Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Sweet Regret - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
9 lipca 2025
3832 pkt
punktów Virtualo

Sweet Regret - ebook

Vince Jennings kochał w życiu tylko muzykę oraz swoją pierwszą miłość, Bristol Matthews, którą musiał zostawić, żeby uciec od przemocowego ojca i zrealizować marzenia. Jednak życie w blasku fleszy, pełne groupies, sukcesów i dobrej zabawy, nie wystarcza mu do szczęścia. Gdy żal zaczyna zagrażać wszystkiemu, na co tak ciężko pracował… los znów stawia Bristol na jego drodze.

Bristol Matthews zaznała w życiu straty wcześniej niż większość ludzi. Teraz jest zdeterminowana, by przeć naprzód i nie oglądać się za siebie – nawet jeśli codziennie coś lub ktoś przypomina jej o dawnym ukochanym. Do czasu, aż pewnego dnia szef przydziela Bristol nowego klienta: słynnego rockmana Vince’a Jenningsa.

Choć Vince patrzy na nią tak, jakby wciąż znał każdy kawałek jej duszy, oboje trzymają się kurczowo sekretów, które mogą rozdzielić ich na nowo. Bo czy nie tak zawsze wyglądała ich historia?

Może tym razem będzie inaczej… chyba że tak naprawdę nie są sobie pisani.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68381-60-3
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POCHWAŁY DLA K. BROMBERG

„K. Bromberg zawsze zapewnia nam inteligentnie napisane, intensywne emocjonalnie i zmysłowe romanse...”

s– „USA Today”

„K. Bromberg sprawia, że człowiek wierzy w potęgę prawdziwej miłości”.

– Bestsellerowa autorka nr 1 „New York Times”, Audrey Carlan

„To zawsze lektura obowiązkowa”.

– Bestsellerowa autorka „New York Times”, Helena Hunting

„Nieodparcie seksowny romans, który pozostaje z tobą długo po zakończeniu lektury”.

– Bestsellerowa autorka nr 1 „New York Times”, Jennifer L. Armentrout

„Bromberg jest mistrzynią w podkręcaniu temperatury”.

– Bestsellerowa autorka „New York Times”, Katy Evans

„Naładowana żarem i pełna serca. Bromberg daje radę od pierwszej strony do ostatniej”.

– Bestsellerowa autorka „New York Times”, Kylie ScottPROLOG

BRISTOL

Jedenaście lat temu

Serce podskakuje mi w piersi, gdy przesuwam wzrokiem po cieniach w moim pokoju, poszukując tego, co wyrwało mnie ze snu.

_Puk. Puk. Puk._

Powstrzymuję jęk, kiedy zauważam ciemną postać, stojącą w oknie mojej sypialni.

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy mój mózg rejestruje wreszcie fakt, że morderca z siekierą nie pukałby w okno – tacy po prostu się włamują – mój telefon zaczyna wibrować na stoliku nocnym obok. Podświetlając się, ekran ukazuje kolejne przychodzące wiadomości od Vince’a.

Gramolę się z łóżka, mam zaczerwienione oczy i wciąż jestem roztrzęsiona. Rzucam okiem na drzwi sypialni, by się upewnić, że są zamknięte, odsuwam zasłonę i otwieram okno tak cicho, jak to możliwe.

– Co ty wyprawiasz? – szepczę z naciskiem, a potem chichoczę nerwowo i znowu zerkam przez ramię. Zdjął siatkę z okna. Nie ma mowy, żeby tutaj wszedł. Co, jeśli moi rodzice usłyszą? Co, jeśli tu wejdą? Co, jeśli... – Kompletnie zwariowałeś? Masz w ogóle pojęcie, jaki dostanę szlaban, jeśli moi rodzice cię tu znajdą? Jakie będziemy mieć kłopoty?

Ale jednocześnie naprawdę cieszę się, że przyszedł. Wcześniej pokłóciliśmy się jak rzadko i nie mogłam znieść tego okropnego uczucia w żołądku, kiedy kładłam się do łóżka bez wiadomości od niego.

– Kłopoty? – Śmieje się, ale nie brzmi to jak Vincent, którego znam. Wydaje się dziwny. Przybity. Może nawet pijany. – Jakby obchodziło mnie, że mogę mieć kłopoty. – Łapie mnie za kark i przyciąga moje usta do swoich.

Na ułamek sekundy wcześniejsza kłótnia zupełnie znika i zatracam się we wszystkim, czym stał się dla mnie Vincent Jennings. Mroczną iskrą w moim nieciekawym życiu. Najlepszym przyjacielem, któremu mogę powiedzieć wszystko. Buntownikiem, który nagina moje granice, kiedy ja wolałabym nie wyjeżdżać za linie – albo rysować dokładnie po nich. Człowiekiem, który patrzy na mnie i sprawia, że czuję się piękna.

Moją pierwszą miłością.

Ale w tym pocałunku i lekkim posmaku piwa na jego języku jest coś więcej, co rozpoznaję dopiero po kilku sekundach.

Jest w nim desperacja – głód – nagła potrzeba, której nie mogę pojąć.

– Vince? – zagajam, kiedy kończy pocałunek i opiera czoło o moje. Jego dłoń nadal spoczywa na moim karku, przytrzymując mnie blisko niego. – Co się dzieje?

Delikatnie kręci głową, ale się nie odsuwa.

Zachowywał się tak już wcześniej, kiedy to, co zdarza się w jego domu... akurat się zdarzyło. Przychodził do mnie nie po to, żeby rozmawiać, ale żeby mieć towarzystwo. Pojawiał się już z opuchniętym policzkiem albo rozciętą wargą, ale nie wyjaśniał niczego. Zbywał mnie tylko komentarzem w stylu „żebyś widziała tego drugiego”.

Nigdy wcześniej jednak nie pukał do mojego okna o drugiej w nocy. Nigdy nie całował mnie tak, że miałam wrażenie, jakby to mógł być nasz ostatni pocałunek. Jego obecność nigdy wcześniej nie wywoływała w moim ciele paniki takiej jak teraz.

Nie wiem, co robić, więc całuję go ponownie. Delikatnie i powoli, nieświadomie próbując dać mu wszystko, czego potrzebuje, chociaż nigdy tego nie przyzna.

– Bristol – mruczy przy moich ustach, po czym zmusza się do cofnięcia.

– Co? Co się dzieje? – Znowu zerkam w stronę drzwi. – Powiedz mi. – _Proszę, tym razem mi powiedz._ – Wejdź do środka.

W sekundę znajduje się w moim pokoju. Kiedy jego stopy opadają na podłogę, w mojej głowie brzmi to jak stado słoni i jestem absolutnie pewna, że rodzice zaraz tu wpadną.

Ale nie przychodzą.

Drzwi się nie otwierają.

Jesteśmy tylko Vince i ja, wpatrujemy się w siebie w ciemności pokoju i trzymamy się za ręce. Ale kiedy się przesuwa, a światło księżyca pada na jego twarz, widzę siniaka na policzku. Zauważam jego zaczerwienione oczy i po raz pierwszy w życiu mam nadzieję, że to z powodu alkoholu, a nie płaczu.

Chociaż jego pocałunek smakował alkoholem, wiem, że to nie z tej przyczyny.

Powaga w jego postawie mówi mi, że nie chcę wiedzieć tego, o czym mi nie mówił przez te trzy lata, odkąd jesteśmy razem.

Jego dom.

Jego tata.

Rzeczy, które się tam dzieją.

Szukam odpowiednich słów, gdy tak na mnie patrzy, z pełną rezygnacji determinacją, której nie rozumiem... i chyba nie chcę zrozumieć.

– Chodzi o to, co wydarzyło się wcześniej? – pytam, starając się znaleźć coś, czym wymażę ten wyraz jego twarzy.

W odpowiedzi posyła mi uśmiech równie subtelny, co wcześniejsze potrząśnięcie głową.

– Zastanawiałam się nad tym i uświadomiłam sobie, że wywołałam tę kłótnię, bo byłam zdenerwowana. Co ludzie o mnie pomyślą, jeśli się dowiedzą, do czego się posunęliśmy? Martwiłam się, że między nami będzie inaczej po tym, jak to zrobiliśmy... Po prostu nie chcę wszystkiego zepsuć. Nas. I... – Mój nerwowy chichot powstrzymuje moją tyradę, która jak oboje wiemy, może trwać w nieskończoność. Kładę dłoń na jego karku i przyciągam jego usta do swoich. – Jestem gotowa, Vince. Chcę...

– Nie, Shug. – Gdy czuje napięcie mojego ciała, klnie pod nosem. – Boże, tak, pragnę cię. Jak mogłabyś myśleć inaczej? W mojej głowie jesteś tylko ty. Czasami pragnę cię tak bardzo, że odczuwam fizyczny ból. Ale nie w ten sposób. Nie teraz.

– Ale... – Jego odrzucenie boli i jest bardziej dezorientujące niż to, co robi tu teraz.

– Nie widzisz tego? Zasługujesz na coś lepszego niż ja. Na o wiele więcej, niż mogę ci dać. Niż...

– Nie bądź śmieszny. – Łapię jego głowę w obie dłonie i wpatruję się w te zielone oczy, tak jasne, że prawie przezroczyste. – Jesteś wszystkim, czego potrzebuję. Jesteś dla mnie wszystkim.

– Może teraz. Ale masz przed sobą wielką przyszłość. Skończysz liceum z najlepszym wynikiem w szkole. Potem pójdziesz do college’u, a później na prawo. Chcę przez to powiedzieć...

– Już o tym rozmawialiśmy. Zaplanowaliśmy wszystko. Pojedziesz ze mną. Będziesz grał w lokalnych klubach i postarasz się, żebyś został zauważony. Nikt nie dawał nam nawet miesiąca razem, a popatrz tylko. Będzie ciężko, ale jakoś damy radę. Zawsze dajemy.

Przytakuje, ale nie patrzy mi w oczy.

– O co chodzi, Vince? Czego mi nie mówisz? – Panika podchodzi mi do gardła i próbuje wydostać się na powierzchnię.

– Wyjeżdżam, Shug.

– Co to znaczy, że wyjeżdżasz? Na weekend? – Moje myśli pędzą. – Myślałam, że pojedziemy... Nieważne. Rozumiem. Masz swoje plany. Ale w niedzielę wrócisz, prawda?

– Nie. Wyjeżdżam. Teraz. Dzisiaj. – Podnosi wzrok, żeby spojrzeć mi w oczy, a całe powietrze zostaje wyssane z pokoju, kiedy widzę wyraz jego twarzy. – Na dobre.

– Ja... nie rozumiem. – Emocje tworzą gulę w moim gardle, a po plecach przechodzi dreszcz. – Nie możesz jechać. Przecież mamy plany. – Kręcę głową, jakbym dzięki temu mogła jakoś to zrozumieć. Nie pomaga. – Ale...

– Nie zniosę tego dłużej. – Jego głos się łamie, a kiedy to słyszę, pęka mi serce.

– Czego nie zniesiesz? – pytam, ale wiem, jeszcze zanim odpowie. Jego taty. To powód, dla którego w ciągu trzech lat naszego związku spotkałam tego człowieka tylko raz i wolno mi przychodzić do domu Vincenta tylko, kiedy taty nie ma.

W Fairfield ojciec Vince’a, Deegan Jennings, jest znany z tego, że trzyma się na uboczu. Siedzi w swoim Bronco przed stadionem piłkarskim i ogląda mecze drużyny ze szkoły średniej z daleka, pragnąc, by jego syn był tam, zamiast brzdąkać na swojej używanej gitarze. To mężczyzna, który chciałby mieć za syna gwiazdę sportu, a nie wyrzutka, który nie dba o to, czy wpasowuje się w środowisko. Nieco zbyt często bywa w sklepie monopolowym, ale zawsze uśmiecha się lekko albo kiwa nieznacznie głową każdemu, kto się przywita.

Jednak ja znam go jako człowieka, którego Vince nienawidzi. Znam go jako mężczyznę, który go ostro krytykuje – często słyszałam jego poniżające docinki w tle, kiedy rozmawialiśmy z Vince’em przez telefon. Znam go jako człowieka odpowiedzialnego za ślady na twarzy Vince’a, chociaż ten nigdy tego nie potwierdził.

– Po prostu dłużej nie mogę, dobra? – Przełyka, jego głos jest napięty od łez, które zbierają się pod jego powiekami, chociaż próbuje je odgonić. – Powinienem był to zrobić w chwili, gdy skończyłem szkołę. Wyjechać stąd w cholerę... ale...

– Ale zostałeś ze względu na mnie.

Znosił całe to piekło, o którym nie chciał mówić, ze względu na mnie. Moje serce pęka nieco mocniej.

Przytakuje.

– Jesteś jedyną dobrą rzeczą, jaką tu mam, Bristol.

– Ale to nie wystarczy. – Mój głos jest ledwo słyszalny.

– Nie. To nie o to chodzi. – Unosi mój podbródek i patrzy mi w oczy, pierwsza łza spływa mu po policzku.

Ten chłopak... ten mężczyzna, którego kocham, wydaje się taki złamany i nie wiem, jak go naprawić. Jak mu pomóc.

– Wystarczasz w zupełności. Jesteś dla mnie wszystkim, ale jeśli tu zostanę, myślę, że nigdy nie będę miał szansy stać się tym, kim według niego nigdy nie będę, a ja jestem przekonany, że mi się uda.

– Tak, uda ci się. Wiem o tym. Jesteś...

– Ćśś. – Przyciska palec do moich ust i potrząsa głową. – I jeśli zostanę, ty również nie wykorzystasz szans, których potrzebujesz. Będziesz się powstrzymywać, ze względu na mnie. Wybierzesz college w takim mieście, żebym mógł mieć odpowiednią scenę muzyczną, a nie taki, który jest dla ciebie najlepszy.

– Nie, obiecuję.

– Znam cię wystarczająco dobrze. Jesteś bezinteresowna i nie mogę ci tego zrobić. Nie mogę powstrzymywać cię przed staniem się osobą, którą oboje wiemy, że możesz być.

– Mówisz tak tylko po to, żeby twoje odejście było łatwiejsze. Jesteś po prostu...

– Masz rację, jestem. – Przełyka ciężko. – Ale muszę w to wierzyć. – Kładzie dłonie na moich policzkach. Znowu opiera czoło o moje. – Tylko tak mogę to zrobić. Tak będzie najlepiej.

Czuję sól na ustach. Moje własne łzy spływają mocno i szybko, gdy mózg próbuje przetworzyć decyzję Vince’a.

To, że on naprawdę wyjeżdża.

Że odchodzi bez walki.

Mieliśmy plany. Na jutro i na całą wieczność. Na przyszłość.

_Kocham go._

Widzę te same myśli odbijające się w jego oczach. Ten sam ból. To samo cierpienie. Ten sam żal.

Nie mogę pozwolić, żeby cierpiał jeszcze bardziej przez wzgląd na lojalność wobec mnie. Nie mogę zmuszać go do przeżywania tego piekła w domu tylko dlatego, że go potrzebuję.

On potrzebuje o wiele więcej. I zasługuje na znacznie lepsze życie.

Wyciskam na jego ustach najczulszy pocałunek. _Do widzenia, Vince._ Gdzieś w głębi duszy znajduję siłę, żeby dać mu to, czego potrzebuje, chociaż mnie samą powoli to zabija.

– Rozumiem – szepczę i zacinam się na kolejnych słowach. – Tak będzie najlepiej.

Patrzy mi w oczy, a potem przytakuje i cofa się do okna.

Kolejny pocałunek.

Nasze splecione palce się zaciskają.

Wypuszczam drżący oddech, akceptując to, chociaż wcale nie mam ochoty przyjmować tej sytuacji.

Wychodzi przez okno.

_Walcz ze łzami._

Odwraca się do mnie.

_Nie pozwól, żeby głos ci się załamał._

– Zadzwonię – mówi, ale wiem, że tego nie zrobi.

Jeśli wiem coś o moim chłopaku, to z pewnością to, że dla niego zawsze jest wszystko albo nic. Jego wszystko jest teraz przed nim, a ja jestem niczym, które musi pozostawić za sobą. Jestem niczym, które może ciągnąć go w tył, a to nie pozwoli mu patrzeć przed siebie.

– Nie dzwoń – mówię.

Patrzy na mnie. W jego oczach błyszczy ból, ale już po chwili zastępuje go akceptacja.

To jest to.

Czyste cięcie.

Szansa na odejście, póki jeszcze trzymam wszystkie fragmenty siebie razem... żeby nie musiał patrzeć na to, jak się rozpadam.

Przez chwilę przygląda mi się twardym wzrokiem. Ciemność wiele maskuje i nie mam pewności, czy jestem za to wdzięczna, czy może wolałabym to widzieć.

– Do widzenia, Shug.

– Do widzenia, Vince.

– Może kiedyś się spotkamy.

– Może.

Walczę, żeby zachować spokój. Zaciskam dłonie w pięści. Zęby wbijam w dolną wargę. Zaciskam szczękę z całej siły.

Patrzę, jak cień znika w ciemności nocy...

– Vince, czekaj!

Ale on odchodzi z mojego życia.

– Już za tobą tęsknię – szepczę.

Nie udaje mi się nawet dotrzeć do łóżka, zanim się załamuję. Płyną łzy, mocno i niekontrolowanie.

Odszedł.

Moja siła zmienia się w desperację. Determinacja rozpada się wraz ze złamanym sercem.

Poczekałabym na niego. Wie o tym. Ja o tym wiem. Ale przecież nie mogę spędzić całego życia na czekaniu.

Nadzieja wystarczy, by jednocześnie utrzymać kogoś przy życiu i zniszczyć.

Trzymałabym się jej, gdybym myślała, że to pomoże.

Ale z jakiegoś powodu mam przekonanie, że wszystko już jest stracone.

On zasługuje na o wiele więcej niż bycie workiem treningowym dla swojego ojca.

– Niech wszystkie twoje marzenia się spełnią, Vince. Wiem, że pewnego dnia twoja gwiazda rozbłyśnie.ROZDZIAŁ 1

BRISTOL

Trzeba było zostać w łóżku.

Jeśli wyjący o trzeciej nad ranem czujnik wykrywacza dymu (bo bateria zawsze musi paść akurat w takim momencie), psujący się ekspres do kawy i Jagger wymiotujący na moje ubrania dosłownie chwilę przed wyjściem z domu to nie były znaki ostrzegawcze, które powinnam rozważyć, to już nie wiem, co nimi było.

A teraz, kiedy Simone wpatruje się we mnie z uniesionymi brwiami, wyczekującym spojrzeniem i kolejną prośbą na ustach, wiem już, że owinięcie się kołdrą w moim ciepłym, wygodnym łóżku byłoby o wiele lepsze od tego, na co właśnie mam się zgodzić.

– Nie patrz tak na mnie – mówi. – Zrobiłabym dla ciebie to samo.

– Różnica polega na tym, że ja nie proszę. Nigdy.

Jej westchnienie i szuranie nogami są dowodem, którego potrzebuję. Wie, że mam rację. Że to zdecydowanie jest jednostronna relacja – no chyba że liczy się to, jak rozśmiesza mnie każdego dnia. Gdyby wziąć to pod uwagę, mogłoby się okazać, że tylko dzięki niej pozostaję przy zdrowych zmysłach przez większość czasu.

I z tego samego powodu piorunuję ją wzrokiem, ale kiwam głową.

– Lepiej, żeby to był naprawdę dobry układ, skoro już zmuszasz mnie do wzięcia tego za ciebie.

– Naprawdę?

Simone klaszcze w dłonie i wykonuje krótki taniec, jej loki jak spiralki podskakują, a uśmiech staje się promienny. I wszystko to dlatego, że wzięłam za nią zmianę dzisiaj wieczorem, żeby mogła spędzić czas ze swoim ciachem miesiąca – a oni naprawdę zmieniają się co miesiąc – który akurat przyjechał do miasta. Kim jednak jestem, by odmawiać komuś zakochanemu w samej idei bycia zakochanym i lekkomyślności, która się z tym wiąże?

– Naprawdę – odpowiadam łagodnie, zła na siebie, że nie potrafię jej odmówić.

– O mój Boże. Jesteś najlepsza. Może dzięki temu znajdziesz się w centrum uwagi Xaviera, który wreszcie zobaczy, jakim jesteś darem od losu, i zacznie traktować cię jak należy.

Xavier McMann. Wygadany jak diabli. Nieprzeciętny twardziel. Nasz szef. Nadal nie mogę pojąć, jak udało mu się sprawić, że McMann Media Management stało się jedną z największych firm zajmujących się mediami i public relations w Los Angeles. Przy jego wyczerpującym grafiku, nieugiętych żądaniach i zdolnościach komunikacyjnych troglodyty wydaje się, że zauważy cię tylko, jeśli coś schrzanisz.

A jednak oboje tu pracujemy, bo on jest najlepszy z najlepszych. Jego aprobata jest jak złoty bilet do kariery w tej branży. Kontakty, jakie się zdobywa, pracując dla niego, mogą to zagwarantować. Skoro użeranie się z nim i jego żądaniami jest tym, czego potrzebuję, by nauczyć się fachu i wepchnąć stopę w drzwi, do których dobijam się już chyba od wieków, to niech i tak będzie.

Planuję pewnego dnia stać się nim.

Mieć swoją firmę reklamową lub reprezentującą artystów. Własnych pracowników. Własną reputację.

Po prostu zaczęłam z wszystkim trochę później, niż planowałam...

Sposób, w jaki wywracam oczami w odpowiedzi, sugeruje wszystko.

– Nic nigdy nie sprawi, że Xavier mnie zauważy. – _Niezależnie, jak ciężko pracuję, on nigdy mnie nie zauważy._ – Zresztą i tak nigdy nie przebywamy w tym samym miejscu. – A nawet jeśli się to zdarzy, moim najważniejszym zajęciem jest przynoszenie kawy. Najwyraźniej mój bezpośredni przełożony chce sam zająć się istotniejszymi zadaniami, by pozostawić po sobie bardziej trwałe wrażenie.

– Będzie tam dzisiaj.

– Wcale nie. Przecież jest...

– Tutaj. W Los Angeles. Wrócił z Napa wcześniej, bo wyskoczyła ta sprawa i chciał wszystkiego osobiście dopilnować. Więc masz pewność, że to ważna sprawa, skoro skrócił dla niej swoją podróż.

– A ta sprawa to...

– Nie mam pojęcia. – Simone wzrusza ramionami z obojętnością, jakby ta rozmowa w ogóle jej nie obchodziła. Jestem pewna, że jej myśli już skupiają się na wieczornej randce. – Wszystko jest utrzymywane w tajemnicy.

– I ty chcesz to przegapić?

– Wiem. Najprawdopodobniej strzelam sobie w kolano, bo pewnie po dzisiejszym dniu zostaniesz awansowana na specjalistkę czy coś takiego, gdy dasz tam czadu.

– Tak, jasne. – Macham ręką, jakbym chciała przyznać jej rację. – Jestem taką świetną dziewczynką na posyłki, że Xavier awansuje mnie w mgnieniu oka.

Ale przynajmniej świadomość, że tu będzie, da mi motywację do pracy po godzinach. Chociaż jest wrzodem na tyłku, w jego obecności zawsze pojawia się jakaś okazja.

– Daj spokój.

– A może powiesz mi, jakie są moje obowiązki na dzisiejszy wieczór?

– Nie wiem.

I właśnie dlatego późne rozpoczęcie kariery jest takie frustrujące. Często przydziela się mi młodszych pracowników, którzy nie znają niuansów.

Chociaż ja znałam niuanse nawet w wieku Simone.

– Słucham? – Ponownie wzrusza ramionami, a jej uśmiech jest tak słodki, że aż czuję, jak moje zęby atakuje próchnica. – Cóż, a możesz chociaż powiedzieć mi, kim jest klient?

– Nie. Jak już mówiłam, wszystko jest owiane tajemnicą.

– Świetnie. Nie wiesz co i nie wiesz kto. Ten pomysł przestaje mi się podobać. – Wzdycham. Ostatnim razem, kiedy wszystko było taką tajemnicą, rozpętało się prawdziwe piekło.

Simone parska, kiedy obie przypominamy sobie, jaką katastrofą okazało się przyjęcie jako klienta prezentera, który lubił szokować ludzi, by spróbować zrehabilitować go w oczach opinii publicznej. Wystarczy powiedzieć, że cała ta rehabilitacja okazała się krótkotrwała i ostatecznie daremna.

– Nie sądzę, żeby to była tego rodzaju tajemnica. Myślę, że bardziej chodzi tutaj o to, że Xavier wykradł innej firmie jakieś wielkie nazwisko i dlatego musimy utrzymać to w sekrecie. Chce, żeby zaprezentowała się jak największa liczba pracowników, by pokazać klientowi, że będziemy go wspierać na każdy możliwy sposób.

– A, czyli robimy szum.

– Właśnie.

– Czyli to jakiś on?

– Tak. Mężczyzna. Przynajmniej wiemy, że nie będzie to jakaś diwa z niedorzecznymi wymaganiami.

Posyłam jej znaczące spojrzenie, bo obie wiemy, że czasami mężczyźni potrafią być większymi diwami od kobiet.

– Słuchaj, jestem ci dłużna milion... czegoś. – Macha ręką i się śmieje. – Nie mogę powiedzieć dolarów, bo obie wiemy, że nie mam takich pieniędzy.

– To tak jak ja. – Wzdycham, nadal gardząc sobą za to, że zgodziłam się na coś takiego. – Powiedz mi, dokąd mam iść i o której muszę tam być.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij