Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Suli i przeznaczenie. Gwiezdny Świat. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Suli i przeznaczenie. Gwiezdny Świat. Tom 1 - ebook

„Suli i przeznaczenie. Gwiezdny Świat” to pierwsza część trylogii o przygodach, z pozoru, zwykłej nastolatki. Powieść wciąga czytelnika w fantastyczne światy, gdzie poznaje nietuzinkowych bohaterów, z którymi bohaterka związana jest swoim przeznaczeniem. Czy jej marzenia spełnią się mimo przeciwności losu?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8221-308-9
Rozmiar pliku: 949 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1 ROZSTANIE

Przez sen usłyszała swoje imię, jakby ktoś wołał błagalnym tonem o jej pomoc. Oddychała nierównomiernie i zaciskała coraz mocniej pięść.

— Suli…

Dziewczyna przebudziła się. Zerwała się na równe nogi i podbiegła do szpitalnego łóżka.

— Babciu?

— Suli, posłuchaj…

Starsza pani dostała napadu kaszlu. Kiedy jej przeszło, złapała kilka głębszych oddechów.

Suli patrzyła na nią przerażonym wzrokiem. Serce waliło jej jak młotem.

— Babciu…

— Czuję, że to już…

— Nie, proszę cię… ­– wyszeptała przytulając się delikatnie do starszej pani.

Łzy spływały dziewczynie po policzkach. Dolna warga jej ust trzęsła się mimowolnie.

— Moja kochana… — zaczęła świszczącym głosem — W domu, w szafie, ukryłam twój prezent. Obiecujesz, że wyruszysz w drogę?

— Obiecuję — złożyła przysięgę i pocałowała babcię w czoło.

— Kocham cię, skarbie — wyszeptała przymykając blade powieki.

— A ja ciebie, babciu.

Elektrokardiogram wskazał zatrzymanie akcji serca. Suli wybiegła na korytarz.

— Pomocy!

Pielęgniarka i lekarz przybiegli po chwili. Reanimowali babcię Suli.

— Eleonora odeszła na zawsze… — zakomunikował lekarz.

Suli płakała. Straciła ostatnią bliską jej sercu osobę.

— Chodź, kochanie, napijemy się kakao.

— Chcę tu jeszcze chwilę zostać — odpowiedziała wycierając łzy rękawem bluzy.

— Poczekam na korytarzu — odpowiedziała przyjaznym głosem pielęgniarka, po czym odwróciła się i wyszła z sali, przymykając za sobą drzwi.

Suli sięgnęła do kieszeni różowej bluzy w poszukiwaniu chusteczek, ale znalazła tam tylko mały przedmiot, który wyjęła, a potem przyjrzała mu się z każdej strony. Po chwili schowała go z powrotem do kieszeni. Z żalem w oczach spojrzała na Eleonorę. Wolnym krokiem podeszła do umywalki znajdującej się w rogu sali, by napić się wody i przemyć oczy. Spojrzała w lustro. Krople wody spływały jej po twarzy, gdy zamyślona wpatrywała się w swoje odbicie. W jej spojrzeniu można było dostrzec ogromny smutek i strach przed nieznanym, które stało już u progu. Urwała kawałek papierowego ręcznika. Wytarła nim twarz i dłonie, a potem zgniotła go i cisnęła nim do kosza pod zlewem.

Uklęknęła przed łóżkiem i złożyła dłonie do modlitwy.

— Ojcze nasz… — zaczęła, a łzy ponownie pojawiły się w jej oczach.

— Na nic zdadzą się twoje modlitwy, złotko — odezwał się szorstki kobiecy głos za plecami dziewczyny.

Suli odwróciła głowę. Nie dowierzając własnym oczom, bez problemu rozpoznała swoją babcię cioteczną, którą znała jedynie z fotografii.

— Jej już nic nie pomoże — burknęła kobieta o bordowych włosach przechodząc obojętnie obok klęczącej Suli, po czym usiadła na krześle.

— Dziecko! Jak ty wyglądasz… Chodź do mnie! — powiedziała, gdy usadowiła się wygodnie. Machnęła ręką na dziewczynę.

Suli wstała i podeszła wolnym krokiem do kobiety ubranej w długi, czarny, przeciwdeszczowy płaszcz i pantofle, w których ledwo mieściły się jej grube stopy.

— Nie garb się! — huknęła.

Suli wyprostowała się natychmiast.

— Teraz ja będę się tobą opiekować, więc nie będziesz chodziła w takich łachmanach — dodała, patrząc szyderczo na spodnie nastolatki, które miały dziury na kolanach.

Suli patrzyła na kobietę tępym wzrokiem. Jasnoniebieskie oczy pokryte słoną powłoką błyszczały w sztucznym świetle. Po jej piegowatym policzku spłynęła jeszcze jedna łza.

— Chodź, przytul ciotkę Hermenegildę — rzuciła ozięble i przygarnęła dziewczynę do siebie, ciągnąc ją za bluzę. — Nie płacz, stara była, to umarła.

Hermenegilda przycisnęła Suli do siebie i poklepała ją po plecach. Dziewczyna dwoma palcami zatkała nos marszcząc przy tym czoło. Chyba jeszcze nigdy dotąd nie czuła tak wstrętnie pachnących perfum…

— No, wystarczy! Idziemy.Rozdział 2 137

Suli i jej cioteczna babcia jechały taksówką do domu. Smutny wyraz twarzy nastolatki niewyraźnie odbijał się w szybie. Przyglądała się spadającym kroplom deszczu.

Hermenegilda opowiadała o swojej podróży, o tym, ile musiała poświęcić, by przylecieć za ocean, ile czasu będzie musiała zmarnować, by zająć się wszystkimi sprawami związanymi z domem, opieką nad Suli, a przede wszystkim pogrzebem.

Dziewczyna nie słuchała tego marudzenia. Wiedziała, że jej babcia cioteczna żyła w Polsce sama jak palec, nie miała przyjaciół, ani nic, co by ją tam trzymało.

Samochód zatrzymał się przed wielką czarną bramą z numerem 137.

Suli wyszła bez słowa. Hermenegilda wyciągnęła z portfela banknot i z głośnym westchnieniem podała go kierowcy.

— Chyba pomoże pan wyciągnąć mój bagaż? — burknęła rzucając mu wymowne spojrzenie.

— Jasne — odpowiedział chowając uśmiech z twarzy.

Suli stała już na ganku. Odwróciła się na pięcie i otworzyła szeroko drzwi, by ciotka mogła zmieścić się w przejściu z tobołami. Wysoka i tęga kobieta doczłapała się do wejścia, a gdy przekroczyła próg, z wielkim hukiem zamknęła za sobą drzwi używając nogi. Suli wzdrygnęła się, a potem westchnęła.

— Piętnaście lat mnie tu nie było, ale widzę, że nic się nie zmieniło — odezwała się przyglądając się wnętrzu z szyderczym uśmiechem na twarzy. Zdjęła płaszcz i wcisnęła go w ręce dziewczyny. Suli wstrzymała oddech i powiesiła okrycie na wieszaku w korytarzu.

Kobieta ruszyła w stronę drewnianych schodów prowadzących na piętro starego domu, na którym znajdowały się trzy pomieszczenia. Pierwszym z nich był pokój Eleonory, pośrodku znajdowała się łazienka, a za nią pokój nastolatki.

— Zrób mi herbaty, dziecko — rozkazała odwracając twarz w stronę Suli.

Dziewczyna skinęła głową na znak przyjęcia prośby, a raczej komendy.

Kiedy Hermenegilda wtaczała się po schodach, Suli zdjęła kurtkę i buty. Wsunęła kapcie i pobiegła do kuchni wstawić wodę na herbatę. Wyciągnęła ze starej szafki dwie filiżanki, zaparzacze i słoik z owocową herbatą. Czym prędzej rzuciła się w pogoń za ciotką. Serce biło jej coraz mocniej. Stanęła w progu pokoju Eleonory i zamarła z przerażenia. Hermenegilda wyciągała z szafy ubrania swojej dopiero co zmarłej siostry i rzucała je prosto na podłogę.

— Co robisz, ciociu?! Tak nie można!

Suli, drobnymi dłońmi, zbierała rzeczy babci i układała je na wielkim łóżku, rozglądając się przy tym w pośpiechu, czy w szafie nie widać tego, co babcia zostawiła jej z okazji urodzin.

— Dziecko, nie ma w tym domu pokoju gościnnego, a nie będę spała na dole w salonie, więc robię sobie trochę miejsca. Nie martw się, tylko przynieś tu jakieś kartony, to poskładamy te rzeczy, by się nie zniszczyły — powiedziała rozkazującym tonem i spojrzała na Suli, posyłając jej tak szeroki i sztuczny uśmiech, aż zabłysnęła jej górna, złota czwórka.

Dziewczyna zmusiła się, by obdarzyć ciotkę lekkim uśmiechem, i jeszcze raz spojrzała w głąb szafy. Nic szczególnego nie rzuciło się jej jednak w oczy.

Wyszła z pokoju i stanęła na środku szerokiego korytarza, którego po jednej stronie znajdowała się drewniana balustrada, a po drugiej, ściana pokryta tapetą, imitującą gwiaździste niebo, którą zeszłego roku Suli wybrała z babcią tuż przed Bożym Narodzeniem.

— Coś na pewno się zmieniło — powiedziała do siebie i przewróciła oczami na myśl o zrzędzącej ciotce. Podwinęła rękawy ulubionej bluzy z napisem „DREAM BIG” i wzięła głęboki oddech.

Eleonora składowała kartony na strychu, więc dziewczyna zmuszona była wspiąć się po drewnianej drabinie na górę, czego bardzo nie lubiła. Rozsunęła schody strychowe za pomocą drewnianego drążka zakończonego metalowym hakiem.

Wzięła głęboki oddech i postawiła stopę na pierwszym stopniu, potem drugą… wchodziła powoli, jakby nie ufała starej, choć solidnej konstrukcji.

Nie lubiła tego zagraconego, ciemnego i pełnego robactwa miejsca. Postawiła stopę otuloną niebieskim kapciem na drewnianej strychowej podłodze i z obrzydzenia chciała się cofnąć, ale nie było już czasu, by rezygnować. Wszędzie leżały padnięte muchy. Zmarszczyła na ten widok nos i czoło. Z wymuszoną odwagą ruszyła w głąb strychu. Niewielka ilość światła dostająca się do środka przez małe okienko ukazała przed oczami Suli rozpościerającą się dookoła ogromną ilość kurzu i zapomniane, nikomu niepotrzebne przedmioty. Stara szafa wtapiała się w otoczenie, ale swoją wielkością górowała nad wszystkimi zgromadzonymi tam rzeczami.

Złożone kartony leżały po prawej stronie od wejścia, między wysoką, starą lampą a krzesłami ogrodowymi. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie, podbiegła do kartonów i ukucnęła, by powybierać najlepsze. Wzięła trzy i udała się szybkim krokiem w stronę wyjścia.

— Suli! Gdzie tak długo jesteś? Co z tą herbatą?! — wrzasnęła Hermenegilda twardym głosem wychylając się z pokoju.

Suli przewróciła oczami i zrzuciła kartony na dół.

— Już idę! — krzyknęła z wymuszoną uprzejmością.

Z ulgą opuszczała powoli strych, gdy nagle coś ją zainteresowało… Dostrzegła coś, tuż obok okienka. Patrzyła przez chwilę w tamtym kierunku i podskoczyła na drabinie, tracąc na chwilę równowagę. To ciotka znów ją wystraszyła swoim wrzaskiem.

— Kartony masz?!

— Tak, mam. Idę! — odkrzyknęła, tym razem mniej miło. Popatrzyła w ostatnim momencie jeszcze raz w tamtą stronę.

— Wyszło słońce — wyszeptała, dostrzegając światło tworzące na szafie finezyjne wzory.

Zamknęła wejście na strych i odetchnęła z ulgą. Czym prędzej pozbierała kartony i zaniosła do pokoju ciotecznej babci, która na jej widok rozłożyła ręce.

— No nareszcie, dziecko, gdzie ty byłaś tak długo? — spojrzała na Suli pytającym wzrokiem, marszcząc przy tym gęste czarne brwi.

— Na strychu, ciociu, lecę zrobić nam herbatę, bo woda się zagotowała!

Zanim wyszła z pokoju, spojrzała w stronę szafy, która nie była jeszcze całkowicie opróżniona. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Hermenegilda najwyraźniej czekała na pomoc Suli. W miejsce wyjętych rzeczy Eleonory powiesiła trzy, własne, czarne sukienki.

Suli pobiegła na dół do kuchni, by zaparzyć herbatę. Na stole stał szklany pojemnik z ciastkami korzennymi, które upiekła z babcią, zanim ta poważnie się rozchorowała. Przysunęła go do siebie i podniosła pokrywkę. Zaciągnęła się wspaniałym zapachem, a w oczach stanęły jej łzy. Wyjęła dwa ciastka i odstawiła pojemnik na miejsce. Przetarła oczy zaciśniętymi pięściami. Przygotowała drewnianą tacę z metalowymi uchwytami. Na spodkach położyła po ciastku, nabrała zaparzaczami trochę herbaty ze słoika, włożyła je do filiżanek i zalała wodą. Z szafki wiszącej obok okna wyciągnęła miód w małym słoiku, a z szuflady dwie łyżeczki. Położyła wszystko na tacy i udała się w stronę schodów. Była przyzwyczajona do jej noszenia, gdyż przez ostatnie tygodnie opiekowała się babcią najlepiej, jak tylko umiała, by ta po raz kolejny nie trafiła do szpitala, ale niestety, stało się inaczej.

— Jest herbata i ciastko — rzuciła w stronę ciotki, która właśnie przymierzała najładniejsze futro babci.

„W sumie w nic innego by się nie zmieściła”, pomyślała Suli.

— Wiesz, co jest najgorsze, Sulisławo? — spytała Hermenegilda i spojrzała na dziewczynę w lustrzanym odbiciu.

— Nie wiem — odpowiedziała ze zrezygnowaniem, kładąc tacę na okrągłym stoliku pod oknem. Usiadła w starym, ale wygodnym fotelu i wygładziła ręcznie haftowany obrus.

— Ech, moja wspaniała siostrzyczka, Eleonora, nie zostawiła żadnego spadku, żadnego listu ani żadnych pieniędzy — powiedziała z wyrzutem ciotka i odwróciła się natychmiast w stronę Suli, porażając ją wzrokiem.

— Coś ci wiadomo na ten temat, drogie dziecko? — dodała ozięble.

Suli poprawiła się w fotelu, przełknęła z trudem ciastko i pokręciła przecząco głową, szybko trzepocząc rzęsami. Hermenegilda z impetem rzuciła futro na łóżko, obeszła mebel i usiadła w drugim fotelu przy oknie. Przez chwilę obie wpadły w głębokie zamyślenie.

Suli wyjęła zaparzacze. Hermenegilda posłodziła herbatę nie żałując miodu, a ciastko pochłonęła tak szybko, że okruchami pobrudziła swoją czarną sukienkę. Nie przejęła się tym jednak wcale, tylko dalej delektowała się herbatą. Dziewczyna patrzyła na to wszystko z otwartymi ustami, a gdy Hermenegilda głośno odchrząknęła, znów poprawiła się na fotelu i odruchowo spojrzała w głąb wielkiej szafy.

— Jeśli coś tu jest, to ja to znajdę — oznajmiła Hermenegilda, a Suli momentalnie zbladła słysząc te słowa.

— Dziecko, co ci jest? Co tak bujasz tą nogą? — rzuciła z niezrozumieniem w stronę Suli.

— Nic, ciooociu — wyjąkała niepewnym głosem — po prostu zachciało mi się siku, a nie chciałam przerywać rozmowy.

— Kto cię tak wychował, drogie dziecko? Bo na pewno nie jest to zasługa mojej siostry. Idź do tej toalety i daj mi trochę odpocząć po podróży — powiedziała i machnęła dłonią, wyganiając Suli z pokoju.

Dziewczyna udała się do łazienki. Zamknęła się w niej na klucz, po czym usiadła na czerwonym dywaniku. Oparła plecy o bladoróżowe, stare kafelki będące zabudową wanny, zakryła twarz dłońmi i zaczęła rozmyślać. Po chwili otrząsnęła się i zmarszczyła nos z powodu woni, jaka wydobywała się z nieszczelnej toalety. Sięgnęła do kieszeni dżinsów po telefon komórkowy i zobaczyła, że ma jedną kreskę baterii. Pokręciła głową, wstała z podłogi i usiadła na desce klozetowej. Z listy kontaktów wybrała kontakt do Dargo i napisała krótką wiadomość: „SOS. 10 minut. Weranda”.

Stanęła przy popękanej, ale nadal funkcjonującej umywalce. Odkręciła zimną wodę, ale była wręcz lodowata, więc odkręciła też ciepłą. Z kubka, który stał na zlewie, wyciągnęła różową szczoteczkę, nałożyła na nią pastę i umyła zęby. Poczuła wibracje telefonu w kieszeni. Skończyła więc szybko, opłukała twarz i wytarła ją ręcznikiem wiszącym na wieszaku przymocowanym do drzwi. Spojrzała na wiadomość: „Uratuję Cię.:D”. Uśmiechnęła się szczerze i wcisnęła telefon do kieszeni spodni. Z plastikowego, czerwonego koszyka dyndającego nad toaletą wzięła szczotkę, którą przeczesała włosy, a potem wyszła z łazienki. Przez uchylone drzwi zauważyła leżącą na łóżku ciotkę. Stopy, pokryte czarnymi rajstopami, wystawały jej za łóżko, a usta miała otwarte i pomrukiwała coś pod nosem, chyba przez sen. Suli cofnęła się i szybkim ruchem otworzyła drzwi, w innym wypadku na pewno by zaskrzypiały. Od razu skierowała się w prawą stronę do zamkniętej już szafy. Niepewnym ruchem dłoni pociągnęła za okrągły uchwyt i zaglądała już do środka, gdy nagle ciotka zachrapała tak głośno, że Suli automatycznie przymknęła drzwiczki. Znów podjęła próbę zajrzenia do szafy, ale poczuła wibracje telefonu. Z poczuciem zrezygnowania pochyliła głowę do przodu, odwróciła się i ruszyła w stronę stolika, na którym leżała taca. Pozbierała wszystko bezszelestnie i wzięła ze sobą. Przechodząc obok łóżka, położyła ją delikatnie na dywanie i jeszcze raz skierowała ręce w kierunku szafy, ale ponownie się wystraszyła, bo ciotka wypuściła niespodziewanie głośne i do tego śmierdzące gazy. Suli przewróciła oczami i sięgnęła do kieszeni po komórkę. Przeczytała wiadomość: „Czekam”. Spojrzała na szafę i wzruszyła ramionami. Na jej twarzy malowała się bezradność. Podniosła tacę i wyszła z pokoju, przymykając szybko drzwi, by nie zbudzić ciotki.

Zaniosła wszystko do kuchni. Wygrzebała trochę miodu ze słoika i posmarowała suche usta. Ubrała buty i pobiegła do salonu, po czym otworzyła drzwi prowadzące do ogrodu.

— Dobrze, że jesteś! ­

— Chyba coś chcesz… — powiedział zaczepnie Dargo.

Patrzył na nią swoimi dużymi brązowymi oczami i zatrzepotał ciemnymi rzęsami.

Zmierzyła go od góry do dołu. Znów miał na sobie coś nowego.

— Musimy stąd iść.

Złapała go pod ramię.

Chłopak spojrzał pytającym wzrokiem, ale Suli zrobiła groźną minę i ruszyli w stronę bramy.

— Chodźmy do mnie, taty nie ma. Zrobię sok — uśmiechnął się szeroko i przeczesał palcami brązowe, lekko falowane włosy, sięgające mu prawie do ramion.

— Pędem — rozkazała i skierowała się na ulicę, a on za nią.

Mieszkali po sąsiedzku, ale jego dom, w przeciwieństwie do domu Suli, był wyremontowany i dobrze wyposażony. Weszli do środka, ściągnęli buty i udali się prosto do kuchni. Suli usiadła na hokerze, a on przygotował sok z pomarańczy i grejpfruta z dodatkiem niewielkiej ilości cukru trzcinowego. Dziewczyna odgarnęła włosy do tyłu, podparła twarz dłońmi i przyglądała się chłopcu.

— Nie mam już siły, Dargo… — zaczęła po chwili ściszonym głosem.

— Co się stało? Masz takie czerwone oczy… Babcia gorzej się czuje? — spytał zmartwiony, podając jej sok, po czym usiadł na przeciwko.

— Umarła dziś rano.

— Jeeej… Sulka, nie wiem, co powiedzieć. Przykro mi, naprawdę lubiłem twoją babcię… — powiedział czerwieniąc się przy tym co nie było u niego normalnym widokiem.

— Dziękuję — przerwała mu, opuszczając wzrok, i wzięła łyk soku.

Zrobił smutną minę i podszedł do niej, by pogłaskać ją po ramieniu. Wahał się czy ją przytulić.

— Poradzę sobie z jej śmiercią, bo babcia mnie na nią przygotowała, ale jest coś, co mnie przeraża i nie wiem, co mam robić — spojrzała na niego, jakby czekała na potwierdzenie, że może mu zaufać.

— Mów… — zachęcił łapiąc ją za oba ramiona.

— Przyjechała siostra babci, by zająć się różnymi sprawami, i zamieszkała ze mną. To straszna wiedźma!

— Powiem ci coś w sekrecie… — dodała ściszonym głosem, a on otworzył szeroko oczy i uchylił lekko usta, jakby nie mógł doczekać się poznania wielkiej tajemnicy.

— Ukryła dla mnie coś bardzo ważnego — ciągnęła dalej. — Mówiła, że w szafie, a ona znajduje się w pokoju babci, gdzie ciotka smacznie chrapie… Jeśli ona się do niego dorwie, nic mi nie da, a jeszcze gorzej się stanie, jeżeli w jej ręce wpadnie coś, co wpaść nie może…

— Co to takiego, Suli?! — przerwał jej Dargo.

— Posłuchaj… Ciotka powyrzucała z szafy część ciuchów babci, by włożyć swoje. Nie wiem, jak to zrobić, by nie dorwała się do spadku przede mną! Pytała mnie nawet, czy wiem coś na jego temat — wypowiedziała jednym tchem, po czym przechyliła szklankę i wypiła cały sok.

— Suli, musimy obmyślić plan — powiedział i podrapał się po głowie.

— Jak nie dostanę tego prezentu, to nigdy nie odkryję świata, o którym ci kiedyś opowiadałam.

— Chodź, idziemy — odparł zdecydowanie i puścił jej oczko.

— Dokąd mnie ciągniesz?!

Wstała i poszła za nim z grymasem na twarzy.

— Do ciebie — odpowiedział i szturchnął ją w ramię.

— Do mnie?! Jak ciotka cię zobaczy, to będzie dym — podniosła piskliwie głos.

— To nie zobaczy, Suli, zaufaj mi, jestem facetem, to znaczy jeszcze nastolatkiem, ale już mężczyzną — zaczerwienił się, wyprostował i wyszedł z kuchni.

W korytarzu zaczął się ubierać i kiwnął głową w stronę Suli, by zrobiła to samo.

— Fajne trampki — rzuciła w stronę chłopca, uśmiechając się szeroko.

Spojrzał na swoje zielone buty w żółte gruszki, które świetnie komponowały się z cytrynową bluzą i ciemnymi dżinsami. Zaśmiał się pod nosem.

— Prezent od taty, dzięki, twoje różowe też są super. W ogóle zawsze ładnie wyglądasz.

Zmierzył ją od góry do dołu i pokiwał potwierdzająco głową.

— Dziękuję — uśmiechnęła się i przejrzała się w wielkim lustrze w srebrnej ramie, wiszącym na białej ścianie. Obejrzała się z każdej strony. — Wiem — dodała.

Obydwoje głośno się zaśmiali.

— Poczekaj, skoczę po kilka rzeczy do pokoju i zaraz wracam, bo bym o czymś zapomniał.

Pobiegł w stronę krętych schodów, które prowadziły na piętro. Udał się na górę i wrócił za chwilę z czerwonym plecakiem przewieszonym przez ramię.

— Gotowy?

— Tak, zwarty i gotowy! Plan jest prosty, idziemy do ciebie, do twojego pokoju. Poczekamy aż ciotka wstanie. Jak nas nakryje, to powiemy, że będziemy się razem uczyć. Niby został tylko tydzień szkoły i nie trzeba nic robić, ale wymyśliłem właśnie co powiemy w razie przypału… Będziemy mieli przedstawienie szkolne i musimy przećwiczyć razem swoje role. W razie czego zaprosimy ciotkę, a potem nagle rozchorujemy się czy coś, dobre?

— Może być — powiedziała i puściła mu oczko.

Chwycił klucze z komody stojącej obok lustra i otworzył drzwi.

— To idziemy.

Po cichu weszli do domu Suli. Na parterze nie usłyszeli żadnych oznak życia. Suli wstąpiła do kuchni po wodę i pokiwała do Dargo ręką, wskazując kierunek drogi. Ostrożnym krokiem wchodzili po schodach, ale były tak stare, że co chwilę któryś stopień dawał o sobie znać skrzypieniem. Pierwsze drzwi do pokoju na piętrze były już zamknięte, co oznaczało, że Hermenegilda musiała wstać. Z łazienki dobiegały odgłosy lejącej się wody.

— Przeszukaj szafę — wyszeptał Dargo do Suli — a ja będę stał na czatach. Daj tę wodę i idź — dodał patrząc jej głęboko w oczy, jakby wzrokiem chciał przekazać jej trochę zaufania.

Dziewczyna nie zastanawiając się ani chwili, otworzyła natychmiast drzwi. Podbiegła do szafy i zaczęła pośpiesznie ją przeszukiwać. W szufladach znalazła rajstopy, bieliznę, skarpetki, apaszki, czapki, berety, szaliki i nic więcej. Rozczarowana wstała na chwilę, by się lepiej rozejrzeć, po czym ponownie uklęknęła, by poszukać po prawej stronie szafy, gdzie leżało kilka kartonów. Wyciągała jeden po drugim i biegiem, ale dokładnie zaglądała do środka każdego z nich. Znalazła kozaki, sandały, klapki, kapcie, obuwie sportowe, znów kozaki i znów kapcie. I nic więcej.

— Suli — syknął chłopak, zaglądając do pokoju — chowaj to i dzida! — wykrzyknął szeptem.

Dziewczyna kiwnęła porozumiewawczo głową i odłożyła kartony z butami z powrotem do szafy. Zamknęła ją szybko, a potem wyszła na korytarz i chwyciła chłopaka za rękę. Po cichu przeszli obok łazienki. Zza drzwi dobiegał do ich uszu śpiew, a raczej próba śpiewu.

— Roxette — wyszeptała Suli.

— Ale wyje… It muuust have been looove — zawtórował Dargorad szeptem do ucha koleżanki.

Uśmiechnęli się do siebie i weszli do pokoju Sulisławy. Dargorad zamknął za nimi drzwi.

— Wejdź pod łóżko — rozkazała — a ja będę udawała, że śpię. Nie wiem, ile to będzie trwało, ale musimy spróbować.

Chłopak odłożył butelkę z wodą na biurko i wcisnął się pod łóżko. Suli ściągnęła trampki i położyła się przykrywając się kocem. Przyjaciele cierpliwie odgrywali swoje role. Suli leżała nieruchomo odwrócona plecami do wejścia.

Minęło kilka minut, ale w pokoju nadal panowała cisza i spokój. Sulisławie robiło się już gorąco. Leżała przecież w bluzie i spodniach pod kocem na pościeli.

Rozległo się pukanie. Sulisława wstrzymała oddech, gdy usłyszała naciśnięcie na klamkę. Ciotka zbliżała się do jej łóżka, a Suli wypuszczała powoli powietrze z płuc. Zmarszczyła nos z powodu przeszywających wszystko kioskowych perfum, ale złapała się na tym od razu i z poświęceniem zaczęła oddychać spokojnie.

— Kto by pomyślał, że dziecko zmęczone od nicnierobienia — wymamrotała Hermenegilda pod nosem.

Suli zacisnęła pięści, które skrywała pod kocem.

Hermenegilda podeszła do klasycznego biurka stojącego pod oknem. Usiadła na obrotowym krześle, w którym ledwo się zmieściła. Wysunęła jedną z szuflad.

Nastolatka podniosła prawą powiekę, by zobaczyć, co się dzieje.

Dostrzegła jak Hermenegilda wyciąga z szuflady jeden z jej zeszytów, a potem wyrywa z niego kartkę. Chwyciła niebieski piórnik, który leżał na biurku i wybrała pióro. Suli przymknęła z powrotem oko i czekała, co będzie dalej. Po chwili, Hermenegilda wstała i podeszła do łóżka dziewczyny. Nachyliła się nad nią i dotknęła zewnętrzną stroną dłoni czoła Suli. Hermenegilda westchnęła i nieznacznie zsunęła z dziewczyny koc. Potem odwróciła się w lewą stronę, by obejść łóżko. Zrobiła dwa kroki… i nagle runęła na podłogę tuż przed meblami.

— Ałaaa! — wydarła się w niebogłosy. — Co za paskudny bałagan!

Suli zerwała się z łóżka na równe nogi.

— Ciociu! Pomogę ci wstać! — wykrzyczała i odwróciła się, by sprawdzić, co się stało. Wystający spod łóżka plecak Dargorada okazał się przyczyną całego zajścia. Dziewczyna wciągnęła powietrze, przymykając oczy, i pokręciła głową.

— Przepraszam, ciociu, zapomniałam odłożyć plecak na miejsce.

Ciotka wstała, wykonując mozolne ruchy, i zmierzyła Suli piorunującym wzrokiem. Otrzepała sukienkę od góry do dołu i odgarnęła przesuszone bordowe włosy z czoła.

— Za karę musisz posprzątać nie tylko w tym pokoju, ale w moim również! Rozumiesz?

Suli powstrzymała się od komentarza. Stała z opuszczonymi ramionami, zgrywając współczującą istotę.

— Proszę opróżnić szafę z rzeczy Eleonory i popakować je w kartony, a ja potem zdecyduję, co z nimi zrobić, chyba że znajdę testament. Na tę chwilę chcę, byś po prostu ją opróżniła. Jest w niej taki sam bałagan jak tutaj — wskazała ręką na pokój dziewczyny, w którym tak naprawdę panował porządek. Nawet książki na półkach były poukładane tematycznie, na parapecie znajdowały się zadbane storczyki, kurze były pościerane, podłoga czysta i gdzieniegdzie stały lawendowe świece zapachowe, które zarówno Suli, jak i Eleonora, uwielbiały.

— Dobrze, ciociu, i jeszcze raz przepraszam — powiedziała i odprowadziła ją do drzwi. Odetchnęła z ulgą, gdy ta przekroczyła próg pokoju.

— Zapisałam ci mój numer telefonu, tylko nie dzwoń z głupotami. Będę wieczorem, bo muszę załatwić sprawy związane z pogrzebem, a ty posprzątaj i zrób obiad lub coś zamów. Pieniądze zostawię w kuchni na stole — powiedziała Hermenegilda gestykulując ręką, kierowała się w stronę schodów.

Suli poszła po chwili za nią, by upewnić się, że opuściła dom.

Wróciła do pokoju i zobaczyła Dargorada siedzącego na łóżku z zadowoloną miną.

— Widzisz, plan idealny — zaśmiał się, zaklaskał w dłonie i uniósł ręce do góry na znak zwycięstwa.

— Jesteś nienormalny, Dargo! A jakby się zabiła?! Zobacz na te sosnowe szafki — wskazała palcem na jasne meble stojące naprzeciwko łóżka. — Mało brakowało, a walnęłaby w nie głową i byśmy mieli niezły dżem!

— Ale za to mamy niezły cyrk i wolną drogę do szafy — powiedział, podskakując na łóżku ze sprężynowym materacem.

Dziewczyna pokręciła głową, nie mówiąc już ani słowa, ale na jej twarzy malował się lekki uśmiech, a w głowie rodziła się myśl o sprzyjających okolicznościach.

— Szkoda czasu. Co proponujesz? — spytał Dargorad.

— Najpierw znajdziemy prezent, a potem spakujemy co trzeba w kartony.

Przeszukiwali ogromną szafę w stylu prowansalskim, który Eleonora kochała za elegancję i prostotę nadającą charakteru staremu domowi. Przyjaciele wyjęli z niej mnóstwo rzeczy, które poukładali na łóżku i podłodze.

— Z tym wszystkim, to niezły stragan można by otworzyć — podsumował chłopak, rozglądając się wokoło. Przeczesał palcami kasztanowe włosy, co zdarzało mu się ostatnio dość często. Zauważył jakiś czas temu w szkole, że dziewczyny zwracają uwagę, gdy to robi. Koleżanki z młodszych klas nadały mu przezwisko Tarzan i nawet był z tego powodu zadowolony.

Suli zmierzyła go wzrokiem sugerującym, że nie życzy sobie więcej takich komentarzy. Pracowali więc dalej jak mrówki jeszcze ponad godzinę, aż opróżnili szafę i sprawdzili wszystkie jej zakamarki.

— Ukradła, musiała ukraść! — powiedziała Sulisława i usiadła skrzyżnie na podłodze, ledwo znajdując dla siebie miejsce, po czym złapała się za głowę. Chłopiec usiadł obok niej i zamyślił się, gryząc wargi.

— Suli, a może nie o tę szafę chodziło? — powiedział, patrząc na koleżankę, której obiecał ratunek. Nie miał zamiaru nie dotrzymać słowa.

Dziewczyna westchnęła, zamyśliła się na moment, a za chwilę przytuliła chłopaka i dała mu całusa w głowę. Zdziwiona własną reakcją, zaśmiała się głośno i szturchnęła go łokciem.

— Jesteś genialny! Musimy to wszystko ogarnąć, zanim wróci ciotka, ale najpierw sprawdzimy jeszcze jedno miejsce. Wstawaj! Idziemy!

Poszli na strych, gdzie nie było zbyt jasno, ale Dargorad wyciągnął z czerwonego plecaka latarkę i oświetlił wnętrze.

— Dobrze, że ciotka tutaj nie weszła, bo dopiero miałaby co komentować. Swoją drogą, straszna z niej małpa — rzucił w stronę Suli, która przekładała rzeczy z miejsca na miejsce, by dostać się do szafy.

— To prawda, ale lepiej nie wchodzić jej w drogę, bo wtedy dopiero pokaże, jaka jest naprawdę, a tego nikt, uwierz mi, nie chciałby doświadczyć na swojej skórze — powiedziała i zaśmiała się, widząc minę przerażonego kolegi.

— Zabrzmiało to bardziej groźnie niż zabawnie — powiedział, rumieniąc się.

— Dlaczego babcia miałaby chować prezent na strychu i zastawiać go tymi wszystkimi gratami?

— Przed straszną wiedźmą, zresztą jak jej na imię?

— Hermenegilda.

— OMG… katastrofa. Teraz się nie dziwię, że taka z niej wredota — zaśmiał się i kichnął głośno z powodu kurzu, który unosił się w powietrzu.

— Prawda. Bless you!

— Dzięki. Dlaczego zawsze mówisz „prawda”, jak kicham?

— Żebyś miał zagadkę, o czym akurat pomyślałam!

— Pewnie o tym, jak to dobrze mieć mnie przy sobie…

— Nie o tym, ale to prawda. Dobrze, że jesteś.

Wymienili się uśmiechami. W końcu dostali się do ciemnobrązowej wiktoriańskiej szafy, która stała na czterech ozdobnych nogach. Suli pociągnęła za uchwyt.

— Zamknięte na klucz, a klucza nie ma — skwitowała rzucając Dargoradowi spojrzenie pełne rezygnacji.

— Nie potrzebuję go — powiedział cwaniacko wypinając klatkę piersiową do przodu.

Suli zdziwiła się i z zaciekawieniem spojrzała mu w oczy. Zamyśliła się.

Dargorad należał do drużyny pływackiej i wyglądał na całkiem dojrzałego w stosunku do swoich kolegów. Koleżanki często wpisywały w „Złotych myślach” jego imię i nazwisko pod hasłem „Podaj imię i nazwisko osoby, która ci się podoba”. Suli traktowała go jednak od lat tak samo, jak brata, którego zawsze chciała mieć, a nie jak kogoś, do kogo mogłaby wzdychać przed snem. Zresztą w nikim jeszcze nigdy nie była zakochana. Nie wiedziała dlaczego. „Przyjdzie czas i pora”, powtarzała przyjaciółkom, gdy pytały, który to szczęściarz skradł jej serce.

— Mam przyjaciela, który uczy mnie takich sztuczek, jak na przykład włamywanie się do szafy — zarzucił włosami i sięgnął do plecaka po kilka drobiazgów, po czym wybrał jeden, a resztę schował.

Dziewczyna przechyliła głowę ze zdziwienia i wyjęła mu z ręki latarkę.

— Zawsze mnie zaskakujesz, Dargo — powiedziała szczerze.

— Do usług, o pani — powiedział teatralnym tonem i ukłonił się przed nią do pasa, jakby była królową. Obydwoje wybuchnęli śmiechem.

Sulisława poczuła coś w rodzaju déjà vu, ale szybko odrzuciła tę myśl, uznając ją za głupią.

Oświetliła dziurkę od klucza, a chłopiec próbował otworzyć zamek wsuwką. Męczył się przy tym bardzo, bo chciał to zrobić jak najszybciej. Wykręcał nadgarstek na prawo i lewo, w dół i w górę, a zamek nadal pozostawał zamknięty.

— To nie jest takie proste — wykrztusił i przełknął ślinę.

— Wiem, ale musisz to zrobić, uda się — zachęcała go do dalszej pracy i uśmiechnęła się delikatnie.

— Jest! — krzyknął triumfalnie i otworzył drzwiczki.

Przez chwilę stali w bezruchu, obydwoje z otwartymi ustami. Spojrzeli na siebie w tym samym momencie. Chłopak odebrał od przyjaciółki latarkę i kiwnął głową, by zachęcić ją do wyjęcia zawartości. Dziewczyna uklęknęła. Nie mogła zdecydować, co chwycić pierwsze. Dreszcz przeszedł jej po plecach, a dłonie zrobiły się wilgotne. Rulonik z pieniędzmi i przyczepioną do niego złożoną kartką wyjęła i schowała do kieszeni spodni. Potem sięgnęła po kwadratowe, czarne, aksamitne pudełko, przez które przebijało się biało niebieskie światło. Było tak cicho, że przyjaciele słyszeli własne oddechy i czuli swoje coraz szybciej bijące serca. Chłopiec uklęknął obok niej i objął ją po przyjacielsku ramieniem. Suli spojrzała na twarz Dargorada, a on skinął głową, by dodać jej odwagi w tej przejmującej chwili. Otworzyła pudełko. Obydwoje natychmiast odwrócili głowy zakrywając oczy. Niesamowity blask, który wydobył się ze środka, rozproszył się jednak po chwili.

— Suli, jesteś wybranką… — wyszeptał Dargorad, wytrzeszczając oczy.

— Czekałam tyle lat, by dowiedzieć się właśnie teraz, gdy babcia nie żyje, że mówiła prawdę! Dlaczego jej nie wierzyłam… — powiedziała i spojrzała na chłopca ze łzami w oczach. — Gwiazda Mocy… jest piękna, taka lodowato biała, a do tego bije ze środka tym magicznie niebieskim światłem… Wygląda, jakby była zrobiona z diamentów. Proszę, przyjrzyj się z bliska — powiedziała, podając przyjacielowi pudełko z zawartością.

Mieli wrażenie, że czas się zatrzymał. Wpatrywali się w Gwiazdę Mocy zawieszoną na zwykłym rzemyku.

— Nie wierzę własnym oczom — powiedział chłopak dotykając delikatnie Gwiazdy Mocy umieszczonej w pudełku.

Suli chwyciła lniany worek, który leżał w szafie.

— Zobacz, co jeszcze jest — powiedziała, wyjmując księgę ze śnieżnobiałą okładką pokrytą złotymi ozdobami w kształcie małych listków drzewa z rodzaju bukowatych.

Na środku znajdował się złoty, gruby napis: „Księga Gwiezdnego Świata”. Przejechała palcami po okładce, która była równie przyjemna w dotyku, jak aksamitne pudełko. Napis i ozdoby zdawały się być z prawdziwego złota. Otworzyła ją. Na pierwszej stronie, po kolei, zaczęły pojawiać się litery:

„P O C Z E K A J D O S Z E S N A S T Y C H U R O D Z I N

B Ą D Ź O P Ó Ł N O C Y

P O D U L U B I O N Y M D R Z E W E M”.

Pozostałe strony były puste.

— Magia… Księga z Gwiezdnego Świata — wyszeptała tajemniczym głosem.

— Jesteś wybrana, Suli. Nawet nie wiesz, jaki to zaszczyt mieć ciebie za przyjaciółkę — powiedział Dargorad i szturchnął ją w ramię obdarowując ją uśmiechem.

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i włożyła Księgę Gwiezdnego Świata do worka.

— Jak się tam dostaniemy pod to drzewo? W ogóle, o jakie drzewo chodzi? — spytał już poważnym głosem.

— My? — spytała zdziwiona marszcząc brwi.

— Tak, my. Chcę ci towarzyszyć, Suli. To nie jest bezpieczne, bo jesteś narażona na chciwych ludzi, którzy będą w stanie zabić, by tylko wejść w posiadanie tych boskich przedmiotów. Poza tym czeka cię długa droga, w sumie nie wiadomo tak naprawdę dokąd.

Złapała go za dłoń patrząc mu w oczy spojrzeniem przepełnionym zaufaniem.

— Drzewo jest moje i babci, pokażę ci je, ale najpierw musimy się dowiedzieć, co z pogrzebem. Trzeba też pozbyć się ciotki Hermenegildy albo po prostu uciec. Chociaż ta druga opcja odpada, bo ona z pewnością będzie mnie szukała. I to wcale nie z obawy o mnie, ale dlatego że będzie przekonana, iż ukradłam pieniądze i testament. Twój tata także będzie cię szukał, a rozgłos nam w niczym nie pomoże. Nikt nie może dowiedzieć się, gdzie i po co się wybieramy, rozumiesz?

— A dokąd to się wybieracie, drogie dzieci?! — usłyszeli przerażający głos ciotki, która nie wiadomo skąd znalazła się tuż przy wejściu na strych. Ruszyła w ich stronę szybkim krokiem.

Sulisława z całej siły chwyciła lniany worek i natychmiast wstała. Dargorad zatrzasnął aksamitne pudełko z Gwiazdą Mocy w środku i kiwnięciem głowy wskazał koleżance drogę ucieczki. Okrążyli ciotkę z dwóch stron i rzucili się slalomem między wszystkimi gratami w stronę zejścia. Kobieta ruszyła za nimi w pogoń. Chwyciła Dargorada za rękaw jego bluzy.

— Oddawaj to, złodzieju! — wrzasnęła.

Chłopak rzucił pudełko w stronę Suli, która stała już na schodach strychowych. Dziewczyna złapała je i przycisnęła do klatki piersiowej, po czym wrzuciła do worka z księgą. Zaczęła powoli schodzić z trzęsącymi się jak galareta nogami. Nastolatek użył całej siły i wyszarpnął się z rąk Hermenegildy. Dziewczyna zeskoczyła z drabiny, gdy była w jej połowie. Po chwili zobaczyła przyjaciela, który zwinnie wszedł na schody i również zeskoczył, ale prawie z samej góry. Upadł na nogi i ręce. Wściekła ciotka, nie tak zwinna z racji wieku, postawiła nogę na drabinie. Przyjaciele pobiegli w stronę wyjścia nie oglądając się za siebie. Byli już na schodach prowadzących na parter, gdy nagle usłyszeli ogromny huk, który mógł oznaczać tylko jedno. Stanęli jak wryci i odwrócili się niepewnie, a to, co zobaczyli, kompletnie ich przeraziło. Suli przełknęła ślinę i puściła worek, który upadł na schody.

Ciotka leżała na podłodze jak długa twarzą do podłogi.

— Nie rusza się — wykrztusił Dargo.

Podbiegli do Hermenegildy i padli na kolana. Dargorad sprawdził kobiecie puls.

— Nie oddycha — wyszeptała Suli ze łzami w oczach.

— I co teraz?

— Umiesz wykonać pierwszą pomoc?

— Oszalałaś?! Nie dotknę jej swoimi ustami, zapomnij. Sama się zabiła, na własną prośbę!

— Dobra, ja spróbuję — powiedziała obrzucając go piorunującym spojrzeniem. — Trzymaj jej głowę! — rozkazała.

Wzięła głęboki wdech.

— Suli, spójrz na mnie — powiedział Dargorad łapiąc ją za ramię. — Jak ona teraz wstanie, to co zrobimy? Rzucimy się do ucieczki? Dokąd? Dopiero co rozmawialiśmy o tym, że musimy się jej pozbyć, tak? — spytał i kiwnął znacząco głową.

— No tak, ale gorzej będzie, jak nas wsadzą do więzienia — odpowiedziała i przysłoniła twarz dłońmi.

— Nie mogą, bo w tym czasie sprzątaliśmy w pokoju i zanosiliśmy różne rzeczy na strych, tak jak kazała, a to, że spadła z drabiny, to już jej problem. Jakby co, próbowaliśmy jej pomóc, ale nie wyszło. Zadzwonię do taty, on się tym zajmie, a ty schowaj ten prezent, by policja go nie znalazła. Tylko nie wchodź dziś więcej na strych, bo jeszcze sama spadniesz i dopiero będzie.

Dziewczyna wstała bez słowa, popatrzyła jeszcze raz na Hermenegildę i głęboko westchnęła. Poszła na schody po worek i udała się do swojego pokoju ukryć prezent od babci. Dargorad zadzwonił w tym czasie do ojca, który przyjechał po dziesięciu minutach, tak samo jak pogotowie, po które zadzwonił na prośbę syna. Ratownicy nie byli w stanie pomóc Hermenegildzie. Stwierdzili zgon.

Sulisława spakowała potrzebne rzeczy i poszła z Dargoradem do jego domu na prośbę jego ojca Romualda Niebiańskiego.Rozdział 3 PRZYJACIELE

Sulisława i Dargorad siedzieli na skórzanej kanapie, oboje ze smutnymi oczami, które wskazywały na przygnębienie. Dziewczyna trzymała się za brzuch, a jej spięte czoło i ściągnięte brwi świadczyły o przeszywającym ją bólu. Nie mogła sobie poradzić z wyrzutami sumienia.

— Dargo… mógłbyś zrobić mi kakao? Brzuch mnie rozbolał, chyba z nerwów, a może też z głodu… ale nie wiem, czy cokolwiek bym przełknęła, ech… — westchnęła i podciągnęła kolana pod brodę. Chwyciła koc, który leżał w rogu dużej beżowej kanapy, i okryła się nim, a głowę przytuliła do poduszki.

Chłopiec skinął głową, z pełnym współczucia i wyrozumienia wzrokiem. Uśmiechnął się do przyjaciółki, po czym wyszedł z pokoju. Dziewczyna przymknęła oczy i próbowała się zrelaksować. Dargorad wrócił po kilku minutach z tacą, na której stały dwa kubki z kakao, talerz z kilkoma kromkami ciemnego pieczywa i słoik z wiśniową konfiturą.

— Proszę, Suli… — wyszeptał delikatnie, niepewnie wręcz, by w razie czego nie zbudzić koleżanki.

Dziewczyna otworzyła oczy i uśmiechnęła się z wdzięcznością.

Wypili razem kakao i na zmianę smarowali chleb konfiturą.

— Skąd to masz? — spytała przeżuwając.

— Kiedyś grabiłem liście w waszym ogrodzie, tak przy okazji, a twoja babcia zobaczyła mnie przez okno. Potem wyszła z koszyczkiem, w którym były te i inne pyszne konfitury. Bezcenny prezent. Tata był oczywiście bardzo ze mnie dumny, że chciałem bezinteresownie pomóc… — przerwał i zawiesił wzrok… jakby przypomniał sobie tamten dzień. Napił się kakao.

Suli patrzyła na niego nieco inaczej niż zwykle, wzrokiem pełnym wdzięczności i podziwu. Mimo że nie miała już żadnej rodziny, dzięki niemu nie czuła się samotna.

— Babcia zawsze cię chwaliła. Mówiła, że masz dobre serce.

— Naprawdę? — spytał mile zaskoczony.

— Naprawdę, naprawdę, ale nie mówmy już dłużej o babci, bo zaraz znowu się rozkleję, a nie chcę. Muszę się trochę przespać, bo mam mętlik w głowie — powiedziała i proszącym wzrokiem spojrzała na kolegę.

— Pościelić ci łóżko?

— Wystarczy mi ten milutki koc i ta poduszka.

— Super, w takim razie odpoczywaj.

Dziewczyna ściągnęła bluzę, odsłaniając znajdującą się pod nią czarną bluzkę na ramiączkach, i położyła się na wygodnej kanapie. Przykryła się białym, pachnącym fiołkami kocem i wtuliła głowę w poduszkę.

Zanim zasnęła, minęło trochę czasu. Tysiące myśli wypełniających jej głowę były jak galopujące konie, bez możliwości natychmiastowego zatrzymania.

Coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że jej największe marzenie może się już nigdy nie spełnić…Rozdział 4 OBIETNICA

— Długo spałam? — spytała, przeciągając się.

— Jakieś dwie godziny — odpowiedział chłopak. Siedział po drugiej stronie kanapy i wpatrywał się w koleżankę.

— Yhm… A co tak ładnie pachnie, Dargo?

— Pizza. Zaraz będzie gotowa.

— Chyba tu zostanę, tak mi tu dobrze.

— Zostaniesz… przynajmniej do czasu, gdy wyruszymy w podróż. Trzeba obmyślić plan, Suli.

— Najpierw muszę opowiedzieć ci pewną historię…

— Dobrze, pójdę tylko po szamę i coś do picia.

— Pomogę ci.

Dargorad wrócił do salonu z dużą pizzą, której zapach roznosił się po całym domu. Dziewczyna przyniosła lemoniadę. Usiedli wygodnie na kanapie i delektowali się każdym kęsem.

— Jakie to było pyszne! Naprawdę masz zadatki na szefa kuchni — powiedziała, po czym wytarła usta serwetką i usadowiła się wygodnie na kanapie.

— Dziękuję. Kiedyś nim będę, zobaczysz. W zamian poproszę tę historię — uśmiechnął się. Oparł plecy o poduszki i założył ręce za głowę.

— Być może to tylko bajka na dobranoc, ale babcia zapewniała mnie, że to naprawdę się wydarzyło. A teraz mam jeszcze tę zaczarowaną księgę i Gwiazdę Mocy, więc może nie powinnam wątpić już w żadne jej słowo — powiedziała, badając wzrokiem Dargorada, który z poważną miną wpatrywał się w jej twarz.

— Pewnie tak…

Wzięła głęboki oddech.

— Dobrze, a więc… Wyobraź sobie, że istnieje tajemnicze miejsce na ziemi, gdzie kilkanaście lat temu wydarzyła się dziwna, aczkolwiek piękna historia… — zaczęła opowieść. — Pośród wiecznie zielonych pagórków stoi tam zamek, za którym rozciąga się las liściasty, tuż za nim iglasty, a za tymi lasami pną się wysokie góry. Pewnego razu Pani Bona, która jest właścicielką zamku, wybrała się pozbierać zioła i zapędziła się daleko lasami w stronę gór. Zatrzymała się przy pięknym krzewie, którego białe kwiaty dostrzegła z daleka. „Pięknie pachnie jaśmin”, usłyszała nieznajomy, uroczy, męski głos, a kiedy się odwróciła, zobaczyła przystojnego młodego mężczyznę, który onieśmielił ją swoim prawie nagim ciałem. Pani Bona z wrażenia wypuściła z rąk koszyk z ziołami, a blondyn o niesamowicie niebieskich oczach złapał go, nim ten zdążył upaść na ziemię. Pani Bona nie spotkała nigdy wcześniej w tamtych okolicach ani jednego człowieka. Stała prosto jak wryta w ziemię, z szeroko otwartymi oczami. Wykrztusiła z siebie jedynie pytanie: „Skąd jesteś?”. Mężczyzna powiedział, że pochodzi z Gwiezdnego Świata, gdzie potrzebni są tacy ludzie jak ona, dlatego zszedł na ziemię, by stworzyć idealne miejsce do nauki nastoletnich Wybranych, właśnie u niej w zamku. Pani Bona zgodziła się mu pomóc. Kto pochodzi z Gwiezdnego Rodu i otrzyma Gwiazdę Mocy wraz z Księgą Gwiezdnego Świata, w dniu szesnastych urodzin, musi przybyć do Domu Pani Bony, by podjąć naukę. Księga Gwiezdnego Świata wskaże do niego drogę, a Gwiazda Mocy ostrzeże przed ewentualnym zagrożeniem.

Przerwała opowieść i spojrzała na chłopca pytającym wzrokiem. On drapał się po czole, a po chwili podniósł wzrok na Suli. Przeczesał włosy palcami i ciężko westchnął.

— Szkoda, że nie pochodzę z Gwiezdnego Rodu.

— Musisz być cierpliwy, Dargo…

— Marne szanse. Skończyłem szesnaście lat dwa miesiące temu i nic do mnie nie dotarło, chyba że jakaś straszna ciotka Hermenegilda maczała w tym palce… Przepraszam Suli, ale aż dreszcz przeszedł mi po plecach na samą myśl…

Wstał gwałtownie, poprawił ubranie i podszedł do okna.

— Jak będę mogła, to oddam ci swoją.

— Dziękuję, ale bez takich poświęceń, spokojnie. Pewnie Pani Bona jest pełną miłości osobą, nie wygoni chyba takiego miłego młodzieńca jak ja… Nawet jeśli nie będę mógł uczestniczyć w tym wszystkim co ty, to chcę chociaż widzieć, jak ty stajesz się nadczłowiekiem. Chcę być przy tobie do końca, aż odejdziesz gdzieś tam do raju, wybranko — skierował palec wskazujący w stronę koleżanki i uśmiechnął się szeroko, jakby w wielkości swojego uśmiechu chciał ukryć smutek, który ogarniał go na samą myśl o rozstaniu z przyjaciółką.

— A kto powiedział, że chcę dokądkolwiek odchodzić… Jeszcze nic nie wiadomo, może nigdzie nie będę chciała pójść.

— Myślę, że klamka zapadła i wierzę, że uda ci się poznać tajemnicę innego świata… O, tata idzie, trzeba go poinformować o wyprawie. Mówimy mu prawdę?

Wymienili spojrzenia pełne wątpliwości. Zapadła cisza wypełniona niepewnością.

— Sama nie wiem, a jak się nie zgodzi? — spytała pełna obaw, sprzątając ze stołu. Chłopiec podszedł, by jej pomóc.

— Na co miałbym się nie zgodzić? — spytał ojciec Dargorada wchodząc do pokoju. Miał na sobie koszulę i krawat, a na lewym nadgarstku złoty zegarek z czarną tarczą. Zbliżył się do nowoczesnej komody i wyciągnął z szuflady skręcanego papierosa. Odpalił go i przymknął na chwilę powieki, jakby poczuł przypływającą ulgę.

Dziewczyna odstawiła naczynia z powrotem na stół, a chłopak odwrócił się w stronę ojca.

— Otóż sprawa jest poważna, zamierzam wyruszyć z Suli w daleką podróż po zakończeniu roku szkolnego.

— To nie takie straszne, będę musiał was dodatkowo ubezpieczyć, a dokąd to moi drodzy chcą się wybrać?

— Do Domu Pani Bony. Słyszałeś o tym miejscu?

Romuald Niebiański zakrztusił się dymem i wytrzeszczył oczy.

— To miejsce istnieje naprawdę? — spytał zdziwionym głosem.

Przyjaciele pokiwali głowami, ale nic nie powiedzieli.

— Eleonora opowiadała mi o tym co nieco, przy jej przepysznej herbacie malinowej… To była wspaniała kobieta, ech… Tak w ogóle, bardzo mi przykro, Suli, z powodu babci i ciotki, wielka, podwójna tragedia. Zaopiekuję się tobą, a jeśli tylko chcesz, możesz tu mieszkać, a ja dopełnię wszelkich formalności. Jako przyjaciel rodziny służę pomocą — powiedział i uśmiechnął się do dziewczyny, choć jego usta całe drżały z emocji.

— Dziękuję, chętnie skorzystam, bo nie chcę być sama — odpowiedziała i wyciągnęła z kieszeni złożoną na dwa razy kartkę żółtego ze starości papieru.

— Co tam masz? — spytał mężczyzna, wyraźnie zaciekawiony.

— Babcia spisała testament. Proszę go wziąć, nie chciałabym tego zgubić. Wszystko przepisałax na mnie, tylko nie wiem, jak to teraz załatwić… Chciałabym sprzedać dom jakimś miłym ludziom, bo ja go już nie potrzebuję — powiedziała i podała kartkę panu Niebiańskiemu.

— Nic się nie martw, wszystko będzie dobrze. Eleonora mówiła, że jesteście potomkami Gwiezdnego Rodu. Chciała wyruszyć z tobą do tego Domu Pani Bony, czy jak jej tam, zaraz po twoich urodzinach, ale nie zdążyła sprawić ci tej przyjemności. Twoja babcia była wspaniałą kobietą — rzekł z przekonaniem i zgasił cygaro. Podszedł do barku stojącego obok komody, by wyjąć z niego karafkę z whisky i szklankę. Nalał trunku prawie do połowy i wypił wszystko jednym haustem. Obtarł nadgarstkiem umoczone usta i wąsy. — Powiedz mi, czyli naprawdę jesteś wybranką?

— Tak, jestem, mam też Gwiazdę Mocy i Księgę Gwiezdnego Świata. Teraz tylko czekam do pogrzebu babci… no i ciotki Hermenegildy, którą też trzeba tu pochować, bo nie ma nikogo, kto mógłby się tym zająć w Polsce, a wtedy też są moje szesnaste urodziny… i… wszystko się zacznie.

Mężczyzna usiadł na kanapie, pogładził się po czarnej brodzie, po czym wskazującymi palcami zawinął wąsy do góry. Potem sprawdził, czy jego mokre od żelu, zaczesane do tyłu włosy trzymają się na swoim miejscu.

— No cóż, drogie dzieci, nie pozostaje w tej sytuacji nic innego, jak użyczyć wam mojej przemiłej osobowości w drodze w nieznane, aby spełnić życzenie Eleonory i pozwolić Sulisławie dotrzeć do miejsca, gdzie pozna innych wybranych i tajemnicę ich spotkania. Będziemy więc twoimi sługami — zdecydował i spojrzał na swojego syna, a potem wskazał palcem na Suli. — Może kiedyś i nam, zwykłym ludziom, przytrafi się doznać życia w wymarzonym raju… kto wie…

— Jestem wdzięczna za pańską pomoc, bardzo dziękuję — odpowiedziała i usiadła na kanapie. Sięgnęła do kieszeni bluzy, gdzie ukrywała mały przedmiot. Ścisnęła go w dłoni, a potem schowała w czarnej, skórzanej torebce, która leżała za kanapą, podobnie jak walizka podróżna.

— Drogie dziecko, w życiu nie pozwoliłbym wam wybrać się samotnie w podróż w nieznane, dlatego nie mam innego wyjścia, inaczej i tak pewnie byście uciekli — powiedział i spojrzał spod byka na syna, aczkolwiek na jego twarzy można było dostrzec lekki uśmiech.

— Dzięki, tato, jesteś naprawdę w porządku! A co z panią Hermenegildą? — spytał Dargorad drapiąc się po głowie.

— Pochowamy ją w sobotę razem z siostrą na naszym cmentarzu, wszystko załatwię. Jeszcze nie wiadomo dokładnie, co było przyczyną zgonu, ale najprawdopodobniej upadek z wysokości i wiek zrobiły swoje. Trzeba się cieszyć każdym dniem, dzieci, co by się nie działo… Nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie koniec — westchnął. — Idę popracować i przekazać sprawy mojemu wspólnikowi, a wy odpocznijcie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: