- W empik go
Św. Stanisław i Bolesław Śmiały: Antyteza dziejowa, z uwzględnieniem rozmaitych zdań przeciwnych - ebook
Św. Stanisław i Bolesław Śmiały: Antyteza dziejowa, z uwzględnieniem rozmaitych zdań przeciwnych - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chcąc, niechąc, uderzyćby nakoniec powinno uwagę, przyglądających się nawet mniej ciekawie postępowi i rozmaitym przejawom literatury naszej dziejowej, mianowicie w dniach ostatnich, to na raz poruszenie w tak żywy a niekiedy namiętny sposób, kwestyi, która przez szeregi wieków niedotykana prawie, dozwalała pewnej uformowanej idei, wdrażać się w umysły ludzkie surowo, i jakby nabywać znaczenia dogmatycznego. — Nowo odkrywające się źródła, oraz idące za tem umiejętne wzięcie się do ich obrobienia, są, niewątpliwie jedną z walniejszych przyczyn tego nagłego ruchu, pobudzającego do zdziwienia. — Przypomnijmy np. starania wieloliczne zwrócone ku wyrozumieniu należytemu podań Galia z powodu wydania nowotnego jego kroniki z rękopismu autentycznego. — Jeżeli wszakże dane hasło przez Czackiego pewnym przypiskiem do historyi Naruszewicza, nie przechodzi obojętnie; tedy zapewne Gallus ukazany nam w świeżej szacie, r. 1824., przez Wincentego Bandt- kiego, już do wytężenia sił niejako, zapaśników obustronnych pobudza...
Zdaje się przecież, że gdzie zachodzą kwestye sporne, tam, co najmniej, przedmiot musi się nie przedstawiać w zupełnej jasności. — Dysputa nikogo zadziwiać a tem bardziej oburzać nie powinna. Wszyscy bowiem, którzy się poczuwamy do obowiązku zbadania prawdy, walczymy tą straszną bronią przeczenia, zasługującą u jednych na zarzut niedowiarstwa, u drugich, kto wie, czy nie na chlubę wyższości. Więc chyba tylko śmiałość sama zastanawiać może.
Śmiałość to i w zdarzeniu naszem niepospolita, chcieć zamrużyć oczy, na blask bijący rzęsiście z pewnego uświęconego przez mnogość pokoleń grobowca, zagłębić się w duchu, a bez względu na wrzaski i sądy potępiające z góry, na stopniach majestatem otoczonego sarkofagu, złożyć świadectwo prawdzie, najpierwej w własnym przeczącym duchu osnute. —
Dwa szeroko rozgłośne imiona przekazuje nam w spadku daleka przeszłość dziejowa: jedno, jako ideał nadludzkiego poświęcenia, drugie, jako hasło barbarzyństwa i dzikości. Było to jeszcze w sto lat po ochrzceniu Mieczysława, następnie w dobre trzy ćwierci wieku po przerwanej nad Bałtykiem roli apostolskiej męczennika Wojciecha, gdy nowy nasz pracownik w winnicy pańskiej, Stanisław, następca po Lambercie na biskupstwie krakowskiem, jął się był posłannictwa o wielekroć może dla siebie niebezpieczniejszego — ugruntowania pastorału biskupiego w powadze majestatu obok tronu. Tyle jednak cieni padło ze wszech stron na grunt kwestyi leżącej przed nim, u sprawozdawców z jego działalności całowiecznej, jakby nie istniała tu kwestya żadna, a jedno, coby zostawało do roztrzygnięcia pomiędzy biskupem i królem, zawierało się w dziejach niechęci, uprzedzenia, porywczości osobistej. — Gallus zapisał wyraz „zdrajcy", jakoby spółcześnie powtarzamy przez świadków zdarzeń. Zgroza dziś jeszcze włos podnosi na to pomyślenie. Lecz jakaż to na odparcie tego zarzutu z ksiąg dziejowych nastręcza się pomoc? — Oceniamy w należytej wartości oświadczenia się przeciwne tak Prażmowskiego biskupa, jako przypiśnika do wydania kroniki Galia przez Bandtkiego, jak nowotnie w tej materyi głosującego p. Dzieduszyckiego. Słowa ich są pełne żarliwości religijnej a nawet dobrej chęci obywatelskiej. Lecz tegoż dla historyi, jako nieubłaganej sprawodawczyni z chwalebnych i nagannych dzieł ludzkich, jest dosyć? Bynajmniej — czegoś więcej trza dla niej. Słowa wysnute być muszą z wątka wewnętrznego dziejów. Więc i robota ciągle jeszcze zostaje nieskończona. — Wszakże i aksiomat np. tego rodzaju godzien jest zbicia lub poparcia, podniesienia przynajmniej, ze względu na skutki właśnie dziejowe, gdy szperacz a bystrzejszym poglądem na ciąg rzeczy obdarzony pracownik, zwraca uwagę, iż „od śmierci świętego Stanisława nie było roszczeń, których by nie tworzyli biskupi krakowscy, a którymby panujący nie czynili zadość".* Życiorys świętego Stanisława przez ---------------------------------
* Jurysdykcya patrymonialna w Polsce przez T. Xcia L. str.8.
Długosza, zwykle służący za podstawę w opowiadaniach dziejopisów naszych, światła odpowiedniego na to nam nie rzuci: czem święty, który dał życie za przekonania swoje, do owych to roszczeń imponujących drogę torował? Długosz mówiąc o świętym, wymienia jego zasługę pasterską, jako rzecznika moralności publicznej, który swobodnego rozwoju zgorszeniu, ani na najwyższem dostojeństwie piastowanem nie dopuszcza: lecz ani jednem słowem na myśl tę nie naprowadza, iż tu idzie o coś więcej jak o osobiste wykroczenia Bolesława, idzie o podniesienie do znaczenia potęgi, godności kapłańskiej, która już gdzieindziej po świecie wygórowana, i na odległej Północy znajdowała orędownika, gotowego na męczeństwo za nowe pojęcie krzewione. Nasz święty Pański, według Długosza, jest mężem szlachetnego urodzenia, piszącym się herbownie już z przodków; mężem wysokiej, owszem nad wiek swój wyższej nauki; posiada przymioty wielkiego mówcy i prawic improwizatora za pierwszą okazyą podaną. — Potok zdarzeń płynie u tego historyka; lecz nie wiadomo o tem nikomu, zkąd się on wszczął nagle, za uderzeniem jakiego mianowicie laski proroka? Życie ś. Stanisława, jako życie jednostki, rozbłyska w swoim czasie płomieniem meteoru przemijającego. Autor okazuje ogniwo świetne, lecz na to nie zwraca uwagi, że ogniwo to jest początkiem długiego, z jednego zawiązku ciągnącego się łańcucha.— Więc i za przewodnią tego swego mistrza postępując, wielka rzesza umie zadziwić się nad faktem a palcem wskazać nie umie, na to niemylne źrzódło dobrego lub złego, a nie inne, oddziaływające przez ciąg wieków. Owoż gdy zabieramy się raz jeszcze do wytraktowania tego przedmiotu, samochcąc widzimy się w konieczności rozgatunkowania kategoryi:
1. poglądów ze stanowiska religijnego a mianowicie wypowiadanych pod wrażeniem mordu spełnionego na Skałce, który cień a nawet pomrokę nieprzebitą rzuca na charakter przeciwpołożony posłannictwa króla Bolesława śmiałego;
2.-re dostrzeżeń pod zarzutem tchnienia wolteryańskiego, którym chodzi więcej o rzecz dziejów niżeli o dogmata, po nad zwykły bieg rzeczy ludzkich wykraczające.
A poza obrębem tych dwóch obozów przedniejszych, mnożą się nam rozliczne jeszcze kategorye, odbłyskujące w półświetle lub półcieniu, jak:
3-cie oryginalnych wyjątkowości, w obec których sameż dowody, czarno na białem przechowane, rzeczy dostatecznie nie przesądzają;
wreszcie 4-ta kategorya powtarzaczów lub przepisywaczów bez końca, i w tym rzędzie, ludzi łatwowiernie podaniowych.
Każdej z tych kategoryi wiedze pojedyncze mogą tu nam się przydać. Wyjść tylko możemy ostatecznie z kółka błędnego, w którem opinie na opinie rozliczne spychając się bezładnie, pod względem usłyszenia słowa roztrzygającego, nieporuszonych nas zatrzymują. —
Co do pierwszej kategoryi: zwracać tu będą na siebie uwagę naszę, świadkowie dziejopiscy, rodowito- ści krakowskiej, Mateusz herbu Cholewa, Wincenty Kadłubek lub na tle ich rozumowań budujący pewniki dla pokoleń, szkolni kompendyści wieloliczni; Długosz, wygórowany w potęgę, z wykształconą dowolnie przez siebie nową tradycją; Skarga, jako skróciciel i powtarzacz, otaczający nadto ,,wonią świętości" tego swego poprzednika, i znowuż inni tejże cechy jego klienci lub wielbiciele, z dawniejszej i późniejszej daty. —
Co do drugiej kategoryi: wolteryanem nazwie nam autor Zbigniewa Oleśnickiego, samegoż Naruszewicza, że pytać go już nie będziemy o Tadeusza Czackiego, jako wznowiciela pewnych opinii Marcina Galia, o Lelewela, autora pomnikowej dla nas Polski średnich wieków, Maciejowskiego, zbieracza podań Polski aż do XVII. wieku itp.
W trzeciej kategoryi, nawzajem my także wytkniemy, w poczcie innych, dziwną niepewnością własnego zdania grzeszący artykuł Encyklopedyi powszechnej Orgelbranda o Bolesławie śmiałym, z którego nie dowiemy się stanowczo, czy chodziło w walce pomiędzy królem a biskupem, o rzeczy prosto wykroczeń osobistych, czy o wniesienie właściwie, w interesie państwa, nowej idei kierowniczej, o obalenie samowładztwa, podstawienie w jego miejsce hegomonii duchownej albo idei teokratycznej itd. Nie dowiemy się między innemi, czy król był klęty przez kapłana lub nie był? a mówiąc nawiasem, w którym też artykule natrafimy na określenia takiej nieznaczności, jak: że „tkwił w Bolesławie śmiałym duch Bolesława wielkiego, ale nic tak rozległy i olbrzymi, lubo zawsze duch to był niezmiernie rozległy i olbrzymi (?!)": nikt wszakże, najdalszy nawet od chęci uwłaczania autorowi, tem się nie pochlubi, aby wyrozumiał stopnie tej niezmiernej olbrzymiości. A jednak samaż Encyklopedya dostarcza wielką ilość artykułów tegoż pióra, i gruntowniej w całości swej obejrzanych i w ogóle zrozumialszych dla chciwego wiedzy czytelnika... Nie pominiemy niektórych zdań autora Słowa dziejów polskich (Wróblewskiego pod pseudonymem Koronowicza), dociekającego wszędzie i zawsze pewnej kopii Rzymu, wrącej od wieków w społeczeństwie naszem walki dwóch zasad (równości i możnowładztwa, republikanizmu i monarchizmu).
Czwarta kategorya byłaby najliczniejsza. W dobyciu jej przecież na jaw, z bardzo łatwo wyrozumiewającej się przyczyny, do nader szczupłych przytoczeń tylko się ograniczamy. Nie bez zasady wszakże, pomieścić w niej zniewoleni będziemy, wyżej w roszczeniach sięgające, wypracowania archiwalne niedawno zgasłego ks. Ludwika Łętowskiego, autora katalogu biskupów krakowskich. — Autor Zbigniewa Oleśnickiego, i tenże pod właściwą nazwą dający się poznać w broszurze pod napisem: św. Stanisław wobec dzisiejszej dziejowej krytyki, tworzy dla nas wyjątek, który nie wiadomo do jakiej kategoryi dałby się przyłączyć. —
Jak się nadmieniło wyżej, są to po większej' części zapaśnicy na polu badań z najnowszego czasu. — Staraliśmy się ich odczytać, zbadać, ile możności z świateł udzielanych przez nich korzystać. Pobocznych na tę materyę, chociaż nader treściwych nie raz i do głębi rzeczy przenikających poglądów, jak: Szajnochy, Bielowskiego, i innych, o ile one rękojmią większej prawdziwości dla nas się stają, z przed oka nie tracimy.—
A co do nas samych: każdego naprzód, komu nie jest obcym życiorys ś. Stanisława, w połowie XV. wieku skreślony przez Długosza, wzywamy na świadectwo, azali w następnem badaniu na włos odstępujemy od brzmienia jego tekstu? Znajdą się w nim przecież mnogie w błąd wprowadzające i łatwo na tej fałszywej drodze namacalne opisy, nie dozwalające przypuścić, ażeby wyszły z pod pióra sumiennego historyka, którego jest główną powinnością, nawet w rzeczach na charakter legendy zakrawających, oddać hołd prawdzie przedewszystkiem, nic podług własnego widzimisię ani poglądu osobistej namiętności nie przekształcając.— W niniejszym wieku ktożby powiedział, iż „prawdziwy miłośnik mądrości ma wstręt od zakroju oryginalnego, z drżeniem owszem na wyjątkowość swego odważa się zdania. Winien on gotowym być zawsze do wystąpienia otwarcie przeciw tradycyi niekonsekwentnej i upoważnionemu błędowi, skoro krok mu ten dyktuje oczywistość rozumowa. Wszakże namiętnie pragnąć tego winien zarazem, aby na podobną konieczność, zastraszającą w następstwach, nie był narażony." (Jules Simon. Lareligion naturelle). Rzeczy takiej ważności, jakie przedsięwziął Długosz, streścić z będących w biegu podań albo z dowodnych, znajomych sobie źródeł piśmiennych poczerpnąć; nie stawały się w żadnym razie jego odrębną własnością, ale własnością wieków. Za wszelkie więc dowolne przerobienia jest odpowiedzialny, naprzód w obliczu historyi, która jest mistrzynią prawdy, następnie w obliczu własnego sumienia, które ścierpieć nie powinno, ażeby gra imaginacyi rozgorączkowanej, nawet we względzie jednostki, którą podać w ohydę zamierzył, zastępowała nam rzeczywistość, w skutkach swych najpierwej wymowną. —
Może być, iż na rzecz nad siły nasze się porywamy, dowodząc płonności twierdzeń i opisów, po tysiącu ksiąg rozpisanych. Tem chętniej przecież, spodziewamy się, sam mozół ten kiedyś rozważony będzie, im ciernistszą drogą prowadzi on do celu. — Nam również, jak każdemu innemu, przedmiot drażliwości niepowszedniej pilnie rozbierającemu, kołacze do serca przestroga; azaliż godzi się z nowego zaczątku poruszać kwestyę, która zdawałaby się z rozlicznych względów, pewnik dziejowy przez wiekowanie tradycji stanowić. — Jest atoli pewny rodzaj obowiązku, dorzucenia kilku słów z własnej strony, tam, gdzie się słyszy rozprawę o przedmiocie, z rozmaitych punktów widzenia a nie zawsze wyczerpująco, nie zawsze zgodnie z przekonaniem naszem wypowiadaną. —