Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Surowy sierociniec pod dyktaturą Luny - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Surowy sierociniec pod dyktaturą Luny - ebook

Książka została utworzona przy pomocy AI W sierocińcu panują warunki nieludzkie. Dzieci są systematycznie wykorzystywane do wykonywania prac, których nie powinny podejmować się osoby w ich wieku.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8384-143-4
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1. Życie w sierocińcu

SUROWY SIEROCINIEC POD DYKTATURĄ LUNY:

ROZDZIAŁ 1. ŻYCIE W SIEROCIŃCU

W pewnym mrocznym zakątku miasta znajdował się sierociniec o złej sławie, rządzony przez okrutną dyrektorkę Lunę. Luna była surowa, bezlitosna i budziła strach w sercach wszystkich dzieci. Była wspomagana przez swoją asystentkę, Molly, która zajmowała się wyłącznie pracą biurową i miała surowy zakaz ingerowania w sprawy wychowawcze. Sierociniec miał swoje zasady, a dzieci musiały się im podporządkować, inaczej spotykały je surowe kary.

Dzieci, zarówno chłopcy, jak i dziewczynki, były zmuszane do wykonywania ciężkich prac porządkowych. Chłopcy: Tymon, Maksymilian, Michał, Wiktor, Oliwier i Tymoteusz oraz dziewczynki: Jamila, Sela, Lydia, Joy, Jesenia i Matilde, codziennie musieli sprzątać łazienki, szorować toalety, myć umywalki i okna. Lydia miała najcięższe zadania; każdej nocy myła wszystkie okna na korytarzach, a rano przygotowywała śniadanie dla wszystkich dzieci i zmywała naczynia.

Pewnego dnia, po wyjątkowo męczącej nocy, Lydia postanowiła spróbować porozmawiać z Molly, licząc na choćby odrobinę wsparcia.

— Pani Molly, czy mogłabym porozmawiać z panią przez chwilę? — zapytała nieśmiało Lydia, podchodząc do biura asystentki.

Molly podniosła wzrok znad stosu papierów i spojrzała na dziewczynkę z ciepłym, choć zmęczonym uśmiechem.

— Oczywiście, Lydia. Co się stało? — zapytała Molly, starając się brzmieć jak najbardziej troskliwie.

— Czy mogłaby pani porozmawiać z dyrektorką Luną? Może mogłaby pani powiedzieć jej, że jestem naprawdę zmęczona i potrzebuję choć trochę odpoczynku — powiedziała Lydia z nadzieją w głosie.

Molly zamilkła na chwilę, zastanawiając się, jak odpowiedzieć. Wiedziała, że Luna nie lubiła, gdy ktoś podważał jej autorytet.

— Lydia, wiesz, że nie mogę się wtrącać w wychowanie dzieci. Dyrektorka Luna jest bardzo surowa i nie toleruje sprzeciwu — powiedziała w końcu Molly, starając się delikatnie przekazać tę trudną prawdę.

Lydia spuściła głowę, czując, jak jej nadzieje znikają. Wiedziała, że Molly miała związane ręce, ale desperacja kazała jej spróbować jeszcze raz.

— Proszę, pani Molly, ja już nie daję rady. — w jej głosie słychać było łzy.

Molly westchnęła głęboko, czując ciężar tej sytuacji. Wiedziała, że musi coś zrobić, ale nie mogła otwarcie sprzeciwić się dyrektorce.

— Dobrze, Lydia, spróbuję z nią porozmawiać, ale niczego nie obiecuję. Proszę, wróć teraz do swoich obowiązków, a ja zobaczę, co da się zrobić — odpowiedziała w końcu Molly.

Lydia uśmiechnęła się smutno i skinęła głową, wiedząc, że zrobiła wszystko, co mogła. Wróciła do swoich obowiązków, a Molly przygotowała się do trudnej rozmowy z dyrektorką Luną.

Gdy tylko Luna pojawiła się w swoim gabinecie, Molly zebrała odwagę i zapukała do drzwi.

— Wejść — zabrzmiał surowy głos Luny zza drzwi.

Molly weszła do gabinetu, starając się zachować spokój.

— Pani dyrektor, chciałabym porozmawiać o Lydii — zaczęła ostrożnie.

Luna spojrzała na nią z zimnym spojrzeniem.

— Co znowu? — zapytała ostro.

— Lydia jest naprawdę przemęczona. Myślę, że moglibyśmy dać jej choć trochę odpoczynku. — Molly starała się brzmieć jak najbardziej rzeczowo.

— Odpoczynek? W tym sierocińcu nie ma miejsca na lenistwo! — wybuchła Luna. — Te dzieci muszą nauczyć się dyscypliny i ciężkiej pracy!

— Rozumiem, pani dyrektor, ale Lydia naprawdę stara się z całych sił. Może warto by było dać jej choć jeden dzień przerwy? — próbowała Molly.

Luna zmarszczyła brwi, wyraźnie niezadowolona.

— Dobrze, jeden dzień. Jeśli zobaczę, że choćby jedno okno jest brudne, Lydia zapłaci za to podwójnie! — oznajmiła w końcu Luna.

Molly skinęła głową, wdzięczna za choć ten mały gest łaski. Wiedziała, że dla Lydii to może znaczyć bardzo wiele. Gdy opuściła gabinet, miała nadzieję, że ten jeden dzień przerwy da dziewczynce siłę do dalszej walki.

Nazajutrz Lydia obudziła się bez potrzeby mycia okien. Była zaskoczona, ale i wdzięczna. Wiedziała, że Molly musiała się bardzo postarać, by to załatwić. Choć przerwa była krótka, dała jej nadzieję na lepsze dni.

Luna, obserwując reakcję Lydii, zastanawiała się, czy może czasami odrobina łaski nie jest tak zła, jak myślała. Te myśli szybko rozwiały się w mrokach jej surowego serca. Sierociniec musiał działać zgodnie z jej zasadami, a zasady były bezlitosne.

Dzień przerwy dla Lydii minął szybko, ale dał jej siłę i nadzieję. Gdy wróciła do swoich obowiązków, starała się jak najlepiej wykonywać wszystkie zadania, aby nie dać dyrektorce Luny powodu do gniewu.

Pewnego wieczoru, gdy Lydia kończyła myć okna, usłyszała cichy szept zza rogu korytarza.

— Lydia! — to był Tymoteusz, jeden z chłopców z sierocińca. — Muszę ci coś powiedzieć.

Lydia spojrzała na niego zdziwiona.

— Co się stało? — zapytała.

— Usłyszałem, jak dyrektorka Luna rozmawiała z jakimś mężczyzną. Mówiła, że planują coś na nasz temat. Wyglądało to bardzo podejrzanie — powiedział cicho Tymoteusz, rozglądając się, czy nikt ich nie podsłuchuje.

— Co dokładnie słyszałeś? — zapytała Lydia, starając się zachować spokój, choć serce biło jej szybciej.

— Mówili coś o przeniesieniu części dzieci do innego miejsca. Nie wiem gdzie, ale (brzmiało) to jakby to nie było nic dobrego — odpowiedział Tymoteusz.

Lydia zamyśliła się. Wiedziała, że musi się dowiedzieć więcej, ale nie mogła tego zrobić sama. Potrzebowała sojuszników.

— Musimy to sprawdzić, ale ostrożnie. Porozmawiaj z Michałem i Jamilą. Może razem uda nam się coś dowiedzieć — zaproponowała Lydia.

Następnego dnia dzieci postanowiły działać. Michał, udając, że szuka czegoś w pobliżu biura Luny, podsłuchiwał rozmowy. Jamila, zajmując się sprzątaniem, starała się być jak najbliżej gabinetu, aby wyłapać cenne informacje.

Pod wieczór wszyscy zebrali się w jednym z opuszczonych pokoi na strychu, aby omówić swoje odkrycia.

— Luna planuje przenieść część z nas do jakiegoś zakładu pracy. Chcą nas wykorzystać do ciężkich robót — powiedział Michał, wyraźnie zaniepokojony.

— Słyszałam, jak mówiła, że zarobi na tym dużo pieniędzy. To wszystko dla jej korzyści — dodała Jamila.

— Musimy coś zrobić, nie możemy pozwolić, aby nas tak potraktowali — powiedziała Lydia stanowczo.

— Ale co możemy zrobić? — zapytał Tymoteusz, wyraźnie przestraszony.

— Musimy znaleźć sposób, aby skontaktować się z kimś na zewnątrz. Ktoś musi wiedzieć, co się tutaj dzieje — odpowiedziała Lydia.

Dzieci postanowiły napisać list do władz miasta, opisując wszystkie okropności, jakie miały miejsce w sierocińcu, i plan Luny. Wiedziały, że muszą to zrobić w tajemnicy, aby nie zostać przyłapane.

W nocy, gdy wszyscy już spali, Lydia cicho wyszła z pokoju i udała się na strych, gdzie miała schowany papier i ołówek.

— Drogi Panie Burmistrzu, — zaczęła pisać Lydia, — my, dzieci z sierocińca pod opieką dyrektorki Luny, potrzebujemy pomocy. Nasze życie tutaj jest pełne cierpienia i niesprawiedliwości. Dyrektorka Luna planuje wysłać część z nas do zakładu pracy, aby zarobić pieniądze. Prosimy o szybką interwencję.

Kiedy skończyła pisać, poczuła ulgę, ale wiedziała, że to dopiero początek. Teraz musieli znaleźć sposób, aby ten list dotarł do właściwych rąk.

— Musimy to wysłać jak najszybciej — powiedziała Lydia do siebie, schodząc po cichu na dół.

Rano dzieci znowu spotkały się na strychu, aby omówić plan wysłania listu. Postanowiły, że Jamila, która miała najbardziej zaufany wygląd, spróbuje przekazać list jednemu z dostawców, którzy czasami odwiedzali sierociniec.

— Będę bardzo ostrożna — obiecała Jamila, biorąc list od Lydii.

Kilka dni później dostawca przybył do sierocińca. Jamila, pod pretekstem pomocy przy przenoszeniu paczek, zdołała przekazać mu list.

— Proszę, to bardzo ważne. Musi pan to dostarczyć burmistrzowi — powiedziała cicho.

Mężczyzna spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale widząc jej poważne oczy, skinął głową.

Teraz pozostawało tylko czekać. Dzieci wiedziały, że ryzykują wiele, ale nadzieja na ratunek dawała im siłę. Codziennie patrzyły w okna, oczekując jakiegokolwiek znaku, że ich wołanie o pomoc zostało usłyszane.

Czy ktoś ich usłyszy? Czy uda im się uciec przed okrutnym losem? Odpowiedzi na te pytania miały nadejść szybciej, niż mogły się spodziewać.

Niestety, pewnego dnia dyrektor Luna dowiedziała się o planie dzieci. Była wściekła jak nigdy dotąd. Natychmiast zwołała apel, aby skonfrontować się z nimi i poznać prawdę. Dzieci, przerażone, stanęły w szeregu w głównej sali, czekając na nieuniknione.

Luna weszła do sali z hukiem, jej twarz wykrzywiona złością. Za nią kroczyła Molly, z wyrazem zmartwienia na twarzy.

— Kto z was miał czelność wysłać ten list? — ryknęła Luna, trzymając w ręku list do burmistrza. — Kto śmiał się sprzeciwić moim rozkazom?

Dzieci milczały, ze spuszczonymi głowami, drżąc ze strachu.

— No dalej! Przyznajcie się! — wrzeszczała Luna. — Albo wszyscy poniesiecie surowe konsekwencje!

Lydia, choć przerażona, postanowiła wziąć odpowiedzialność na siebie. Wiedziała, że musi chronić pozostałych.

— To ja, pani dyrektor — powiedziała cicho, podnosząc głowę. — To ja napisałam ten list.

Luna spojrzała na nią z niedowierzaniem, a potem jej gniew skierował się na Lydię.

— Ty! — wykrzyknęła. — Jak śmiałaś? Jak śmiałaś podważyć mój autorytet i wystawić nas wszystkich na niebezpieczeństwo?

— Pani dyrektor, proszę, nie karać innych. To była moja decyzja — odpowiedziała Lydia drżącym głosem.

— Myślisz, że tylko ty poniesiesz konsekwencje? Wszyscy zapłacicie za to, że się sprzysięgliście przeciwko mnie! — Luna była niewyobrażalnie wściekła. — Całą noc będziecie szorować podłogi na kolanach, bez żadnej przerwy!

Molly, stojąca z boku, nie mogła już dłużej milczeć.

— Pani dyrektor, może powinniśmy to przemyśleć. Kara dla wszystkich dzieci nie rozwiąże problemu — spróbowała interweniować.

— Zamknij się, Molly! — krzyknęła Luna. — Nie masz prawa wtrącać się w sprawy wychowawcze!

Luna spojrzała z powrotem na dzieci, które drżały ze strachu.

— Każdy z was poniesie konsekwencje. Lydia, ty zapłacisz najwięcej! Będziesz myć okna każdego dnia, aż nauczysz się posłuszeństwa!

— Proszę, pani dyrektor, ja tylko chciałam… — zaczęła Lydia, ale Luna przerwała jej brutalnie.

— Nie obchodzi mnie, co chciałaś! Tutaj rządzę ja! — wrzasnęła Luna. — Teraz wynocha! Wszyscy do pracy!

Dzieci zaczęły powoli opuszczać salę, wiedząc, że czeka je koszmarna noc. Molly podeszła do Lydii, gdy tylko mogła.

— Lydia, jestem naprawdę zmartwiona. Próbowałam, ale… — zaczęła, ale Lydia przerwała jej z uśmiechem pełnym wdzięczności.

— Wiem, pani Molly. Dziękuję za próbę — powiedziała Lydia cicho.

Luna patrzyła na odchodzące dzieci, czując triumf, ale jednocześnie niepokój. Wiedziała, że takie bunty mogą się powtarzać. Musiała znaleźć sposób, by raz na zawsze zapanować nad sierocińcem.

Lydia, mimo wszystko, nie traciła nadziei. Wiedziała, że nie są sami. List został wysłany i teraz musieli tylko czekać na reakcję. Czekały ich trudne dni, ale wiedziała, że razem mogą przetrwać nawet najgorsze.

Gdy dzieci wróciły do swoich obowiązków, dyrektor Luna zdała sobie sprawę, że sprawa może mieć poważne konsekwencje. Postanowiła natychmiast napisać list do burmistrza, aby wyjaśnić sytuację z jej punktu widzenia i uniknąć potencjalnych problemów.

Luna usiadła przy biurku, wzięła papier i pióro, i zaczęła pisać. Molly, która była świadkiem całego zajścia, nie mogła powstrzymać się od wtrącenia.

— Pani dyrektor, co zamierza pani napisać? — zapytała ostrożnie.

— Molly, musimy działać szybko. Muszę przekonać burmistrza, że wszystko jest pod kontrolą — odpowiedziała Luna, nie odrywając wzroku od papieru.

— Ale może warto wyjaśnić również, dlaczego dzieci czuły się zmuszone napisać ten list? — zapytała Molly, starając się brzmieć jak najbardziej dyplomatycznie.

Luna spojrzała na nią z gniewem.

— Molly, twoje zdanie w tej sprawie nie ma znaczenia. Muszę chronić reputację tego sierocińca. Posłuchaj, a może czegoś się nauczysz — powiedziała surowo.

Luna zaczęła pisać:

„Szanowny Panie Burmistrzu,

Piszę do Pana w sprawie listu, który dotarł do Pańskich rąk, a który został napisany przez jedną z podopiecznych naszego sierocińca. Pragnę zapewnić, że zarzuty przedstawione w tym liście są całkowicie nieprawdziwe i nie odzwierciedlają rzeczywistości naszego ośrodka.

Nasz sierociniec zawsze kierował się zasadami dyscypliny i odpowiedzialności, które są niezbędne do prawidłowego rozwoju dzieci. Wychowankowie mają zapewnioną opiekę, edukację oraz odpowiednie warunki do nauki i rozwoju osobistego. Wszelkie prace porządkowe, które wykonują, są integralną częścią ich wychowania, mają na celu nauczenie ich odpowiedzialności i samodzielności.

Oczywiście, z przykrością stwierdzam, że zdarzają się sytuacje, w których niektórzy wychowankowie nie potrafią docenić starań wychowawców i próbują podważyć autorytet placówki. List, który otrzymał Pan Burmistrz, jest wynikiem takiej właśnie sytuacji.

Dziewczynka, która napisała ten list, jest znana z buntowniczych zachowań i często sprawia problemy. Mimo to staramy się dać jej szansę na poprawę i nauczyć właściwego zachowania. Niestety, jej działania zmusiły nas do podjęcia bardziej stanowczych kroków wychowawczych, co mogło wywołać jej niezadowolenie i skłonić do napisania tego listu.

Chciałabym podkreślić, że nasz sierociniec działa zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, a wszelkie podejmowane przez nas działania mają na celu dobro dzieci. Jesteśmy otwarci na wszelkie kontrole i gotowi do współpracy, aby wykazać, że nasze metody są zgodne z najwyższymi standardami.

Z poważaniem,

Dyrektor Luna”

Molly słuchała uważnie, a gdy Luna skończyła pisać, zebrała się na odwagę, by ponownie zabrać głos.

— Pani dyrektor, rozumiem, że chce pani chronić reputację sierocińca, ale może warto byłoby również zastanowić się nad tym, dlaczego dzieci czują się tak źle traktowane. Może jest coś, co możemy zmienić, aby poprawić ich sytuację? — zapytała ostrożnie.

Luna zmrużyła oczy, patrząc na Molly.Rozdział 3 Problemy Lydii z dyrekcją

Jej krzyki były tak głośne, że wszyscy wychowankowie w sierocińcu mogli je usłyszeć. Lydia, Matilde, Joy, Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Jesenia i Amalia stali na korytarzu, drżąc z przerażenia, ale żadne z nich nie odważyło się zapukać do drzwi biura.

Alicja zaczęła płakać, wystraszona krzykami swojej starszej siostry. Luna spojrzała na nią z wściekłością.

Luna: „Alicjo, przestań natychmiast! Masz tu absolutnie zakaz wchodzenia! Zrozumiano?!”

Alicja skuliła się za plecami matki, a Rozalia próbowała uspokoić swoją najmłodszą córkę.

Rozalia: „Luna, proszę, opanuj się. To nie jest sposób, aby rozmawiać z własną rodziną.”

Luna: „Nie obchodzi mnie to! Jesteście tylko przeszkodą! Wynocha, zanim stracę cierpliwość całkowicie!”

Bernard próbował jeszcze raz przemówić do rozumu swojej córce, ale Luna była nieubłagana.

Bernard: „Luna, nie musisz być taka. Chcemy tylko pomóc.”

Luna: „Pomóc?! Jedyną pomocą, jaką możecie mi dać, jest natychmiastowe opuszczenie tego miejsca! Nigdy więcej nie chcę was tutaj widzieć!”

Rodzice Luny, zrozpaczeni i zranieni jej słowami, powoli odwrócili się i wyszli z biura, trzymając płaczącą Alicję za rękę. Luna zamknęła za nimi drzwi z hukiem, a potem oparła się o nie, próbując uspokoić oddech. Jej serce biło jak szalone, a w głowie kłębiły się myśli pełne gniewu i frustracji.

Na korytarzu wychowankowie wciąż stali w ciszy, przerażeni tym, co usłyszeli. Nikt z nich nie odważył się zbliżyć do biura dyrektorki, wiedząc, że jej gniew mógłby w każdej chwili skierować się na nich.

Korytarz przed biurem dyrektorki Luny:

Dyrektorka Luna otworzyła drzwi swojego biura, jej twarz była czerwona ze złości. Spojrzała na wychowanków, którzy stali w ciszy na korytarzu, przerażeni i nieruchomi.

Luna: „Co tu robicie?! Dlaczego nie jesteście w swoich pokojach?! Natychmiast wracać i kłaść się spać!”

Matilde, która była najbliżej drzwi, zrobiła krok do tyłu, próbując uniknąć spojrzenia dyrektorki.

Matilde: „Przepraszam, pani dyrektor, my tylko… słyszeliśmy krzyki i…”

Luna: „Nie obchodzi mnie to, co słyszeliście! Macie natychmiast wracać do swoich pokoi i ani słowa więcej! Czy to jasne?!”

Wiktor spojrzał na Oliwiera i Tymoteusza, którzy stali obok niego, wszyscy wyglądali na zdezorientowanych i przestraszonych.

Wiktor: „Tak, pani dyrektor, przepraszamy.”

Luna: „Nie chcę słyszeć żadnych wymówek! Idźcie już! I pamiętajcie, że od tej chwili reguły w sierocińcu będą jeszcze bardziej surowe! Żadnego gadania, żadnych zabaw, tylko praca i posłuszeństwo!”

Joy, Jamila i Jesenia ruszyły w stronę swoich pokojów, starając się jak najszybciej zniknąć z pola widzenia wściekłej dyrektorki.

Luna: „Joy, Jamila, Jesenia! Macie zakaz jakiejkolwiek rozmowy między sobą! Każde złamanie tego zakazu będzie surowo karane!”

Jamila: „Tak, pani dyrektor…”

Luna: „Nie chcę słyszeć żadnych odpowiedzi! Do swoich pokojów i natychmiast spać!”

Lydia, która stała na końcu korytarza, próbowała uniknąć spojrzenia Luny. Wiedziała, że jej kara będzie jeszcze bardziej surowa niż innych.

Luna: „Lydia, ty szczególnie! Masz jeszcze więcej pracy jutro. Nie spodziewaj się żadnej litości!”

Lydia: „Tak, pani dyrektor…”

Luna: „I żadnego kontaktu z innymi wychowankami! Nie chcę widzieć, żebyś z kimkolwiek rozmawiała. Czy to jasne?!”

Lydia skinęła głową, próbując powstrzymać łzy. Wiedziała, że jakikolwiek sprzeciw tylko pogorszy jej sytuację.

Luna: „A teraz wszyscy, marsz do łóżek! I pamiętajcie, że jutro będziecie ciężko pracować. Nie chcę żadnych skarg ani narzekań. Wszelkie złamanie reguł będzie surowo karane!”

Wychowankowie szybko rozeszli się do swoich pokojów, wiedząc, że nie mają innego wyjścia. Dyrektorka Luna stała w korytarzu, patrząc, jak znikają za drzwiami, a jej gniew powoli ustępował miejsca poczuciu kontroli i władzy. Dla niej surowe reguły były jedynym sposobem na utrzymanie porządku w sierocińcu.

Biuro dyrektorki Luny:

Dyrektorka Luna siedziała przy swoim biurku, wciąż trzęsąc się z wściekłości po ostatnich wydarzeniach. Nagle, telefon zaczyna dzwonić, przerywając jej myśli.

Luna: „Co teraz…” — mruknęła pod nosem, podnosząc słuchawkę.

Głos po drugiej stronie linii witał ją z entuzjazmem i radością.

Głos: „Dzień dobry! Tutaj Alan i Eliza. Chcielibyśmy rozmawiać z dyrektorką Luną w sprawie adopcji.”

Luna wzdrygnęła się (słysząc) te słowa. Ktoś podał numer do sierocińca właśnie tej parze? Była zbulwersowana.

Luna: „Adopcja? Dlaczego pan i pani dzwonią do sierocińca w tej sprawie?”

Alan: „Chcielibyśmy znaleźć dziecko do naszej rodziny i usłyszeliśmy, że sierocińce często mają dzieci, które potrzebują domu. Czy moglibyśmy umówić się na spotkanie i omówić tę kwestię bliżej?”

Luna czuła, jak jej gniew rośnie. To, że ktoś dostarczył im numer do sierocińca, wydawało się kompletnie nieodpowiednie.

Luna: „Przepraszam, ale nie mam teraz czasu na rozmowę na ten temat. Proszę zadzwonić do administracji miasta i tam uzyskają państwo wszelkie potrzebne informacje.”

Eliza: „Ale proszę panią dyrektor, może…?”

Luna: „To jest decyzja, którą muszą państwo podjąć samodzielnie. Proszę o zrozumienie. Do widzenia.”

Zanim para zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Luna przerwała połączenie i postawiła słuchawkę na miejscu. Jej twarz była czerwona ze wściekłości. Ktoś naruszył jej prywatność i przekazał numer do sierocińca bez jej zgody. To było nie do przyjęcia.

Luna: „Ktoś dostanie za to w kość…” — szepnęła pod nosem, zaciskając pięści. Miała zamiar dowiedzieć się, kto zrobił tę wpadkę i zapewnić, że takie coś nigdy więcej się nie powtórzy.

Korytarz sierocińca, poranek:

Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Lydia, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia siedzieli przy stole w jadalni, jedząc śniadanie. Wszyscy byli zaskoczeni nieobecnością dyrektorki Luny na porannym apelu i śniadaniu. Atmosfera była pełna niepewności i lęku.

Wiktor: „Czy ktoś wie, co się stało z panią dyrektor? Zawsze jest na porannym apelu”.

Oliwier: „Nie mam pojęcia, ale to dziwne. Może jest chora?”

Tymoteusz: „A może coś się stało? Nigdy wcześniej jej nie widziałem, żeby opuszczała śniadanie”.

Jamila: „Pewnie coś poważnego. Czy ktoś z was widział dzisiaj panią Molly?”

Sela: „Nie ani jej, ani dyrektorki Luny. Coś tu jest nie tak”.

Lydia: „Może mają jakieś ważne spotkanie? Albo inspekcję?”

Joy: „Ale wtedy ktoś by nam powiedział. Nie pozostawiliby nas tak w niewiedzy”.

Jesenia: „Nie lubię tego. To zawsze oznacza problemy”.

Matilde: „Pewnie znowu dostaniemy więcej kar. Każda taka sytuacja kończy się dla nas źle”.

Amalia: „Może powinniśmy się przygotować na najgorsze. Wiemy, jaka jest pani dyrektor”.

Biuro dyrektorki Luny:

Dyrektorka Luna siedziała przy swoim biurku, wpatrując się w listę nowych kar i zasad, które miała wprowadzić. Wciąż czuła gniew na panią Molly, która według niej była odpowiedzialna za incydent z telefonem.

Luna: „Molly… zawsze wiedziałam, że sprawi mi problemy. Teraz wszyscy wychowankowie zapłacą za twoje błędy”.

Wyciągnęła swoje notatki i zaczęła sporządzać nową listę zadań i kar.

Luna: „Dzieci będą pracować ciężej niż kiedykolwiek. Muszą nauczyć się posłuszeństwa i dyscypliny. Nie będę tolerować żadnych buntów ani nieposłuszeństwa”.

Zaczęła pisać nowe zasady na tablicy ogłoszeń:

1. Praca od świtu do zmierzchu bez przerw.

2. Każde niewykonane zadanie będzie karane dodatkowymi obowiązkami.

3. Żadnego gadania między wychowankami.

4. Natychmiastowe raportowanie każdej niesubordynacji.

5. Każde złamanie zasad karane dodatkowym tygodniem pracy bez odpoczynku.

Luna: „To nauczy ich, gdzie jest ich miejsce”.

Korytarz sierocińca, chwilę później:

Lydia i Joy dostrzegły, że na tablicy ogłoszeń pojawiła się nowa kartka. Podbiegły do niej, żeby przeczytać, co się zmieniło.

Lydia: „Spójrz, Joy. Nowe zasady. I to jakie surowe!”

Joy: „O nie, przecież to nas zabije! Praca bez przerw, dodatkowe obowiązki za każde niewykonane zadanie…”

Matilde dołączyła do nich, czytając na głos kolejne punkty.

Matilde: „Żadnego gadania między wychowankami, natychmiastowe raportowanie niesubordynacji… To koszmar!”

Sela: „Musimy coś zrobić. Tak nie da się żyć”.

Tymoteusz: „Ale co możemy zrobić? Przecież pani dyrektor nie da się przekonać”.

Wiktor: „Musimy być ostrożni i starać się nie popełniać błędów. Przynajmniej na razie”.

Oliwier: „Jeśli będziemy pracować razem, może damy radę przetrwać”.

Jesenia: „Tylko musimy uważać. Pani dyrektor jest wściekła. To najgorszy czas na bunt”.

Amalia: „Trzymajmy się razem i starajmy się unikać dodatkowych kar”.

Biuro dyrektorki Luny:

Dyrektorka Luna skończyła sporządzać nowe zasady. Wstała, aby wywiesić je na tablicy ogłoszeń, ale zatrzymała się na chwilę, patrząc w lustro.

Luna: „To dla ich dobra. Muszą zrozumieć, że w życiu nie ma miejsca na lenistwo i nieposłuszeństwo”.

Z tymi słowami, z determinacją, ruszyła na korytarz, by wprowadzić swoje surowe zmiany w życie sierocińca.

Następnego dnia, gdy wszyscy byli zajęci swoimi obowiązkami, do sierocińca zastukała nowa dziewczyna. Miała na imię Kaylie. Drzwi otworzyła jej Matilde, która była zaskoczona widokiem nieznajomej.

— Cześć, mogę ci w czymś pomóc? — zapytała Matilde, przyglądając się nowoprzybyłej z ciekawością.

Kaylie, trzymając w dłoni mały plecak, uśmiechnęła się nieśmiało.

— Tak, szukam sierocińca. Słyszałam, że tutaj mogę znaleźć schronienie — odpowiedziała Kaylie.

Matilde zmarszczyła brwi. — To jest sierociniec, ale nikt nas nie poinformował o przybyciu nowej dziewczyny. Musisz porozmawiać z dyrektorką Luną.

Kaylie wydawała się lekko zaniepokojona, słysząc wzmiankę o dyrektorce. — A mogłabyś mnie do niej zaprowadzić?

Matilde skinęła głową. — Chodź za mną. Ostrzegam, Luna jest bardzo surowa i nie lubi niespodzianek.

Kaylie podążyła za Matilde przez korytarze sierocińca, obserwując dzieci, które pracowicie sprzątały okna i myły podłogi. W końcu dotarły do biura dyrektorki. Matilde zapukała cicho do drzwi.

— Wejść — usłyszały chłodny głos Luny zza drzwi.

ROZDZIAŁ 4 WYWALENIE KAYLIE NA BRUK

Matilde otworzyła drzwi i niepewnie weszła do środka, ciągnąc za sobą Kaylie.

— Dyrektor Luna, ta dziewczyna przyszła do sierocińca i mówi, że szuka schronienia — zaczęła Matilde.

Luna spojrzała surowo na Kaylie. — Jak masz na imię i dlaczego przyszłaś bez uprzedzenia?

Kaylie odetchnęła głęboko i spojrzała w oczy dyrektorki. — Mam na imię Kaylie. Straciłam rodziców i nie mam gdzie się podziać. Słyszałam, że tutaj mogę znaleźć schronienie i możliwość nauki.

Luna wstała zza biurka i podeszła bliżej. — Rozumiem twoją sytuację, ale nasz sierociniec ma swoje zasady. Nie przyjmujemy nowych dzieci bez wcześniejszego powiadomienia. Kto cię tu przysłał?

Kaylie spuściła wzrok. — Nikt konkretny. Dowiedziałam się od znajomej, że ten sierociniec istnieje i postanowiłam spróbować.

Luna zastanowiła się przez chwilę, po czym westchnęła. — W porządku, Kaylie. Przyjmę cię na próbę, ale musisz przestrzegać wszystkich reguł i pracować tak samo ciężko, jak inne dzieci. Matilde, pokaż jej, gdzie będzie spała, i zapoznaj z obowiązkami.

Matilde skinęła głową. — Tak jest, dyrektor Luna.

Kaylie ukłoniła się lekko i podążyła za Matilde z ulgą na twarzy. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale czuła, że znalazła miejsce, gdzie może zacząć nowe życie.

Matilde prowadziła ją przez korytarze, opowiadając o codziennych obowiązkach.

— Będziesz musiała sprzątać, myć okna, a czasem nawet gotować. Dyrektorka Luna jest bardzo wymagająca, ale jeśli będziesz się starała, to dasz radę — powiedziała Matilde, starając się dodać otuchy nowej koleżance.

Kaylie uśmiechnęła się. — Dam z siebie wszystko. Dziękuję, Matilde.

Matilde odwzajemniła uśmiech. — Razem damy radę. Witaj w naszym świecie, Kaylie.

Kaylie popatrzyła na Matilde z lekkim niepokojem w oczach.

„Co się dzieje, jeśli ktoś sobie nie da rady tutaj w sierocińcu?” zapytała, starając się zrozumieć funkcjonowanie tego miejsca.

Matilde zastanowiła się przez chwilę, zanim odpowiedziała.

„Jeśli ktoś nie radzi sobie z obowiązkami lub łamie zasady, to najpierw dyrektorka Luna próbuje znaleźć rozwiązanie. Może to oznaczać dodatkowe wsparcie lub rozmowę z dzieckiem. Jeśli sytuacja się nie poprawi, istnieje ryzyko, że zostanie wyrzucony na bruk” — wyjaśniła Matilde, przyglądając się Kaylie z empatią.

Kaylie złapała oddech. To brzmi strasznie surowo. Czy kiedykolwiek widziałaś, że ktoś został wyrzucony?”

Matilde westchnęła, spoglądając na ziemię. „Niestety tak. Kilka razy. Zazwyczaj to ostateczność. Dyrektorka stara się znaleźć inne rozwiązania, zanim do tego dojdzie. zasady są jasne — wszyscy musimy przestrzegać ich, bez wyjątków.”

Kaylie pokiwała głową, absorbując informacje. „Rozumiem. Muszę dać z siebie wszystko, żeby tutaj zostać.”

Matilde uśmiechnęła się delikatnie. „Tak, ale nie jesteś sama. Wszyscy się wspieramy. Zobaczysz, że tutaj jest miejsce dla każdego, kto naprawdę chce się zmienić.”

Kaylie poczuła, że w końcu znalazła miejsce, gdzie może zacząć nowe życie. „Dzięki, Matilde. Cieszę się, że mnie przyjęłaś.”

Matilde uścisnęła jej dłoń. „Jesteśmy teraz rodziną. Razem damy radę.”

Dyrektorka Luna spostrzegła przekorną iskrę w oku Kaylie i wiedziała, że mogą pojawić się problemy.

„Kaylie,” zawołała ją do biura po spotkaniu z Matilde. „Wiem, że próbujesz znaleźć swoje miejsce tutaj, ale musisz przestrzegać naszych zasad.”

Kaylie spojrzała na nią z niewinnym uśmiechem. „Oczywiście, dyrektorko Luna. Postaram się.”

Luna jednak nie dawała wiary takiemu łatwemu przejściu.

„Nie myśl, że nie widzę twoich zamiarów,” powiedziała surowo. „Wiemy o twojej przeszłości, ale to nie usprawiedliwia złamania regulaminu. Tutaj obowiązują pewne zasady, których musisz się trzymać.”

Kaylie odwzajemniła jej spojrzenie, ale w jej oczach błysnęła nuta buntu.

„Ale przecież tylko próbuję znaleźć swoje miejsce,” starała się brzmieć niewinnie.

Luna jednak nie dawała się zwieść. „Nie będę tolerować łamania zasad. Jeśli nie będziesz się dostosowywać, będziesz musiała odejść.”

Kaylie poczuła gwałtowny wstrząs. „Ale to nieuczciwe! Gdzie mam pójść?”

Luna spojrzała na nią z zimnym wyrazem twarzy. „To nie jest moja troska. Musisz zrozumieć, że tutaj nie tolerujemy złego zachowania.”

Kaylie wiedziała, że straciła bitwę. Spuściła wzrok, czując się bezsilna.

„Dziękuję za ostrzeżenie, dyrektorko,” szepnęła cicho.

Luna tylko kiwnęła głową. „Mam nadzieję, że zrozumiałaś.”

Następnego ranka Kaylie budziła się z gniewem pulsującym w żyłach, a każda chwila przypominała jej, że nic się nie zmieniło. Lydia, zauważając jej napięcie, próbowała ją uspokoić.

„Kaylie, musisz się uspokoić. Nie możesz ciągle prowokować dyrektorki Luny” — mówiła z troską Lydia, próbując złagodzić sytuację.

Jednak Kaylie nadal trzymała się swojego uporu.

„Ale to wszystko jest niesprawiedliwe! Przecież tylko próbuję znaleźć swoje miejsce, a ona traktuje mnie jak przestępcę!” — krzyczała frustracja w jej głosie.

Lydia kiwnęła głową zrozumienia, ale wiedziała, że musi działać ostrożnie.

„Rozumiem, Kaylie, ale musisz znaleźć sposób, żeby się dostosować. Inaczej zrobisz sobie tylko więcej kłopotów” — próbowała przekonać ją Lydia, ale tonem, który miał uspokoić, nie zirytować.

Jednak Kaylie była zbyt zdenerwowana, by słuchać. Gdy znowu wszedł dyrektorka Luna, atmosfera natychmiast się napięła. Luna patrzyła na Kaylie z lodowatym spojrzeniem.

„Kaylie, co się dzieje z tobą?!” — jej głos był pełen gniewu i frustracji.

Kaylie uniosła głowę, gotowa bronić swojego stanowiska.

„To ty mieliłaś mnie jak przestępcę od samego początku! Nawet nie dałaś mi szansy na udowodnienie, że mogę się zmienić!” — jej głos był pełen żalu i oburzenia.

Luna wpatrywała się w nią przez chwilę, zanim odpowiedziała ostry tonem.

„Nie ma miejsca na takie zachowanie w tym sierocińcu, Kaylie. Musisz to zrozumieć. Jeśli nie będziesz się dostosowywać, nie będę miała wyboru”.

Kaylie wiedziała, że musi coś zmienić, ale wciąż czuła w sobie bunt.

„Nie zrozumiesz mnie nigdy!” — krzyknęła, czując gorące łzy zbierające się w jej oczach.

Lydia próbowała ją uspokoić, ale było już za późno. Kaylie wiedziała, że ta walka będzie trudna, ale nadal nie była gotowa się poddać.

Gdy dyrektorka Luna ostatecznie dowiedziała się o skandalicznym zachowaniu Kaylie, atmosfera w sierocińcu stała się napięta do granic możliwości. Luna wściekła się na tyle, że nie było odwrotu.

„Kaylie, jak mogłaś?” — jej głos brzmiał pełen rozczarowania i gniewu.

Kaylie wiedziała, że to koniec. W jej oczach pojawiły się łzy, ale była zbyt dumna, by je puścić.

„Dyrektorko, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę…” — jej głos był łamliwy, ale prośba bezskuteczna.

Luna wzdychnęła ciężko, ale jej postanowienie było nieugięte.

„Nie ma już powrotu. Twoje zachowanie przekroczyło granice akceptowalności. Musisz opuścić ten sierociniec” — jej ton był surowy, a decyzja niepodważalna.

Kaylie poczuła, jak cały świat się zawalił. Miała nadzieję, że może tu znaleźć schronienie, ale teraz znalazła się znowu na ulicy.

„Wszystko, co chciałam, to szansa na nowe życie…” — szepnęła, zanim uczucie złości przekroczyło granice jej smutku.

Luna jednak nie okazała współczucia. „Złamałaś nasze zaufanie, Kaylie. Nie ma miejsca dla takich jak ty tutaj.”

Z obolałym sercem Kaylie musiała opuścić sierociniec, czując się samotna i porzucona. To było dla niej kolejne potwierdzenie, że świat może być nieprzychylny i bezlitosny.

W kuchni sierocińca panowała cisza przerwana tylko odgłosem wody płynącej z kranu i miękki szmer, gdy Lydia pracowała z determinacją, chociaż z bólem w sercu. Jej ręce, owinięte w żółte gumowe rękawice, pracowały mechanicznie, płucząc naczynia w strumieniu gorącej wody. Z każdym poruszeniem, spojrzała na rząd talerzy, patelni i sztućców, jakby widziała w nich obraz swojego niewolniczego losu.

„Nigdy nie powinnaś się sprzeciwić, Lydia,” szeptała sobie pod nosem, starając się zagłuszyć echo dyrektorskiego ostrza. Choć jej serce krzyczało sprzeciw, to duma w niej pozostała niezachwiana.

Sela i Matilde, dwie przyjaciółki Lydii, siedziały w swoim pokoju, otulone ciszą nocy. Dyskretne rozmowy o przygodach i marzeniach zostały wytłumione przez gnębiącą niepewność co do losu swojej przyjaciółki.

„Sela, co my możemy zrobić?” zapytała Matilde, jej oczy pełne zmartwienia. „Lydia potrzebuje nas, a my nie możemy pozwolić, żeby to trwało dłużej”.

Sela westchnęła, czując w sercu ukłucie bezsilności. „Nie możemy po prostu wejść do kuchni i ją uwolnić. Luna nas złapie, a kary będą jeszcze surowsze”.

„Może powinniśmy pogadać z Tymonem,” zaproponowała Matilde. „On ma zawsze pomysły, może coś wymyśli”.

Następnego dnia, gdy dzieci były zagonione do codziennych obowiązków, Sela i Matilde podążyły w kierunku Tymona, chłopca zawsze gotowego do działania.

„Tymonie, musimy cię o coś zapytać,” zaczęła Sela, patrząc mu prosto w oczy.

Tymon, czując w powietrzu napięcie, powiedział: „Co się dzieje? Coś złego stało się z Lydią?”

„Nie możemy jej tam zostawić,” kontynuowała Matilde, jej głos drżał ze złością i niepokojem. „Luna nadużywa swojej władzy, a Lydia cierpi przez to”.

Tymon zamrugał, przetwarzając ich słowa. W jego umyśle narodził się plan, który mógłby odmienić los Lydii i innych dzieci.

„Najpierw musimy zebrać wszystkich,” oświadczył zdecydowanie. „Potrzebujemy jedności, jeśli chcemy coś zmienić”.

I tak na skraju zmęczenia i rozpaczy, zrodziła się iskra nadziei. Pomimo groźby, którą stanowiła Luna, dzieci sierocińca zbliżyły się, gotowe do walki o swoją godność i wolność.

Matilde popatrzyła na pozostałe dzieci z niepokojem malującym się na jej twarzy. Czy na pewno powinniśmy to robić? Co, jeśli Luna nas złapie? Co wtedy?

Sela objęła ją ramieniem, próbując ukoić jej lęki. „Matilde, wiem, że to ryzykowne, ale czy możemy pozwolić, żeby Lydii dalej tak cierpiała? Musimy działać”.

Tymon, zawsze gotowy do działania, wziął głos. „Matilde, Sela ma rację. Musimy być ostrożni, ale musimy także być odważni. Lydia potrzebuje nas teraz więcej niż kiedykolwiek”.

Wiktoria, która dotąd milczała, wzięła głęboki oddech i powiedziała: „Mamy naszą siłę w jedności. Jeśli będziemy działać razem, możemy osiągnąć wszystko”.

Matilde popatrzyła na swoich przyjaciół z determinacją malującą się na jej twarzy. „Dobrze, zrobię to. Dla Lydii. Musimy być bardzo ostrożni”.

Tymon kiwnął głową. „Nie martw się, Matilde. Znam miejsce, gdzie możemy się spotkać bezpiecznie”.

Sela uśmiechnęła się, czując w sercu iskrę nadziei. „To zróbmy to. Dla Lydii”.

I tak wśród obaw i niepewności, dzieci sierocińca postanowiły działać. Zorganizowały tajne spotkanie, gotowe podjąć ryzyko, aby pomóc Lydii i zmienić swoje losy.

Dyrektorka Luna, poznawszy spisek dzieci, wkroczyła do łazienki z zimnym spojrzeniem i nieubłaganym wyrazem twarzy. Dzieci, stojąc w szeregu, wiedziały, że nie ujdzie im to na sucho.Rozdział 6 Wściekła dyrektorka Luna

Jesenia spojrzała na Lydię z ogniem w oczach. „Jak mogłaś nam to zrobić, Lydia? Cały sierociniec był na skraju katastrofy, a ty uciekłaś i zostawiłaś nas w tej sytuacji!”

Lydia czuła się jakby jej serce (miało) pęknąć na pół. Przepraszam, Jesenia, szepnęła cicho, nie mogąc spotkać się z jej wzrokiem. Nie chciałam was w żaden sposób narażać. Po prostu bałam się i chciałam wrócić do domu”.

Dyrektor Luna weszła wtedy do pokoju, jej twarz wyrażała wściekłość. „Lydia!” zawołała głośno, przerywając rozmowę. „Jak mogłaś zrobić coś takiego? Cały sierociniec był w chaosie przez twoją ucieczkę!”

Lydia poczuła, jak jej gardło wyschło. „Przepraszam, pani dyrektor,” powiedziała, trzęsącymi się ustami. „Nie chciałam wam przysparzać kłopotów. Po prostu chciałam wrócić do miejsca, gdzie czuję się bezpieczna”.

Dyrektor Luna westchnęła z frustracją. „Teraz musimy naprawić ten bałagan, który zrobiłaś. Najpierw musisz zrozumieć, że twoje działania miały konsekwencje dla wszystkich nas tutaj.”

Lydia spojrzała na swoją dyrektorkę zrozpaczonymi oczami, czując się winna za całą sytuację. Wiedziała, że teraz musi wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje czyny i pomóc w naprawie tego, co zniszczyła swoją ucieczką.

Następnego dnia dyrektorka Luna była tak bardzo mocno wściekła, że wezwała Lydię o świcie do swojego biura na dywanik. Lydia nie wiedziała, czego się spodziewać, ale szybko zrozumiała, że czeka ją coś strasznego.

Luna stała za swoim biurkiem, oczy płonęły gniewem. „Lydia!” zawołała, a jej głos odbijał się echem po pokoju. „Jak śmiałaś uciec z sierocińca? Zrobiłaś z nas wszystkich pośmiewisko! Ty głupia dziewucho, ty bezmyślna dziewucho!”

Lydia stała, trzęsąc się, próbując powstrzymać łzy. „Przepraszam, pani dyrektor,” zaczęła, ale Luna przerwała jej ostro.

„Przepraszam? Myślisz, że „przepraszam” cokolwiek tutaj zmienia? Przez ciebie cały sierociniec musiał pracować ponad siły, żeby naprawić ten bałagan! Masz pojęcie, jak bardzo mnie zawiodłaś?”

Dyrektorka podeszła bliżej, chwyciła Lydię za ramię i mocno nią potrząsnęła. „Nie masz pojęcia, ile szkód wyrządziłaś!”

Lydia nie mogła powstrzymać łez, upadła na podłogę, szlochając. „Proszę, pani dyrektor, nie chciałam… naprawdę, nie chciałam.”

Luna spojrzała na nią z pogardą. „Twoje łzy nic tutaj nie znaczą, Lydia. Będziesz miała najgorsze roboty w sierocińcu jako karę za swoją ucieczkę. Będziesz sprzątać toalety, myć okna, szorować podłogi na kolanach. I nie oczekuj żadnej litości!”

Za drzwiami biura, Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia przyglądali się tej scenie z przerażeniem w oczach. Matilde odwróciła się do reszty i szeptem powiedziała, „Dyrektor jest bardzo, bardzo mocno wściekła na Lydię. Nigdy nie widziałam jej takiej.”

Joy przytuliła się do Selii, starając się nie patrzeć na to, co się dzieje w biurze. „Co teraz z nami będzie?” zapytała cicho, jej głos drżał z niepokoju.

Jesenia pokręciła głową. „Musimy być silni. Musimy wspierać Lydię, choćby nie wiem co. Ona potrzebuje nas teraz bardziej niż kiedykolwiek.”

Luna, nie zwracając uwagi na dzieci za drzwiami, kontynuowała swój gniewny monolog. „Jesteś tutaj pod moją opieką, Lydia, i musisz zrozumieć, że takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne! Masz teraz czas, żeby przemyśleć swoje błędy i naprawić je poprzez ciężką pracę. To jedyny sposób, żeby odzyskać moje zaufanie, choć nie wiem, czy kiedykolwiek to będzie możliwe.”

Lydia, leżąc na podłodze, czuła, że jej serce pęka. Wiedziała, że czeka ją teraz ciężka praca i brak litości ze strony dyrektorki, ale postanowiła przetrwać. Miała nadzieję, że pewnego dnia uda się jej odzyskać, choć odrobinę normalności w swoim życiu.

Dyrektorka Luna zebrała wszystkich wychowanków na apel. Jej twarz była zacięta, a oczy pełne gniewu. Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia stali w milczeniu, przerażeni tym, co miało nadejść.

„Zebrałam was tutaj, aby poinformować o nowym rozporządzeniu,” zaczęła Luna. Jej głos był zimny i twardy. „Lydia, z powodu swojej nieodpowiedzialności i ucieczki, zostanie surowo ukarana. Żaden z was nie ma prawa zbliżać się do niej ani odzywać się do niej podczas jej kary. Czy to jest jasne?”

Dzieci patrzyły na nią z przerażeniem w oczach, kiwając głowami. Jednak Joy, pełna oburzenia, zdecydowała się przemówić.

„To niesprawiedliwe, pani dyrektor!” zawołała. „Lydia nie powinna być karana w ten sposób! Potrzebuje naszej pomocy i wsparcia, a nie izolacji!”

Luna obróciła się gwałtownie w stronę Joy, jej twarz była czerwona z gniewu. „Zamknij się, Joy!” krzyknęła na cały głos. „Jeśli się nie zamkniesz, Lydia będzie harowała jeszcze gorzej! Czy tego chcesz? Czy chcesz, żeby cierpiała jeszcze bardziej z twojego powodu?”

Joy zamilkła, jej oczy wypełniły się łzami. Spojrzała bezradnie na swoich przyjaciół, którzy patrzyli na nią z mieszanką strachu i współczucia.

Luna kontynuowała swoje przemówienie. „Lydia będzie teraz miała najgorsze roboty w sierocińcu. Będzie szorować kible, myć okna, szorować podłogi na kolanach. A wy wszyscy będziecie jej przykładem, co się stanie, jeśli zdecydujecie się złamać moje zasady.”

Matilde, która była świadkiem wcześniejszej sceny w biurze, czuła się rozdarta. Chciała pomóc Lydii, ale wiedziała, że sprzeciwienie się Lunie mogłoby przynieść jeszcze gorsze konsekwencje dla wszystkich. Spojrzała na Joy z bólem w oczach, próbując ją pocieszyć choćby spojrzeniem.

Po apelu dzieci rozeszły się do swoich obowiązków, ale ich myśli krążyły wokół Lydii. Lydia, która teraz szorowała toalety, czuła się samotna i opuszczona. Wiedziała, że jej przyjaciele chcieliby jej pomóc, ale bali się konsekwencji.

Gdy wieczór zapadł, a dzieci miały chwilę przerwy, Wiktor podszedł do Joy i szeptem powiedział: „Musimy coś zrobić. Nie możemy pozwolić, żeby Lydia tak cierpiała. Może znajdziemy sposób, żeby jej pomóc, nie ryzykując zbyt wiele.”

Joy spojrzała na niego z nadzieją w oczach. „Masz rację, Wiktor. Nie możemy jej zostawić samej. Musimy znaleźć sposób, żeby ją wspierać, nawet jeśli dyrektorka jest przeciwna.”

Matilde dołączyła do rozmowy, jej głos był pełen determinacji. „Będziemy musieli być ostrożni, ale musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby Lydia wiedziała, że nie jest sama. Znajdziemy sposób, żeby jej pomóc.”

Dzieci postanowiły, że będą działać wspólnie, żeby ulżyć Lydii w jej ciężkiej pracy. Wiedzieli, że muszą być sprytni i ostrożni, ale ich przyjaźń i solidarność były silniejsze niż strach przed Luną.

W międzyczasie Lydia, choć zmęczona i zrezygnowana, czuła w sercu iskrę nadziei. Wiedziała, że ma przyjaciół, którzy jej nie opuszczą, i że razem mogą przetrwać nawet najtrudniejsze chwile.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: