znajdziemy.

W podobny sposób wyczekujemy rozmaitych przyjemności, stanowisk, sytuacji życiowych, a kiedy je osiągamy, dostrzegamy olbrzymi kontrast między naszymi oczekiwaniami a ich realizacją i doznajemy zawodu. Wszelkie doczesne ideały nikną, kiedy stają się rzeczywistością. Im mocniej łączą się ze światem materialnym, tym bardziej rozczarowują; im bardziej należą do świata ducha, tym mniej są zawodne. Właśnie dlatego ci, którzy oddają się sprawom duchowym, takim jak poszukiwanie prawdy, nigdy nie budzą się rano z gorzkim posmakiem w ustach i nie krępują się spojrzeć sobie w oczy w lustrze.

Kiedy odkrywamy powód naszego rozczarowania: kontrast między ideałem w naszych myślach a jego cielesnym lub materialnym urzeczywistnieniem, nie zmieniamy się w cyników, lecz próbujemy skutecznie uniknąć rozczarowań. Nie ma nic nienormalnego w tym, że chcielibyśmy żyć nie dwa lata dłużej, ale bez końca; nie ma nic dziwnego w tym, że zależy nam na prawdzie – nie na prawdach ekonomii z pominięciem historii, ale na prawdzie pełnej; nie ma nic nieludzkiego w tym, że szukamy miłości, nie „dopóki śmierć nas nie rozłączy” czy dopóki nie pojawi się przesyt lub problem zdrady, ale na zawsze.

A przecież nie pragnęlibyśmy doskonałego Życia, doskonałej Prawdy i doskonałej Miłości, gdyby one nie istniały! Już samo zadowolenie, jakie czerpiemy z ich okruchów, dowodzi istnienia Pełni. Nigdy nie rozpoznalibyśmy wycinka, gdyby nie istniał cały okrąg; nie chadzalibyśmy w cieniu, gdyby nie było światła.

Czy kaczka miałaby wrodzoną zdolność pływania, gdyby nie istniała woda? Czy niemowlę domagałoby się pokarmu, gdyby nie było czegoś takiego jak pokarm? Po co mielibyśmy oczy, gdyby nie było piękna do oglądania? Po co mielibyśmy uszy, gdyby nie było harmonii, które można usłyszeć? I dlaczego odczuwalibyśmy tęsknotę za niekończącym się życiem, pełną prawdą i wieczną miłością, gdyby doskonałe Życie, Prawda i Miłość nie istniały?

Zostaliśmy stworzeni dla Boga. Zaspokoić nas może tylko Nieskończoność, a oczekiwanie, że zadowolimy się czymś mniejszym, jest przeciwne naszej naturze. Podobnie jak potężny okręt, który po zwodowaniu sunie niezgrabnie ciasnym korytem płytkiej rzeki, z trudem mieścimy się w granicach czasu i przestrzeni, a pokój znajdujemy dopiero na oceanie nieskończoności.

Nasz umysł – można by sądzić – powinien się zadowolić poznaniem jednego liścia, jednego drzewa lub jednej róży, a przecież nigdy nie mówi: „Dosyć”. Tęsknota za miłością pozostaje w nas niezaspokojona. Wszelka poezja miłosna jest jękiem, szlochem. Im jest czystsza, tym więcej w niej prośby; im wyżej się wznosi, tym bardziej lamentuje. Okrzyk radości lub ekstazy, który z rzadka w niej wybrzmi, jest tylko chwilowym wytchnieniem wobec bezmiaru pragnień. Słusznie napełniamy ziemię nawoływaniem miłości, bo dla niej zostaliśmy stworzeni.

Nie zaspokaja nas też żadne ziemskie piękno, bo kiedy zniknie nam z oczu, wskrzesimy je, jeszcze piękniejsze, w wyobraźni. Nawet jeśli stracimy wzrok, obraz piękna będzie trwać w naszym umyśle – bez skazy, bez granic. Gdzie znaleźć to doskonałe piękno, o jakim marzymy? Czy wszelki ziemski powab nie jest cieniem czegoś nieskończenie większego? Trudno się dziwić, że Wergiliusz chciał spalić swoją Eneidę, a Fidiasz cisnąć rzeźbiarskie dłuto w ogień. Im bliżsi byli piękna, tym bardziej im się ono wymykało, bo doskonałe piękno nie istnieje w czasie, ale w nieskończoności.

Usiłujemy urzeczywistnić nasze pragnienia tu, na ziemi, ale nieskończoność nie daje nam spokoju. Wspaniałość wieczornego słońca, które kryje się za horyzontem jak „hostia w złocistej monstrancji zachodu”³, podmuch wiosennego wiatru, niebiańska czystość twarzy Madonny budzą w nas nostalgię, tęsknotę za czymś jeszcze piękniejszym.

Stąpamy po ziemi, a marzymy o niebie; żyjemy w czasie, a gardzimy czasem; jesteśmy jak jednodniowy kwiat na polu, ale próbujemy nadać sobie trwałą, wieczną formę. Dlaczego pragniemy życia, prawdy, piękna, dobra, sprawiedliwości, jeśli nie dlatego, że dla nich zostaliśmy stworzeni? Gdzie jest ich źródło? A gdzie jest źródło światła na miejskiej ulicy w południe? Nie pod kołami samochodów i autobusów ani pod nogami przechodniów, bo tam światło miesza się z ciemnością. Jeśli chcemy je odnaleźć, musimy szukać czegoś, w czym nie ma ani odrobiny mroku i cienia – szukać czystego światła: słońca.

Jeśli chcemy odnaleźć źródło życia, prawdy i miłości, to także musimy szukać Życia, które nie jest zmieszane ze swoim cieniem: śmiercią; szukać Prawdy niezmieszanej z jej cieniem: błędem; i szukać Miłości niezmieszanej z jej cieniem: nienawiścią. Szukamy zatem czegoś, co jest czystym Życiem, czystą Prawdą, czystą Miłością, a to jest definicja Boga. Rozczarowań natomiast doznajemy dlatego, że jeszcze Boga nie odnaleźliśmy!

O, gdyby gdzie indziej takie było miejsce,

w którym schronienie mógłby znaleźć człowiek,

to tam by ucieczki poszukało serce,

a nie przy Tobie.

Jak orły spętane, będąc zniewoleni,

i darmo się szarpiąc w granicach stworzenia,

pragnęliśmy zyskać bodaj skrawek ziemi,

gdzie Ciebie nie ma.

Kiedy zaś próżno już szukaliśmy wszędzie

takiego miejsca na świecie, w piekle, niebie,

pojęliśmy wreszcie, że trzeba nam będzie

uciec do Ciebie.

RICHARD CHENEVIX TRENCH

To właśnie Boga szukamy. Tak naprawdę nasze poczucie zawodu nie jest spowodowane brakiem majątku, wysokiego stanowiska, sławy lub odpowiednich witamin – nie wynika z braku czegoś zewnętrznego wobec nas, lecz z braku czegoś wewnętrznego. Nie zadowolimy duszy strąkami! Gdyby słońce mogło mówić, powiedziałoby, że jest szczęśliwe, kiedy świeci; gdyby przemówił ołówek, powiedziałby nam, że jest szczęśliwy, kiedy ktoś nim pisze – po to bowiem stworzono słońce i ołówek. Nas stworzono do doskonałego szczęścia. To jest cel naszego życia. Trudno się zatem dziwić, że rozczarowuje nas wszystko, co nie jest Bogiem.

Kiedy zrozumiemy, że zostaliśmy stworzeni dla doskonałego szczęścia, znacznie mniej rozczarowują nas ziemskie przyjemności. Przestajemy szukać gruszek na wierzbie. Mając świadomość, że naszym celem jest Bóg, nie doznajemy zawodu, bo z niczym nie wiążemy zbyt wielkich nadziei. Nie oczekujemy cudownej radości tam, gdzie możemy zaznać jedynie marnej przyjemności.

Zaczynamy dostrzegać, że przyjaźń, małżeństwo, dobrobyt, zachód słońca i gwiazda wieczorna, wspaniałe dzieła sztuki, złoto i srebro, osiągnięcia i wygody życiowe to Boże dary. Są darami od Boga – pięknymi tak bardzo, żeby uzmysłowić nam, jak nieogarnione musi być Piękno. Zgodnie z Jego zamierzeniem dary te miały nas prowadzić do Niego, byśmy, ciesząc się tym, co dobre w życiu, mówili: „Skoro iskra ludzkiej miłości jest tak jasna, jakiż musi być sam Ogień!”.

Niestety, wielu przywiązuje się do tych darów tak mocno, że budują wokół nich swoje miasta i zapominają o Dawcy Życia. A kiedy dary, lojalne wobec swojego Stwórcy, nie przynoszą doskonałego szczęścia, ludzie buntują się przeciwko Bogu, bo nie spełniły się ich oczekiwania, i stają się cyniczni.

Trzeba całkowicie zmienić punkt widzenia! Życie to nie szyderstwo. Rozczarowania są po prostu drogowskazami, które nas informują: „Nie tędy droga do doskonałego szczęścia”. Każda rozwiana iluzja, każde niezaspokojone pożądanie, każda zawiedziona nadzieja doczesna kierują nas ku Bogu. Przybliżyć nas do Niego mogą nie tylko nasze dobre uczynki, ale także – gdybyśmy tylko zdołali to odkryć! – kolejne doświadczenia, które napawają nas odrazą.

Już samo poczucie pustki, którego doświadczamy na tym świecie, dowodzi, że kiedyś należeliśmy do Kogoś – należeliśmy do Boga. Być może udało nam się zaspokoić nasze namiętności, sami jednak nigdy nie zaznaliśmy zaspokojenia, bo człowiek – w przeciwieństwie do namiętności – nie znajduje zaspokojenia na tym świecie. A jeśli akurat nie zmagamy się z własnymi słabościami, nie łudźmy się, że zdołaliśmy je przezwyciężyć.

Zacznijmy od naszych braków i szukajmy doskonałości. Zacznijmy od naszej wewnętrznej pustki i szukajmy Tego, który może ją wypełnić. Zanim jednak zapragniemy Jego pomocy, musimy sobie uświadomić własną samotność, niedostatek i rozczarowanie. „Szukajcie, a znajdziecie” (Mt 7, 7).

Odwołajmy się do naszego serca: ono nam podpowie, w jakim celu zostaliśmy stworzeni. Nasze serce nie ma doskonałego kształtu, wcale nie przypomina serc malowanych na kartkach walentynkowych. Z boku jakby brakuje mu kawałeczka. Niewykluczone, że jest to nawiązanie do cząstki serca wyrwanej Chrystusowi – wyrwanej z Jego serca, które na krzyżu objęło całą ludzkość.

Ja jednak myślę tak: kiedy Bóg tworzył nasze serce, uznał je za tak dobre i tak godne miłości, że jego kawalątek zatrzymał w niebie. Resztę posłał na świat, by cieszyła się Jego darami i na ich podstawie wskazywała nam drogę do Niego, ale też zawsze nam przypominała, że niczego na tym świecie nie możemy kochać całym sercem, bo całego serca nie mamy. Jeśli zaś chcemy kochać kogoś całym sercem, jeśli chcemy znaleźć prawdziwy pokój i prawdziwą pełnię, musimy powrócić do Boga i odzyskać ową brakującą cząstkę, którą On przechowuje dla nas od wieków!------------------------------------------------------------------------

¹ William Blake, There Is No Natural Religion, 2. V.

² W oryginale dla wzmocnienia argumentu podano tu cytat z Makbeta, akt 3, scena 4: cabined, cribbed, confined, którego ze względu na różnice językowe nie można jednak użyć w polskim przekładzie .

³ W oryginale host in the golden monstrance of the west; prawdopodobnie jest to niedokładny cytat z wiersza Orient Ode Francisa Thompsona: The sun within the flaming monstrance of the West .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: