- W empik go
Stygmat - ebook
Stygmat - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 168 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Idzie się bez żadnego innego interesu, mówi się to, co i tak jest samo przez się powiedziane pomiędzy osobami w chwili danej – odbiera się i zamienia potwierdzenie lub zaprzeczenie mniemań o lada czymś pierwszym lepszym bez umyślnego wyboru i interesu podniesionym, i poszukuje się sposobem tym, bezwłasnowolnie i bezwłasnowiednie, wzajemności współ-uznania, poczucia i harmonii… Te skoro spotkało się, odwiedziny, czyli wizyta właściwa jest już przez to samo dopełnioną i przyjemną.
Mistyczniejszych, zaiste, spraw od tej sprawy, lubo najpotoczniejszej, naliczyć jest trudno w życiu człowieka!
Stąd to zapewne pochodzi, że bywają lub bywały salony bynajmniej sute, ani jaką szczególniejszą wykwintnością jaśniejące, które nie tylko w społeczeństwie, ale nawet w historii do żywotnych się działalników policzają. Owszem, niemały ten przymiot częściej właściwym bywał salonikom zwyczajnym niźli świetnym i obmyślonym ku temu.
Generałowej wdowy salonik bardzo się do określonego wyżej przybliżał. Rządził w nim pewien rodzaj z ł o t e j – a n ar c h i i, zupełnie zaufanej w swoje trwanie i we wystarczalność swych rękojmi.
Kto się tam anonsować chciał, anonsował się – kto zaś jak do pokrewnej a poważnej osoby wchodził, ten wchodził sposobem swoim; kto znajdował się nagle na wieczorze, bo obiadował był tamże, i potem jakoś tak magicznie, tak prędko godziny ubiegały, że on się znalazł nagle przy świetle lamp-ten znajdował się…
Że godzi się mieć także i wyłączny dzień wieczornej recepcji w tygodniu, więc ten dzień był, lecz nominalnie. Omyliłby się bardzo jednakże, kto by taką samoistną harmonię za brak staranności jakiejkolwiek bądź poczytywał; była to, owszem, negligentia-diligens- zadanie, kto wie, czy nie najznamienitsze tak w sztuce życia, jako i w życiu sztuki!
Słowem – że gdybym takowego to, a prawie codziennego wieczora skreślić miał istny cało-wzór, porównałbym go do niewielkiej, lecz odegranej wytwornie symfonii.
Ta rozpoczynać się zwykła była tonem bezwybitnym, swobodnym i potoczny zaledwo mającym wydźwięk – niedostrzegalnie on się jednak to niecierpliwił, to podnosił, gdy od czasu do czasu wlatującymi nagle i nisko, bystro i okrężnie, nowinami, do krążenia jaskółek podobnymi, bywał z lekka trącany… Kiedy niekiedy, tam i ówdzie, uśmiechów wariant i sam nareszcie wyraźny śmiech nadłamywać się zdawał całość toku, alić natychmiast głębokie i szerokie serio powstawało i pogodną płynęło rzeką akordów.
Rozmowa, tak się sama prowadząc, bo nie przewodził nikt jej, czyniła, że pod godzinę pełni wieczoru i wszystkich, i wszystko – jeden zdawał się ożywiać temperament. Myśliłbym nawet, że wiek jeden, i że, jak niektóra dawna legenda chrześcijańska podaje, wszyscy tam mężczyźni miewali nagle około lat 33, a o lat dziesięć mniej wszystkie damy, bo podobno, iż w zmartwychwstaniu tak być ma!…
O jednej z chwil takowych późnego już wieczora wydawało mi się, że prąd ten dziwny istotnie wszystko wkoło objął.
Patrząc zaś na kwiaty, które do połowy okien wielkich gęsto wznosiły się, podejrzewałem służącego o niezgrabność – podejrzewałem go, że "wygibnął był tacę, że aromu herbaty i rumu udzieliło się nagle zasypiającym już roślinom, słowem – że nie bez przyczyny jaskrawszymi one patrzą oczyma!…
Róży jednej nie podejrzywałem o zapomnienie się tak gminne, lecz płomienisty granat mógł nie być trzeźwym, a pąsowe i wielkie usta geranium lśniły się wyraźnie jak podpiłe.
W taki to jednak wieczór, w taką chwilę (o! natrętne spomnienie!), Generałowa zawezwała mię palcem z dala do fotelu swojego i prosiła, ażebym do salonu jej zbliżył i prezentował jej skrzypka wielce słynąć zaczynającego, a który u wód koncerta dawał.
To zaś że u wód miejsce miało, przepomniałem był na wstępie wypowiedzieć.
Matrona salonu, jak bywa ich wieku obyczajem, miewała przy sobie dostojne młode osoby: to córki krewnych swoich, to rodów jej blisko zażyłych. Taką znalazła się na teraz Róża P. (Pomian), bujna ukraińska piękność – dla umiejętnie patrzących, lub: „panna przystojna”, „panna niczego”… – dla zapatrujących się na rzeczy sposobem zwykłym.
Generałowa jednakże, lubo sama miała tak krótki wzrok, jak wielkie oczy, co nadawało jej dziwne spojrzenie, jakoby obejmujące naraz wszystko i przyzierające się z trudnością, znała wybornie piękność Róży – zarzucała jej tylko, zdaje mi się, iż mówiła głosem zbyt donośnym, lubo żadnego w sobie deklamatorstwa nie mającym, i czego ja nigdy nie postrzegłbym był, gdyby nie mówienia ludzi i gdyby nie ta skłonność do robienia zarzutów, bez której nie może istnieć realizm! Owszem, bardziej do upomnienia zdawała mi się bywać poprawa i przemiana głosu na mniej wybitny, niźli upominanie, które ją nie zawsze najzręczniej powodowało…